Czas na ostatnią część.
---
Była rozdrażniona i rozżalona. Sądziła, że się zmienił, ale to były tylko pozory. Nie pomiatał nią jak dawniej to fakt, ale dalej chciał rządzić i sprawować władzę nad wszystkim i nad wszystkimi. A na to nie mogła pozwolić.
- Pani Hermiono czy wszystko w porządku?
- Tak Emily. Sama widzisz, ja czytam książkę, a Hanna się bawi. Mogłabym prosić cię o kawę?
- To będzie dzisiaj już trzecia.
- Wiem, ale proszę cię zrób mi.
- No dobrze, ale powinna pani o siebie dbać – starsza kobieta wyszła, a Hermiona znowu pogrążyła się we własnych myślach. Dwa dni później Draco wyjechał. Wcześniej jej wspominał, że musi wyjechać w interesach na ponad dwa tygodnie. Teraz nawet się nie pojawił, żeby porozmawiać, czy choćby się pożegnać. Upewniło ją to, że to koniec związku, który jeszcze dobrze się nie zaczął.
Na początku kolejnego tygodnia musiała przestać myśleć o swoim sąsiedzie. Na głowę spadła jej organizacja przyjęcia urodzinowego swojej ukochanej córeczki, które wypadały w weekend. Robiła zakupy, zapraszała gości, piekła i gotowała z Emily oraz przystrajała dom. Siedemnastego czerwca świat stanął jak zawsze do góry nogami. Rano z uśmiechem na twarzy i wielką paczką obudziła swojego aniołka. Hermiona wzięła urlop, żeby poświęcić cały dzień córce. Koło południa w posiadłości zjawili się państwo Granger, a po południu zaczęli schodzić się goście. Prezenty zostały rozpakowane, świeczki zdmuchnięte, a tort zjedzony. Dorośli siedzieli pijąc kawę, a dzieci bawiły się na dywanie wśród zabawek. Hermiona wstała na chwilę, kiedy zaczepiła ją Ginny.
- Miona nie chcę cię niepokoić, ale Han zachowuje się jakoś dziwnie.
- Co masz na myśli? – panna Granger popatrzyła na swoją córeczkę.
- Tak się przyglądałam. Niby bawi się z Molly, ale co chwilę patrzy w stronę holu. Wydaje się jakaś smutna. Całkowicie jak nie ona. Jakby ktoś wypompował z niej całą energię.
- Wiem. – kobieta westchnęła z rezygnacją - To przez Francesco. Tłumaczyłam jej, że nie może przyjechać, bo jest zajęty, ale jak widać ona dalej ma nadzieję, że przyjedzie.
- Co za drań. Ukatrupiłabym go. – Pani Potter nie kryła swojej nienawiści do byłego męża przyjaciółki.
- Opowiadałam ci kiedyś, że dopiero jakiś czas po rozwodzie uświadomiłam sobie, że moje małżeństwo było tylko pięknym przedstawieniem. Ale dopiero zauważyłam to patrząc na tą sytuacje z boku, ale ona jest jeszcze na to za mała. – żałowała, że nie może nic zrobić, aby pocieszyć Han.
- Otworzę – na dźwięk dzwonka mała szatynka wystrzeliła do drzwi jak z procy – Jesteś!
- Przepraszam cię na chwile Gin. – idąc do drzwi zastanawiała się, czy tym razem pomyliła się, co do Francesco. W końcu nawet w salonie było słychać radosne krzyki Hanny.
- Przyjechałeś!
- Obiecałem ci, a ja obietnic nie łamię – stanęła zaszokowana. Nie spodziewała się tego, co zobaczyła.
- Witaj Hermiono – mężczyzna uśmiechnął się do niej przytulając Han.
- Malfoy? Co tu robisz? – prędzej spodziewałaby się spotkać w drzwiach swojego byłego męża niż blondyna, o którym myślała w każdej wolnej chwili.
- Ja go zaprosiłam – z uradowaną miną Hanna popatrzyła na matkę.
- I byłaś markotna, bo go nie było? – podeszła do nich i pogłaskała córkę, która energicznie kiwała główką. Draco postawił ją na podłodze.
- Chodź pokaże ci gości i prezenty. – złapała go za rękę.
- A właśnie, co do prezentów to mam coś dla ciebie. – wyciągnął i wręczył jej niewielki pakunek, który z radością przyjęła. - Zanim pójdziemy mogę chwilę porozmawiać z twoją mamą?
- Hermiono, dlaczego stoicie w holu? Zaproś pana do środka. – Kobieta, którą zobaczył była starsza, ale uderzająco podobna do Hermiony. Zaśmiał się w myślach, że właśnie w tym momencie przed nim stoją trzy pokolenia Grangerównych. Matka, córka i wnuczka.
