czwartek, 28 listopada 2013

Lena & Sco I

Moi drodzy przed wami mój kolejny nowy stwór, który wykluł się już jakiś czas temu i czekał na swoją kolej. Od razu zaznaczam, że nie jest to standardowe opowiadanie. Zanim zaczniemy tą historie chciałabym podziękować i zarazem przedstawić wam jedną osobę, kryjącą się pod pseudonimem Konoe Subaru – od tego opowiadania została moją betą. Jeszcze raz ci dziękuję kochana :-)
---
Kobieta skończyła czytać list i odłożyła go na stolik. Wzięła do ręki kieliszek i upiła łyk czerwonego wytrawnego wina. Myślała nad tym jak szybko upływa czas. Jej mała córeczka za pół roku kończyła szkołę. Pomimo tego, że tak szybko dorastała, dalej systematycznie pisała do niej listy. Dokładnie co dwa tygodnie. Od pewnego czasu wspominała w nich o chłopcu, z którym zaczęła się spotykać. W liście, który przyszedł dzisiaj poinformowała ją, że w czasie zbliżającej się przerwy świątecznej chciałaby, żeby go poznała. Jej Lenka zakochała się i była szczęśliwa. Siedząc tak nawet nie zorientowała się, że zasypia.
***
- Mamo! – śliczna brunetka przepychała się między ludźmi. Kiedy udało jej się podejść bliżej, z okrzykiem radości rzuciła się kobiecie na szyję.
- Jak dobrze cię widzieć kochanie – pani Carter mocno przytuliła córkę.
- Ciebie też mamo. Już nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła usiąść w salonie u dziadków pod choinką i zjeść ciasto bananowe upieczone przez babcie.
- Dzwoniła dzisiaj do mnie i pytała się, czy jutro po południu przyjedziemy do nich.
- A czy mogłoby to być do południa? – z nadzieją popatrzyła na matkę –Bo jutro o tej porze jestem umówiona
- Jeszcze dobrze nie przyjechałaś, a już masz jakieś plany. Powsinoga z ciebie Leno. – uśmiechnęła się do córki – Chodź, idziemy do samochodu. Zanim dojedziemy do domu, musisz zadzwonić do babci i dowiedzieć się, czy twoja prośba może być spełniona
- Dobrze – ruszyły w stronę ściany. Kobieta nie zauważyła jak Lena odwraca się ostatni raz i przesyła buziaka w stronę chłopaka stojącego w tłumie.
***
Dzisiejszy dzień był dla niej cudowny. Rano wspólnie z Leną zjadła śniadanie, a potem pojechała z nią do rodziców. Przyjemnie było siedzieć w salonie i przy czarnej gorzkiej kawie jeść słodkie ciasto bananowe. Z uśmiechem na ustach obserwowała rozgrywkę szachową pomiędzy Leną a dziadkiem. Po obiedzie wróciły do siebie. Ona popołudnie spędzała siedząc w fotelu z książką, a Lena gdzieś wyszła.
- Mamo jesteś?
- W salonie.
- Chodź, nie bój się moja mama cię nie zje – słyszała jak córka szepta do kogoś stojąc w holu. Ale po chwili do salonu weszła sama – Mamuś chciałabym ci kogoś przedstawić. No chodź tu – dziewczyna ponaglająco machnęła na kogoś ręką. Po chwili do pokoju wszedł przystojny chłopak. Kobieta wstała z fotela – Mamo poznaj to jest Scorpius - mój chłopak. – ale tego Hermiona już nie usłyszała, bo ona czuła jakby cofnęła się w czasie. Dobrze wiedziała, że stoi w swoim salonie, ale nie mogła uwierzyć, że właśnie patrzy na tak dobrze jej znane platynowe  włosy, perfekcyjne rysy twarzy, jasną cerę i te magnetyczne stalowoszare oczy.
- Miło mi panią poznać pani Carter – kobieta otrząsnęła się. – Scorpius Malfoy – chłopak wyciągnął dłoń w jej kierunku.
- Mi również jest miło cię w końcu poznać Scorpiusie  – uścisnęła jego rękę. – Napijecie się czegoś?
- Nie wiem jak ty Sco, ale ja chętnie napiję się kawy. – widząc, że rodzicielka rusza w stronę kuchni dziewczyna zatrzymała ją - Mamo poczekaj ja pójdę i zrobię.
- Dobrze

Przez całą wizytę Malfoya juniora Hermiona starała się być miła i uprzejma. Kiedy Lena i chłopak wyszli podeszła do barku i wyciągnęła butelkę czerwonego wina. Dla ułatwienia za pomocą zaklęcia szybko ją odkorkowała i nalała trunek do kieliszka. Kolejnym ruchem różdżki rozpaliła ogień w kominku. Usiadła w fotelu i zapatrzyła się na języki ognia powoli liżące drewno, które w odpowiedzi wydawały cichy trzask. Rozmyślała nad dziwnym zbiegiem okoliczności. Po jakiś trzech godzinach jej spokój został przerwany.
- Wróciłam. I co o nim myślisz mamo? Czy nie jest świetny? – usadowiła się w drugim fotelu i popatrzyła na swoją rodzicielkę
- Mhy
- Mamo, czy ty mnie w ogóle słuchasz?
- Tak kochanie. Nie znam go za bardzo, ale mogę powiedzieć, że jest dobrze wychowany, widać to po jego nienagannych manierach.
- Jest może trochę za bardzo pewny siebie, niekiedy arogancki i ironiczny – słuchając tego opisu w myślach wypowiedziała jeden wyraz „Draco” – ale to właśnie w nim lubię. Poznałam dzisiaj jego rodziców.
- I jacy ci się wydają?
- Trochę bardzo oficjalni. Znaczy nie do końca. Pani Malfoy wydawała mi się bardzo chłodna, ale pan Malfoy był miły
- Ale? – Hermiona zbyt dobrze znała swoją córkę żeby nie wyczuć w jej głosie wahania
- Mogłabym powiedzieć, że na początku wydawał się nawet sympatyczny, ale potem tak jakby nabrał dystansu. Po tym kiedy odpowiedziałam mu na pytanie o tobie i tacie.
- Na jakie pytanie?
- Pytał się skąd pochodzicie. Opowiedziałam mu, że tata ze Szkocji, a ty z Londynu. Wtedy zapytał się o twoje nazwisko panieńskie.
- Nie przejmuj się kochanie na pewno ci się wydawało. – Hermiona nie chciała kontynuować tej rozmowy – Już późno. Trzeba się kłaść. – wstała i całując córkę w głowę udała się na górę do swojej sypialni.
***
Przez kolejne kilka dni Lena znikała popołudniami ze Scorpiusem. Jeżeli zostawała w domu chłopak odwiedzał ją. Za to święta spędziły razem z rodzicami Hermiony. Były to trzy dni, w których Lena nie widziała się z chłopakiem. Dlatego pani Carter nie zdziwiła się, że zaraz po powrocie do domu córka oznajmiła, że wychodzi spotkać się z nim.

