piątek, 28 grudnia 2012

Nadzieja to 50% sukcesu - II


Wiem, że miała być najpierw nowa część who I am. Ale jak na razie nie mam napisanej ani jednej literki, a nie chcę pisać czegoś na siłę, co wyjdzie jak nie wiadomo, co. Dlatego jak na razie dodaję to i spróbuję zabrać się do pisania.
---
Ku zdziwieniu dorosłych Han uczyła się bardzo szybko.  Już po dwóch tygodniach Draco bez obaw zabierał ją na przejażdżki poza wybieg i pozwalał jeździć samodzielnie. Raz zdarzyło się, że Hermiona pojechała z nimi. Było to dla niej jak powrót do dzieciństwa, kiedy sama uczyła się jeździć. Jadąc polami patrzyła jak jej córeczka ściga się z blondynem. Mieli ze sobą bardzo dobry kontakt. Szła w stronę stajni i rozmyślała. Mężczyzna był dla niej zagadką. Dawniej oziębły, cyniczny i traktujący ją z pogardą. W obecnym czasie dalej zdystansowany, ale znikła ta jego pogarda. Do tego dla Hanny był bardzo przyjazny. Kiedy stanęła w drzwiach stajni zdziwiła się widząc jak blondyn stojący na progu jednego z boksów z czułością głaszcze i przemawia do gniadej klaczy. Nigdy nie widziała, żeby Malfoy, kiedykolwiek odniósł się tak do jakiegoś człowieka.
- Długo zamierzasz tak stać jak słup soli Granger? – podskoczyła przestraszona słysząc jego zimny głos.
- Nie. Przepraszam, że ci przeszkadzam, ale szukam psa. Biało czarnego szczeniaka.
- Jeżeli to ten, którego widziałem to siedzi w trzecim boksie po prawej zakopany w sianie. – dziewczyna minęła blondyna i ruszyła we wskazanym kierunku.
- Cholera tutaj się schowałeś. Niedobry pies. Nie wolno uciekać. Choć Cholera wracam do domu. – kiedy wyszła z boksu z psem na rękach Malfoy przyglądał się jej z ciekawością nonszalancko oparty o ściankę boksu.
- Granger mi się wydaje, czy ty dałaś psu na imię Cholera? – widząc jak różowieją jej policzki roześmiał się. – Kobieto ty jesteś zadziwiająca.
- On się nazywa Cholera i się nie nazywa.
- Co masz na myśli? – popatrzył na nią przymrożonym wzrokiem.
- Bo Han nazywa go Kulką. A ja nazywam go Cholerą, bo jak inaczej nazwać takie dożarte stworzenie, które zakradło się do mojej garderoby i zniszczyło mi dwie pary ulubionych szpilek. Jedną pogryzł, a z drugich zrobił sobie toaletę.
- Widać ma zamiłowanie do dobrego obuwia. Pokarz go. – biorąc od niej małego berneńczyka ich dłonie się zetknęły. Kobieta szybko cofnęła rękę czując jego szorstką dłoń. Zaskoczyło ją to. W końcu Malfoy zawsze słynął z przesadnej dbałości o siebie, a teraz miał męskie, silne i szorstkie dłonie od pracy w stajni.
- Kupiłam go Hannie, jako pocieszenie, że nie dostanie konia. Nie mogła zasnąć odkąd dowiedziała się, że sprzedajesz źrebaka. Marudziła ciągle, że muszę jej kupić Łatkę, bo inaczej ją sprzedasz i nie będziesz miała, na czym jeździć.
- Spokojnie, na razie nie zamierzam sprzedawać Łatki.
- To dobrze. My już pójdziemy – zabrała psa i postawiła go na ziemi. – Chodź Cholera. Nie będziemy przeszkadzać. – wyszła na zewnątrz, kiedy usłyszała wołanie mężczyzny.
- Granger! – kiedy się odwróciła stał zaraz za nią.
- Słucham?
- Pójdziesz dzisiaj ze mną na kolację?  - chwilę się zamyśliła.
- O której?
- O ósmej?
- Dobrze. – sama nie wiedziała, dlaczego się zgadza.
- Świetnie, przyjdę po ciebie.
- W takim razie do zobaczenia. – ruszyła z powrotem do domu z Cholerą biegającym koło jej nóg.

- Emily zaopiekujesz się dzisiaj wieczorem małą?
- Oczywiście, że tak.
- Dziękuję. Nie wiem, o której wrócę, bo idę na kolację z panem Malfoyem.
- Z Draconem? – uwadze Hermiony nie uszła lekka dezaprobata w głosie kobiety.
- Co się stało Emily?
- To nie moja sprawa, ale uważam, że nie powinna pani spotykać się z Malfoyem. Znam tego chłopaka od małego. Ten człowiek nie jest dobry, wiele osób płakało przez jego ojca i także przez niego.
- Też go znam dłuższy czas i wydaje mi się, że on się zmienił.
- Wątpię, ale proszę na siebie uważać. Nie chcę, żeby pani przez niego cierpiała.
- Dobrze. Obiecuję, że będę uważać. – przytuliła starszą kobietę i ruszyła na górę po schodach.

Malfoy zjawił się punktualnie o godzinie ósmej. Spędzili wieczór w małej restauracji jedząc i dyskutując. Jeszcze kilka lat temu, żadne z nich nie sądziło, że taka sytuacja może mieć miejsce. Wrócili o pierwszej nad ranem. Hermiona zaskoczyła go delikatnym pocałunkiem, po czym znikła za drzwiami swojego domu. Od tamtego czasu spotkali się jeszcze kilka razy. Kobieta znowu poczuła, co to znaczy wzbudzać zainteresowanie mężczyzny. Pomimo tego wszystkiego, starała się trzymać go na dystans. W końcu do dziś pamiętała ile dziewczęcych serc Malfoy złamał w Hogwarcie. Ale to wszystko było silniejsze od niej. Dlatego spędziła tą noc w domu mężczyzny. W końcu uświadomiła sobie jak to jest być stuprocentową kobietą, a nie tylko matką. Kiedy po cichu wróciła nad ranem do domu spotkała się z nieprzychylnym wzrokiem Emily. Nie przeszkadzało jej to, wiedziała dobrze, że ta kobieta traktuję ją jak córkę, a Han jak wnuczkę i po prostu martwi się o nią. Mogła spędzić więcej takich wieczorów i nocy, kiedy mała przez tydzień była u ojca. Han z radością po tak długim czasie wybrała się do niego. Za to wróciła przybita i smutna.
- Nie! – mała nie patrząc na nią pobiegła przed siebie.
- Han! Hanna poczekaj! – zrezygnowana usiadła na ławce i schowała twarz w dłoniach.
- Wszystko w porządku? – poczuła znany jej zapach męskich perfum. Podniosła głowę i popatrzyła na mężczyznę, który usiadł obok niej.
- Nic nie jest w porządku.
- Co się stało? Może mogę jakoś pomóc?
- Nie. Tutaj nikt nie może pomóc. Mówiłam ci, że mała na tydzień była u ojca we Francji. Tak bardzo się cieszyła. Pierwszy raz nie odwołał wizyty i nie wykręcał się nawałem pracy. Mogła się z nim spotkać pierwszy raz odkąd się rozstaliśmy.
- I co się stało?
- Mam ochotę go udusić. Wiesz, po co ją ściągnął do Francji? By przedstawić ją swojej nowej narzeczonej i pochwalić się nią przed jej rodziną. Hanna prawie cały tydzień spędziła pod opieką jakiejś Francuskiej niani. Za każdym razem, kiedy chciała zobaczyć ojca jego nowa narzeczona zabraniała jej mówiąc, że ojciec ma ważniejsze sprawy niż zajmowanie się nią. Przed wyjazdem poinformował ją, że chce widzieć ją za dwa tygodnie na ślubie. Tyle wywnioskowałam z tego, co próbowała mi powiedzieć. A na koniec dowiedziałam się, że to moja wina, bo nie kocham tatusia. – znowu schowała twarz w dłonie. Lekko ją objął i delikatnie głaskał.
- Spokojnie Granger. Ona jest zraniona, dlatego tak mówi, ale na pewno tak nie myśli. Twój były mąż to skończony gnojek. Jak można ją tak traktować? Przecież Han to istny aniołek. Jest kochana, trochę gadatliwa i przemądrzała po mamusi, ale słodka. Ja jej poszukam, a ty idź do domu. Zrób sobie herbatę i niczym się nie przejmuj.
- Łatwo ci mówić. – prychnęła, ale nic sobie z tego nie robił.
- Zaufaj mi.- odszedł zanim zdążyła coś powiedzieć. Z trudem wstała z ławki i ruszyła do domu. Siedziała w salonie w wielkim fotelu, jak mała dziewczynka z podciągniętymi pod brodę nogami. Herbata, którą sobie zrobiła już dawno wystygła. Czuła się beznadziejnie. Jak mogła pozwolić by skrzywdzono jej dziecko? Powinna ją chronić na wszystkie sposoby. Zamknęła oczy i oparła czoło na kolanach.
- Mamusiu? – do pokoju wślizgnęła się mała istotka. Hermiona popatrzyła w kopię swoich oczu. Patrząc na nią dopiero teraz zauważyła jak bardzo jest do niej podobna. Praktycznie wszystkie cechy odziedziczyła po niej. – Mamusiu przepraszam – Wyciągnęła ręce w kierunku córki, która bez słowa wspięła się na jej kolana i zatonęła w matczynym uścisku. Tuląc Han uśmiechnęła się do mężczyzny, który stał oparty o ścianę.
- Hanna kochanie, już wszystko w porządku. Nie płacz już.
- Mamuś, a Pan Draco obiecał, że podaruje mi Łatkę. – Hermiona odsunęła córkę, aby popatrzyć w jej twarz.
- Podaruje?
- Tak – szeroki uśmiech wykwit na malutkiej buzi.
- Idź do Emily. Jest w kuchni. Ja muszę porozmawiać z panem Malfoyem.
- Dobrze mamusiu – kiedy dziewczynka znikła Hermiona naskoczyła na Dracona.
- Nie życzę sobie byś przekupstwem zachęcał moją córkę do czegokolwiek. – gotowało się w niej ze złości.
- Nie przekupiłem Han, żeby cie przeprosiła. Zrobiła to z własnej woli po naszej rozmowie.
- Tak jasne i nie miało to nic wspólnego z tym, że obiecałeś jej konia. - warknęła
- Nie. Rozmawiałem z nią. Rozumiem ją, sam wiem jak to jest, kiedy ojciec ma cię w głębokim poważaniu. Spokojnie wytłumaczyłem jej, że to nie jest twoja wina, ani tym bardziej jej.
- A koń? Hanna nie może go mieć. Przez ponad tydzień tłumaczyłam jej, że nie stać nas na jego wyżywienie i utrzymanie. Nawet nie mam gdzie go trzymać. – trochę się uspokoiła
- Konia jej obiecałem jak już wracaliśmy do domu. Trzymać go będziecie w mojej stajni. Wyżywienie zostaje na mojej głowie, ale Hanna musi mi pomagać.
- Rozpuścisz mi córkę.
- W końcu ktoś musi od czasu do czasu ją rozpieszczać. - zaśmiała się z rezygnacją. Podszedł do niej i łapiąc za ramiona pociągnął do siebie, aby stanęła naprzeciwko niego. Zatopił się w jej miękkich ustach koloru maliny.
- Mamusiu – Hermiona odskoczyła od mężczyzny jak poparzona, kiedy usłyszała głosik córki wchodzącej do salonu – Opowiesz mi bajkę?
- Oczywiście kochanie. Chodź tutaj do mnie.

Czas płynął, a oni coraz bardziej się do siebie zbliżali. Zawsze racjonalna Hermiona zaczęła widzieć świat przez różowe okulary. Zapomniała, co nie było do niej podobne, że bezproblemowość to nie jest stan gwarantowany. Odkąd byli sobie bliscy jedno zaskakiwało drugie. Tym razem to Draco zaskoczył ją. Ten wieczór spędzali we dwoje u niego w domu. Kiedy leżeli wtuleni w siebie zaczął rozmowę o tym jakby to mogło być w przyszłości. Nie przypuszczała, że on może zacząć rozmowę o domu i rodzinie. Była to rozmowa początku i końca. Wszystko było w porządku do czasu, gdy Draco stwierdził, że jego zdaniem kobieta w małżeństwie powinna zrezygnować z pracy.
- Chyba sobie żartujesz? – zaśmiała się.
- Nie. Mówię jak najpoważniej. Tak sobie właśnie myślałem, że jeżeli zaczęlibyśmy myśleć o nas poważniej… – z niedowierzeniem popatrzyła na niego, a w głowie tłukło się tylko jedno zdanie „Co się stało z prawdziwym Malfoyem” – No, co? W końcu chyba jest nam ze sobą dobrze? Wracając do tego, co mówiłem. Jeżeli zaczęlibyśmy myśleć o sobie poważnie, chciałbym żebyś zrezygnowała z pracy w hotelu. Zajmiesz się Han, a potem naszymi następnymi dziećmi.
- To absurd. Nie zrezygnuje z pracy. Sądzisz, że się źle zajmuje Hanną? – nie pojmowała tego, co powiedział.
- Nie. Opiekujesz się nią świetnie, ale powinnaś zostać w domu.
- Słuchaj i zapamiętaj to sobie. Nie zrezygnuje z pracy. – Hermiona zaczęła się denerwować.
- Dlaczego? Nie zależy ci na szczęściu Han i na naszych potencjalnych dzieciach? – nie rozumiał, dlaczego kobieta tak oponuje.
- Kiedy jestem w hotelu Hanna ma najlepszą opiekę dzięki Emily. Tak jest najlepiej i wszyscy są zadowoleni. – starała się mówić opanowanym głosem, co nie wychodziło jej najlepiej.
- Patrzcie wróciła Granger-Wiem- Wszystko-Najlepiej – zdenerwowanie Hermiony udzieliło się mężczyźnie.
- Witaj, Malfoy. Bardzo tęskniłam za zadufanym gogusiem, który zawsze musi postawić na swoim. Zawsze chciałeś by wszystko szło po twojej myśli. Myliłam się myśląc, że się zmieniłeś. – teraz już nie trzymała nerwów na wodzy
- Wiesz ja też się za nim stęskniłem. On przynajmniej pamiętał, żeby trzymać się od gryfonów z daleka.
- To niech przypomina ci o tym jak najczęściej. – wstała. Zebrała swoje rzeczy i ubierała się szybko. – Nie pozwolę, żeby kolejny facet wszedł do mojego życia i rozstawiał mnie po kątach!
- Czyli tak to odbierasz!?
- Tak! I powiem ci więcej. Nie podoba mi się to.
- Świetnie! W takim razie wybacz, że zawracałem ci głowę więcej nie będę.
- Świetnie. Do niezobaczenia Malfoy.
- Do niezobaczenia Granger – wyszła trzaskając drzwiami – Cholera. Po prostu świetnie Draco. – powiedział do pustej przestrzeni.

