niedziela, 17 lutego 2013

who I am - odc. 18


Udało się, w końcu coś wystukałam. Chociaż bałam się, że nie uda mi się dziś nic napisać. W waszych blogach też mam zaległości, ale je nadrobię, obiecuję. A teraz zapraszam do czytania

P.S. Alex pamiętam, co mówiłaś o Di, ale jakoś tak teraz bez tego to nazwisko brzmiałoby dla mnie głupio. Przyzwyczaiłam się do niego. Mam nadzieję, że jakoś to zniesiesz.
---
- Na dzisiejszych zajęciach przygotujecie eliksir spokoju. Panie Potter, co pan wie o tym eliksirze? – Snape uśmiechnął się nieprzyjemnie widząc konsternacje Harrego
- Zapewne jest to eliksir, który… który zapobiega – widząc poszerzający się uśmiech Snapa Harry szybko szukał w głowie jakiegoś rozwiązania. Wiedział, że nie może powiedzieć uspokaja, bo byłoby to za proste rozwiązanie. W tym momencie za plecami profesora zobaczył Hermionę, która na migi pokazywała mu odpowiedź – …który łagodzi lęk i niepokój. –Nietoperz zazgrzytał zębami ze złości. Tą odpowiedzią Potter udaremnił mu możliwość odebrania punktów Gryffindorowi.
- Nie ładnie tak podpowiadać Granger. – lekko zadrżała, kiedy poczuła ciepły oddech Malfoya na swoim uchu. Nie uszło to uwadze chłopaka.
- Panie Malfoy, jakie są najważniejsze składniki tego eliksiru?
- Sproszkowany kamień księżycowy i syrop z ciemiernika czarnego? – ewidentnie odpowiedź blondyna była pytaniem.
- Zgadza się panie Malfoy. Slitherin dostaje dziesięć punktów. – Słysząc to Hermiona zacisnęła pięści. – Jak znowu widać ślizgoni są najlepsi z eliksirów. No dobrze skończmy to gadanie. Na tablicy macie recepturę – machnął różdżką a na zielonej powierzchni pojawiły się białe napisy – Pracujecie w parach, ale – Hermiona stwierdziła, że ten jego uśmiech nie jest zbyt przyjazny, co dobrze nie wróżyło. – ostatnio zainteresowałem się numerologią – uczniów zatkało. Nikt nie pojmował, o co chodzi. – Dlatego trochę sobie poćwiczę. – podniósł do ręki pergamin i zaczął coś wyliczać mrucząc do siebie pod nosem – Do pierwszej ławki przesiądą się numery cztery i osiem następnie po kolei tak jak pojawi się na bocznej tablicy – panna Di Binetti była pewna, że w numerologii profesora nie było żadnej logiki, bo dziwnym trafem każdy gryfon trafił do pary z ślizgonem. Z niezadowoleniem uświadomiła sobie, że ma zając czwartą ławkę w towarzystwie nie, kogo innego jak Draco Malfoya. Z wielką niechęcią przeniosła swoje rzeczy. Jej humor i nastawienie do mężczyzny nie wynikały już z tak wielkiej niechęci do niego, lecz z obawy tego jak na niego reaguje jej organizm. To przez niego była niewyspana. Na wstępie podzieliła pracę miedzy nich i zabrała się za swoje obowiązki. Ciszę między nimi przerwał chłopak.
- Wiesz Di Binetti, że kora drzewa Yohimbe jest stosowana już w starożytności, jako afrodyzjak? – Hermiona popatrzyła na kawałek kory, który kroiła przed wrzuceniem do moździerza. – Może sprawdzimy jego działanie? – zszokował ją tak, że nóż jej ujechał, przez co rozcięła sobie palec. Wyciągnęła chusteczkę z torby i owinęła nią rankę, ale niestety biały materiał szybko przesiąkł krwią
- Panno Di Binetti do tego eliksiru nie używamy ludzkiej krwi.
- Wiem o tym panie profesorze. – bez ceregieli nietoperz złapał ją za rękę i ściągając zakrwawioną chusteczkę popatrzył na ranę. Stwierdzając, że podstawowy eliksir nic na to nie poradzi zwrócił się do Malfoya
- Draco odprowadź koleżankę do skrzydła szpitalnego – chłopak kiwnął głową i ruszył z dziewczyną do wyjścia. Kiedy zamknęli za sobą drzwi od pracowni kobieta zatrzymała się.
- No to masz spokój Malfoy. Sama trafię do skrzydła szpitalnego.
- No nie żartuj sobie kochanie. Po drodze skończymy naszą rozmowę na temat wypróbowania afrodyzjaku.  
- Dam sobie radę sama! – nie zwracając uwagi na jej protesty złapał ją za łokieć i pociągnął korytarzem przed siebie
- Chodź, bo za chwilę jeszcze się tutaj wykrwawisz, a wtedy nauczyciele mnie zabiją. – wolała już się nie kłócić, dlatego posłusznie szła za nim. – Wracając do naszego tematu nalewka z kory to podobno bardzo silny afrodyzjak wzmacniający energię seksualną i odczuwanie przyjemności. – wolała tego nie komentować – Z tego, co jeszcze wyczytałem to podnosi libido i wyostrza zmysł dotyku. No to jak dasz się namówić? – postanowiła, że nie będzie rozmawiać z nim na ten temat. Na szczęście dla niej dotarli do skrzydła szpitalnego. Gdy tylko weszli do środka pani Pomfrey zajęła się dziewczyną a blondyna odesłała do klasy.    
***
Kiedy wróciła do pokoju wspólnego Denis, Blaise i Draco siedzieli przed kominkiem.
- Jak się czujesz? – brunet z troską popatrzył na siostrę.
- Dobrze, chociaż w skrzydle było mi niedobrze. Polała mi ranę jakimś eliksirem, który zaczął tak piec, że dostałam mdłości. I dlatego trzymała mnie potem te kilka godzin.
- Właśnie widać, że jesteś blada. Siadaj – Blaise przesunął się robiąc jej miejsce obok siebie, ale dziewczyna pokiwała głową.
- Dzięki ale pójdę do siebie. – obdarzając go uśmiechem i wbiegając po schodach zniknęła w swojej sypialni.

