niedziela, 30 września 2012

Kiedy słońce zachodzi... 4.


Zaraz po zakończeniu pracy przebrała się i odjechała z Malfoyem. Wiózł ją ulicami Londynu. Podziwiała oświetlone ulice. Zawiózł ją gdzieś na obrzeża miasta. Pierwszy raz w życiu czuła się naprawdę wolna. Wyłączyła wszystkie swoje hamulce postanowiła pierwszy raz zabawić się. Podał jej butelkę z której pociągnęła duży łyk. Patrzył jak stojąc na kamiennym murku zerka w ciemną otchłań Tamizy. Odsunęła się i jak małe dziecko zaczęła skakać z nogi na nogę . Złapał ją kiedy straciła równowagę i spadłaby na chodnik. Zaśmiała się patrząc w jego oczy, które teraz przypominały granatowe niebo przed burzą. Ciekawiło ją jak to jest, że jego oczy miały różny odcień zależnie od pory dnia. Od szarych, przez stalowe nawet pod ciemnogranatowe jak teraz. Magnetyzujące. Czuła się jakby wpadła w tym momencie w jakąś pułapkę, ale nie przeszkadzało jej to. Ta pułapka była bardzo ciepła i silna. Dopadło ją zmęczenie. Nie sądziła, że dzisiejszy dzień w pracy był tak wyczerpujący. Nawet nie zauważyła kiedy zasnęła w jego ramionach. Przyglądał się jej przez chwile. Zastanawiał się co zrobić. Było późno, jej rodzice zapewne już śpią, ale raczej dziwnie wyglądałoby jakby nagle wszedł do nich do domu szukając sypialni dziewczyny. Zostawiając motor teleportował się do swojej rezydencji. Położył ją do łóżka w pokoju gościnnym. Poinstruował skrzata, że ma pilnować żeby się nie obudziła, a sam wrócił po motor. W domu był z powrotem po niecałych dwudziestu minutach. Uwielbiał tą maszynę właśnie za to, że osiągała duże prędkości. Jeszcze przed położeniem się spać zaglądnął do pokoju gościnnego. Patrzył jak spokojnie śpi.
- Witaj w moim świecie księżniczko – szepną jeszcze zanim zamkną drzwi i skierował się do siebie. Czuł pełną satysfakcje. Jego plan działał idealnie.

Obudziła się wyspana. Otworzyła oczy i siadła jak oparzona. Nie wiedziała, gdzie jest. Nie znała tego pokoju. Wstała i po cichu wyszła na korytarz. Dom był ogromny. Podeszła do schodów i wtedy zdała sobie sprawę, że ktoś za nią stoi. Odwróciła się i utkwiła wzrok w dobrze zbudowanej umięśnionej nagiej męskiej klatce piersiowej. Podniosła wzrok do góry i napotkała stalowoszare oczy. I jak zawsze w pakiecie z typowym Malfoyowskim uśmiechem. Stał przed nią najspokojniej w świecie ubrany tylko w czarne jeansy z jeszcze wilgotnymi włosami.
- Jeżeli już wstałaś zapraszam na śniadanie.
- Mi się wydaje czy ja jestem u ciebie w domu?
- Nie wydaje ci się.
- A co ja tu robie?
- Idziesz na śniadanie. – złapał ja za rękę i zaczął schodzić po schodach.
- Malfoy, dlaczego ja nocowałam u ciebie? Ostatnie co pamiętam to, to, że złapałeś mnie jak spadałam z murka.
- Dziwiłbym się jakbyś pamiętała więcej.  Złapałem cię, patrzyłaś na mnie i nawet nie zorientowałem się kiedy zasnęłaś. Musiałaś być naprawdę zmęczona i alkohol na ciebie podziałał. Było dość późno więc teleportowałem nas tutaj zamiast budzić twoich rodziców – nie rozumiał dlaczego jej to tłumaczy. Przecież to nie miało żadnego znaczenia.
- Dziękuję. – sprowadził ją na dół i odsunął krzesło przy stole. Jedli w ciszy kiedy dziewczynę olśniło. – Mam! – popatrzył na nią pytająco. – Ty mi pokazujesz swój nocny Londyn, to ja ci pokaże mój Londyn za dnia.
- Co? – patrzył jak się zrywa.
- Dzisiaj mam dzień wolny. Jeżeli tylko masz ochotę to pokaże ci mój Londyn, który jest całkiem inny od twojego. Wracam do domu się ogarnąć. Jeżeli się zdecydujesz to przyjedź do mnie za pół godziny. – wyszła zostawiając go samego. W tym momencie nie przyszło mu nawet do głowy, że ciemność nie musi być osobnym światem, bo przecież jasność i ciemność się uzupełniają. Jedno nie istnieje bez drugiego.

Zaskoczył siebie i ja kiedy dokładnie pół godziny później podjechał pod dom jej rodziców. Widział na jej twarzy uśmiech kiedy wyszła na zewnątrz. Po chwili siedziała już za nim i ruszyli przed siebie. W czasie jazdy pokazywała mu gdzie jechać. Zostawili motor i ruszyli dalej na piechotę. Śmiał się patrząc jak kręciła się wśród kolorowych kramów mierząc różne dziwne kapelusze. Stać ją było na zakupy w ekskluzywnych butikach, a ona z zapałem przeglądała ubrania i różne dodatki na najzwyklejszym targu znajdującym się na ulicy. Kiedy wyszli z tego tłumu ludzi zadowolona niosła ze sobą dwie chusty, które kupiła. Potem zabrała go do parku. Dziwił się bo przecież, to było dobrze mu znane miejsce. Ale nie doceniał jej. Kiedy tylko odeszli do parkingu i od ludzi pociągnęła go za rękę schodząc z ścieżki. Pokazując mu tą część, której nigdy nie widział. W porze obiadowej chciał zaprosić ją do restauracji, ale nie zgodziła się. Pociągnęła go za to do jednej z tych dziwnych białych budek do których nigdy nawet się nie zbliżał. Nie rozumiał co ci mugole w nich widzą.
- Trzymaj to najlepsze hot-dogi w całym Londynie. – niepewnie popatrzył na dziwną bułkę.
- Mam zjeść ciepłego psa? – słysząc to roześmiała się.
- Nigdy nie jadłeś, ani nie słyszałeś o hot-dogach? Hot-dog to specjalna bułka z parówką z musztardą i ketchupem podawana na ciepło. Te to wersja bogatsza bo z dodatkami jak sam widzisz np. sałaty, pomidora i inne rzeczy. Jedź bo ci wystygnie. – Z pewną dozą ostrożności ugryzł pierwszy kęs. – Ja nie powinnam tego jeść, ale nigdy nie mogę się oprzeć.
- To jest świetne. Chce jeszcze jednego. – zaczęła się śmiać widząc jak kupuje kilka hot-dogów i prosząc o zapakowanie ich do specjalnej torby utrzymującej ciepło. Wsiedli na motor i znowu ruszył w jedynie sobie znanym kierunku. Jechali, a słońce zachodziło za horyzont. Po dłuższym czasie zjechał na boczną drogę, żeby po kilkuset metrach zatrzymać się. Wiedziała, że nie są już w Londynie. Zsiedli i dopiero wtedy zorientowała się, że musiał przywieść ją na południe od Londynu nad kanał La Manche. Podeszła bliżej i stanęła nad stromym urwiskiem. Złapał ją i cofnął o krok. Uśmiechnęła się do niego. Usiedli.
- Najbardziej lubię obserwować jak dzień przechodzi w noc. Jak pojawia się wszechogarniająca ciemność. Szczególnie tutaj, gdzie nie ma żadnych lamp. – podał jej hot-doga. Siedzieli i jedli w ciszy. Nie był już tak ciepły jak powinien ale i tak był dobry.  Popatrzył na nią i kciukiem starł kropkę ketchupu z kącika jej ust. Zatapiając się w jej roziskrzonych oczach oblizał palec. Przybliżył się do niej i delikatnie ją pocałował. Nie sprzeciwiała się. Żadne z nich nie wiedziało, że w tej chwili coś się zmienia. Ona, która nie ufała mu i nie zamierzała dać się wykorzystać jak pierwsza lepsza i on który chciał tylko się zabawić.

Żadne z nas nie wiedziało jak bardzo los chce z nas zakpić.

Oderwali się od siebie. Nic nie mówiąc Hermiona popatrzyła w dół, gdzie fale rozbijały się o skały. Odwiózł ją do domu i jakby nigdy nic pożegnał się skinięciem głowy nawet nie ściągnąwszy wcześniej kasku. Była jakaś nie spokojna nie mogąc zasnąć. Leżała i myślała o pewnym blondynie i nad tym co on może kombinować.

Miała zły dzień. Zdjęcia nie wychodziły, ciągle coś było nie tak. Głowa już jej pękała od tego wszystkiego.  Siedziała pod ścianą z zamkniętymi oczami i próbowała uspokoić harmider w głowie.
- Chodź – nie musiała otwierać oczu, żeby wiedzieć kto nad nią stoi – Zmywamy się stąd.
- Nie mogę. Zaraz wracamy do pracy – oparła czoło na kolanach chowając głowę. Potrzebowała chwili spokoju, inaczej czuła, że zwariuje.
- Możesz. Pamiętaj, że to ja jestem tutaj prezesem. – powoli podniosła głowę i popatrzyła na chłopaka. - Mówię poważnie chodź. – chwyciła podaną rękę.
- Leo, jakby ktoś szukał panny Granger to jej dzisiaj już nie będzie. Zabieram ją.
- Oczywiście panie prezesie. – chłopak kiwnął głową z wyrazem szacunku. Patrzył jak odchodzą. Wyglądali niczym para idealna.
- Nie wyglądasz najlepiej.
- Dzięki – skrzywiła się.
- Mówię poważnie. Może zawiozę cię do Munga?
- Nie, to tylko ból głowy.
- Dobra w takim razie zaraz skombinujemy eliksir przeciwbólowy.
- Nie. Po eliksirze przeciwbólowym robie się strasznie senna i przestaje kontaktować ze światem na kilka godzin. Potrzebuję apteki.
- Czego?
- Takiego mugolskiego sklepu podobnego do sklepu z eliksirami. Musze kupić tabletki bo w studio mieli tylko paracetamol, a na niego jestem uczulona. – wytłumaczyła mu gdzie ma jechać. Kiedy tylko wyszła z apteki zabrał ją do siebie. Po zażyciu tabletek czuła się lepiej. Siedzieli w jego salonie i rozmawiali. Nie pojmował tego co robi. Wysyłając jej liściki nie o to mu chodziło. Tekst był lekko erotyczny. Chciał jakby to powiedział jego wuj zbałamucić grzeczną Granger. Zaciągnąć do łóżka, ale tak by ona była pewna tego, że sama tego chciała. A on co? Zamiast realizować swój plan siedzi niczym grzeczny chłopiec i najnormalniej w świecie z nią rozmawia.
- Najbardziej szalona rzecz jaką zrobiłaś?
- Za pomocą zaklęcia powycinałam serduszka w każdej parze bielizny Rona. Zdenerwował mnie wtedy więc poczekałam, aż razem z Harrym pójdą na trening i zakradłam się do jego pokoju. A teraz to zwiałam z sesji zdjęciowej, której jeszcze nie zakończyłam. A ty?
- Skoczyłem nago z wodospadu.
- Żartujesz!
- Nie. To był zakład z Blaisem. Musiałem go wygrać.
- No tak urażona duma Malfoya by tego nie przeżyła.
- Coś ty powiedziała? – powoli podszedł do niej.
- Nic.
- Na pewno? – złapał ręce kobiety i wpił się w jej usta. Nie była mu dłużna. Puścił jej dłonie by po chwili czuć jak głaska jego włosy. Odsunął się od niej.
- Ja musze już iść. – zanim się zorientował wyminęła go i wybiegła z rezydencji zatrzaskując drzwi. Po chwili już jej nie było. Oparł ręce na sofie i przymknął oczy starając się w tym momencie nie myśleć o pewnej modelce.