- Mamo! Mamo!
- Jestem w kuchni– brunetka jak burza wpadła do środka. Na jej twarzy widniał szeroki uśmiech
- Zaręczyłam się!
- CO!? – talerz, który Hermiona trzymała w rękach z trzaskiem rozbił się na podłodze.
- Zaręczyłam się. Sco pisał do mnie w czasie świąt, że ma dla mnie prezent. Dzisiaj miał mi go dać. Okazało się, że tym prezentem były oświadczyny.
- To niemożliwe – starsza z kobiet zbladła. Poczuła jak opada z sił, dlatego usiadła na krześle.
- Mamo wszystko w porządku? – Lena wystraszyła się widząc, co się z nią dzieje.
- Kochanie za bardzo się śpieszycie. Macie dopiero siedemnaście lat. Jesteście młodzi. Co będzie jeżeli za jakieś dwa lata stwierdzisz, że to jednak nie to?
- Ja go kocham mamo. Może jestem jeszcze młoda, ale dobrze wiem, że go kocham. Chcemy wziąć ślub w święta w przyszłym roku
- Nie możesz za niego wyjść.
- Co? – zaskoczona popatrzyła na matkę.
- Nie możesz wyjść za Malfoya. – ton głosu Hermiony stał się twardy.
- Jak to?
- Normalnie. Nie możesz.
- Chyba sobie żartujesz! – zdenerwowanie brało górę, co spowodowało, że dziewczyna zaczęła podnosić głos. Oczywiście odzwierciedliło się to także w zachowaniu Hermiony, która również zaczęła krzyczeć.
- Nie!
- Nie wiem o co ci chodzi. Czy tego chcesz czy nie i tak za niego wyjdę! Jestem dorosła i mogę decydować o sobie i swoim życiu! – wybiegła zostawiając ją samą w kuchni. Po chwili Hermiona usłyszała trzask drzwi. W domu zapadła nienaturalna cisza. Żeby się uspokoić wzięła kilka głębokich wdechów. Jednym zaklęciem naprawiła potłuczoną miskę i rezygnując z przyszykowywania posiłku wyszła z kuchni. W swojej sypialni położyła się na łóżku i przymykając oczy zaczęła rozmyślać nad tą sytuacją.
***
Mijały sekundy, minuty, godziny a ona nie wracała. Z każdą chwilą ściemniało się, a śnieg z deszczem padał coraz mocniej. Hermiona zaczynała się martwić. Czekała na nią już tyle czasu. Przemyślała wszystko i chciała z nią porozmawiać. Wszystko wytłumaczyć. Kiedy minęło kolejne pół godziny postanowiła nie czekać. Złapała płaszcz i zatrzaskując drzwi wyszła z domu.

Cmentarz pogrążony był w mroku. Złowieszczy i nieprzyjazny. Przeszła przez bramę i idąc wąską alejką skierowała się na drugi koniec. Przy jednej z płyt ktoś siedział na ziemi. Tak sądziła, że tutaj ją znajdzie. Zawsze tu przychodziła kiedy się posprzeczały. Zatrzymała się kilka kroków od niej.
- I widzisz tatku, ona nic nie rozumie. Ja go kocham. Chciałabym żebyś tu był…
- Lenka – cichy szept oderwał ją od dalszego prowadzenia monologu. Wstała i popatrzyła na szatynkę, która stała za nią. Młodsza z kobiet wyglądała jak obraz nędzy i rozpaczy. Długie, ciemne loki pod wpływem deszczu wyglądały jak kupa siana. Spodnie były całe w błocie, a ona była całkowicie przemoczona. Pomimo deszczu rozmazany makijaż i zaczerwienione oczy zdradzały, że dziewczyna płakała. – Kochanie przepraszam. Nie powinnam tak zareagować. – dziewczyna dalej stała i nic nie mówiąc wpatrywała się w matkę. – Po prostu są sprawy, o których nic nie wiesz…
- To mi o nich powiedź.
- Kiedy wybiegłaś dużo o tym myślałam i postanowiłam ci wszystko wytłumaczyć. Ale najpierw wróćmy do domu. Jesteś przemoczona, jeszcze się rozchorujesz. – Hermiona wyciągnęła rękę w jej stronę. Lena ujęła ją i obie ruszyły w stronę bramy.
***
- Weź ciepły prysznic i przebierz się w suche ubranie, bo się przeziębisz. Ja za ten czas zrobię nam coś ciepłego do picia. – młodsza z kobiet bez słowa odwróciła się i ruszyła schodami na górę. Hermiona chwilę stała w miejscu. Słysząc lejącą się wodę przeszła do kuchni. Otworzyła lodówkę i wyciągnęła mleko. Zamierzała zrobić kakao, ale w pewnym momencie zmieniła zdanie. Odłożyła karton z powrotem do lodówki, po czym z szafki wyciągnęła butelkę wytrawnego wina.
 Z szuflady wybrała cztery słoiki, w których przetrzymywała laski cynamonu, goździki i wanilię oraz cukier. Z koszyka stojącego na stole kuchennym, zabrała dwie duże pomarańcze. Już po chwili w pomieszczeniu roznosił się zapach podgrzewanego wina.

