piątek, 11 stycznia 2019

Architekt - 3

Przepraszam z góry za błędy
---

Tak jak się umówiła z Malfoyem od następnego dnia zaczęła współprace z ekipą budowlaną. Jej współpracownikiem był Ben Thomson. Trzydziestoletni dobrze zbudowany mężczyzna o szerokich barach i rozbrajającym uśmiechu. Firma budowlana należała do jego ojca. Ben był człowiekiem bardzo serdecznym i otwartym. Hermiona cieszyła się, że go poznała. Ludzie z jego firmy pracowali szybko i sprawinie, a dom rósł w oczach z każdym machnięciem różdżki,
- Hermiona!
- Co jest Ben? – przez dziurę w ścianie, która miała być szklanymi drzwiami tarasowymi weszła do środka domu.
- Zaczynamy robić schody. Zobacz czy na pewno tutaj to ma być zrobione właśnie tak. – stanęła obok mężczyzny i przyjrzała się miejscu, w którym miały zostać wzniesione schody. Przymknęła oczy i próbowała wyobrazić sobie salon. Ogromne pomieszczenie z drewnianą podłogą, samo serce domu.
- Wstrzymajcie się z wykonaniem murowanych schodów – otworzyła oczy i popatrzyła na mężczyznę. – Tutaj bardziej będą pasować otwarte, lekkie, drewniane schody, a nie te ciężkie marmurowe. Muszę to tylko skonsultować z Malfoyem. – wyszła na zewnątrz i teleportowała się. Już po chwili stała przed jego domem. Zapukała
- Panna Granger, w czym mogę służyć? – skrzat ukłonił się przed nią nisko.
- Chciałabym się widzieć z panem Malfoyem.
- Panicza Malfoya nie ma w domu.
- A kiedy będzie?
- Nie wiem. Panna McCraft przyjechała, dlatego panicz Draco wyprowadził się – Hermiona nic z tego nie rozumiała.
- Granger? – odwróciła się i na ścieżce prowadzącej do domu zobaczyła blondyna. – Co cię do mnie sprowadza?
- Chciałam wprowadzić małą zmianę do projektu, ale wolałam się upewnić czy będzie ci pasować.
- Zaraz o tym porozmawiamy. Poczekaj muszę tylko coś zabrać. – zostawił ją i wszedł do domu. Kiedy wrócił w ręce trzymał laptopa.
- Ty używasz laptopa?
- Jak widać. Muszę wracać do centrum, dlatego jeżeli ci nie przeszkadza to porozmawiamy idąc.
- Doszłam dzisiaj do wniosku, że salon zyska, jeżeli marmurowe schody zamienimy na lekkie otwarte drewniane.
- No nie wiem wydaje mi się, że wtedy utraci swój angielski charakter.
- Wiesz Malfoy zawsze twierdziłam, że jesteś dziwny, ale teraz jeszcze bardziej mnie w tym przekonujesz. Masz własną wyspę, na co dzień mieszkasz w domu na plaży a upierasz się, żeby postawić w tym odmiennym otoczeniu typowo angielską wille. Czy ty nie widzisz, że to trochę dziwaczne i nie pasuje do architektury całego miejsca? Wiem, że takie były założenia od początku, ale starałam się żeby jednak zrobić to tak, żeby nie wyglądało to jak igloo na pustyni. – zaciekawiony patrzył jak dziewczyna zawzięcie gestykuluje.
- Jak się nakręcisz Granger to trudno ci przerwać. Jeżeli to by zależało całkowicie ode mnie to ten dom wyglądałby całkiem inaczej. Ale ty tego nie zrozumiesz, a zresztą nawet nie mam zamiaru ci tego tłumaczyć. Jeżeli tylko zagwarantujesz mi, że salon nie zrobi się za bardzo w klimacie wyspowym to możesz wstawić tam lekkie schody. – zaśmiał się pod nosem widząc radość kobiety. Wyglądała w tym momencie jak mała dziewczynka, która dostała upragnionego lizaka.
- Nie musisz się niczego obawiać. Wykończeniem i dodatkami zrobimy tak, że będziesz sądził wchodząc do tego domu, że jesteś w Londynie. – widząc, że dziewczyna chce się teleportować złapał ją za przedramię.