niedziela, 9 grudnia 2012

Nadzieja to 50% sukcesu - I



Powiem tak. Bardzo długo zastanawiałam się czy publikować to opowiadanie. Jest to dla mnie dość szczególny twór – ponieważ pisany na akcję organizowaną dla Groszkowej. Na początku miałam zostawić go i nie pokazywać, ale stwierdziłam, ze jednak opublikuje go. Pierwszą notkę dodaję dzisiaj (miała pojawić się dopiero ok. wtorku), ale tak się składa, że dzisiaj Groszkowa obchodziłaby urodziny. Dlatego publikuję to ku jej pamięci.
---
Hermiona Granger kobieta sukcesu. Trzy lata po skończeniu szkoły wyszła za mąż za Francesco, którego poznała podczas pobytu we Francji. Osiedli tam na stałe zakładając rodzinę. Od sześciu lat była spostrzegana przez innych, jako przykładna żona i matka. Sama o sobie też tak myślała. Do czasu, kiedy jej poukładane życie legło w gruzach. Tego feralnego wieczoru położyła Hannę do łóżka wcześniej, po czym przyszykowała kolację i z uśmiechem na ustach czekała na męża. Francesco kolejny raz z rzędu przyszedł z pracy później, ale nie przejęła się tym. Siedząc przy stole oświadczył jej, że odchodzi. Jego słowa ciągle były w jej pamięci, rozmyślała nad nimi za każdym razem, kiedy zasypiała.
- Hermiona, ja odchodzę. To wszystko mnie dusi. Całe nasze życie. To udawanie, że wszystko jest w porządku. – jego słowa wprawiły ją w osłupienie.  Wydusiła z siebie tylko jedno zdanie.
- Ale co z Hanną?
- Han jest słodką dziewczynką, ale zrozum ja nie nadaję się na ojca. Oczywiście będę płacił na nią alimenty.  Zostawię wam dom. Wiem, że dacie sobie rade – wstał, spakował jednym machnięciem różdżki swoje rzeczy i wyszedł zostawiając ją i pięcioletnią Han na zawsze.

Miesiąc później dostała pocztą papiery rozwodowe. Wściekła kobieta podpisała je i jak najszybciej wysłała do francuskiego ministerstwa magii z prośbą o zmianę swojego nazwiska na nazwisko panieńskie. Te dni były dla niej trudne szczególnie wtedy, gdy Hann wdrapując się na jej kolana pytała gdzie jest jej tatuś? Po dwóch miesiącach użalania się nad swoim życiem zebrała się w sobie. Jej pierwszym krokiem, było podjęcie decyzji o powrocie do Anglii. Czytając Proroka, którego regularnie zamawiała znalazła ogłoszenie dotyczące sprzedaży małej posiadłości pod Londynem. Jeszcze w tym samym tygodniu oddała dom w ręce dewelopera, a one przeniosły się do rodzinnego domu Hermiony. Zostawiając córkę pod opieką dziadków wybrała się oglądnąć posiadłość. Zakochała się w niej od pierwszej wizyty. Dlatego też pomimo protestów rodziców na początku kolejnego miesiąca wprowadziły się z Hanną do nowego domu. Znalazła pracę, jako menager jednym z większych Londyńskich hoteli, a dzięki temu, że nie zwolniła gospodyni poprzednich właścicieli nie musiała martwić się o małą. Od chwili, gdy wprowadziła te zmiany w życie z powrotem odzyskiwała swoją równowagę.

- Emily? – gospodyni była pięćdziesięcioośmioletnia kobietą, której matka pracowała w posiadłości. Wychowywała się w niej od małego, a z czasem zastąpiła swoją matkę w obowiązkach.
- Jestem w kuchni! -  Hermiona weszła i usiadła na stołku. Z lubością przyjęła talerz zupy podsunięty przez gospodynie.
- Pyszna ta zupa. – starsza kobieta odwzajemniła uśmiech szatynki
- Męczący dzień w pracy?
- Żebyś wiedziała moja droga. Gdzie jest Han?
- Mała jest w ogrodzie. – Emili uśmiechnęła się mówiąc o córeczce Hermiony
- Znowu? Odkąd wprowadziłyśmy się tutaj tydzień temu nic innego nie robi tylko spędza czas w ogrodzie.
- Bardzo polubiła altankę koło fontanny. Ciągle zabiera tam swoje lalki.
- Dziękuję za zupę Emily. Pójdę do niej – wyszła z domu – Han, kochanie – zdziwiła się, kiedy po wejściu do altanki zastała tam jedynie lalki leżące na drewnianej ławeczce. – Han, skarbie gdzie jesteś? – próbowała się uspokoić. Nie chciała zachowywać się jak histeryczka w końcu mała na pewno jest gdzieś w ogrodzie.  Poczuła ulgę, gdy zobaczyła malutką szatynkę w czerwonym płaszczyku, ale to uczucie szybko minęło, gdy zorientowała się, że obok niej stoi nieznajomy mężczyzna. – Hanna! W tym momencie wracaj! – biegiem puściła się przez trawnik nie zwracając uwagi na wysokie obcasy wbijające się w ziemię.
- Mama! – dziewczynka przeszła przez drewniane bale, które tworzyły ogrodzenie i rzuciła się kobiecie w ramiona.
- Hanno Anabell ile razy ci powtarzałam, że nie wolno zadawać ci się z obcymi ludźmi?
- Ale tutaj są koniki, one wyszły na wybik i tak jak wczoraj mogłam je karmić. – Hermiona postawiła córkę na ziemi i kucnęła, żeby popatrzeć w jej oczy tak podobne do swoich.
- Nie wybik, tylko wybieg skarbie. Ale jak to wczoraj?
- Byłam wczoraj i wcześniej też.
- Zmykaj w tej chwili do domu. Emily zapewne czeka na ciebie z podwieczorkiem. – dziecko posłusznie w podskokach ruszyło do domu, a ona wstała i podeszła do płotu.  Kiedy stanęła z mężczyzną twarzą w twarz nie wierzyła własnym oczom. On również był zaskoczony tak samo jak ona.
- Granger? – szybko się opanował – Chyba teraz nazywasz się inaczej?
- Nie. Dalej mam na nazwisko Granger.
- No popatrz to aż dziwne, że ty jesteś panną z dzieckiem.
- Nie jestem panną z dzieckiem i nie powinno cię to interesować. Nie wiem, co tu robisz, ale powinnam przeprosić cię za Hannę nie powinna ci przeszkadzać.
- Hanna mi nie przeszkadza. Co tutaj robię? Ja tutaj mieszkam, stadnina należy do mojej rezydencji położonej na tamtym wzgórzu. Czyli ty kupiłaś posiadłość Smithów? Jako gościnny sąsiad witam cię serdecznie w naszej uroczej okolicy. – uśmiechnął się lekko ironicznie
- Dzięki – jęknęła w duchu myśląc o tym, że Malfoy będzie jej sąsiadem. – Jeszcze raz przepraszam za moją córkę, więcej się to nie powtórzy.  Do widzenia.
- Granger! Twoja córka naprawdę mi nie przeszkadza, a obiecałem jej, że zobaczy jutro stajnie. Oczywiście, jeżeli nie masz nic przeciwko temu?
- No nie wiem. – w jej głosie słychać było wahanie.
- Nie dziwię ci się, jeszcze nauczę ją zabijać koty i pić ich krew. – zaśmiał się.
- Nie zdziwiłabym się – uśmiechnęła się do niego – Tylko proszę cię uważaj żeby nic jej się nie stało.
- Włos jej z głowy nie spadnie, dopilnuje tego. – Ruszyła w stronę domu, a on wrócił do szczotkowania konia. Sama sobie się dziwiła, dlaczego mu ufa i powierza w jego ręce swój największy skarb, jakim była dla niej Han. Powinna traktować Malfoya jak największe zło, ale od czasu rozwodu inaczej patrzyła na ludzi. Czas wszystko zmienia.

Przez cały następny wieczór słuchała zachwytów córki nad tym jak fajnie jest w stajni. Obecnie siedziała w małej oranżerii, z której rozpościerał się widok na najładniejszą część ogrodu.
- Pani Hermiono?
- Słucham Emily?
- Pan Malfoy chciałby się z panią zobaczyć.
- Poproś go do środka.  – po chwili do oranżerii wszedł blondyn.
- Cześć Granger, chciałem z tobą chwilę porozmawiać o Han. – nie czekając na zaproszenie ze strony kobiety rozsiadł się w fotelu.
- Coś zrobiła? Cały wczorajszy wieczór o niczym innym nie mówiła jak o twojej stajni.
- Nic nie zbroiła, była bardzo grzeczna.
- To, o co chodzi? – zaczęła czuć lekki niepokój
- Chciałem się zapytać czy zgodzisz się żebym uczył ją jazdy konnej?
- Mhy – zamyśliła się – w sumie może to był by dobry pomysł, sama w jej wieku uczyłam się jeździć. Ale nic jej się nie stanie?
- Rany Granger nie bądź taka przewrażliwiona. – zaśmiał się. Zachowywała się w tym momencie jak nadopiekuńcza kwoka.
- Mamuś, mamuś proszę!  - do oranżerii jak pocisk wpadła Han.
- Hanna. Nie wolno podsłuchiwać, to nieładnie.
- Ja słuchałam, nie podsłuchiwałam. Mamuś proszę.
- No dobrze.
- Hurra. Kocham cię mamuś. – wdrapała się na jej kolana i ucałowała kobietę.  – I pana Draco też – przeskoczyła z fotela na fotel i pocałowała zaskoczonego blondyna w policzek.

piątek, 7 grudnia 2012

who I am - odc. 16


Siedziała w pokoju wspólnym i wpatrywała się w ogień w kominku. Chociaż siedziała tutaj myślami była gdzieś daleko. Przy sytuacji, jaka miała miejsce dwa dni temu. Stała u siebie w pokoju i całowała się z blondwłosym mężczyzną. Czuła wściekłość. Miała nadzieję, że kiedy pocałuj go, opuści jej myśli raz na zawsze. Ale nie on jak na złość musiał zostać i jeszcze bardziej rozepchać się w jej głowie.
- Halo Hermiona słyszysz mnie? – zamachał jej ręką przed oczami. – Hermiona – potrząsnął ją za ramie. Poczuła jak wyrwana z rozmyślań powraca do rzeczywistości.
- O cześć Harry.
- Ale odleciałaś kobieto. Stoję tu od dobrych paru minut. Macham ci ręką przed oczami a ty ani nie drgnęłaś.
- Przepraszam zamyśliłam się.
- Nie da się nie zauważyć. O czym myślałaś? – dziewczyna na chwile umilkła. Przecież nie powie mu tego, że myślała o pocałunku Malfoya.
- O egzaminach. Czas upływa, a ja nawet dobrze nie zaczęłam się uczyć. – słysząc to Harry roześmiał się.
- Hermiono ty zapewne umiesz już większość materiału. Nie masz, o co się martwić. Myślałaś może nad tym, że…. – nie musiał kończyć dziewczyna od razu wiedziała, o co mu chodzi.
- Harry nie zaczynaj tego tematu. Wiesz dobrze, że nie ma szans na to żebyśmy się pogodzili.
- Ale już w przeszłości sprzeczaliście się, ale z czasem dochodziliście z Ronem do porozumienia. Zawsze trzymaliśmy się razem.
- Czyżbyś Potter namawiał ją do pogodzenia się z rudzielcem?
- Cześć Blaise – dziewczyna uśmiechnęła się do bruneta, który usiadł w wolnym fotelu.
- Po prostu zastanawiam się, czy jest jeszcze na to szansa.
- Ale ty jesteś naiwny Potter. Wiadomo, że po tym wszystkim Hermiona się z nim nie pogodzi. To za daleko zaszło. – Harry dobrze wiedział, że Zabini ma rację. – Ty mała, co tam pijesz? – popatrzył z ciekawością na kubek, który dziewczyna trzymała w rękach. Nagle dostał poduszką, którą kobieta rzuciła w niego.
- Nie jestem mała. A piję gorącą herbatę malinową.
- Skąd ty masz herbatę?
- Jak się ma wtyki u pewnego kuchennego skrzata, łatwo to sobie załatwić Diabełku – popatrzyła z uśmiechem na Harrego, który dobrze wiedział, o co jej chodzi. Pomimo tego, że Zgredek zginął dalej mogli liczyć na pomoc Mrużki, która mimo trudności jakoś pozbierała się i teraz pilnie pracowała w szkolnej kuchni.
- A to ciekawe. Przydałaby się niekiedy taka pomoc. Może zapoznacie mnie z tym swoim skrzatem?
- Dla uściślenia ze skrzatką. Nie zapoznam cię z nią, bo za bardzo byś ją wykorzystywał.
- Ja? No, co ty. – Blaise przybrał minę niewiniątka.
- Oj Zabini, przestań grać durnia, bo ci to nie wychodzi. Harry chodź idziemy – odstawiła kubek na stolik i wstając ruszyła do wyjścia na korytarz po drodze poczochrała ślizgona po głowie zaczepnie się do niego uśmiechając. Potter bez słowa podążył za nią. Trudno mu było przyjąć do myśli to, że jego przyjaciółka tak dobrze dogaduje się z Zabinim.