poniedziałek, 4 listopada 2013

who I am - odc. 25

Zaskoczona wpatrywała się w trzymany przez siebie pergamin, który wyciągnęła z paczki przyniesionej przez sowę. Nie mogła uwierzyć, że jednak się udało. Odłożyła list i zaczęła przeglądać resztę rzeczy, która znajdowała się w przesyłce. Wzięła do ręki broszurę, kiedy nagle drzwi jej pokoju otworzyły się z impetem i do środka wpadła panna Weasley.
- Dostałaś?
- Tak, przed chwilą otworzyłam. Nie mogę w to uwierzyć. 
- Ja też – ruda opadła na łóżko obok przyjaciółki. Na jej policzkach pojawił się rumieniec wywołany ekscytacją. – Ale Hermiona mam jeden problem. Nie wiem jak mu to powiedzieć. 
- To będzie trudne – panna Di Binetti zamyśliła się – Zrobimy tak. Ty wracaj do siebie, a ja pójdę na pierwszy ogień. Jak ma się na kogoś wkurzać to lepiej żeby wkurzał się na mnie. 
- Dobrze niech ci będzie – wstały i ruszyły do wyjścia. Jeszcze na korytarzu zanim Ginny zeszła po schodach Hermiona uśmiechnęła się do niej niepewnie.
- Życz mi powodzenia. 
- Będę trzymać kciuki. Do zobaczenia później – młodsza gryfonka zbiegła po schodach. Szatynka delikatnie zapukała do drzwi naprzeciwko swojego pokoju. 
- Proszę – słysząc głos brata weszła do środka
- Den – zatrzymała się i popatrzyła na chłopaków siedzących z jej bratem – Jesteś zajęty, to ja przyjdę później. 
- Siostra nie wygłupiaj się. Chodź do nas – pomimo jego słów stała niepewnie na progu. Draco dobrze widział jej wahanie. Był niemal pewny, że to przez jego obecność. 
- To ja nie będę wam przeszkadzał - podniósł się, wtedy ona zebrała się w sobie chcąc znowu być pewna siebie. 
- Nie zostań nie przeszkadzasz mi. Po prostu ja nie chciałam wam przeszkadzać. – chciała, żeby pomimo wszystko między nimi było tak jak przed tymi wydarzeniami. Dlatego postanowiła usiąść na sofie obok blondyna – Jedyne, co możesz zrobić Malfoy to sunąć swój arystokratyczny tyłek
- Di Binetti nie zaczynaj, bo pożałujesz. 
- Już się boję 
- Dzieciaki spokój zbierzcie swoje zabawki z piaskownicy i uspokójcie się. Chyba miałaś do mnie jakąś sprawę Hermiono – Denis poczuł ulgę widząc, że siostra po tym wszystkim dogaduje się z jego przyjacielem.
- Tak – nuta niepewności w głosie siostry wzbudziła jego czujność – Chciałam ci to pokazać – wyciągnęła do niego rękę, w której trzymała pergamin. Odebrał go i rozwinął. Dla Hermiony te kilka chwil trwało wieczność.
- Co! Chyba zwariowałaś! – było tak jak się spodziewała. Denis zaczynał dostawać ataku furii. 
- Nie zwariowałam – starała się zachować spokój
- O co wam chodzi? – Zabini zaciekawiony patrzył na rodzeństwo. 
- O to – Denis podał pergamin kumplowi. Kiedy Diabeł go rozwinął Malfoy wstał i stanął za jego fotelem, żeby dowiedzieć się, o co chodzi. Zaskoczeni popatrzyli na dziewczynę. 
- Mała to jakiś żart – Zabini nie rozumiał motywacji Hermiony, a Malfoy nie chciał do siebie dopuścić treści listu. Bał się, że to przez niego kobieta podjęła taką decyzję. 
- To nie jest żart. Przemyślałam tą decyzję i zamierzam jechać. 
- Po moim trupie. Nie pozwolę ci jechać do Kambodży! – złość brata udzieliła się także jej
- Czy chcesz czy nie i tak pojadę! To moje życie!
- Jesteś moją siostrą i odpowiadam za ciebie! – już miała wybuchnąć złością, ale ostatkiem woli opanowała się. Wiedziała, że wrzaskiem nic nie wskóra.
- Den zrozum mnie. Wszyscy mnie zrozumcie – popatrzyła na każdego z nich po kolei – To dla mnie wielka szansa. Ja muszę wyjechać – patrząc siostrze w oczy dopiero wtedy to zrozumiał. Wziął trzy głębokie wdechy dla uspokojenia. 
- Kiedy wyjeżdżasz? 
- Tydzień po zakończeniu szkoły. 
- Ale to za półtorej tygodnia. Rodzice mnie zabiją – Denis z rezygnacją przetarł twarz rękami. 
- Rodzicami się nie przejmuj sama się nimi zajmę. Ale mam dla ciebie pocieszenie. Nie jadę sama. 
- Z kim jedziesz? – Cwaniak patrzył na nią. Wystarczyła chwila żeby domyślił się, o kogo jej chodzi. 
- No nie, chyba sobie żartujesz? – dziewczyna zaprzeczyła ruchem głowy – To jest cios poniżej pasa. Gdzie ona jest?
- U siebie – mężczyzna wstał i ruszył do wyjścia. 
- Braciszku – odwrócił się – proszę cię nie rób jej awantury ona i tak bardzo to przeżywa.
- Postaram się opanować – kiedy zamknął za sobą drzwi Zabini się odezwał.
- Czy dobrze się domyśliłem, że chodzi o rudą Weasleyówne?
- Tak
- No to chłopak ma przerąbane. Nie dość, że ucieka mu siostra to jeszcze do tego dziewczyna.
