poniedziałek, 28 maja 2012

two-halves 21.


Powiem wam, że dostaje już nerwicy z połówkami. Miałam dodać zakończenie a wyszło, że jeszcze musze dodać przed nim jedną część, bo zakończenie na ponad dziesięć stron w Wordzie to jak dla mnie lekka przesada. Zapraszam do czytania.
---
Dwa lata to zwykłe określenie czasu. Ale czy w życiu człowieka to dużo czy mało? Dwa lata to dwadzieścia cztery miesiące. Dwa lata to siedemset trzydzieści dni. Dwa lata to siedemnaście tysięcy pięćset dwadzieścia godzin. Zwykłe cyferki, które określają upływ czasu. Czasu, który bardzo często przepływa człowiekowi między palcami, a on tego nie zauważa. Niektórzy próbują łapać go, chwytać garściami i korzystać z życia na całego. Żyć chwilą nie tracąc nawet minuty. Ale niezależnie od niczego jedno jest zawsze takie samo. Z czasem wszystko się zmienia. Z każdą sekundą zmienia się życie i zmienia się człowiek. Tej nocy Hermiona Granger nie mogła spać. Leżąc w swoim łóżku patrzyła na zegarek stojący na szafce nocnej obserwując, jak upływa każda minuta. Z tego, co zauważyła, to udało jej się zasnąć trzy razy na jakieś pół godziny. Kiedy za oknem noc przeszła w szarość poranka kobieta postanowiła wstać. Dwadzieścia minut później ubrana w dres biegła przed siebie. Przyśpieszone bicie serca i wysiłek fizyczny to było to, czego potrzebowała.  Okna w mijanych przez nią domach były pozasłaniane. Wszyscy spali, a ona biegła przed siebie. Szarość poranka przechodząca w ciepły słoneczny dzień to cudowny widok. Biała mgła zaczyna znikać, a lekko wilgotne powietrze wysycha i staje się coraz cieplejsze. Pierwsze ptaki, które obudziły się ze snu rozpoczynają swoje poranne trele. Słonce nieśmiało zaczyna ogrzewać swoimi promieniami wszystko, co napotka na swojej drodze. Godzinę później wróciła do domu. Wzięła szybki, odświeżający prysznic i zjadła lekkie śniadanie, podczas którego postanowiła, że odwiedzi Ginny. Ruda nie odezwała się do niej po swojej wczorajszej rozmowie z Zabinim. Hermiona nie wiedziała, co o tym sądzić.

Kiedy teleportowała się w okolicę osiedla, gdzie mieszkała Ginny wskazówki zegarka pokazywały godzinę pięć po siódmej. Wstukała kod otwierający drzwi i weszła do budynku. Wybiegła przeskakując po dwa schody na ostatnie piętro i zastukała do odpowiednich drzwi. Czekając, aż przyjaciółka otworzy obserwowała niebo przez okno zamontowane w dachu. Popatrzyła znowu na drzwi dopiero, kiedy usłyszała dźwięk przekręcanego zamka i odgłos otwieranych drzwi.
- Ginny śpiochu… - urwała nie wierząc własnym oczą – Zabini? – patrzyła zdziwiona na zaspanego bruneta ubranego jedynie w bokserki.
- Granger, czy ty wiesz kobieto, która jest godzina? – cichy i zachrypły głos dokładnie świadczył o tym, że przyjście Hermiony wyciągnęła go z łóżka.
- Zabini ty pajacu, kto pozwolił ci otwierać drzwi w moim mieszkaniu? – ze środka mieszkania usłyszała zaspany głos Ginny – Wpuść Hermionę do środka. Dziewczyna nie będzie przecież stać na korytarzu.
- Nie jestem pajacem wiewióro. – odsunął się do tyłu pozwalając Hermionie wejść do środka. – Skąd ty wiesz, że to akurat Granger? – Hermiona nie przejmując się niczym weszła do salonu czekając, aż Ginny przyjdzie z sypialni. Zabini z westchnieniem opadł na fotel i przymknął oczy.
- Bo tylko ona tak bezproblemowo przychodzi o takich dziwnych porach. – rudowłosa kobieta weszła do salonu ubrana w fioletowy szlafrok. Pomimo rozespania Hermiona zobaczyła na jej twarzy uśmiech. Chociaż bardziej można byłoby spodziewać się miny niezadowolenia z tak wczesnej pobudki niż uśmiechu z niezapowiedzianych odwiedzin przyjaciółki. Ale Ginnevra przyzwyczaiła się do jak to ona nazwała „dziwnych pór” odwiedzin jej najbliższej przyjaciółki. Hermiona przeważnie wpadała do niej albo wcześnie rano, albo dość późno w nocy. – Napijesz się kawy?
- Poproszę – mruknął mężczyzna
- Zabini ciołku nie ciebie się pytałam – Ginny z dezaprobatą popatrzyła na bruneta
- Masz szczęście, że jesteś w ciąży inaczej bym cię udusił zołzo jedna. Idę pod prysznic – popatrzył spod byka na kobietę, która miała mu urodzić dziecko, z czego ona nic sobie nie robiła.- I pamiętaj, że tobie w twoim obecnym stanie nie wolno pić kawy.
- No to jak Hermiono poranna kawa? – zaproponowała kolejny raz, kiedy Blaise wyszedł z salonu.
- Bardzo chętnie, ale Zabini chyba miał rację, co do tego, że ty nie powi… - Ginny nie dała jej dokończyć.
- Hermiono ja dobrze o tym wiem. Odkąd tylko dowiedziała się o maleństwie nie pijam kawy. Z resztą teraz jakoś bardziej ciągnie mnie do zielonej herbaty. Co cię do mnie sprowadza?
- Nie mogłam spać. Do tego jest taki piękny poranek, a kancelarie otwierają dopiero za jakieś dwie godziny, dlatego postanowiłam wpaść na poranną kawę, bo nikt nie parzy takie dobrej kawy jak ty.
- To trzymaj tą swoja kawę – ruda podała jej kubek z czarnym aromatycznym napojem i usiadła obok niej. Hermiona wiele razy zastanawiała się dlaczego nie przyznano jakiejś nagrody osobie, która wymyśliła kawę. Ciemny aromatyczny napój, który pobudza zmysły zapachem i smakiem. Każdy łyk jest dla niej rozkoszą. Kofeina zaczyna krążyć w żyłach pobudzając organizm do życia. Nie zamieniłaby kubka dobrej porannej kawy na nic innego. Nie oddałaby tej chwili przyjemności za żadne skarby świata. Lubiła tak siedzieć w salonie Ginny i razem z nią pijąc poranną kawę podziwiać widok za oknem. W takiej chwili nie musiały rozmawiać. Żadnej z nich nie przeszkadzała cisza, która panowała między nimi. Nie była to niezręczna cisza, która niekiedy zapada między ludźmi, którzy nie wiedzą, co maja powiedzieć. To cisza z rodzaju tych, która występuje, kiedy dwie dobrze znające się bliskie sobie osoby spędzając razem czasz i nic więcej do szczęścia im nie potrzeba.

Hermiona zajęła się sprawą, z którą tu przyszła dopiero wtedy, gdy brunet po godzinie od jej przyjścia opuścił mieszkanie.
- Ginny popraw mnie, jeżeli mi się coś ubzdurało. Dzisiaj drzwi otworzył mi zaspany Zabini ubrany w same bokserki, który zresztą właśnie przed chwilą opuścił twoje mieszkanie
- Nie pani mecenas – ruda odpowiadała tonem niczym świadek na przesłuchaniu w sądzie – nic się pani nie ubzdurało.
- Ale jak to? Czy możesz mi powiedzieć, co się stało, kiedy ja opuściłam szpital?
- Oczywiście, że mogę – Jak się okazało w czasie rozmowy podczas wczorajszej wizycie w gabinecie pana ordynatora Ginny dowiedziała się od niego, że nie ma czego się bać. Zabini chciał wszystkiego, co najlepsze dla swojego dziecka i dlatego nigdy nie odebrałby go jego matce. Pragnął tylko być w życiu tego małego człowieka, który miał za kilka miesięcy przyjść na świat. Być kimś ważnym. Pomóc Ginny wychować go na jak najlepszego człowieka. Doszli do porozumienia, że spróbują jakoś się dogadać i razem nad tym pracować. Żadne z nich nie mówiło nic o związku i żadne go nie miało w planach. To był tylko przelotny romans w pracy oparty na czystym i jak to określił Zabini prawie zwierzęcym pożądaniu. Jak się okazało pożądaniu, które wcale nie znikło i dlatego tej nocy Blaise Zabini wylądował w sypialni panny Weasley.
- I co, teraz się z nim zwiążesz?
- Hermiono czyś ty upadła na głowę? Ja i związanie się z tym małpoludem – Ginny z niedowierzeniem patrzyła na przyjaciółkę.
- No myślałam, że może tak.
- To bardzo źle myślałaś kochana. Nie ma takiej możliwości. Najlepiej skończmy już ten temat. Lepiej powiedź mi czy masz już jakąś kolejną ciekawą sprawę. .
- Tak, ale wiesz, że konkretnych szczegółów nie mogę ci zdradzić.
- To w takim razie poproszę ogólny zarys – biorąc do ręki paczkę herbatników ruda zaczęła słuchać przyjaciółki.
***
Są sytuacje, po których człowiek nieświadomie się zmienia. Wystarczy pewien epizod w życiu i nagle coś powoduje, że zaczynamy żyć inaczej. Hermiona Granger była kobietą, której życie było poukładane i przeważnie zawsze takie samo. Była praca, spotkania z przyjaciółmi i przelotne romanse, które szybko kończyła, kiedy mężczyzna zaczynał się za bardzo angażować. Pewność siebie, niezależność i wolność to jej wizytówka. Teraz było niby wszystko tak samo, ale nie do końca. Hermiona pracowała jak zawsze, a nawet jeszcze bardziej niż dotychczas poświęcała się swojej karierze zawodowej. Przedtem spędzała większość swojego czasu w kancelarii, a teraz jakby tylko mogła nie wychodziłaby z niej. Sama nie wiedziała, co się stało, ale przestała umawiać się z facetami. Jakoś nie miała ochoty na te krótkie romanse, a tym bardziej na dłuższe, poważne związki, w które nie weszłaby z własnej woli. Kiedy nie przesiadywała w kancelarii spotykała się z przyjaciółmi. W szczególności z Ginny. Te spotkania zawsze poprawiały jej humor, bo od kilku miesięcy panna Weasley psioczyła, na czym świat stoi na ojca swojego jeszcze nienarodzonego dziecka.
***
Hermiona dopiero, co weszła i usiadła za swoim biurkiem w kancelarii, kiedy do pomieszczenia jak burza wpadła panna Weasley. Pani mecenas podziwiała w tym momencie swoją przyjaciółkę za to, że kobieta będąc w siódmym miesiącu ciąży ma tyle energii.
- Gin kochanie jak miło cie widzieć – wstała i podeszła by przytulić ciężarną kobietę. – Siadaj i mów, co się stało? – Hermiona nie musiała pytać, co sprowadza Ginnevre do jej gabinetu. Powód wizyty przyjaciółki był dla niej zbyt oczywisty i nazywał się Blaise Zabini. Szatynka usiadła z powrotem na swoim miejscu i popatrzyła na poirytowaną koleżankę.
- Po prostu nerwica mnie weźmie Hermiono. Jak ja mam być spokojna by nie zaszkodzić nerwami mojemu maluszkowi jak ten goryl doprowadza mnie do szału? – Hermiona sięgnęła po stojącą na biurku szklankę i dzbanek z wodą. Nalewając jej do szklanki postawiła ją przed Ginnevrą. Czekała, aż przyjaciółka się napiję i będzie kontynuować dalej. – Wiesz, co on sobie dzisiaj wymyślił? Stwierdził, że i tak nocuje u mnie prawie codziennie, więc powinniśmy razem zamieszkać.
- To chyba dobrze?
- Dobrze? Hermiono on uważa, że mam wyprowadzić się ze mojego mieszkania i zamieszkać w jego domu. – kobieta nie mogła zrozumieć, dlaczego Hermiona nie była zdziwiona tymi informacjami.
- Gin skarbie zastanów się nad kilkoma rzeczami. Tylko zastanów się i odpowiedz szczerze, ale nie mnie tylko sobie. Czy Blaise nocuje u ciebie praktycznie codziennie?
- No tak.
- Czy ty go kochasz i jesteś szczęśliwa? – Hermiona już dawno wiedziała, że tak jest, ale nie poruszała z Gin tego tematu, bo wiadome było, że ruda zaprzeczy. Z drugiej strony jak ktoś, kto nie wierzy w miłość może o niej rozmawiać?
- Diabeł kocha małego…
- Gin nie o to pytałam. Teraz chodzi o ciebie, nie o maluszka, który w tobie mieszka. – w gabinecie mecenas Granger zapadła dłuższa cisza.
- Tak szczerze? – Hermiona odpowiedziała na to pytanie skinieniem głowy – To tak, ale nie oznacza to, że Zabini nie jest orangutanem.
- Ale jak by nim nie był, to byłby kimś innym. Ze sprawą zamieszkania uważam, że Blaise ma rację, z przeprowadzką do niego. Jego dom jest większy i ma ogród. Dzięki czemu jest tam więcej miejsca niż w twoim mieszkanku. Ale to już jest twoja decyzja kochanie – Hermiona wiedziała już, że przyjaciółka chce z nim zamieszkać, ale musiała sobie sama to uświadomić i podjąć decyzję osobiście.
- Mama już teraz narzeka, że nie mamy ślubu, a jak zamieszkamy razem to już nie da mi spokoju. Do tego ten orangutan też coś ostatnio na ten temat wspominał.
- Ginny znasz moje stanowisko na temat małżeństw. Dlatego nie jestem osobą odpowiednią do doradzania ci w takiej sprawie. Z drugiej stronie twoi rodzice są tyle lat po ślubie, a twoi starsi bracia są szczęśliwi w swoich związkach. Jeżeli nie chcesz teraz brać ślubu, to powiedz to Zabiniemu. Jeżeli jest mądrym facetem to powinien to zrozumieć.
- Masz rację. Zrobię to tak samo jak dzisiaj wbiłam mu do tego durnego łba, że nie zamierzam teraz brać urlopu. Będę pracować dopóki będę mogła. Dzięki Hermiono jesteś wielka – ciężarna wstała i posyłając uśmiech w stronę koleżanki wyszła z jej gabinetu. Hermiona zamyśliła się. Nie wierzyła w związki. Dla niej małżeństwo było dziwną umową, która jak widziała po swoich klientach często przynosi więcej problemów niż pożytku. Nie rozumiała tylko, dlaczego zrobiło jej się smutno myśląc o państwie Weasley i ich dzieciach, które są w szczęśliwych związkach. By wyrzucić z głowy te wszystkie myśli otworzyła szafkę i wyciągnęła teczkę z aktami sprawy, którą teraz się zajmowała. Dla niej praca była lekarstwem na wszystko.
***
W ciągu tych kilku miesięcy Hermiona Granger widziała swojego byłego klienta Draco Malfoya tylko raz. Minęło dziewięć miesięcy od ich ostatniego spotkania. Spotkali się u Blaise i Ginny podczas chrzcin miesięcznego Alecsandra.
- Witam panią mecenas – szatynka popatrzyła na stojącego przed nią przystojnego mężczyznę.
- Witaj Malfoy - uśmiechnęła się do niego nieznacznie.
- Co u ciebie słychać?
- Dziękuję wszystko w porządku. A u ciebie? – rozmowa to była nad wyraz grzecznościowa i sztuczna.
- Też nie narzekam.
- To dobrze. Przepraszam cię Draco, ale musze porozmawiać jeszcze z Gin.
- W takim razie do zobaczenia Hermiono. – patrzył jak odchodzi kierując się w stronę, gdzie stali szczęśliwi rodzice.