Godzinę później została sama, bo Harry musiał wracać do wierzy gryfonów przyszykować się do treningu, który dzisiaj organizował. Za kilka dni mieli rozegrać mecz z puchonami. Hermiona mając wolny czas udała się do biblioteki z zamiarem poczytania czegoś, co mogło przydać się jej na owutemach. Po kilku godzinach spędzonych nad książkami postanowiła wrócić do swojego dormitorium. Kiedy weszła do pokoju wspólnego prefektów pierwsze, co zauważyła to stojącą do niej tyłem Astorie Grengrass, która nawet nie usłyszała, że panna Di Binetti pojawiła się w pokoju. Gryfonka dopiero po chwili zorientowała się, że na schodach stoi Malfoy.
- Ale Draco przecież mógłbyś ze mną iść.
- Mówiłem ci już, że niestety, ale nie mogę.  - chłopak zauważył gryfonkę i popatrzył na nią z nadzieją. Hermiona chwilę się wahała. Bo niby, dlaczego miała pomagać blondynowi? Z drugiej strony stwierdziła, że będzie to szansa do tego by dopiec ślizgonce, która ją tak irytowała.
- Draco tutaj jesteś. Dwadzieścia minut temu miałeś być przy drzwiach wielkiej sali. – słysząc jej słowa ślizgonka odwróciła się w jej stronę. Jej twarz wykrzywiła się ze złości.
- Przepraszam, ale Astoria mnie zatrzymała. Już idę. Sama widzisz Astorio, że nie mogę dotrzymać ci towarzystwa.
- Wiesz, co Draco? – Hermiona znowu popatrzyła na blondyna – Zmieniłam zdanie – chłopak wstrzymał powietrze. Pannę Di Binetti bawiła ta sytuacja, ale postanowiła dłużej nie znęcać się nad mężczyzną – poszłabym na błonia. Muszę iść po kurtkę. – przeszła koło nich nawet nie zaszczycając ślizgonki jednym spojrzeniem.
- Ja też – Draco odwrócił się i pobiegł na górę za szatynką. Kiedy zeszli na dół Astoria Grengrass dalej stała w tym samym miejscu.
- Grengrass, co ty tu jeszcze robisz? Nie słyszałaś, że Draco i ja wychodzimy? – Astoria obrzuciła Hermionę nienawistnym spojrzenie, po czym odwróciła się na pięcie i wyszła. Dla zachowania pozorów panna Di Binetti i Malfoy wyszli na korytarz.
- Dzięki.
- Proszę – uśmiechnęła się lekko. - Czekoladowy mus – przejście otworzyło się, ale poczuła, że mężczyzna łapie ją za ramię.
- Gdzie ty idziesz? – popatrzył na nią pytająco.
- Do swojego pokoju.
- Mieliśmy iść na błonia.
- Malfoy nie martw się pójdę na błonie, ale później i to sama. No nie patrz tak na mnie, to była tylko wymówka żeby się pozbyć tej natrętnie irytującej baby z naszego pokoju wspólnego.
- Nie zmienia to faktu, że możemy iść na spacer. Chyba, że panna Di Binetti boi się iść z ślizgonem na błonia? – uśmiechnął się do niej perfidnie czekając na jej reakcje. Nie rozczarował się. Jak stwierdził niekiedy była bardzo przewidywalna.
- Ja się boję? Jesteś głupi i tyle – ruszyła przed siebie. Po kilku krokach odwróciła głowę i popatrzyła na niego. - Idziesz, czy będziesz tam tak stał? – uśmiechając się w myślach sam do siebie poszedł za nią.

Wyszli z zamku i idąc nie odzywali się do siebie. Mężczyzna przyglądał się jej dyskretnie z boku. Wyglądała jakby zamyśliła się nad czymś. Ostatni deszcz zmył resztki śniegu i nieśmiałe wiosenne słońce ogrzewało mokrą ziemie. Pomimo tego powietrze było chłodne. Dziewczyna podeszła do jeziora i popatrzyła na jego równą tafle. Nagle mężczyzna stanął przed nią i popatrzył prosto w oczy.
- Wiesz, co Di Binetti chyba ostatnio czegoś nie dokończyliśmy – wyczuł, że dziewczyna wstrzymuje powietrze. Czuła jak serce znowu jej przyśpiesza. Wściekała się na siebie za swoje zachowanie.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz. – chciała go wyminąć, ale nie dał jej na to szans.
- Oj królewno nie potrafisz kłamać – uśmiechnął się kpiąco. Widział jak zaczyna się irytować. Tak bardzo go bawiło denerwowanie jej. Stawała się wtedy taka nieobliczalna. Zanim coś powiedziała pocałował ją. Poczuła jak zaczyna szumieć jej w głowie niczym po wypiciu kilku kieliszków alkoholu. Serce niebezpiecznie zaczęło łomotać jej w piersi, a oddech stał się krótki i urwany. Kiedy oderwał się od niej widział zamęt w jej oczach. Sam zresztą czół wewnątrz dziwne zamieszanie. Ta stojąca przed nim kobieta powodowała, że przestawał myśleć racjonalnie. Drobna gryfonka potrafiąca sprawić, że zapominał w danym momencie o wszystkim, co go otaczało. Trochę go to przerażało, ale nie chciał się poddać. Chciał żeby panna Di Binetti była jego, ale tak żeby potem Cwaniak nie miał do niego pretensji. Uważał, że dziewczyna może mu dużo dać, przy czym on może dać tyle samo jej. Nagle zaskoczony chłopak dostał z pięści w ramię. – A to, za co?
- Za nazywanie mnie królewną. Dobrze wiesz, że tego nie lubię – wyminęła go i ruszyła przed siebie. Zaśmiał się zdając sobie sprawę, że dostał za słowo, a nie za pocałowanie jej. Poprawiło mu to humor tak, że idąc za dziewczyną pogwizdywał cicho. Za to Hermiona myślała o tym, żeby nie zatrzymać się i nie rzucić się w ramiona tego aroganckiego, ale przystojnego ślizgona.
***
- Wygraliśmy! Slytherin górą – po całej szkole niosły się okrzyki ślizgonów, którzy wygrali dzisiejszy mecz pokonując kukonów przewagą stu siedemdziesięciu punktów dzięki Malfoyowi, który złapał znicz. Radość towarzyszyła tylko mieszkańcom domu węża, bo gryfoni i puchoni byli za krukonami, którzy niestety polegli w tym meczu.
- Siostra, Ginny! – dwie dziewczyny zatrzymały się przed wejściem do zamku i popatrzyły na bruneta, który je wołał.
- Cześć Den. Co jest? – Hermiona uśmiechnęła się do brata, a Ginny pocałowała go na przywitanie.
-  Z okazji wygranej organizowana jest impreza w pokoju wspólnym slytherin, może macie się ochotę wybrać?
- Dzięki brat, ale ja nie skorzystam. Jakoś nie mam ochoty na imprezę w towarzystwie ślizgonów.
- A co ty masz do ślizgonów kochanie? – obok Cwaniaka pojawił się Blaise, a zaraz za nim przeciskając się przez otaczający go tłum Draco.
- To Diable, że ich nie trawię.
- A ja? – Denis popatrzył pytająco na siostrę.
- Ty stanowisz wyjątek potwierdzający regułę braciszku.
- A oni? – Cwaniak ręką pokazał swoich dwóch kumpli.
- Oni? Trudno powiedzieć. Niekiedy są do zniesienia, ale częściej mam ochotę ich zabić – mówiąc to patrzyła uważnie na Malfoya, by po chwili przenieś swój wzrok na przyjaciółkę - Gin jeżeli nie szłabyś na tą imprezę to zapraszam do siebie – Hermiona odwróciła się i przeskakując po dwa schody weszła na pierwsze piętro.
***
Dwie godziny później ktoś zapukał do drzwi jej dormitorium.
- Otwarte – uśmiechnęła się widząc brata wchodzącego do pokoju.
- Chciałem zapytać czy na pewno nie chcesz iść z nami na tą imprezę?
- Dzięki, ale znasz moje zdanie na ten temat.
- No trudno, chciałem się tylko upewnić. Ginny do ciebie ma przyjść za jakąś godzinkę. Też stwierdziła, że jakoś woli spędzić wieczór z tobą niż z bandą ślizgonów – słysząc to Hermiona roześmiała się.
- Cwaniak idziesz?! – z korytarza słychać było krzyk Zabiniego.
- Idę Diable! Na razie siostra – odwrócił się i wyszedł. Zanim zamknął drzwi słyszała jeszcze jak Blaise tłumaczy Denisowi, że Malfoy dołączy do nich za chwilę w lochach.
- Gryfoneczka boi się imprezy z ślizgonami – zaskoczona podniosła głowę znad książki. Nawet nie słyszała, kiedy otworzył drzwi.
- Malfoy w domu nie nauczyli cię pukać przed wejściem do czyjegoś pokoju? – wzruszył ramionami i usiadł w fotelu. – Spóźnisz się na imprezę.
- Nie. Przyjdę w momencie, kiedy rozkręci się najbardziej. Dlaczego się boisz?
- Nie boję się. Po prostu wolę spędzić czas z przyjaciółką niż w towarzystwie osób takich jak Astoria Grengrass. Dlatego teraz życzę ci udanej zabawy i wracam do czytania. – wiedział, że tym razem jej nie przekona. Zresztą doszedł do wniosku, że jeszcze przyjdzie czas na to, żeby zaciągnąć ją na prawdziwą ślizgońską imprezę.
- Tylko bądź grzeczna skarbie – uśmiechnął się po swojemu i opuścił jej pokój.
***
Dyskutując o wrażeniach z dzisiejszej imprezy dotarli do wierzy, w której znajdowały się ich pokoje. Podeszli pod obraz i wypowiedzieli hasło. Gdy tylko obraz odsunął się otoczyła ich muzyka. Zaskoczeni popatrzyli na siebie. Po cichu weszli do środka.
- Diable jak uważasz, która ma lepszy tyłek – blondyn patrzył na dwie kobiet. Gryfonki z zamkniętymi oczami tańczyły do muzyki, która wypełniała całe pomieszczenie
- Sam nie wiem Smoku – brunet uśmiechnął się do przyjaciela.
- Ała!- Malfoy złapał się za głowę.  Nie zauważyli, że chwilę po nich do środka wszedł Cwaniak
- Za co? – okrzyki mężczyzn spowodowały, że dziewczyny przestały tańczyć orientując się, że nie są same. Popatrzyły na dwóch ślizgonów rozmasowujących sobie potylice
- Za bezczelne ocenianie tyłków mojej siostry i dziewczyny – Denis przeszedł koło nich i usiadł w fotelu. Ciągle masując głowę w miejscu, gdzie dostali od Di Binettiego podeszli i opadli na sofę. Draco widział, że Hermiona mierzy ich niezadowolonym wzrokiem. Nagle znowu krzyknęli, ponieważ po raz kolejny dostali w to samo miejsce. Tym razem od panny Di Binetti, która postanowiła udać się do swojego pokoju.
- Ale, za co tym razem? – Blaise miał minę zbitego psa.
- Za to samo, co od Denisa. Czyli oceniania mojej pupy Blaise.
- Musiałabyś przylać wszystkim facetom w szkole Di Binetti – Hermiona zatrzymała się na schodach i popatrzyła pytająco na blondyna – No nie mów, że nie zdajesz sobie sprawy z tego, że faceci oceniają twój tyłek za każdym razem, kiedy nie nosisz szaty tylko obcisłe jeansy.
- Bo faceci to niewyżyte świnie. – widać było, że gryfonka jest oburzona. – Gin – rudowłosa dziewczyna siedząc na kolanach jej brata popatrzyła na nią – dzięki za miły wieczór.
- Nie masz, za co Hermiono. – młodsza gryfonka odwzajemniła uśmiech przyjaciółki.
- Dobranoc.
- Cześć. – kiedy dziewczyna zniknęła panna Weasley zwróciła się do mężczyzn siedzących na sofie – Wiecie, że sobie grabicie? Ona kiedyś nie wytrzyma i wam dołoży. Szczególnie tobie Malfoy.
***

czwartek, 29 listopada 2012

Skandal cz. V


No to dzisiaj czas na ostatnią część Skandalu. Miałam dzielić ten odcinek na dwa, ale to by było bez sensu.
---
Wieczór był udany. Malfoy czuł dumę patrząc jak Hermiona brylowała w towarzystwie. Kiedy nie było jej koło niego śledził ją wzrokiem i podziwiał za elegancję oraz to, że wyróżniała się w tłumie. Najbardziej zabawne mogłoby wydawać się, że czuł lekką złość i irytację, kiedy przy byłej gryfonce kręcili się inni mężczyźni. Tańcząc z Draconem Hermiona patrzyła w te jego stalowoszare oczy, które przyciągały ją niczym magnes. Zaskoczył ją, kiedy nachylając się delikatnie ją pocałował. Jeszcze bardziej zaskoczyła siebie samą, kiedy odwzajemniła pocałunek.
- Kochani tak cudownie ze sobą wyglądacie. Nie dziwię ci się Draco, że za żonę wybrałeś sobie tak piękną kobietę, jaką jest Hermiona – Ave złapała ich za ręce, kiedy podeszli się pożegnać.
- Dziękuje Ave – panna Granger, a raczej w tej chwili Malfoy delikatnie uśmiechnęła się do kobiety.
- Draco rozumiem, że twoja żona wybaczy nam, że jeszcze jakieś dwa, trzy dni będę zawracać ci głowę naszym kontraktem.
- Gwarantuje, że nie będzie miała nic przeciwko. Hermiona jest bardzo wyrozumiała – bez żadnych oporów pocałował gryfonkę w usta.

 Wyszli z posiadłości. Doszli do bramy, gdzie mogli się teleportować. Draco złapał ją i przypierając do zimnych kutych prętów, zachłannie i agresywnie pocałował. Najpierw napotkał opór, by po chwili kobieta odwzajemniała pocałunek. Złapał ją za rękę i teleportował ich do mieszkania. Znowu zaczął ją całować, rekami błądząc po jej ciele. Jej małe dłonie rozpinały jego koszulę. On nie przejmował się niczym cofając się w stronę drzwi do sypialni szarpnął zamkiem jej sukienki. Niechcąco zahaczając o kolie, co spowodowało, że zapięcie zerwało się i naszyjnik spadł na ziemię.
- Och – oderwała się od niego i schyliła do koli. Złapał ja za rękę nie pozwalając tego zrobić.
- Zostaw, to tylko błyskotka – jego głos był zimny, a za razem pociągający. Znowu zapomnieli się w pocałunku lądując na łóżku, by po chwili złączyć swoje ciała w tylko znanym im „tańcu”.