Wszedł rano do salonu i ze zdziwieniem stwierdził, że nie ma nigdzie ekipy od reklamy.
- Cześć Ann – kuzynka była pierwsza osobą, którą spotkał. – Co tutaj się dzieje? Gdzie ekipa?
- Odwołano dzisiaj zdjęcia. Hermiona nie mogła dzisiaj przyjść. Podobno wróci dopiero za dwa dni.
- Jak to?
- Musiała w tempie natychmiastowym teleportować się do Stanów. Wczoraj w nocy zadzwoniła do niej menagerka.
- Ale wróci?
- Tak.
Nie mógł sobie znaleźć miejsca. Nic mu nie wychodziło, a szczególnie praca. Zdenerwowany stwierdził, że nic nie zrobi dzisiaj dlatego wsiadł na motocykl i pojechał przed siebie. Tak samo nieswój czuł się przez kolejne dwa dni. Starał się pracować, ale nie była to owocna praca. Nie rozumiał sam siebie. Siedział w czwartek rano z jednym z projektantów i przeglądali nowe wzory biżuterii kiedy drzwi się otworzyły i do środka weszła ona. Uśmiechnięta, ubrana w jasną sukienkę z okularami przeciwsłonecznymi założonymi na głowę. Draco zaśmiał się w myślach widząc maślany wzrok swojego pracownika.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry panno Granger - gdy tylko go zobaczyła jej uśmiech się powiększył. – Miło widzieć, że szybko pani do nas wróciła. – widziała, że Malfoy specjalnie bawi się tą formalnością. Uśmiechając się przy tym po swojemu. Bo oczywiste było, że z Annabell, nim i kilkoma innymi osobami przeszła na mniej oficjalną komunikację.
- Musiałam. Wyjazd wypadł mi niespodziewanie. Postarałam się załatwić wszystko jak najszybciej i jestem. Allan możemy zabierać się do pracy?
- Oczywiście skarbie, ustawie tylko aparat i lampy. – Draco jeszcze chwile popatrzył na tą piękną kobietę i ku rozpaczy projektanta biżuterii oznajmił, ze idą do biura. Czuł się jakby ktoś zdjął z niego jakąś klątwę. Praca szła mu szybko i sprawnie. Zatwierdził projekty nowej kolekcji i wysłał je do Ann po czym zajął się wszystkimi zaległymi papierami. O trzeciej popołudniu skończył pracę i zszedł na dół. Stała ubrana cała na biało z całkowicie odsłoniętymi plecami. Włosy upięte miała nad samym karkiem. Opierała się o ścianę z zalotnym spojrzeniem skierowanym w stronę aparatu. Wyglądała zjawiskowo.
- Nie! Czegoś mi tutaj brakuje!
- Allan robimy to ujęcie już szósty raz i ciągle coś ci nie gra. – niezadowolona popatrzyła na fotografa
- Wiem kochanie, przepraszam cię, ale naprawdę brakuje tutaj czegoś na tym zdjęciu. Proszę cię o jeszcze trochę cierpliwości. – zaczął się rozglądać zastanawiając się czego potrzebuje. W końcu wpadł na pomysł.
- Panie Malfoy
- Tak?
- Czy mógłby pan na sekundę podejść do Hermiony – nie rozumiał po co to komu, ale spełnił prośbę fotografa.
- To jest to!
- Co? – zdziwił się blondyn tym bardziej, że Hermiona się zaśmiała
-Widocznie Allanowi brakowało modela i właśnie go znalazł
- Zwariowaliście, ja nie zamierzam brać udziału w zdjęciach.
- Świetny pomysł! Pomyśl tylko Smoku żaden sklep jubilerski nie ma takiej reklamy. Na zdjęciu sama Hermiona Granger i do tego  jeszcze z prezesem firmy. – Annabell podłapała wizję fotografa.
- Nie. Znajdźcie innego modela. Zresztą popatrzcie jak to wygląda ona w takiej delikatnej białej kiecce, a ja na czarno w skórzanej kurtce.
- I właśnie o to chodzi panie Malfoy. Tego mi brakowało. Hermiona sama była zbyt delikatna. – blondyn nie dał się przekonać dlatego musiała zaatakować.
- Tchórzy jak każdy ślizgon. – szepnęła tak, że prawie nikt nie słyszał.
- Coś ty powiedziała? – był stuprocentowym ślizgonem. Wiadomo, że ich główną cechą jest przebiegłość. Nie oznaczało to jednak, że był tchórzem.
- To co słyszałeś – nie patrząc na otoczenie rozmawiali między sobą.
- Dobra, co mam robić? – postanowił podjąć wyzwanie.
- Nic wielkiego. Przybliż się jeszcze trochę do Hermiony. Spleć swoją lewą dłoń z jej prawą, tak by było widać jak najlepiej jej bransoletkę. Deb, podaj może ten męski zegarek. Tak ten czarny. Draco, oczywiście mam nadzieję, ze nie będzie ci przeszkadzać to, że będę zwracał się do ciebie po imieniu.
- Bez problemu.
- Świetnie. Ubierz ten zegarek. Dobrze. Zostańcie tak. Tak to jest to.  Dobra, teraz Draco stań przodem do obiektywu . Deb weź ten długi naszyjnik, niech Hermiona go ubierze, ale nie na przód. Zarzuć go na plecy. Słońce stań tyłem do obiektywu. Połóż dłonie na ramionach Draco i stań tak, żebyś opierała się o niego. Tak dokładnie o to mi chodziło, a do tego ta głowa zwrócona do obiektywu.  Jesteś cudowna. – przez kolejne pół godziny zarówno Allan jak i Hermiona dyrygowali Draconem. Kiedy skończyli blondwłosy mężczyzna był szczęśliwy jak nigdy w życiu. Postanowił, że więcej nie da się namówić na coś takiego. Bliskość szatynki mu nie przeszkadzała, gorzej z tym dyrygowaniem. Stań tak, stań siak. Po prostu nie lubił jak ktoś mu dyktował co ma robić.

Pożegnała się i wyszła ze sklepu. Postanowiła się przejść zamiast teleportować się do domu. Po drodze weszła do kawiarni i kupiła kawę na wynos.  Idąc uśmiechała się do swoich myśli. Usłyszała nagle warkot silnika. Obok niej zatrzymał się czarny motor. Motocyklista nie ściągał kasku tylko podniósł szybkę. Dlatego zobaczyła tylko zimne stalowoszare magnetyczne spojrzenie.
- Wsiadasz? – nic więcej tylko jeden wyraz. Nie zastanawiając się złapała za kask, który jej podał i usiadła obejmując go w pasie. Pozwoliła, żeby zawiózł ją tam gdzie chce. Po chwili byli już w domu mężczyzny.
- Dlaczego nie teleportujesz się tylko jeździsz wszędzie na motorze?
- Bo lubię na nim jeździć. Lubię warkot silnika i prędkość. Powiedź mi lepiej o czym myślałaś jak szłaś ulicą?
- Nie chcesz wiedzieć.
- Chcę
- Nie chcesz
- Hermiona! – zaskoczył ją. Zawsze była szlamą, od czasu pierwszego pokazu Granger, a tu nagle Hermiona.
- Myślałam o tym, że pierwszy raz bezkarnie mogłam tobą dyrygować.
- Że co! – oburzył się. Dopadł jej. Przestraszyła się, ale nie spodziewała się, że on zacznie ją łaskotać. Przestał dopiero jak popłakała się ze śmiechu. Wytarł ręka łzy z jej policzka, ale nie zabrał ręki delikatnie gładząc miękką skórę. Wszystko potoczyło się zaskakująco zarówno dla jednego jak i dla drugiego. Zaczęli się całować, gdy już po chwili rozpinał  jej sukienkę. Wziął ja na ręce i nie przestając całować zaniósł do sypialni.

Pamiętam każdy jego pocałunek, którym mnie obdarzył tamtej nocy. Każde jego słowo jest jakby wyryte w mojej pamięci. 

Po wszystkim leżała na brzuchu i patrzyła się na blondyna, który głaskał ją po plecach.
- I widzisz, jak mówiłem noc wyzwala żądze, a ja wciągnąłem cię do mojego świata.
- Nad światłem nie tak łatwo zapanować. Zawsze jakoś rozjaśni mrok, chociażby było małym promyczkiem. – ta kobieta go zadziwiała pod każdym względem. Wyciągnął papierosa i miał go już odpalić, kiedy Hermiona się zerwała i wyciągnęła mu go z ust. – Nie wiesz, że palenie szkodzi.
- Na coś trzeba umrzeć.
- Ale lepiej później niż wcześniej. A paląc powodujesz, że wcześniej. Przy okazji trując mnie.
- Już spokojnie. Widzisz chowam zapalniczkę. – schował ją do szafki. Przyciągnął dziewczynę do siebie i przytulając ją ułożył się do snu.

Ot tamtej szczególnej nocy coś się w nas zmieniło. Ja zmieniłam coś w nim, on zmienił coś we mnie.
---
No to by było na tyle z przedostatniej części, która jest trochę przydługawa. Wiem po waszych komentarzach spod poprzedniej części poprzedniej, że spodziewaliście się czegoś innego. Ale ja całość mam napisaną od dobrych paru miesięcy i nie chciałam nic w tym zmieniać.

48. Kara cz. 3


Znowu schodziła za ślizgonem po schodach do lochów. Idąc tak za nim zastanawiała się, co może mu chodzić po tej jego chorej łepetynie. Dyskretnie przyglądała się jego wysportowanej sylwetce. Nawet w tych spoconych ciuchach nie tracił na wyglądzie. Zostało jej do zejścia jeszcze trzy schody, gdy nagle podwinęła jej się noga i całym swoim ciałem spadła na idącego przed nią chłopaka. Niespodziewający się niczego Draco upadł na marmurową posadzkę, a od sklepienia odbiło się echo spadającej miotły, którą wypuścił z ręki.
- Granger taka niecierpliwa jesteś?
- Przepraszam to niechcący. – podnieśli się. Policzki Hermiony zdobił rumieniec.
- Nie masz, za co następnym razem poczekaj z rzucaniem się na mnie, aż dotrzemy do mojego pokoju.
- Ciągle ci się coś wydaje Malfoy. Pamiętaj, nigdy się na ciebie nie będę rzucać. Nie jestem jedną z twoich pustych wielbicielek. A teraz idziemy czy będziemy siedzieć na korytarzu? – pewność w jej głosie zdziwiła go. Jej pewność siebie i zdecydowanie powodowały, że stawała się jeszcze bardziej pociągająca.
- Oczywiście. Mam dla ciebie inną rozrywkę na wieczór niż siedzenie na korytarzu.- mówiąc to Malfoy ruszył do przejścia w murze prowadzącego do kwater ślizgonów.
- Ja bym wolała jednak zostać tutaj. Posiedzę sobie cichutko do północy, a następnie wrócę do siebie.
- Idziemy Granger.
- Ale…
- Żadne „ale” Granger. Moja cierpliwość się skończyła –mówiąc to Draco podszedł do dziewczyny, złapał ją i przerzucił przez ramie. Reakcja Hermiony była natychmiastowa
- Malfoy postaw mnie na ziemie w tej chwili!!!
- Nie drzyj się Granger. Bądź spokojna, bo będę musiał cię uspokoić. – słowa chłopaka nic nie dały. Nawet wejście do pokoju wspólnego ślizgonów nic nie dało. Gryfonka dalej się darła, co nie uszło uwadze nielicznym ślizognom, którzy znajdowali się w salonie. Pomimo tego Draco jakoś się nie przejął wszedł po schodach kopnięciem otworzył drzwi do dormitorium. Po czym udał się do prywatnej łazienki, gdzie wstawiwszy dziewczynę pod prysznic odkręcił zimną wodę.
- Malfoy!!!!!!!!!!!!! Kretynie, co ty robisz? - Dziewczyna chciała uciec spod prysznica, ale chłopak zasłaniał całe wyjście, więc zrobiła jedyny możliwy ruch, czyli zakręciła zimna wodę.
- Uspokajam cię Granger – uśmiech na jego twarzy doprowadzał ją do furii.
- Jestem cała mokra! Wracam do siebie. Przepuść mnie! –słysząc to Malfoy spoważniał.
- Chyba zapomniałaś, że jeszcze nie ma północy.
- Ale jestem cała mokra. Muszę się przebrać, bo jest mi zimno!!!
- Nie krzycz Granger. Trzymaj – rzucił w jej kierunku puszysty biały ręcznik. Hermiona okryła się nim. – Jeżeli nie ściągniesz tych mokrych ciuchów to dalej będzie ci zimno.
- Dlatego pozwól mi wrócić do siebie – jej przesłodzony błagający głos nie zrobił na nim wrażenia.
- Nie. Zrobimy tak. Na chwile wyjdę a kiedy wrócę, masz być owinięta tym ręcznikiem a twoje ubrania mają leżeć na ziemi.
- Całkowicie zgłupiałeś! Nie ma mowy. Po drugie możemy użyć czarów by wysuszyć moje ubranie.
- Granger licz się ze słowami. Pamiętaj, że masz mnie słuchać. Na tym polega twoja kara, masz mnie słuchać i być miła. Chyba, że chcesz mi zrobić tą przyjemność i udowodnić, że nie jesteś honorowa. A czarów nie użyjemy, bo nie mam na to najmniejszej ochoty
- Wiesz, co Draconku? Świnia jesteś.
- Pomyliłaś mnie z kimś innym słońce. A teraz masz pięć minut i uwierz, że ja nie żartuje. – wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Dziewczyna siadła na dnie brodzika. Sama dobrze wiedziała, że Malfoy ma rację i jeżeli nie zrobi tego, co jej powiedział wyjdzie, że jest bez honoru.

*** 5 minut później.

Drzwi do łazienki otworzyły się. Malfoy wszedł do środka. Na środku podłogi leżały mokre rzeczy gryfonki. Za to na stołku w rogu pomieszczenia siedziała Hermiona. Nagie ciało okrywał jedynie puszysty biały ręcznik. Mokre loki spływały na ramiona, podkreślając delikatną urodę dziewczyny. Widok ten spowodował, że ślizgonowi zrobiło się gorąco. Podszedł do niej i dotknął zaróżowionego policzka. Po czym upomniał sam siebie w myślach żeby się uspokoić.
- Widzisz i po co zgrywać taką upartą dziewczynkę. Trzymaj. Ubierz to, bo się przeziębisz, a tego byśmy nie chcieli. – wręczył jej kupkę ubrań. – ta bielizna w pudełku jest od Amii, więc się nie przejmuj jest czysta. Jak się ubierzesz, to przyjdź do mnie. Masz na to góra piętnaście minut.

***

Siedział w fotelu i popijał whisky. Czekał na gryfonkę. Drzwi się otworzyły a w progu nieśmiało stanęła Hermiona Granger. Bluza Dracona, w którą miała na sobie była na nią za duża. Sięgała jej do połowy uda. Patrząc na nią w tym ubraniu uświadamiał sobie coraz bardziej jak bardzo ta drobna gryfonka jest pociągająca. Wskazał jej ręką miejsce na łóżku, na którym usiadła i podwinęła pod siebie nogi. Podszedł do niej i wręczył jej kieliszek Martini. Patrzył jak dziewczyna upija łyk i bawi się płynem w kieliszku. Próbuje unikać jego wzroku. Zaczął wodzić ręką po kasztanowych włosach dziewczyny, następnie po policzku. Jego dotyk był zdecydowany a zarazem delikatny. Złapał delikatnie dziewczynę pod brodę, zmuszając ją do tego by popatrzyła mu w oczy.
- Malfoy, co ty robisz?
- Jak to, co? Odbywasz swoją karę.
- Ja się nie…
- Cicho. – zatkał jej usta ręką.- Obiecuję, że nie zrobię ci nic złego. Nie stanie ci się krzywda. A pamiętaj, że masz być grzeczna –odebrał jej kieliszek, po czym delikatnie położył ją na miękkiej pościeli. Jego ręce głaskały delikatne ciało Hermiony. Wędrowały powoli po udach, centymetr po centymetrze, poznając jej skórę. Dziewczyna leżała z zamkniętymi oczami starała się myśleć o tym, że ręce, które ją dotykają to ręce Dracona Malfoya. Osoby, której nie nawiedzi. Lecz nie było to proste. Jego dotyk był delikatny i elektryzujący. Robiło jej się gorąco i nie chciała żeby przestawał. Nagle ją sparaliżowało. Zanim się zorientowała Draco leżał na niej. Już otwierała usta by zaprotestować, gdy usłyszała uspokajający głos.
- Ciii, nie denerwuj się. Tak jak mówiłem nie zrobię ci krzywdy. – zanim zdążyła zaprotestować poczuła na swoich ustach usta blondyna. Tak jak wcześniej jego ręce tak teraz wargi wędrowały po ciele dziewczyny, co powodowało u niej gęsią skórkę. Pieszczoty Malfoya były delikatne, a zarazem starał się żeby nie ingerować w jej intymność, co bardzo ją dziwiło. Nie sądziła nawet, że całowanie skóry dłoni od wewnątrz może być tak ekscytujące. Kiedy muskał skórę na jej udach, czuła jak rośnie w niej podniecenie i pożądanie. Po dłuższym czasie Draco położył się koło niej. Głaskał ją po głowie i delikatnie drażnił jej wargi językiem, po czym zaczęli się całować. Hermiona nie rozumiała, co się z nią dzieję, powinna być jak najdalej od niego, a tak naprawdę chciała być jak najbliżej. Przymknęła oczy, kiedy oderwał się od niej poczuła się senna. Zanim Draco zdążył się zorientować panna Granger już spała.

