wtorek, 13 maja 2014

Lena & Sco V

- Pięknie tu. – chciała żeby ta chwila trwała wiecznie.
- Wiedziałem, że ci się spodoba. – pocałował ją w czubek głowy. W tym momencie mógłby pozostać tak na zawsze,  mając ją przy sobie. – Chodź, wejdziemy do środka, jutro czeka nas ciekawy dzień.
- Malfoy, mamy mały problem – popatrzył na nią zaciekawiony – Nie dałeś mi czasu i nie wzięłam żadnych rzeczy. Nie mam nic do spania.
- Jak dla mnie możesz spać nago – popatrzył na nią rozbawiony.
- Malfoy – złapała poduszkę i rzuciła nią w niego.
- Spokojnie. Specjalnie nie chciałem żebyś coś brała. Pamiętasz mieliśmy odciąć się od codzienności – jego wypowiedź przerwało pukanie – Proszę. – Do pokoju weszła ładniutka arabka, niosąca duże pudełko, które położyła na stoliku. Kiedy mężczyzna jej podziękował wyszła z pokoju. – No i problem z głowy – ręką wskazał pudło zachęcając kobietę aby do niego zajrzała. Podeszła i ostrożnie je otworzyła. Wnętrze było podzielone na dwie części. Po jednej stronę zauważyła damskie, a po drugiej męskie ubrania. – Po zameldowaniu poprosiłem o kupienie nam ubrań na jutro i czegoś do spania.
- Widzę, że sobie to wszystko dokładnie zaplanowałeś.
- Co do najmniejszych szczegółów. Idź pod prysznic, potem ja pójdę. Chyba, że chcesz żebym jak dawniej umył Ci plecy? – uśmiechnął się kpiąco.
- Malfoy!
- Spokojnie, tylko żartowałem
- No ja myślę. – po dwudziestu minutach wróciła zwalniając łazienkę. Kiedy wszedł do pokoju, leżała już w łóżku. Położył się obok niej i przyciągnął ją do siebie mocno przytulając. Pozwoliła mu zamknąć się w jego ramionach. Przymknęła oczy z lubością wdychając zapach jego żelu pod prysznic. Czas się zatrzymał. Zarówno dla niej jak i dla niego liczyła się tylko ta chwila. Pierwszy raz od bardzo dawna zasypiając czuła całkowity spokój. Chciała żeby tak było codziennie, ale zdawała sobie sprawę, że to niemożliwe. Teraz jednak postanowiła się tym nie martwić. Do jutra wieczorem mogła o wszystkim zapomnieć i cieszyć się tym, że jest obok.
***
Obudziła się i niepewnie otworzyła oczy. Bała się, że wieczorne wydarzenia były wytworem jej wyobraźni. Powoli uchyliła powieki i pierwsze co zobaczyła to bordowo – żółte ściany ozdobione różnymi ornamentami. Odwróciła się na bok i popatrzyła na śpiącego obok mężczyznę.
- Draco wstawaj. – niemrawe mruknięcie dało jej do zrozumienia, że pod tym względem w ogóle się nie zmienił. Zawsze trudno było go dobudzić. Tłumaczył jej, że jest typem nocnego marka. Lubi długo siedzieć w nocy, a rano późno wstawać.  – To śpij, ja wstaję. – kwadrans później wyszła z łazienki gotowa do tego by ruszyć zwiedzać miasto. Postanowiła nie marnować czasu i nie czekać na mężczyznę. Ubierała buty, gdy nagle mężczyzna złapał ją za rękę.
- Gdzie się wybierasz Granger?
- Zwiedzić miasto – odwrócił ją i popatrzył jej w oczy.
- Bez śniadania i beze mnie? – widziała jego dezaprobatę.
- Jak nie możesz wstać i się guzdrasz? – miał dość jej gadania. Złapał ją mocniej i przyciągając do siebie pocałował. Kiedy odsunął ją od siebie, nie odezwała się, co było mu na rękę
- Słuchaj mądralo teraz poczekasz na mnie. Pójdziemy coś zjeść, a potem zwiedzić miasto. Rozumiemy się Granger? – nic nie mówiąc kiwnęła głową.

Nie musiała długo na niego czekać. Opuścili hotel i udali się do jednej z restauracji serwującej miejscowe jedzenie. Po dość obfitym śniadaniu ruszyli zwiedzać miasto. Była zachwycona oglądając wszystko dookoła. Miasto otaczał czerwony mur jakby pokryty rdzą, ulice i domy miały ten sam odcień.
- Legenda głosi, że kiedy budowano meczet Kutubijja, do którego teraz zmierzamy, to w  Maroko trwała wielka krwawa wojna. Krwi, która się polała było tak wiele, że wszystkie budynki, ulice i chodniki stały się rdzawoczerwone.