Leżeli przytuleni do siebie, spoceni i zaspokojeni. Patrzył jak kobieta przymyka oczy i odpływa w krainę morfeusza. Po chwili samem poszedł za jej przykładem. Kilka godzin później obudził się. W łóżku był sam, a na poduszce obok leżała zerwana kolia, pierścionek, obrączka i liścik.

10 dni minęło, nasza umowa dobiegła końca. Ty podpisałeś kontrakt, ja dostałam pieniądze. Było miło, ale się skończyło. Powodzenia w dalszej pracy 
                                                                                                          Hermiona.  

Prosto po powrocie do Anglii wpłaciła pieniądze na rehabilitację mamy. Zjawiła się w pracy tylko po to, żeby złożyć wypowiedzenie. Pożegnała się ze wszystkimi i zamknęła ten etap w swoim życiu, obiecując Loli, że będą miały ze sobą kontakt. Popołudniu jeszcze tego samego dnia przepakowała torbę i teleportowała się do Szwajcarii. Chciała spędzić z rodzicami czas do momentu, kiedy razem wrócą do Londynu, ale ich decyzja pokrzyżowała trochę jej plany. Postanowili, że zostają w Szwajcarii na stałe. Ojciec dostał tam prace i mieszkanie, a mama dzięki temu będzie miała darmowe kontrole lekarskie po zakończeniu rehabilitacji. Zdecydowali, że dom w Anglii oddadzą jej, dzięki czemu będzie mogła wyprowadzić się z tego malutkiego mieszkania. Zostawiając rzeczy u nich teleportowała się do swojego mieszkanka. Wytłumaczyła właścicielce kamienicy, że się wyprowadza. Podziękowała jej za gościnę i okazane serce, po czym weszła do swojego mieszkania ostatni raz. Jednym zaklęciem spakowała wszystkie swoje rzeczy i wysłała do rodzinnego domu. Przed powrotem do Szwajcarii wpadła jeszcze raz do 210K poinformować Lole o jej nowym adresie zamieszkania. Zabrała rzeczy, o które prosili rodzice i wróciła do nich. Łzy radości pojawiały się w jej oczach widząc mamę w o wiele lepszym stanie niż ostatnio. Smutne za to było dla niej to, że rodzice opuszczają Anglię.

Przez trzy dni non stop ustalał szczegóły z Ave i jej pracownikami. Kiedy wrócił do domu z ulgą usiadł na skórzanej kanapie i przymknął oczy. W tym momencie pod jego oczami jak migawka filmu widział fragmenty z tych dziesięciu dni. Roześmiana kobieta patrząca z zachwytem na morze, elegancko ubrana bez problemu nawiązująca kontakty z biznesmenami przy kolacji, jak małe dziecko wbiegająca do morza, kiedy postanowił zabrać ją na spacer po plaży, obawa, jaką widać było w jej oczach, kiedy dawał jej spróbować kałamarnicy, jej strach i śmieszne zachowanie, kiedy pierwszej nocy mieli spać razem w łóżku, to jak spała w niego wtulona, jak wyglądała w tej czerwonej sukni. Kiedy tylko ją zobaczył na wystawie był pewny, że będzie na nią pasować idealnie. A najbardziej pamiętał tę ich ostatnia noc. To, że z żadną kobieta nie czuł się tak dobrze. Otworzył oczy i z rozdrażnieniem podszedł do barku nalewając sobie whisky. Musiał się opanować, to było dla niego nienormalne. Nazywa się Draco Malfoy i nigdy nie myślał i nie będzie myśleć o żadnej kobiecie, z którą spędził jedną noc. W tym momencie wydawało mu się, że słyszy jej śmiech. Jednym łykiem wypił zawartość szklanki i teleportował się.

- Hermionko kochanie, o czym myślisz? – usłyszała głos mamy, który przywrócił ja do rzeczywistości. Rozpraszając sprzed jej oczu widok przystojnego blondyna.
- O niczym takim mamuś. Chcesz coś?
- Tak, bardzo chętnie bym się przespacerowała po korytarzu. Mam dość leżenia w tym łóżku.
- A lekarz ci pozwolił?...

Pojawił się przed kamienicą, by po chwili zapukać w drzwi na pierwszym piętrze. Był wściekły na siebie i swoje zachowanie /Co ja tu robię?/ oraz na cholerną Granger, która nie otwierała.
- Przepraszam kochanieńki może w czymś pomóc? – na półpiętrze pojawiła się sympatyczna staruszka.
- Nie dziękuję, przyszedłem do Granger.
- Ale nie masz, po co tu stać. Hermionka wyprowadziła się.
- Jak to? Gdzie? Dokąd?
- Jakieś trzy dni temu. Gdzie nie wiem. Przyszła podziękowała za wynajmowanie mieszkania i wyprowadziła się.
- Dziękuję – wyminął kobietę i wyszedł na zewnątrz by teleportować się z trzaskiem. Wszedł do budynku, jak zawsze światło było przyciemnione. O tak wczesnej porze nie było prawie nikogo. Zauważył, że na stołku siedzi niska farbowana blondynka, z która Granger często przesiadywała, albo tańczyła. Podszedł do niej.
- Dzień dobry. W czym mogę panu pomóc?
- Szukam Granger.
- Przykro mi Miona już tutaj nie pracuję. Zwolniła się trzy dni temu.
- Cholera. Gdzie mogę ją znaleźć, bo z mieszkania też się wyprowadziła.
- Przykro mi, ale nie mogę udzielać takich informacji – myśląc, co zrobić zauważył, że przygląda mu się niziutka rudowłosa dziewczyna.
 - Proszę mi podać Whisky i niech przyniesie mi ją tamta dziewczyna. – palcem wskazał na rudowłosą, która uśmiechała się do niego.
- Oczywiście, proszę usiąść. Koleżanka zaraz do pana przyjdzie.

- Cieszę się mamuś, że ci lepiej – uśmiechnęła się szeroko do kobiety, która prowadziła pod ramię.
- O proszę, moje dwie ukochane kobiety – na szpitalny korytarz wszedł pan Granger.
- Patrz mamo nasz jedyny mężczyzna – Hermiona uśmiechnęła się do ojca, ale przez myśl przeleciało jej /a, Malfoy?/ – które szybko odgoniła. Miała dość rozmów sama ze swoim wewnętrznym ja. Nie chciała wylądować piętro wyżej na oddziale psychiatrycznym.
- A ty kochanie, do kiedy z nami zostajesz? Nie musisz wracać do pracy? – ojciec zadał jej pytanie po tym jak usiedli w oddziałowej świetlicy
- Nie tatusiu. Zwolniłam się z pracy. Postanowiłam poszukać czegoś innego. Myślałam nawet nad tym czy nie szukać czegoś tutaj w Szwajcarii.
- Jesteś pewna? Ja i mama przeżyliśmy już kawał życia w Anglii, tam cie wychowaliśmy, jakby nie ten wypadek nie przeprowadzalibyśmy się tutaj. Bądź, co bądź to dla nas trudne. Co z twoimi przyjaciółmi? – zastanowiła się nad jego słowami. W końcu kochała Londyn. To był jej dom, jej miejsce na ziemi. Ale sama widziała jak trudno po tej aferze znaleźć pracę na odpowiednim stanowisku.
- Może masz rację tatusiu. Ale zostanę tutaj jeszcze trochę. Lekarz dzisiaj powiedział, że bardzo możliwe za niecałe dwa tygodnie wypiszą mamę ze szpitala.
- To świetnie – złapał je obie i przytulił. W tym momencie czuła się szczęśliwa.

- Proszę to dla pana – przed nim pojawiła się szklanka z bursztynowym płynem. A obok usiadło rudowłose dziewczę. Czy chce pan może, żebym dotrzymała panu towarzystwa?
- Tak i nie tylko to. – uśmiechnął się do niej dwuznacznie
- A na co ma pan jeszcze ochotę? – usiadła tak, że mężczyzna mógł zobaczyć bez problemu jej piersi przez głęboki dekolt. Był pewny, że są sztucznie powiększone. /Nie to, co u Granger. Arg, debilu przestań o niej myśleć/ 
- Przyjmujesz na górze? – przybliżył się i wyszeptał jej to pytanie do ucha.
- Oczywiście, chodź – złapała go za rękę i poprowadziła schodami na górę. Lola siedząc przy barze udawała, że nic nie widzi. Wprowadziła go do pokoju, po czym jednym pchnięciem przewróciła na łóżko. Zaczęła rozpinać skąpą bluzkę.
- Trzysta galeonów i ani grosza mniej. Płatne teraz, nie po. – wyciągnął portfel i odliczając odpowiednia kwotę położył na szafce. W tym czasie Sisi rozebrała się i zostając w samych stringach usiadła okrakiem na jego kolanach. Chciała go pocałować, kiedy powstrzymał ją.
- Poczekaj nie o to mi chodziło idąc z tobą na górę.
- Że co? Jaja sobie ze mnie robisz? Ja chcę zarobić, a nie grać w jakieś gierki.
- Jak widzisz pieniądze na szafce są już twoje. A ja mam tylko jedno pytanie. – wstała i złapała szybko pieniądze, żeby schować je do wnętrza szuflady. Nie krępując się swoim negliżem usiadła na stołku i popatrzyła na mężczyznę.
- Wiesz coś o Granger?
- O Mionie? Niby, co mam wiedzieć?
- Chce dowiedzieć się, gdzie teraz mieszka.
- Może to wiem, ale reguły tej pracy są takie, że nie ujawniamy takich informacji. – wyciągnęła papierosa i odpalając go głęboko się zaciągnęła
- A jak zapłacę ci dodatkowo połowę twojej stawki? – zamyśliła się
- Pięćset – uśmiechnęła się. Widać było, że lubi się targować.
- Trzysta – wiedział, że będzie się targować
- Czterysta pięćdziesiąt
- Czterysta i ani galeona więcej. – popatrzył na nią z zaciętą miną.
- Dobra – wyciągnęła rękę i patrzyła na niego jak odlicza pieniądze, ale podał jej tylko dwieście. Widząc jej zdziwioną minę poinformował ją, że resztę dostanie jak dowie się, że informacje, które posiada są przydatne. Dostała je po tym jak poinformowała go, że trzy dni temu Hermiona tłumaczyła Loli, że przeprowadza się do domu rodziców, bo oni gdzieś wyjechali, albo coś w tym stylu. Dokładnie tego nie zrozumiała, ale dobrze pamiętała adres. Chwile później została sama w pokoju licząc pieniądze. Zbiegł schodami, wyszedł przed klub i teleportował się na podany adres. Stał przed niedużym zadbanym domem w kolorze cappuccino, położonym piętnaście minut od Dziurawego Kotła. Pchnął furtkę i podszedł do drzwi. Znowu się zirytował, kiedy nikt nie otworzył. Tak samo było następnego dnia i kolejnego. Dopiero, kiedy spotkał listonosza, dowiedział się, że nie ma nikogo, bo państwo Granger wyjechali, a ich córka zostawiła na początku tygodnia polecenie dostarczania wszystkich przesyłek w skrytce pocztowej do odwołania. Dał sobie spokój z przychodzeniem do niej i znalazł inne zajęcie.

Siedziała w mieszkaniu rodziców, kiedy do okna zapukała sowa. Otworzyła i wpuściła ją do środka, a zaraz za nią wpadła druga zrzucając na stół Proroka i wylatując z powrotem. Drugi ptak usiadł na jej ramieniu i wyciągnął nóżkę. Odebrała od niego list. Zdziwiła się, w końcu nie zamawiała gazety. Ale tym bardziej zaskoczyła ją koperta z angielskiego Ministerstwa Magii. Ostatnim razem, kiedy taką dostała została wezwana na przesłuchanie w sprawie fuszerstwa dokumentów i defraudacji. Z obawą otworzyła kopertę

Panno Granger, 
jako Minister Magii mam obowiązek przeprosić Panią za bezpodstawne oskarżenie o defraudację, jak i o niesłuszny wyrok skazania Panią, jako winną fałszowania dokumentów. Jest to równoznaczne z odwołaniem wyroku fałszerstwa i wymazaniem zwolnienia dyscyplinarnym z Pani stanowiska w Ministerstwie. W ostatnim tygodniu przysłano do mnie anonimowo papiery i dowody, które całkowicie oczyściły Panią z zarzutów, a postawiło winne osoby przed trybunałem sprawiedliwości. Oczywiście sprostowanie zostanie zamieszczone na pierwszej stronie Proroka Codziennego. Jeżeli zechciałaby Pani znajdzie się dla Pani posada w naszym Ministerstwie. Wszystkie te informacje zostaną opublikowane w najbliższych dniach. Na razie proszę przyjąć moje przeprosiny. Z poważaniem

Minister Magii

Jeszcze raz przeczytała tekst nie wierząc własnym oczom. Odłożyła go a do ręki wzięła gazetę. Rozwinęła ją i popatrzyła zaskoczona. Z pierwszej strony gazety uśmiechała się do niej ona sama. Nagłówek brzmiał „Niewinnie oskarżona i skazana, oczyszczona z zarzutów i wyroku” Ktoś czerwonym flamastrem pozaznaczał ważniejsze fragmenty tekstu. Z niedowierzeniem i radością patrzyła na tekst, który ogłaszał, że jest niewinna, a za wszystkim stało jej byłe szefostwo. Podjęła decyzję, że wróci do Anglii po tym jak mamę wypiszą ze szpitala. Dla ministerstwa nie zamierzała już więcej pracować, ale teraz miała szansę na znalezienie dobrej pracy.

