czwartek, 24 maja 2012

who I am - odc. 2


Siedziała wieczorem w salonie trzymając w dłoniach ramkę ze zdjęciem zrobionym dawno temu. Dwoje młodych ludzi stało na plaży przy zachodzie słońca. Mężczyzna trzymał na rękach małą dziewczynkę, która uśmiechając się przykładała swoje drobne rączki do policzków kobiety stojącej obok. To było tak dawno. Domyśliła się, że musiały to być jej pierwsze wakacje z rodzicami zaraz po adopcji. Rozpłakała się. Przez te kilka dni tak wiele zwaliło się na jej głowę. Ludzie, których tak bardzo kochała mieli przed nią tajemnice. Ukrywali to przez całe życie, a teraz nawet nie mogli jej tego wytłumaczyć, bo nie pamiętają tego. Z drugiej strony zastanawiała się, dlaczego jej rodzice biologiczni ją porzucili? Płakała, aż z zmęczenia zasnę na sofie w salonie. Obudziła się obolała. Zegar w salonie pokazywał 7 rano. Wstała i odkładając zdjęcie na kominek udała się do łazienki. Kiedy pół godziny później weszła do kuchni, na oparciu krzesła siedziała szara sowa. Musiała wlecieć przez kuchenne okno, którego wczoraj nie zamknęła. Odebrała od niej list. Była to przesyłka z ministerstwa. Potwierdzali, że wyniki badania wytłumaczyły, kim są jej biologiczni rodzice. Zarazem pytali się, czy mogłaby się z nimi spotkać. Pijąc kawę rozmyślała nad tym. W końcu odpisała zgadzając się, ale tylko pod warunkiem, że to spotkanie odbędzie się u niej w domu. Stwierdziła, że tutaj w tak dobrze znanym sobie miejscu będzie czuła się pewniej. Wieczorem przyszła odpowiedź, że Vinter zjawi się z tymi ludźmi jutro około południa. Kolejne dopołudnie spędziła siedząc jak na szpilkach. Kiedy usłyszała dzwonek do drzwi poczuła jak jej serce tłucze się ze zdenerwowania o żebra. Otworzyła drzwi i wpuściła do środka trzy osoby. Weszli do salonu. Hermiona gestem wskazała, żeby usiedli. Sama zajęła miejsce w wytartym już ze starości fotelu ustawionym przy kominku, na którym godzinami przesiadywał jej ojciec.
- Panno Granger – popatrzyła na mówiącego do niej Vinter. – Chciałem przedstawić pani Rose i Alessandro Di Binetti. Pani rodziców – przyglądnęła się tym ludziom. Była to ta sama kobieta, która wpadła na nią na Pokątnej. Szatynka o kręconych włosach. Towarzyszył jej przystojny brunet. Patrzył na nią oczami o kolorze ciemnej czekolady, w których igrały wesołe iskierki. Kobieta chciała już coś powiedzieć, ale pracownik ministerstwa ją powstrzymał zwracając się znów do Hermiony. – W rzeczywistości nazywa się pani Mia Di Binetti i urodziła się 19 września 1979r. w Londynie. Zostawiłbym teraz państwa samych, czy jest możliwość, żebym gdzieś mógł usiąść i poczekać?
- Tak oczywiście, proszę za mną – wstała i zaprowadziła go do pokoju gościnnego, który znajdował się obok salonu. Mężczyzna podziękował i siadając wyciągnął gazetę. Szatynka ostrożnie wróciła do salonu z powrotem siadając w fotelu. W pomieszczeniu zapanowała cisza, którą przerwała starsza z kobiet.
- Wyrosłaś na piękną kobietę Mia.
- Dziękuję, ale proszę mówić mi Hermiona. Źle się czuję, jak zwraca się pani do mnie inaczej. – kobieta kiwnęła głową na znak, że rozumie.
- Jesteś podobna do swojego brata – stwierdził mężczyzna uśmiechając się do niej.
- Mam brata? – było to dla niej dziwne. Zawsze chciała mieć rodzeństwo, a teraz okazuje się, że ma brata.
- Tak, brata bliźniaka. Nazywa się Denis. – tego to ona się nie spodziewała. Ma brata i to do tego bliźniaka. Opanowała się i postanowiła dowiedzieć się tego, co ja interesowała.
- Dlaczego wylądowałam w mugolskim domu dziecka? Dyrektorka powiedziała mi, że znaleźli mnie wyczerpaną na jakiś polach. Nikt mnie nie szukał.