- Nigdy nie słyszałam o tej legendzie, chociaż dużo czytałam o tym miejscu. – było to dziwne, gdyż Hermiona od dawna pochłaniała każdą książkę na temat Maroka.
- Zatrzymaj się – złapał ją i wskazał jej palcem gdzie ma popatrzyć. Przed nimi wyrastał wielki meczet, który górował nad „Placem Skazańców”
- Kutubijja. Najbardziej okazały Meczet w Marrakeszu. Wiesz od czego pochodzi jego nazwa? – widząc jego pytające spojrzenie kontynuowała – Od słowa kutub, co oznacza książki. Kiedyś wokół niego odbywały się targi książek.
- No to już rozumiem dlaczego ciągnie Cię do niego. – zaśmiał się, za co dostał kuksańca w bok.
- Nie nabijaj się, tylko chodź. – już po chwili wspinali się na wierzę meczetu. Kiedy weszli na samą górę, zatrzymała się i z zachwytem spojrzała na okolicę. Z tego miejsca rozciągał się widok na całą panoramę miasta. – Malfoy spójrz tam, widać zrujnowany Pałac el Badi. Kiedyś był uważany za najpiękniejszy pałac świata. Tamta budowla to musi być  Meczet Ali ben Yusufa, najstarszy meczet w mieście teraz podobno obok niego mieści się szkoła teologiczna, kiedyś największa szkoła koraniczna w zachodniej Afryce. – zamiast obserwować to, co pokazuje przyglądał się jej. Wyglądała jak dziecko cieszące się z prezentów - Tamto to chyba Jardin Majorelle, czyli park, który podobno jest cudowny. – kiedy stwierdził, że się już napatrzyła, to zabrał ją z wieży, pomimo jej protestów. Przez następne kilka godzin zwiedzali wskazane przez nią z wieży budowle i miejsca. Po objedzie dodatkowo jeszcze zwiedzili grobowce Saadytów, czyli zachowane w idealnym stanie przykłady nekropolii islamskiej, a także leżące pół godziny spacerkiem od  Dżemaa El-Fna dzielnice Gueliz i Hivernage, gdzie znajdują się obecnie banki, drogie i znane na całym świecie sklepy oraz wykwintne restauracje. W jednej z takich restauracji zjedli romantyczną kolację, po czym na nogach wrócili na główny plac. Tam Draco pozwolił Hermionie na wejście w kolorowy tłum, poczucie otaczającej jej atmosfery i wpatrywanie w rozgrywające się dookoła sceny. Od jednej z miejscowych sprzedawczyń kupił jej piękny, delikatny szal. Było już dobrze po północy, kiedy zaciągnął ją w ten sam ciemny zaułek.
- Mam nadzieję, że ci się podobało Granger.
- To było cu… - przerwał jej zatykając usta ręką
- Chciałem, żebyś zapamiętała ten dzień do końca życia. Dobrze wiesz, że musimy się rozstać, chociaż wyobrażałaś sobie nasze życie inaczej. Przykro mi z tego powodu. – pocałował ją i mocno do siebie przytulił.
- Kocham cię Draco. – cichy szept, który usłyszał pomimo tego, że mówiła to w jego koszulę.
- Wiem o tym skarbie – były to jego ostatnie słowa zanim się teleportowali. Po chwili znowu stali w jej salonie. Od razu się od niej odsunął. – Dziękuję za poświęcenie mi czasu pani Carter. Dobranoc
- Dobranoc panie Malfoy – wyszedł zostawiając ją samą. Automatycznie ruszyła do sypialni, gdzie okrywając się szalem, który dostała w prezencie od razu zasnęła.

Potem jeszcze wiele razy myślała o ich wyjeździe. Wracała do niego w myślach starając się żeby wspomnienia te nie wyblakły.
***
Stała i patrzyła jak jej mała córeczka ubrana w białą suknię tańczy ze swoim świeżo poślubionym mężem. Cieszyła się szczęściem swojej jedynaczki. Widać było, że Lena promienieje ze szczęścia.
- Ładnie wyglądasz – odwróciła się i popatrzyła na mężczyznę, który stanął obok niej.
- Dziękuję – od tamtego dnia widzieli się z jakieś trzy razy, żeby w towarzystwie swoich dzieci omówić sprawy organizacyjne zbliżającego się ślubu. Nigdy nie mieli czasu spokojnie porozmawiać. Zresztą żadne z nich nie wiedziało co ma powiedzieć.
- Z czego się tak śmiejesz? – ciekawiło go, dlaczego kobieta uśmiecha się pod nosem.
- Wiem, że mieliśmy do tego nie wracać, ale to co powiem to chyba nic takiego. Kiedyś sobie myślałam o tym, że będziemy mieli wspólne dzieci, a potem wnuki. Patrz jakie to życie jest wywrotne. Będziemy mieli razem wnuki, ale nie tak jak ja o tym kiedyś myślałam.
