piątek, 28 grudnia 2012

Nadzieja to 50% sukcesu - II


Wiem, że miała być najpierw nowa część who I am. Ale jak na razie nie mam napisanej ani jednej literki, a nie chcę pisać czegoś na siłę, co wyjdzie jak nie wiadomo, co. Dlatego jak na razie dodaję to i spróbuję zabrać się do pisania.
---
Ku zdziwieniu dorosłych Han uczyła się bardzo szybko.  Już po dwóch tygodniach Draco bez obaw zabierał ją na przejażdżki poza wybieg i pozwalał jeździć samodzielnie. Raz zdarzyło się, że Hermiona pojechała z nimi. Było to dla niej jak powrót do dzieciństwa, kiedy sama uczyła się jeździć. Jadąc polami patrzyła jak jej córeczka ściga się z blondynem. Mieli ze sobą bardzo dobry kontakt. Szła w stronę stajni i rozmyślała. Mężczyzna był dla niej zagadką. Dawniej oziębły, cyniczny i traktujący ją z pogardą. W obecnym czasie dalej zdystansowany, ale znikła ta jego pogarda. Do tego dla Hanny był bardzo przyjazny. Kiedy stanęła w drzwiach stajni zdziwiła się widząc jak blondyn stojący na progu jednego z boksów z czułością głaszcze i przemawia do gniadej klaczy. Nigdy nie widziała, żeby Malfoy, kiedykolwiek odniósł się tak do jakiegoś człowieka.
- Długo zamierzasz tak stać jak słup soli Granger? – podskoczyła przestraszona słysząc jego zimny głos.
- Nie. Przepraszam, że ci przeszkadzam, ale szukam psa. Biało czarnego szczeniaka.
- Jeżeli to ten, którego widziałem to siedzi w trzecim boksie po prawej zakopany w sianie. – dziewczyna minęła blondyna i ruszyła we wskazanym kierunku.
- Cholera tutaj się schowałeś. Niedobry pies. Nie wolno uciekać. Choć Cholera wracam do domu. – kiedy wyszła z boksu z psem na rękach Malfoy przyglądał się jej z ciekawością nonszalancko oparty o ściankę boksu.
- Granger mi się wydaje, czy ty dałaś psu na imię Cholera? – widząc jak różowieją jej policzki roześmiał się. – Kobieto ty jesteś zadziwiająca.
- On się nazywa Cholera i się nie nazywa.
- Co masz na myśli? – popatrzył na nią przymrożonym wzrokiem.
- Bo Han nazywa go Kulką. A ja nazywam go Cholerą, bo jak inaczej nazwać takie dożarte stworzenie, które zakradło się do mojej garderoby i zniszczyło mi dwie pary ulubionych szpilek. Jedną pogryzł, a z drugich zrobił sobie toaletę.
- Widać ma zamiłowanie do dobrego obuwia. Pokarz go. – biorąc od niej małego berneńczyka ich dłonie się zetknęły. Kobieta szybko cofnęła rękę czując jego szorstką dłoń. Zaskoczyło ją to. W końcu Malfoy zawsze słynął z przesadnej dbałości o siebie, a teraz miał męskie, silne i szorstkie dłonie od pracy w stajni.
- Kupiłam go Hannie, jako pocieszenie, że nie dostanie konia. Nie mogła zasnąć odkąd dowiedziała się, że sprzedajesz źrebaka. Marudziła ciągle, że muszę jej kupić Łatkę, bo inaczej ją sprzedasz i nie będziesz miała, na czym jeździć.
- Spokojnie, na razie nie zamierzam sprzedawać Łatki.
- To dobrze. My już pójdziemy – zabrała psa i postawiła go na ziemi. – Chodź Cholera. Nie będziemy przeszkadzać. – wyszła na zewnątrz, kiedy usłyszała wołanie mężczyzny.
- Granger! – kiedy się odwróciła stał zaraz za nią.
- Słucham?
- Pójdziesz dzisiaj ze mną na kolację?  - chwilę się zamyśliła.
- O której?
- O ósmej?
- Dobrze. – sama nie wiedziała, dlaczego się zgadza.
- Świetnie, przyjdę po ciebie.
- W takim razie do zobaczenia. – ruszyła z powrotem do domu z Cholerą biegającym koło jej nóg.

- Emily zaopiekujesz się dzisiaj wieczorem małą?
- Oczywiście, że tak.
- Dziękuję. Nie wiem, o której wrócę, bo idę na kolację z panem Malfoyem.
- Z Draconem? – uwadze Hermiony nie uszła lekka dezaprobata w głosie kobiety.
- Co się stało Emily?
- To nie moja sprawa, ale uważam, że nie powinna pani spotykać się z Malfoyem. Znam tego chłopaka od małego. Ten człowiek nie jest dobry, wiele osób płakało przez jego ojca i także przez niego.
- Też go znam dłuższy czas i wydaje mi się, że on się zmienił.
- Wątpię, ale proszę na siebie uważać. Nie chcę, żeby pani przez niego cierpiała.
- Dobrze. Obiecuję, że będę uważać. – przytuliła starszą kobietę i ruszyła na górę po schodach.