- Ginny, Blaise chciałam jeszcze raz wam pogratulować i się pożegnać.
- Jak to pożegnać? Hermiono przecież jest jeszcze wcześnie – Ginny nie rozumiała, dlaczego przyjaciółka chce już iść.
- Diable czy możliwe jest by podczas porodu nabawić się sklerozy? – Hermiona popatrzyła pytająco na bruneta.
- Nie zanotowano takiego przypadku, ale jeżeli mówimy teraz o tym rudzielcu to wszystko jest możliwe. – twarz mężczyzny przyozdobił uśmiech. Hermiona zaczęła się śmiać, a Ginny prychnęła.
- No Gin nie złość się. Tak sobie trochę z ciebie żartujemy. Co do sklerozy to przecież mówiłam ci, że dzisiaj musze jeszcze wpaść do kancelarii, bo mam umówione spotkanie z klientem – po tych słowach pożegnała się i opuściła przyjęcie.
- Wiesz Diabełku martwię się o nią – rudowłosa popatrzyła na odchodzącą przyjaciółkę.
- Dlaczego?
- Za dużo ostatnio pracuje. Nic innego nie robi tylko przesiaduje w tej kancelarii. – najmłodsze dziecko państwo Weasley naprawdę martwiło się o Hermionę. Ale musiała przestać w tej chwili myśleć o swojej przyjaciółce, bo jej mały synek płaczem dawał informacje o tym, że powinna go nakarmić.

piątek, 25 maja 2012

who I am - odc. 7


Dwa dni przed wigilią Hermiona siedziała w swoim pokoju prowadząc ożywioną dyskusję
- Oczywiście, że tak. Powiem tylko rodzicom i spotykamy się o 20. To dobrze. – głowa panny Weasley znikła z kominka. Hermiona wybiegła z pokoju i skierowała się do salonu, gdzie spodziewała się znaleźć rodziców. Nie pomyliła się. Siedzieli w fotelach, pijąc kawę i rozmawiając. Opadła na sofę i popatrzyła na nich.
- Coś chciałaś kochanie? – Rosa popatrzyła na swoją córkę. Za każdym razem, kiedy to robiła myślała o tym, że Hermiona jest piękną młodą kobietą. Nie dziwiła się, że Draco i Blaise wodzili za nią wzrokiem. Wydawało się, że panna Di Binetti nie zdaje sobie z tego sprawy, albo stara się tego nie zauważać.
- Nic takiego mamo, chciałam tylko powiedzieć, że wychodzę dzisiaj spotkać się z Ginny.
- Dobrze skarbie. A gdzieś idziecie?
- Do Rio – był to jeden z najmodniejszych klubów w Londynie, gdzie często można było potańczyć w rytm tańców latynoamerykańskich.
- W takim razie masz zabrać ze sobą Denisa. – Alessandro włączył się do rozmowy.
- Tato wiem, że Denis prawie zawsze ze mną tam chodził, ale tym razem chce iść sama. On zapewne zabrałby Malfoya i Zabiniego
- Mia rozumiem, ale albo idziesz z bratem, albo w ogóle – ojciec zwracał się do niej drugim imieniem dając jej tym do zrozumienia, że nie mam możliwości by zmienił zdanie.
 - Świetnie – wstała i wyszła zła z salonu. Po chwili w domu było słychać mocne trząśnięcie drzwiami.
- Oho – brunet i blondyn popatrzyli na swojego przyjaciela.
- Co jest?
- Siostrzyczka się wściekła
- Co masz na myśli?
- Jak jest zła na rodziców to wraca do pokoju i trzaska drzwiami. Nie wychodząc z niego przez dłuższy czas – wstał i otworzył drzwi od garderoby, czym zdziwił swoich kumpli. Nagle usłyszeli głośną muzykę, która zaraz ucichła, kiedy Denis zamknął drzwi znajdujące się po drugiej stronie pomieszczenia. Wtedy Draco dopiero sobie uświadomił, że pokój Denisa były połączony garderobą z pokojem obok. Pokojem, który teraz należał do Hermiony. Przeszli przez dość duże pomieszczenie jak na garderobę i cicho otworzyli drzwi stając na progu. Znowu otoczyła ich głośna muzyka. Widać pokój panny Di Binetti zabezpieczony był zaklęciem wyciszającym. Szatynka leżała na łóżku wpatrując się w sufit. Jej brat siedział na fotelu. Zaklęciem przyciszył muzykę
- Kto ci pozwolił to zrobić? – warknęła. Nie odpowiedział na jej pytanie.
- O co poszło tym razem?
- Jak mieszkałam sama miałam więcej swobody. Że też cię posłuchałam, żeby tutaj się przeprowadzić. Jest sobota, Ginny dzwoniła i pytała czy idę do Rio. Tata się uparł, że mogę iść, ale tylko, jeżeli pójdę z tobą.
- Co w tym dziwnego? Przecież zawsze chodziłem z tobą do klubu. Zaczęło ci to nagle przeszkadzać?
- Nie, ale…
- Świetnie idziemy na imprezę.- podniosła się szybko siadając na łóżku i popatrzyła w stronę drzwi do garderoby.
- Malfoy, Zabini! Wypad z mojego pokoju!
- Księżniczko my stoimy w garderobie Cwaniaka. – skwitował jej słowa blondyn. Nic nie mówiąc podeszła i jednym ruchem zamknęła im drzwi przed nosem.
- To tam sobie siedźcie! Nie chce iść z nimi – znowu opadła na łóżko. Denis wstał z fotela i położył się koło siostry.
- Czyli nie chcesz mnie na imprezie ze względu na Smoka i Diabła?
- Tak Einsteinie, jak tyś to wymyślił?
- Mała nie bądź uszczypliwa.
- Nie jestem mała – dostał poduszką w twarz. Nie był jej dłużny. Po chwili zmęczeni po wojnie na poduszki padli z powrotem na łóżko.
- Nie martw się. Zajmę się nimi. Nie zauważysz ich obecności.
- Wątpię by było to możliwe, ale dzięki Cwaniaczku.
- Nie ma za co. W końcu, od czego ma się brata? – zadając jej to pytanie stał już pod drzwiami garderoby, które otworzył.
- Od tego! – poduszka przeleciała przez pokój. Szatyn zdążył się uchylić, ale za to pocisk wylądował na twarzy zaskoczonego bruneta, który właśnie miał zapukać w drzwi, kiedy Denis właśnie otworzył. Widząc to rodzeństwo wybuchło śmiechem.
- Ja zabieram tego osobnika, a ty spokojnie się szykuj.
- Dzięki.
- Nie ma, za co. Odbiję to sobie z nawiązką. – obdarzył siostrę szerokim uśmiechem
- Tak wiem, Ginny też się ucieszy.
- Jędza – pokazał jej język i zamkną drzwi. Hermiona niedawno zauważyła, że jej brat zaczął się bardziej interesować jej rudą przyjaciółką. Nie przeszkadzało jej to. Godzinę później ubrana w ciepły płaszcz przeszła przez garderobę wchodząc do pokoju brata.
- Gotowy? – patrzyła na brata, który zapinał skórzaną kurtkę
- Tak, tylko trzeba zawołać tych grzebiących się w smole.
- Kto się grzebie w smolę? – do pokoju weszła pozostała dwójka ślizgonów.
- Teraz już nikt, jesteśmy w komplecie.
-  Malfoy, Zabini jesteście pewni, ze chcecie tam iść? To jest typowy mugolski klub.
- Spokojnie księżniczko byliśmy w mugolskim klubie już nie raz.
- Nie jestem księżniczką Zabini. Zapamiętaj sobie to raz na zawsze. Den widzimy się za chwile tam gdzie zawsze – trzask teleportacji i dziewczyny już nie było. Po chwili spotkali się wszyscy niedaleko wejścia do klubu. Ruda widząc jej towarzystwo posłała jej pytające spojrzenie. Hermiona wzruszyła ramionami. Kolejka do wejścia była długa, ale dziewczyny nie przejmując się nią podeszły do ochroniarzy omijając ją. Męska część ich towarzystwa podążyła za nimi.
- Dobrze was z powrotem widzieć. Dawno was nie było. – przywitał je jeden z ochroniarzy.
- Niestety brak czasu. – Hermiona serdecznie uśmiechnęła się do osiłka
- Lola się ucieszy. Będziecie w komplecie.
- Super – dziewczyny uśmiechnęły się jeszcze szerzej
- Cześć Denis.
- Cześć Tom – szatyn przywitał się z postawnym mężczyzną.
- Czy ci dwaj są z wami?
- Niestety tak – słysząc ton Ginny ochroniarz podniósł brew i popatrzył pytająco na dziewczyny. Hermiona wiedziała, o co mu chodzi i aż ja świerzbiło by skorzystać z jego niemej propozycji, ale powstrzymała się – Tak Tom wpuść ich. – goryl kiwnął głową i wpuścił ich do środka nie zwracając uwagi na protest ludzi stojących w kolejce. Przy szatni przywitały się z młodym chłopakiem podając mu swoje płaszcze. W tym momencie pierwszy raz tej nocy dwóm z trzech ślizgonów opadły szczęki. Denis przyzwyczaił się już trochę do tego, co właśnie zobaczyli. Chociaż pierwszy raz też go zszokował. Dwie dziewczyny miały na sobie sweterki, a do tego króciutkie spódniczki mini wykonane z falbanek. Przeszli na sale, gdzie na parkiecie bawiła się już spora grupa ludzi. Usiedli przy jednym ze stolików, a zaraz koło nich pojawiła się kelnerka.
- Hermiona, Ruda. Kobiety gdzie was wcięło? Cześć Denis. A to, kto? – dziewczyna wyrzucała słowa z prędkością karabinu maszynowego. – obrzucając ciekawym wzrokiem nieznanego jej bruneta i blondyna.
- Cześć Mary, wcięła nas szkoła. Wiesz jak to jest ostatni rok.
- To są moi znajomi – inicjatywę przejął Den – Blaise i Draco
- Cześć – wyciągnęła do nich rękę, która każdy z nich uścisnął. – Zaraz przyniosę wam coś do picia, ale najpierw powiem Loli, że jesteście – odeszła od stolika. Po chwili dziewczyny zerwały się widząc idącą w ich stronę dziewczynę o blond włosach uczesanych w wysoki kucyk.
- Lola – przytuliły się cała trójką.
- Słońca wy moje jak dobrze was widzieć – Draco stawiał, że blondynka jest rówieśniczką Hermiony. Ubrana była w spódnice podobną do tych, które miały na sobie Hermiona i Ginny. Zamiast sweterka miała luźny podkoszulek podwinięty i związany pod biustem, odsłaniając cały brzuch. Jedno z ramiączek bluzki miała opuszczone na dół. – Rozbierać się i w tej chwili na parkiet. Rozgrzewka i zaraz zaczynamy. Dam tylko znać wszystkim by się przyszykowali.
- Dobra – Lola odeszła, a one wróciły do stolika. Chwile później Malfoyowi i Zabiniemu po raz kolejny tego wieczoru opadły szczęki, co bardzo rozbawiło Denisa. Była to reakcja bezwarunkowa na to, co zobaczyli, kiedy dziewczyny ściągnęły sweterki. Miały na sobie takie same bluzki jak blondynka. Hermiona do bordowej mini ubraną miała bluzkę białego koloru, pod spodem czarny stanik, który delikatnie przebijał przez bluzkę. Lepiej go można było dojrzeć, kiedy dziewczyna mocniej się ruszyła i głęboki luźny dekolt odsłonił, co nieco. Panna Weasley była ubrana tak samo tylko w innym zestawie kolorystycznym brązowo-zielonym. Hermiona uśmiechnęła się i mrugnęła do brata, który wpatrywał się w Ginny. Ruszając biodrami w rytm muzyki udały się na parkiet. Po chwili zniknęły w kolorowym tłumie roztańczonych ludzi.
- O co w tym wszystkich chodzi? – Draco upił przyniesioną mu whisky.
- Po bitwie Hermiona była załamana. Odnalazła Grangerów, ale nie odzyskali pamięci pomimo usilnych starań jej i ministerstwa. Żeby postawić ja na nogi Ruda zabrała ją na kurs tańca. Okazało się, że trafiły tutaj na kurs tańców latynoamerykańskich. Od skończenia kursu, co sobotę zjawiają się w klubie całą grupą. Oczywiście wtedy, kiedy dziewczyny są w Hogwartcie nie jest to możliwe. Zacząłem tu z nimi przychodzić odkąd poznałem moją siostrę. Patrzyli jak dziewczyny z radością przytulają kilka dziewczyn i chłopaków.
- Nie przeszkadza ci to ?– Diabeł wskazał w miejsce gdzie Hermiona tańczyła z jakimś facetem. Chłopak stał za panną Di Binetti i trzymał ręce na jej biodrach. Poruszając się z nią w rytm dość dynamicznej muzyki.
- Nie mam tutaj nic do gadania. Raz próbowałem zaprotestować to zmyły mi głowę. Teraz jestem już przyzwyczajony. To tylko taniec
- Ten taniec coś za bardzo ocieka seksem.
- Taka już jego natura Blaise. Wiem, że dziewczyny traktują to, jako zabawę i nic więcej. Impreza się skończy i wrócą grzecznie do domu. Nauczyły już mnie tego. A Alex i Mateo to partnerzy dziewczyn.
- Partnerzy?
- Tak, do tańca. - w tym momencie muzyka ucichła
- PARKIET! – po okrzyku blondynki wszyscy obecni na parkiecie cofnęli się pod ścianę, a na środku zostało tylko sześć par. W tym Hermiona i Ginny.
- No to się zaczyna.
- Co się zaczyn Den?
- Patrzcie uważnie. – wszyscy trzej patrzyli na parkiet tak jak pozostałe osoby w klubie. Pary ustawiły się na parkiecie. Muzyka po cichu zaczęła płynąć z głośników, a oni zaczęły tańczyć. W tym momencie wszyscy trzej poczuli się jak zahipnotyzowani, patrząc na to jak dziewczyny się ruszają. To w jaki sposób tańczyły, wprawiając swoje biodra w ruch powodowało u nich przyśpieszenie tętna. Smukłe ciała ubrane w dość skąpy strój ruszające się w rytm muzyki. Oczy wszystkich obecnych na sali były zwrócone na tańczących. Większość z zachwytem, szczególnie panów, chociaż panie w tym samym momencie podziwiały męskie ciała tańczące na parkiecie. Niektóre kobiety patrzyły z zazdrością na tancerki. Utkwił swój wzrok w Hermionie. Wydawało się, że jej ciało zespolone jest z muzyką. Muzyka była nią, a ona była muzyką.  Nie było żadnej innej tylko ona. Nawet nie zwracał uwagi, na mężczyznę, z którym tańczyła. Tak jakby w ogóle go tam nie było. Wszyscy zniknęli był tylko parkiet, tańcząca szatynka i on wpatrzony w nią. Każdy jej ruch był dokładny i zmysłowy. Każde wygięcie ciała powodowało, że praktycznie przestał oddychać wstrzymując powietrze. W tym momencie stwierdził, że to najpiękniejszy widok, jaki kiedykolwiek widział. I chciałby oglądać to cały czas.