Tydzień później wróciła do Anglii. Tak jak sądziła tym razem bez problemu znalazła pracę, jako menagerką jednego z magicznych hoteli. Zadowolona z życia wracała do domu, przechodząc przez Dziurawy Kocioł. Było zimno, ale deszcz przestał na chwilę padać, a za niskich ciemnych chmur wychyliło się słońce. Była niedaleko domu, kiedy ktoś złapał ją za ramię i mocno szarpnął obracając o sto osiemdziesiąt stopni. Ze zdziwieniem popatrzyła w znane jej zimne oczy. Widać było, że jest zły i coś mówi.
- Możesz powtórzyć, co powiedziałeś? – wyciągnęła z uszu słuchawki.
- Granger nie doprowadzaj mnie do szewskiej pasji. Wołałem za tobą trzy razy, a ty mnie olałaś. – roześmiała się – I co cię tak bawi?
- No, bo zapomniałam, że ty nie znasz się na mugolskich urządzeniach – popatrzył na nią jak na UFO. – Widzisz te dwa kabelki z tymi śmiesznymi końcówkami? To są słuchawki. Jak mam je w uszach to nic nie słyszę.
- Po jak cholerę zatykasz sobie uszy?
- Po taką – stanęła na palcach i wsadziła mu słuchawkę do ucha. Kiedy wyciągnęła ją zaciekawiony popatrzył na nią.
- Muzyka?
- Odkryłeś Amerykę! – uśmiechnęła się radośnie
- Dobrze ty się czujesz kobieto?
- Ja jak najbardziej, nie będę ci tego tłumaczyć. Coś ode mnie chciałeś?
- Byłem u ciebie po powrocie, ale najpierw się okazało, że się przeprowadziłaś, a potem cię nie było w domu rodziców.
- Wyjechałam do Szwajcarii. A po co mnie szukałeś?
- Chciałem pogadać? – popatrzył na jej delikatną twarz i wesołe czekoladowe oczy.
- Jeżeli znowu chcesz mnie wynająć to od razu mówię nie.
- Nie o to chodzi.
- To, o co?
- Nie rozmawiajmy o tym tutaj
- Nic sobie nie myśl o tym, co teraz powiem, bo w tym nie ma żadnego podtekstu. Zapraszam do mnie, jest bliżej niż do jakiejś restauracji.
- Tak sobie mów kochanie, ja tam wiem, jaki ty masz zamiar.
- Pewnie Malfoy zaciągnę cię do mojego domu, przykuję do łóżka i będę wykorzystywać do zaspokajania moich potrzeb seksualnych.
- Może być ciekawie, tylko bez tego przykuwania – jego uśmiech był perfidny.
- Skończ gadać. Idziesz czy nie? – ruszył za nią.
Jej dom w środku był mniejszy niż te, do których był przyzwyczajony. Ale miał coś, czego nie spotkał nigdzie indziej. Ani u siebie, ani w domach znajomych. Czuć było tutaj przyjemne ciepło, przytulność i miłość/?/ Zdziwił się jak o tym pomyślał. Podszedł do kominka, na którym ktoś poustawiał zdjęcia. Na większości była dziewczynka z burzą brązowych włosów, sama albo z dwójką dorosłych. Na innych była już Hermiona jaką znał z czasów szkolnych i jaką poznał teraz. Weszła do salonu, kiedy trzymał w ręce jej zdjęcie z rodzicami.
- To moi rodzice, obecnie mieszkają w Szwajcarii, dlatego ja przeprowadziłam się tutaj. O czym chciałeś pogadać? – podała mu kubek i usiadła na sofie. Zajął miejsce naprzeciw niej. Czekała, aż coś powie, ale on milczał jak zaklęty patrząc na nią.
- Malfoy? – popatrzył na nią, po czym wstał i zaczął krążyć po pokoju.
- Coś ty ze mną zrobiła Granger? Jakie zaklęcie na mnie rzuciłaś? – zdezorientowana popatrzyła na niego.
- Ja żadne…
- A jednak. Prawda jest taka… - zaciął się na chwile, a przez myśl przeleciało mu
/ Robisz z siebie kretyna Draco.
Robię, ale może, chociaż raz trzeba z siebie zrobić kretyna?
Co na to powiedzieliby ludzie, którzy cię znają?
Chrzanić ich, chociaż raz mogę się nimi nie przejmować…/
- Draco – jej delikatny, cichy głos wyrwał go z rozmowy ze swoim wewnętrznym ja. Zebrał się w sobie, usiadł koło niej utkwiwszy wzrok w jej ciepłym spojrzeniu.
- Bo prawda jest taka, że odkąd wróciłem z Miami w wolnych chwili myślę o tobie Granger. Nie wiem coś ty zrobiła ze mną przez te dziesięć dni, ale sam nie wiem czy mi się to podoba czy nie. Nie przerywaj mi – chłodnym tonem powstrzymał ją od powiedzenia chodźmy słowa. Wiedział, że jeżeli zacznie dyskutować z nią to nie powie tego wszystkiego. – Przez ponad dwa tygodnie starałem się z tobą skontaktować, ale nikt nie wiedział gdzie jesteś. To jest chore, bo Malfoyowie nie przywiązują się do nikogo, ani nic w tym stylu. Najgorsze jest to, że nawet będąc z inną kobietą myślałem o tobie. Rozumiesz mam tego dość! – na początku jego wypowiedzi zaskoczył ją i można nawet powiedzieć, że sprawił przyjemność. Bo będąc w Szwajcarii często o nim myślała, zastanawiając się, co robi. Ale słysząc jego późniejsze słowa wszystkie te odczucia znikły.
- Przepraszam, ale ja nic nie zrobiłam. I nie chciałam zrobić, widać nie powinnam z tobą jechać na ten wyjazd. –  słysząc to roześmiał się.
- Nie powinnaś jechać? Kobieto ty mi coś zrobiłaś już pierwszy raz, kiedy zamieniliśmy słowo w klubie.
- Tak, zszokowałam cie swoim wyglądem. – skrzywiła się na wspomnienie tamtego wieczoru.
- Oj Granger zamknij się – podszedł i łapiąc ja za ramiona podniósł tak żeby stanęła naprzeciwko niego. Pocałował ją. – Kretynko, nie rozumiesz, że chce ci powiedzieć byś ze mną została? Mogę mieć każdą kobietę, a mój popaprany mózg chce ciebie.
- Mówisz poważnie? – zapach jego perfum otumaniał ją lekko.
- Nie, żartuję sobie. – cynizm wypływał z jego ust jak rzeka ze skał. Opanował się - Dlatego, też jak już nie mogłem spotkać się z tobą, nie mogłem wysiedzieć w domu myśląc o tobie, to w przerwach między pracą szukałem prawdy na temat tego, co się stało w ministerstwu rok temu, kiedy jeszcze tam pracowałaś. A potem wysłałem do ciebie Proroka. Dobrze, że chociaż sowa cię znalazła
- To ty jesteś anonimowym nadawcą dokumentów? – z każdym słowem coraz bardziej ją zaskakiwał.
- Nie, święty Mikołaj. – roześmiała się, po czym pocałowała go. – To chyba należy do ciebie. – wyciągnął z kieszeni pudełeczko. Rozpoznała je.
- Malfoy jaja sobie robisz? To przecież jest pierścionek, który dałeś mi przed wyjazdem.
- Nie robię sobie jaj Granger. Nie podniecaj się, że ci się oświadczam. Nic z tych rzeczy. Po prostu chce byś go miała, jako to, że jesteś moja.
- Patrzcie się już chce się bawić w pana i władcę.
- Żebyś wiedziała. – znowu ją pocałował, a ona się roześmiała.
- Co cię tak bawi. – czuł się trochę poirytowany, że nie wie, dlaczego kobieta się śmieje
- Z czego? Z tego, że kto by pomyślał, że Malfoyowie mają uczucia.
- Oj, Granger, Granger – pokręcił głową z cynicznym uśmieszkiem na twarzy – Malfoy i uczucia to jak wyrazy przeciwstawne. Malfoyowie nie mają uczuć zapamiętaj to sobie.
- Będę to pamiętać, żeby przypomnieć ci to za jakiś czas.
- Kobiety, kto zrozumie ich logikę? – złapał ją i wziął na ręce, co spotkało się z krótkim piskiem kobiety. Nic sobie z tego nie robił. –Stawiam, że sypialnia jest na górze – nie czekając na odpowiedź wszedł po schodach na pierwsze piętro. Hermiona wskazała mu drzwi do swojego pokoju. Wszedł i nogą zamknął drzwi. A co później się działo to tylko i wyłącznie ich słodka tajemnica.

niedziela, 25 listopada 2012

who I am - odc. 15


No to kolejna część. Dzisiaj wypadła kolej na who I am. A i udało mi się w końcu dodać wszystkie odcinki – Dwóch sprzeczności.
---
Miała wolne popołudnie, które zamierzała spędzić w bibliotece. Przechodząc przez pokój wspólny uśmiechnęła się do brata, który siedział w jednym z foteli.
- Gdzie się wybierasz siostrzyczko?
- Do biblioteki, mam ochotę pogrzebać trochę na regałach w poszukiwaniu jakiejś ciekawej książki.
- To życzę owocnych poszukiwań.
- Dzięki – jeszcze dobrze nie wyszła na korytarz, kiedy poczuła, że na kogoś wpada.
- Co ty robisz!? – Hermiona nie przejęła się krzykiem ślizgonki.
- Raczej to ty powinnaś mi powiedzieć, co tu robisz? Mówiłam ci Grengrass, że masz się tutaj nie pokazywać.
- Nic mnie to nie obchodzi. Otwórz przejście, bo muszę porozmawiać z Draco.
- Nie ma go – gryfonka nie wiedziała czy Malfoy jest u siebie, ale nie zamierzała tego mówić ślizgońce.
- To w takim razie załatwię to z Blaisem.
- Diabła też nie ma. Poszedł z Malfoyem.
- No to została mi ostatnia opcja, czyli Denis. – słysząc słowa ślizgonki w Hermionie krew zawrzała, ale szybko się opanowała.
- Mojego brata, też nie ma. Gdzieś poszedł, dlatego na daremno tu stoisz i próbujesz zgadywać hasło – panna Di Binetti wyminęła ją i ruszyła korytarzem w kierunku biblioteki uśmiechając się do siebie. Bardzo przyjemne było dla niej zobaczyć wyraz wściekłości na twarzy Astorii Grengrass.
- Hermiona, a ty, co się tak uśmiechasz sama do siebie?
- O cześć Ginn, po prostu mam dobry humor. Dokąd idziesz?
- Jestem umówiona z Denisem.
- Wiesz, może poczekaj chwilkę. – słysząc radę przyjaciółki rudowłosa popatrzyła na nią podejrzliwie.
- Ale dlaczego? Coś się stało?
- Nie. Nic takiego. Greengrass chciała rozmawiać z którymś z chłopaków. Powiedziałam jej, że ich nie ma. Dlatego poczekaj, aż odejdzie spod obrazu.
- Ona chciała rozmawiać z Cwaniakiem? – w zielonych oczach panny Weasley pojawiły się niebezpieczne ogniki.
- Tak, ale zbyłam ją… - nie zdążyła nic więcej powiedzieć, bo Ginny zniknęła za zakrętem. Hermiona jak najszybciej podążyła jej śladem.
***
- Grengrass – głos rudowłosej kobiety nie wróżył nic dobrego.
- Czego chcesz Weasley? - ślizgonka kpiącym wzrokiem popatrzyła na dziewczyna, która stanęła naprzeciw niej.
- Powiedzieć ci jedno. Trzymaj się z daleka od Denisa.
- A jeżeli nie to, co?
- Inaczej nie ręczę za siebie – Astoria chciała już odpowiedzieć rudowłosej, ale Hermiona uniemożliwiła jej to.
- Wiesz, co Grengrass? Nie lubię cię, ale dam ci jedną radę. Lepiej posłuchaj tego, co mówi Ginny, bo inaczej może się to dla ciebie źle skończyć. Moja przyjaciółka potrafi być nieobliczalna, jeżeli na kimś jej zależy. A uwierz na moim bracie bardzo jej zależy. Dlatego lepiej dla ciebie będzie, jeżeli stąd znikniesz – ślizgonka obrzuciła je nienawistnym spojrzeniem, ale nic nie mówiąc szybko odeszła zbiegając po schodach w dół.
- No Gin to było piękne. Naprawdę zaczęłam się martwić o to, co możesz jej zrobić.
- Uwierz Hermiono naprawdę powstrzymywałam się od tego, żeby nie rzucić się jej do gardła.
- Było to widać – panna Di Binetti roześmiała się, ale po chwili spoważniała – ta dziewczyna doprowadza mnie do szału. Jest młodsza ode mnie o dwa lata, a zachowuje się jakby mogła mną rządzić. Tylko nie wie jednego, że ja sobie na to nie pozwolę.
- Tutaj jesteś – jak na komendę odwróciły się w stronę wejścia do pokoju wspólnego prefektów – Ja się zastanawiam czy coś się stało, że się spóźniasz, a ty stoisz i plotkujesz z moją siostrą – Cwaniak z uśmiechem na ustach patrzył na rudowłosą – Wybacz siostra, ale zabieram to, co moje – złapał pannę Weasley za rękę i pociągnął do środka. Jeszcze zanim przejście się zamknęło Hermiona usłyszała lekko zirytowany głos Ginny, która denerwuje się, że nie jest rzeczą by do kogoś należeć – w wyśmienitym humorze ruszyła do biblioteki.
***
Biblioteka Hogwarcka to według niej niesamowite miejsce. Wielkie pomieszczenie wypełnione wysokimi regałami, na których ułożono tysiące książek. Miejsce przepełnione niezrozumiałą dla niej atmosferą. Mieszanką spokoju, powagi i ciekawości. Każda książka zawierała nieznane jej informacje. Zaskakujące fakty, przez co godzinami mogła krążyć między regałami wybierając kolejne egzemplarze do przeczytania. Właśnie zagłębiała się w tekście jednej z ksiąg, kiedy ktoś nagle jej przerwał.
- Do bani – Hermiona oderwała się od tekstu i podniosła głowę.
- Co się stało Blaise?
- Nudzę się. Draco gdzieś przepadł, a twój brat zamknął się z rudzielcem w swoim dormitorium. Stwierdziłem, że może coś poczytam, ale jakoś mi to nie idzie. A pić samemu do lustra to niezdrowo. Zresztą nie chcę popaść w alkoholizm.
- Aleś ty biedny. – mówiąc to zaśmiała się – Przytulić cię na pocieszenie? – wiedział, że się z niego nabija, ale jakoś mu to nie przeszkadzało.
- A żebyś wiedziała, że tak – wyszczerzył się do niej radośnie. – No czekam – jego słowa zdziwiły ją. Pomimo tego wstała ze swojego krzesła i podchodząc do niego mocno przytuliła.
- Lepiej? – zapytała odsuwając się od niego i wracając na swoje krzesło.
- Tak, ale może jeszcze raz i będzie jeszcze lepiej.
- Nie przeginaj Blaise
- Zawsze warto było spróbować.  – po jego słowach obydwoje się roześmiali.
- Wiesz, co Zabini? Zyskujesz przy bliższym poznaniu. Całkiem sympatyczny z ciebie facet, kiedy nie jesteś palantem.
- Miło to słyszeć, oczywiście pomijając tego palanta – tak Hermiona ostatnio doszła do wniosku, że Blaise Zabini jest w porządku. Kiedy jak to określiła nie jest palantem, okazywał się inteligentnym, sympatycznym i zabawnym facetem, z którym można było pożartować. Przekonała się, że patrzy na świat optymistycznie i dużo rzeczy traktuje, jako dobry kawał nie biorąc ich na poważnie. W jego towarzystwie mogła zachowywać się swobodnie i nie przejmując się, że ją wyśmieje czy obrazi. Jedyne, co mógł zrobić to jej zachowanie, albo wypowiedź obrócić w żart, co bardzo jej się podobało.
- Diabełku tutaj jesteś. Musimy porozmawiać – słysząc ten głos pannie Di Binetti zrobiło się niedobrze. Jak na jeden dzień miała już dość obecności Astori Grengrass
- Nie widzisz, że Blasie jest zajęty? Przerwałaś nam rozmowę. – Hermiona nie mogła się powstrzymać by tego nie powiedzieć.
- Nie pytałam cię o zdanie Di Binetti. Muszę porozmawiać z Diabełkiem, więc idź lepiej poszukaj sobie jakiejś książki.
- Nie rozkazuj mi ty mała… - Zabini nie dał jej dokończyć. Nie chciał żeby gryfonka rozpętała burze.
- Astoria nie nazywaj mnie Diabełkiem, bo dostane zaraz nerwicy. Tak jak Hermiona ci powiedziała jesteśmy zajęci i nie mam teraz czasu na rozmowy z tobą.
- Ale…
- Żadne „ale”. Skończyliśmy ten temat. Żegnam – szatynka zrozumiała, że chłopak skończył temat. Obrzuciła gryfonkę wściekłym spojrzeniem i odwracając się na pięcie skierowała do wyjścia z biblioteki.
- Przepraszam cię Blaise może ty chciałeś z nią porozmawiać, ale ja reaguję na nią alergicznie. Kiedy ją widzę to dostaję apopleksji.
- Nie masz, za co. Jakoś nie przepadam za Astorią. Potrafi być denerwująca. Ale skończmy rozmawiać o niej. Powiedź mi lepiej jak to jest, że taka ładna dziewczyna nie ma przy sobie żadnego mężczyzny? – uśmiechnął się do niej zagadkowo
- Blaise myślałam, że ostatnim razem dałam ci dosadnie…
- Księżniczko nic z tych rzeczy. To było zwykłe pytanie z ciekawości. Traktuję cię, jako koleżankę i siostrę mojego przyjaciela. I na nic więcej nie liczę. No może z czasem na twoją przyjaźń.
- Diable jeszcze raz nazwiesz mnie księżniczką a ci nogi z tyłka powyrywam. – mówiąc to słodko się do niego uśmiechnęła
- Ten twój zły ton i milusi uśmiech są rozbrajające. – postanowiła nie komentować jego wypowiedzi.
- Co do twojego pytania. Jeszcze się nie znalazł taki, który by do mnie pasował – przeraziła się kiedy na chwile w jej myślach pojawił się blondwłosy mężczyzna. Kolejną godzinę przesiedzieli dyskutując na różne tematy. Do czasu, aż zdenerwowana bibliotekarka wyrzuciła ich za drzwi mamrocząc pod nosem, że biblioteka to nie miejsce do spotkań towarzyskich. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że Hermiona jakoś tym się nie przejęła. Zbyt dobrze czuła się w towarzystwie Zabiniego żeby rozmyślać nad tym, że została wyrzucona ze swojej oazy spokoju.