Malfoy zjawił się punktualnie o godzinie ósmej. Spędzili wieczór w małej restauracji jedząc i dyskutując. Jeszcze kilka lat temu, żadne z nich nie sądziło, że taka sytuacja może mieć miejsce. Wrócili o pierwszej nad ranem. Hermiona zaskoczyła go delikatnym pocałunkiem, po czym znikła za drzwiami swojego domu. Od tamtego czasu spotkali się jeszcze kilka razy. Kobieta znowu poczuła, co to znaczy wzbudzać zainteresowanie mężczyzny. Pomimo tego wszystkiego, starała się trzymać go na dystans. W końcu do dziś pamiętała ile dziewczęcych serc Malfoy złamał w Hogwarcie. Ale to wszystko było silniejsze od niej. Dlatego spędziła tą noc w domu mężczyzny. W końcu uświadomiła sobie jak to jest być stuprocentową kobietą, a nie tylko matką. Kiedy po cichu wróciła nad ranem do domu spotkała się z nieprzychylnym wzrokiem Emily. Nie przeszkadzało jej to, wiedziała dobrze, że ta kobieta traktuję ją jak córkę, a Han jak wnuczkę i po prostu martwi się o nią. Mogła spędzić więcej takich wieczorów i nocy, kiedy mała przez tydzień była u ojca. Han z radością po tak długim czasie wybrała się do niego. Za to wróciła przybita i smutna.
- Nie! – mała nie patrząc na nią pobiegła przed siebie.
- Han! Hanna poczekaj! – zrezygnowana usiadła na ławce i schowała twarz w dłoniach.
- Wszystko w porządku? – poczuła znany jej zapach męskich perfum. Podniosła głowę i popatrzyła na mężczyznę, który usiadł obok niej.
- Nic nie jest w porządku.
- Co się stało? Może mogę jakoś pomóc?
- Nie. Tutaj nikt nie może pomóc. Mówiłam ci, że mała na tydzień była u ojca we Francji. Tak bardzo się cieszyła. Pierwszy raz nie odwołał wizyty i nie wykręcał się nawałem pracy. Mogła się z nim spotkać pierwszy raz odkąd się rozstaliśmy.
- I co się stało?
- Mam ochotę go udusić. Wiesz, po co ją ściągnął do Francji? By przedstawić ją swojej nowej narzeczonej i pochwalić się nią przed jej rodziną. Hanna prawie cały tydzień spędziła pod opieką jakiejś Francuskiej niani. Za każdym razem, kiedy chciała zobaczyć ojca jego nowa narzeczona zabraniała jej mówiąc, że ojciec ma ważniejsze sprawy niż zajmowanie się nią. Przed wyjazdem poinformował ją, że chce widzieć ją za dwa tygodnie na ślubie. Tyle wywnioskowałam z tego, co próbowała mi powiedzieć. A na koniec dowiedziałam się, że to moja wina, bo nie kocham tatusia. – znowu schowała twarz w dłonie. Lekko ją objął i delikatnie głaskał.
- Spokojnie Granger. Ona jest zraniona, dlatego tak mówi, ale na pewno tak nie myśli. Twój były mąż to skończony gnojek. Jak można ją tak traktować? Przecież Han to istny aniołek. Jest kochana, trochę gadatliwa i przemądrzała po mamusi, ale słodka. Ja jej poszukam, a ty idź do domu. Zrób sobie herbatę i niczym się nie przejmuj.
- Łatwo ci mówić. – prychnęła, ale nic sobie z tego nie robił.
- Zaufaj mi.- odszedł zanim zdążyła coś powiedzieć. Z trudem wstała z ławki i ruszyła do domu. Siedziała w salonie w wielkim fotelu, jak mała dziewczynka z podciągniętymi pod brodę nogami. Herbata, którą sobie zrobiła już dawno wystygła. Czuła się beznadziejnie. Jak mogła pozwolić by skrzywdzono jej dziecko? Powinna ją chronić na wszystkie sposoby. Zamknęła oczy i oparła czoło na kolanach.
- Mamusiu? – do pokoju wślizgnęła się mała istotka. Hermiona popatrzyła w kopię swoich oczu. Patrząc na nią dopiero teraz zauważyła jak bardzo jest do niej podobna. Praktycznie wszystkie cechy odziedziczyła po niej. – Mamusiu przepraszam – Wyciągnęła ręce w kierunku córki, która bez słowa wspięła się na jej kolana i zatonęła w matczynym uścisku. Tuląc Han uśmiechnęła się do mężczyzny, który stał oparty o ścianę.
- Hanna kochanie, już wszystko w porządku. Nie płacz już.
- Mamuś, a Pan Draco obiecał, że podaruje mi Łatkę. – Hermiona odsunęła córkę, aby popatrzyć w jej twarz.
- Podaruje?
- Tak – szeroki uśmiech wykwit na malutkiej buzi.
- Idź do Emily. Jest w kuchni. Ja muszę porozmawiać z panem Malfoyem.
- Dobrze mamusiu – kiedy dziewczynka znikła Hermiona naskoczyła na Dracona.
- Nie życzę sobie byś przekupstwem zachęcał moją córkę do czegokolwiek. – gotowało się w niej ze złości.
- Nie przekupiłem Han, żeby cie przeprosiła. Zrobiła to z własnej woli po naszej rozmowie.
- Tak jasne i nie miało to nic wspólnego z tym, że obiecałeś jej konia. - warknęła
- Nie. Rozmawiałem z nią. Rozumiem ją, sam wiem jak to jest, kiedy ojciec ma cię w głębokim poważaniu. Spokojnie wytłumaczyłem jej, że to nie jest twoja wina, ani tym bardziej jej.
- A koń? Hanna nie może go mieć. Przez ponad tydzień tłumaczyłam jej, że nie stać nas na jego wyżywienie i utrzymanie. Nawet nie mam gdzie go trzymać. – trochę się uspokoiła
- Konia jej obiecałem jak już wracaliśmy do domu. Trzymać go będziecie w mojej stajni. Wyżywienie zostaje na mojej głowie, ale Hanna musi mi pomagać.
- Rozpuścisz mi córkę.
- W końcu ktoś musi od czasu do czasu ją rozpieszczać. - zaśmiała się z rezygnacją. Podszedł do niej i łapiąc za ramiona pociągnął do siebie, aby stanęła naprzeciwko niego. Zatopił się w jej miękkich ustach koloru maliny.
- Mamusiu – Hermiona odskoczyła od mężczyzny jak poparzona, kiedy usłyszała głosik córki wchodzącej do salonu – Opowiesz mi bajkę?
- Oczywiście kochanie. Chodź tutaj do mnie.