Za drzwiami panowała cisza. Przyłożył ucho do drewna i próbował coś usłyszeć, ale nie wyłapał żadnego dźwięku. Zapukał i uchylił powoli drzwi. Pierwsze, co zauważył to leżące na środku pokoju buty. Kawałek dalej zobaczył czarną szatę i bluzkę, którą dziewczyna miała dzisiaj na sobie. Pomieszczenie spowijał półmrok, rozświetlony świecami. W powietrzu unosił się zapach kadzidełek. Niepewnie wszedł do środka. Dziewczyna leżała na łóżku. Oczy miała przymknięte, a na uszach ubrane słuchawki. W tym momencie wyglądała jak śpiąca królewna. Powoli podszedł do niej i nachylając się pocałował ją. Wystraszona otworzyła oczy i zerwała się siadając. Złapała narzutę i okryła się nią tak żeby zasłonić stanik. Ściągnęła słuchawki z uszu i ze złością popatrzyła na mężczyznę.
- Czego ty znowu chcesz Malfoy?
- Przyszedłem zobaczyć jak się czujesz.
- Jak widzisz nic mi nie jest – wstała dalej owinięta narzutą. Wyminąwszy blondyna podniosła z ziemi bluzkę i zniknęła w łazience. Kiedy wyszła siedział w fotelu. – Mówiłam ci, że czuję się dobrze. Możesz stąd wyjść?
- Nie przyszedłem tylko sprawdzić jak się czujesz? Przyniosłem ci coś ciekawego – z kieszeni wyciągnął szklaną butelkę napełnioną brązową cieczą.
- Co to niby ma być?
- To, o czym rozmawialiśmy zanim chciałaś odciąć sobie palec. Napar z kory drzewa Yohimbe.
- Poprawka blondasie to ty prowadziłeś monolog sam ze sobą. Ja cię ignorowałam.
- Oj złotko – odstawił buteleczkę na stolik i wstał żeby do niej podejść. Z każdym jego krokiem czuła, że powietrze pomiędzy nimi robi się coraz cięższe, a jej oddycha się coraz gorzej. Specjalnie zbliżał się do niej powoli. Widziała to po jego cwanym uśmiechu i wyrazie samozadowolenia na twarzy. Stała jak sparaliżowana czując jak serce bije jej coraz szybciej. Opuszkami palców dotknął jej policzka. Dotyk zimnych palców był niczym delikatne muśnięcie. Kiedy dotknął ją jeszcze raz nie zabrał ręki tylko delikatnie ją głaskał. Odruchowo przymknęła oczy, ale szybko je otworzyła wściekła sama na siebie – Dlaczego ty się bronisz przed tym, co nieuchronne? Musisz przyznać sama przed sobą, że tego chcesz. Po prostu mnie pragniesz.
- Niczego nie muszę przyznawać, bo niczego od ciebie nie chcę, a tym bardziej nie chcę ciebie – popatrzyła na niego wściekła. Nie przejął się tym.
- Ślicznie się złościsz – mówiąc to przyciągnął ją do siebie i pocałował. Pomimo tego, że było to przyjemnie odepchnęła go od siebie i łapiąc różdżkę z szafki nocnej wymierzyła nią prosto w Malfoya.
- Radzę ci w tej chwili opuścić ten pokój i to jak najszybciej zanim walnę w ciebie jakimś nieprzyjemnym zaklęciem. – słysząc to roześmiał się.
