sobota, 30 marca 2013

who I am - odc. 20


- No to słucham? – oparła się o ścianę i ze zrezygnowaniem popatrzyła na chłopaka.
- Hermiona proszę przestań się na mnie gniewać?
- Ron ja się na ciebie nie gniewam. – taka była prawda, bo ona już nie miała siły gniewać się na chłopaka. Dla niej to był rozdział zamknięty.
- Czyli między nami wszystko w porządku? Jest tak jak dawniej? – rudowłosy uśmiechnął się szeroko.
- Nie Ron między nami nie jest w porządku, a tym bardziej nie jest tak jak dawniej. – mina mu zrzedła.
- Ale jak to?
- Normalnie – westchnęła z rezygnacją – Ile razy mam ci to tłumaczyć? Między nami nigdy nie będzie tak jak dawniej. To, co było nie wróci. Zrozum, że to zamknięty rozdział życia i nic tego nie zmieni.
- Zawsze możesz zmienić zdanie. Kobieto opamiętaj się! Jeżeli tego nie zrobisz będziesz tego żałować do końca życia.
- Nie, to ty będziesz tego żałować do końca życia – czuła wściekłość, ale nie chciała krzyczeć - Chciałam przedtem się pogodzić, zrobić coś by było tak jak przedtem, ale ty uparłeś się jakbym zrobiła ci największe świństwo na świecie. A ja po prostu żyłam i tyle. Chcę jedynie, żebyś wiedział, że zawsze dobrze będę wspominać stare czasy. Te kilka lat pomimo wojny zapamiętam, jako jedne z najlepszych chwil w życiu. A teraz uważam naszą rozmowę za zakończoną. – zostawiając go ruszyła przed siebie.
- Masz ostatnią szansę żeby zmienić zdanie! – nie zwracała uwagi na jego krzyk. Szła przed siebie czując zmęczenie. Po drodze postanowiła jednak nie wracać do pokoju. Zeszła po schodach i pchnęła ogromne drzwi. Chłodny wieczorny wiatr uderzył w nią, kiedy tylko wyszła na zewnątrz.  Przeszła przez błonia i zatrzymała się nad brzegiem jeziora. Księżyc odbijał się w czarnej gładkiej powierzchni jeziora. Ciszę nocną rozdarło pohukiwanie sów wylatujących z wierzy, gdzie znajdowała się sowiarnia. Hermiona przykucnęła podnosząc z ziemi kilka kamyków. Ruszyła nimi warząc ich ciężar w dłoni, po czym po kolei zaczęła nimi rzucać na odległość.
- Niezły rzut. - kobieta odwróciła się i popatrzyła na stojącego kawałek za nią blondwłosego mężczyznę.
- Dzięki. Chcesz spróbować? – uśmiechnęła się, kiedy wyciągając rękę wziął jeden z kamieni. Po czym cisnął nim na dość dużą odległość. – Jakoś to rzucanie pozwala mi się uspokoić i wyciszyć – mówiąc to rzuciła kolejnym kamieniem, który tworząc na jeziorze koła zniknął pod taflą wody.
- A co robisz, kiedy nie możesz rzucać kamieniami? – stojąc obok obserwował ją kątem oka.
- Do tej pory miałam jeden sposób pływanie, ale dzięki pewnej trójce mężczyzn mam jeszcze jeden, który nazywa się Rasmus. Mogę wsiąść na niego i jechać na nim gdziekolwiek mnie poniesie. Nie patrząc na nic.
- Za każdym razem tak robisz?
- Jak? – nie zrozumiała jego pytania
- No jedziesz gdzieś bez konkretnego celu. Nie patrząc na to gdzie.
- Nawet na to nie zwracałam uwagi – zastanowiła się nad tym – ale teraz tak myśląc doszłam do wniosku, że tak.
- Musi to być ciekawe. Nigdy tak nie jeździłem. Zawsze miałem konkretny cel, do którego postanowiłam dojechać.
- Radzę ci spróbować. To całkiem odprężające – stała patrząc przed siebie, ale widział, że lekko się uśmiecha
- Może kiedyś wybrałbym się z tobą.
- Może. – zdziwił się słysząc jej odpowiedź – Jeżeli będziesz grzeczny. -  między nimi zapadła cisza, ale niekrępująca i napięta. Był to rodzaj tej ciszy, kiedy dwie osoby stoją koło siebie i czują, że nic nie trzeba mówić. Ona patrzyła przed siebie na czarną tafle jeziora. On ukradkiem patrzył na nią, obserwując jej sylwetkę oświetloną przez jasny księżyc. Sam nie wiedział czy mu się wydaje, czy naprawdę powietrze między nimi wypełniło się elektryzującymi cząsteczkami. Odwrócił się do niej i złapał ją za przedramię. Czując jego uścisk odwróciła się i popatrzyła na mężczyznę z zaskoczeniem. Jego oczy w świetle księżyca przypominały roztopione srebro. Mogłaby tak stać i patrzeć na niego słuchając jak jej serce zaczyna głośniej bić, a krew szybciej krążyć. Wiedziała, co za chwilę się stanie, ale nie chciała temu zapobiec. Może i postępowała irracjonalnie, ale nie obchodziło jej to. Chciała się na chwilę zapomnieć. Dlatego nie protestowała, kiedy przyciągnął ją do siebie i pocałował. Zapomniała na tą chwilę o wszystkim. Skupiła się na własnych odczuciach. Na przyjemności, jaką czuła przy dotyku jego ust.
- TO JUŻ WSZYSTKO ROZUMIEM! – słysząc krzyk Hermiona oderwała się od blondyna. Niedaleko nich stał Ron Weasley. Jego twarz przypominała kolorem dojrzałego buraka.
- O co ci znowu chodzi Weasley? – Draco kpiąco popatrzył na rudzielca.
- Dlatego nie chcesz, żeby wszystko było tak jak dawniej – gryfon nie zwracał się do ślizgona. Swój wzrok utkwił w gryfonce – Nie chcesz, żeby było jak dawniej, bo to niemożliwe, kiedy migdalisz się z ślizgonem. I to do tego jeszcze z tą tchórzofretką.
- Radzę ci się liczyć ze słowami Weasley. – blondynowi zaczynały puszczać nerwy.
- Nie wtrącaj się Malfoy. Nie sądziłem, że tak nisko upadniesz Hermiono.
- Ron to, co robię nie powinno cię interesować. To jest moje życie i nie masz prawa w nie ingerować.
- Nie zamierzam. Cieszę się, że nie stanowisz części mojego życia. Nie chciałbym bratać się z takimi szujami. – zanim cokolwiek odpowiedziała ślizgon rzucił się na rudzielca.
- Draco! – krzyk dziewczyny nie zrobił na nim wrażenia. Panna Di Binetti nie wiedziała jak rozdzielić okładających się pięściami chłopaków.
- Co tutaj się dzieje!? – walczący nie zwrócili uwagi na to, że zbliżał się do nich profesor Snape.  – Weasley, Malfoy w tej chwili się uspokójcie – kiedy profesor zorientował się, że jego słowa nie przyniosły oczekiwanego rezultatu wyciągnął różdżkę i jednym zaklęciem rozdzielił walczącą dwójkę. Zaskoczeni niewiedzieni, co się stało. Dopiero po chwili zorientowali się, że zostali rozdzieleni za pomocą magii i to przez Severusa Snapa. Hermiona ze zgrozą patrzyła na rozdzielonych mężczyzn. Z rozciętej brwi Draco spływała stróża krwi. Krwawiąca warga Rona puchła w błyskawicznym tempie. Ich szaty były pobrudzone i roztargane w kilku miejscach. – Czy ktoś z was może mi powiedzieć, co tutaj się dzieje? – nie otrzymując odpowiedzi zwrócił swój wzrok na Hermionę – Panno Di Binetti czy mogłaby mnie oświecić?
- Panie profesorze to nie ma z nią nic wspólnego – Draco zainterweniował nie chcąc jej do tego mieszać, czym bardzo ją zadziwił.- Posprzeczałem się z Weasleyem Di Binetti chciała nas rozdzielić, ale nie dała rady.
- Cóż – profesor się zamyślił – W takim razie panno Di Binetti radzę wrócić do swojego dormitorium, bo za niedługo zaczyna się cisza nocna. A wy dwaj za mną. Najpierw musicie odwiedzić skrzydło szpitalne. – żaden z nich się nie odezwał ruszając za profesorem. Hermiona szła kawałek za nimi. Blondyn odwrócił się i posłał jej rozbawiony uśmiech. Odwzajemniła go, ale za razem popukała się w głowę dając mu do zrozumienia, że swoim zachowaniem udowadnia to, że nie jest do końca normalny.
***
Uderzenia zegara poinformowały ją, że minęła północ. Jakoś nie mogła spać. Dlatego zeszła do pokoju wspólnego, rozpaliła ogień w kominku i rozsiadła się w fotelu. Za pomocą zaklęcia odkorkowała butelkę, którą przyniosła ze sobą z pokoju. Nalała czerwony trunek do kieliszka. Butelkę odstawiła na stolik, a do ręki wzięła kieliszek. Patrzyła jak żółte płomienie podświetlają wino. Dzięki migoczącym płomieniom szkarłatny płyn mienił się. Upiła mały łyk delektując się smakiem dojrzałych winogron. Przymknęła oczy starając się wyczuć coś więcej niż tylko ich smak. Tym sposobem zabijała myśli krążące po jej głowie. Nie chciała teraz rozważać wszystkich pytań, które ostatnio się zrodziły. Chwilę jej skupienia przerwało otwarcie się głównego wejścia do pokoju wspólnego prefektów naczelnych. Z zaskoczeniem popatrzyła na mężczyznę, który wszedł do środka. Draco również wyglądał na zaskoczonego. Nie spodziewał się spotkać tutaj nikogo o tej porze.
- Gdzie się włóczysz po nocy? – zadała pierwsze pytanie, które przyszło jej do głowy.
- Wracam ze skrzydła szpitalnego. Jakimś cudem udało mi się przekonać pielęgniarkę, że nic mi nie jest i już mogę wrócić do swojego dormitorium. Weasley nie wyglądał na zadowolonego, kiedy okazało się, że tylko ja mogę wyjść. A ty, dlaczego nie śpisz?
- Jakoś nie mogę zasnąć, dlatego przyszłam tutaj.
- I jak widzę masz bardzo dobre towarzystwo – uśmiechnął się i podchodząc do niej wyjął z jej ręki kieliszek. Upił łyk wina i zamyślił się na chwilę. – Dobre, nie za słodkie, ale nie wytrawne.
- Dlaczego wytłumaczyłeś mnie przed Snapem? – w odpowiedzi na jej pytanie wzruszył ramionami. Nawet nie zauważyła, kiedy pomógł jej wstać. Popatrzył w jej brązowe oczy, w których odbijały się płomienie z kominka. Powoli, jakby nie chciał jej spłoszyć pocałował ją. Delikatnie, nienachlanie, całkiem inaczej niż dotychczas. Przysunęła się do niego i odwzajemniła pocałunek. Kiedy się odsunął znowu popatrzył w jej oczy. Kobieta w tych stalowoszarych oczach utkwionych w niej zobaczyła nieme pytanie. Zaskoczyło ją, że była to pytanie, a nie nachalność. W tym momencie Draco był całkiem inny. Nie znaczyło to, że stracił swoją pewność siebie, determinację i zuchwałość. Po prostu dostrzegła w nim coś jeszcze. Jakby ten stojący przed nią mężczyzna miał w głębi siebie inne oblicze. Oblicze, którego nigdy nie ujawnia. Jakby było dla niego wielkim wstydem, że je ma. Może, dlatego w tym momencie nie uciekła od niego. A może miało to związek z tym, że sama przed sobą musiała w końcu się przyznać do tego, że od dawna ma na to ochotę. Może wpływ na to miało miejsce. Półmrok przełamany światłem ognia. Albo wszystko razem. Nieznacznie kiwnęła głową, ale wystarczyło na tyle, żeby to zauważył. Złapał ją za rękę i poprowadził w stronę schodów. Była pewna, że zaprowadzi ją do jej pokoju, ale on wszedł do pokoju wspólnego chłopaków. Potem skierował się do swojej sypialni. Może kogoś zdziwiłoby jej zachowanie. Ona pewna siebie gryfonka, która buntuje się przeciw zasadą tego ślizgona, którego nienawidziła całe życie. Ale w tym momencie nie chciała o tym myśleć. W końcu, każdy ma prawo, chociaż raz w życiu zapomnieć się i nie myśleć o konsekwencjach. Szczególnie, że jej świat stanął do góry nogami. Osoba, która była jej przyjaciel odsunęła się od niej, a osoby, od których nigdy by się tego nie spodziewała podały jej pomocną dłoń. Kiedy tylko zaklęciem zabezpieczył drzwi zaczął ją całować. Nagle przerwał i popatrzył na nią z obawą.
- Co się stało? – pierwsze, co jej przyszło na myśl to, że zapewne się rozmyślił. Zmieniła zdanie widząc jego zdenerwowanie.
- Czy ty… - nie wiedział jak się o to zapytać – czy ty kiedyś wcześniej… - roześmiała się słysząc jak się plącze.
- Tak Malfoy wcześniej uprawiałam seks i to nie raz. – ta odpowiedź zadowoliła go. Tak naprawdę to bał się, co by się stało, kiedy Denis dowiedziałby się, że Draco pozbawił jego siostrę cnoty. Uśmiechając się pocałował ją.
---
Jeszcze jest sobota, więc zdążyłam tak jak obiecałam. Przy okazji Życzę wam wesołych, zdrowych i spokojnych świąt.

Nie narzekać notka - 3,5 strony :P

niedziela, 10 marca 2013

who I am - odc. 19


Wena postanowiła się zlitować i udało mi się coś napisać. Od razu zaznaczam to jest trzy i pół strony w Wordzie.
---
Rano, gdy wychodziła na śniadanie niepewnie popatrzyła na buteleczkę stojącą na szafce nocnej. Chcąc jak na razie jak najszybciej o niej zapomnieć zamknęła drzwi i ruszyła do wyjścia. Miała nadzieję, że rutyna codziennego dnia oderwie ją od tego problemu.

Tak jak miała nadzieję przez cały ten czas przez jej myśl nie przemknęła ani razu szklana buteleczka z brązowym płynem. Wracała z biblioteki do pomieszczeń prefektów naczelnych. Udała się tam prosto po objedzie, żeby w spokoju odrobić zadania. Kiedy tylko przestała myśleć o lekcjach do jej umysłu wróciła irytująca ją buteleczka. Sama nie wiedziała, dlaczego nie mogła zastosować najprostszego wyjścia, czyli wylania eliksiru. Po wejściu do pokoju wspólnego otuliła ją przyjemna cisza. Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że jej męscy współlokatorzy mają trening, co nasunęło jej rozwiązanie problemu. Przebiegła przez pokój i przeskakując po dwa stopnie wybiegła na górę. Wpadając do swojego pokoju rzuciła torbę na podłogę i złapała stojącą na szafce buteleczkę. Kiedy znalazła się znowu na korytarzu powoli podeszła do drzwi naprzeciwko. Nie pukając weszła do środka. W pokoju wspólnym chłopaków nie było nikogo. Od razu skierowała się do drzwi prowadzących do jednej z trzech sypialni. Podeszła do nich i wstrzymując oddech przyłożyła ucho do drewnianej powierzchni. W pomieszczeniu panowała kompletna cisza. Zbierając się w sobie otworzyła drzwi i weszła do pokoju. Trzymaną w ręce buteleczkę położyła na szafce nocnej. Z ciekawością rozglądnęła się po pokoju. Na ziemi walały się różne książki. Szata szkolna niedbale wisiała na krześle, a łóżko wyglądało jakby ktoś właśnie z niego wstał. Odwróciła się do wyjścia i krzyknęła cicho ze strachu. Stał oparty o framugę i przyglądał się jej. Podobała mu się konsternacja, jaką dostrzegł na jej twarzy.
- Przyszłaś wypróbować ze mną eliksir – wszedł do środka i zamknął drzwi.
- Miałeś być na treningu.
- No i byłem – ściągnął przez głowę szatę do quidditcha i nie przejmując się rzucił ja w okolice łóżka. Hermiona z ulgą stwierdziła, że pod spodem ma ubrany podkoszulek i czarne spodnie dresowe. – Ciekawsze od tego może być to, co ty tu robisz? – jego cwany uśmiech nie spodobał się jej.
- Ja? Wychodzę. Wpadłam tylko oddać ci twoją własność – była na siebie wściekła. Czuła się jak zwierze, które samo wepchało się w pułapkę. Postanowiła udawać pewną siebie. Przeszła obok niego kierując się do drzwi. Poczuła jak łapie ją za rękę odwracając twarzą do siebie. – Malfoy puść mnie w tej chwili
- Nie mam na to ochoty. - kiedy zrobił krok w jej stronę cofnęła się, ale na jej drodze stanęły zdradliwe drzwi. Widząc to uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Nawet nie… - zanim dokończyła zdanie mężczyzna ją pocałował. Znowu poczuła jak jej ciało zdradza ją. Serce chciało wyrwać się z piersi tłukąc o żebra, a oddech stał się urwany. Nie kontrolując się żarliwie oddała pocałunek. Każdy jego dotyk przyprawiał ją o ciarki. Chciała się poddać temu wszystkiemu. Jego dotykowi, pocałunkom i bliskości. Ale ostatki rozsądku, jakie jej zostały spowodowały, że tego nie zrobiła. Położyła dłonie na jego klatce piersiowej i odsunęła go na długość rąk. – Nie Malfoy.
- Dlaczego? – uśmiechnął się przebiegle.
- Bo nie. To nie ma sensu. Nie ma prawa bytu.
- Kto mówi tutaj o jakimś prawie bytu? To miałaby być przyjemność i nie musisz rozkładać tego na czynniki pierwsze. Nie ma tu większej logiki, jakiegoś drugiego dna. Za dużo analizujesz tą swoją ładną główką. – dotknął dłonią jej policzka.
- Analizuję, bo w przeciwieństwie do bezproblemowego ślizgona potrafię myśleć. Cześć – otworzyła drzwi i wyszła. Kiedy został w pokoju sam uśmiechnął się z zadowoleniem. Wszystko szło po jego myśli.
***

Wracała do pomieszczeń prefektów naczelnych. Z każdym dniem coraz bardziej pogrążała się w nauce zdając sobie sprawę, że ma coraz mniej czasu do egzaminów końcowych. Kiedy tylko weszła do środka zauważyła siedzących na kanapie jej współmieszkańców.
- Cześć wam. O czym rozmawiacie? – kładąc torbę na podłodze usiadł na sofie obok Zabiniego.
- Wypytuję Diabła o jego nową dziewczynę.
- Mówiłem ci Cwaniaku, że to nie jest żadna moja dziewczyna. Po prostu znajoma.
- No to, co to za znajoma? – młody Di Binetti nie zamierzał przestać drążyć.
- Nazywa się Francesca…
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że chodzi ci o Francesce z piątego roku? – Hermiona nie mogła w to uwierzyć.
- No tak. Drobna blondyneczka o ślicznych niebieskich oczach. – na samo jej wspomnienie wzrok Diabła się rozmarzył.
- Blaise czyś ty oszalał? Znam ją. Ona jeszcze nie skończyła szesnastu lat. – z dezaprobatą pokręciła głową.
- Siostra, o co ci chodzi? Przecież my mamy osiemnaście lat. To tylko trzy lata różnicy, a rocznikowo nawet dwa.
- Den sam znasz Blaisa. W tym przypadku te trzy lata różnicy to dużo. Do tego współżycie z osobą, która nie ukończyła szesnastu lat jest karalne. – słysząc to Zabini się roześmiał.
- Skarbie ty się martwisz, że mnie zamkną za uprawianie seksu? – jej troska wzruszyła go, przez co objął ją ramieniem i przytulił. – Spokojnie nie zamierzam jej zaciągać do swojego łóżka. Jedyne, co to tylko kilka razy rozmawialiśmy ze sobą i raz ją pocałowałem. Nic więcej. Spokojna twoja śliczna główka. – zarówno on jak i Denis roześmiali się. – Dobrze wiem, że po szkole krąży o mnie opinia, jako niewyżytego seksualnie samca. Zresztą schlebia mi to, ale nie oznacza, że zaciągam każdej niewiasty do swojego łóżka.
- Bardzo mnie to cieszy i uspokaja. Nie mam ochoty odwiedzać cię w więzieniu.
- Odwiedzałabyś mnie w więzieniu? – nie mógł w to uwierzyć
- Zależy, za co by cię zamknęli – roześmiała się. – Dlatego proszę cię myśl głową, a nie swoim przyrodzeniem.
- Staram się skarbie.
- Ale nie zawsze mu to wychodzi siostrzyczko. Nieraz diabelska natura jest nie do poskromienia.
- Denis odpieprz się i zajmij się swoim rudzielcem.
- Spokojna twoja głowa. Wiem jak się nią zająć – roześmiali się na głos, a Hermiona przewróciła oczami.
