sobota, 19 stycznia 2013

Nadzieja to 50% sukcesu - III


Czas na ostatnią część.
---
Była rozdrażniona i rozżalona. Sądziła, że się zmienił, ale to były tylko pozory. Nie pomiatał nią jak dawniej to fakt, ale dalej chciał rządzić i sprawować władzę nad wszystkim i nad wszystkimi. A na to nie mogła pozwolić.
- Pani Hermiono czy wszystko w porządku?
- Tak Emily. Sama widzisz, ja czytam książkę, a Hanna się bawi. Mogłabym prosić cię o kawę?
- To będzie dzisiaj już trzecia.
- Wiem, ale proszę cię zrób mi.
- No dobrze, ale powinna pani o siebie dbać – starsza kobieta wyszła, a Hermiona znowu pogrążyła się we własnych myślach. Dwa dni później Draco wyjechał. Wcześniej jej wspominał, że musi wyjechać w interesach na ponad dwa tygodnie. Teraz nawet się nie pojawił, żeby porozmawiać, czy choćby się pożegnać. Upewniło ją to, że to koniec związku, który jeszcze dobrze się nie zaczął.

Na początku kolejnego tygodnia musiała przestać myśleć o swoim sąsiedzie. Na głowę spadła jej organizacja przyjęcia urodzinowego swojej ukochanej córeczki, które wypadały w weekend. Robiła zakupy, zapraszała gości, piekła i gotowała z Emily oraz przystrajała dom. Siedemnastego czerwca świat stanął jak zawsze do góry nogami. Rano z uśmiechem na twarzy i wielką paczką obudziła swojego aniołka. Hermiona wzięła urlop, żeby poświęcić cały dzień córce. Koło południa w posiadłości zjawili się państwo Granger, a po południu zaczęli schodzić się goście. Prezenty zostały rozpakowane, świeczki zdmuchnięte, a tort zjedzony. Dorośli siedzieli pijąc kawę, a dzieci bawiły się na dywanie wśród zabawek. Hermiona wstała na chwilę, kiedy zaczepiła ją Ginny.
- Miona nie chcę cię niepokoić, ale Han zachowuje się jakoś dziwnie.
- Co masz na myśli? – panna Granger popatrzyła na swoją córeczkę.
- Tak się przyglądałam. Niby bawi się z Molly, ale co chwilę patrzy w stronę holu. Wydaje się jakaś smutna. Całkowicie jak nie ona. Jakby ktoś wypompował z niej całą energię.
- Wiem. – kobieta westchnęła z rezygnacją - To przez Francesco. Tłumaczyłam jej, że nie może przyjechać, bo jest zajęty, ale jak widać ona dalej ma nadzieję, że przyjedzie.
- Co za drań. Ukatrupiłabym go. – Pani Potter nie kryła swojej nienawiści do byłego męża przyjaciółki.
- Opowiadałam ci kiedyś, że dopiero jakiś czas po rozwodzie uświadomiłam sobie, że moje małżeństwo było tylko pięknym przedstawieniem. Ale dopiero zauważyłam to patrząc na tą sytuacje z boku, ale ona jest jeszcze na to za mała. – żałowała, że nie może nic zrobić, aby pocieszyć Han.
- Otworzę – na dźwięk dzwonka mała szatynka wystrzeliła do drzwi jak z procy – Jesteś!
- Przepraszam cię na chwile Gin. – idąc do drzwi zastanawiała się, czy tym razem pomyliła się, co do Francesco. W końcu nawet w salonie było słychać radosne krzyki Hanny.  
- Przyjechałeś!
- Obiecałem ci, a ja obietnic nie łamię – stanęła zaszokowana. Nie spodziewała się tego, co zobaczyła.
- Witaj Hermiono – mężczyzna uśmiechnął się do niej przytulając Han.
- Malfoy? Co tu robisz? – prędzej spodziewałaby się spotkać w drzwiach swojego byłego męża niż blondyna, o którym myślała w każdej wolnej chwili.
- Ja go zaprosiłam – z uradowaną miną Hanna popatrzyła na matkę.
- I byłaś markotna, bo go nie było? – podeszła do nich i pogłaskała córkę, która energicznie kiwała główką. Draco postawił ją na podłodze.
- Chodź pokaże ci gości i prezenty. – złapała go za rękę.
- A właśnie, co do prezentów to mam coś dla ciebie. – wyciągnął i wręczył jej niewielki pakunek, który z radością przyjęła. - Zanim pójdziemy mogę chwilę porozmawiać z twoją mamą?