Od tamtego dnia w relacji Hermiony z Blaisem coś się zmieniło. Zmieniło się na lepsze. Dziewczyna nie sądziła, że może się czuć tak dobrze w towarzystwie tego ślizgona. Blaise okazał się dobrym rozmówcą ale także słuchaczem. Był zabawny i potrafił rzucać cięte riposty. A co najważniejsze nie brał wszystkiego na poważnie do siebie. Co Hermiona bardzo w nim lubiła.
***
  Tygodnie powoli mijały. Śnieg zaczął topnieć, co jak najbardziej przekonywało pannę Di Binetti, że trzeba zabrać się do nauki do egzaminów końcowych. Dlatego coraz częściej zamykała się w swoim dormitorium pogrążona w nauce. Zapominając o całym świecie.
- Denis – brunet popatrzył na blondyna, który stał na progu jego dormitorium – ty chyba masz moją książkę „Rzadkie eliksiry”?
- Tak.
- Świetnie, bo potrzebuje jej do wypracowania.
- Ale ja ją mam i nie mam – widząc zdziwioną minę przyjaciela pośpieszył z wyjaśnieniami – Hermiona ostatnio ją zauważyła i zakosiła ją. Poinformowała mnie tylko, że jak przeczyta to odda. Chyba nie będziesz się o to wściekał?
- Nie. – Draco odwrócił się i wyszedł z pokoju zostawiając go samego.
***
Czytała książkę, kiedy nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę – drzwi się uchyliły i do środka wszedł przystojny blondwłosy mężczyzna. Popatrzył na dziewczynę, która leżąc na brzuchu na łóżku oderwała się od czytanej lektury. Szybko podniosła się siadając. – Co ci do mnie sprowadza?
- Z tego, co mówił Cwaniak, masz moją książkę „Rzadkie eliksiry”
- Tą? – podniosła leżąca przed nią książkę i pokazała mu okładkę.
- Tak. –słysząc to wstała z łóżka i podchodząc do niego wyciągając do przodu rękę z księgą.
- Proszę, nie skończyłam jeszcze czytać, ale to nic – nie słuchał jej. Przestał myśleć w momencie, kiedy poczuł jej perfumy. Mieszanka cytrusów przywodząca na myśl ciepły letni dzień idealnie do niej pasowała. Zabrał od niej książkę i rzucił na podłogę. Zaskoczona popatrzyła na niego. Stała nie mogąc wykonać żadnego ruchu. Na początku chciała uciec, ale po chwili przypomniała sobie, co się z nią działo ostatnio. W tym momencie postanowiła, że pozwoli na to żeby Malfoy tym razem ją pocałował. Jeden jedyny raz.Potem będzie miała święty spokój. Kiedy dłonią dotknął jej policzka uśmiechnął się do siebie słysząc, że jej oddech przyśpiesza. Prosiła w myślach Merlina o to, żeby mężczyzna nie usłyszał jak mocno serce tłucze się jej o żebra. Czas się zatrzymał. Powoli przyciągnął ją do siebie. To, co stało się w czasie, kiedy ją pocałował zaskoczyło ich obydwoje. Nie spodziewał się, że kiedy pocałuje ją nagle poczuje jakby wybuch żar. Nic się w tym momencie nie liczyło tylko jej usta. Pocałunek był delikatny, a zarazem miał w sobie tyle pasji. Miał ochotę zatopić się w tych ustach i więc nie odrywać się od nich. Czuła, że jeszcze chwila a serce wyskoczy jej z piersi przebijając się przez żebra. Kładąc dłoń na jego klatce piersiowej odsunęła się od niego na długość swojej ręki.
- Chyba powinieneś już iść. – zaskoczony popatrzył na nią, ale szybko się opanował.
- Masz racę – schylił się po książkę podnosząc ją z podłogi. Popatrzył na nią ostatni raz i opuścił jej pokój. W momencie, kiedy drzwi się zamknęły zorientowała się, ze wstrzymała oddech. Wzięła głęboki wdech i rzuciła się na łóżko. Leżała chwilę i zaczynała ją ogarniać coraz większa wściekłość. Po tym pocałunku miała przestać myśleć o Draco Malfoy, a rezultat okazał się odwrotny. Teraz całe jej myśli zaprzątał blondwłosy mężczyzna i jego pocałunek. Myślała o nim o jego ustach, zapachu. Nie wiedziała, że w jednym z dormitorium po przeciwnej stronie korytarza pewien mężczyzna siedzi przy biurku i zamiast pisać wypracowanie na eliksiry myśli o niej. O jej miękkich ustach koloru maliny, zapachu pomarańczy, jaki ją otacza i o gładkości skóry, jaką czół pod palcami dotykając jej policzka. Musiał sam przyznać przed sobą panna Di Binetti była kobietą, która potrafiła zawrócić mężczyźnie w głowie, ale on na to sobie nie pozwoli. Ale tym bardziej jak na razie nie zamierzał pozwolić żeby zawróciła w głowie komuś innemu.