- Bo..bo…- kobieta się rozpłakała.
- Kochanie spokojnie. – mężczyzna ją przytulił. – Nasz dom znajduje się na przedmieściach Londynu. Ten feralny dzień był pierwszym słonecznym, ciepłym dniem po deszczowej zimie. Mieliście z Denisem niecałe dwa lata Wasza matka zabrała was do ogrodu…
- Bawiliście się w najlepsze…- odezwała się kobieta, która trochę się uspokoiła – Skrzaty były zajęte, a ty tak bardzo chciałaś swoją lalkę, że postanowiłam na chwile was zostawić samych i przynieść ci ją. Oczywiście jak zawsze musiałaś ją schować. Kiedy ją znalazłam i wróciłam do ogrodu był w nim tylko Denis. Zaczęłam cię szukać, ale nigdzie cię nie było. Wezwałam twojego ojca, a ona aurorów. Ale nie było żadnych śladów. Jedynie Denis słysząc twoje imię kilka razy powtarzał „Mi papa”.
- Minęło kilka lat zanim przestaliśmy cię szukać. Rose wpadła w depresje. Dlatego podjąłem decyzje o wyjeździe. Spakowałem wszystko i pomimo protestów twojej matki przenieśliśmy się na Sardynie skąd pochodzi moja rodzina. W tym roku podpisałem duży kontrakt w Londynie, dlatego postanowiliśmy wrócić. Wcześniej nie chciałem nawet o tym słyszeć ze względu na żonę. – Hermiona opowiedziała im za to wszystko, co dowiedziała się od dyrektorki domu małego dziecka. Rozmawiali ponad godzinę. Dziewczyna za ten czas dowiedziała się, że Di Binetti to stary arystokratyczny włoski ród czarodziejów. Rose pochodziła z angielskiego rodu Montgomery. Pani Di Binetti zaproponowała jej, żeby przeprowadziła się do nich, ale dziewczyna odmówiła.
- Rose to za wcześnie dla niej. Daj dziewczynie oswoić się z tą sytuacją. Mamy tylko nadzieję, że zechcesz nas odwiedzić i poznać swojego brata?
- Bardzo chętnie.
- Jutro? – kobieta popatrzyła na nią z nadzieją. Szatynka na chwilę się zamyśliła. Nie czuła się komfortowo. W końcu to byli dla niej obcy ludzie.
- Dobrze.
- Przyjdę po ciebie o 13, jeżeli to ci pasuję? – przyjęła propozycję mężczyzny – Świetnie, zjemy razem obiad. W takim razie my się już pożegnamy. – wyszli na przedpokój, gdzie dołączył do nich Vinart.
- Ja miałabym do państwa pewną prośbę. Proszę żebyście nikomu na razie o tym nie mówili. Na początek muszę sama się z tym oswoić. – chciała na razie zachować to dla siebie. Najpierw sama musiała ich poznać by dopiero powiedzieć o tym swoim przyjaciołom.
- Ależ oczywiście. – pożegnali się i opuścili jej dom. Chwile po tym Hermiona teleportowała się na Pokątną. Jak burza wpadła do Esów i Floresów w poszukiwaniu książki o rodach magicznych. Po wyjściu schowała ją do torebki i ruszyła do archiwum magicznego, gdzie godzinami przeszukiwała stare numery Proroka. W końcu znalazła te z 1981 roku opisujące tragedie rodziny Di Binetti. Z pierwszej strony gazety uśmiechała się do niej dwuletnia dziewczynka. Ona sama. Wieczorem w łóżku pogrążyła się w historii rodów jej „rodziny”.
Ponieważ poszła spać późno w nocy obudziła się dopiero około 11. Godzinę spędziła leżąc w wannie. Wysuszyła się, umalowała i kiedy ubrała na siebie skromna sukienkę sięgającą jej do kolan, rozległo się pukanie do drzwi. Dziewczyna zbiegła na dół. Na ganku stał Alessandro. Zabrała torebkę i podając mu rękę teleportowała się z nim. Znaleźli się w pięknym, wielkim ogrodzie.  Krótko przystrzyżoną trawę poprzecinaną kamiennymi drużkami ozdabiały krzewy różnokolorowych róż.  Cała posiadłość otoczona była lasem.
- Hermiono wszystko w porządku? – mężczyzna zaniepokoił się wyrazem jej twarzy. Ta nic nie odpowiadając ruszyła jedną z drużek. Kawałek dalej zatrzymała się.