Czas płynął, a oni coraz bardziej się do siebie zbliżali. Zawsze racjonalna Hermiona zaczęła widzieć świat przez różowe okulary. Zapomniała, co nie było do niej podobne, że bezproblemowość to nie jest stan gwarantowany. Odkąd byli sobie bliscy jedno zaskakiwało drugie. Tym razem to Draco zaskoczył ją. Ten wieczór spędzali we dwoje u niego w domu. Kiedy leżeli wtuleni w siebie zaczął rozmowę o tym jakby to mogło być w przyszłości. Nie przypuszczała, że on może zacząć rozmowę o domu i rodzinie. Była to rozmowa początku i końca. Wszystko było w porządku do czasu, gdy Draco stwierdził, że jego zdaniem kobieta w małżeństwie powinna zrezygnować z pracy.
- Chyba sobie żartujesz? – zaśmiała się.
- Nie. Mówię jak najpoważniej. Tak sobie właśnie myślałem, że jeżeli zaczęlibyśmy myśleć o nas poważniej… – z niedowierzeniem popatrzyła na niego, a w głowie tłukło się tylko jedno zdanie „Co się stało z prawdziwym Malfoyem” – No, co? W końcu chyba jest nam ze sobą dobrze? Wracając do tego, co mówiłem. Jeżeli zaczęlibyśmy myśleć o sobie poważnie, chciałbym żebyś zrezygnowała z pracy w hotelu. Zajmiesz się Han, a potem naszymi następnymi dziećmi.
- To absurd. Nie zrezygnuje z pracy. Sądzisz, że się źle zajmuje Hanną? – nie pojmowała tego, co powiedział.
- Nie. Opiekujesz się nią świetnie, ale powinnaś zostać w domu.
- Słuchaj i zapamiętaj to sobie. Nie zrezygnuje z pracy. – Hermiona zaczęła się denerwować.
- Dlaczego? Nie zależy ci na szczęściu Han i na naszych potencjalnych dzieciach? – nie rozumiał, dlaczego kobieta tak oponuje.
- Kiedy jestem w hotelu Hanna ma najlepszą opiekę dzięki Emily. Tak jest najlepiej i wszyscy są zadowoleni. – starała się mówić opanowanym głosem, co nie wychodziło jej najlepiej.
- Patrzcie wróciła Granger-Wiem- Wszystko-Najlepiej – zdenerwowanie Hermiony udzieliło się mężczyźnie.
- Witaj, Malfoy. Bardzo tęskniłam za zadufanym gogusiem, który zawsze musi postawić na swoim. Zawsze chciałeś by wszystko szło po twojej myśli. Myliłam się myśląc, że się zmieniłeś. – teraz już nie trzymała nerwów na wodzy
- Wiesz ja też się za nim stęskniłem. On przynajmniej pamiętał, żeby trzymać się od gryfonów z daleka.
- To niech przypomina ci o tym jak najczęściej. – wstała. Zebrała swoje rzeczy i ubierała się szybko. – Nie pozwolę, żeby kolejny facet wszedł do mojego życia i rozstawiał mnie po kątach!
- Czyli tak to odbierasz!?
- Tak! I powiem ci więcej. Nie podoba mi się to.
- Świetnie! W takim razie wybacz, że zawracałem ci głowę więcej nie będę.
- Świetnie. Do niezobaczenia Malfoy.
- Do niezobaczenia Granger – wyszła trzaskając drzwiami – Cholera. Po prostu świetnie Draco. – powiedział do pustej przestrzeni.