- Oczywiście mamo już idziemy. Zapraszam do salonu.
- Dziękuję. – ciągnięty przez Han za rękę został wprowadzony do pokoju. Tak jak się spodziewał po jego przestąpieniu zobaczył zszokowanych Potterów oraz Weasleyów. Rudzielec już chciał zerwać się z wrzaskiem i zrobiłby to, gdyby Hermiona szybko nie zareagowała
- Ron spokojnie, wszystko jest w porządku. Chcesz wina? – pytanie skierowane było do blondyna
Zdziwiła się widząc jak państwo Potter spokojnie rozmawiają z Malfoyem. Siedząc na sofie powoli sączyła wino i przyglądała się blondynowi. Sama nawet nie wiedziała, że bezwiednie podąża za nim wzrokiem.
- Bardzo miły i kulturalny ten twój sąsiad. – obok niej usiadła pani Granger. – I przystojny.
- Nie zaprzeczę, ale do tego wszystkiego chciałby rządzić wszystkim i wszystkimi. – podsumowała - Przepraszam mamuś sama widzisz, że Ginny mnie woła. – Chwilę później państwo Potter i Weasley pożegnali się zabierając swoje zmęczone pociechy do domu. Pan Granger zabrał Hannę, żeby położyć ją do łóżka, a mama Hermiony znikła w kuchni razem z Emily. Odprowadzała Draco do drzwi, kiedy ten nagle złapał ją za rękę i popatrzył w oczy. Stali tak chwilę. Hermiona wyswobodziła swoją rękę z jego uścisku.
- Chyba musisz już iść.
- Tak, ale najpierw muszę z tobą porozmawiać. – cały czas patrzył na nią uważnie.
- A mamy, o czym? – założyła ręce na piersi.
- Tak, o naszej rozmowie przed moim wyjazdem.
- Przecież wszystko jest jasne. Mamy całkiem inna podejście do życia. – nie chciała wracać do tamtego tematu.
- Mamy inne podejście, bo matka była w domu zawsze odkąd się urodziłem, chociaż i tak się mną nie zajmowała. Ty wychowałaś się w domu gdzie matka pracowała. Rozmawiałem z nią o tym.
- Co?! – zszokował ją tym.
- Rozmawiałem z nią o tym. – powtórzył - Opowiedziała mi, że nie było to zawsze łatwe, ale dzięki temu ona czuła się samodzielna, chociaż bez problemu mogła pozwolić sobie na to by tylko pracował twój ojciec. Jak widać wyszło jej to na dobre, bo wychowała porządnie swoją córkę. Chociaż moim zdaniem jedynym jej błędem wychowawczym jest to, że jej córka niekiedy jest przemądrzała
- Malfoy. – lekko warknęła.
- No już dobrze, pożartować nie można? – uśmiechnął się – Myślałem nad naszą rozmową przez cały mój wyjazd. Najpierw byłem wściekły, że nie rozumiesz, o co mi chodzi. Nie chcesz przyjąć do wiadomości, że tak byłoby najlepiej. Potem dopiero dotarło do mnie, że może masz rację i zachowuję się jak dupek, który chce wszystkim rządzić.
- To i tak nie ma już znaczenia. Za bardzo się różnimy.
- Różnimy się bardzo, ale możemy nauczyć się chodzić na kompromis? – chwilę się zamyśliła, po czym przecząco pokręciła głową
- Złudne nadzieję, a jak wiadomo nadzieja matką głupich. – słysząc ją roześmiał się.
- Optymizm Granger nie jest twoją mocną stroną. Ludzie zawsze powtarzają, że nadzieja matką głupich, ale ja sądzę inaczej. Wyznaję zasadę, że nadzieja to pięćdziesiąt procent sukcesu. Chociaż raz w życiu zaryzykuj i postaw wszystko na jedną kartę.
- Ale…
- Do cholery Granger, ja cię kocham – zatkało ją całkowicie – Nie sądziłem, że kiedyś to komuś powiem, ale kocham cię i kocham Hanne. No powiedz coś w końcu.
- A ja kocham ciebie. I może warto zaryzykować, ale jak okażesz się dupkiem to nie ręczę za siebie. I wiedz, że dotrzymuję obietnic
- Zapewne, przecież gryfoni są tacy honorowi. – zakpił
- Zamknij się blondasie – złapał ją i przyciągając do siebie. Zatracili się w pocałunku.
- Mamusiu? – odskoczyła od niego, ale przytrzymał ją i przytulił do siebie.
- Han, dlaczego nie spisz? Gdzie dziadek?
- Dziadek śpi. – roześmiali się
- Chodź tu do nas. – Draco wziął ją na ręce. I stali tak w trójkę przytuleni do siebie, każdy tak różny i inny, ale wierzyli, że nadzieja to pięćdziesiąt procent sukcesu.