who I am - odc. 6


- Hermiona gotowa? – Denis stał w progu pokoju i kolejny raz krzykiem poganiał siostrę siedzącą w łazience.
- Człowieku, gdzie się tak śpieszysz? Przecież pociąg ci nie ucieknie. – szatynka z spokojem przeszła przez pokój i zamknęła kufer.
- Gdzie się śpieszę? Do domu na święta – zaśmiała się widząc brata, który cieszy się jak małe dziecko.
- Jestem gotowa.
- W końcu. Myślałem, że nigdy się nie ruszysz. - za pomocą zaklęcia zaczął lewitować przed sobą ich kufry.
- No to jak Di Binetti, gotowi na święta? – Diabeł wyszczerzył się do rodzeństwa.
- Oczywiście, że jesteśmy gotowi, mam tylko nadzieję, że nie zrobicie mi w pokoju takiego burdelu jak ostatnio.- podsumował Denis.
- Ostatnio? – z podejrzliwością popatrzyła na męskie towarzystwo.
- A bo nasza księżniczka nic nie wie
- Nie nazywaj mnie tak Blaise.
- Oczywiście księżniczko, będę pamiętać – widząc chęć mordu w oczach dziewczyny brunet roześmiał się na cały głos.
- Czy ktoś może mi to w końcu wytłumaczyć?
- Chodzi o to myszko, że ja i Blaise wraz z naszymi matkami spędzamy święta u was w domu. – szepnął jej do ucha blondyn. Otworzył przed nią drzwi od powozu
- Nie jestem myszką – warknęła, teraz miała już ochotę naprawdę ich zamordować, a tym bardziej wrócić do zamku i zostać tam na święta.
- Nawet się nie waż, matka zabiłaby najpierw mnie, że ci pozwoliłem, a potem ciebie.
- Co masz na myśli Den? – nie rozumiała dokładnie słów brata.
- To, że chcesz zostać w zamku.
- Skąd wiesz?
- Mówiłem ci niekiedy, czuję różne rzeczy związane z tobą – wzruszył ramionami - Nigdy tak nie masz? – zastanowiła się i przypomniała sobie jak czuła wewnętrznie, że Den jest podłamany czy kiedy na coś bardzo się denerwował.
- Mam.
- No to sama widzisz.
- No koniec gadania wysiadać – zakomenderował Zabini i wyskoczył na zewnątrz powozu, a następnie pomógł wysiąść Hermionie.
- Dzięki Zabini – można by rzec, że dziewczyna nawet zaczynała go lubić. Chociaż nie dopuściłaby tej myśli do siebie za żadne skarby świata. Po chwili weszli do pociągu i ruszyli do pierwszego wolnego przedziału. Kiedy położyli kufry na półkach, Hermiona poinformowała brata, że idzie znaleźć swoich przyjaciół. Ku swojej niechęci do tego pomysłu, ze względu na to, że bał się o jej spotkanie z Weasleyem w końcu skapitulował. Przeszła całe dwa wagony zanim znalazła odpowiedni przedział. Siedzieli tak jak sądziła razem: Harry, Ginny i Ron. Z obawą otworzyła drzwi. Trzy pary oczu zwróciły się w jej strony.
- Hermiona – Ginny ucieszyła się
- Czego tu chcesz Di Binetti? – burknął Ron
- Chciałam z wami posiedzieć i porozmawiać.
- Pomyliłaś przedziały, ślizgoni to nie tutaj. –warknął w jej stronę.
- Ron, przestań się zachowywać jak buc – skwitowała zachowanie brata Gin.
- Ja się zachowuje jak buc?! To ona nas oszukała. I ty jeszcze jej bronisz? Na głowę upadłaś! – zaczął podnosić głos na siostrę.
- Przestańcie! – Krzyk Hermiony rozniósł się po przedziale. Harry się nie odzywał. Nie chciał opowiedzieć się po żadnej ze stron – Nie chcę byście się przeze mnie kłócili. Chciałam wam życzyć wesołych świat i szczęśliwego nowego roku. – Zamknęła drzwi i ruszyła z powrotem. Nie chciała jak na razie iść do przedziału, gdzie był jej brat i jego przyjaciele. Oparła czoło o zimną szybę i przymknęła oczy.
- Hermiona wszystko w porządku? – podniosła głowę czując dym papierosowy.
- Nie słyszałeś, że palenie szkodzi zdrowiu? – zdziwiło ją to, że zwrócił się do niej po imieniu
- Ale jest przyjemne. – skwitował Draco
- To nie pal przy mnie, nie mam ochoty być biernym palaczem. – uśmiechnął się i zgasił papierosa.
- Chyba spotkanie z przyjaciółmi ci nie wyszło.
- Cieszy cię to Malfoy? – znowu popatrzyło za okno.
- Dlaczego ma mnie to cieszyć?
- Bo Wielka Trójca Hogwartu się rozpadła i nie ma praktycznie szans by się podniosła z tego upadku. – mówiła to cichym lekko przybitym głosem.
- Niekiedy zdarza się, że coś, o czym myślimy, że będzie trwać wiecznie rozpada się. Nie przejmuj się wszystko jakoś się ułoży. Chodź idziemy do środka, bo zaraz Zabini z Di Binettem zaczną mnie szukać i znowu twój zdolny brat o coś mnie posądzi.
- Mogłoby być ciekawie, zrobiłby ci małą korektę twarzy.
- Ty zołzo, człowiek do ciebie z pomocna ręką, a ty, co… - roześmiała się i oto właśnie mu chodziło. Otworzył drzwi i weszli do przydziału.
***
Na peronie Hermiona w tłumie wypatrzyła Alessandro. Nie sądziła, że aż tak się za nim stęskniła. Podeszła szybko i mocno się do niego przytuliła.
- Dobrze cię widzieć tato. – już nie miała oporów, by się tak do niego zwracać, chociaż nie zapomniała o swoich rodzicach, którzy ją wychowywali.
- Ciebie też kochanie – pocałował ją w czubek głowy.
- Cześć tato -  Denis przywitał się z ojcem
- Dzień dobry panie Di Binetti – koło nich pojawili się Blaise i Draco.
- Gotowi do drogi?. – kiwnęli głowami i ruszyli za nim.