niedziela, 9 grudnia 2012

Nadzieja to 50% sukcesu - I



Powiem tak. Bardzo długo zastanawiałam się czy publikować to opowiadanie. Jest to dla mnie dość szczególny twór – ponieważ pisany na akcję organizowaną dla Groszkowej. Na początku miałam zostawić go i nie pokazywać, ale stwierdziłam, ze jednak opublikuje go. Pierwszą notkę dodaję dzisiaj (miała pojawić się dopiero ok. wtorku), ale tak się składa, że dzisiaj Groszkowa obchodziłaby urodziny. Dlatego publikuję to ku jej pamięci.
---
Hermiona Granger kobieta sukcesu. Trzy lata po skończeniu szkoły wyszła za mąż za Francesco, którego poznała podczas pobytu we Francji. Osiedli tam na stałe zakładając rodzinę. Od sześciu lat była spostrzegana przez innych, jako przykładna żona i matka. Sama o sobie też tak myślała. Do czasu, kiedy jej poukładane życie legło w gruzach. Tego feralnego wieczoru położyła Hannę do łóżka wcześniej, po czym przyszykowała kolację i z uśmiechem na ustach czekała na męża. Francesco kolejny raz z rzędu przyszedł z pracy później, ale nie przejęła się tym. Siedząc przy stole oświadczył jej, że odchodzi. Jego słowa ciągle były w jej pamięci, rozmyślała nad nimi za każdym razem, kiedy zasypiała.
- Hermiona, ja odchodzę. To wszystko mnie dusi. Całe nasze życie. To udawanie, że wszystko jest w porządku. – jego słowa wprawiły ją w osłupienie.  Wydusiła z siebie tylko jedno zdanie.
- Ale co z Hanną?
- Han jest słodką dziewczynką, ale zrozum ja nie nadaję się na ojca. Oczywiście będę płacił na nią alimenty.  Zostawię wam dom. Wiem, że dacie sobie rade – wstał, spakował jednym machnięciem różdżki swoje rzeczy i wyszedł zostawiając ją i pięcioletnią Han na zawsze.

Miesiąc później dostała pocztą papiery rozwodowe. Wściekła kobieta podpisała je i jak najszybciej wysłała do francuskiego ministerstwa magii z prośbą o zmianę swojego nazwiska na nazwisko panieńskie. Te dni były dla niej trudne szczególnie wtedy, gdy Hann wdrapując się na jej kolana pytała gdzie jest jej tatuś? Po dwóch miesiącach użalania się nad swoim życiem zebrała się w sobie. Jej pierwszym krokiem, było podjęcie decyzji o powrocie do Anglii. Czytając Proroka, którego regularnie zamawiała znalazła ogłoszenie dotyczące sprzedaży małej posiadłości pod Londynem. Jeszcze w tym samym tygodniu oddała dom w ręce dewelopera, a one przeniosły się do rodzinnego domu Hermiony. Zostawiając córkę pod opieką dziadków wybrała się oglądnąć posiadłość. Zakochała się w niej od pierwszej wizyty. Dlatego też pomimo protestów rodziców na początku kolejnego miesiąca wprowadziły się z Hanną do nowego domu. Znalazła pracę, jako menager jednym z większych Londyńskich hoteli, a dzięki temu, że nie zwolniła gospodyni poprzednich właścicieli nie musiała martwić się o małą. Od chwili, gdy wprowadziła te zmiany w życie z powrotem odzyskiwała swoją równowagę.