- My wcale nie uciekamy. Po prostu jedziemy na wolontariat. 
***
Po dość trudnej rozmowie z rodzicami wyjechały. Miały spędzić rok poza domem. Denis podjął pracę i odliczał dni do świąt, kiedy to miały przyjechać na kilka dni. Niestety poczuł rozczarowanie, kiedy okazało się, że do Londynu na gwiazdę przyjechała tylko Ginny. Hermiona postanowiła zostać na święta z osieroconymi dziećmi. Jedynie opowieści rudej o tym, że szatynka jest w swoim żywiole mogąc pracować tam podniosły go na duchu. Ostatni tydzień z wielkim zniecierpliwieniem odliczał dni do daty ich powrotu. Siedzieli właśnie w salonie rezydencji Di Binettich. Do powrotu dziewczyn zostały tylko dwie doby. Rozmawiając pili whisky, kiedy nagle drzwi wejściowe otworzyły się i w holu pojawiły się dwie kobiety. Zostawiły swoje płaszcze, odprawił skrzata ze swoimi walizkami i z uśmiechem na twarzy przeszły do salonu. Ten rok bardzo je zmienił. Wydawało się jakby ten czas przyśpieszył ich całkowite wejście w dorosłość. Na opalonych twarzach widać było zmęczenie, ale także zadowolenie. 
- Zapomniałam jak zimno w czerwcu potrafi być w Anglii. 
- Hermiona, Ginny? Co wy tu robicie?
- Cześć wam, wróciłyśmy trochę wcześniej – panna Di Binetti obdarzyła ich szerokim uśmiechem. Podeszła do nich i każdego z nich pocałowała w policzek. Cwaniak objął ją i mocno uściskał. 
- Potem dostanie ci się za to, że nie przyjechałaś na święta, ale cieszę się, że już jesteś.
-Gdzie rodzice?
- W ministerstwie, wrócą wieczorem – puścił ją, po czym złapał rudowłosą dziewczynę i mocno pocałował. W tym czasie blondyn przyglądał się szatynce. Patrzył na jej iskrzące się z radości oczy. Zauważył, że trochę schudła, ale i tak wygląda ładnie. Kobieta rozsiadła się z nimi na sofie i zaczęła opowiadać im o roku spędzonym w Kambodży. Pół godziny później ktoś z impetem przestąpił próg posiadłości państwa Di Binetti. 
- Draco tutaj jesteś – Hermiona z szokiem patrzyła na Astorie Greengras stojącą w jej domu. Blondynka była nie mniej zaskoczona widząc szatynkę siedzącą pomiędzy Draco i Blaisem, ale szybko się opanowała przywołując na twarz fałszywy uśmiech – Kochanie znowu zapomniałeś, że mamy spotkać się z naszym organizatorem. Musimy dzisiaj wybrać miejsce, w którym odbędzie się nasz ślub. – mówiąc to perfidnie patrzyła w oczy szatynki. Hermiona nie wierzyła własnym uszom. Popatrzyła na brata, ale ten tylko wzruszył ramionami. W tym czasie blondynka wpakowała się Malfoyowi na kolana i ostentacyjnie go pocałowała. Kiedy odkleiła się od niego znowu popatrzyła na gryfonkę – Skarbie widzę, że dzisiaj nie myślisz. Zamiast na dzień dobry pochwalić się Hermionie taką wspaniałą nowiną to ty zajmujesz się czymś innym. – panna Di Binetti słuchając słów ślizgonki powstrzymywała się, żeby nie wyrzucić jej z domu. Nie mogła znieść tego, że to straszne babsko siedzi w jej salonie – Cieszę się, że już wiecie o wszystkim. Uwielbiam się dzielić tą wspaniałą nowiną. 
- Astoria idziemy – Draco o mało nie zrzucił jej z kolan – Na razie – pożegnał się i łapiąc dziewczynę pociągnął ją szybko do holu. Zdążyli tylko jeszcze usłyszeć jak blondyn w złości pyta się jej, co ona wyrabia. 
- Wiecie, co ja pójdę odpocząć do siebie
- Hermiona…
- Wszystko w porządku Gin jestem po prostu zmęczona – szatynka wyglądała jakby nagle uszło z niej cała radość. Wybiegła po schodach. Otwierając drzwi usłyszała jak ruda pyta się chłopaków, o co chodzi z tym ślubem. Po cichu podeszła do schodów i usiadła na najwyższym stopniu przysłuchując się rozmowie.
- Sami jesteśmy do teraz tym zaskoczeni. – Zabini upił łyk whisky i kontynuował – Jakieś pół roku temu w styczniu Draco wybrał się na imprezę. Chciał żebyśmy szli w trójkę, ale ja byłem zmęczony, a Denis nie mógł. Dwa dni później dowiedzieliśmy się, że Draco zaręczył się z Astorią. Na nasze pytania odpowiedział tylko, że, na co niby ma czekać. No i że bierze ślub w drugi weekend lipca. Czyli aktualnie za dwa tygodnie. – Hermiona nie chciała już więcej o tym słuchać. Dlatego weszła po cichu do swojego pokoju i zamknęła drzwi. 
***
Otworzyła kopertę i przeczytała treść zaproszenia. Nie wiedziała, że o to właśnie zaproszenie odbyła się największa kłótnia. Astoria uparła się, żeby zaprosić tylko Denisa z rodzicami olewając Hermionę, ale Draco kategorycznie zaprotestował. I tak oto właśnie Hermiona trzymała w swoich rękach różowe zaproszenie.

Schodziła po schodach ubrana w bryczesy i oficerki. W salonie napotkała Denisa i Blaisa wystrojonych w smokingi. Zaskoczeni popatrzyli na nią.
- Hermiona, dlaczego ty nie jesteś ubrana?
- Jak to nie jestem? Przecież to odpowiedni strój do jazdy konnej. 
- Siostra wiesz, że nie o to mi chodzi. Proszę cię nie graj głupiej.
- Bo nie wybieram się na ten ślub. Wole ten dzień spędzić na wycieczce z Rasmusen niż patrzyć na tę szopkę, którą zapewne odstawi ta flądra. 
- Mała nie możesz się dać pokonać Astori. Przecież właśnie o to jej chodzi. 
- Mam gdzieś jej zdanie Blaise. Zresztą już tydzień temu wysłałam odmowę na zaproszenie.
- Tym się nie przejmuj. Ja miałem zaproszenie z osobą towarzyszącą. Dlatego zabieram ciebie. 
- Ale Diable…
- Hermiona nie ma żadnego, ale. Zabini ma rację. Nie dawaj jej satysfakcji. My Di Binetti nie dajemy się takim osobą jak ona. Pokarz jej, że jesteś ponad to.
- Oj braciszku - przytuliła się mocno do niego. 
- Dobra koniec tych czułości. Ty Cwaniak lepiej się zbieraj, bo ruda czeka i teleportujecie się na miejsce. Ja poczekam na Hermionę, aż się przyszykuje i dołączymy do was. 
***
- Denis, gdzie jest Blaise? Nie ma go nigdzie.
- Coś go zatrzymało, ale dotrze zanim zacznie się ślub. Wiesz, jaki on jest. 
- Dobrze wiem. Zresztą przekonałem się po tym jak oznajmił mi, że nie zamierza zostać moim światkiem, bo uważa mój ślub za głupotę. 
- Ja też, ale to twoje życie. Draco wiesz, że jeszcze możesz się wycofać. 
- Cwaniak nie zaczynaj znowu. Kogo zaprosił Zabini? – Brunet nie musiał odpowiadać, bo w tej chwili pan młody zauważył Blaisa wchodzącego do sali bocznym wejściem w towarzystwie Hermiony Di Binetti. Blondyna wmurowało na jej widok. Ubrana w prostą i skromną sukienkę w kremowym kolorze robiła duże wrażenie. Diabeł poprowadził ją między rzędami krzeseł do miejsc, gdzie siedziała panna Weasley.
- To jakiś żart? – Malfoy nie wierzył własnym oczą.
- Nie, dlaczego? 
- Dlaczego Zabini zaprosił Hermionę? I dlaczego na to pozwoliłeś.
- Normalnie, moja siostra jest wolna i może robić, co chce i iść na wesele, z kim chce. – Malfoy już miał się odezwać, kiedy nagle rozległ się marsz weselny i drzwi na końcu sali otworzyły się. Do środka prowadzona przez ojca wkroczyła Astoria Greengrass ubrana w dość sutą suknie ozdobioną różowymi kryształkami. Od tego momentu Hermiona czuła się jak we śnie. Słuchała słów księdza, ale nie rozumiała ich treści.
- Czy ktoś zna przyczynę, dla której tych dwoje nie może zawrzeć małżeństwa, niech teraz przemówi lub zamilknie na wieki? – chwila ciszy wydawała się nieskończonością.
- Tak, ja – wszyscy patrzyli na nią jak na zjawę. Astoria śmiałą się kpiąco, a Draco patrzy na nią z kpiną i pogardą. 
- W takim razie kontynuujmy – Hermiona ocknęła się z letargu i zorientowała się, że dalej siedzi na stołku i ściska Blaisa za rękę. Okazało się, że jej protest odbył się tylko w jej głowie. 
- Proszę teraz, żeby przyszli małżonkowie powtarzali za mną słowa przysięgi. Ja Astoria biorę sobie ciebie Draconie za męża
- Ja Astoria biorę sobie ciebie Draconie za męża.
- I ślubuje ci miłość wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że nie opuszczę cię, aż do śmierci.
 - I ślubuje ci miłość wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że nie opuszczę cię, aż do śmierci. – po tych słowach ksiądz zwrócił się do mężczyzny
- Ja Draco biorę sobie ciebie Astorio za żonę – po krótkiej chwili Malfoy zaczął powtarzać
- Ja Draco biorę sobie ciebie Hermiono za żonę – po tych słowach zapadła cisza, a obecni na sali ludzie patrzyli z niedowierzeniem na pana młodego. Zresztą on sam był zszokowany
- Ja Draco biorę sobie ciebie Astorio za żonę – ksiądz próbował ratować sytuację
- Ja Draco biorę sobie ciebie Hermiono za żonę – tym razem wymówił te słowa pewnie i zdecydowanie, odwracając się w stronę miejsca, które zajmowała gryfonka. Kobieta ściskała z całej siły dłoń siedzącego obok niej Zabinego. Panna młoda wydała nieokreślony warkot i zrobiła skok z zamiarem rzucenia się na pannę Di Binetti. Zapewne uczyniłaby to, gdyby Denis nie powstrzymał jej w ostatniej chwili. Za to trzeźwo myśląca Ginny rzuciła zaklęcie tworzącą barierę nad stroną sali gdzie siedziała rodzina Astorii. – Ja Draco biorę sobie ciebie Hermiono za żonę i ślubuję ci, że nie okłamię ci i nie skrzywdzę do końca życia, a nawet dłużej. – mówiąc to szedł w jej stronę i razem z końcem tego zdania stanął naprzeciw niej. Z lekkim wstawiennictwem Blaisa, który niespodziewanie popchnął ją stanęła przed nim. Zdziwiona patrzyła mu w oczy. 
- Nie kłam Malfoy, bo wiesz, że ja nie toleruje kłamstwa. 
- Nie kłamie. I mogę to powtarzać w kółko dopóki mi nie uwierzysz.
- Malfoy… - nie zdążyła dokończyć, bo została powstrzymana pocałunkiem

*** rok później
Stali w ogrodzie rezydencji Di Binetti. Dywan rozłożony między stołkami ozdobiony był kwiatami. Praktycznie wszystkie miejsca zostały już zajęte. Kiedy panna młoda wyszła z domu wszyscy zachwyceni jej skromnym wyglądem wpatrywali się w nią. Rude włosy upięte były w luźny kok kontrastujący z białą sukienką. Ten ślub był cichy bez żadnej wielkiej pompy. Hermiona bała się, co będzie, kiedy w jej ogrodzie pojawi się Ronald Weasley, ale na całe szczęście nie doszło do żadnych incydentów. Przyszedł zajął miejsce w ostatnim rzędzie i na wszystkich patrzył spod byka. Zaraz po ceremonii zaślubin opuścił posiadłość. Panna Di Binetti podejrzewała, że spokojne zachowanie rudzielca było zasługą pani Weasley. Ślub i wesele były idealne. Skromne, eleganckie i spokojne. Ciemną noc rozświetlały świece rozlokowane w całym ogrodzie. Na parkiecie rozłożonym przy fontannie tańczyło wiele par. Siedziała na schodkach tarasu i patrzyła na wirujące osoby. Sama była zmęczona zabawą. 
- Trzymaj – podał jej szklankę z piciem
- Dzięki. 
- Zmęczona? – upiła łyk napoju i popatrzyła na siadającego obok niej blondyna. 
- Trochę tak. Od rana w całym domu panowało wielkie zamieszanie. Do tego wszystkiego moje szpilki są strasznie niewygodne – ściągnęła buty ze stóp i położyła obok
- Dla dobrego wyglądu musisz trochę pocierpieć Di Binetti
- Sam sobie cierp Malfoy ja nie zamierzam tego rozbić. 
- Mam to szczęście, że mi wiele do perfekcji nie brakuje
- O jakiś ty skromny, aż mnie tym zaskoczyłeś – kpiąco popatrzyła na mężczyznę. Odpowiedział jej pewnym siebie uśmiechem. Siedzieli chwile w ciszy. Kolejne pytanie Draco spowodowało, że o mało się nie udławiła.
- Di Binetti weźmy ślub. 
- Że co? Malfoy ty się chyba porządnie wstawiłeś. 
- Praktycznie dzisiaj nic nie piłeś. 
- Nieważne czy jesteś wstawiony czy nie zapamiętaj jedno nie ma szans żebym za ciebie wyszła. 
- Zobaczymy. Nie chcę być okropny, ale pamiętaj, że swego czasu nie było najmniejszych szans żebyś z własnej woli wytrzymała ze mną dłużej w jednym pomieszczeniu. A tu proszę jesteś ze mną. Zawsze osiągam swój cel. 
- Wybij sobie to z głowy. Roi ci się coś w tym twoim arystokratycznym móżdżku.
- Wiesz lubię jak od czasu do czasu znowu stajesz się tą starą dobrą Granger. To jest takie zabawne – zastanowił się chwilę – i co dziwne także pociągające. Zaciągnięcie cię przed ołtarz będzie ciekawym wyzwaniem. 
- Ja nie jestem wyzwaniem …- ich rozmowę przerwała elegancko ubrana kobieta, która do nich podeszła. 
- Hermiono powiedz mi, kim jest ta dziewczyna, która tańczy z Blaisem. – pani Zabini z zainteresowaniem nie odrywała wzroku od swojego pierworodnego, który prawie całe wesele spędzał w towarzystwie blondwłosej kobiety. 
- To Lola, przyjaciółka moja i Ginny. Poznałyśmy się na kursie tańca w jednym z klubów. Mogę panią zapewnić, że to bardzo fajna i porządna dziewczyna. 
- Coś mi się wydaje, że za niedługo przyjdzie mi się o tym przekonać osobiście. Nigdy nie widziałam, żeby mój syn patrzył tak na jakąś kobietę. 
- Szczerze ciociu, to ja też jeszcze czegoś takiego nie widziałem – Malfoy wyszczerzył się radośnie. 
- Dobra dzieciaki ja wam nie przeszkadzam idę poszukać Narcyzy. Miłego wieczoru. 
- Wzajemnie – patrzyli jak kobieta odchodzi w stronę namiotu, gdzie ustawiono stoliki i krzesła. 
- My też wracamy – Draco złapał ją za rękę i jednym silnym ruchem podniósł do pionu – Noc jeszcze długa, dlatego trzeba się bawić. 
- Ale ja nie mam butów. 
- To będziesz tańczyć na bosaka – musiała przyznać, że to był jakiś pomysł. Lepiej na bosaka nić w tych cholernie niewygodnych szpilkach. – Z resztą może podczas tańca zaczniesz sobie uświadamiać, jaka ze mnie dobra partia.
- Śnisz Malfoy. Zapamiętaj sobie. Nie mam zamiaru za ciebie wychodzić.
- Zobaczysz Granger jeszcze zmienisz zdanie – objął ją w pasie i pocałował. W tej chwili myślała sobie, że może jednak mogłaby przemyśleć jego propozycję. W końcu jednak stwierdziła, że zabawniej będzie pozwolić mu kombinować, co zrobić, żeby zmieniła zdanie. W końcu pomimo tego, że nazywa się Di Binetti to w środku dalej jest tą starą Granger. A kto widział żeby, Granger i Malfoy dochodzili bez problemów do porozumienia. Przecież wtedy życie byłoby takie nudne, a należy mieć z niego trochę przyjemności i radości. Bo żyć należy pełną piersią, a nie tylko egzystować.  
---
I oto koniec tej historii. Dziękuję, że byliście ze mną przez ten czas i okazaliście mi tyle wyrozumiałości. Mam nadzieję, że jako całość podobała się wam. I od razu podzielę się z wami wiadomością, że mam nową, która już dawno jest napisana w całości. Jej pierwsza część powinna pojawić się pod koniec listopada. No to jeszcze raz dziękuję i do zobaczenia. 

wtorek, 15 października 2013

who I am - odc. 24

Moi kochani wiem, że na ten odcinek musieliście bardzo długo czekać, za co bardzo przepraszam. Miała to być ostatnia część, ale że wyszło tego 12 stron podzieliłam to na połowę. Od razu mówię, że na ostatnią część nie będziecie musieli tyle czekać, bo już jest napisana. Jeszcze raz przepraszam i dziękuję za cierpliwość.
---
To, co działo się przez kilka następnych dni można było nazwać małym chaosem. Ludzie nie mogli uwierzyć, że prawdą okazały się plotki o związku Hermiony Di Binetti z Draco Malfoyem. Astoria Grengrass chodziła niczym bomba atomowa. Spotykając Hermionę na korytarzu najchętniej rozszarpałaby ją na strzępy, ale niestety nie było to realne gdyż gryfonce bardzo często towarzyszył Draco, a jeżeli nie on to Denis lub Blaise. Harrego poinformowała osobiście o jej nowym związku zanim dowiedziała się o tym cała szkoła. Mężczyzna z blizną o mało nie dostał zawału. Dla pewności zapytał ją z trzy razy czy dobrze zrozumiał, a kiedy za każdym razem w odpowiedzi usłyszał potwierdzenie przeżywał szok na nowo. W końcu podsumował to stwierdzeniem, że wolałby już Zabiniego od Malfoya, ale to jej decyzja i jakoś będzie musiał się z nią oswoić. Sama Hermiona była zszokowana tym wszystkim, co dzieje się wokół niej. Tym jak dużo czasu spędza z Malfoyem. Czasu, który naprawdę sprawiał jej przyjemność. Okazało się, że mężczyzna jest naprawdę dobrym rozmówcą. Potrafił godzinami prowadzić z nią długie i interesujące rozmowy, podczas których często dość ostro wymieniali swoje poglądy i opinie. Innym razem pokazywał jej swoją łagodniejszą stronę podczas bliskości, jaką jej ofiarowywał. Oczywiście nie znaczyło to, że od tego czasu było między nimi sielankowo i różowo. Dość często ścierali się i jak zawsze do tej pory dogadywali sobie. Nie raz Malfoyowi dostało się za nazwanie jej maleństwem czy złotkiem, ale nie przeszkadzało mu to. Uwielbiał patrzyć jak dziewczyna się denerwuję, ale tylko wtedy, kiedy denerwowała się przez jego dogadywanie.  Jak dawno już zauważył mrużyła wtedy oczy, ściągała usta, a na połączeniu nosa z czołem pojawiały się zmarszczki. Bardzo mu się podobało to, że ta kobieta potrafiła być miła i spokojna, a po chwili stać się ostra, silna i zbuntowana. Ale nieważne, w jakim była humorze i nastawieniu do ludzi w danej chwili zawsze biła od niej pewność siebie. Jedyne, co go lekko irytowało to, że z każdym dniem dziewczyna coraz bardziej pochłonięta była nauką do zbliżających się egzaminów, a przecież jeszcze zostało ponad dwa i pół miesiąca.

Wracała z ostatnich zajęć, jakimi było mugoloznawstwo kiedy na swojej drodze spotkała Rona. Zatrzymała się i popatrzyła na mężczyznę. On również ją zauważył.
- No proszę Hermiona Di Binetti. A może mam już zwracać się do ciebie pani Malfoy? Przecież ty tak szybko zmieniasz swoją tożsamość – nie odpowiedziała. Nie chciała wdawać się w kolejną bezsensowną rozmowę – Czyżbyś już tak poczuła się arystokratką, że nawet nie odpowiesz na moje pytanie?
- Nie, po prostu nie zamierzam prowadzić z tobą kolejnej bezsensownej rozmowy. Jeżeli masz coś do mnie to wyrzuć to z siebie i skończ z tą gadaniną, bo to się robi nudne i uciążliwe – zauważyła, że chłopaka zatkało – Tak myślałam – wyminęła go i odeszła. Miała wrócić do pokoju wspólnego prefektów, ale teraz straciła na to ochotę. Nie chciała na razie przebywać w żadnym towarzystwie, dlatego skierowała swoje kroki w stronę sowiarni. Stwierdziła, że o tej porze raczej mało, kto powinien przebywać w tamtej części zamku. Zaczęła wychodzić po schodach, ale zatrzymała się w ich połowie. Usiadła na jednym ze stopni i plecami oparła się o ścianę. Przymknęła oczy i starała się wyciszyć.
- Hermiona? – jej próbę samotności przerwał tak dobrze znany głos Ginny Weasley. – Co ty tu robisz?
- Siedzę.
- Ale dlaczego? Coś się stało? – rudowłosa usiadła naprzeciwko i z troską popatrzyła na przyjaciółkę – Czy coś się stało między tobą, a Malfoyem?
- Nie. Między mną, a Smokiem wszystko w porządku. Niekiedy jest denerwujący, ale to normalne. W końcu to Malfoy.
- To, co się stało?
- Chciałam odpocząć w samotności po spotkaniu z twoim bratem.
- Co on znowu wymyślił – panna Weasley westchnęła z rezygnacją
- Nic nowego, ale to już staje się uciążliwe. Mam tego dość. Tęsknie za starymi czasami, kiedy jeszcze trzymaliśmy się w trójkę. Tęsknie za starym Ronem – po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Łzy rozlane nad utratą czegoś tak cennego jak przyjaźń. Lat spędzonych razem. Tyle tajemnic, spisków i pomocy przepadło przez powiedzenie kilku zdań za dużo.
- Oj Hermiona – Ginny przesunęła się i objęła przyjaciółkę – Może da się to wszystko naprawić, przecież swego czasu chciałaś się z nim pogodzić.
- Chciałam Gin, ale teraz to już niemożliwe. Za bardzo zraniliśmy się nawzajem. Z każdym dniem coraz bardziej. Na początku chciałam to naprawić, ale on mnie odtrącił. Dlatego ja potem odtrąciłam jego. Staliśmy się dla siebie dwójką obcych ludzi, których kiedyś łączył czas. Przeszłości nie przywołamy. Czas żyć teraźniejszością i przyszłością – otarła łzy i wstała – Wracam do siebie. Trzeba wziąć się do nauki. Nikt nie nauczy się za mnie numerologii.
- Może zrobiłabyś sobie, chociaż jeden wolny wieczór?
- Ginny dobrze wiesz, że mam dużo nauki.
- Przemęczasz się i to mnie martwi. Powinnaś trochę przystopować – rudowłosa popatrzyła na nią z troską.
- Nie martw się Gin, wszystko jest w porządku. Do jutra
- Do jutra – Ginny jeszcze chwilę siedziała na schodach słuchając oddalających się kroków przyjaciółki.          
***
Pod koniec tygodnia większość uczniów szykowała się do spędzenia wolnego dnia w Hogsmeade. Piękna słoneczna pogoda wprost zachęcała do wyjścia z zamku.
- I jak gotowa do wyjścia? – z zaciekawieniem patrzył na dziewczynę, która wyszła z łazienki. Ubrana była w biały szlafrok, a na głowie miała zawiązany turban.
- Do wyjścia gdzie? – ściągnęła ręcznik z głowy i zaczęła energicznie wycierać włosy.
- Dlaczego mnie to nie dziwi, że nie wiesz, o co mi chodzi? – blondyn z rozbawieniem pokręcił głową. – Do miasteczka kotku.
- Malfoy nazwij mnie jeszcze raz kotkiem, a palnę cię w łeb – wstał i uśmiechając się kpiąco podszedł do niej. Odebrał jej ręcznik i przygarniając ją do siebie pocałował.
- Lubię jak się złościsz. Pozwól, że zgadnę. Nigdzie się nie wybierasz, bo masz jeszcze wiele nauki.
- Dokładnie – uśmiechając się cmoknęła go w policzek i wyswobodziła z jego objęć.
- Dlatego wybieram się z zamku z chłopakami. Ale jak widzę mam jeszcze inną możliwość – złapał ją za pasek szlafroka i rozwiązał go.
- Miałeś iść z chłopakami.
- Mam jeszcze chwilę czasu – zaczął ją całować.
- Draco, ale ja nie mam. Muszę się wysuszyć, a potem zabrać się za pracę.
- Panno Di Binetti podobno jesteś mądra. Nie słyszałaś, że seks poprawia krążenie krwi, podnosi poziom adrenaliny i odpręża. Po nim będzie ci się lepiej uczyć – nie musiał nic więcej mówić, bo ona już przestawała o wszystkim myśleć. Teraz liczyły się tylko jego ręce i usta na jej ciele.