- Granger jeszcze jedno. Przez najbliższe dwa lub trzy dni nie będzie mnie w domu. Jeżeli będziesz chciała coś skonsultować ze mną to zawiadom Orzełka. W innym wypadku nie wolno ci mówić nikomu, co budujemy. Zrozumiano?
- Dobrze, nie ma problemu. A teraz z łaski swojej puść mnie, bo chciałabym wrócić do pracy – wymownie popatrzyła na jego rękę, którą zaciskał na jej przedramieniu. Zdziwiły ją wymagania mężczyzny, ale nie skomentowała tego. W końcu niby z kim miałaby dyskutować o tej budowie. Jedyną taką osobą był Ben, ale z nim musiała ze względu, że razem realizowali ten plan. Ani ona ani Malfoy nie byli świadomi, że są obserwowanie przez kobietę, która siedziała na balkonie znajdującego się nieopodal hotelu.
***

Wieczorem za namową Bena postanowiła odwiedzić jeden z wyspowych klubów. Trochę mu zajęło przekonanie jej do tego, gdyż w pierwotnym planie zamierzała ten czas spędzić na plaży przy swoim domku z kieliszkiem wina w ręce. Teraz cieszyła się, że zmieniła zdanie gdyż dzięki temu poznała narzeczoną budowlańca Leie, która była rdzenną mieszkanką wyspy. Sympatyczna brunetka od razu przypadła pannie Granger do gustu. Aktualnie pani Architekt siedziała przy barze czekając na swoje zamówienie a towarzysząca jej para szalała na parkiecie. Kiedy barman postawił przed nią kolorowego drinka wolny stołek koło niej zajęła wysoka szczupła blondynka.
- Poproszę Martini – kiedy barman przyjął zamówienie kobieta z zaciekawieniem przyglądnęła się brunetce siedzącej na hokerze obok – Pani na wakacjach? Przepraszam, że pytam, ale nie wygląda pani na tutejsza mieszkankę.
- Ma Pani rację nie jestem tutejsza, ale też niestety nie na wakacjach tylko służbowo. Ale jeżeli Pani jest na wakacjach to zazdroszczę– Hermiona uśmiechnęła się odpowiadając.
- Nie ma czego. Wolałabym ten czas spędzić w Paryżu albo Mediolanie, ale niestety, czego to nie robi się dla mężczyzny – Panna Granger nie rozumiała postawy swojej rozmówczyni. Ona byłaby szczęśliwa mogąc spędzić urlop na tej wyspie. Za żadne skarby świata nie zamieniłaby tego na Paryż czy Mediolan, ale cóż nie każdy musi rozumować jak ona. – A czy można zapytać, czym pani się zajmuje? – zanim była gryfonka zdążyła odpowiedzieć, tuż koło niej pojawili się Ben i Leia.
- Panna McCraft jak miło panią znów widzieć – jego ton przeczył wypowiadanym słowom, a ku swojemu zdziwieniu Hermiona zauważyła, że Leia próbuje zatuszować niezadowolenie widokiem blondynki. – Już zdążyła pani poznać naszą nową panią architekt, która zaczęła z nami współpracę nad nowym projektem.
- Tak, Pani…
- Hermiona Granger.
- Miło mi Elizabeth McCraft. Nie zdążyła mi pani powiedzieć, czym dokładnie się zajmujecie – Hermiona nie zdążyła odpowiedzieć, gdyż nagle koło nich pojawił się Draco Malfoy.
- Elizabeth, tutaj jesteś a ja cię szukam po całym klubie. Leia, Ben miło was widzieć. A ty moja droga – tutaj zwrócił się do blondynki – widzę, że poznałaś już naszego nowego architekta. Granger pomaga nam w modernizacji starych budynków na wyspie, ale nie będę zanudzał cię tym tematem.
- Kochanie, żaden temat, który poruszasz nie jest dla mnie nudny. – słysząc przesłodzony ton panny McCraft Hermionie zrobiło się niedobrze, a przed oczami stanęła jej Parkinson, która w czasach szkolnych podobnie mizdrzyła się do Malfoya. Ku kolejnemu jej zdziwieniu zdążyła zauważyć, że Leia przewróciła oczami.
- Dobra Elizabeth nie będziemy już zajmować czasu Lei, Benowi i Granger. Zresztą ja muszę już wracać do hotelu, bo czeka na mnie jeszcze praca. Miłego wieczoru wam życzę. – pożegnał się kiwnięciem głowy i łapiąc blondynkę za rękę zaczął prowadzić ją do wyjścia. W momencie, kiedy nie mogli już nic usłyszeć Hermiona zwróciła się do swoich towarzyszy.