72. Prawda zawsze wyjdzie na jaw


- Tak? To dziwne, patrząc na jej rejestr. Szczególnie, że powinnaś znać jego nazwisko. – na biurko rzucił kopie formularza z akt Felicity.
- Skąd to masz? Jakim prawem?!
- W końcu jestem vice-ministrem. – jego pewność siebie wypełniała cały pokój. A jej zbierało się na płacz.
- Nawet sam minister nie ma prawa wyciągać dokumentów mojej córki bez mojej zgody!
- Pytam się, kto jest ojcem małej? Bo nie wierze, że mnie zdradziłaś. To nie w twoim stylu
- A może się mylisz. Może jednak to zrobiłam. Choćby z Michaelem Rennet. – słysząc to zawahał się. Zbyt dobrze pamiętał jak Rennet przystawiał się do gryfonki. Może jednak mu uległa? Jednak coś mu nie pasowało. Może jej ton głosu, gdy to mówiła. Albo spojrzenie czekoladowych oczu. Nie wiedział, ale czuł, że była gryfonka coś kręci. Dlatego się opanował.
- Jakoś mało to prawdopodobne. Z tego, co wiem Rennet żyje.
- Może nie chciałam, żeby wiedział o małej. To była jednorazowa przygoda. Nie chciałam się z nim wiązać, więc nic mu nie powiedziałam. – coraz bardziej był pewny, że to zmyślona historyjka. Może kobieta była dobrą aktorką, ale nie przed nim. W przeszłości zbyt dobrze ją poznał, by teraz nabrać się na jej sztuczki.
- W takim razie w jej aktach byłoby jego nazwisko. Po drugie nie uciekałabyś do Francji. Ale jak chcesz kłamać to, rób to dalej. A ja wyciągnę na światło dzienne wszystkie twoje akta i akta Felicity. Będę znał każdy szczegół z waszego życia. – uśmiechnął się do niej pewnie i zarazem perfidnie – A patrząc na to, że jestem zastępcą ministra nie będzie to trudne. Zastanówmy się. W naszym ministerstwie? Bez problemu, wystarczy kilka poleceń. A do Francji wystarczy jeden telefon i dobry argument, który zawsze się znajdzie. - złość zbierała w niej jak lawa w wulkanie. Traciła panowanie nad sobą. I oto mu właśnie chodziło. Dobrze wiedział, że jeżeli dobrze ją podejdzie, powie mu całą prawdę nieświadomie.
- Nie masz nawet odrobiny prawa zbliżać się do naszych papierów. Nawet, jeśli byłbyś ministrem!
- Kotku pamiętaj, że mam swoje wpływy. Do tego wiele osób w ministerstwie boi się mnie, więc wystarczy wydąć polecenie i wszystko znajdzie się na moim biurku. - zdawał sobie sprawę, że stąpa po cienkim lodzie, ale czół się bezpieczny. Nic mu nie mogła zrobić. Hermiona zawsze miała gorący charakter, a teraz gotowało się w niej ze złości, aż poderwała się z fotela. Jak lwica broni swoje małe, tak ona była gotowa bronić swojego dziecka.
- Jak śmiesz przychodzić tu, wtrącać się do mojego życia i życia mojej córki!! Spadaj do tej swojej anorektyczki Vanessy i daj mi święty spokój! Nawet, jeżeli jesteś biologicznym ojcem Fel, to nie masz prawa być dla niej ojcem!! Nie pozwolę byś skrzywdził mojego Aniołka, tak jak skrzywdziłeś mnie!! A teraz wyjdź!! – rozpłakała się i usiadła. Schowała twarz w dłoniach. Miała gdzieś, że rozmaże cały makijaż. Była wściekła na siebie. Podszedł ją, a ona jak małolata wplątała się w pajęczynę jego intrygi. Dopiero teraz uświadomiła sobie, co zrobiła. Obiecała sobie, że Malfoy nigdy się nie dowie prawdy. Podjęła wiele starań, by to uczynić. W tym wymuszenie na przyjaciołach złożenia przysięgi wieczystej. Czego później wiele razy żałowała. Byli dla niej jak rodzina, a ona naraziła ich na śmierć. Do tego wszystkiego powiedziała  blondynowi wszystko sama. Kiedy usłyszał to z jej ust zamurowało go. Podejrzewać, że jest biologicznym ojcem dziecka, a usłyszeć to z ust dziewczyny to całkiem, co innego. On Dracon Malfoy, pan samego siebie, niezależny od nikogo ma córkę. Córkę, która ma dwa i pół roku, a on kompletnie jej nie zna.
 - CO TU JESZCZE ROBISZ!! Wiesz, co chciałeś wiedzieć, więc wracaj do swojego czystokrwistego życia!
- Nigdzie nie zamierzam iść. Dowiedziałem się tego, co chciałem, ale chcę powiedzieć coś tobie.
- Nie chce nic słyszeć. Daj mi święty spokój!! – rozpłakała się jeszcze bardziej. Nie obchodziło ją, że pokazuje mu, jaka jest słaba. Dławiąc się łzami dalej na niego krzyczała. - Zniknij z mojego życia! Żałuje bardzo, że nie zostałyśmy we Francji. Tam, gdzie nie było ciebie. Zawsze wchodzisz w moje życie swoimi brudnymi buciorami niezapraszany! I zawsze wprowadzasz w nim zamęt. Raz już to zrobiłeś, teraz robisz to znowu! Ale nie pozwolę byś zrobił to z życiem Felicity. Nie pozwolę jej skrzywdzić! Więc jeżeli masz chodź trochę serca to wyjdź i zostaw mnie w spokoju. Nic nie chcę wiedzieć! – w jej głosie prawie czuć było małe kryształki lodu. Słyszał w nim złość i może nawet nienawiść. Obydwa te uczucia, były skierowane przeciw niemu.
- Moje buty są czyste, jakbyś nie zauważyła. A co do drugiej sprawy, to chyba skrawek serca mam i dlatego zostanę. – podszedł do półki, gdzie leżało pudełko chusteczek i rzucił go na jej kolana - Czy chcesz czy nie. Nie masz wyjścia i tak to powiem, chociaż będzie to dla mnie bardzo trudne. Nigdy nic takiego, nikomu nie mówiłem. – oparł się o biurko i popatrzył na nią. Odetchnął głęboko i zaczął mówić – trzy…trzy lata temu Blaise mówił prawdę. Chciałem dokopać hogwarckiej świętej trójcy…- Popatrzyła na niego. W jej oczach dostrzegł żal i ból.
- I co mnie to obchodzi? Już to wiem. Nie chcę wracać do przeszłości, to dla mnie rozdział zamknięty.
- Ale ja muszę. Chociaż to trudne i nie przywykłem do takich rzeczy. Szczególnie, że nigdy nikomu z niczego się nie musiałem tłumaczyć. Więc siedź cicho, słuchaj i mnie nie denerwuj. Wracając do tematu, chciałem to zrobić. Jak łatwiej było to zrobić, jak uwieść pannę–ja-wiem-wszystko, rozkochać ją i rzucić? Podobały mi się te podchody. Słowne sprzeczki z tobą. Twoja zadziorność i niedostępność były dla mnie wyzwaniem. Jako jedyna w szkole, nie chciałaś wepchać mi się do łóżka. Nie licząc Amii, która była moją kuzynką i siostry rudego, którą interesuje się Zabini. Dlatego, tak mnie bawiła ta gra. – na chwile przestał mówić, jeżeli dziewczyna podniosłaby głowę zauważyłaby, że chłopak próbuje zebrać się w sobie. W końcu Draco Malfoy, zarówno sam jak i przez innych był uważany za zimnego drania, bez uczuć. Przez lata pracował na taką opinie. Chciał być tak spostrzegany. Nie potrafił pokazywać uczuć, a tym bardziej tłumaczyć się ze swojego zachowania. Zawsze robił to, co chciał nie zależnie od nikogo. Tym razem było prawie tak samo. Postanowił sobie, że jej to powie i musiał to zrobić. Ale najbardziej samego siebie zdziwił, że czuł, iż musi to zrobić nie tylko dla siebie, ale także dla niej. Co go przerażało. - Ale nie sądziłem, że sam kręcę na siebie bicz. Czym bardziej cię poznawałem, tym bardziej mnie zadziwiałaś. Byłaś inna niż te wszystkie laski przed tobą. Pewna siebie, mądra i zawsze wiedziałaś, co powiedzieć. Pomimo tego jak kiedyś cię potraktowałaś, byłaś przy mnie, kiedy tego potrzebowałem. Nie wyśmiałaś mnie, kiedy załamałem się po śmierci matki i stałem się słaby. Czułem się jakbyś roztapiała coś we mnie. Zawróciłeś mi w głowie, nieświadomie się tam wkradając. Potem ten wypadek twoich rodziców. Naprawdę martwiłem się o ciebie…
- Ta – zakpiła - zapewne i dlatego poszedłeś z inną laską do łóżka
- W ten pechowy wieczór – kontynuował nie komentując jej wypowiedzi - piłem z Zabinim. Poszło sporo butelek whisky. Nie byłem za trzeźwy.
- Pewnie najlepiej zgonić wszystko na alkohol. Bez sensu wracać do przeszłości. To już było i nie wróci. Jesteśmy całkiem inni. Mamy inne wartości.  Najlepiej niech każdy z nas idzie w swoją stronę. Oddaj mi klucz do drzwi – wstała i wyciągnęła rękę oczekując, by wykonał jej prośbę.
- Nie. Muszę to powiedzieć, a ty słońce siadaj w tej chwili na swoim zgrabnym tyłku, tam gdzie przed chwilą siedziałaś. Dopóki wszystkiego ci nie wytłumaczę, nie wyjdziesz stąd. Taka zasada tutaj obowiązuje, a wiesz, że nie pozwalam łamać swoich zasad.
- Mam gdzieś twoje zasady!
- Granger zamknij się w końcu i słuchaj.
- Dobra miejmy to już za sobą i pozwól mi wrócić do mojego życia, w którym nie ma ciebie. A tak poza tym, skąd mam mieć pewność, że to, co mówisz, nie jest wymyśloną bajeczką?
- Jak chcesz, to zażyje Vitaserum. Ja powiem to, co chcę powiedzieć, a potem ty zdecydujesz, co z tym zrobisz.
- W takim razie słucham? Kończmy to. Nie mam czasu tutaj siedzieć.
- Zabini wrócił do siebie. A ja leżąc na łóżku… - wrócił do wspomnień sprzed trzech lat. Wydawało mu się jakby to było wczoraj. Ku swojemu zdziwieniu był z nią w stu procentach szczery. Słuchała go z zamkniętymi oczami. Cofnęła się do tych szkolnych lat. Bardzo dobrze pamiętała ból, jaki poczuła widząc go z tą dziewczyną. -… wtedy poznałem wszystkie informacje o Felicity. - Otworzyła oczy i popatrzyła, na niego zszokowana. Jeżeli to, co powiedział jest prawdą to ona bezpodstawnie go oskarżyła i wykluczyła z życia małej. Łzy znowu popłynęły jej po policzkach.
- To za dużo jak na moją głowę.
- Umówmy się na jutro, na obiad. Powiesz czy mi wierzysz. Jeżeli tak, to opowiesz mi tylko jak ona jest. Jutro, o siedemnastej „Pod kasztanem” – otworzył drzwi i wyszedł. Zostawił ją samą. To wszystko nie było na jej głowę. Weszła do małej łazienki przynależącej do jej biura. Popatrzyła na swoje odbicie. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Doprowadziła się do porządku. I wróciła na dół. Odnalazła Mary. Poprosiła żeby wszystkiego dopilnowała i teleportowała się do domu. Dwadzieścia minut po wyjściu dziewczyny z hotelu Draco poszedł w jej ślady i opuścił resztę imprezy nie informując nawet o tym swojej partnerki, z którą przyszedł. Postanowił, nie teleportować się do domu. Szedł pogrążonymi w mroku ulicami. Pomimo późnej pory, minęło go kilka samochodów. Rozmyślał o wydarzeniach dzisiejszego wieczoru. O zapłakanej kobiecie. O swojej dziwnej szczerości, tak innej od jego codziennej postawy. O jej decyzji sprzed lat. Uciekła do Francji przed nim, by nie dowiedział się o córce. Małej istocie, której wraz z Hermioną dali życie. Osobie, w której płynęła po części jego krew.

W czasie, gdy Malfoy rozmyślał, panna Granger dotarła do domu. Zapłaciła opiekunce. Zrzuciła buty i poszła na górę. Weszła do pokoju swojej córeczki. Spała zwinięta w kłębek. Pocałowała ją i przeszła do swojej sypialni. Przez całą noc nie mogła zasnąć. Przed oczami miała blondwłosego mężczyznę. W uszach dźwięczały jej, jego słowa. Rozmyślała o bólu, który towarzyszył jej przez te trzy lata. Gdy tylko w oknie jej sypialni pojawiły się pierwsze promienie słońca wstała i złapała za telefon. Po chwili w słuchawce usłyszała zaspany i zdezorientowany głos Harrego. Przeprosiła, że dzwoni tak wcześnie, ale musiała porozmawiać z Clar. Jako czarodziejka dziewczyna miała jeszcze problem w obsłudze telefonu, co zawsze bawiło Hermionę, ale nie tym razem. W końcu zdenerwowana pani Potter, kazała zabrać jej małą i przyjechać na śniadanie. Felicity była przeszczęśliwa możliwością zjedzenia posiłku z wujkiem i ciocią. Gdy tylko weszła do domu państwa Potter, Clar zauważyła, że coś jest nie tak i to bardzo. Była gryfonka zawsze wyglądała perfekcyjnie. Dzisiaj była ubrana w dres, a jej oczy były podkrążone.
- Kochanie, wszystko w porządku?
- Nie. Ale porozmawiamy za chwilę. Najpierw mój skarb musi coś zjeść.
- Oczywiście. Siadajcie. Stół już jest nakryty. - Po śniadaniu, Harry zaczął bawić się z Fel, a one usiadły w salonie.
- Co się dzieje Herm? Nie za dobrze wyglądasz
- W nocy nie zmrużyłam oka. Wczoraj przeżyłam, mały szok. A raczej wcale nie tak mały.
- Niech zgadnę, zafundował ci go mój kochany braciszek?
-Zgadza się. Podszedł mnie podstępem i wyciągnął prawdę o Felicity. Tak bardzo was przepraszam, nie powinnam nigdy prosić o złożenie przysięgi. Żałuje tego do dziś.
- Hermiono nie wygłupiaj się, to już było. Zgodziliśmy się na to, bo cię kochamy.
- Dzięki.
- A teraz mów, co wywinął mój kuzynek. - Hermiona opowiedziała jej o wydarzeniach z wczorajszego wieczoru. Po jej policzkach znowu popłynęły łzy. Gdy zakończyła swoją relacje Clar potwierdziła wszystko. Wtedy doznała szoku, większego niż wczoraj. Chociaż była niemal pewna, co do słów Malfoya, dopiero po zapewnieniu Clar, że to prawda całkowicie w nie uwierzyła.
- A teraz moja droga. Proszę maszerować do góry do pokoju gościnnego.
- Ale, po co?
- Jak to, po co? Musisz się trochę przespać. Jesteś wykończona. My z Harrym zajmiemy się Fel, a ty odpocznij sobie. Potem weź długą kąpiel, kosmetyki są w szafce koło umywali.
- Ale…
- Nie ma, ale. Wyglądasz jak wrak człowieka. Za dużo ostatnio miałaś wrażeń. Maszeruj na górę i nie sprzeciwiaj się. - pocałowała blondynkę w policzek i weszła schodami na piętro. Gdy w pokoju gościnnym położyła głowę na poduszce zasnęła natychmiastowo.  

***

 Dochodziła siedemnasta  gdy doszła do umówionego miejsca. Chociaż, że restauracja leżała spory kawałek od jej domu postanowiła się przejść, by się trochę uspokoić. Gdy tylko weszła zobaczyła go przy stoliku. Kiedy podeszła, wstał i odsunął jej krzesło.
- Cieszę się, że przyszłaś.
- Nie byłam pewna, czy dobrze robię. – ich rozmowa była sztywna i oficjalna, chociaż nie miała żadnego konkretnego tematu. Po skończeniu posiłku. Draco zadał jedno z pytań, które go dręczyły
- Czy wierzysz w moje słowa?
- Chyba tak. Clar potwierdziła twoją historię. Kiedy to wszystko się stało, nie chciałam niczego słuchać. Ani ciebie, ani Clar. Z drugiej strony, co by to dało? – jej głos był smutny i cichy. 
- Mogłaś, chociaż powiedzieć mi o dziecku.
- I co? Rzuciłbyś całe swoje życie i zajął mną i dzieckiem? Lepiej było, że wyjechałam.
- Ja sądzę inaczej.
- Nie oszukuj się. Byliśmy wtedy jeszcze parą nastolatków wchodzących w dorosłe życie. Mi było trudno oswoić się z tą myślą. Sam przyznaj, że nie byłeś gotowy na ojcostwo
- Może masz rację. Chociaż pamiętaj, że nie zawsze wiesz wszystko Granger
- Nie może, tylko na pewno.
- Jaka ona jest?
- Kto? – dziewczyna była bardzo rozkojarzona. Przez ten jeden wieczór cały jej obraz tej sytuacji wywrócił się do góry nogami
- Nasza córka. – tak dziwnie dla niej brzmiało to słowo w jego ustach.
- Wszyscy mówią, że jest naszą mieszanką. Jak widziałeś ma włosy i rysy twarzy po tobie. Po mnie ma oczy i usta. Ale nie uśmiech. Tych ma wiele, kiedy się uśmiecha jednym z nich to pomimo moich cech, to skóra zdjęta z ciebie. Od razu przypomina ciebie. Choć jest mała, jest bardzo uparta, bystra i zawsze dąży do celu. Czasami zadziwia mnie jej spostrzegawczość i jej uwagi. Czasami śmiejemy się z Clar, że jest istnym żeńskim wydaniem ciebie. Jest bardzo ciekawa wszystkiego, jedynak po mnie odziedziczyła ufność do świata. Jest dla mnie wszystkim.
- Kiedy dowiedziałaś się, że jesteś w ciąży?
- Jak byliśmy, w Hogwarcie zauważyłam, że coś ze mną nie tak. Ale nie przypuszczałam, że to ciąża. Dopiero po bitwie w szpitalu lekarz powiedział mi, że zostanę matką. Wtedy wiedzieli o tym tylko Clar i moi rodzice. Nie miej przypadkiem do niej pretensji. Od razu, gdy tylko lekarz mnie o tym poinformować chciała po ciebie biec. Ale nie zgodziłam się i do tego wymusiłam na niej wieczystą przysięgę. Także na innych, kiedy poinformowałam ich o tym. Tydzień przed ślubem Clar i Harrego postanowiłam, że wyjadę do Francji do Natta. Tam spędziłam trzy lata.