Położył się na boku i patrzył w zamyśleniu na dziewczynę. Nie tak miała wyglądać jej kara. Nie tak to sobie wyobrażał. Ale to jej bliskość wszystko pokrzyżowała.

***

Gdy się obudziła, nie wiedziała gdzie jest. Pomimo tego było jej ciepło i przyjemnie.

- Witamy śpiąca królewno. Wyspałaś się?
- Która jest godzina?
- Siódma
- W takim razie mogę już iść. Moja kara się skończyła. –wstała z łóżka i chciała skierować się w stronę wyjścia.
- Granger, może lepiej tak nie wychodź – mówiąc to wskazywał na jej ubiór.- Nie powiem żebyś źle w tym wyglądała, bo mi się bardzo podobasz, ale co pomyślą inni?
- Masz rację, może lepiej najpierw się przebiorę.

Dziesięć minut później Hermiona już w swoim ubraniu zmierzała w stronę wyjścia, gdy nagle Malfoy zagrodził jej drogę. Podszedł do niej, po czym obejmując ją zaczął delikatnie całować.

- Kara się już skończyła, więc co ty robisz Malfoy?
- Całuje cię na pożegnanie.
- W tej chwili przestań i puść mnie.
- Pod jednym warunkiem. Że mi coś obiecasz.
- Tobie! Co Ty wymyślasz Malfoy.
- Nic takiego. Po prostu pogadaj czasami ze mną. Tak jak wczoraj
- Malfoy czy na pewno się dobrze czujesz? – popatrzyła na niego podejrzliwie.
- Oczywiście, że tak. – nie zgodziłaby się z tym gdyby nie fakt, że na jego twarzy pojawił się cwany uśmiech. Hermiona wiedziała, że Draco znowu coś kombinuje. Ale w tej chwili nie chciała dowiadywać się co. Pocałowała go w policzek, odsunęła się od niego i wyszła zamykając cicho drzwi.

47. Kara cz. 2/ List


Clar była pogrążona w rozmowie z Draco, a Hermiona z rezygnacją piła sok. Jakoś nie mogła zmusić się, aby cokolwiek przełknąć. Postanowiła, że ma dość, więc wstała i najzwyczajniej w świecie chciała odejść, gdy nagle:
- Granger gdzie się wybierasz? – Malfoy złapał ją za nadgarstek
- Skończyłam obiad, więc chciałam wyjść.
- Ty skończyłaś obiad? Kobieto nie rozśmieszaj mnie. Przecież ty niczego nie zjadłaś. Siadaj, nie wyjdziesz dopóki czegoś nie zjesz.
- Ale ja nie jestem głodna
- Nie wyjdziesz, jeżeli nie zjesz wszystkiego z tego talerza. – mówiąc to postawił przed nią talerz, na który Clar nałożyła spaghetti. Jeszcze bardziej zrezygnowana dziewczyna siadła i zaczęła dłubać widelcem w jedzeniu.
- Hermiono nie załamuj się. Zjedz i będziesz miała spokój – Clar próbowała pocieszyć gryfonka. Nie mogła patrzyć na jej zrezygnowana minę.
- Wiesz, co Clar masz rację, czym szybciej tym szybciej stąd pójdę – po chwili na talerzu nie było ani grama makaronu.
- No widzisz Granger jak chcesz to potrafisz być grzeczna. – Malfoy uśmiechał się mówiąc to do niej, co jej się nie spodobało. Gdy dziewczyna chciała odejść znowu złapał ją za rękę
- Najchętniej nie puszczałbym cię nigdzie. Ale dam ci chwile wolnego. Za półgodziny spotkamy się przy wejściu do wielkiej sali. Nie spóźni się, bo znowu będzie bolało, a tego chyba nie chcesz. – puścił jej rękę i pogrążył się w rozmowie z Amii, która słuchając ich rozmowy, a raczej monologu Malfoy. Była bardzo ciekawa, jaką to karę ma gryfonka.

***

Gdy wyszła z wielkiej sali skierowała się po schodach z zamiarem dotarcia do wierzy Gryfonów, lecz w tym momencie na jej ramieniu wylądowała brązowa sowa z listem przywiązanym do nóżki. Gdy go odwiązała ptak odleciał, a ona w ręce trzymała kremowa kopertę zaadresowaną pismem, które od razu rozpoznała. Dlatego też zmieniła zdanie i skierowała się na błonia. Po pięciominutowym spacerze doszła na drugi koniec jeziora, gdzie praktycznie nikt już nie chodził, dlatego miała trochę spokoju. Usiadła pod drzewem. Otworzyła kopertę i wyjęła złożoną kartkę, która po rozłożeniu cała była zapisana tym tak dobrze znanym jej pismem.



Droga Hermiono,



Pisze do Ciebie dopiero teraz, gdyż wcześniej nie miałem czasu. Właśnie wróciliśmy z chłopakami do Francji z kolejnych koncertów. Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku. Bo u mnie nie najgorzej. Właśnie siedzę w ogrodzie i pisząc do Ciebie podziwiam jak winorośla w mojej winnicy zaczynają puszczać pierwsze liście. Tak, dobrze przeczytałaś w mojej winnicy. Ostatnia trasa koncertowa przyniosła mi spore zyski, dzięki czemu mogłem kupić sobie(sam, bez pomocy finansowej rodziców) dom i winnice w Prowansji, który wcześniej sobie wybrałem. Chciałbym, żebyś mogła go zobaczyć. Jestem pewny, że zakochałabyś się w tym miejscu tak jak ja. Dlatego mam nadzieję, że za jakiś czas, kiedy skończysz szkołę przyjedziesz do mnie. Wiem, jak kochasz Francję, dlatego jestem pewny, że Ci się tu spodoba. To miejsce jest magiczne, gdzie z kieliszkiem winna z własnej winnicy przy zachodzie słońca siedzę w ogrodzie i oddycham powietrzem, które pachnie ziołami i lawendą. W takich momentach wszystkie problemy znikają niezależnie czy są duże, czy małe.

Pisze także, do Ciebie gdyż pomimo sielankowego życia mam jednak mały problem. Jakoś ostatnio opuściła mnie wena i nie mogę wymyślić żadnego sensownego tekstu piosenki, a dobrze pamiętam, że przychodziło Ci to z łatwością. No wiesz, o co mi chodzi. Jakbyś mogła wspomóc kolegę, to byłbym wdzięczny.

Muszę kończyć, ale za niedługo znowu się odezwę. Mam nadzieję, że ten dupek Malfoy Cię nie niepokoi. Bo jakby, co to daj tylko znać, a coś na to poradzimy. Z niecierpliwością czekam na wieści od Ciebie. Całuje

                                                                                                                         Natt



Po przeczytaniu listu uśmiechnęła się. Nie sądziła, że Natt tak szybko wyprowadzi się z Londynu. Myślała, że za jakiś czas wróci. Przeczytała jeszcze raz pierwszą część listu i zamknęła oczy. Delikatne wiosenne słońce ogrzewało jej twarz, dzięki czemu łatwiej było wyobrazić sobie pola lawendowe i winnice, które ogrzewa ciepłe słońce Prowansji. Natt miał rację uwielbiała Francję. Zakochała się w niej podczas wyjazdu w czasie wakacji z rodzicami. Dwa tygodnie, które spędziła w tym kraju spowodował, że ma do niego sentyment. Niestety sielankowe rozmyślania panny Granger przerwało ukłucie w palec. Wiedziała, że nie warto tym razem ryzykować. Wstała schowała złożony list od Natta do kieszeni i ruszyła w stronę zamku.

***

 Kiedy wyszedł z lochów ona już siedziała na schodach.
- Tego się nie spodziewałem
- Czego Malfoy?
- Że jak przyjdę to już będziesz. Jednak nie jest z tobą tak źle Granger.
- A miałam inne wyjście?
- Jakby nie patrzeć to chyba nie.
- No, więc po co miałam przyjść?
- Mam trening Quidditcha
- No i co z tego? – popatrzyła na niego zdziwiona.
- Nic, po prostu idziesz ze mną i będziesz oglądać – słysząc to dziewczyna jęknęła – Nie jęcz Granger. Jęczeć to będziesz przy innej okazji i to z przyjemności.
- Znowu śnisz Malfoy. Uważaj tylko, bo przez to spadniesz z miotły.
- Ty się tak o mnie nie bój maleńka.

***

Po kilku godzinach siedzenia na trybunach miała dość. Jeszcze mecz mogła oglądnąć, ale siedzenie i patrzenie na trening bardzo ją nużyło. Kiedy Malfoy wrócił na trybuny dziewczyna myślała, że z radości rzuci mu się na szyję.
- Masz dobry humor, czyży tak ci się podobał nasz trening kwiatuszku gryfoński?
- Nie. Po prostu cieszę się ślizgońska świnko, że to już się skończyło i mogę stąd iść.
- Świnko?!
- No tak, nie moja wina, że jesteś spocony jak świnia.
- Oj Granger rusz się lepiej. Idziemy.
- Gdzie? Myślałam, że mogę już iść do siebie.

- Jest dziewiętnasta, do północy zostało jeszcze pięć godzin. – gdy ślizgon to powiedział zrezygnowanie wróciło na jej twarz. Nieszczęśliwa powlokła się, za chłopakiem.

46. Kara cz. 1

Siedziała na parapecie w jednej z wież zamku. Chciała pobyć chwilę sama. Najpierw myślała, że pójdzie na błonia, ale pierwsze promienie słońca zachęciły wielu uczniów do wyjścia na świeże powietrze. Dlatego zaszyła się w zamku i czytała książkę. Próbowała wyłączyć się ze wszystkim myśli i skupić na tekście. Kiedy przerzucała kolejna kartkę, zauważyła, że pierścionek, który ma na palcu delikatnie zmienia kolor. Stwierdziła, że zignoruje to. Przecież nic się nie stanie jak Malfoy poczeka. Po chwili cały kamień w złotej ozdobie stał się czerwony, ale Hermiona nie zamierzała jeszcze się ruszać. Gdy zaczęła czuć lekkie pieczenie, pomyślała, że to tylko złudzenie jednak szybko zmieniła zdanie. Złota obrączka, na której zostało umocowane czerwone oczko, piekła coraz bardziej. Spróbowała ją ściągnąć, ale to tylko pogorszyło sprawę, gdyż poczuła jakby w jej palec z dwóch stron wbiły się igły. Zrezygnowana zamknęła książkę i ruszyła w stronę wielkiej sali.

***

Chłopak siedział na schodach domyślał się, że nie uwierzyła w to, że zaboli ją, kiedy zignoruje zmianę kamienia. Patrząc na czas, jaki czekał na nią dawał jej jeszcze tylko dwie góra trzy minuty na to, aż się pojawi. Nie sądził, żeby gryfona była tak wytrzymała na ból. Nie chciał sprawiać jej bólu, ale wiedział, że bez tego za każdym razem zignoruje wezwanie. A na to nie mógł pozwolić.
- Czego chcesz? – tak jak się spodziewał stała na górze schodów.
- To tak się witasz z przyjaciółmi?
- Jeżeli mnie wkurzą to tak.
- A niby, co ja ci takiego zrobiłem?
- Jak to, co! To cholerstwo na moim palcu piecze.
- Nie marudź Granger tylko podejdź do mnie. – dziewczyna nieufnie na niego spojrzała. – No rusz się, bo inaczej dalej będzie piec.- zeszła po schodach i stanęła koło niego. Złapał ja za rękę, co było dla niej wielkim zdziwieniem i położył drugą dłoń na pierścieniu. Pieczenie od razu przeszło. Puścił jej dłoń.
- Następnym razem Granger jak kolor się zmieni po prostu rusz ten swój szanowny zgrabny tyłek i przyjdź. Na pewno zdążysz dojść z każdej części zamku, czy błoń zanim pierścień zacznie piec. To, że piekło to tylko i wyłącznie twoja zasługa.
- Już przestań się mądrzyć i lepiej powiedz, o co chodzi.
- Idziemy do mnie.
- Po co?
- Czy ty musisz być zawsze taka dociekliwa?
- Oczywiście, że tak mój ślizgoński pysiu
- Nie mów tak do mnie! Tylko chodź.
- Nigdzie nie idę, bo mi nie odpowiedziałeś na pytanie.
- Granger, pamiętaj, ze musisz mnie słuchać, bo to twoja kara. Mamy na poniedziałek zadanie z transmutacji i musisz je zrobić za mnie.
- Że co?!
- Granger!
- No dobra. Ale nie mogę iść go zrobić do siebie?
- Nie. Przestań się ze mną sprzeczać, tylko chodź.