 Pół godziny później znaleźli się pod rezydencją. Kiedy tylko weszli do środka w holu pojawiła się Rosa.
- Dzień dobry mamo. – bliźniaki obdarzyły kobietę szerokim uśmiechem.
- Dzień dobry pani Di Binetti – uśmiechnięta kobieta podeszła do nich i przytuliła każdego po kolei
- Chodźcie, za chwile podany zostanie obiad. Narcyza i Sophie czekają już w jadalni. – męska część towarzystwa ruszyła w stronę wymienionego pomieszczenia. Kobieta popatrzyła na córkę.
- Hermiono idziesz?
- Czy mogłabym zjeść coś później? Teraz marzę o kąpieli i ciszy. Ostatnio wiele się działo odkąd wróciłam do Hogwartu.
- Oczywiście, odpocznij. Tylko poproś później skrzata, żeby przyniósł ci coś do jedzenia.
- Dobrze. Mamo, przeproś ich w moim imieniu za to, że nie będzie mnie na kolacji. I dziękuję.
- Nie ma, za co kochanie. – patrzyła jak dziewczyna przeskakując po dwa stopnie wybiegła na górę. Pani domu wróciła do jadalni.
- Kochanie w końcu jesteś. Czekamy na was z obiadem. Gdzie Hermiona?
- Prosiła bym w jej imieniu was przeprosiła, ale poszła odpocząć do swojego pokoju. Do końca dnia nikt nie widział panny Di Binetti.

Rano, kiedy weszli do jadalni przed panem domu pojawił się nisko kłaniający się skrzat.
- Panie, panienki Hermiony nie będzie na śniadaniu, zjadła je sama wcześnie rano.
- Dobrze Strzałko możesz wracać do swojej pracy – pyknięcie i skrzata już nie było.
- Alessandro, czyżby wasza córka bała się spotkania z nami? – Narcyza popatrzyła na przyjaciela.
- Oczywiście, że nie. Ona często jada śniadanie wcześnie rano jeszcze zanim my wstaniemy. – wytłumaczył zachowanie córki. Draco i Blaise popatrzyli na Denisa, który kiwną nieznacznie głową dając im tym do zrozumienia, że to prawda.

Smok i Diabeł szli sami korytarzem, Denis został jeszcze w jadalni na prośbę matki. Przechodzili koło drzwi prowadzących na basen, kiedy usłyszeli cichy plusk. Z zwykłej ciekawości weszli do środka. Pomieszczenie było pogrążone w półmroku. Jedyne światło w pomieszczeniu dawały magiczne lampy zamontowane w basenie pod wodą. To, co zobaczyli zaparło im dech w piersiach. Długie nogi, zgrabna apetyczna pupa, szerokie biodra, wąska talia. Smukła kobieca sylwetka ubrana w skąpe bikini ociekająca wodą. Hermiona stała na słupku. Nie widziała ich, bo twarzą była zwrócona w stronę wody. Dostali palpitacji serca, kiedy dziewczyna nachyliła się łapiąc rękami słupek, przez co wypięła pośladki w ich stronę. Kiedy wskoczyła do wody, cofnęli się w cień patrząc jak płynie kilka długości. Zatrzymała się i podpierając się na rękach wyszła z basenu. Kiedy wycierała mokre włosy ręcznikiem stała przodem do nich. Dlatego mogli bez problemu przyjrzeć się jej teraz z tej strony. Brzuch miała płaski z delikatnie widocznymi mięśniami, jej piersi nie były duże, ale nie były też małe. Dzięki bikini, widzieli dość dokładnie, że ma jędrny i kształtny biust. Kiedy wyszła z pływalni pod prysznice, poczuli się jakby ktoś obudził ich z transu. Opuścili pomieszczenie, każdy z nich pogrążony w swoich myślach na temat panny Di Binetti.
***
Hermiona starała się ograniczać spotkania z Malfoyem i Zabinim. Przeważnie spotykali się tylko na posiłkach. Kiedy cały dom pogrążony już był we śnie, spędzała czas z bratem, ale tylko wtedy, kiedy nie był ze swoimi przyjaciółmi. Cwaniak rozumiał i szanował to, że Hermiona unika Smoka i Diabła.

Dwa dni przed wigilią Hermiona siedziała w swoim pokoju prowadząc ożywioną dyskusję
- Oczywiście, że tak. Powiem tylko rodzicom i spotykamy się o 20. To dobrze. – głowa panny Weasley znikła z kominka. Hermiona wybiegła z pokoju i skierowała się do salonu, gdzie spodziewała się znaleźć rodziców. Nie pomyliła się. Siedzieli w fotelach, pijąc kawę i rozmawiając. Opadła na sofę i popatrzyła na nich.
- Coś chciałaś kochanie? – Rosa popatrzyła na swoją córkę. Za każdym razem, kiedy to robiła myślała o tym, że Hermiona jest piękną młodą kobietą. Nie dziwiła się, że Draco i Blaise wodzili za nią wzrokiem. Wydawało się, że panna Di Binetti nie zdaje sobie z tego sprawy, albo stara się tego nie zauważać.

czwartek, 24 maja 2012

who I am - odc. 5


- Diable!
- Co? – do saloniku wszedł barczysty szatyn.
- Czy ty wiesz może, gdzie zniknęła nasza ostatnia Whisky, która była w barku?
- Nie wiem, ale stawiam, że Cwaniak posiada takowe informację. Jakieś pół godziny temu przeszukiwał barek. – po tych słowach blondyn bez ceregieli wszedł do pokoju przyjaciela, ale nikogo w nim nie zastał.
- Może jest u siostry? – podsunął Zabini.
- Myślisz, że zabrał Ognista do sztywnej siostrzyczki? Wątpię. – pomimo tego wyszli z pokoju i zapukali do drzwi naprzeciwko, a następnie nie czekając na zaproszenie weszli do środka.
- No proszę, a ja się zastanawiam, gdzie zniknęła moja ostatnia butelka whisky. Nie sadziłem, że pijesz Granger.
- Di Binetti jak już coś Smoku – poprawił go Denis – Widać nie jesteś dobry w osądach
- Co masz na myśli? - Zabini rozsiadł się na sofie, a ku oburzeniu dziewczyny Malfoy rozłożył się na jej łóżku.
- Przekonałem się w wakacje, że ona ma chyba mocniejsza głowę niż ty.
- Nie żartuj sobie. Sądzisz, że ona ma mocniejsza głowę ode mnie?
- STOP! – krzyk dziewczyny odbił się od ścian zwracając uwagę mężczyzn. – Nie wiem czy zauważyliście, ale ja tutaj jestem. Dlatego nie rozmawiajcie jakby mnie tu nie było. Po co tutaj przyszliście? – zwróciła się do Blaisa i Draco.
- W poszukiwaniu naszej ognistej. – krótko stwierdził Zabini
- No to jest problem, bo ona nie jest już wasza – uśmiechnęła się cwanie.  W tym samym momencie blondyn podniósł się by usiąść obok przyjaciela na sofę. Wyczarował dwie szklani i nalał do niej whisky.
- Jak widzisz jednak jest. Gdzie nasza whisky tam i my. – obdarzył ja typowo Malfoyowskim uśmiechem. Dziewczyna złapała swoją szklankę i za jednym razem wypiła jej zawartość.  Był to odruch bezwarunkowy na świadomość, że nie pozbędzie się tak łatwo tych dwóch intruzów ze swojego pokoju. Takim sposobem doszło do tego, że siedziała i piła ognistą z trójką ślizgonów. Zaskoczyła ich, kiedy podeszła do jednej z półek wbudowanej w ścianie i wyciągnęła z niej kolejną pełną butelkę. O 3 nad ranem jej towarzysze picia zasnęli tam gdzie siedzieli. Postanowiła nie męczyć się z budzeniem ich, a także nie zamierzała spać z nimi w jednym pokoju. Dlatego zabierając szlafrok i koszulkę nocną przeszła na drugą stronę korytarza. Po przejściu przez drzwi z trzema tabliczkami zatrzymała się w kwadratowym korytarzu, w którym znajdował się stolik, fotele, sofa i barek. Popatrzyła na troje takich samych drzwi, a następnie skierowała swoje kroki do jednych z nich. Pewnie weszła do pokoju brata, gdzie po szybkim prysznicu zagrzebała się w pościeli. Obudził się obolały i nie wiedział gdzie jest. Popatrzył dookoła i zauważył śpiącego Diabła i Cwaniaka. Przypomniał sobie, że pili wczoraj z siostrą Denisa. Wstał z sofy i się przeciągnął. Szarpnięciem obudził swoich kolegów, po czym opuścił pokój. Wrócił do siebie i ruszył pod prysznic. Po 15 minutach wyszedł z ręcznikiem owiniętym wokół bioder. I wtedy dopiero zorientował się, co przegapił. W jego łóżku spała jakaś dziewczyna. Podszedł bliżej i zobaczył burze rozrzuconych brązowych kosmyków.
- Di Binetti? – dziewczyna poruszyła się i otworzyła oczy.
- Malfoy! – od razu się obudziła podciągając kołdrę pod samą brodę. Pisnęła, kiedy zdała sobie sprawę, że stojący przed nią mężczyzna jest praktycznie nagi. Jedynie wokół bioder ma zawiązany ręcznik. – Co ty tu robisz? Wypad!.
- Mieszkam – odparł lakonicznie
- U mojego brata w pokoju? – coś zaczęło jej nie pasować.
- Skarbie to jest mój pokój. Jak następnym razem będziesz chciała tu przenocować to daj znać, przyjdę i dotrzymam ci towarzystwa.
- Jasne chciałbyś, ale możesz tylko o tym pomarzyć. – złapała swój szlafroczek i narzucając go na siebie wstała z łóżka. Wyszła do saloniku wpadając na jeszcze nie do końca rozbudzonego brata. Popatrzył na nią, a potem na stojącego w drzwiach Malfoya, który praktycznie był w negliżu.
- Malfoy! Coś ty robił z moją siostrą!? – krew się w nim zagotowała. Wiedział, że Smok traktuję każdą dziewczynę jak jednorazową przygodę i nie podobała mu się myśl, że mógł tak potraktować Hermionę.
- Nic, sama przyszła i władowała się do mojego łóżka. – szatyn dostał furii, chciał rzucić się na blondyna, ale powstrzymała go Hermiona
- Denis daj spokój. – popatrzył z niedowierzeniem na nią – Myślisz, że przespałabym się z tym czymś? – wskazała ręką Malfoya, blondyn słysząc to fuknął urażony. - Nic nie było między mną, a tą blond fretką. Zasnęliście wczoraj u mnie w pokoju. Dlatego zabrałam rzeczy i przyszłam tutaj. Pomyliłam pokoje. Chciałam spać u ciebie, ale trafiłam do pokoju tego arystokraty od siedmiu boleści. Kiedy przyszedł obudził mnie i oto cała historia. Szkoda go mordować, nie chce cię odwiedzać w Azkabanie.
- Dobra siostra idź do siebie. Spotkamy się później. – pocałował ją w policzek, po czym wyszła z ich salonu. Każdy z nich wrócił do swojego pokoju. Blondyn stojąc przed lustrem w garderobie pomyślał o szatynce, która dopiero, co opuściła jego pokój. Już drugi raz widział ja w takim wydaniu. Raz z mokrymi włosami, z których kapała woda, a teraz dopiero, co po przebudzeniu, zaspaną. Było to ciekawe widowisko. Panna Di Binetti zaczynała go coraz
bardziej interesować.
Po zajęciach do wieczora siedziała w bibliotece. Marzyła o tym by położyć się do łóżka i odpocząć. Wchodziła właśnie do salonu prefektów naczelnych, kiedy usłyszała za sobą głos.
- Młoda! – odwróciła się i zaczekała na brata. Gdy podszedł do niej dostał lekko z otwartej dłoni w czubek głowy – Ała, za co to?
- Wiele razy cię ostrzegałam, że dostaniesz za nazywanie mnie tak.
- Biją za niewinność
- Nie jojcz. Co chciałeś?
- Wpadnij za chwilę do mnie.
- Po co? – nie miała ochoty. Chciała wziąć kąpiel i paść na łóżko.
- Przyjdź – Nie zdążyła nic więcej powiedzieć, bo zniknął za drzwiami. Weszła do siebie, położyła torbę koło łóżka i udała się do łazienki by wziąć szybki prysznic. Za pomocą różdżki wysuszyła włosy, rozczesała je i zostawiła rozpuszczone. Z garderoby wyciągnęła czarne jeansy i tego samego koloru golf. Napiła się wody i opuściła swoje dormitorium by zapukać w drzwi znajdujących się naprzeciwko swoich.
- Proszę! – otworzyła drzwi i weszła do środka. Na sofie i fotelach ustawionych na środku pomieszczenia siedziała trójka chłopaków.
- Chciałeś porozmawiać? – przeszła obok nich i stanęła przy drzwiach do jego pokoju.
- Tak, siadaj. No nie patrz tak na mnie. Musimy wytłumaczyć sobie kilka rzeczy. I nie mówię tutaj o mnie i tobie, tylko o nas. – wskazał ręką chłopaków. Nie rozumiejąc, o co może mu chodzić, opadła na jeden z wolnych foteli. I popatrzyła na brata spod przymrużonych powiek. Ta sytuacja w ogóle jej się nie podobała. – Powiedź mi siostra, dlaczego ty ich nie lubisz? Rozumiem jesteś gryffonką oni ślizgonami, to oczywiste, że się nie tolerujecie. Ale teraz? Mieszkacie w jednym miejscu? Wiesz, że się z nimi przyjaźnię… – roześmiała się zbijając go z tropu.
– Nie powiedzieliście mu? Stchórzyliście i nie powiedzieliście mu prawdy? – rozparła się w fotelu i zakładając nogę na nogę z uśmiechem wyższości popatrzyła na Draco i Blaise. Po czym zwróciła się do brata - Nie przyznali ci się, że przez prawie 6 lat poniżali mnie i mieszali z błotem? Wyzywając od szlam i innych tym podobnych epitetów? Traktując jak najgorsze ścierwo? I niby ja mam teraz z nimi się pogodzić? Nie ważne jest dla mnie to, czy jestem arystokratką czy mugolakiem to dla mnie nie zmienia przeszłości. Jak wszystko sobie wytłumaczyliśmy to dobranoc – wstała i z wysoko podniesioną głową wyszła z pomieszczenia zamykając za sobą drzwi. Wchodząc do siebie słyszała jeszcze jak Denis naskakuję na swoich przyjaciół za to, że mu nie powiedzieli. Pół godziny później leżała na łóżku nie mogąc zasnąć, kiedy ktoś zapukał. Drzwi ostrożnie się uchyliły
- Hermiona?
- Wchodź, nie śpię. – usiadła i zaświeciła świecę stojącą na szafce nocnej. Usiadł koło niej.
- Miałem takie przeczucie, że nie spisz.
- Dlaczego? – popatrzyła na chłopaka
- Bo ja nie mogłem spać. Może to jakaś więź bliźniacza? - Roześmiała się i z powrotem położyła patrząc w sufit. Den zrobił to samo.
- W końcu plotki o nas ucichły.
- Na szczęście – od ceremonii przydziału byli jednym z głównych tematów w szkolę. – Wiesz, że dzisiaj, kiedy odwiedziłem pokój wspólny ślizgonów Astoria próbowała mi wytłumaczyć, że nie warto się z tobą zadawać nawet jak jesteś moją siostrą? – Położyła się na boku, twarzą w jego stronę podpierając głowę na dłoni.
- I co jej powiedziałeś?
- Przyznałem jej rację, ale z jednym wyjątkiem. Że nie warto zadawać się, ale nie z tobą tylko z nią. Żebyś widziała jej minę, prawie się zagotowała. Za każdym razem robi mi się niedobrze jak ją widzę w salonie ślizgonów kiedy mizdrzy się do Smoka, albo Diabła.
- Trafił swój na swego.
- Nie do końca. Rozumiem, że te bałwany cię skrzywdziły, ale oni tak naprawdę nie są tacy źli. Zostali wychowani w ciężkich warunkach.
- Skąd ich znasz?
Rodzice chodzili do szkoły z ich rodzicami. Po szkole dalej utrzymywali ze sobą kontakty. Kiedy wzięli ślub ojciec chciał zabrać matkę na Sardynię, ale ona wolała zostać tutaj ze znajomymi. Znam ich od małego, ty zapewne też byś się z nimi zaprzyjaźniła, gdyby…
- …gdybym nie zaginęła. Spokojnie możesz to mówić, już się do tego przyzwyczaiłam. Pisałam ostatnio do mamy.
- To dobrze… - przegadali większość nocy, zasypiając dopiero około piątej nad ranem, ale nie przeszkadzało im to, ponieważ zaczynał się weekend.
***
Przeszedł październik, listopad, a po nim grudzień. Święta zbliżały się z każdym kolejnym dniem. Uczniowie z radością odliczali dni do wyjazdu. Hermiona nie mogła pogodzić się z myślą, że Ron nie chce jej znać. Kilka razy była w pokoju wspólnym gryfonów chcąc z nim porozmawiać, ale zawsze kończyło się na jego krzykach. Dlatego przestała tam chodzić. Harry i Ginny próbowali go przekonać, ale nie dawało to żadnych rezultatów. Wychodząc z śniadania zauważyła idącego przed nią rudowłosego chłopaka. Miała nadzieję, że zbliżające się święta wprawiły go w dobry humor i porozmawia z nią.
- Ron – położyła mu rękę na ramieniu – Możemy porozmawiać? – odwrócił się, strzepując jej dłoń ze swojego ramienia.
- Nie mamy, o czym Di Binetti – jego zimy głos ją przeraził. Zdarzało się, że był zły, ale nigdy się tak do niej nie odzywał.
- Ron posłuchaj…- w jej oczach pojawiły się łzy
- Daj mi spokój ty kłamliwa, zimna…
- Nie radze ci tego kończyć Weasley – obok niej pojawił się Malfoy.
- Ja też – po drugiej stronie stanął Denis i objął siostrę ramieniem. Hermiona domyśliła się, że zapewne za nią stoi Blaise.
- No popatrz i o czym chcesz ze mną rozmawiać?! Przecież masz takich cudownych ślizgońskich przyjaciół – odwrócił się i odszedł. A ona rozpłakała się i wyrywając z uścisku brata pobiegła w tylko sobie znanym kierunku..
- Jak tylko go dorwę, zabiję tego gnoja. – podsumował Cwaniak wychodząc z chłopakami z sali.
Zaszyła się w najrzadziej odwiedzanej części zamku. Siedząc na parapecie patrzyła na błonia, które pokrywała cienka warstewka śniegu. Po jej policzkach płynęły łzy. Nie mogła zrozumieć, jak mogło dojść do tego, że Ron się od niej odwrócił. Po tym wszystkim, co razem przeszli.
- No i czemu płaczesz. – nie musiała podnosić głowy by wiedzieć, kto koło niej stoi.
- Daj mi spokój, idź sobie. – rozpłakała się jeszcze bardziej chowając głowę  w podkurczone pod brodę nogi. Pomimo jej protestów chłopak podszedł bliżej i przytulił ją. Nie wyrywała się, nie miała na to siły. Trochę się uspokoiła
- Oj Di Binetti. Nie przejmuj się nim. Jeżeli tak cię potraktował, to nie można go nawet nazwać znajomym, a co dopiero przyjacielem.
- A skąd ty możesz wiedzieć, co to przyjaźń Malfoy? – popatrzyła na niego załzawionymi oczami. Kciukiem starł ostatnie łzy, które płynęły po jej policzkach.
- Wiem więcej niż sądzisz. Ponieważ niezależnie od niczego, nie odwróciłbym się od Blaisa czy twojego brata. A oni nie odwróciliby się ode mnie. – zdziwił ją tymi słowami.
- Chodź wracam do naszego salonu, bez sensu byś tu siedziała. – Zawahała się, kiedy podał jej rękę, by mogła spokojnie zejść z parapetu, ale skorzystała z jego pomocy. Gdy tylko stanęła na ziemi od razu zabrała dłoń. Szli w ciszy przemierzając kolejne korytarze. Dopiero przy drzwiach do swoich dormitoriów każde poszło w swoją stronę.
- Malfoy.- Zatrzymała go, gdy trzymał już rękę na klamce. – Dzięki.
- Nie ma, za co – nic więcej nie odpowiadając zamknęła drzwi od swojego dormitorium.

who I am - odc. 4


- Dobro doskonałe. 
Kiedy przeszli przez dziurę w ścianie Hermionę zaskoczył wygląd pokoju wspólnego. Był o wiele większy od pokoju wspólnego w wieży gryfonów i urządzony w kolorach srebra i złota. Przed dużym kominkiem ustawiono dwie sofy i kilka foteli, a pod ścianą zobaczyła dwa stoliki. Drewnianą podłogę pokrywał gruby czarny dywan z wyhaftowanym wężem i lwem. Z pokoju do dalszych części ich nowego lokum prowadziły drewniane kręcone schody. Hermiona oznajmiła bratu, że idzie do siebie.
- Czekaj Gr… Di Binetti. My też idziemy do swojego pokoju - dziewczyna niechętnym wzrokiem obrzuciła Zabiniego, który się do niej zwrócił. Malfoya nawet nie zaszczyciła spojrzeniem. Ruszyła z nimi w stronę schodów. Kiedy wyszli na samą górę, po lewej stronie podestu zauważyła drzwi z nazwiskiem i pierwszą literą swojego imienia. Na drzwiach naprzeciwko jej pokoju wisiały trzy tabliczki: Malfoy D., Zabini B., Di Binetti D.
- Do zobaczenia jutro Den – pozostałych dwóch chłopaków olała.
- Na razie, młoda.
- W końcu dostaniesz w dziób, a ojciec tylko mi pogratuluje – podsumowała jego słowa i zniknęła za drzwiami.
- No, stary, współczuję ci takiej siostry - rzekł Draco.
- Co ty Smoku, lepszej nie mogłem sobie wymarzyć. Ona jest genialna, ale lepiej mi powiedźcie, coście jej zrobili, że tak was nie lubi? – obrzucił swoich współtowarzyszy pytającym spojrzeniem.
- My? Nic – otworzyli drzwi i weszli do swojego królestwa. 
*****
Gdy tylko zamknęła drzwi do swojego pokoju przeżyła kolejny szok tego wieczoru. Oczywiście urządzony był w barwach złota i bordo. Większość pokoju zajmowało wielkie rzeźbione łóżko, przykryte złotą narzutą z wyhaftowanym lwem oraz stojąca obok niego szafka nocna. Drewnianą podłogę pokrywał gruby, puszysty dywan. Pod jedną ze ścian ustawiono stoliczek oraz małą, skórzaną sofę i dwa fotele. Z drugiej strony stało drewniane biurko, rzeźbione tak samo jak łóżko. 
Podeszła do jednych z drzwi znajdujących się w pokoju. Gdy je otworzyła, zobaczyła garderobę, w której wisiały już wszystkie jej rzeczy. Drugie drzwi prowadziły do łazienki, całej urządzonej na czarno z dodatkami srebra. Była tam też wielka wanna, zachęcająca do wielogodzinnych kąpieli, może nie tak duża jak „basen” prefektów, ale to jej nie przeszkadzało. W końcu jedynie prefekci naczelni nie musieli korzystać z wspólnej łaźni prefektów, mając do dyspozycji prywatne łazienki.

Odkręciła kurek z wodą oraz jeden z dwóch z płynami do kąpieli. Wróciła do garderoby, skąd zabrała koszulkę nocną, szlafroczek i puszysty biały ręcznik, po czym w łazience zrzuciła z siebie ubranie i weszła do wanny napełnionej ciepłą pachnącą wodą z pianą. Leżała próbując się odprężyć, kiedy ktoś zapukał do drzwi jej dormitorium. Wyszła i narzucając na siebie szlafrok na bosaka poszła otworzyć. Gdy uchyliła drzwi do jej pokoju wpakowała się Astoria Grengrass, dziewczyna, która zaczęła rządzić damską częścią Slytherinu po Parkinson, która zginęła w czasie wojny. Zdziwiona gryfonka zastanawiała się, co ona robi w kwaterach prefektów naczelnych.
- Słuchaj, Di Binetti. Musimy sobie na początku coś wyjaśnić – Hermiona stojąc zaplotła ręce pod biustem i popatrzyła hardo na dziewczynę. – To, że nagle okazało się, że jesteś arystokratką nie znaczy, że będziesz najważniejsza. Masz się słuchać mnie i innych dziewczyn, które należą do elity arystokratycznej i należą do mojej paczki, nie wchodzić nam w paradę oraz trzymać się z daleka od Blaisa i Draco, a najlepiej jeszcze od swojego brata. 
Hermiona roześmiała się. Ale nie był to wesoły, ciepły, przyjacielski śmiech.
- Chyba sobie ze mnie żartujesz, Grengrass. Ja mam się was słuchać? Nie rozśmieszaj mnie, kobieto. Od Zabiniego i Malfoya mogę trzymać się z daleka, ale niech oni też się trzymają jak najdalej ode mnie, ale nie będziesz mi mówić, mała, zimna suko, że mam się trzymać z daleka od mojego brata. Nie będziesz mi rozkazywać i radzę ci tego nie robić, bo gorzko pożałujesz. I nie ma tutaj nic do tego czy jestem arystokratką, czy nie – mówiąc to przybliżyła się do Astorii i wbiła palec w jej klatkę piersiową – A teraz wynoś się z mojego pokoju oraz pomieszczeń prefektów naczelnych i nie waż się tutaj więcej przychodzić, bo nie ręczę za siebie - wypchnęła zszokowaną brunetkę z pokoju. Jeszcze zanim zatrzasnęła jej drzwi przed nosem napotkała spojrzenie stalowoszarych oczu należących do blondyna, który stał w otwartych drzwiach pokoju naprzeciwko. Nie przejmując się tym trzasnęła drzwiami, zamknęła je zaklęciem i wróciła do wanny. Nigdy nie pozwoli sobą pomiatać niezależnie od czegokolwiek. 
*****
Następnego dnia wychodząc na śniadanie wpadła na swojego brata.
- Cześć, Den.
- Cześć siostra! Obiło mi się o uszy, że wczoraj dostało się od ciebie jakiejś dziewczynie.
- I ty w coś takiego uwierzyłeś? Przecież ja jestem taka spokojna – roześmiała się.
- Spokojna jak upadły aniołek.
- Wstręciuch – w wyśmienitych humorach dotarli na śniadanie. Hermiona zostawiając brata usiadła na końcu stołu prefektów. O mało nie zamordowała brata, gdy przysiadł się do niej razem z Malfoyem i Zabinim.
- Czego? – burknęła w ich stronę.
- Niczego. Stwierdziliśmy z twoim bratem, że nie możemy pozwolić ci siedzieć tak samej.
- A słonie są zielone, Malfoy. – zabrał się za jedzenie tosta z dżemem. Denis nie rozumiał, dlaczego jego siostra nie lubi tak bardzo Smoka i Diabła. Zdążył ją poznać przez ten czas, a Blaisa i Draco znał od kilkunastu lat i jego zdaniem powinni się świetnie dogadywać. Pod koniec śniadania podszedł do nich Snape i wręczył im plan zajęć. Jak się spodziewała oczywiście znajdowały się na nim dwie godziny eliksirów Ślizgoni Gryfoni. Zawsze się zastanawiała,czy to jest jakiś kiepski żart McGonagall, która układała plan.  
Po skończeniu posiłku wróciła do swojego pokoju po torbę i ruszyła pod salę do eliksirów. Gdy tam dotarła, Snape prawie otwierał drzwi. Ruszyła na swoje miejsce na końcu sali obok Rona i Harry'ego.
- Di Binetti, gdzie się wybierasz? – odwróciła się o sto osiemdziesiąt stopni i popatrzyła na nietoperza.
- Do ławki, panie profesorze. – odpowiedziała zgodnie z prawdą.
- Jako prefekt naczelny powinnaś dawać dobry przykład. Zapraszam do pierwszej ławki.
- Ale…
- Panno Di Binetti! – ton nauczyciela nie był przyjazny. Hermiona dobrze wiedziała, że robi to specjalnie. Dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że dzięki temu nie będzie mogła podpowiadać chłopakom.
- Oczywiście panie profesorze – posłała przepraszające spojrzenie przyjaciołom i opadła na krzesło w wolnej ławce. Zaraz obok niej usiadł Denis, za to w ławce z Harrym i Ronem usiadła Ginny. Za jedyny atut rocznej przerwy w nauce Hermiona uważała to, że teraz razem z Gin były na jednym roku. Po wypisaniu składników na tablicy zabrali się za przyszykowywanie eliksiru. Hermiona czuła wyrzuty sumienia, że jeszcze nie porozmawiała z przyjaciółmi. Złapała kawałek pergaminu i napisała na niej prośbę o spotkanie dzisiaj po lekcjach, po czym podrzuciła ją Harry'emu tak, by Snape niczego nie zauważył. Lekcja przebiegła w spokoju, pomijając nieuzasadnione odejmowanie punktów gryfonom. Jak stwierdziła nawet wojna nie zmieniła niektórych cech profesora. Po obiedzie udała się do starej sali do transmutacji. Miała nadzieję, że jej przyjaciele przyjdą. Usiadła na ławce i czekała. 
Minęło już 10 minut od umówionego czasu. Straciła już nadzieję, kiedy ktoś wszedł do sali. Zaraz na ławkach obok niej usiadły dwa rudzielce i okularnik.
- Cześć.
- Cześć.
- Chyba mam wam kilka rzeczy do wytłumaczenia. Chciałam zacząć od tego, że nie powiedziałam wam tego wcześniej, bo tak naprawdę nie było na to czasu. Dowiedziałam się o tym wszystkim w wakacje…
- Nie miałaś czasu! – Ron wybuchnął.
- Ron, chodzi o to, że … - próbowała mu tłumaczyć.
- Chodzi o to, że jesteś oszustką i zdrajczynią, która nie raczyła nam o niczym powiedzieć. Arystokratka od siedmiu boleści! Jeszcze do tego trzyma z Ślizgonami. Mam cię dość i nic dla mnie nie znaczysz. Kłamca i tchórz! Zresztą nauczyłaś się tego od swoich ślizgońskich przyjaciół! - Ron wyszedł z sali, a ona się rozpłakała. Ginny podeszła do Hermiony i ją przytuliła. Płacząc opowiedziała Harry'emu wszystko, jak dowiedziała się, że jest adoptowana, jak poznała swoją historię i rodzinę. Ginny znała prawdę już od wakacji, kiedy spotykały się co sobotę. Hermiona wtedy prosiła, by ruda nic nikomu nie mówiła. Nagle ktoś wszedł do klasy. 
- Hermiona? – chłopak podszedł i przygarnął siostrę do siebie. – Potter, coś ty zrobił mojej siostrze?
- Nic – zaprotestował Harry.
- Jak to nic? Przecież widzę! – Denis zaczął się denerwować. Słyszał co nieco o wybrańcu od Smoka i Diabła.
- On nic mi nie zrobił, Den.
- Hermiona, nie broń tego drania – podniosła głowę i popatrzyła na brata. W tym momencie już wiedziała, że musiał usłyszeć kilka rzeczy o Harrym od Ślizgonów.
- Denis, w tej chwili go przeproś!
- Siostra, nie wygłupiaj się. Znam prawdę.
- Znasz prawdę? Nic nie wiesz, Cwaniak. Albo go przeprosisz, albo stąd wyjdź! – zszokowała go. Stwierdził, że nie zaryzykuje teraz,  żeby nie rozdrażnić jej jeszcze bardziej i grzecznie wyszedł.
- Przepraszam cię za niego, Harry, Ślizgoni musieli coś mu nagadać. Byli z nami po jednej stronie w czasie wojny, ale nie zmienia to faktu, że nadal są oślizgłymi gnojkami. Mam  nadzieję, że nie masz mi tego za złe i że wierzysz mi co do całej tej sytuacji - powiedziała Hermiona.
- Oczywiście, Herm. 
Przesiedzieli w sali jeszcze jakąś godzinę, rozmawiając i przy okazji przegapiając przez to kolację. 

Dziewczyna weszła do pokoju wspólnego i ruszyła do swojego dormitorium
- Hermiona! – usłyszała jak brat ją woła. – Młoda! – nie zamierzała z nim rozmawiać.
Prawie ją dogonił, ale zdążyła wejść do dormitorium i zatrzasnąć drzwi. Usiadła w fotelu i wyciągał książkę do starożytnych run, chcąc zabrać się za napisanie zadanego wypracowanie. 
Drzwi do pokoju otworzyły się. Chwilę minęło zanim za drzwi ukazała się głowa jej brata, który nadal nie dał za wygraną.
- Czego? – warknęła.
- Chcę pogadać.
- Nie mamy o czym – wycofał się i wrócił do dormitorium po drugiej stronie, by po chwili znów pojawić się w jej pokoju z butelką Ognistej Whisky. 
 - Mi, pogadaj ze mną. Proszę – popatrzył na nią, robiąc minę zbitego psa.
- Znaj moje dobre serce – odłożyła książkę, a on usiadł na drugim fotelu. Nie potrafiła długo gniewać się na niego, ale tym razem przesadził. Butelkę postawił na stoliku, ale zanim zabrali się za picie, najpierw zaczęli rozmawiać. Hermiona wygarnęła mu, że nie ma prawa naskakiwać na jej znajomych. Wytłumaczyła mu też, że Harry, Ginny i Ron są jej przyjaciółmi, na których zawsze liczyła.
***
- Diable!
- Co? – do saloniku wszedł barczysty szatyn.
- Czy ty wiesz może, gdzie zniknęła nasza ostatnia Whisky, która była w barku? 


who I am - odc. 3


Tego dnia siedziała z Denisem u siebie w domu. Jak się dowiedziała, dostał przezwisko Cwaniak od znajomych, ponieważ zawsze wszystko mu się upiekło i potrafił wywinąć się z najgorszych kłopotów. Tego dnia siedziała z Denisem u siebie w domu. Jak się dowiedziała, dostał przezwisko Cwaniak od znajomych, ponieważ zawsze wszystko mu się upiekło i potrafił wywinąć się z najgorszych kłopotów. 
- Przeprowadź się do nas – zaproponował nagle i popatrzył na siostrę, która siedząc na sofie piła kawę. 
- Czy ja wiem? 
- No nie bądź taka…
-… zjedz tik taka. 
- Co? – spojrzał na nią podejrzliwie.
- Nic, nie ważne. 
- Znowu udowadniasz mi, że jesteś dziwna. 
- Nawzajem – pokazała mu język niczym mała dziewczynka. 
- I tak jesteś u nas codziennie - powrócił do poprzedniego tematu. - Widać, że czujesz się w rezydencji dobrze, a to jest też twój dom. Poza tym myślę, jako moja siostra powinnaś mieszkać ze mną, czyli ze swoim bratem, jak to zwykle bywa w rodzinie.
- Myślisz, że twoi rodzice jednak nie będą mieli nic przeciwko?
- Nasi rodzice? No coś ty, matka będzie w siódmym niebie. 
- No dobrze, ale jeżeli mnie wkurzysz - wracam do siebie - powiedziała stanowczo Gryfonka.  
- Świetnie. W takim razie idziemy cię pakować.
- Może jutro? 
- Nie. Teraz. – chłopak pociągnął ją na górę. Tam dziewczyna wyciągnęła kufer i kilka pudeł. Przechodzili razem z pomieszczenia do pomieszczenia, gdzie za pomocą zaklęć pakowała rzeczy, które chciała zabrać. Ostatnim pokojem, do którego weszli, był salon. Kiedy spakowała wszystko, popatrzyła na kominek i jednym ruchem różdżki do pudła przeniosła wszystkie ramki ze zdjęciami. 
- Wiem, że może ci się to wydać dziwne… - zaczęła mówić do brata, ale ten jej przerwał.
- Nie, rozumiem. W końcu to jakieś piętnaście lat twojego życia. Rodzice też to zrozumieją. Chodź. – zaklęciem odesłał wszystko do rezydencji. Hermiona popatrzyła ostatni raz na swój dom i teleportowała się razem z nim. Stanęli przed wielką posiadłością i weszli do środka.
- Kropka – powiedział Denis. Przed nimi niemal natychmiast zmaterializowała się skrzatka.
- Tak, paniczu? – Kropka ukłoniła się nisko. Początkowo Hermiona źle się czuła widząc, jak skrzaty usługują jej rodzinie. Tak, jej rodzinie. Nigdy nie powiedziała tego na głos, ale w myślach zaczęła tak ich nazywać. Do rodziców zwracała się po imieniu, jedynie o Denisie mówiła brat. Za to państwo Di Binetti postanowili, że załatwią w ministerstwie by w papierach zapisano ją jako Hermionę Mię Di Benetti. 
Teraz widząc, że wszyscy traktują skrzaty domowe dobrze przestała patrzyć na ich obowiązki jak na coś złego.
- Przyszykujcie pokój Hermiony i zbierzcie tam wszystkie jej rzeczy - nakazał chłopak.
- Oczywiście, paniczu. – Kropka zniknęła. 
- Chodź, poinformujemy matkę o twojej decyzji.
Hermiona skinęła głową słysząc propozycję brata. Razem ruszyli w głąb domu w poszukiwaniu matki.