- Pamiętam ten ogród, tam dalej stała huśtawka – nic więcej ni pamiętała, tylko huśtawkę.
- Zgadza się, uwielbiałaś się na niej huśtać. Chodź, czekają na nas. – wrócili na drogę prowadzącą do domu. Kiedy podeszli bliżej za wysokich cyprysów wyłoniła się rezydencja. Ogromne marmurowe schody prowadziły prosto pod misternie rzeźbione drzwi. Kiedy podeszli od razu się otworzyły, a na progu stanął skrzat.
- Panienka Mia, Strzałka cieszy się mogąc panienkę widzieć.
- Dziękuję, ale proszę mów mi Hermiona.
- Oczywiście panienko. Panie, pani Rosa czeka w salonie
- Dobrze Strzałko możesz wrócić do swojej pracy – ciche pyknięcie i skrzata już nie było. Hermiona ruszyła za Alessandro przez długi hol i weszła do obszernego salony, gdzie na sofie siedziała Rosa. Zobaczywszy ich wstała i ku zaskoczeniu Hermiony przytuliła ją. Opanowała się i także delikatnie przytuliła kobietę nie chcąc robić jej przykrości
- Gdzie Denis?
- Na górze w swoim pokoju zaraz zejdzie. Siadajcie. Napijesz się czegoś kochanie?
- Nie dziękuję.
- Ojcze, matko – Hermiona słysząc męski głos odwróciła się w stronę schodów. Schodził po nich przystojny nastolatek, a raczej młody mężczyzna. Dobrze zbudowany brunet o ciemnych oczach i rozbrajającym uśmiechu. Stwierdziła, że na pewno ma duże powodzenie u płci przeciwnej. Rodzeństwo z wyglądu było mieszanką cech swoich rodziców. Było widać duże podobieństwo, ale też kilka różnic. Na pierwszy rzut oka Hermiona wiedziała, że nie są lustrzanym odbiciem drugiej płci, co ja ucieszyło. Ona była szatynką po matce, a on brunetem po ojcu. Ale w tym momencie patrzyli na siebie z ciekawością ukrytą w czekoladowych oczach odziedziczonych po Alessandro – Czyli to jest moja siostra? – podszedł do nich i stanął naprzeciwko dziewczyny – Denis – wyciągnął do niej rękę – albo Cwaniak.
- Hermiona – uścisnęła wyciągniętą dłoń – Cwaniak?
- Wytłumaczę ci to kiedyś, ale wiesz… - podniósł sugestywnie brwi, dając jej do zrozumienia, że wtedy, kiedy będą sami. Hermiona od razu go polubiła. Od pierwszego zdania poczuła, że coś ich łączy. Z resztą nie tylko ona.
- Moi drodzy czas na obiad. – zarządził pan domu. Kobieta poszła przodem. Denis ku zdziwieniu Hermiony złapał ją pod ramie i ruszył za matką. Widząc to ojciec uśmiechnął się pod nosem i poszedł za swoją rodziną. Po objedzie Denis poinformował, że zabiera siostrę do siebie na górę. Najpierw oprowadził ją po domu, zaczynając od pokazania pokoju, gdzie znajdowało się pełno jej zdjęć. Potem przez kilka godzin siedzieli w jego pokoju i dyskutowali. Rosa nie protestowała. Cieszyła się, że jej dzieci tak szybko się dogadały. Kiedy powiedziała o tym mężowi on śmiejąc się podsumował to jednym zdaniem
- W końcu są bliźniakami – przyciągnął żonę do siebie i przytulił. Tak siedząc słyszeli jak schodzące po schodach rodzeństwo lekko się sprzecza.
- Jesteś młoda i mała.
- Z tego, co mi wiadomo jesteśmy bliźniakami. A nie wiem czy wiesz, że bliźniaki są w tym samym wieku?
- Coś takiego kiedyś obiło mi się o uszy. Są dwa powody, dlaczego dla mnie jesteś Mała i Młoda. Po pierwsze jesteś niższa ode mnie o jakieś 20 centymetrów. Po drugie ja urodziłem się 3 minuty wcześniej.
- To zapewne, dlatego, że mnie denerwowałeś, więc wypchnęłam cię na zewnątrz.
- Tak sobie wmawiaj kobieto – zbiegli po schodach z szerokimi uśmiechami na twarzy.
Hermiona wróciła do domu późno w nocy. Od tego czasu minęło prawie dwa tygodnie, a ona praktycznie dzień w dzień była gościem w rezydencji. Jeżeli nie, to Denis wpadał do niej.

2 komentarze: