- No to słucham? – oparła się o ścianę i ze zrezygnowaniem popatrzyła na chłopaka.
- Hermiona proszę przestań się na mnie gniewać?
- Ron ja się na ciebie nie gniewam. – taka była prawda, bo ona już nie miała siły gniewać się na chłopaka. Dla niej to był rozdział zamknięty.
- Czyli między nami wszystko w porządku? Jest tak jak dawniej? – rudowłosy uśmiechnął się szeroko.
- Nie Ron między nami nie jest w porządku, a tym bardziej nie jest tak jak dawniej. – mina mu zrzedła.
- Ale jak to?
- Normalnie – westchnęła z rezygnacją – Ile razy mam ci to tłumaczyć? Między nami nigdy nie będzie tak jak dawniej. To, co było nie wróci. Zrozum, że to zamknięty rozdział życia i nic tego nie zmieni.
- Zawsze możesz zmienić zdanie. Kobieto opamiętaj się! Jeżeli tego nie zrobisz będziesz tego żałować do końca życia.
- Nie, to ty będziesz tego żałować do końca życia – czuła wściekłość, ale nie chciała krzyczeć - Chciałam przedtem się pogodzić, zrobić coś by było tak jak przedtem, ale ty uparłeś się jakbym zrobiła ci największe świństwo na świecie. A ja po prostu żyłam i tyle. Chcę jedynie, żebyś wiedział, że zawsze dobrze będę wspominać stare czasy. Te kilka lat pomimo wojny zapamiętam, jako jedne z najlepszych chwil w życiu. A teraz uważam naszą rozmowę za zakończoną. – zostawiając go ruszyła przed siebie.
- Masz ostatnią szansę żeby zmienić zdanie! – nie zwracała uwagi na jego krzyk. Szła przed siebie czując zmęczenie. Po drodze postanowiła jednak nie wracać do pokoju. Zeszła po schodach i pchnęła ogromne drzwi. Chłodny wieczorny wiatr uderzył w nią, kiedy tylko wyszła na zewnątrz. Przeszła przez błonia i zatrzymała się nad brzegiem jeziora. Księżyc odbijał się w czarnej gładkiej powierzchni jeziora. Ciszę nocną rozdarło pohukiwanie sów wylatujących z wierzy, gdzie znajdowała się sowiarnia. Hermiona przykucnęła podnosząc z ziemi kilka kamyków. Ruszyła nimi warząc ich ciężar w dłoni, po czym po kolei zaczęła nimi rzucać na odległość.
- Niezły rzut. - kobieta odwróciła się i popatrzyła na stojącego kawałek za nią blondwłosego mężczyznę.
- Dzięki. Chcesz spróbować? – uśmiechnęła się, kiedy wyciągając rękę wziął jeden z kamieni. Po czym cisnął nim na dość dużą odległość. – Jakoś to rzucanie pozwala mi się uspokoić i wyciszyć – mówiąc to rzuciła kolejnym kamieniem, który tworząc na jeziorze koła zniknął pod taflą wody.
- A co robisz, kiedy nie możesz rzucać kamieniami? – stojąc obok obserwował ją kątem oka.
- Do tej pory miałam jeden sposób pływanie, ale dzięki pewnej trójce mężczyzn mam jeszcze jeden, który nazywa się Rasmus. Mogę wsiąść na niego i jechać na nim gdziekolwiek mnie poniesie. Nie patrząc na nic.
- Za każdym razem tak robisz?
- Jak? – nie zrozumiała jego pytania
- No jedziesz gdzieś bez konkretnego celu. Nie patrząc na to gdzie.
- Nawet na to nie zwracałam uwagi – zastanowiła się nad tym – ale teraz tak myśląc doszłam do wniosku, że tak.
- Musi to być ciekawe. Nigdy tak nie jeździłem. Zawsze miałem konkretny cel, do którego postanowiłam dojechać.
- Radzę ci spróbować. To całkiem odprężające – stała patrząc przed siebie, ale widział, że lekko się uśmiecha
- Może kiedyś wybrałbym się z tobą.
- Może. – zdziwił się słysząc jej odpowiedź – Jeżeli będziesz grzeczny. - między nimi zapadła cisza, ale niekrępująca i napięta. Był to rodzaj tej ciszy, kiedy dwie osoby stoją koło siebie i czują, że nic nie trzeba mówić. Ona patrzyła przed siebie na czarną tafle jeziora. On ukradkiem patrzył na nią, obserwując jej sylwetkę oświetloną przez jasny księżyc. Sam nie wiedział czy mu się wydaje, czy naprawdę powietrze między nimi wypełniło się elektryzującymi cząsteczkami. Odwrócił się do niej i złapał ją za przedramię. Czując jego uścisk odwróciła się i popatrzyła na mężczyznę z zaskoczeniem. Jego oczy w świetle księżyca przypominały roztopione srebro. Mogłaby tak stać i patrzeć na niego słuchając jak jej serce zaczyna głośniej bić, a krew szybciej krążyć. Wiedziała, co za chwilę się stanie, ale nie chciała temu zapobiec. Może i postępowała irracjonalnie, ale nie obchodziło jej to. Chciała się na chwilę zapomnieć. Dlatego nie protestowała, kiedy przyciągnął ją do siebie i pocałował. Zapomniała na tą chwilę o wszystkim. Skupiła się na własnych odczuciach. Na przyjemności, jaką czuła przy dotyku jego ust.
- TO JUŻ WSZYSTKO ROZUMIEM! – słysząc krzyk Hermiona oderwała się od blondyna. Niedaleko nich stał Ron Weasley. Jego twarz przypominała kolorem dojrzałego buraka.
- O co ci znowu chodzi Weasley? – Draco kpiąco popatrzył na rudzielca.
- Dlatego nie chcesz, żeby wszystko było tak jak dawniej – gryfon nie zwracał się do ślizgona. Swój wzrok utkwił w gryfonce – Nie chcesz, żeby było jak dawniej, bo to niemożliwe, kiedy migdalisz się z ślizgonem. I to do tego jeszcze z tą tchórzofretką.
- Radzę ci się liczyć ze słowami Weasley. – blondynowi zaczynały puszczać nerwy.
- Nie wtrącaj się Malfoy. Nie sądziłem, że tak nisko upadniesz Hermiono.
- Ron to, co robię nie powinno cię interesować. To jest moje życie i nie masz prawa w nie ingerować.
- Nie zamierzam. Cieszę się, że nie stanowisz części mojego życia. Nie chciałbym bratać się z takimi szujami. – zanim cokolwiek odpowiedziała ślizgon rzucił się na rudzielca.
- Draco! – krzyk dziewczyny nie zrobił na nim wrażenia. Panna Di Binetti nie wiedziała jak rozdzielić okładających się pięściami chłopaków.
- Co tutaj się dzieje!? – walczący nie zwrócili uwagi na to, że zbliżał się do nich profesor Snape. – Weasley, Malfoy w tej chwili się uspokójcie – kiedy profesor zorientował się, że jego słowa nie przyniosły oczekiwanego rezultatu wyciągnął różdżkę i jednym zaklęciem rozdzielił walczącą dwójkę. Zaskoczeni niewiedzieni, co się stało. Dopiero po chwili zorientowali się, że zostali rozdzieleni za pomocą magii i to przez Severusa Snapa. Hermiona ze zgrozą patrzyła na rozdzielonych mężczyzn. Z rozciętej brwi Draco spływała stróża krwi. Krwawiąca warga Rona puchła w błyskawicznym tempie. Ich szaty były pobrudzone i roztargane w kilku miejscach. – Czy ktoś z was może mi powiedzieć, co tutaj się dzieje? – nie otrzymując odpowiedzi zwrócił swój wzrok na Hermionę – Panno Di Binetti czy mogłaby mnie oświecić?
- Panie profesorze to nie ma z nią nic wspólnego – Draco zainterweniował nie chcąc jej do tego mieszać, czym bardzo ją zadziwił.- Posprzeczałem się z Weasleyem Di Binetti chciała nas rozdzielić, ale nie dała rady.
- Cóż – profesor się zamyślił – W takim razie panno Di Binetti radzę wrócić do swojego dormitorium, bo za niedługo zaczyna się cisza nocna. A wy dwaj za mną. Najpierw musicie odwiedzić skrzydło szpitalne. – żaden z nich się nie odezwał ruszając za profesorem. Hermiona szła kawałek za nimi. Blondyn odwrócił się i posłał jej rozbawiony uśmiech. Odwzajemniła go, ale za razem popukała się w głowę dając mu do zrozumienia, że swoim zachowaniem udowadnia to, że nie jest do końca normalny.
***
Uderzenia zegara poinformowały ją, że minęła północ. Jakoś nie mogła spać. Dlatego zeszła do pokoju wspólnego, rozpaliła ogień w kominku i rozsiadła się w fotelu. Za pomocą zaklęcia odkorkowała butelkę, którą przyniosła ze sobą z pokoju. Nalała czerwony trunek do kieliszka. Butelkę odstawiła na stolik, a do ręki wzięła kieliszek. Patrzyła jak żółte płomienie podświetlają wino. Dzięki migoczącym płomieniom szkarłatny płyn mienił się. Upiła mały łyk delektując się smakiem dojrzałych winogron. Przymknęła oczy starając się wyczuć coś więcej niż tylko ich smak. Tym sposobem zabijała myśli krążące po jej głowie. Nie chciała teraz rozważać wszystkich pytań, które ostatnio się zrodziły. Chwilę jej skupienia przerwało otwarcie się głównego wejścia do pokoju wspólnego prefektów naczelnych. Z zaskoczeniem popatrzyła na mężczyznę, który wszedł do środka. Draco również wyglądał na zaskoczonego. Nie spodziewał się spotkać tutaj nikogo o tej porze.
- Gdzie się włóczysz po nocy? – zadała pierwsze pytanie, które przyszło jej do głowy.
- Wracam ze skrzydła szpitalnego. Jakimś cudem udało mi się przekonać pielęgniarkę, że nic mi nie jest i już mogę wrócić do swojego dormitorium. Weasley nie wyglądał na zadowolonego, kiedy okazało się, że tylko ja mogę wyjść. A ty, dlaczego nie śpisz?
- Jakoś nie mogę zasnąć, dlatego przyszłam tutaj.
- I jak widzę masz bardzo dobre towarzystwo – uśmiechnął się i podchodząc do niej wyjął z jej ręki kieliszek. Upił łyk wina i zamyślił się na chwilę. – Dobre, nie za słodkie, ale nie wytrawne.
- Dlaczego wytłumaczyłeś mnie przed Snapem? – w odpowiedzi na jej pytanie wzruszył ramionami. Nawet nie zauważyła, kiedy pomógł jej wstać. Popatrzył w jej brązowe oczy, w których odbijały się płomienie z kominka. Powoli, jakby nie chciał jej spłoszyć pocałował ją. Delikatnie, nienachlanie, całkiem inaczej niż dotychczas. Przysunęła się do niego i odwzajemniła pocałunek. Kiedy się odsunął znowu popatrzył w jej oczy. Kobieta w tych stalowoszarych oczach utkwionych w niej zobaczyła nieme pytanie. Zaskoczyło ją, że była to pytanie, a nie nachalność. W tym momencie Draco był całkiem inny. Nie znaczyło to, że stracił swoją pewność siebie, determinację i zuchwałość. Po prostu dostrzegła w nim coś jeszcze. Jakby ten stojący przed nią mężczyzna miał w głębi siebie inne oblicze. Oblicze, którego nigdy nie ujawnia. Jakby było dla niego wielkim wstydem, że je ma. Może, dlatego w tym momencie nie uciekła od niego. A może miało to związek z tym, że sama przed sobą musiała w końcu się przyznać do tego, że od dawna ma na to ochotę. Może wpływ na to miało miejsce. Półmrok przełamany światłem ognia. Albo wszystko razem. Nieznacznie kiwnęła głową, ale wystarczyło na tyle, żeby to zauważył. Złapał ją za rękę i poprowadził w stronę schodów. Była pewna, że zaprowadzi ją do jej pokoju, ale on wszedł do pokoju wspólnego chłopaków. Potem skierował się do swojej sypialni. Może kogoś zdziwiłoby jej zachowanie. Ona pewna siebie gryfonka, która buntuje się przeciw zasadą tego ślizgona, którego nienawidziła całe życie. Ale w tym momencie nie chciała o tym myśleć. W końcu, każdy ma prawo, chociaż raz w życiu zapomnieć się i nie myśleć o konsekwencjach. Szczególnie, że jej świat stanął do góry nogami. Osoba, która była jej przyjaciel odsunęła się od niej, a osoby, od których nigdy by się tego nie spodziewała podały jej pomocną dłoń. Kiedy tylko zaklęciem zabezpieczył drzwi zaczął ją całować. Nagle przerwał i popatrzył na nią z obawą.
- Co się stało? – pierwsze, co jej przyszło na myśl to, że zapewne się rozmyślił. Zmieniła zdanie widząc jego zdenerwowanie.
- Czy ty… - nie wiedział jak się o to zapytać – czy ty kiedyś wcześniej… - roześmiała się słysząc jak się plącze.
- Tak Malfoy wcześniej uprawiałam seks i to nie raz. – ta odpowiedź zadowoliła go. Tak naprawdę to bał się, co by się stało, kiedy Denis dowiedziałby się, że Draco pozbawił jego siostrę cnoty. Uśmiechając się pocałował ją.
---
Jeszcze jest sobota, więc zdążyłam tak jak obiecałam. Przy okazji Życzę wam wesołych, zdrowych i spokojnych świąt.
Nie narzekać notka - 3,5 strony :P