- Emily? – gospodyni była pięćdziesięcioośmioletnia kobietą, której matka pracowała w posiadłości. Wychowywała się w niej od małego, a z czasem zastąpiła swoją matkę w obowiązkach.
- Jestem w kuchni! -  Hermiona weszła i usiadła na stołku. Z lubością przyjęła talerz zupy podsunięty przez gospodynie.
- Pyszna ta zupa. – starsza kobieta odwzajemniła uśmiech szatynki
- Męczący dzień w pracy?
- Żebyś wiedziała moja droga. Gdzie jest Han?
- Mała jest w ogrodzie. – Emili uśmiechnęła się mówiąc o córeczce Hermiony
- Znowu? Odkąd wprowadziłyśmy się tutaj tydzień temu nic innego nie robi tylko spędza czas w ogrodzie.
- Bardzo polubiła altankę koło fontanny. Ciągle zabiera tam swoje lalki.
- Dziękuję za zupę Emily. Pójdę do niej – wyszła z domu – Han, kochanie – zdziwiła się, kiedy po wejściu do altanki zastała tam jedynie lalki leżące na drewnianej ławeczce. – Han, skarbie gdzie jesteś? – próbowała się uspokoić. Nie chciała zachowywać się jak histeryczka w końcu mała na pewno jest gdzieś w ogrodzie.  Poczuła ulgę, gdy zobaczyła malutką szatynkę w czerwonym płaszczyku, ale to uczucie szybko minęło, gdy zorientowała się, że obok niej stoi nieznajomy mężczyzna. – Hanna! W tym momencie wracaj! – biegiem puściła się przez trawnik nie zwracając uwagi na wysokie obcasy wbijające się w ziemię.
- Mama! – dziewczynka przeszła przez drewniane bale, które tworzyły ogrodzenie i rzuciła się kobiecie w ramiona.
- Hanno Anabell ile razy ci powtarzałam, że nie wolno zadawać ci się z obcymi ludźmi?
- Ale tutaj są koniki, one wyszły na wybik i tak jak wczoraj mogłam je karmić. – Hermiona postawiła córkę na ziemi i kucnęła, żeby popatrzeć w jej oczy tak podobne do swoich.
- Nie wybik, tylko wybieg skarbie. Ale jak to wczoraj?
- Byłam wczoraj i wcześniej też.
- Zmykaj w tej chwili do domu. Emily zapewne czeka na ciebie z podwieczorkiem. – dziecko posłusznie w podskokach ruszyło do domu, a ona wstała i podeszła do płotu.  Kiedy stanęła z mężczyzną twarzą w twarz nie wierzyła własnym oczom. On również był zaskoczony tak samo jak ona.
- Granger? – szybko się opanował – Chyba teraz nazywasz się inaczej?
- Nie. Dalej mam na nazwisko Granger.
- No popatrz to aż dziwne, że ty jesteś panną z dzieckiem.
- Nie jestem panną z dzieckiem i nie powinno cię to interesować. Nie wiem, co tu robisz, ale powinnam przeprosić cię za Hannę nie powinna ci przeszkadzać.
- Hanna mi nie przeszkadza. Co tutaj robię? Ja tutaj mieszkam, stadnina należy do mojej rezydencji położonej na tamtym wzgórzu. Czyli ty kupiłaś posiadłość Smithów? Jako gościnny sąsiad witam cię serdecznie w naszej uroczej okolicy. – uśmiechnął się lekko ironicznie
- Dzięki – jęknęła w duchu myśląc o tym, że Malfoy będzie jej sąsiadem. – Jeszcze raz przepraszam za moją córkę, więcej się to nie powtórzy.  Do widzenia.
- Granger! Twoja córka naprawdę mi nie przeszkadza, a obiecałem jej, że zobaczy jutro stajnie. Oczywiście, jeżeli nie masz nic przeciwko temu?
- No nie wiem. – w jej głosie słychać było wahanie.
- Nie dziwię ci się, jeszcze nauczę ją zabijać koty i pić ich krew. – zaśmiał się.
- Nie zdziwiłabym się – uśmiechnęła się do niego – Tylko proszę cię uważaj żeby nic jej się nie stało.
- Włos jej z głowy nie spadnie, dopilnuje tego. – Ruszyła w stronę domu, a on wrócił do szczotkowania konia. Sama sobie się dziwiła, dlaczego mu ufa i powierza w jego ręce swój największy skarb, jakim była dla niej Han. Powinna traktować Malfoya jak największe zło, ale od czasu rozwodu inaczej patrzyła na ludzi. Czas wszystko zmienia.

Przez cały następny wieczór słuchała zachwytów córki nad tym jak fajnie jest w stajni. Obecnie siedziała w małej oranżerii, z której rozpościerał się widok na najładniejszą część ogrodu.
- Pani Hermiono?
- Słucham Emily?
- Pan Malfoy chciałby się z panią zobaczyć.
- Poproś go do środka.  – po chwili do oranżerii wszedł blondyn.
- Cześć Granger, chciałem z tobą chwilę porozmawiać o Han. – nie czekając na zaproszenie ze strony kobiety rozsiadł się w fotelu.
- Coś zrobiła? Cały wczorajszy wieczór o niczym innym nie mówiła jak o twojej stajni.
- Nic nie zbroiła, była bardzo grzeczna.
- To, o co chodzi? – zaczęła czuć lekki niepokój
- Chciałem się zapytać czy zgodzisz się żebym uczył ją jazdy konnej?
- Mhy – zamyśliła się – w sumie może to był by dobry pomysł, sama w jej wieku uczyłam się jeździć. Ale nic jej się nie stanie?
- Rany Granger nie bądź taka przewrażliwiona. – zaśmiał się. Zachowywała się w tym momencie jak nadopiekuńcza kwoka.
- Mamuś, mamuś proszę!  - do oranżerii jak pocisk wpadła Han.
- Hanna. Nie wolno podsłuchiwać, to nieładnie.
- Ja słuchałam, nie podsłuchiwałam. Mamuś proszę.
- No dobrze.
- Hurra. Kocham cię mamuś. – wdrapała się na jej kolana i ucałowała kobietę.  – I pana Draco też – przeskoczyła z fotela na fotel i pocałowała zaskoczonego blondyna w policzek.