- Jesteście niekiedy obleśni i niewyżyci.
- My? Wydaje ci się. – Zabini uśmiechnął się szeroko do kumpla. – A właśnie wiesz, co mnie zastanawia Den? Dlaczego twoja siostra, która jest ładną dziewczyną nie spotyka się z nikim? – słysząc to pytanie Cwaniak się skrzywił. Jakoś nie potrafił i nie chciał wyobrażać sobie siostry z jakimś facetem. Powodowało to w nim jakąś irytacje.
- Bo w tej szkole nie ma faceta, który nadawałby się dla mnie – Hermiona uśmiechnęła się zadowolona.
- Rozumiem, że w tej szkole nie ma twojego ideału księżniczko. To, jaki jest twój ideał? Opowiedz o nim wujkowi Zabiniemu. – roześmiała się i poczochrała go po głowie.
- Jaki jest mój ideał? – przymknęła oczy, żeby się zastanowić. W jej głowie pojawił się przystojny, pewny siebie i bezczelny szarooki ślizgon. Szybko odgoniła od siebie te myśli. – Mój ideał mężczyzny powinien być inteligentny i błyskotliwy. Silny i pewny siebie, a zarazem czuły i delikatny. Mężczyzna, który godzinami mógłby prowadzić ze mną interesujące rozmowy, ale także żeby potrafił mnie rozśmieszyć. Mający jakiś cel w życiu, ale żeby nie dążył do niego po trupach. Chcę kogoś, kto będzie mnie wspierał, ale także da mi trochę swobody, kiedy będę tego potrzebować. I za żadne skarby świata nie może być despotą. – w tym momencie pomyślała o tym, że Draco Malfoy na pewno nie jest takim mężczyzna.
- Skarbie taka osoba siedzi właśnie obok ciebie. Ucieknijmy i weźmy potajemny ślub, a potem będziemy płodzić dzieci. – Blaise wyszczerzył się, ale przestał, kiedy dostał poduszką od Denisa.
- Wybacz Diabełku, ale nie skorzystam. Teraz wybaczcie, ale idę spać – wstała i po schodach ruszyła do swojej sypialni.
***
-  Hermiona! – słyszała, że ktoś ją woła i odwróciła się. Zaraz za nią pojawiła się Ginny. – Idziesz do biblioteki?
- Tak. Muszę się pouczyć się w spokoju.
- Jeżeli ci to nie będzie przeszkadzać, to pójdę z tobą.
- Pewnie, że nie. – na kilka godzin obydwie zaszyły się w czterech ścianach biblioteki. Otoczone książkami i ciszą.

- Dobra ja już mam dość – Gin zatrzasnęła książkę i popatrzyła na przyjaciółkę. Hermiona miała jeszcze trochę poczytać, ale kiedy zobaczyła minę panny Weasley zamknęła książki i zabierając je podeszła do biurka bibliotekarki.
- Chciałabym wypożyczyć te książki.
- Dobrze – kobieta odznaczyła pozycję i już po chwili Hermiona wychodziła z Ginny na korytarz niosąc w rękach trzy grube książki.
- Gdzie tera idziesz Gin?
- Z tobą. Mam nadzieję, że zastanę Denisa w jego pokoju.
- Jeżeli tylko nie poszedł gdzieś z chłopakami, to powinien siedzieć w pokoju. Wiesz, co Gin? Cieszę się, że jesteście razem.
- Uwierz mi Hermiono, że ja też – roześmiały się.
- Hermiona poczekaj – odwróciły się. Korytarzem za nimi podążał Ron Weasley.
- Czego chcesz Ron?
- Czy możemy porozmawiać? – kiwnęła głową, chociaż nie miała na to ochoty. – Na osobności.
- To ja idę, będę w waszym pokoju wspólnym Hermiono – ruda odwróciła się i chciała odejść.
- Ginny. Mam prośbę. Zabrałabyś te trzy książki?
- Oczywiście, że tak – panna Weasley odebrała tomiszcza od przyjaciółki.
- Połóż je na stoliku w pokoju wspólnym – dziewczyna kiwnęła głową, po czym odeszła zostawiając ją samą.
---  
Moi drodzy zbliżamy się powoli do końca. Tak wiem nie jest to dla was zrozumiałe w końcu oni nie są razem. Ale z kolejną częścią wszystko się rozjaśni.