***

Minęło półtorej godziny zanim dziewczyna uporała się z zadaniem z transmutacji dla ślizgona. Kończyła pisać ostatnie zdanie, gdy Draco stanął za jej fotelem. Położył ręce na jej ramionach i delikatnie zaczął je masować. Było to zarazem delikatne i przyjemne, ale gryfonka bardzo się spięła.
- Ma…Draco, co robisz – pomimo wszystkiego musiała być dla niego, chociaż trochę miła z powodu na karę.
- Masuje ci ramiona. Jesteś bardzo spęta.
- Właśnie przez to jestem bardzo spięta. Czy możesz zabrać ręce?
- Nie.
- Weź… - chciała strońcie jego ręce, ale nie pozwolił na to.
- Nie. Nie zachowuj się jak mała dziewczynka. Nic złego ci nie robie. Zamknij oczy i spróbuj, choć trochę się rozluźnić. Jak już nie z własnej woli, to potraktuj to, jako część kary.
- To jest niesprawiedliwe – zamknęła oczy. Draco nachylił się do jej ucha i zniżył głos do szeptu – Co jest takie niesprawiedliwe kochanie?
- To, że wykorzystujesz karę z gry w taki sposób. – głos jej zadrżał. Słysząc to Draco zaśmiał się. Zabrał ręce i usiadł na fotelu, który stał naprzeciw fotela, w którym siedziała Hermiona.
- W jaki sposób? Przecież ja zachowuje się normalnie. Dostałaś karę za nie odpowiedzenie na pytanie i teraz ją odbywasz. - Popatrzył jej w oczy. W tym momencie uświadomiła sobie, że mogłaby zatracić się w tych stalowoszarych tęczówkach, co ją przeraziło.
- Czy mogę już iść? – jej głos dalej nie był pewny.
- Możesz iść, ale na spacer ze mną. Dobrze, nam zrobi świeże powietrze.
- Chyba tobie, ja się dobrze czuję. Mam lepsze rzeczy do robienia.
- Oj Granger dalej zachowujesz się jak mała dziewczynka. Nic do ciebie nie dociera. Jak mówię, ze idziemy to idziemy. I nic na to nie poradzisz.
- To musisz poczekać wezmę tylko kurtkę ze swojego pokoju.
- Nie musisz. Otwórz okno. – gdy to zrobiła, prosto na nią wpadła jej własna kurtka.
- Co ona tu robi?
- Przywołałem ją. Wiesz, nie chciało mi się czekać. Ubieraj się i idziemy.

***

Uczniowie, którzy chodzili po błoniach przyglądali im się z ciekawością. Zbierając kolejne tematy do plotek na temat Malfoy i Granger. W jeziorze odbijały się promienie słońca, a na drzewach zakazanego lasu pojawiały się pierwsze pąki. Widać było, że wiosna jest coraz bliżej. Szli brzegiem jeziora w całkowitej ciszy, gdy nagle chłopak się odezwał.
- Opowiedz mi coś o sobie.
- Znaczy, co?
- Coś o swojej rodzinie?
- Niby, co? Przecież wiesz, ze jestem córką mugoli i mieszkam w Londynie.
- Ale coś więcej. O swoim dzieciństwie, o rodzicach, o tym jak się dowiedziałaś, że jesteś czarownicą.
- Dlaczego?
- Bo mnie to interesuje?
- Ale to nic ciekawego.
- Zobaczymy. Pomogę ci zacząć. Urodziłam się…
- Ech, niech ci będzie. Urodziłam się 7 sierpnia. Od początku mieszkam w jednej z dzielnic na obrzeżach Londynu. Jestem jedynaczką. Moi rodzice są stomatologami. Do jedenastego roku życia żyłam jak każdy normalny człowiek. Gdy w jedenaste urodziny dostałam list myślałam, że to jakiś żart. Kolejny durny kawał Melanii. Od momentu, gdy już się przekonałam w stu procentach, że to prawda czytałam non stop wszystko na temat świata czarodziei. Nie wierzyłam, że mogę do niego należeć. Bałam się tego jak to będzie, gdy wyjadę z domu. A teraz nie zamieniłabym tego na nic w świecie. I to by było tyle.
- Musiałaś mieć ciekawa minę po przeczytaniu listu.
- Tak, ale jeszcze lepszą, gdy przybyła do nas czarownica z ministerstwa. – na to wspomnienie dziewczyna się uśmiechnęła.
- Kto to jest Melanii?
- Dziewczyna, z którą chodziłam do szkoły. Pokroju Mopsa. Za bardzo za sobą nie przepadałyśmy.
- Nie dziwię się. Osoby pokroju Parkinson nie są za ciekawym towarzystwem.
- Myślałam, że ja lubisz.
- Wydawało ci się, tak naprawdę to jej nie cierpię. Ubzdurała sobie, że mi się podoba oraz to, że po skończeniu szkoły zostaniemy małżeństwem. Do czego nie dopuszczę nawet w najgorszych koszmarach. Nie ważne, bardziej ciekawi mnie to, że ktoś przybył do ciebie z ministerstwa. Do osób takich jak ja…
- Jak ty, czyli jakich?!
- Spokojnie Hermiona znaczy się Granger – jej imię w jego ustach zdziwiło zarówno ją jak i jego – Chciałem powiedzieć, że do osób takich jak ja. Czyli tych, które od urodzenia wiedza, że są czarodziejami. Do mnie przyszedł list z listą zakupów i nic więcej. Reszta to tylko kupienie potrzebnych rzeczy i wpakowanie się do pociągu. Żadnego zdziwienia, żadnych ludzi z ministerstwa, nic w tym stylu.
- Przepraszam, nie powinnam na ciebie naskakiwać.
- Przeprosiny przyjęte, po prostu myślałaś, że chcę powiedzieć coś innego
- Zgadza się. A co do kobiety z ministerstwa. Ja byłam w szoku, a moi rodzice o sto razy gorzej. – tak rozmawiając chodzili po błoniach jeszcze z jakąś godzinę, gdy nagle rozmowę przerwało burczenie w brzuchu panny Granger.
- Chyba jesteś głodna
- Trochę. – słysząc to Draco zaczął się śmiać 
- Trochę to mało powiedziane. Ty w ogóle coś dzisiaj jadłaś?
- Nie.
- Dlaczego.
- To twoja wina?
- Moja? Przecież ja ci nie zabroniłem jeść. Nawet proponowałem śniadanie.
- Mówi ci coś słowo „kara”?
- No mówi, ale nie widzę związku. Chodź idziemy na obiad, bo nie chce mieć cię na sumieniu jak padniesz tu z głodu.

***

Korytarz przed wielką salą

- Granger.
- Tak.
- Zapomniałem ci powiedzieć, że podczas obiadu siedzisz ze mną przy stole ślizgonów.
- Co?
- Nie, co tylko tak? Jako moja koleżanka - przy tym słowie przebiegle się uśmiechnął - możesz ze mną zjeść obiad przy jednym stoliku. A do tego musze dopilnować, żebyś coś zjadła, inaczej jeszcze twoi kochani przyjaciele Potter i Weaslay są gotów mi zarzucić, że przeze mnie głodujesz. – mówiąc to otworzył drzwi do wielkiej sali. Złapał ją za rękę i pociągnął w stronę stołu ślizgonów, a cała szkoła patrzyła na nich zdziwiona.

5 minut później.

- Dlaczego nic nie jesz?
- Jakoś odszedł mi apetyt.
- Cześć Hermiono – obok dziewczyny usiadła Clar.
- Cześć Clar. Nie siedzisz dzisiaj z Harrym?
- Nie. Przyszłam do ciebie, bo widzę, że potrzebujesz towarzystwa.
- Ona ma towarzystwo – do rozmowy wtrącił się Malfoy.
- Takie ma towarzystwo, że aktualnie nic nie je. Lepiej powiedzcie mi, co za karę jej wyznaczyłeś.
- Wiedziałem, że bezinteresownie tutaj nie przyszłaś. –cyniczny uśmiech kolejny raz pojawił się na ustach chłopaka.
- No pewnie, że nie. Przecież jestem ślizgonką i bezinteresowność nie leży w mojej naturze. Tak jak mówiłam przyszłam, żeby uratować Mionę od śmierci głodowej – uśmiech blondynki był również tak cyniczny jak jej kuzyna. Patrząc na nich Hermiona z każda chwila zauważała kolejne podobieństwo.

45. Liścik i listy


Panna Granger leżała w łóżku, kiedy coś zapukało w jej okno. Gdy otworzyła je do środka wleciała czarna sowa. Wylądowała na oparciu krzesła i wystawiła nóżkę, do której był przywiązany list. Dziewczyna odebrał go i rozwinęła. Karta pokryta buła kilkoma zdaniami.


Czas odbyć karę. Jutro rano o 8.50  przed śniadaniem spotkamy się przed wejściem do wierzy gryfindoru. Wtedy dowiesz się, na czym będzie polegać Twoja kara.

                                                                                                                  D.M

/No to Hermiono czas się zmierzyć z tym, co cię czeka. Miałaś nadzieję, że on ci odpuści. Przecież to Malfoy i nie ma możliwości by ci przepuścił. Nadzieja matką głupich/ - z takimi myślami panna Granger położyła się spać. W tym samym czasie do drzwi Malfoy ktoś zapukał.
- No proszę Potter jednak odważyłeś się przyjść.
- Nie jestem ślizgonem żeby stchórzyć.
- W takim razie wchodź i siadaj przy stole zobaczymy, jaki jesteś mocny i zobaczysz, co to jest przyjemność w wydaniu ślizgonów. - kiedy Harry usiadł Draco otworzył barek, wyciągnął butelkę whisky i dwie szklanki. Po jakimś czasie, kiedy butelka była pusta Malfoy wyciągnął następną.
- Powiedz mi Potter, co jest między tobą a moją siostrzyczką?
- Nic, a nawet jakby było to nie twoja sprawa.
- Jak najbardziej moja, bo jeżeli ją skrzywdzisz to ci łeb ukręcę.
- Po pierwsze Clar jest dużą dziewczynką a po drugie nie skrzywdzę jej. Lepiej powiedź mi czy masz już karę dla Hermiony? A może zamierzasz jej odpuścić?
- Odpuścić? Nie rozśmieszaj mnie. Nie zamierzam sobie darować takiej przyjemności. Granger już wie, że karę odbędzie jutro
- A co jej wyznaczyłeś.
- Dowiesz się jutro Potter
- Ale pamiętaj, jeżeli przez ciebie i twoja karę Hermina uroni jedną łzę to pożałujesz, że się urodziłeś.

***

 W niedziele rano Hermina niechętnie wstała z łóżka. Wzięła prysznic, ubrała ulubione stare jeansy i czerwony golf, po czym wyszła z sypialni. Nie miała nawet ochoty schodzić na dół, ale cóż jej zostało. Nie mogła pokazać temu palantowi, że się boi. Będzie silna i stanie na wysokości zadania. Gdy schodziła po schodach prowadzących do wierzy gryfonów zobaczyła, że ślizgon stoi oparty o ścianę. Kiedy zeszła wyciągnął ręce z kieszeni i podszedł do niej.
- Jednak nie stchórzyłaś
- Malfoy jeszcze się nie nauczyłeś, że gryfoni nigdy nie tchórzą?
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz.
- Skończmy tą rozmowę nie po to tu przyszłam.
- Aż tak cię ciągnie do odbycia kary?
- Czym prędzej to tym prędzej się ciebie pozbędę.
- W takim razie masz tutaj jest wszystko napisane, masz się z tym zapoznać w czasie śniadania i zacząć po śniadaniu. – mówiąc to wręczył jej złożony pergamin i odszedł.

***
Jak to w niedziele bywa o tej godzinie jeszcze nieliczni uczniowie siedzieli przy stołach. Hermina usiadła, nalała sobie soku, po czym rozłożyła pergamin, który dostała od Malfoy. Zapiany był tym samym starannym pismem, co wczorajszy liścik.

Twoją karę odrobisz dzisiaj dokładniej zaczynasz ją zaraz po śniadaniu, czas trwania kary: do 00.

- Że co! – po przeczytaniu tego jednego zdania taki oto krzyk wydobył się z gardła panny Granger, na co nieliczne głowy obróciły się w jej kierunku. Słysząc to na ustach jednego ślizgona, a dokładniej autora tego zdania pojawił się uśmiech. Hermiona czytała dalej

Twoim zadaniem jest, cały dzień być dla mnie miła. A dokładniej zachowywać się jakbyś była moja najlepsza przyjaciółką, która zawsze mnie słucha. Mówiąc dobitnie będziesz dla mnie bardzo miła i będziesz robiła to, co Ci powiem.

Oczy Hermiony robiły się coraz bardziej okrągłe.

Po śniadaniu podejdziesz do stołu ślizgonów, ładnie się przywitasz, po czym usiądziesz koło mnie. Dostaniesz ode mnie pierścień ze specjalnym kamieniem, który będziesz nosić cały dzień. Kamień ten będzie zmieniał kolor z niebieskiego na czerwony, kiedy będę chciał się z Tobą spotkać pod drzwiami WS. Nie próbuj go ignorować, bo będzie Cię to boleć.