- Dobra, teraz albo mnie wyprowadźcie z błędu albo wytłumaczcie mi jedną rzecz. Z tego, co zaobserwowałam to nie przepadacie za bardzo za tą McCraft.      
- No Lei chyba nie za dobrze nam idzie ukrywanie tego, jeżeli nawet osoby trzecie to widzą.
- Cóż robię, co mogę skarbie – dziewczyna przytuliła się do mężczyzny. – Polubiłam cię Hermiono.
- Z wzajemnością Leia
- Dlatego chodź znajdziemy jakiś stolik w spokojniejszym miejscu, to wszystko ci wytłumaczymy. – po przeciśnięciu się przez tłum po chwili wyszli na taras, gdzie było trochę spokojniej. Ciepłe powietrze otuliło ją, a widok księżyca odbijającego się w morskich falach zachwycił. Zajęli jeden z wolnych stolików, kiedy się rozsiedli brunetka popatrzyła na siedząca naprzeciw niej parę, ale postanowiła nie odzywać się dopóki sami nie zaczną.
-Jak sama zauważyłaś nie przepadamy za Elizabeth McCraft. Zresztą z tego, co mi wiadomo jest to niechęć odwzajemniona. Sama wiesz, że dom, który budujemy ma być prezentem z okazji zaręczyn Draco, ale czy wiesz, dlaczego wytyczne są tak bardzo restrykcyjne? Dlaczego w tak pięknym miejscu budujemy dom, który swoim stylem odbiega całkowicie od stylu, który panuje na wyspie?
- Szczerze powiedziawszy to nie. Zresztą dzisiaj Malfoy powiedział mi, że jeżeli byłoby to zależne od niego, to dom wyglądałby całkiem inaczej.
- No właśnie- Ben zaśmiał się ponuro. – Ten dom ma być prezentem dla panny McCraft z okazji zaręczyn. Ale naszym zdaniem bardziej ma być przekupstwem.
- Przekupstwem? – panna Granger nic z tego nie rozumiała.
- Tak jak ci opowiadałem moi rodzice zostali na wyspie dzięki Draco. Zanim ją kupił wyspa zaczęła podupadać. Dopiero jego inwestycję i plany spowodowały, że znowu ożyła, a ludzie zaczęli tu przyjeżdżać.
- Ben próbuje ci zagmatwanie wytłumaczyć, że jakby nie Draco Malfoy to dzisiaj nie byłoby nas tutaj, a tym bardziej my nie bylibyśmy zaręczeni, bo rodzice Bena planowali już wyprowadzkę, ale wtedy właśnie pojawił się Draco i zaproponował ojcu Bena pracę.
- Dlatego zostaliśmy i dzięki temu mogłem stworzyć związek z tą piękną kobietą – mówiąc to uśmiechnął się do Lei.
- Ale co to wszystko ma wspólnego z waszą niechęcią do McCraft. – dla Hermiony ich tłumaczenia były dalej bardzo zagmatwane.
- Bardzo wiele. Bo widzisz, Elizabeth McCraft nienawidzi tej wyspy. Uważa ją za zapyziałą dziurę i marzy o tym, żeby Draco sprzedał ją i się przeprowadził do jakiegoś dużego europejskiego miasta. Z tego, co wiem coś ją trafia, gdy musi na kilka dni przyjechać tutaj z Londynu. Przeważnie stara się żeby to Draco teleportował się do niej, ale nie zawsze jest to możliwe szczególnie, że młody Malfoy mieszka tutaj większość część roku. Dlatego też wymyślił, że jeżeli przeniesie na wyspę trochę Londynu w postaci domu to ona zgodzi się w nim zamieszkać. Ale moim zdaniem to bez szans.
- Jak można nie lubić tego miejsca? Przecież to raj na ziemi. – Panna Granger miała oczy wielkie ze zdziwienia jak galony.
- Mnie się o to nie pytaj ja kocham to miejsce.

W tym samym czasie w leżącym nieopodal hotelu kobieta spacerowała po pokoju i zirytowana patrzyła na mężczyznę, który siedząc na łóżku stukał coś w klawiaturę laptopa, który trzymał na kolanach.
- Draco czy ty nie możesz, chociaż na chwilę odłożyć tego plastikowego pudełka?