Kiedy Rosa dowiedziała się o decyzji córki, rozpłakała się i przytuliła swoje dzieci. Od tego dnia Hermiona zamieszkała w rezydencji na stałe. 
Wakacje szybko minęły i nadszedł pierwszy września. Rodzeństwo kończyło pakować swoje rzeczy, ciągle znajdując kolejne bardzo potrzebne przedmioty. W końcu Hermiona zamknęła kufer i podeszła do drzwi w ścianie. Dużym udogodnieniem dla niej okazało się to, że jej pokój i pokój Denisa były połączone garderobą. Przeszła przez pomieszczenie, weszła do pokoju brata i zaśmiała się widząc panujący tam bałagan.
- Ktoś tu chyba nie może się spakować - stwierdziła.
- Cicho bądź, mądralo - odburknął chłopak.
- Oj, Cwaniaku ty mój – dostała poduszką, odrzuciła ją i wróciła do swojego pokoju, pozostawiając Denisa sam na sam z pakowaniem. 
Godzinę później dotarli na stację i przeszli na peron 9 i ¾, gdzie stał pociąg do Hogwartu. Na miejscu nie było już prawie nikogo. 
- No to trzymajcie się, a ty, Denis, pilnuj siostry - powiedział ojciec.
- Się rozumie, tato - odparł Denis.
- Nie musi mnie pilnować, dam sobie radę sama – dziewczyna się obruszyła. 
- Zobaczymy, mała – Hermiona słysząc śmiech w głosie brata prychnęła.
- Nie jestem mała! Dawałam sobie rade w szkole bez ciebie przez sześć lat, teraz też bym dała.
- Dzieciaki, spokój. Zachowujecie się jakbyście mieli po jedenaście, a nie prawie osiemnaście lat – upomniała ich matka. Rodzeństwo zaprzestało kłótni i wszyscy zaczęli się żegnać. Hermiona przytuliła Alessandra, a potem podeszła do Rosy. 
- Do zobaczenia w święta, kochanie - rzekła matka.
- Do zobaczenia, mamo – na te słowa kobiecie praktycznie przestało bić serce. Powodem tego było to, że dziewczyna pierwszy raz nazwała ją matką. Przytuliła ją jeszcze mocniej, a po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. 
- Młoda, rusz się, bo zaraz pociąg ucieknie – ponaglił ją brat. Hermiona uśmiechnęła się do rodziców i ruszyła za Denisem, który dźwigał ich kufry. Po wejściu do pociągu zaproponowała mu, by poszedł z nią do jej przyjaciół, ale on wolał znaleźć swoich znajomych. Popatrzyła na niego zdziwiona. 
- No co, urodziłem się w Anglii i mieszkałem tu jakieś 6 lat, mam tutaj znajomych, z którymi spędzałem wakacje - wyjaśnił.
- Dobra, nie wnikam, idę znaleźć swoich przyjaciół. 
Ruszyli korytarzem. W trzecim przedziale Hermiona znalazła Weasley'ów i Harry'ego. Pożegnała się z bratem i weszła do środka. 
- Hermiona! – Ginny rzuciła się jej na szyję. – Jak dobrze cię widzieć - ruda wyraźnie się cieszyła. 
Harry i Ron wrzucili kufer brązowowłosej na półkę. Usiedli razem i zaczęli rozmawiać. Hermiona chciała im opowiedzieć o tym, co zaszło w wakacje, ale nie miała takiej możliwości - najpierw Ron rozgadał się na temat pobytu Harry'ego w Norze, a potem pojawił się jakiś trzecioklasista informując ją o tym, że profesor McGonagall wzywa ją do siebie. Resztę podróży dziewczyna spędziła już z bratem w przedziale opiekunki Gryffindoru. Po przybyciu do zamku rodzeństwo Di Binetti zostało zaprowadzone do małego pomieszczenia przy Wielkiej Sali, gdzie mogli słyszeć ceremonię przydziału pierwszaków.
- Denis, boję się - powiedziała z lekko zdenerwowana Hermiona. Chłopak spojrzał na nią.
- Czego, mała? Przecież już przez to przechodziłaś.
- Tego jak zareagują moi znajomi. Nie zdążyłam im o tym wszystkim powiedzieć, jedynie Ginny zna prawdę. Sam wiesz, bo poznałeś ją w wakacje, ale poprosiłam, żeby nikomu nic nie mówiła.
- Spokojnie siostra, jestem przy tobie. Damy radę - Denis starał się ją uspokoić. Siedzieli tak razem i czekali, aż zostaną wezwani.
- W tym roku do naszej szkoły doszedł nowy uczeń. Również w związku z pomyłką, jaka zaistniała kilka lat temu jedna z naszych uczennic przejdzie jeszcze raz przez ceremonię przydziału. Nowy uczeń to Denis Di Binetti, a ta uczennica to Hermiona Mia Di Binetti, którą większość z was znała do tej pory jako Hermionę Granger – powiedziała nauczycielka transmutacji, a drzwi łączące pokój z Wielką Salą otworzyły się. Denis złapał siostrę za rękę i weszli do pomieszczenia, w którym zapadła cisza, zakłócana tylko urwanymi szeptami. Uczniowie byli zszokowani widząc tak dobrze znaną sobie Hermionę Granger i dowiadując się, że tą Hermioną Granger nie jest. Nie rozumieli co się dzieje, najbardziej zdziwiony był Ron Weasley. Rodzeństwo podeszło do profesor McGonagall. Chłopak przepuścił dziewczynę, ale ta pokręciła głową i wskazała mu stołek, by usiadł pierwszy. Usiadł, nałożył tiarę i uśmiechnął się szeroko do siostry.
- Slytherin! – wykrzyknęła tiara. Ślizgońskim dziewczynom zaświeciły się oczy. Denis jednak nie ruszył do stołu, tylko wstał i popatrzył na siostrę. Hermiona usiadła i nałożyła gadatliwy kapelusz. Zanim tiara ją przydzieliła minęła ładna chwila, w której brązowowłosa prowadziła w myślach konwersację z nakryciem głowy. Stary kapelusz nie mógł się zdecydować pomiędzy Gryffindorem, a Slytherinem, ponieważ Hermiona łączyła w sobie cechy obydwóch domów. Poza tym, pochodziła ze starej arystokratycznej rodziny, której członkowie zawsze należeli do Domu Węża, ale miała w sobie niespotykaną odwagę i byłą lojalna wobec najbliższych sobie ludzi. Potrafiła być  przebiegła, a zarazem honorowa i współczująca. Łączyła w sobie cechy ślizgońskie z gryfońskimi, a tiara, wyczuwając to, wahała się dłuższą chwilę. Hermiona bardzo broniła się przed przydzieleniem jej do Slytherinu, mimo, że trafił tam Denis.
– Gryffindor! –  krzyknął w końcu kapelusz, biorąc pod uwagę wcześniejsze protesty dziewczyny. Brat uśmiechnął się do niej, kładąc rękę na jej ramieniu.
- No to mamy mały problem, siostra, bliźniaki w dwóch różnych domach. Ale nie martw się, tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. 
- No ja myślę - potwierdziła dziewczyna, odwzajemniając uśmiech.
 Zszokował ją gdy podniósł kciuk, a przy stole Ślizgonów to samo zrobili Malfoy i Zabini. Dwójka najbardziej popularnych mieszkańców Domu Węża z ciekawością i zdziwieniem patrzyła na Hermionę stojąca z Cwaniakiem.
- O nie - jęknęła dziewczyna. - Nie mów, że to są ci twoi znajomi?
- To są moim znajomi. A co? - spytał Denis.
- Nic, nic. Idź, ja usiądę przy swoim stole – Hermiona klapnęła na ławę, ale w pewnej odległości od swoich przyjaciół.
- Może dotrzymam ci jednak towarzystwa? - zaproponował Denis.
- Nie, idź do stołu swojego domu. Ja muszę chwilę odpocząć i poukładać spokojnie wszystkie myśli.
- Jak tam chcesz, młoda. 
- Chcesz w łepetynę? – na te słowa chłopak tylko się uśmiechnął  i odszedł w stronę stołu Slytherinu, do środkowych miejsc, tam, gdzie siedziała ślizgońska „elita”. 
Hermiona podniosła głowę i popatrzyła na swoich przyjaciół niepewnie się uśmiechając. Zobaczyła w ich oczach, że są zdumieni. Kiedy podano kolację nie ruszyła żadnego dania, co nie uszło uwadze jej brata. Już po krótkiej chwili siedział obok niej, nie robiąc sobie nic z zdziwionych spojrzeń innych uczniów. Przecież nie zdarzało się, by Ślizgon siedział przy stole Gryfonów.
- Mała, matka mnie zabije, jak będziesz się głodzić – Denis nałożył na jej talerz trochę sałatki.
- Nie chce mi się jeść. Chcę tylko, by ten dzień już się skończył – słysząc to chłopak dał jej spokój z jedzeniem. 
- Panno Di Binetti, proszę do mnie. – koło rodzeństwa pojawiła się profesor McGonagall.
- Oczywiście, pani profesor. Do zobaczenie później braciszku – powiedziała i wyszła z Wielkiej Sali za nauczycielką. Kierowały się do gabinetu profesorki. Kiedy tylko weszły do środka, starsza kobieta wskazała brązowowłosej fotel.
- Hermiono, jak sama wiesz jesteś prefektem naczelnym. Dlatego dostajesz własny pokój na trzecim piętrze. Sądzę, że pozwoli ci to zaznać chwilę spokoju, która przyda ci się po tych wszystkich zmianach w twoim życiu. Do tego posiłki będziesz jadać przy stole prefektów, gdzie siedzi drugi prefekt naczelny i prefekci innych domów - poinformowała ją nauczycielka.
- Dziękuję, pani profesor.
- Hasło do pokoju to „Dobro doskonałe”. Możesz już iść - to była wyraźna odprawa.
- Dobranoc - pożegnała się Hermiona i wyszła z gabinetu. 
***
Wędrowała korytarzem prowadzącym do jej nowego dormitorium, kiedy ktoś do niej podbiegł. Lekko uśmiechnęła się widząc zatrzymującego się koło niej brata , który opiekuńczo objął ją ramieniem.
- Co tu robisz, braciszku?
- Idę do swojego nowego lokum. 
- Z tego, co wiem, to lochy są parę pięter niżej – na to już nie zdążył odpowiedzieć, bo przerwano im rozmowę.
- Cwaniak, może byś tak przedstawił nam swoją siostrę? – Hermiona znała ten głos aż za dobrze. Popatrzyła na dwóch Ślizgonów, którzy znikąd pojawili się obok nich.
- Malfoy, bądź tak miły i daruj sobie te gadki, a przy okazji odwal się ode mnie. – odpowiedziała cicho na jego pytanie, mimo, że zadał je Denisowi. Jej słowa i ton głosu były nasiąknięte kpiną. Blondyn uśmiechnął się, Denis zszokowany popatrzył na swoją siostrę. Przez te ponad dwa miesiące ani razu nie słyszał, by zwracała się tak do kogoś.
- Widzę, że jednak zostało w tobie coś z Granger - rzekł Draco.
- Denis, proszę cię zrób coś, żeby on się zamknął - jęknęła błagalnie brązowowłosa. 
- Nie tak łatwo nas zakneblować. Szczególnie, że dzielimy razem pokój wspólny - mówiąc to blondyn uśmiechnął się cynicznie.
- CO!? Cwaniak, błagam cię, powiedz, że to jakiś kiepski żart. 
- Myślałem, że się ucieszysz. Draco prosił Snape'a, żeby zgodził się, byśmy zamieszkali z nim w kwaterach prefektów naczelnych. Nie było łatwo, ale pozwolił na to – wyjaśnił Denis. Nie odpowiedziała, zatrzymując się pod portretem strzegącym wejścia do ich pokoju.