piątek, 7 grudnia 2012

who I am - odc. 16


Siedziała w pokoju wspólnym i wpatrywała się w ogień w kominku. Chociaż siedziała tutaj myślami była gdzieś daleko. Przy sytuacji, jaka miała miejsce dwa dni temu. Stała u siebie w pokoju i całowała się z blondwłosym mężczyzną. Czuła wściekłość. Miała nadzieję, że kiedy pocałuj go, opuści jej myśli raz na zawsze. Ale nie on jak na złość musiał zostać i jeszcze bardziej rozepchać się w jej głowie.
- Halo Hermiona słyszysz mnie? – zamachał jej ręką przed oczami. – Hermiona – potrząsnął ją za ramie. Poczuła jak wyrwana z rozmyślań powraca do rzeczywistości.
- O cześć Harry.
- Ale odleciałaś kobieto. Stoję tu od dobrych paru minut. Macham ci ręką przed oczami a ty ani nie drgnęłaś.
- Przepraszam zamyśliłam się.
- Nie da się nie zauważyć. O czym myślałaś? – dziewczyna na chwile umilkła. Przecież nie powie mu tego, że myślała o pocałunku Malfoya.
- O egzaminach. Czas upływa, a ja nawet dobrze nie zaczęłam się uczyć. – słysząc to Harry roześmiał się.
- Hermiono ty zapewne umiesz już większość materiału. Nie masz, o co się martwić. Myślałaś może nad tym, że…. – nie musiał kończyć dziewczyna od razu wiedziała, o co mu chodzi.
- Harry nie zaczynaj tego tematu. Wiesz dobrze, że nie ma szans na to żebyśmy się pogodzili.
- Ale już w przeszłości sprzeczaliście się, ale z czasem dochodziliście z Ronem do porozumienia. Zawsze trzymaliśmy się razem.
- Czyżbyś Potter namawiał ją do pogodzenia się z rudzielcem?
- Cześć Blaise – dziewczyna uśmiechnęła się do bruneta, który usiadł w wolnym fotelu.
- Po prostu zastanawiam się, czy jest jeszcze na to szansa.
- Ale ty jesteś naiwny Potter. Wiadomo, że po tym wszystkim Hermiona się z nim nie pogodzi. To za daleko zaszło. – Harry dobrze wiedział, że Zabini ma rację. – Ty mała, co tam pijesz? – popatrzył z ciekawością na kubek, który dziewczyna trzymała w rękach. Nagle dostał poduszką, którą kobieta rzuciła w niego.
- Nie jestem mała. A piję gorącą herbatę malinową.
- Skąd ty masz herbatę?
- Jak się ma wtyki u pewnego kuchennego skrzata, łatwo to sobie załatwić Diabełku – popatrzyła z uśmiechem na Harrego, który dobrze wiedział, o co jej chodzi. Pomimo tego, że Zgredek zginął dalej mogli liczyć na pomoc Mrużki, która mimo trudności jakoś pozbierała się i teraz pilnie pracowała w szkolnej kuchni.
- A to ciekawe. Przydałaby się niekiedy taka pomoc. Może zapoznacie mnie z tym swoim skrzatem?
- Dla uściślenia ze skrzatką. Nie zapoznam cię z nią, bo za bardzo byś ją wykorzystywał.
- Ja? No, co ty. – Blaise przybrał minę niewiniątka.
- Oj Zabini, przestań grać durnia, bo ci to nie wychodzi. Harry chodź idziemy – odstawiła kubek na stolik i wstając ruszyła do wyjścia na korytarz po drodze poczochrała ślizgona po głowie zaczepnie się do niego uśmiechając. Potter bez słowa podążył za nią. Trudno mu było przyjąć do myśli to, że jego przyjaciółka tak dobrze dogaduje się z Zabinim.

Godzinę później została sama, bo Harry musiał wracać do wierzy gryfonów przyszykować się do treningu, który dzisiaj organizował. Za kilka dni mieli rozegrać mecz z puchonami. Hermiona mając wolny czas udała się do biblioteki z zamiarem poczytania czegoś, co mogło przydać się jej na owutemach. Po kilku godzinach spędzonych nad książkami postanowiła wrócić do swojego dormitorium. Kiedy weszła do pokoju wspólnego prefektów pierwsze, co zauważyła to stojącą do niej tyłem Astorie Grengrass, która nawet nie usłyszała, że panna Di Binetti pojawiła się w pokoju. Gryfonka dopiero po chwili zorientowała się, że na schodach stoi Malfoy.
- Ale Draco przecież mógłbyś ze mną iść.
- Mówiłem ci już, że niestety, ale nie mogę.  - chłopak zauważył gryfonkę i popatrzył na nią z nadzieją. Hermiona chwilę się wahała. Bo niby, dlaczego miała pomagać blondynowi? Z drugiej strony stwierdziła, że będzie to szansa do tego by dopiec ślizgonce, która ją tak irytowała.
- Draco tutaj jesteś. Dwadzieścia minut temu miałeś być przy drzwiach wielkiej sali. – słysząc jej słowa ślizgonka odwróciła się w jej stronę. Jej twarz wykrzywiła się ze złości.
- Przepraszam, ale Astoria mnie zatrzymała. Już idę. Sama widzisz Astorio, że nie mogę dotrzymać ci towarzystwa.
- Wiesz, co Draco? – Hermiona znowu popatrzyła na blondyna – Zmieniłam zdanie – chłopak wstrzymał powietrze. Pannę Di Binetti bawiła ta sytuacja, ale postanowiła dłużej nie znęcać się nad mężczyzną – poszłabym na błonia. Muszę iść po kurtkę. – przeszła koło nich nawet nie zaszczycając ślizgonki jednym spojrzeniem.
- Ja też – Draco odwrócił się i pobiegł na górę za szatynką. Kiedy zeszli na dół Astoria Grengrass dalej stała w tym samym miejscu.
- Grengrass, co ty tu jeszcze robisz? Nie słyszałaś, że Draco i ja wychodzimy? – Astoria obrzuciła Hermionę nienawistnym spojrzenie, po czym odwróciła się na pięcie i wyszła. Dla zachowania pozorów panna Di Binetti i Malfoy wyszli na korytarz.
- Dzięki.
- Proszę – uśmiechnęła się lekko. - Czekoladowy mus – przejście otworzyło się, ale poczuła, że mężczyzna łapie ją za ramię.
- Gdzie ty idziesz? – popatrzył na nią pytająco.
- Do swojego pokoju.
- Mieliśmy iść na błonia.
- Malfoy nie martw się pójdę na błonie, ale później i to sama. No nie patrz tak na mnie, to była tylko wymówka żeby się pozbyć tej natrętnie irytującej baby z naszego pokoju wspólnego.
- Nie zmienia to faktu, że możemy iść na spacer. Chyba, że panna Di Binetti boi się iść z ślizgonem na błonia? – uśmiechnął się do niej perfidnie czekając na jej reakcje. Nie rozczarował się. Jak stwierdził niekiedy była bardzo przewidywalna.
- Ja się boję? Jesteś głupi i tyle – ruszyła przed siebie. Po kilku krokach odwróciła głowę i popatrzyła na niego. - Idziesz, czy będziesz tam tak stał? – uśmiechając się w myślach sam do siebie poszedł za nią.