- Jeszcze chwilę Elizabeth, zaraz kończę – ta odpowiedz nie spodobała się jej, dlatego podeszłą i zatrzasnęła klapę laptopa – Co robisz? Mówiłem ci, że zaraz kończę.
- Wybacz kochanie to niechcący. Zresztą to też – złapała laptopa i rzuciła go na stojący obok fotel, po czym usiadła na kolanach mężczyzny zaczynając go całować – myślałam, że praca może trochę poczekać a my mamy trochę przyjemniejszych spraw do nadrobienia. Przez ten miesiąc stęskniłam się za tobą.
40 minut później ubierając sukienkę patrzyła na mężczyznę leżącego w skołtunionej pościeli, który palił papierosa.
-  Co byś powiedział, żebyśmy teraz wszystko rzucili i teleportowali się na te kilka dni do Paryża albo Mediolanu?
- Wybacz, ale mówiłem ci, że tym razem nie jestem w stanie wyjechać z wyspy. Musimy poczekać na kolejną okazję. Zbyt dużo mam ostatnio na głowie.
- Nic tylko praca i praca. A ja już się w ogóle nie liczę – w jej oczach pojawiła się złość.
-  Elizabeth dobrze wiesz, że to nieprawda. Po prostu teraz za dużo się dzieje, ale jak tylko będę mógł teleportujemy się gdzie tylko zechcesz – mówiąc to podszedł do niej i stając za jej plecami objął ją i zaczął całować po szyi. – Zresztą tutaj też możemy miło spędzić czas – pod wpływem jego pieszczoty zamruczała. Nie protestowała, kiedy zaczął rękami błądzić po jej ciele, by po chwili rozpinać już zamek od sukienki, którą dopiero ubrała.
- Tak ostatnio wszystko analizowałam i doszłam do wniosku, że… - jej tok wypowiedzi przerwały ręce blondyna na jej biuście, ale po chwili się opanowała i kontynuowała – Draco, czy ty w ogóle mnie słuchasz?
- Ależ oczywiście panno McCraft – mówiąc to odwrócił ją do siebie i z aroganckim uśmieszkiem na twarzy zaczął pocałunkami wędrówkę od jej obojczyka w dół dekoltu. – Przecież umyślnie bym cię nie rozpraszał. Możesz powtórzyć, co mówiłaś? – zaśmiał się widząc, że kobieta przymyka oczy, gdy jego język dotknął jej piersi. Pomimo wielkich trudności blondynka zebrała się w sobie i dokończyła to, co chciała powiedzieć.
- Tak ostatnio wszystko analizowałam i doszłam do wniosku, że najlepszym wyjściem jednak byłoby, żebyś sprzedał wyspę i kupił hotel w Paryżu i Madrycie albo Nowym Yorku.
- Że co? – mężczyzna poirytowany przestał zajmować się pieszczotami kobiety i popatrzył na nią z niedowierzaniem.
- Mówiłam, że…
- Słyszałem, co mówiłaś Elizabeth, ale już o tym kiedyś rozmawialiśmy i chyba jasno dałem ci wtedy do zrozumienia, że nie rozważam nawet opcji sprzedaży wyspy. – podszedł wzburzony do barku i nalał sobie whisky.
- Tak wiem, ale w takim wypadku to byłoby najwygodniejsze rozwiązanie. Ty byś pracował na miejscu a ja prawie mogłabym przebywać w miejscach, które tak bardzo lubię.
- A ja bardzo lubię tą wyspę i nie sprzedam jej – na raz wypił całą zawartość szklanki. Patrząc na niego zorientowała się, że chyba przeciągnęła strunę. Dlatego postanowiła na razie odłożyć ten temat i jakoś go udobruchać.

- Draco nie gniewaj się nie mnie. Wiem, że ta wyspa to twoje oczko w głowie – podeszła do niego i zaczynając go całować zabrała się za rozpinanie jego koszuli. Nawet oziębłość w tym pocałunku ze strony mężczyzny jej nie zniechęciła. A w momencie, kiedy jej ręka wylądowała w spodniach Dracona wiedziała, że jest na wygranej pozycji i jego chłód znika. Już zdarzyła go poznać na tyle by wiedzieć, jakich chwytów i sztuczek użyć by młody Malfoy przestał myśleć o czymkolwiek. Już po chwili znowu wylądowali w łóżku.