who I am - odc. 2


Siedziała wieczorem w salonie trzymając w dłoniach ramkę ze zdjęciem zrobionym dawno temu. Dwoje młodych ludzi stało na plaży przy zachodzie słońca. Mężczyzna trzymał na rękach małą dziewczynkę, która uśmiechając się przykładała swoje drobne rączki do policzków kobiety stojącej obok. To było tak dawno. Domyśliła się, że musiały to być jej pierwsze wakacje z rodzicami zaraz po adopcji. Rozpłakała się. Przez te kilka dni tak wiele zwaliło się na jej głowę. Ludzie, których tak bardzo kochała mieli przed nią tajemnice. Ukrywali to przez całe życie, a teraz nawet nie mogli jej tego wytłumaczyć, bo nie pamiętają tego. Z drugiej strony zastanawiała się, dlaczego jej rodzice biologiczni ją porzucili? Płakała, aż z zmęczenia zasnę na sofie w salonie. Obudziła się obolała. Zegar w salonie pokazywał 7 rano. Wstała i odkładając zdjęcie na kominek udała się do łazienki. Kiedy pół godziny później weszła do kuchni, na oparciu krzesła siedziała szara sowa. Musiała wlecieć przez kuchenne okno, którego wczoraj nie zamknęła. Odebrała od niej list. Była to przesyłka z ministerstwa. Potwierdzali, że wyniki badania wytłumaczyły, kim są jej biologiczni rodzice. Zarazem pytali się, czy mogłaby się z nimi spotkać. Pijąc kawę rozmyślała nad tym. W końcu odpisała zgadzając się, ale tylko pod warunkiem, że to spotkanie odbędzie się u niej w domu. Stwierdziła, że tutaj w tak dobrze znanym sobie miejscu będzie czuła się pewniej. Wieczorem przyszła odpowiedź, że Vinter zjawi się z tymi ludźmi jutro około południa. Kolejne dopołudnie spędziła siedząc jak na szpilkach. Kiedy usłyszała dzwonek do drzwi poczuła jak jej serce tłucze się ze zdenerwowania o żebra. Otworzyła drzwi i wpuściła do środka trzy osoby. Weszli do salonu. Hermiona gestem wskazała, żeby usiedli. Sama zajęła miejsce w wytartym już ze starości fotelu ustawionym przy kominku, na którym godzinami przesiadywał jej ojciec.
- Panno Granger – popatrzyła na mówiącego do niej Vinter. – Chciałem przedstawić pani Rose i Alessandro Di Binetti. Pani rodziców – przyglądnęła się tym ludziom. Była to ta sama kobieta, która wpadła na nią na Pokątnej. Szatynka o kręconych włosach. Towarzyszył jej przystojny brunet. Patrzył na nią oczami o kolorze ciemnej czekolady, w których igrały wesołe iskierki. Kobieta chciała już coś powiedzieć, ale pracownik ministerstwa ją powstrzymał zwracając się znów do Hermiony. – W rzeczywistości nazywa się pani Mia Di Binetti i urodziła się 19 września 1979r. w Londynie. Zostawiłbym teraz państwa samych, czy jest możliwość, żebym gdzieś mógł usiąść i poczekać?
- Tak oczywiście, proszę za mną – wstała i zaprowadziła go do pokoju gościnnego, który znajdował się obok salonu. Mężczyzna podziękował i siadając wyciągnął gazetę. Szatynka ostrożnie wróciła do salonu z powrotem siadając w fotelu. W pomieszczeniu zapanowała cisza, którą przerwała starsza z kobiet.
- Wyrosłaś na piękną kobietę Mia.
- Dziękuję, ale proszę mówić mi Hermiona. Źle się czuję, jak zwraca się pani do mnie inaczej. – kobieta kiwnęła głową na znak, że rozumie.
- Jesteś podobna do swojego brata – stwierdził mężczyzna uśmiechając się do niej.
- Mam brata? – było to dla niej dziwne. Zawsze chciała mieć rodzeństwo, a teraz okazuje się, że ma brata.
- Tak, brata bliźniaka. Nazywa się Denis. – tego to ona się nie spodziewała. Ma brata i to do tego bliźniaka. Opanowała się i postanowiła dowiedzieć się tego, co ja interesowała.
- Dlaczego wylądowałam w mugolskim domu dziecka? Dyrektorka powiedziała mi, że znaleźli mnie wyczerpaną na jakiś polach. Nikt mnie nie szukał.
- Bo..bo…- kobieta się rozpłakała.
- Kochanie spokojnie. – mężczyzna ją przytulił. – Nasz dom znajduje się na przedmieściach Londynu. Ten feralny dzień był pierwszym słonecznym, ciepłym dniem po deszczowej zimie. Mieliście z Denisem niecałe dwa lata Wasza matka zabrała was do ogrodu…
- Bawiliście się w najlepsze…- odezwała się kobieta, która trochę się uspokoiła – Skrzaty były zajęte, a ty tak bardzo chciałaś swoją lalkę, że postanowiłam na chwile was zostawić samych i przynieść ci ją. Oczywiście jak zawsze musiałaś ją schować. Kiedy ją znalazłam i wróciłam do ogrodu był w nim tylko Denis. Zaczęłam cię szukać, ale nigdzie cię nie było. Wezwałam twojego ojca, a ona aurorów. Ale nie było żadnych śladów. Jedynie Denis słysząc twoje imię kilka razy powtarzał „Mi papa”.
- Minęło kilka lat zanim przestaliśmy cię szukać. Rose wpadła w depresje. Dlatego podjąłem decyzje o wyjeździe. Spakowałem wszystko i pomimo protestów twojej matki przenieśliśmy się na Sardynie skąd pochodzi moja rodzina. W tym roku podpisałem duży kontrakt w Londynie, dlatego postanowiliśmy wrócić. Wcześniej nie chciałem nawet o tym słyszeć ze względu na żonę. – Hermiona opowiedziała im za to wszystko, co dowiedziała się od dyrektorki domu małego dziecka. Rozmawiali ponad godzinę. Dziewczyna za ten czas dowiedziała się, że Di Binetti to stary arystokratyczny włoski ród czarodziejów. Rose pochodziła z angielskiego rodu Montgomery. Pani Di Binetti zaproponowała jej, żeby przeprowadziła się do nich, ale dziewczyna odmówiła.
- Rose to za wcześnie dla niej. Daj dziewczynie oswoić się z tą sytuacją. Mamy tylko nadzieję, że zechcesz nas odwiedzić i poznać swojego brata?
- Bardzo chętnie.
- Jutro? – kobieta popatrzyła na nią z nadzieją. Szatynka na chwilę się zamyśliła. Nie czuła się komfortowo. W końcu to byli dla niej obcy ludzie.
- Dobrze.
- Przyjdę po ciebie o 13, jeżeli to ci pasuję? – przyjęła propozycję mężczyzny – Świetnie, zjemy razem obiad. W takim razie my się już pożegnamy. – wyszli na przedpokój, gdzie dołączył do nich Vinart.
- Ja miałabym do państwa pewną prośbę. Proszę żebyście nikomu na razie o tym nie mówili. Na początek muszę sama się z tym oswoić. – chciała na razie zachować to dla siebie. Najpierw sama musiała ich poznać by dopiero powiedzieć o tym swoim przyjaciołom.
- Ależ oczywiście. – pożegnali się i opuścili jej dom. Chwile po tym Hermiona teleportowała się na Pokątną. Jak burza wpadła do Esów i Floresów w poszukiwaniu książki o rodach magicznych. Po wyjściu schowała ją do torebki i ruszyła do archiwum magicznego, gdzie godzinami przeszukiwała stare numery Proroka. W końcu znalazła te z 1981 roku opisujące tragedie rodziny Di Binetti. Z pierwszej strony gazety uśmiechała się do niej dwuletnia dziewczynka. Ona sama. Wieczorem w łóżku pogrążyła się w historii rodów jej „rodziny”.
Ponieważ poszła spać późno w nocy obudziła się dopiero około 11. Godzinę spędziła leżąc w wannie. Wysuszyła się, umalowała i kiedy ubrała na siebie skromna sukienkę sięgającą jej do kolan, rozległo się pukanie do drzwi. Dziewczyna zbiegła na dół. Na ganku stał Alessandro. Zabrała torebkę i podając mu rękę teleportowała się z nim. Znaleźli się w pięknym, wielkim ogrodzie.  Krótko przystrzyżoną trawę poprzecinaną kamiennymi drużkami ozdabiały krzewy różnokolorowych róż.  Cała posiadłość otoczona była lasem.
- Hermiono wszystko w porządku? – mężczyzna zaniepokoił się wyrazem jej twarzy. Ta nic nie odpowiadając ruszyła jedną z drużek. Kawałek dalej zatrzymała się.
- Pamiętam ten ogród, tam dalej stała huśtawka – nic więcej ni pamiętała, tylko huśtawkę.
- Zgadza się, uwielbiałaś się na niej huśtać. Chodź, czekają na nas. – wrócili na drogę prowadzącą do domu. Kiedy podeszli bliżej za wysokich cyprysów wyłoniła się rezydencja. Ogromne marmurowe schody prowadziły prosto pod misternie rzeźbione drzwi. Kiedy podeszli od razu się otworzyły, a na progu stanął skrzat.
- Panienka Mia, Strzałka cieszy się mogąc panienkę widzieć.
- Dziękuję, ale proszę mów mi Hermiona.
- Oczywiście panienko. Panie, pani Rosa czeka w salonie
- Dobrze Strzałko możesz wrócić do swojej pracy – ciche pyknięcie i skrzata już nie było. Hermiona ruszyła za Alessandro przez długi hol i weszła do obszernego salony, gdzie na sofie siedziała Rosa. Zobaczywszy ich wstała i ku zaskoczeniu Hermiony przytuliła ją. Opanowała się i także delikatnie przytuliła kobietę nie chcąc robić jej przykrości
- Gdzie Denis?
- Na górze w swoim pokoju zaraz zejdzie. Siadajcie. Napijesz się czegoś kochanie?
- Nie dziękuję.
- Ojcze, matko – Hermiona słysząc męski głos odwróciła się w stronę schodów. Schodził po nich przystojny nastolatek, a raczej młody mężczyzna. Dobrze zbudowany brunet o ciemnych oczach i rozbrajającym uśmiechu. Stwierdziła, że na pewno ma duże powodzenie u płci przeciwnej. Rodzeństwo z wyglądu było mieszanką cech swoich rodziców. Było widać duże podobieństwo, ale też kilka różnic. Na pierwszy rzut oka Hermiona wiedziała, że nie są lustrzanym odbiciem drugiej płci, co ja ucieszyło. Ona była szatynką po matce, a on brunetem po ojcu. Ale w tym momencie patrzyli na siebie z ciekawością ukrytą w czekoladowych oczach odziedziczonych po Alessandro – Czyli to jest moja siostra? – podszedł do nich i stanął naprzeciwko dziewczyny – Denis – wyciągnął do niej rękę – albo Cwaniak.
- Hermiona – uścisnęła wyciągniętą dłoń – Cwaniak?
- Wytłumaczę ci to kiedyś, ale wiesz… - podniósł sugestywnie brwi, dając jej do zrozumienia, że wtedy, kiedy będą sami. Hermiona od razu go polubiła. Od pierwszego zdania poczuła, że coś ich łączy. Z resztą nie tylko ona.
- Moi drodzy czas na obiad. – zarządził pan domu. Kobieta poszła przodem. Denis ku zdziwieniu Hermiony złapał ją pod ramie i ruszył za matką. Widząc to ojciec uśmiechnął się pod nosem i poszedł za swoją rodziną. Po objedzie Denis poinformował, że zabiera siostrę do siebie na górę. Najpierw oprowadził ją po domu, zaczynając od pokazania pokoju, gdzie znajdowało się pełno jej zdjęć. Potem przez kilka godzin siedzieli w jego pokoju i dyskutowali. Rosa nie protestowała. Cieszyła się, że jej dzieci tak szybko się dogadały. Kiedy powiedziała o tym mężowi on śmiejąc się podsumował to jednym zdaniem
- W końcu są bliźniakami – przyciągnął żonę do siebie i przytulił. Tak siedząc słyszeli jak schodzące po schodach rodzeństwo lekko się sprzecza.
- Jesteś młoda i mała.
- Z tego, co mi wiadomo jesteśmy bliźniakami. A nie wiem czy wiesz, że bliźniaki są w tym samym wieku?
- Coś takiego kiedyś obiło mi się o uszy. Są dwa powody, dlaczego dla mnie jesteś Mała i Młoda. Po pierwsze jesteś niższa ode mnie o jakieś 20 centymetrów. Po drugie ja urodziłem się 3 minuty wcześniej.
- To zapewne, dlatego, że mnie denerwowałeś, więc wypchnęłam cię na zewnątrz.
- Tak sobie wmawiaj kobieto – zbiegli po schodach z szerokimi uśmiechami na twarzy.
Hermiona wróciła do domu późno w nocy. Od tego czasu minęło prawie dwa tygodnie, a ona praktycznie dzień w dzień była gościem w rezydencji. Jeżeli nie, to Denis wpadał do niej.