- Po prostu życie wybrało inaczej.
- Draco. Witam pani Carter – blondwłosa kobieta ujęła Dracona pod rękę
- Pani Malfoy – Hermiona skinęła Astori głową na przywitanie. Nie znała jej zbyt dobrze. W szkole widziała ją może z dwa razy, ale nigdy nie zamieniły ze sobą zdania. Z tych kilku spotkań przed ślubem wywnioskowała, że żona Malfoya jest bardzo zdystansowana.
- Draco kochanie, może w końcu zatańczysz z własną żoną?
- Oczywiście. Przepraszamy na chwilę pani Carter – zostawili Hermionę samą i weszli na parkiet. Pani Carter patrzyła jak jej mężczyzna życia tańczy ze swoją żoną, gdy nagle ktoś jej przeszkodził.
- Na co tak patrzysz? – odwróciła się i kiedy popatrzyła na stojącego obok szatyna uśmiechnęła się szeroko.
- Na tańczące pary. Gdzie zgubiłeś Ginny Harry?
- Rozmawia z jakąś kobietą o babskich sprawach, dlatego od nich uciekłem i przyszedłem do ciebie.
- Miło mi. – usiedli przy stoliku.
- Kto by pomyślał, że twoja Lena zwiąże się z Malfoyem. Do głowy by mi to nie przyszło.
- Uwierz mi Harry mi też nie.
***
- Dziadku, babciu?! – szesnastoletni Alan wszedł do posiadłości Malfoyów ciągnąc za sobą swojego trzyletniego brata, a obok nich podskakiwała pięcioletnia Beety. Słysząc jego wołanie do holu wszedł starszy mężczyzna. Uśmiechał się, ale kiedy zobaczył minę swojego najstarszego wnuka od razu spoważniał
- Co się stało? - zaczął czuć wewnętrzny niepokój.
- Czy Beety i Tonny mogą u was zostać do wieczora?
- Oczywiście, że tak. Dzieciaki biegnijcie do salonu przywitać się z babcią, zaraz do was przyjdę. – kiedy maluchy wybiegły Draco popatrzył pytająco na Alana
- Nie mam za dużo czasu żeby tłumaczyć. W skrócie- babcia Hermiona zmarła dzisiaj w nocy we śnie. – czuł jakby serce mu stanęło. Chociaż od momentu kiedy byli razem minęło tyle lat, on nadal ją kochał, a ona odeszła tym razem na zawsze. – Dziadku ja muszę wracać. – zanim Draco coś powiedział Alan teleportował się.
***
Słońce świeciło ogrzewając twarze osób stojących na cmentarzu. Grupa ludzi zebrała się przy jednym z grobowców żeby ostatni raz pożegnać Hermionę Carter, matkę, przyjaciółkę, bliską osobę. Na cmentarzu był sam. Astoria została w domu z Tonnym i Beety ponieważ razem z Leną i Sco stwierdzili, że dzieciaki są za małe, aby uczestniczyć w pogrzebie i patrzeć na swoją załamaną mamę. Ludzie po kolei podchodzili do czarnego nagrobka kładąc na nim kwiaty. Stanął w tej kolejce jako ostatni.
- Dziadku. – odwrócił się i popatrzył na Alana. – Tata zabrał mamę do domu, a ja jej obiecałem, że poczekam na ciebie
- Nie kłopocz się. Mam ochotę na długi spacer.
- Ale…
- Alan byłem kiedyś w twoim wieku i wiem, że taki chłopak jak ty ma co innego do roboty niż spacerowanie z dziadkiem. Spływaj stąd.– chłopak uśmiechnął się do niego i odszedł. Draco poczekał, aż zostanie sam i dopiero wtedy podszedł do nagrobka. Dziwnie się czuł z myślą, że pod tym czarnym kamieniem leży jego Granger. Tak on uważał, że Hermiona Granger jest i zawsze będzie jego. Schylił się i położył na płycie żółte słoneczniki, które były jej ulubionymi kwiatami.
- Oj Granger nie sądziłem, że posuniesz się do tego by próbować tak daleko uciec. Ale wiesz co? – położył dłoń na płycie – Mi to nie przeszkadza. Znowu będę mógł na ciebie polować tak jak kiedyś. Bo nieważne, gdzie jesteś teraz. Ja i tak cię tam znajdę i tym razem nie pozwolę ci uciec. Kolejny raz nie stchórzę. Czekaj na mnie, a ja cię tam znajdę. Dobrze wiesz, że Draco Malfoy nie rzuca słów na wiatr. – uśmiechając się w tak specyficzny dla siebie sposób wyprostował się i ruszył ścieżką do wyjścia z cmentarza czując przy sobie jej obecność.
---
I to by było na tyle jeśli chodzi o to opowiadanie. Jak zdecyduję która historia będzie następna to zacznę ją publikować.