- Di Binetti jesteś zabawna tak się złoszcząc. Jeżeli chciałabyś czymś we mnie walnąć już byś to zrobiła. Sama sobie zdajesz sprawę z tego, że jestem od ciebie większy i silniejszy. W jednej chwili mógłbym ci odebrać różdżkę, ale poznaj moje dobre wychowanie. Na pani prośbę opuszczę to pomieszczenie – odwrócił się i nie patrząc na nią podszedł do drzwi i otworzył je
- Malfoy zapomniałeś swojej buteleczki – kiedy się odwrócił stała trzymając ją w ręce.
- Zatrzymaj ją, ja jeszcze mam jedną. Jak przekonasz się do mojej propozycji zażyj ją i przyjdź do mnie. – zanim zdążyła coś odpowiedzieć wyszedł zamykając drzwi. Popatrzyła niepewnie na buteleczkę. Odłożyła ją na stolik razem z różdżką i zniknęła w łazience. Postanowiła dla uspokojenia wejść pod prysznic. Kiedy po kwadransie wyszła z łazienki pierwsze, na co popatrzyła to na stojącą na stoliku buteleczkę. Podeszła do stolika i siadając w fotelu wzięła ją do ręki. Poruszyła nią patrząc jak brązowy płyn faluje w środku. Niepewnie odkorkowała ją i powąchała. Jej nozdrza wypełnił zapach kojarzący jej się z mokrym mchem i sosnowymi igłami. Z powrotem ją zamknęła i odkładając na stolik zaczęła się zastanawiać, czy taki napar w ogóle może działać. A jeżeli tak to jakby to było go zażyć. Czy naprawdę po jego zażyciu seks byłby lepszy? Kiedyś w jakiejś książce o eliksirach czytała o takich substancjach, które powodują, że odczucia są lepsze. Ale nigdy nie spotkała się z informacjami związanymi z tym naparem. Już miała postanowić sobie, że poszuka czegoś jutro w bibliotece, ale szybko zbeształa się w myślach. Wstając przestawiła butelkę na półkę, po czym rzuciła się na łóżko. Ubierając słuchawki zamknęła oczy by po chwili odpłynąć świat snu.

Obudziła się kilka godzin później. Z słuchawek sączyła się wolna, sentymentalna melodia. Musiała się chwile zastanowić, dlaczego tak nagle się obudziła. Przymknęła oczy i w jednej chwili wszystko wróciło. Śniło jej się, że wypiła eliksir. Kiedy to zrobiła w jej pokoju pojawił się Malfoy. Potem pamiętała tylko, że przy jego dotyku i pocałunkach czuła jakby jej ciało przeszywał prąd. Z przerażeniem otworzyła oczy. Nie chciała miewać takich snów. Nie z Draco Malfoyem w roli głównej. Przerażało ją to, że mężczyzna może mieć rację. Coś w Malfoy ją pociągało, ale nie wiedziała, co i jak na razie nie chciała tego się dowiadywać. Na siłę starała się wmówić sobie, że ten ślizgon jej nie pociąga. Zrezygnowana usiadła i zapalając stojącą na szafce nocnej świecę wzięła do ręki Historię Hogwartu. Zegar stojący w rogu pokazywał, że jest trzecia w nocy, ale ona zamiast próbować zasnąć zamierzała zagłuszyć myśli pogrążając się w lekturze.