Wyszli z zamku i idąc nie odzywali się do siebie. Mężczyzna przyglądał się jej dyskretnie z boku. Wyglądała jakby zamyśliła się nad czymś. Ostatni deszcz zmył resztki śniegu i nieśmiałe wiosenne słońce ogrzewało mokrą ziemie. Pomimo tego powietrze było chłodne. Dziewczyna podeszła do jeziora i popatrzyła na jego równą tafle. Nagle mężczyzna stanął przed nią i popatrzył prosto w oczy.
- Wiesz, co Di Binetti chyba ostatnio czegoś nie dokończyliśmy – wyczuł, że dziewczyna wstrzymuje powietrze. Czuła jak serce znowu jej przyśpiesza. Wściekała się na siebie za swoje zachowanie.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz. – chciała go wyminąć, ale nie dał jej na to szans.
- Oj królewno nie potrafisz kłamać – uśmiechnął się kpiąco. Widział jak zaczyna się irytować. Tak bardzo go bawiło denerwowanie jej. Stawała się wtedy taka nieobliczalna. Zanim coś powiedziała pocałował ją. Poczuła jak zaczyna szumieć jej w głowie niczym po wypiciu kilku kieliszków alkoholu. Serce niebezpiecznie zaczęło łomotać jej w piersi, a oddech stał się krótki i urwany. Kiedy oderwał się od niej widział zamęt w jej oczach. Sam zresztą czół wewnątrz dziwne zamieszanie. Ta stojąca przed nim kobieta powodowała, że przestawał myśleć racjonalnie. Drobna gryfonka potrafiąca sprawić, że zapominał w danym momencie o wszystkim, co go otaczało. Trochę go to przerażało, ale nie chciał się poddać. Chciał żeby panna Di Binetti była jego, ale tak żeby potem Cwaniak nie miał do niego pretensji. Uważał, że dziewczyna może mu dużo dać, przy czym on może dać tyle samo jej. Nagle zaskoczony chłopak dostał z pięści w ramię. – A to, za co?
- Za nazywanie mnie królewną. Dobrze wiesz, że tego nie lubię – wyminęła go i ruszyła przed siebie. Zaśmiał się zdając sobie sprawę, że dostał za słowo, a nie za pocałowanie jej. Poprawiło mu to humor tak, że idąc za dziewczyną pogwizdywał cicho. Za to Hermiona myślała o tym, żeby nie zatrzymać się i nie rzucić się w ramiona tego aroganckiego, ale przystojnego ślizgona.
***
- Wygraliśmy! Slytherin górą – po całej szkole niosły się okrzyki ślizgonów, którzy wygrali dzisiejszy mecz pokonując kukonów przewagą stu siedemdziesięciu punktów dzięki Malfoyowi, który złapał znicz. Radość towarzyszyła tylko mieszkańcom domu węża, bo gryfoni i puchoni byli za krukonami, którzy niestety polegli w tym meczu.
- Siostra, Ginny! – dwie dziewczyny zatrzymały się przed wejściem do zamku i popatrzyły na bruneta, który je wołał.
- Cześć Den. Co jest? – Hermiona uśmiechnęła się do brata, a Ginny pocałowała go na przywitanie.
-  Z okazji wygranej organizowana jest impreza w pokoju wspólnym slytherin, może macie się ochotę wybrać?
- Dzięki brat, ale ja nie skorzystam. Jakoś nie mam ochoty na imprezę w towarzystwie ślizgonów.
- A co ty masz do ślizgonów kochanie? – obok Cwaniaka pojawił się Blaise, a zaraz za nim przeciskając się przez otaczający go tłum Draco.
- To Diable, że ich nie trawię.
- A ja? – Denis popatrzył pytająco na siostrę.
- Ty stanowisz wyjątek potwierdzający regułę braciszku.
- A oni? – Cwaniak ręką pokazał swoich dwóch kumpli.
- Oni? Trudno powiedzieć. Niekiedy są do zniesienia, ale częściej mam ochotę ich zabić – mówiąc to patrzyła uważnie na Malfoya, by po chwili przenieś swój wzrok na przyjaciółkę - Gin jeżeli nie szłabyś na tą imprezę to zapraszam do siebie – Hermiona odwróciła się i przeskakując po dwa schody weszła na pierwsze piętro.