                                                                                                                                 M.D



Hermiona jeszcze raz popatrzyła na pergamin zapisany drobnym pismem, po czym odwróciła się w stronę stołu ślizgonów.  W jej oczach było widać irytację, ale zebrała się w sobie, złożyła list, wypiła sok, po czym wstała od stołu i podeszła do ślizgona. Co zostało zaraz zauważone przez uczniów, którzy byli w tym czasie na śniadaniu. Najciszej jak mogła odezwała się do niego.
- Cześć Ma…- nie zdążyła dokończyć gdyż na twarzy chłopaka pojawił się grymas niezadowolenia.
- Miało być ładnie, chyba czytelnie to na pisałem. – zrezygnowanie na twarzy dziewczyny mówiło samo za siebie.
-Draco.
- No tak od razu lepiej, siadaj. – mówiąc to wskazał miejsce obok siebie. – Może zjesz coś, bo nic nie ruszyłaś.
- Jakoś nie mam apetytu.
- No trudno. W takim razie zjem sam.
- Czy możemy przejść do konkretów? Daj mi to, co miałeś mi dać i sobie pójdę.
- Oj Granger ależ ty nerwowa. Poczekaj, daj mi spokojnie zjeść śniadanie.- Gdy z talerza ślizgona zniknął ostatni tost przed panną Granger pojawiło się małe czarne pudełko, które ona szybko schowała pod stołem, tak by nie zostało zauważone przez wścibskich uczniów szukających tematów do plotek. Gdy je otworzyła zobaczyła śliczny mały pierścionek wykonany ze złota z niebieskim oczkiem. Kiedy go ubrała poczuł jak za pomocą magii, która się w nim znajdowała dopasowuje się do rozmiaru jej palca.
- Pamiętaj, gdy stanie się czerwony masz przyjść jak najszybciej pod wielką salę.
- A jeżeli nie?
- To niestety boleśnie to odczujesz. – po tym zdaniu wypowiedzianym przez chłopaka wstała i chciała odejść
- Granger.
- Tak?
- Nie zapomniałaś o czymś.
- To znaczy?
- Ech ciężki z ciebie przypadek, ale dam ci teraz lekcję. Kolejnym razem masz już się do tego stosować.
- Co masz na myśli?
- Nic takiego. Tylko, pożegnanie Granger. Samo zwyczajne pożegnanie. Jakoś sobie nie wyobrażam żebyś wstawała tak od stołu bez żadnego słowa po posiłku ze swoimi znajomymi. Więc?
- Czepiasz się.
- Wcale nie. No to?
- Na razie.
- Do zobaczenia - kiedy odchodziła od jego stołu do sali weszli Harry, Ginny, Ron i Clar. Harry dziwnie popatrzył się na Hermionę i już otwierał usta żeby coś powiedzieć, kiedy ona wymijając go powiedziała tylko jedno zdanie
- Nawet nie pytajcie.

44. Kocham Pottera


Zwykły zamkowy korytarz. Na ścianach pełno obrazów, gdzie niegdzie ustawione zbroje. Niby nic, a jednak za jednym kawałkiem ściany znajdowało się ukryte pomieszczanie, w którym przebywało sześć osób.
- No to ja zaczynam, losujemy. – jak na rozkaz pióro z lekkością zaczęło się obracać. W tym czasie Clar sięgnęła po jedną z kart ułożonych w stosik na stoliku. Pióro zaczęło zwalniać, aż w końcu zatrzymało się wskazując na Ginny. Dziewczyna uśmiechnęła się do Clar.
- Jedna z najważniejszych cech, jaką cenisz u chłopaka?
- Poczucie humoru. Teraz ja losuje. – tym razem pióro wskazało Harrego.
- Ile miałeś lat, kiedy pierwszy raz się całowałeś?
- Czternaście. – następnie pióro wskazało Hermionę -  Czego najbardziej nienawidzisz?
- Nadętych przemądrzałych bufonów. – gra rozkręcała się a pytania robiły się coraz bardziej odważne. Ginny miała już karę u Harrego. Ale panna Granger zamarła, kiedy pióro wskazało ją a zadającym pytanie był nie, kto inny jak Draco Malfoy.
- No Granger, czy lubisz miłość francuską?
- Malfoy, co to za pytanie?
- Normalne takie jak jest w karcie i nie próbuj kręcić, bo pióro to wykryje i zacznie puszczać czerwone iskry.
- Nie odpowiem.
- No trudno. Losujesz. – zirytowana panna Granger wylosowała kolejną osobę. Ta gra coraz mniej jej się podobała. Draco przełamał lody dla tego kolejne pytania były coraz bardziej odważne, co skutkowało w coraz większej ilości kar.

- Granger! – uśmiech, jaki pojawił się na ustach ślizgona nie podobał się gryfonce. - najbardziej erotyczny sen?
- Chyba ogłupiałeś Malfoy! Koniec tej zabawy, ja w to nie gram, to jest idiotyczne.
- Możemy zakończyć grę, ale nie zwalnia cię to od odpowiedzi, albo od tego, że będziesz miała u mnie karę. – Hermiona z rozpaczą popatrzyła na Clar, która pokiwała głową na znak, że Draco ma rację. Gryfonka z rezygnacja spuściła głowę. – No to, jaka jest twoja decyzja Granger?
- Nie odpowiem.
- W takim razie masz u mnie karę. Kończymy grę. Amii, jaki jest wyznaczony termin?
- Termin na wyznaczanie i odbycie kary to tydzień od jutra rano. Co teraz robimy?
- Nie wiem jak wy, ale ja idę spać.
- Oj Mionka nie przesadzaj – zanim Clar skończyła mówić zmartwiona panna Granger wyszła za drzwi. Wyrzucając sobie w myślach, co ona najlepszego zrobiła.

***
Sobota WS

Całą sale wypełniał śmiech. Nawet u niektórych nauczycieli na ustach pojawił się uśmiech. Powodem rozbawienia uczestników śniadania był Draco Malfoy, a dokładniej to, co miał na sobie. Była to różowa podkoszulka, która z tyłu miała napis KOCHAM GRYFONÓW za to z przodu wielka twarz, co dwadzieścia minut krzyczała KOCHAM POTTERA. Ta podkoszulka to nie był kolejny plan dogryzienia Harremu, lecz kara, jaką gryfon wyznaczył ślizgonowi za nie odpowiedzenie na pytanie. Draco miał nosić ją cały dzień, a dokładniej do zachodu słońca. Oczywiście ślizgon nie był dłużny i za karę wyznaczył Potterowi odtańczenie na głównym korytarzu przy wejściu do zamku szalonego tańca. Blondyn dobrze wiedział, że brunet nienawidzi tańczyć i wychodzi mu to karykaturalnie. Karą Zabiniego od Ginny był całus dla Mopsa. Za to ona za karę od Harrego musiała wysprzątać część sypialni, która do niego należała. Wszyscy myśleli, że ta piątka już ześwirowała. Szczególnie, gdy Clar przez cały dzień każdej napotkanej dziewczynie tłumaczyła, jaki to Blaise Zabini jest wspaniały i wymieniała zalety umówienia się z nim. Pomimo tego, że każda z kar była praktycznie absurdem, cała piątka świetnie się bawiła patrząc na to, co wyrabia osoba ukarana. Jedynie Panna Granger chodziła jak struta, kiedy zaczynała myśleć o swojej karze. Nie wiedziała, co wymyśli dla niej Malfoy i tak naprawdę nie chciała wiedzieć. Była jedyną osobą, która nie odbyła jeszcze swojej kary. Był czwartek po południu a ona siedziała w bibliotece. Czuła spokój o niczym nie myślała, niczym się nie martwiła. Sama przy stoliku zastawionym książkami zapominała o całym świecie. Lecz nagle jej spokój został zburzony. Do stolika dosiadły się trzy osoby.
- Hej Granger, co robisz? Znowu kujesz?
- Malfoy daj sobie spokój. Nie widzisz, że jestem zajęta.
- No widzę. Ale gwiazdeczko ty moja stwierdziłem z Amii – wskazał na siedząca obok dziewczynę – że nie możesz ciągle tak siedzieć nad tymi książkami.
- Wiesz, co Malfoy, spłyń i zajdź za horyzont jak to księżyc robi, gdy słońce wstaje. – słysząc to Harry i Clar parsknęli śmiechem.
- Potter od tego śmiechu to libido ci całkowicie spadnie.
- Ty się moim libido nie przejmuj…
- Chłopaki spokój, zachowujecie się jak dzieci.
- Bo Clar oni to są jak małe dzieci. – panna Granger uśmiechnęła się do przyjaciółki. Po czym zaczęła przyglądać się chłopakom. Teraz zauważyła, że ostatnio od czasu kar, jakoś częściej przebywają bliżej siebie a dokładniej razem z Clar. Ich kłótnie przeszły w słowne przepychanki, które nie zawierały tyle jadu, co kiedyś a raczej robiły się zabawne. Co bardzo ją zdziwiło.
- Może i jesteśmy jak małe dzieci, ale takich nas kochacie, a teraz zbieraj swoje zabawki i wynosimy się z stąd do innej piaskownicy.
- Czy ten twój rozkaz mam traktować jak odbycie kary?
- Oj nie moje złotko. Kary to ja dla ciebie jeszcze do końca nie obmyśliłem
- Ale Draco pamiętasz, że masz czas do soboty do północy?
- Wiem. Nie martw się Amii ja zdarzę. To za duża przyjemność, żebym ją przepuścił.
- Ty masz w ogóle jakieś przyjemności w życiu Malfoy?
- Nawet nie wiesz jak wiele Potter.
- Chyba jak sobie je wyśnisz.
- Chcesz się przekonać? To zapraszam o północy do mnie to się przekonasz. Chyba, że wymiękasz Potter?
- Prędzej pocałuje gumochłona niż wymięknę.  – dziewczyny pogrążyły się w rozmowie, nie słuchając kolejnej wymiany zdań największych wrogów w Hogwrtcie. Ale na pewno dalej największych?

43. Cykor


Hermiona była szczęśliwa, przez cały weekend nie widziała arystokratycznego ślizgona. Wstydziła się tego, że spała przytulona do niego. W końcu to jej wróg, ale coraz trudniej było udawać jej przed samą sobą, że arystokratyczny dupek, jak nazywała go w myślach, bardzo ją pociągał. Może i był chamski, ale miał w sobie to coś. Ten chłód, który od niego bił był całkowitym przeciwieństwem żartu, który przepełniał gryfonkę. Te oczy, w którymi potrafił hipnotyzować. O godzinie szóstej rano w poniedziałek nasza bohaterka leżała w łóżku patrząc w baldachim i rozmyślała. Śniadanie zaczynała o ósmej a zajęcia godzinę później, więc nie śpieszyła się ze wstawaniem. Przymknęła oczy i zobaczyła Malfoy w całej okazałości /to jakaś patologia. Rzuciło mi się na mózg. Powinnam zgłosić się do św. Munga, może tam by mi pomogli. Lepiej zbiorę się w sobie i wstanę, bo inaczej to choroba psychiczna gwarantowana. Granger naprawdę z tobą źle. Jakby Ron i Harry dowiedzieliby się, o czym myślisz to wisiałabyś na gałęzi bijącej wierzby. No Hermiono koniec z tym. Rusz tyłek, prysznic ci pomoże./ - po chwili za drzwi łazienki było słychać szum wody.

***

Godz. 8,00

Prawie wszystkie miejsca przy stołach w wielkiej sali były zajęte. Tylko nieliczne krzesła były puste. Nikogo nie dziwiło, że jedna ze ślizgonek siedzi przy stole gryfonów. Już od kilku dni w zamku huczało od różnych plotek na temat Greek i Pottera. Ale tylko jedna z nich była prawdziwa. Greek i Potter byli parą, a raczej wszystko do tego prowadziło. Hermiona pogrążona była w rozmowie z panna Greek, kiedy drzwi do wielkiej sali otworzyły się i do środka wszedł Draco. W sali zapanowała cisza, ale już po chwili każdy wrócił do plotkowania. Główny temat Draco Malfoy.

***
20 min później

- Panno Granger.
- Tak pani profesor
- Od dzisiaj jest pani zwolniona z robienia notatek dla Pana Molfoya.
- Dziękuje. – Profesorka odeszła od stolika a Hermiona zaczęła zbierać się na zajęcia, bądź, co bądź nie chciała spóźnić się na eliksiry.

***

Hermiona siedziała w ławce, miejsce obok niej było wolne. Szanowny pan wielki arystokrata jeszcze się nie zjawił, co dziewczyna przyjęła z ulgą. Jej radość nie trwała długo, gdy Snape zaczął tłumaczyć zadanie, jakie mają wykonać na lekcji drzwi otworzyły się, a do środka wszedł blondwłosy chłopak.
- Przepraszam za spóźnienie panie profesorze.
- Siadaj Malfoy, mam nadzieje, że to się więcej nie powtórzy. - Chłopak usiadł koło niej, po czym uśmiechnął się do niej swoim przebiegłym uśmieszkiem.
- Myślałaś, że już nie przyjdę?
- A żebyś wiedział
- Nie muszę tego wiedzieć, widać to było po twojej minie. Oj mój ty skarbie myślałem, że bardziej się ucieszysz na mój widok. Jakoś, gdy śpiąc przytulałaś się do mnie tak ładnie się uśmiechałaś.
- Śniło ci się to Malfoy.
- Zapewne – kpiący uśmiech – to, że się przytulasz też
- No oczywiście.
- Granger! Proszę nie zagadywać kolegi. Do romansowania jest inna pora niż zajęcia z eliksirów. Minus pięć punktów.
- Przepraszam, to się więcej nie powtórzy.

***

Tydzień zleciał spokojnie, pomijając kilka albo raczej kilkanaście sprzeczek słownych między Granger a Malfoyem. Właśnie była pora obiadowa. Hermiona dyskutowała z Clar o zorganizowaniu czegoś na wieczór. Był czwartek a one miały ochotę odpocząć.

- Z jednej strony fakt, mam ochotę na jakąś małą rozrywkę, ale jutro mamy jeszcze zajęcia.
- Oj Hermii, nie zrzędź, będzie dobrze. Posiedzimy pogadamy, bez tych wszystkich dzieciaków. Spotykamy się o 18 pod pokojem życzeń
- No dobrze niech ci będzie, jesteś uparta jak osioł.
- I za to mnie kochasz.

***
Hermiona siedziała w fotelu w pokoju wspólnym i czytała książkę, a w fotelu obok siedziała Ruda. Obydwie czekały na Harrego i Rona.
- Już jestem, idziemy?
- A gdzie jest Ron.
- Same wiecie, że Lav źle się czuje i została w łóżku, więc Ron stwierdził, że on też nie idzie tylko zostaje tutaj i dotrzyma jej towarzystwa.
- W takim razie ja też może zostanę, a ty i Ruda sobie posiedzisz z Clar.
- O nie. Chcesz, żeby Clar mnie zabiła?
- Nie sądzę żeby twoja dziewczyna to zrobiła
- Po pierwsze ona nie jest moją dziewczyną, chociaż bym chciał, po drugie powiedziała, że mnie zabije jak ci pozwolę zostać
- Oj Harry ona od dawna jest twoja. Chodźmy już ty wariacie.- objęły go w pasie i wyszli razem na korytarz.
- Co masz na myśli mówiąc, że ona od dawna jest moja?
- Sam ją spytaj. – obie gryfonki wybuchły śmiechem

***

Stali pod pokojem życzeń, gdy za plecami usłyszeli kroki i śmiech. Gdy odwrócili się zobaczyli zmierzające w ich kierunku trzy osoby. Gdy Harry, Ginny i Hermiona podeszli bliżej nie spodobało im się to, kto na nich czeka
- Cześć wam, mam nadzieje, że nie macie nic przeciwko temu, że zabrałam tych dwóch. – słysząc to trójka gryfonów straciła humor - A gdzie Ron?
- Został w wierzy, bo Lav źle się czuła
- No dobra w takim razie chodźmy. – Mówiąc to blondynka spacerowała wzdłuż ściany. Po chwili, gdy pojawiły się w niej drzwi złapała za klamkę i weszła do środka.
- Odeszła mi ochota na zabawę – szepcząc to do rudej Hermiona weszła do pomieszczenia. Była to mała sala klubowa. Skórzane czarne sofy, mini barek, muzyka sącząca się z głośników, przygaszone światło. Hermiona podeszła do barku i nalała sobie Martini, po czym usiadła na sofie, która znajdowała się w kącie sali. Co dziwne pomimo, lekkiej złości na Clar nie przeszkadzała jej obecność dwóch ślizgonów. Ruda usadowiła się obok niej i mierzyła Zabiniego zabójczym wzrokiem. Przez pierwsze pół godziny rozmowa nie za bardzo się kleiła. Zrezygnowana Clar postanowiła coś zrobić
- Słuchajcie, nie zachowujcie się jak dzieci. Ginny, Hermiona chodźcie tutaj siądźcie bliżej. No nie patrzcie się tak na mnie tylko w tej chwili ruszcie tyłki– dziewczyny przesiadły się bliżej niej. – zagramy w pytania
- Nie znam, więc nie gram.
- Oj Hermi to poznasz. Zasady są proste. Potrzebujemy mały stolik, taki jak przed nami, pióro, karty z pytaniami i różdżkę. – wszystko, co wymieniła pojawiło się przed nią, a różdżkę wyjęła z szaty. Ruszyła nią nad piórem i kartami wypowiadając zaklęcie.
- No, więc mamy już wszystko. Draco, Blaise i Ginny wiecie, o co chodzi w tej grze, prawda?
- Tak
- No, to Miona, Harry słuchajcie. Mamy zaczarowane pióro i karty. Jedna osoba mówi do pióra „losujemy” w tym czasie on wybiera jedną kartę a pióro wybiera osobę, której zadamy pytanie. Na karcie jest pięć pytań. Dlatego możemy zadać jedno z nich. Raz można nie zgodzić się na odpowiedź na pytanie za każde kolejne jest kara, czyli spełniamy dwa rozkazy osoby zadającej pytanie.
- Ja w to nie wchodzę
- Oj biedna Granger ma cykora
- Zamknij się Malfoy!
- Hermi daj spokój zagraj z nami to tylko gra, proszę.
- Nie będę grała w żadną durną grę.
- A mówi się, że gryfoni są tacy odważni. A tu, co? Mała Granger ma cykora. – Malfoy uśmiechał się do niej cynicznie
- Ja mam cykora?
- No a kto może ja?
- No to zobaczymy Malfoy, kto ma cykora! Siadać gramy! –Hermiona nie zauważyła tego, że Malfoy odwraca się do Blaisa i uśmiecha się przebiegle.

42. Zostań


Hermiona od kilku dni odwiedzała pokój ślizgona. Za każdym razem wchodziła kładła notatki na stole i krótko informowała go, co jeszcze ma do zrobienia, po czym opuszczała pomieszczenia należące do znienawidzonego domu. Aktualnie siedziała w bibliotece i zamierzała odrabiać zadania domowe, ale zamiast tego patrzyła na niebo za oknem. Co było niepodobne do niej. Było deszczowe popołudnie. Pogoda niczym nie przypominała pięknej zimy. Niebo przybrało kolor szaro bury, z którego na ziemie spadała ciapa w postaci deszczu ze śniegiem, a drzewa smętnie kołysały się na wietrze. Dziewczyna zamyśliła się, ale ktoś dotknął jej ramienia, a ona poczuła przyjemny zapach męskich perfum.
- Cześć.
- Cześć Harry, gdzie podział się Ron?- chłopak wskazał głowa jeden ze stolików, przy którym siedział Ron rozmawiający z Lav.
- A ty, co taki przygaszony?
- Nic, po prostu myślę…
- Clar?
- Tak
- Nie martw się ona jest silna, a dzisiejszy humor jej minie. Musisz ją wspierać. Bądź, co bądź Narcyza Malfoy była jej ciotką.
- Ale ona teraz więcej czasu spędza z Malfoyem
- Harry nie bądź dziecinny. Sam straciłeś rodziców to powinieneś wiedzieć, co przeżywa teraz Malfoy
- Nie porównuj śmierci matki Malfoy do śmierci moich rodziców.
- Harry ja nie porównuje. Mówię tylko, że Clar i Malfoy mają teraz ciężkie chwile.

***

W tym samym czasie, grupa ludzi ubranych na czarno chroniła się przed deszczem pod parasolami. Byli to ludzie, którzy przyszli pożegnać Narcyzę Malfoy po raz ostatni. Po wszystkim każdy z obecnym podchodził do Clar i Dracona żeby złożyć im wyrazy współczucia. Draco marzył o tym żeby ci ludzie już znikli i zostawili go samego. Gdy ostatni z obecnych opuścił cmentarz w pośpiechu chowając się pod deszczem dziewczyna zwróciła się do chłopaka.
- Chodź trzeba wracać do zamku.
- Teleportuj się sama. Ja jeszcze na chwile zostanę tu sam. A potem wrócę do zamku
- Draco. Może lepiej zostanę.
- Nie wróć do zamku i nie martw się o mnie. Wiem, że miałaś jakieś plany na wieczór, już jakiś czas temu o tym mi mówiłaś, więc idź, bo się spóźnisz, a ja sobie poradzę.
- Dra..
- No idź już – podszedł do niej i ją przytulił – wszystko ze mną porządku, muszę sobie z tym poradzić sam.
-To było zanim, to wszystko się wydarzyło, więc może ja odwołam dzisiejsze plany i spotkamy się w zamku, posiedzimy sobie.
- Nie! Masz nic nie odwoływać ze względu na mnie. No idź już. – dziewczyna odwróciła się i ruszyła w stronę bramy.
- Amii! – odwróciła się do niego
- Tak Draco?
- Ja i tak wiem, że jesteś umówiona z Głupopotterem
- Malfoy!! Nie mów tak o nim

- Nie denerwuj się, tylko pamiętaj, jak on cię skrzywdzi i będziesz przez niego płakać to ja zabiję tego gnoja.
- Pamiętaj, że wtedy ja bym zrobiła to pierwsza. – chłopak słysząc to uśmiechnął się, a ona wyszła za bramę skąd teleportowała się. Arystokrata odwrócił się w kierunku białego grobu, nikogo koło niego nie było. Wiedząc to upadł na kolana a po jego policzkach zaczęły spływać łzy. Draco Malfoy płakał pierwszy raz w życiu, płakał naprawdę.

***

Pod wieczór Hermiona schodziła schodami prowadzącymi do wierzy gryfonów. Ron spędzał czas z Lav a Harry zniknął gdzieś z panną Greek. Nie miała już nic do roboty, więc zanim zabrała się za czytanie kolejnej pasjonującej książki postanowiła załatwić niemiły obowiązek, czyli zanieść swoje notatki pewnemu okropnemu ślizgonowi. W pokoju wspólnym nie było nikogo, co Hermiona przyjęła z ulgą. Nie lubiła tego miejsca zawsze jej się wydawało, że pomimo świateł to wnętrze jest bardzo zimne i nieprzyjemne. Doszła do drzwi dormitorium należącego do Malfoya. Zapukała. Drzwi uchyliły się, a w progu stał Draco Malfoy. Hermiona od razu zauważyła, że dzisiejszy dzień był dla niego naprawdę ciężki.
- Przyniosłam notatki z dzisiejszych zajęć. – chłopak odsunął się żeby ją wpuścić. Podeszła do stolika, na którym położyła notatki. W tym samym czasie chłopak usiadł na łóżku. - Notatki jak zawsze masz z wszystkich zajęć. Mamy napisać wypracowanie na dwie rolki pergaminu o właściwościach i zastosowaniu eliksiru znieczulającego. A na transmutacje mamy przeczytać rozdział piąty. To by było na tyle. – zaczęła zbierać się do wyjścia.
- Granger?
- Słucham?
- Nie wiesz, o której wróci Amii.
- Z tego, co wiem, to późno - chłopak położył się na łóżku i zaczął patrzyć tępym wzrokiem w baldachim
- Malfoy czy wszystko w porządku?
- Nie. Nic nie jest w porządku. – dziewczyna popatrzyła na chłopaka. Jego twarz przyjęła wyraz skrzywdzonego dziecka. Zrobiło jej się przykro.
- Mogę coś dla ciebie zrobić? Jakoś ci pomóc? – Draco popatrzył na nią ze zdziwieniem.
- Nie lituj się nade mną.
- Ja się nad tobą nie lituje. Po prostu widzę jak się czujesz. Ale zapomniałam, że ty Malfoy jesteś tak cholernie głupi i dumny, że szkoda nawet z tobą gadać.
- Granger poczekaj. Sorry. Proszę cię zostań. Nie chcę siedzieć sam. – słowa ślizgona wprowadziły ją w osłupienie.
-  Czy ja dobrze słyszałam? Pan Draco Malfoy chce żeby szlama przebywała z nim dużej w jednym pokoju.
- Granger nie denerwuj mnie, jakbyś zauważyła to ostatnio z moich ust nie padło w twoim kierunku słowo szlama.
- No dobra masz rację. Zostanę.
- To siadaj. – usiadła na skraju wielkiego fotela. - Granger ja cię nie zjem, usiądź wygodnie w tym fotelu a nie jakbyś siedziała na szpilkach. – zmieszana dziewczyna usiadła wygodnie. – napijesz się czegoś?
- Nie dzięki.
- A ja chętnie – podszedł do barku i nalał sobie do szklanki jakiegoś trunku.

***

Jakiś czas później Malfoy leżał na łóżku. Hermiona siedziała na fotelu przy jego brzegu. Gdy zauważyła, że chłopak zasypia wzięła koc i przykryła go. Otworzyła delikatnie drzwi…
- Granger? – chłopak leżał z otwartymi oczami
- Tak
- Nie zostawiaj mnie.
- Co masz na myśli?
- Zostań ze mną na noc
- Malfoy!
- To nie tak. Po prostu nie chcę dzisiaj zostać sam. Proszę cię zostań. Wiem, że po tym jak się zachowywałem nie mam prawa cię o to prosić, ale Amii nie ma, a ja zwariuje jak dzisiaj zostanę sam. – dziewczyna na chwile się zamyśliła.
- No dobrze, ale jeżeli cokolwiek zrobisz nie tak, to ja wychodzę.
- Nie ma sprawy. Nie chcę nic od ciebie, chce tylko, aby ktoś był. Nawet nie musisz ze mną rozmawiać.
- Ok. Masz jakąś ciekawą książkę? – chłopak wstał podszedł do dębowych drzwi od biblioteczki. Otworzył je i wskazał pomieszczenie ręką.
- Wejdź i sama sobie wybierz jakaś, ale nie ruszaj żadnych notatek. – dziewczyna weszła do biblioteczki i zaczęła przyglądać się zbiorowi książek, jaki miała przed sobą. Wybrała jedna z nich i wróciła do pokoju. Malfoy leżał w łóżku. Usiadła w fotelu i zagłębiła się w lekturze.

*** 2-3 godziny później.

Chłopak przebudził się z niespokojnego snu. Otworzył oczy i rozglądnął się po pomieszczeniu. Wszystko było tak jak zawsze tylko na jednym z jego foteli spała drobna gryfona.
- Granger – jego własny szept wydał mu się za głośny. Dziewczyna otworzyła oczy. Popatrzyła na niego nieprzytomnym wzrokiem.
- Co?
- Połóż się koło mnie – mówiąc to wyczarował dodatkową pościel. – Nawet cię nie tknę.
- Nie, ja sobie posiedzę i poczytam.
- Jesteś zmęczona. Naprawdę nic ci nie zrobię.
- Wole posiedzieć i jeszcze sobie poczytać
- Jak uważasz.

15 minut później.

Chłopak popatrzył na dziewczynę śpiącą w fotelu. Wstał i wziął ją na ręce. Poczuł zapach jej perfum, które przywołały na jego usta uśmiech. Dziewczyna przebudziła się i śpiącym głosem zwróciła się do ślizgona.
- Malfoy, co ty robisz?
- Przenoszę cię do łóżka słoneczko, bo na tym fotelu nie wygodnie się śpi.- chłopak położył ją na łóżku.
- Ja lepiej pójdę do siebie.
- Nie Her.. znaczy Granger proszę cię zostań. Naprawdę nie chcę być dzisiaj sam. Ja obiecam na wszystko, co chcesz, że cię nie dotknę.
- No dobra, ale jeżeli mnie tkniesz to ja wychodzę.
-Zrozumiano kochanie.
- I nie kochaniuj mi tu. Idziemy spać.
- Dobrze kochanie. -  Chłopak położył się na drugiej połowie łóżka. Patrzył jak dziewczyna owija się szczelnie pościelą. Zasypiał patrząc na ciemnowłosą gryfonkę.

Chłopak spał niespokojnie. Przebudził się. Odwrócił głowę i popatrzył na śpiąca dziewczynę. Wyglądała tak niewinnie i spokojnie. Naglę się poruszyła i odwróciła w jego stronę. Ku jego wielkiemu zaskoczeniu wtuliła się w niego i dalej spokojnie spała. Draco popatrzył na nią, po czym nie chcąc jej budzić zamknął oczy i spróbował zasnąć.

***

Za oknem było jeszcze ciemno, kiedy dziewczyna się obudziła. Leżała z zamkniętymi oczami. Czuła przyjemny zapach męskich perfum. Kiedy otworzyła oczy uświadomiła sobie, że leży przytulona do Draco Malfoy. Popatrzyła na zegar. Była godzina piąta. Delikatnie wyswobodziła się z jego ramion. Zanim zamknęła za sobą drzwi popatrzyła jeszcze raz na śpiącego chłopka.

***

Godz. 8.00

Draco Malfoy niechętnie otworzył oczy. Pierwszy raz od kilku dni spał spokojnie. Z rozczarowaniem przyjął to, że łóżko obok niego jest puste. Ale szybko przeszedł nad tym do porządku dziennego. Wstał i udał się do łazienki. Zaczynał się weekend. Postanowił, że od poniedziałku wróci do normalnego życia.

41. Wścibska Granger


Między lekcjami na korytarzu widać było małe spacerujące grupki uczniów, które szeptały cały czas między sobą. Hermiona dobrze wiedziała, o czym rozmawiają. Śmierć matki Malfoya wzbudzała nie małą sensacje. Szkoda jej było tego drania, może i był chamski, ordynarny i nie miły dla niej, ale bądź, co bądź właśnie stracił matkę. Dlatego postanowiła, że tak jak prosiła ją profesorka zrobi porządne notatki i podrzuci mu je wieczorem 

***

Spał niespokojnie. Cały czas miał koszmary. Wstał i podszedł do lustra. W jego tafli pokazał się młody mężczyzna o szarej cerze, potarganych włosach i zmęczonych oczach, które straciły swój blask. Draco złapał za metalową figurkę stojącą na komodzie i rzucił nią w lustro. Figurka uderzyła w jego lustrzane odbicie, ale zamiast rozbić zwierciadło odbiła się od niego i spadła na podłogę. Przez jego głowę przeleciało wspomnienie, kiedy Amii zaczarowywała lustro żeby w jednej z chwil furii nie rozbił go. Zaklęcie jednak dalej działało i to bardzo dobrze. Zrezygnowany popatrzył na butelki stojące na stoliku, niestety wszystkie były puste. Podszedł do barku i wyciągnął butelkę whisky otworzył ją i nie zawracając sobie głowy szukaniem szklanki zaczął pić z gwinta. Ciszę w pokoju przerwało pukanie, na które Malfoy nawet nie zareagował. Za drzwiami usłyszał rozmowę.
-  Tak jest od wczoraj. Od czasu do czasu słychać coś, a potem znowu cisza. Już przedtem próbowałem wejść, ale drzwi są zamknięte – Draco rozpoznał głos Zabiniego.
- Draco otwórz proszę – Amii dobijała się do drzwi. Dobrze wiedział, że ona nie da za wygraną, ale pomimo tego usiadł na dywanie i opierając się o łóżko dalej pił.
- Draco! Liczę do trzech. Jeżeli nie otworzysz to sama to zrobię. Słyszysz? jeden, dwa iii trzy – gdy to wypowiedziała Draco usłyszał wielki huk i za ogromnej ilości dymu w progu zobaczył dwie postacie. Amii weszła do środka, ogarnęła wszystko wzrokiem i zwróciła się do Zabiniego.
- Blaise weź te puste butelki i pozbądź się ich a potem proszę zostaw nas samych.
- Jesteś pewna, że sobie poradzisz?
- Tak, tylko musimy porozmawiać z moim kochanym braciszkiem. - po chwili Zabiniego i butelek nie było. Dziewczyna naprawiła drzwi, po czym podeszła do chłopaka. Siła odebrała mu butelkę, z której pił i odłożyła ją na stolik.
- Draco rozumie, co czujesz, ale nie możesz się tak zatracać.
- Co ty niby rozumiesz! – w chłopaka coś wstąpiło. Poderwał się z podłogi i zaczął krążyć po pokoju. Wyglądał tak jakby chciał się na nią rzucić – To, że moja matka nie żyje przeze mnie i przez mojego ojca? Przez to, że się urodziłem?
- Draco, to nie przez ciebie. To nie twoja wina – głos dziewczyny był bardzo spokojny.
- Jak to nie!? Nie pocieszaj mnie, bo i tak to nic nie da. Nie wróci jej to! Masz, czytaj i daj mi święty spokój!- podniosła z podłogi kartkę, którą chłopak w nią rzucił. Kiedy skończyła czytać zwróciła się do niego.
- Skąd to masz?
- Sowa przyniosła wczoraj wieczorem. – chłopak zrezygnowany usiadł na łóżku. Amii podeszła do niego i usiadła obok.
- Draco to naprawdę nie twoja wina jestem tego pewna.

***

Była godzina osiemnasta, gdy Hermiona wracała z biblioteki. Nagle na korytarzu zrobiło się cicho. Jak zauważyła wszystkie oczy zwróciły się w jej stronę.
- No i co się tak gapicie. Człowieka nie widzieliście? – za swoimi plecami usłyszała jadowity głos. Odwróciła się i tak jak się spodziewała za nią stała Clar.
- Cześć Hermiono właśnie cię szukam. Możemy porozmawiać? Ale w bardziej ustronnym miejscu.
- Oczywiście, że tak.
- No, to chodź ze mną. - Przeszły do następnego korytarza, gdzie Clar otworzyła drzwi do łazienki Jęczącej Marty.

- Tutaj będziemy miały spokój. Słuchaj wiem od Snapa, że masz nosić Draco notatki.
-Tak. Nie jest to dla mnie miłe, ale rozumie, że w takiej sytuacji inaczej postąpić nie mogę.
- Za przeroszeniem kochana, ale nie rozumiesz nic. Ja też nic nie rozumiała. Wiedziała tylko, że ciotka Narcyza zmarła, ale sprawy mają się inaczej. Ja teraz muszę iść do dyrektora, bo jakby nie to, to sama zaniosłabym mu te notatki. A tak to musisz iść sama.
- Nie martw się jakoś sobie poradzę.
- Mam nadzieję. Musisz uważać na Draco. Jest teraz bardzo wybuchowy. Najlepiej idź teraz, bo akurat śpi. Zostaw notatki i wracaj do siebie. Najlepiej będzie żeby na razie nikt go nie widział, a raczej on nikogo.
- Nie wiem, co się dzieje, ale ufam ci. Dlatego odniosę torbę do dormitorium i zaniosę mu te notatki.

***

Była jeszcze godzina do kolacji, kiedy Hermiona szła korytarzem w stronę lochów. Gdy doszła do wejścia do pokoju wspólnego ślizgonów wyciągnęła kartkę z hasłem, które dał jej Snape.
- Wężowe królestwo – kamienna ściana rozsunęła się. Weszła do środka. Kilku ślizgonów obrzuciło ją niecenzuralnymi epitetami i pogardliwymi spojrzeniami. Nie zwracając na nich uwagi poszła w stronę schodów. Gdy stanęła pod drzwiami z napisem D. Malfoy dookoła panowała zupełna cisza. Delikatnie zapukała. Gdy nikt się nie odezwał uchyliła drzwi.
- Malfoy? – na jej cichy szept nikt nie odpowiedział. Weszła do środka. Dopiero teraz zauważyła, że Malfoy leży na łóżku i dalej śpi. Widać była, że śpi niespokojnie. Postanowiła zostawić notatki na stoliku i wyjść. Położyła zwinięte pergaminy na stoliku. Odwracając się w stronę wyjścia zahaczyła szatą o kartkę, która leżała na stoliku. Podniosła ją z podłogi gdzie wylądowała. Pismo na kartce było bardzo dokładne i staranne. Hermiona zdawała sobie sprawę, że nie powinna tego czytać, ale wychwycony przez jej oczy wyraz „nie żyję” przykuł jej uwagę. Popatrzyła na chłopaka, aby sprawdzić czy dalej śpi i zabrała się do czytania



Drogi Draco!



Jeżeli to czytasz to znaczy, że ja już nie żyję. Skąd to wiem? Poprosiłam Ronalda żeby wysłał to do Ciebie, jeżeli coś by mi się stało. Zginęłam z rąk Voldemorta ( już się nie boje wymawiać tego imienia i Ty też nie powinieneś się bać), bo chciałam chronić własną rodzinę a dokładniej Ciebie.

W tym roku przypada data, kiedy miałeś zasilić armie tego szaleńca. Jak dobrze wiesz miało to nastąpić po ukończeniu szkoły. Jako Twoja matka nie chciałam patrzyć jak on pozbywa Cię resztki uczuć. Tak jak uczynił to z Twoim ojcem.

Lucjusz kiedyś był inny. Był człowiekiem, którego bardzo kochałam. Był zawsze surowo wychowany, dumny i wyrachowany, ale kochał mnie i darzył szacunkiem. To po wstąpieniu w szeregi Voldemorta zrobił się oziębły i wyzbył się wszystkich dobrych uczuć. Dobrze wiem, że trudno Ci w to uwierzyć, ale Twój ojciec potrafił kiedyś kochać.

Ja za to zawsze Cię kochałam i jak dobrze wiesz starałam się okazywać Ci tą miłość. To ojciec tego mi zabronił. Cały czas potem mnie pilnował żebym tego nie robiła. Chciał chować Cię w idei czarnego pana. A ja za bardzo bałam się jego złości, aby mu się przeciwstawić. I tak zapewne nie raz słyszałeś jak Twój ojciec krzyczał na mnie z tego powodu. Nie mogłam patrzyć jak on zatraca się w ciemności.

Tydzień po Twoim przyjściu na świat przysiągł na swoje i moje życie (wbrew mojej woli), że po ukończeniu szkoły zostaniesz wiernym sługa Voldemorta. Kiedy zaginął byłam szczęśliwa, że nie wstąpisz w jego szeregi. Ale on powrócił, a ja z dnia na dzień coraz bardziej bałam się o Twoją przyszłość. Dlatego postanowiłam zerwać przysięgę. Twój ojciec siedzi w więzieniu, a każdy wie, że to równa się śmierci, zostało tylko moje życie.

Przepraszam Cię, ale to było jedyne wyjście. Proszę Cię tylko o jedno, żebyś nie popełnił tego samego błędu, co ojciec i przystąpił do jego armii. Tym samym moja śmierć poszłaby na marne. Pamiętaj to on jest winny mojej śmierci. On i jego słudzy.

Bardzo Cię kocham

                                                                                                                Mama



P.S Zawsze…


- Granger!!!!! – Hermiona upuściła kartkę i odwróciła się w stronę łóżka, z którego właśnie wstawał chłopak. Zaczął się do niej zbliżać, a ona instynktownie zaczęła się cofać, ale natrafiła na ścianę. W jej oczach widać było strach. Chłopak podszedł do niej i złapał za ramiona.
- Kto ci to pozwolił czytać!? – Jego oczy płonęły gniewem. – Zabawne, co nie? Biedny Malfoy. Z powodu ojca i jego pieprzonej przysięgi matka musiała oddać za niego życie. Biedny Malfoy, który nie wie, co to jest miłość…
- To nie tak, ja… - dziewczyna nie mogła znaleźć wytłumaczenia dla swojego wścibstwa. Czuła się jak ostatnia idiotka. Łzy zaczęły napływać jej do oczu, opuściła głowę i po cichu łamiącym głosem zaczęła mówić – Ja przyniosłam notatki, a ta kartka to nie chcąco, ja nie specjalnie. Wiem, że nie powinnam tego czytać przepraszam. – chłopak dalej zły złapał ją za podbródek i podniósł tak żeby popatrzyła w jego oczy. Miał ochotę jej coś zrobić. Skrzywdzić ją żeby czuła taki ból, jaki on czuje, ale gdy zobaczył załzawione oczy Gryfonki coś go strzeliło. Zadziwiając sam siebie, a tym samym jeszcze bardziej dziewczynę przytulił ją.
- No nie płacz już. Po prostu jesteś za bardzo wścibska. Nie powinnaś tego czytać. Następnym razem nie ruszaj żadnej mojej rzeczy bez mojej zgody. Teraz siadaj i pokaż mi, co jeszcze jest do zrobienia. I jeżeli możesz opowiedz, co dzisiaj się działo na nudnych zajęciach. – dalej szokowana gryfona posłusznie usiadła na wskazanym przez chłopaka fotelu i zaczęła pokazywać mu notatki, które zostawiła na stoliku. Godzinę później, dziewczyna zbierała się do wyjścia. Złapała za klamkę, gdy Malfoy się odezwał.
- Granger.
- Tak? – nie odwracając się czekała na to, co ma jej do powiedzenia chłopak
- Jeszcze trzy rzeczy. Następnym razem, gdy przyjdziesz do mnie z notatkami, a ja będę spał to mnie obudź. Pamiętaj żeby dzisiejsza sytuacja się nie powtórzyła. I to, co przeczytałaś, nie próbuj tego nawet komuś pisnąć, bo pożałujesz.
- Może i byłam dzisiaj wścibska Malfoy, ale nie jestem, peplą – gdy to powiedziała, otworzyła drzwi, za którymi znikła.


środa, 19 września 2012

who I am- odc. 12



No to dodaję nową część. Ostatnio nie mam czasu dla swoich opowiadań, dlatego wybaczcie, że nawet jak piszę, że coś dodam w jakimś tam dniu, a tego nie zrobię.
---
Siedziała w ich pokoju wspólnym czytając książkę. Gin zostawiła ją i znikła z Denisem najprawdopodobniej w jego pokoju. Jej chwilę spokoju przerwało otwarcie się przejścia pod portretem. Po chwili do środka ostrożnie wszedł Harry.
- Cześć, można?
- Oczywiście, że tak siadaj – uśmiechnęła się wskazując ręką na fotel. – Masz to wypracowanie? – kiwnął głową – to daj je – kiedy tylko podał go jej zabrała się od razu za poprawianie. Czytała i od czasu do czasu coś wykreślała, albo dopisywała.
- Hermiona – przestała czytać i popatrzyła na przyjaciela – Bardzo cię proszę nie denerwuj się na mnie, ale nie mogłem mu odmówić – nie wiedziała, o co mu chodzi.
- Komu i czego nie mogłeś odmówić Harry?
- Mnie – z cienia od strony wejścia usłyszała tak dobrze znany głos i po chwili zobaczyła wysokiego rudowłosego mężczyznę.
- Co tu robisz? – nie byłą zadowolona z jego obecności w tym pokoju.
- Chciałem porozmawiać – każde jego słowo było niepewne. Niczym kroki człowieka, który stąpa po lodzie na zamarzniętym jeziorze.
- Ty i porozmawiać? My nie mamy, o czym rozmawiać Ron. Każde z nas już powiedziało to, co miało do powiedzenia.
- Ale Her…
- Żadne, ale, ja też próbowałam swego czasu powiedzieć ci swoje „ale” i jakoś nie chciałeś go słuchać – jej ton był zimny niczym temperatura za oknem
- Weasley, co ty tu robisz? – Hermiona odwróciła się i popatrzyła w stronę schodów, po których schodził Denis i Ginny.
- Cwaniak spokojnie dam sobie radę… – zawczasu wolała uspokoić brata
- O jakie miłe spotkanie towarzyskie – Hermiona nie skończyła mówić, bo przerwał jej Malfoy, który wszedł do pokoju wspólnego przez dziurę pod portretem. – Dziwie się tylko Di Binetti, że zaprosiłaś na nie rudzielca. Nie mam tu na myśli młodej Weasley. – blondyn przeszedł obok rudego traktując go jak powietrze i rozsiadł się na jednym z wolnych foteli.
- Malfoy daruj sobie te swoje komentarze. My Ron chyba skończyliśmy naszą rozmowę i chyba miałeś już iść. – mężczyzna wolał się nie sprzeczać w obecności dwóch ślizgonów. Odwrócił się i opuścił pokój wspólny prefektów naczelnych. Denis złapał Gin za rękę i pociągnął w kierunku sofy.
- Mała, co tam robisz? – Draco nachylił się w stronę Hermiony – Sprawdzasz wypracowanie z transmutacji. Czyżbyś potrzebował pomocy Potti?
- Wiesz Malfoy… - nie zdążył dokończyć, bo Hermiona przerwała jego wypowiedź
- Malfoy, jeżeli chcesz przedłużyć swoją arystokratyczną linie, to radzę ci żebyś więcej razy nie nazywał mnie mała.
- Ale kochanie ty jesteś taka mała w sam raz do przytulania. – perfidnie się uśmiechnął
- Malfoy… - warknęła Hermiona
- Cwaniak ratuj i wytłumacz to tej kobiecie. Bo jeszcze chwil, a ona mnie wykastruje.
- Smoku to nie moja sprawa. Wole nie narażać się swojej siostrzyce. W ostateczności mogę jej pomóc przytrzymując cię, bo to mógłby być ciekawy widok.
- Zdrajca – Malfoy popatrzył na przyjaciela mrużąc oczy.
- Wybacz stary, ale rodzina to rodzina. – wzruszył ramionami. Odwrócił od niego wzrok i popatrzył na gryfona – Dobra Potter, powiedźmy sobie szczerze. Miałem wyrobioną o tobie opinię zanim pierwszy raz cię spotkałem. Dzięki komu to nie będę nawet wskazywał palcem, ale moja siostra zmyła mi za to głowę. Dlatego proponuję żebyśmy się napili i zobaczymy, jaki jesteś naprawdę.
- Niech ci będzie Di Binetti. – Hermiona z zadowoleniem popatrzyła najpierw na Harrego, a potem na brata, który usiadł z Ginny naprzeciwko Harrego.
- Mamo ratunku świat stacza się na psy. Mój najlepszy kumpel chce żebyśmy pili z gryfonami
- Malfoy nikt ci nie karze z nami pić. Wiesz gdzie są drzwi do twojego dormitorium – jednak dla potwierdzenia swoich słów Hermiona pokazała ręką w kierunku schodów prowadzących do dormitoriów. Malfoy chwilę milczał.
- Z ciężkim sercem, ale poświecę się i zostanę
- Jaka wielka szkoda. – dobrze słyszał kpinę w głosie szatynki -  Dobra brat, co pijemy?
- Pijemy? – rodzeństwo Di Binetti wybuchło śmiechem widząc Zabiniego wchodzącego do pokoju wspólnego – Czy ja powiedziałem coś śmiesznego?
- Blaise ty chyba masz jakiś szósty zmysł, że jak tylko wypowie się słowo pijemy ty już stoisz obok – Denis wyszczerzył się do kumpla i przesunął się bliżej Gin żeby zrobić mu miejsce na sofie.
- To takie wrodzone zdolności. Nazywają to szóstym zmysłem czy jakoś tak – Zabini wyszczerzył się radośnie. Hermiona nie wiedziała skąd Cwaniak nagle wytrzasnął butelkę Whisky. Nalał bursztynowy płyn do sześciu szklanek. Hermiona zabrała dwie ostatnie prosto sprzed nosa blondyna
- Ej no, co ty robisz?
- Ja?
- Nie Di Binetti święty mikołaj. Oddaj moją szklankę.
- Tak się zastanawiam czy to zrobić - Hermiona perfidnie uśmiechnęła się i upiła łyk z jednej a potem z drugiej szklanki. – Przecież narzekałeś, że nie chcesz pić z gryfonami. Harry chcesz dodatkową porcję?
- Chętnie – szatynka upiła kolejny łyk, po czym podała szklankę brunetowi. Ten, kiedy ją odebrał wypił jej zawartość do dna.
- Potter oddawaj swoją szklankę.
- Chyba śnisz Malfoy. Di Binetti skąd masz taką dobrą Whisky? – słysząc jak Denis zaczyna rozmawiać z Potterem Draconowi zaczynały puszczać nerwy. Zerwał się ze swojego miejsca i wyrwał Hermionie z ręki szklankę, z której piła. Kiedy chciała mu ją odebrać złapał ją, krępując możliwość jakichkolwiek ruchów.
- Malfoy w tej chwili mnie puść!
- Ani mi się śni. – dziewczyna spróbowała się wyrwać, ale nic to nie dało.
- Czy któryś z was z łaski swojej ruszy się i mi pomorze – warknęła w stronę trójki chłopaków siedzących przy stoliku. Harry chciał wstać, ale Denis złapał go za ramie.
- Potter siedź spokojnie. To są sprawy między nimi. – słysząc to Hermiona obrzuciła brata wzrokiem bazyliszka. – Herm nie patrz tak na mnie, sama jesteś sobie winna. Grabisz sobie, a potem oczekujesz ratunku. Kocham cię, ale musisz sobie radzić sama.
- Zdrajca!
- Też cię kocham siostrzyczko.
- Malfoy w tej chwili mnie puść patafianie jeden – nie widziała drapieżnego uśmiechu, który pojawił się na twarzy dziedzica fortuny Malfoyów
- Wybaczcie nam, ale muszę sobie porozmawiać z panną Di Binetti.  – nie widziała nawet, kiedy blondyn przerzucił ją przez ramię. Wypił zawartość szklanki, po czym ruszył w stronę dormitorium.
- Malfoy głąbie jeden puść mnie! To jest upokarzające! – krzycząc uderzała pięściami w jego plecy. – A wy zdrajcy moglibyście mi pomóc!
- Smoku
- Tak? – blondyn obrócił się i popatrzył na przyjaciela.
- Uważaj na nią. Nie chcę żeby doszło do sytuacji, w której będę musiał zrobić ci krzywdę.
- Cwaniak spokojna twoja głowa nic jej się nie stanie – uśmiechnął się i ruszył po schodach do góry – A ty słoneczko – szepnął cicho tak żeby nikt oprócz niej tego nie usłyszał – uspokój się, bo niepotrzebnie się męczysz.
- Nie mów mi, co mam robić. Jak tylko będę mogła stanąć na ziemi urwę ci ten tleniony łeb i powieszę na ścianie, jako trofeum.
- Uważaj, bo jeszcze ci w to uwiężę – kopiąc drzwi wszedł do męskiego dormitorium poczym skierował się do swojej sypialni.

Sprężyny w materacu lekko zaskrzypiały, kiedy rzucił dziewczynę na swoje łóżko.
- Ty patałachu jeden, co ty sobie wyobrażasz? Że możesz bezkarnie upokarzać mnie przy ludziach? – szybko podniosła się i usiadła.
- To ty zaczęłaś tą wojnę skarbie. A ja zamierzam ją wygrać. – ten jego drapieżny uśmiech nie podobał się jej. Mężczyzna usiadł na łóżku i zaczął przesuwać się w jej stronę. Hermiona z obawą jak najostrożniej się dało cofała się do tyłu do momentu, kiedy jej plecy zderzyły się z wezgłowie łóżka.
- Malfoy nie zbliżaj się
- Czyżby gryfioniątko czegoś się bało? – wiedział, że uderzył w delikatną strunę panny Di Benetti, zresztą jak każdego gryfona.
- Niczego się nie boję, a szczególnie takiego ślizgona jak ty
- I tutaj popełniasz błąd skarbie. Mnie się należy bać. – przybliżył się do niej patrząc w te czekoladowe oczy. Wstrzymała oddech, kiedy podniósł rękę i założył niesforny kosmyk włosów za jej ucho. – Powiedz mi Di Binetti, co ty zrobiłabyś na moim miejscu?- zauważył, że nie rozumie, o co mu chodzi. – Pytam się, co byś zrobiła na moim miejscu, kiedy ktoś by sobie z ciebie tak kpił? Nie zamierzasz mi odpowiedzieć? To ja powiem ci, co mógłbym zrobić. Patrząc na to, że jesteśmy tutaj sami to mógłbym wykorzystać cię seksualnie.
- CO?! – odpychając go zerwała się i dopadła drzwi. Szarpnęła za klamkę, ale nic się nie stało. Zaklęła pod nosem na to, ze nie miała przy sobie swojej różdżki. – Malfoy w tej chwili mnie wypuść.
- Nie mam na to ochoty. – rozłożył się na łóżku opierając się o wezgłowie. Patrząc na nią cynicznie się uśmiechał.
- Wypuść mnie albo zacznę tak krzyczeć, że usłyszy mnie cały zamek.
- Życzę powodzenia. Cały pokój jest zabezpieczony zaklęciem dźwiękoszczelnym. – widząc jak w jej oczach pojawia się lekki strach postanowił się nad nią nie znęcać. – Spokojnie nie wykorzystam cię. Jeżeli zrobiłbym to, to na sto procent Denis zabiłby mnie. Do tego musisz wiedzieć, że nie zaciągam kobiet do łóżka, jeżeli tego same nie chcą. Jakoś rola gwałciciela mnie nie pociąga. – wstał z łóżka i podszedł do regału z książkami – Napijesz się?
-, Malfoy czego ty ode mnie chcesz?
- Pytałem się czy czegoś się napijesz? – wyciągnął za książki butelkę i ustawił ją na stoliku.
- Nie dziękuję. Co ty kombinujesz Malfoy?
- Szczerze? Sam nie wiem. – mówiąc to nie kłamał. Sam nie wiedział, co chciał zrobić, może trochę ją nastraszyć, a może, co innego.
- Jesteś dziwny
- Nawzajem skarbie.
- Otwórz drzwi.
- Nie. Na pewno nie napijesz się ze mną?
- Jeżeli mam tu z tobą siedzieć to wolę się napić. – słysząc to uśmiechnął się pod nosem i napełniając szklankę podał jej. Podeszła do fotela i usiadła w nim.
- Powiem ci Granger, że jestem zaskoczony.
- Czym?
- Tym, że siedzisz tu ze mną ponad pół godziny, a ani Den, ani Potter jeszcze nie dobija się do drzwi.
- Wiesz mnie też to trochę dziwi...
***
- Wiecie trochę to niepokojące.
- Co masz na myśli Gin?
- Minęła godzina, a Hermiona z Malfoyem jeszcze nie wrócili – w tym momencie Denis zakrztusił się alkoholem. Słysząc słowa dziewczyny w myślach pojawiły mu się obrazy tego, co Malfoy może robić z jego siostrą przez ten czas w swojej sypialni. Kiedy sobie to uświadomił zerwał się jak oparzony i pędem rzucił się w kierunku męskiego dormitorium. Jak najszybciej się dało dobiegł do drzwi sypialni zajmowanej przez Draco. O mało nie dostał szału, kiedy naciskając klamkę drzwi nie ustąpiły. Uderzył w nie pięścią
- Smoku otwieraj.
- Nie przeszkadzać! – odpowiedź przyjaciela rozeźliła go jeszcze bardziej
- Den kochanie uspokój się. Hermiona jest dużą dziewczynką i da sobie radę. – Ginny próbowała jakoś go uspokoić, ale nie dało to rezultatów. Harry i Blaise z pewnej odległości przyglądali się poczynaniom chłopaka. Nie wytrzymując złapał za różdżkę i wyciągnął ją za paska spodni. Kierując ją w stronę drzwi wypowiedział zaklęcie.
***
- Nie masz racji. Ten cios w trzeciej klasie jak najbardziej ci się należał. Chciałeś zabić biedne zwierze, które nic ci nie zrobiło.
- Powiedźmy, że masz trochę racji. Muszę za to przyznać, że nieźle potrafić przyłożyć. – ich rozmowę przerwało walenie do drzwi.
- Smoku otwieraj!
- Nie przeszkadzać! – jak gdyby nigdy nic wrócił do rozmowy. – Tak szczerzę między nami to  jakbym był na twoim miejscu to mim zdaniem należało mi się jeszcze kilka takich ciosów za niektóre występki
- No to mnie zaskoczyłeś taką samokrytyką.
- Ja siebie samego też. Widać może nie powinienem więcej pić
- Nie da się ukryć… - w tym momencie Hermiona nie zdążyła dokończyć wypowiedzi, bo zagłuszył ją huk otwieranych drzwi. Do środka wpadł Denis. Zdezorientowany popatrzył na dwójkę siedzącą w fotelach.
- Hermiono wszystko w porządku?
- Jak najbardziej. Chociaż – popatrzyła na zegarek – jakoś specjalnie nie śpieszyło ci się żeby w końcu zainteresować się, co Malfoy mi zamierza zrobić. Zajęło ci to ponad godzinę.
- A zrobił ci coś.
- Zwariowałeś? – do rozmowy włączył się blondyn. – Jedynie, co ktoś zrobił, to rozwalił mi drzwi do sypialni.
- Musiałem jakoś je otworzyć!
- Tak akurat musiałeś je wysadzać – na twarzy Draco pojawił się wyraz niezadowolenia.
- Wiecie co? załatwcie to między sobą. Ja się stąd zmywam. – Hermiona przeszła obok brata i uśmiechając się do Gin opuściła sypialnie ślizgona.