- Hermiono, dlaczego stoicie w holu? Zaproś pana do środka. – Kobieta, którą zobaczył była starsza, ale uderzająco podobna do Hermiony. Zaśmiał się w myślach, że właśnie w tym momencie przed nim stoją trzy pokolenia Grangerównych. Matka, córka i wnuczka.
- Oczywiście mamo już idziemy. Zapraszam do salonu.
- Dziękuję. – ciągnięty przez Han za rękę został wprowadzony do pokoju. Tak jak się spodziewał po jego przestąpieniu zobaczył zszokowanych Potterów oraz Weasleyów. Rudzielec już chciał zerwać się z wrzaskiem i zrobiłby to, gdyby Hermiona szybko nie zareagowała
- Ron spokojnie, wszystko jest w porządku. Chcesz wina? – pytanie skierowane było do blondyna

Zdziwiła się widząc jak państwo Potter spokojnie rozmawiają z Malfoyem. Siedząc na sofie powoli sączyła wino i przyglądała się blondynowi. Sama nawet nie wiedziała, że bezwiednie podąża za nim wzrokiem.
- Bardzo miły i kulturalny ten twój sąsiad. – obok niej usiadła pani Granger. – I przystojny.
- Nie zaprzeczę, ale do tego wszystkiego chciałby rządzić wszystkim i wszystkimi. – podsumowała - Przepraszam mamuś sama widzisz, że Ginny mnie woła. – Chwilę później państwo Potter i Weasley pożegnali się zabierając swoje zmęczone pociechy do domu. Pan Granger zabrał Hannę, żeby położyć ją do łóżka, a mama Hermiony znikła w kuchni razem z Emily. Odprowadzała Draco do drzwi, kiedy ten nagle złapał ją za rękę i popatrzył w oczy. Stali tak chwilę. Hermiona wyswobodziła swoją rękę z jego uścisku.
- Chyba musisz już iść.
- Tak, ale najpierw muszę z tobą porozmawiać. – cały czas patrzył na nią uważnie.
- A mamy, o czym? – założyła ręce na piersi.
- Tak, o naszej rozmowie przed moim wyjazdem.
- Przecież wszystko jest jasne. Mamy całkiem inna podejście do życia. – nie chciała wracać do tamtego tematu.
- Mamy inne podejście, bo matka była w domu zawsze odkąd się urodziłem, chociaż i tak się mną nie zajmowała. Ty wychowałaś się w domu gdzie matka pracowała. Rozmawiałem z nią o tym.
- Co?! – zszokował ją tym.
- Rozmawiałem z nią o tym. – powtórzył - Opowiedziała mi, że nie było to zawsze łatwe, ale dzięki temu ona czuła się samodzielna, chociaż bez problemu mogła pozwolić sobie na to by tylko pracował twój ojciec. Jak widać wyszło jej to na dobre, bo wychowała porządnie swoją córkę. Chociaż moim zdaniem jedynym jej błędem wychowawczym jest to, że jej córka niekiedy jest przemądrzała
- Malfoy. – lekko warknęła.
- No już dobrze, pożartować nie można? – uśmiechnął się – Myślałem nad naszą rozmową przez cały mój wyjazd. Najpierw byłem wściekły, że nie rozumiesz, o co mi chodzi. Nie chcesz przyjąć do wiadomości, że tak byłoby najlepiej. Potem dopiero dotarło do mnie, że może masz rację i zachowuję się jak dupek, który chce wszystkim rządzić.
- To i tak nie ma już znaczenia. Za bardzo się różnimy.
- Różnimy się bardzo, ale możemy nauczyć się chodzić na kompromis? – chwilę się zamyśliła, po czym przecząco pokręciła głową
- Złudne nadzieję, a jak wiadomo nadzieja matką głupich. – słysząc ją roześmiał się.
- Optymizm Granger nie jest twoją mocną stroną. Ludzie zawsze powtarzają, że nadzieja matką głupich, ale ja sądzę inaczej. Wyznaję zasadę, że nadzieja to pięćdziesiąt procent sukcesu. Chociaż raz w życiu zaryzykuj i postaw wszystko na jedną kartę.
- Ale…
- Do cholery Granger, ja cię kocham – zatkało ją całkowicie – Nie sądziłem, że kiedyś to komuś powiem, ale kocham cię i kocham Hanne. No powiedz coś w końcu.
- A ja kocham ciebie. I może warto zaryzykować, ale jak okażesz się dupkiem to nie ręczę za siebie. I wiedz, że dotrzymuję obietnic
- Zapewne, przecież gryfoni są tacy honorowi. – zakpił
- Zamknij się blondasie – złapał ją i przyciągając do siebie. Zatracili się w pocałunku.
- Mamusiu? – odskoczyła od niego, ale przytrzymał ją i przytulił do siebie.
- Han, dlaczego nie spisz? Gdzie dziadek?
 - Dziadek śpi. – roześmiali się
- Chodź tu do nas. – Draco wziął ją na ręce. I stali tak w trójkę przytuleni do siebie, każdy tak różny i inny, ale wierzyli, że nadzieja to pięćdziesiąt procent sukcesu.

czwartek, 10 stycznia 2013

who I am - odc. 17


Wiem powinniście mnie zabić za to, że tak długo musiałyście czekać na tą część. Przepraszam, ale nie miałam weny do pisania, ani ochoty i czasu. Nawet jak czas był to mi się nie chciało. To napisałam dzisiaj i to na zasadzie „w końcu muszę coś napisać”. Nienajwyższych lotów, ale coś jest. Miłego czytania
---
Była zmęczona. Cały dzień spędziła sporządzając notatki do egzaminów. Leżała na łóżku z zamkniętymi oczami otoczona błogą ciszą, która nagle została przerwana.
- Siostra jesteś?! – z niechęcią podniosła się i wyszła na korytarz.
- Co chciałeś Den?
- Możesz zejść na dół? – wzdychając zbiegła po schodach. Di Binetti stał na środku salonu. Widząc siostrę uśmiechnął się szeroko. – Mam do ciebie pewną sprawę.
- Zdążyłam już się tego domyśleć.
- Chcieliśmy zagrać w quidditch, ale nie mamy sędziego. – słysząc to roześmiała się.
- Chyba sobie żartujesz ze mnie. Ja i sędziowanie? Nie lubię latać. Wolę twardo stąpać po ziemi.
- Ale Her… - jego wypowiedź przerwało wkroczenie do pokoju trzech osób
- I jak załatwiłeś już wszystko Cwaniaku? – Malfoy stanął obok szatyna
- Nie chce się zgodzić.
- Mówiłam wam, że ona nie lubi latać, ale wy uparliście się jak jakieś osły. – Gin opadła na fotel.
- Zawsze warto było spróbować – Zabini zajął drugi fotel.
- Chciałaś chyba Weasley powiedzieć, że ona nie potrafi latać – Malfoy uśmiechnął się lekko widząc jak po jego słowach panna Di Binetti mruży oczy. O to właśnie mu chodziło. Już dawno zauważył, że trzeba nacisnąć delikatnie jeden punkt i dziewczyna od razu się denerwuję.
- Malfoy jak sam nie potrafisz latać to nie znaczy, że musisz wpierać głupoty innym.
- Ja niczego nikomu nie wpieram – podszedł do niej bliżej. Czuła jak otacza ją zapach jego perfum. Próbowała być spokojna, ale nieposłuszne serce zaczyna tłuc się niebezpiecznie o żebra. W myślach pojawiło się wspomnienie ich pocałunku. Z przerażeniem modliła się żeby temu kretynowi nie odbiło i nie pocałował jej teraz. Dobrze wiedziała, ze Denis zabiłby ich. Chociaż z drugiej strony Malfoy zbierający lanie od jej brata to miła perspektywa. Jednak dla pewności zrobiła pół kroku w tył. W tym samym czasie on zrobił krok w przód. – Udowodni to, że potrafisz.
- I ci to udowodnię – odwróciła się i ruszyła w stronę schodów prowadzących do dormitoriów. – Denis będę potrzebować jakąś miotłę. Zaraz wracam tylko zabiorę kurtkę.

Pół godziny później stali na boisku każde z miotłą w ręku.
- Ja gram w drużynie z Gin przeciw wam dwóm. – Di Binetti objął rudowłosą dziewczynę. Hermiona jesteś sędzią. W grze użyjemy jednego tłuczka i gramy bez znicza. Wygrywa ten, kto pierwszy zdobędzie sto pięćdziesiąt punktów. – wszyscy kiwnęli głowami. Hermiona z lekkim niepokojem przyjęła pozycję do startu.
- Tylko uważaj, żebyś utrzymała równowagę księżniczko
- Spadaj Malfoy – chłopak zaśmiał się głośno i odpychając się od ziemi wystrzelił w górę. Hermiona popatrzyła na to jak robi pętle dookoła stadionu. Wiat targał jego jasne włosy. Widać było, że w powietrzu czuje się swobodnie. Mogłaby tak stać i cały czas obserwować go.
- Hermiona rusz się, bo chcemy grać
- Już idę Diable. – odepchnęła się nogami od ziemi. Poczuła jak wznosząc się wiatr uderzył o jej policzki. Przez chwilę zawisła w powietrzu z zamkniętymi oczami.
- Skarbie raczej trudno będzie ci sędziować z zamkniętymi oczami. – otworzyła oczy i z złością popatrzyła na blondyna.
- Mam nadzieję, że spadniesz z miotły. – krzyknęła w jego stronę. Malfoy uśmiechnął się ironicznie i patrzył jak odlatuje by zatrzymać się kawałek dalej. Bawiła go jej ostrożność. Sam musiał przyznać, że zwykle silna panna Di Binetti wygląda słodko będąc taka niepewna i nieporadna. Zanim gwizdnęła posłał jej ironiczny uśmiech i równo z sygnałem wystrzelił w górę. Był w swoim żywiole. Łapiąc kafla ruszył w stronę pętli wymijając po drodze rudzielca i odbijając tłuczka pałką. Hermiona w tym czasie krążyła niedaleko grających i pilnując ich liczyła punkty. W pewnym momencie poczuła mocne szarpnięcie, po czym wirując zaczęła spadać w dół. Złapał za trzonek, ale miotła nie zareagowała. Odwracając głowę do tyłu zauważyła, że miotła jest nadłamana, przez co straciła nad nią kontrolę. Krzyknęła patrząc na coraz szybciej zbliżającą się ziemie. Zamknęła oczy czekając na bolesne zderzenie. Nagle zaskoczone otworzyła oczy. Ktoś ją podtrzymywał.
- Z łaski swojej spróbuj się podciągnąć i wsiąść na moją miotłę.- nic nie mówiąc wykonała jego prośbę. Już po chwili siedząc bezpiecznie wylądowali na ziemi. – Nic ci nie jest? – popatrzył na nią uważnie odgarniając niesforny kosmyk włosów z jej policzka
- Chyba nie. Dzięki, gdybyś nie zdążył mnie złapać zaliczyłabym bolesny upadek. – słysząc to wzruszył ramionami. Stali tak wpatrując się w swoje oczy.
- Hermiona! – Ginny wylądowała i rzucając swoją miotłę złapała koleżankę odpychając Malfoya na bok. Zaraz za nią wylądował Denis i Blaise – Nic ci nie jest? Co się stało?
- Wszystko w porządku Gin. Nie wiem, miotła nagle pękła.
- Wcale nie pękła tak nagle – obydwie popatrzyły na Malfoya – Dostałaś w miotłę tłuczkiem, który odbił Denis.
- Siostra ja cię przepraszam, ja…
- Cwaniak cicho bądź. Wiem, że nie zrobiłeś tego specjalnie – podeszła i przytuliła brata.
- Nie dość, że tego nie zauważyłem to jeszcze zorientowałem się, że spadasz dopiero wtedy, kiedy Draco zanurkował pikując prosto w ziemie.
- Spokojnie braciszku nic mi nie jest. Malfoy jeszcze raz dzięki.
- Dobra koniec tego lamentu. Wracamy do zamku
- Masz racje Diabełku – Hermiona uśmiechnęła się do ciemnowłosego ślizgona. Zabini odwzajemniając uśmiech objął ręką jej ramie i ruszyli w stronę zamku. Pozostali popatrzyli po sobie i poszli za nimi.
***
Wszyscy już spali, a ona siedziała w pokoju wspólnym i patrzyła w ogień. Ciężkie chmury zasłoniły księżyc, przez co na zewnątrz panowała całkowita ciemność. Jakoś nie mogła spać. Po godzinie wiercenia się w swoim łóżku ubrała na siebie szlafrok i zeszła na dół. Rozpaliła ogień w kominku i teraz tak siedziała rozmyślając o wszystkim i niczym. Najczęściej przez jej myśli przewijał się obraz blondwłosego ślizgona. W pewnym momencie stwierdziła, że chyba jej odbija i powinna zgłosić się do skrzydła szpitalnego, bo była niemal pewna, że czuje zapach jego perfum.
- Nie za późno na medytacje skarbie? – ze strachu zerwała się na równe nogi. Za sofą stał obiekt jej rozmyślań. Jak gdyby nigdy nic stał w samych bokserkach i przyglądał się jej.
- A ty nie masz, co robić? Zamiast spać to ludzi straszysz. – nie odpowiedział okrążył sofę i stanął naprzeciwko niej.
- Ja nikogo nie straszę. To raczej ty musisz mieć coś na sumieniu, że tak się boisz – posłał jej lekko ironiczny uśmiech. Stała jak sparaliżowana. Nie rozumiała tego, dlaczego akurat ten mężczyzna tak na nią działał. Kiedy był tak blisko czuła się jakby jej organizm przestawał jej słuchać. Jakby olewał rozum, który cały czas wiedział, że, na co dzień ma gdzieś tego cholernego, zakochanego w sobie imbecyla, od którego powinna trzymać się z daleka. Malfoy zrobił kolejny krok w jej stronę, a ona stała jakby wrosła w ziemię. Dotknął jej policzka i uśmiechnął się słysząc jak przyśpiesza jej oddech. Przyciągnął ją do siebie i pocałował. Zatopiła się w tym pocałunku. Jej zmysły zostały całkowicie owładnięte przez tego człowieka. Czuła jego zapach i smak jego ust. Między pocałunkami słyszała jego oddech. W pewnym momencie pomimo tego, że zrobiła to niechętnie odsunęła się od niego. Wiedziała, że musi to zrobić zanim wszystko potoczy się za daleko
- Dobranoc Malfoy – odwróciła się i jak najszybciej ruszyła w kierunku schodów. Złapał ją za rękę i z powrotem przyciągając do siebie znowu pocałował. Czuła jak błądzi rękami po jej ciele z każdym ruchem wyłączając jej myślenie. Puścił ją w momencie, kiedy zabrakło jej tchu.
- Dobranoc księżniczko. – uśmiechając się w typowo Malfoyowski sposób wszedł na schody. Klnąc w duchu z własnej głupoty na to, że pozwoliła mu się pocałować oparła głowę o zimną ścianę próbując uspokoić swoje myśli. Po dłuższej chwili dalej z mentlikiem w głowie wróciła do swojego dormitorium. Dobrze wiedziała, że dzisiejszą noc ma już z głowy. Mogłaby wziąć eliksir nasenny, ale nie lubiła tego robić. Zapaliła świecę wiszące na ścianie i biorąc książkę położyła się na łóżku starając się wyrzucić z myśli Draco Malfoya. Mężczyznę, który doprowadzał ją do szewskiej pasji irytując na wszelkie możliwe sposoby, ale zarazem mężczyznę, do którego ostatnio zaczęła czuć pożądanie, co wcale jej się nie podobał.
***
Budzik wyrwał ją z dość płytkiego snu. Była godzina siódma. Czyli musiała zasnąć na jakieś dwie i pół godziny. Jeszcze wpół do piątej czytała książkę, a raczej starała się czytać nie mogąc zasnąć. Starała się, bo nic nie rozumiała z czytanego tekstu. Jej myśli usilnie próbowały uciec do obrazu przystojnego mężczyzny w samych czarnych spodenkach. I jakoś nie pomogła na to Historia Hogwartu. Z trudem wstała z łóżka i powłócząc nogami weszła do łazienki. Po długim prysznicu za pomocą zaklęć próbowała zatuszować sińce pod oczami, które były ewidentnym dowodem nieprzespanej nocy. Ale nawet silne czary nie dawały całkowitych rezultatów. Wzdychając z rezygnacją wróciła do pokoju, złapała swoja torbę i wyszła udając się na śniadanie. W wielkiej sali nieliczni uczniowie siedzieli już przy swoich stołach. Lubiła przychodzić tutaj wcześniej jeszcze przed oficjalną godziną rozpoczęcia śniadania. Duże pomieszczenie było wtedy wypełnione ciszą i spokojem pozwalając jej tym samym na przyjemną relaksacje przed zajęciami. Dzisiaj jednak nie czuła się najlepiej. Grzebiąc łyżka w miseczce z owsianką starała się nie zasnąć. Wypiła filiżankę kawy i łapiąc dzbanek kolejny raz napełniła ją czarnym napojem. Miała nadzieję, że porządna dawka kofeiny pobudzi ją do życia. Oparła głowę na ręce i na chwilę przymknęła oczy.
- Chyba ktoś tu się nie wyspał – niechętnie uchyliła jedną powiekę i popatrzyła na siadającego przed nią mężczyznę.
- Odkryłeś Amerykę Zabini.
- Nie Amerykę, ale niewyspaną Hermionę Di Binetti. Co się stało, że jesteś tak niewyspana?
- Nie mogłam spać.
- Dlaczego nie wzięłaś eliksiru słodkiego snu?
- Nie lubię się faszerować eliksirami. – Blaise pokiwał głową z dezaprobatą.
- Lepiej pochłaniać tony kofeiny. Poczekaj chwilę – pogrzebał za czymś, po czym z torby wyciągnął małe zawiniątko związane rzemykiem. Rozwiązał go i rozłożył, przez co wyglądał jak mały kawałek oprawionej skóry. W środku przyszyto pętelki, za którymi wepchane były malutkie fiolki. Ślizgon wyciągnął jedną, w której znajdowała się różowa ciecz. Hermiona patrzyła jak mężczyzna nalewa wody do pucharu, po czym wlewa do niej pięć kropli różowej substancji. – Wypij to – postawił przed nią złote naczynie, po czym chowając fiolkę zawinął całość i wiążąc rzemykiem wrzucił z powrotem do torby.
- Co to jest?
- Eliksir, który pomorze ci utrzymać się na nogach. Jest zdrowszy niż kofeina. Na pewno nie poczujesz się po nim pełna sił, ale nie zaśniesz na zajęciach.
- Mówiłam ci, że nie lubię łykać eliksirów – podejrzewała, że związane jest to z tym, że nigdy nie lubiła lekarstw i od małego starała się unikać ich jak ognia.
- Kobieto jesteś uparta jak osioł. Za chwilę na śniadanie przyjdzie twój brat i zapewniam cię, że widząc cię w takim stanie zrobi ci taką pogadankę na temat zdrowego snu, że pójdzie ci w pięty – niestety Hermiona musiała przyznać mu rację. Wzięła puchar delikatnie do ręki i powąchała jego zawartość. Lekko różowa zawartość pachniała jak soczyste truskawki. Upiła mały łyk i uśmiechnęła się zdając sobie sprawę, że smakuje jak truskawki. Szybko wypiła cała zawartość i odstawiła puste naczynie. Przymknęła oczy i chwile siedziała bez ruchu. Czuła jak po całym ciele rozchodzi się przyjemne ciepło. Najpierw wypełniło palce u nóg, łydki, uda i biodra. Wędrowało przez pupę w górę po kręgosłupie i równocześnie przez brzuch w stronę klatki piersiowej. Kiedy dotarło do dłoni w palcach poczuła przyjemne mrowienie. Wszystko skończyło się, gdy to dziwne ciepło ogarniając całe jej ciało zakończyło swoją podróż na czubku głowy. Wzięła głęboki oddech i otworzyła oczy.
- I jak? – Blaise uśmiechał się do niej szeroko.
- Dziwne, ale czuję się lepiej. Chociaż i tak nie pogardziłabym kilkoma godzinami snu
- Widzisz eliksiry nie gryzą.
- Ale i tak ich nie lubię – posłała mu delikatny uśmiech
- Nikt nie każe ci ich zażywać codziennie, ale niekiedy mogą się przydać
- Dlatego spożywam je sporadycznie. Co to miałeś za woreczek ze skarbami?
- Takie moje małe zaopatrzenie. – puścił do niej oko - Eliksir na kaca, na zmęczenie i przeciwbólowy.
- A dwa pozostałe? Miałeś pięć fiolek
- Tajemnica państwowa. – wiedziała po jego minie, że nie ma, co drążyć. – Nie rozumiem jednego. Jak to zrobiłeś, że one są w tak małych fiolkach, a jeszcze je rozpuszczasz w wodzie. Przecież normalnie trzeba wypić większą dawkę eliksiru.
- Są specjalnie przyrządzane na mniejszej ilości wody. Powiedzmy, że to tak jakby esencja eliksiru. Lepiej nawet określiłbym to, jako koncentrat. Dlatego rozpuszczam go w wodzie. Wypicie zawartości fiolki na raz byłoby za mocną dawką – rozumiejąc kiwnęła głową.
- O czym tak dyskutujecie? – Malfoy opadł na miejsce obok Zabiniego i pierwsze, co zrobił złapał za dzbanek z kawą.
- O eliksirach
- Ludzie czy wy musicie nawet przy śniadaniu rozmawiać o lekcjach – blondyn z dezaprobatą pokręcił głową, a oni uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo. Żadne z nich nie miało ochoty wyprowadzać blondyna z błędnego myślenia.