***
Dwie godziny później ktoś zapukał do drzwi jej dormitorium.
- Otwarte – uśmiechnęła się widząc brata wchodzącego do pokoju.
- Chciałem zapytać czy na pewno nie chcesz iść z nami na tą imprezę?
- Dzięki, ale znasz moje zdanie na ten temat.
- No trudno, chciałem się tylko upewnić. Ginny do ciebie ma przyjść za jakąś godzinkę. Też stwierdziła, że jakoś woli spędzić wieczór z tobą niż z bandą ślizgonów – słysząc to Hermiona roześmiała się.
- Cwaniak idziesz?! – z korytarza słychać było krzyk Zabiniego.
- Idę Diable! Na razie siostra – odwrócił się i wyszedł. Zanim zamknął drzwi słyszała jeszcze jak Blaise tłumaczy Denisowi, że Malfoy dołączy do nich za chwilę w lochach.
- Gryfoneczka boi się imprezy z ślizgonami – zaskoczona podniosła głowę znad książki. Nawet nie słyszała, kiedy otworzył drzwi.
- Malfoy w domu nie nauczyli cię pukać przed wejściem do czyjegoś pokoju? – wzruszył ramionami i usiadł w fotelu. – Spóźnisz się na imprezę.
- Nie. Przyjdę w momencie, kiedy rozkręci się najbardziej. Dlaczego się boisz?
- Nie boję się. Po prostu wolę spędzić czas z przyjaciółką niż w towarzystwie osób takich jak Astoria Grengrass. Dlatego teraz życzę ci udanej zabawy i wracam do czytania. – wiedział, że tym razem jej nie przekona. Zresztą doszedł do wniosku, że jeszcze przyjdzie czas na to, żeby zaciągnąć ją na prawdziwą ślizgońską imprezę.
- Tylko bądź grzeczna skarbie – uśmiechnął się po swojemu i opuścił jej pokój.
***
Dyskutując o wrażeniach z dzisiejszej imprezy dotarli do wierzy, w której znajdowały się ich pokoje. Podeszli pod obraz i wypowiedzieli hasło. Gdy tylko obraz odsunął się otoczyła ich muzyka. Zaskoczeni popatrzyli na siebie. Po cichu weszli do środka.
- Diable jak uważasz, która ma lepszy tyłek – blondyn patrzył na dwie kobiet. Gryfonki z zamkniętymi oczami tańczyły do muzyki, która wypełniała całe pomieszczenie
- Sam nie wiem Smoku – brunet uśmiechnął się do przyjaciela.
- Ała!- Malfoy złapał się za głowę.  Nie zauważyli, że chwilę po nich do środka wszedł Cwaniak
- Za co? – okrzyki mężczyzn spowodowały, że dziewczyny przestały tańczyć orientując się, że nie są same. Popatrzyły na dwóch ślizgonów rozmasowujących sobie potylice
- Za bezczelne ocenianie tyłków mojej siostry i dziewczyny – Denis przeszedł koło nich i usiadł w fotelu. Ciągle masując głowę w miejscu, gdzie dostali od Di Binettiego podeszli i opadli na sofę. Draco widział, że Hermiona mierzy ich niezadowolonym wzrokiem. Nagle znowu krzyknęli, ponieważ po raz kolejny dostali w to samo miejsce. Tym razem od panny Di Binetti, która postanowiła udać się do swojego pokoju.
- Ale, za co tym razem? – Blaise miał minę zbitego psa.
- Za to samo, co od Denisa. Czyli oceniania mojej pupy Blaise.
- Musiałabyś przylać wszystkim facetom w szkole Di Binetti – Hermiona zatrzymała się na schodach i popatrzyła pytająco na blondyna – No nie mów, że nie zdajesz sobie sprawy z tego, że faceci oceniają twój tyłek za każdym razem, kiedy nie nosisz szaty tylko obcisłe jeansy.
- Bo faceci to niewyżyte świnie. – widać było, że gryfonka jest oburzona. – Gin – rudowłosa dziewczyna siedząc na kolanach jej brata popatrzyła na nią – dzięki za miły wieczór.
- Nie masz, za co Hermiono. – młodsza gryfonka odwzajemniła uśmiech przyjaciółki.
- Dobranoc.
- Cześć. – kiedy dziewczyna zniknęła panna Weasley zwróciła się do mężczyzn siedzących na sofie – Wiecie, że sobie grabicie? Ona kiedyś nie wytrzyma i wam dołoży. Szczególnie tobie Malfoy.
***