Przez kolejną godzinę, opowiadali sobie o tych trzech latach. Hermiona przypomniała sobie jak bardzo lubiła z nim rozmawiać. Zawsze potrafił prowadzić z nią inteligentną rozmowę. Przez ten czas Draco dużo dowiedział się o Felicity. Nie podobało mu się, że tak długo główną rolę mężczyzny w jej życiu odgrywał Nathaniel Pederson, który do tego wszystkiego był ojcem chrzestnym małej. Kobieta skwitowała to śmiechem. Szczególnie, że wiedziała, iż Natt był w stanie dla dziewczynki zrobić wszystko.
- Cieszy mnie, że po tylu latach nosisz ten kwiatek.
- O co ci chodzi z tym wisiorkiem? Już drugi raz o nim wspominasz odkąd się spotkaliśmy.
- A niby taka inteligentna jesteś.
- Odezwał się Einstein.
- Ty Kopernik, nie bądź taka mądra. Sam go wybrałem. Ten kamień przypominał mi i nadal przypomina ciebie. Taki niepozorny, a w środku tak niesamowity. Zmienny, tak jak twój charakter.
- Nigdy nie sądziłam, że to od ciebie.
- Widzisz, różne rzeczy zaskakują nas w życiu.
- Masz rację. Wybacz, ale muszę już iść. Umówiłam się z opiekunką, że będę o wpół do ósmej
- Czy mogę cię odprowadzić?
- Dobrze. Niech ci będzie czystokrwisty
- Nie podskakuj szlamiątko – uśmiechnął się do niej. Wyszli z restauracji. Szli obok siebie nie odzywając się. Nie poznawała go, nie wierzyła, że tak bardzo się zmienił. Chciała się już pożegnać, gdy odwrócił ją i delikatnie pocałował. Tym razem nie odepchnęła go. Po chwili puścił ją, chociaż tak bardzo chciała zostać w jego ramionach.
- Czy ty chcesz znowu dostać w ten swój blady dziób? – pomimo groźby jej głos był delikatny.
- Pamiętaj, że zawsze biorę, co chcę.
- Ty nigdy się nie zmienisz. – zaśmiała się.
- A po co? Lubię siebie takim, jaki jestem.
- Jesteś jak zawsze zakochanym w sobie narcyzem.
- I za to mnie uwielbiasz.
- Żebyś się nie pomylił. I jak tu nie sądzić, że mała jest podobna do ciebie. Tak samo uparta, jak osioł.
- Odezwała się oślica. Może to ma akurat po mamusi?
- Zamknij się już. Czy chciałbyś ją poznać? – pytanie, które zadała zadziwiło ją samą.
- Oczywiście, że tak, ale… - zrobił się blady jak ściana.
- Nie możliwe, wielki pan Malfoy się boi. Do tego dwu i pół letniej dziewczynki – zwinęła się ze śmiechu, a w oczach pojawiły się łzy, czym uraziła jego dumę.
- Wcale nie. – gdy usłyszała jego zimny ton głosu opanowała się. - Chce ją poznać. – na twarzy pokazał mu się tak dobrze jej znany wyraz zaciętości.
- To poczekaj tutaj chwilę. Tylko nie zwiej ze strachu, gdzie pieprz rośnie – weszła do domu zostawiając go samego. Usiadł na huśtawce, która stała na ganku. Kiedy drzwi otworzyły się wstrzymał oddech, ale z domu wyszła opiekunka. Obrzuciła go ciekawym wzrokiem, ale napotkawszy jego zimne oczy szybko odeszła. Czekał dalej.

- Feli, posłuchaj chwilkę, chciałabym żebyś kogoś poznała. Draco bardzo chce cię poznać. Więc bądź miła dobrze?
- Tak.
- To poczekaj tutaj na mamusie. – posadziła ją na fotelu i wyszła na ganek. Widząc to, zdenerwował się.
- Chodź, czeka na ciebie. – wszedł niepewnie do domu brązowowłosej. Na dużym jasnym fotelu siedziała mała dziewczynka, którą wcześniej widział.
- Kochanie, to jest Draco przyszedł cię poznać – Feli przekrzywiła zabawnie głowę i przyjrzała się Draconowi.
- Cześć, Feli.
- To ten pan!
- Tak kochanie, już wcześniej z nim rozmawiałaś. 
- To pan ze zdjęcia!
- Jakiego zdjęcia? – zdziwił się Draco.
- U mamusi w pokoju. W takiej grubej książeczce.
- To bardzo ciekawe. Opowiesz mi o tym?
- Pewnie. – mała obdarzyła go szerokim uśmiechem
- Malfoy! – Hermiona oburzyła się.
- No, co? Pytam tylko z ciekawości.
- Jesteś nie możliwy, przekabacisz nawet dziecko. – roześmiała się i przyglądała jak jej córeczka wspina się na kolana chłopaka

Epilog

Minęły dwa lata. Bardzo wiele się zmieniło. Państwo Potter mieli śliczne półtorej roczne bliźniaki Lili Anabel, oraz Sama Jamesa.

Ron rozstał się z Lavender, gdyż ta sprzeciwiała się jego wyjazdowi do Brazylii na roczne szkolenie z ministerstwa. Po trzech miesiącach spotkał tam Brazylijkę, dla której całkowicie stracił głowę.

Ginny i Blaise. Bardzo ciekawa para. Planują ślub. Chociaż przyszła panna młoda wyzywa swego, narzeczonego od bałwanów, świata poza sobą nie widzą. Chociaż, długo zeszło zanim Ginnevra przekonała się, co do swojego przyszłego męża.

A nasi główni bohaterowie? Ich świat stanął na głowie. Przez ten czas, który upłynął od szczególnego wieczoru Draco poznawał Felicity. Również starał się odzyskać zaufanie Hermiony, co bardzo dobrze mu wychodziło. W końcu stara miłość nie rdzewieje. Mała zawładnęła całkowicie sercem zimnego Dracona Malfoya. Od trzech miesięcy panna Granger i cztero i pół letnia Fel mieszkają w Malfoy’s Menory. Hermiona zmieniła w rejestrze rubrykę dotyczącą danych ojca. Teraz w aktach Felicity Amelii Malfoy w rubryce dane ojca, widniały informacje o Draconie. Bywają gorsze dni, ale większość to te dobre, ale czego się spodziewać po tak silnych charakterach. Jak ogień i woda. Dwie sprzeczności, które tak naprawdę nie potrafią żyć bez siebie. A z nimi ich Szczęście. Nie układają wielkich planów na przyszłość. Żyją chwilą obecną, ciesząc się każdym dniem. Najważniejsze dla nich, jest szczęście ich córki. Wiedzą tylko tyle, że chcą być razem. A co przyniosą kolejne dni?  To czas pokaże. 

71. Dziwna impreza


Pomimo szpilek biegała pomiędzy biurem, salą i pracownikami. Dzisiejszego wieczoru wszystko musiało być perfekcyjnie zapięte na ostatni guzik. Musiała wszystkim udowodnić, że jest profesjonalistką w swoim fachu. Bardzo cieszyła się, że od niespodziewanego przyjścia Malfoya do jej biura, wszystkie sprawy związane z organizacją imprezy dla ministerstwa załatwiała przez swoją asystentkę. Właśnie zaczęli schodzić się goście. W tłumie osób wypaczyła państwa Potter. Obok nich szła Ginny.
- Clar, jak się czujesz? Wszystko w porządku? Może lepiej żebyś odpuściła sobie tą imprezę?
- Czuję się dobrze. Zatańczę jeden wolny taniec z mężem, a potem będę siedzieć i się objadać.
- Dobrze, jak by, co to mnie zawołaj.
- OK.
- Cześć Hermiona. Naprawdę robi wrażenie.
- Cześć. Ginny? Nie pamiętam cię na liście gości.
- Bo jestem osobą towarzyszącą.
- Cześć Granger. I jak mały rudzielcze gotowa? – do kobiet podszedł szatyn
- Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, a urwę ci tą pustą głowę. I nie żartuję w tym momencie Zabini.
- Ja proszę bez żadnej przemocy, przynajmniej bez krwawej. Bordo nie pasuje do dzisiejszego wystroju sali
- Nie martw się Hermiono, to się da zrobić bezkrwawo i bez świadków – brunetka zaśmiała się pod nosem, gdy Ginny odchodziła z Blaisem. Widać było, że tych dwoje czuje do siebie miętę. Przywitała ministra z żoną, którzy gratulowali jej wystroju sali. Stała z boku i patrzyła na wchodzących. W drzwiach pokazała się kolejna para. Od razu rozpoznała wysokiego blondyna. Wszedł do środka przepuszczając w drzwiach wysoką blondynkę, z którą przyszedł. Hermiona mogłaby się założyć, że jest modelką. Coś ją ukuło w środku. Chciała uciec, gdy ruszyli w jej stronę. Gdy tylko wszedł do środka, zauważył ją. Ubrana w czarną długą sukienkę. Stała przy filarze niedaleko wejścia do sali, w której miał odbyć się bal. Dla niego wyglądała jak ideał. Najchętniej na tą imprezę przyszedłby z nią, ale wiedział, że na to nie było szans. Dlatego zaprosił Vanessę. Jak już miał z kimś przyjść, to postanowił wzbudzić w niej zazdrość. Podał blondynce ramię i ruszył w jej stronę.
- Hermiona jak miło cię widzieć. Pozwól, że ci przedstawię to Vanessa Fox. Vanessa jest modelką.
- Vanessa, to Hermiona Granger dyrektor tego hotelu i organizatorka dzisiejszego balu.
- Miło mi.
- Mi również, przepraszam, ale muszę zajrzeć do kuchni. – odeszła, a Draco uśmiechnął się do siebie. /Przedstawienie czas zacząć./ 
***
Patrzyła na pary wirujące na parkiecie. Była z siebie zadowolona, organizacja tego wszystkiego udała się w stu procenatch. Jedynie była zła na to jak zareagowała, na towarzyszkę Malfoya. Denerwowało ją, że gdziekolwiek stała ta para tańczyła zaraz niedaleko niej. Podejrzewała, że Malfoy robi to specjalnie. Postanowiła go zignorować.
- Pani pozwoli? – przed nią stanął wysoki szatyn.
- Jeżeli dobrze pamiętam. Nazywa się pan Oliver?
- Tak Oliver Smith, sekretarz ministra.
- Miło mi. Her…
- Hermiona Granger, piękna pani dyrektorka hotelu. – uśmiechnęła się i podała mu rękę. W tym momencie Dracona Malfoya, który obserwował tą scenę, prawie szlak trafił. Oliver Smith był sekretarzem ministra, który za wszelką cenę chciał wygryźć Draco z jego stanowiska. Od pierwszego dnia pracy nie przepadał za tym człowiekiem. A teraz wirował po sali z Hermioną. Z „jego” Granger. A ta najwyraźniej dobrze się bawiła w towarzystwie tego gogusia. Rozmawiając z nim, delikatnie się uśmiechała. Nagle ku jego szczęściu koło zespołu instrumentalnego, przy mikrofonie pojawił się jakiś człowiek.
- Proszę państwa robimy teraz zmianę. Panowie przechodzą do partnerek po swojej lewej stronie. Nie przejmował się, że nie trafił na Granger. Tańczył ze starsza panią patrząc jak dziewczyna w czasie tańca rozmawia z ministrem. Wyróżniała się w tym tłumie. Wydawało mu się, że lśni w tym gąszczu ludzi jak gwiazda. Muzyka się skończyła, podziękował kobiecie odprowadzając ją na miejsce. Gdy się odwrócił Smith znowu stał koło Hermiony. Miał ochotę podejść i go walnąć, ale się powstrzymał. Odszedł nie patrząc na tą dwójkę.

Hermiona rozmawiała z Oliverem, gdy podeszła do niej Mery.
- Pani dyrektor, telefon do pani.
- Już idę Mery. Odbiorę u siebie w gabinecie. Tutaj jest za głośno. – na pierwszym piętrze muzyka była cichsza. Weszła do swojego gabinetu i przysiadła na skraju biurka. Nie przejmowała się, że rozcięcie z boku sukni odsłoniło całą nogę prawie, aż po biodro. W końcu, była sama w swoim gabinecie..
- Hermiona Granger, słucham?
- Ślicznie wyglądasz – znała ten głos, ale nie rozumiała, o co chodzi. Nagle połączenie się zerwało.
- Halo?
- A to rozcięcie. Oszałamiające – te słowa uwodziły, ale nie ją. Odwróciła się o sto osiemdziesiąt stopni. W progu stał Draco Malfoy zamykając telefon komórkowy. Odłożyła słuchawkę i szybko wstała poprawiając sukienkę.
- Jak niektóre wynalazki mugoli się przydają. Takie małe urządzenie, a takie fajne.
- Czego ty Malfoy znowu chcesz?
- Porozmawiać.
- Nie ma, o czym. A teraz przepraszam, ale muszę wracać na dół. 
- Mam trochę inne plany - wszedł i zamykając drzwi wyciągnął klucz z zamka.
- Albo przepuść mnie żebym mogła wyjść, albo ty wyjdź stąd i zostaw mnie samą. – nie słuchał jej. Podszedł do niej. Kiedy się nad nią nachylił, poczuła znane jej, tak dobrze męskie perfumy. Wstrzymała powietrze. Nie wiedziała, co chce zrobić, kiedy się tak nad nią nachylał. W tym momencie złapał za kabel i pociągając odpiął wtyczkę od telefonu.
- Nigdzie się nie wybieram. I ty też nie. Wszyscy są na dole telefon nie działa, ciekaw, dlaczego? – uśmiechnął się cynicznie. – A ty mi nic nie zrobisz, bo nie masz różdżki.
- Poczekaj, aż ją dostanę w swoje ręce. To potraktuję cię Avadą.
- Już się boję. Wypuszczę cię, kiedy udzielisz mi kilku informacji. - Nie zważając na nic, rzuciła się na niego z pięściami. Zachowywała się jak wściekłe zwierzę. Wypełniała ją złość i chęć zrobienia krzywdy Malfoyowi. Złapał ją, tak by nie mogła go nawet dotknąć. Czekał, aż Hermiona opadnie z sił. Tak jak sądził zrezygnowała, dlatego rozluźnił uścisk. Tylko na to czekała, ale Draco spodziewał się tego. Znowu mocniej ją chwycił.
- Rzucanie się nic ci nie da. Możemy tak stać cały czas, ale czy to ma sens? Uspokój się, bo nie masz ze mną szans. – puścił ją i odsunął się o dwa kroki. -  Usiądź. – wskazał jej fotel. Niechętnie wykonała tą prośbę, a on zajął miejsce na sofie
- Ślicznie wyglądasz.
- Nie mam czasu rozmawiać o takich rzeczach. Szczególnie z tobą.
- Chciałem być miły, ale w takim razie przejdźmy do konkretów.  Kim jest ojciec małej?
- Aleś ty upierdliwy. Mówiłam ci już to. Jej ojciec nie żyje.