Leżeli w skotłowanej pościeli uspokajając swoje oddechy. Mężczyzna roześmiał się.
- Co cię tak bawi?
- Myślę sobie o tym, że nigdy bym nie pomyślał o tym, że wyląduje z tobą w jednym łóżku.
- I vice versa panie Malfoy.
- Widzisz wszystko się zmieniło odkąd zmieniłaś Granger na Di Binetti. Jesteś inna niż przedtem. Mniej zarozumiała.
- Mylisz się Malfoy. Di Binetti nic nie zmienia. To tylko nazwisko. W środku dalej jestem Hermioną Granger. Nazwisko nie zmienia osobowości.
- Ale towarzystwo tak. Słyszałaś kiedyś powiedzenie „z kim przystajesz takim się stajesz”?
- I dlatego znormalniałeś odkąd się ze mną zadajesz. Uważaj, bo jeszcze całkowicie zgryfoniejesz.  
- Głupoty gadasz wcale nie gryfonieje. Jestem 100% ślizgonem. Dobra, ja się zbieram, bo chłopaki czekają – dziewczyna roześmiała się – Z czego się śmiejesz?
- Nic takiego. Pomyślałam sobie, że to takie ślizgońskie.
- Co?
- No męskie wypady.
- Kobieta tego nie zrozumie – zapiął spodnie i zaczął szukać koszuli.
- Niby dlaczego?
- Bo jesteś kobietą. Nie zrozumiesz tego, że kumpel podchodzi rzucając hasło wspólny wypad i nic więcej nie trzeba mówić. Już wiadomo, co i jak. Męskie grono i tyle.
- Koszula leży na regale.
- A ty pamiętaj żeby coś zjeść, a nie ślęcz tylko nad tymi książkami kujonie.
- Postaram się, a ty idź, bo się spóźnisz – kiedy wyszedł ubrała się, złapała torbę i także opuściła swoją sypialnie kierując się do biblioteki. Z irytacją przyjęła to, że akurat teraz schody wymyśliły sobie zmianę kierunku. Przez to droga do biblioteki wydłużyła się. Szła korytarzem położonym na pierwszym piętrze dokładnie nad głównym wyjściem ze szkoły. W innej sytuacji rozmowy innych uczniów nie zwróciłaby jej uwagi, ale pewna wymiana zdań spowodowała, że zatrzymała się w miejscu.
- Draco jednak przyszedłeś. Tak się cieszę, że przystałeś na moją propozycję – ku jej zaskoczeniu głos nie należał do mężczyzny. Był to ewidentnie głos kobiety, a ona mogła się założyć o swoją odznakę prefekta naczelnego, że należał do Astorii Grengrass. Po cichu podeszła do murka służącego za barierkę i wyjrzała za niego. Draco stał koło grupy osób składającej się z pięciu ślizgonów i trzech ślizgonek. Jedną z nich była Astoria Grengrass, która właśnie w tej chwili złapała Malfoya pod ramię i ruszyli w stronę wyjścia. Nie spodobało jej się to, ale nie zamierzała nic z tym robić. Poprawiła torbę wiszącą na ramieniu i ruszyła do biblioteki. Nie miała zamiaru zaprzątać sobie tym głowy. Czekało ją dużo nauki i postanowiła się nią zająć, ale okazało się to niełatwe. Gryfonka nie mogła się skoncentrować. Cały czas w swoich myślach miała obraz wychodzącego z zamku blondyna w towarzystwie innej dziewczyny. Nie ona nie była zazdrosna, po prostu wkurzyło ją, że mężczyzna skłamał.
***
Ku swojej irytacji musiała dzisiaj dać sobie spokój z nauką. Nic nie wchodziło jej do głowy. Zamknęła książki i wyszła z biblioteki. Zaniosła torbę do swojego dormitorium i postanowiła odwiedzić Hagrida. Spędziła u niego kilka godzin, dlatego kiedy wracała do zamku zaczęło się już ściemniać. Marzyła o kąpieli i ciepłym łóżku. Chciała na chwilę przestać myśleć o wszystkim. Odpocząć i porządnie się wyspać. Przeszła przez dziurę w ścianie i skierowała się prosto w kierunku schodów prowadzących do dormitorium.
- Di Binetti gdzieś ty się podziewałaś? Szukałem cię w bibliotece.
- Nie byłam w bibliotece – nawet nie zatrzymała się koło sofy, na której siedział Draco.
- Zdołałem to zauważyć – mężczyzna zdziwił się, kiedy nic nie odpowiedziała tylko weszła po schodach by po chwili zamknąć za sobą drzwi do swojej sypialni.

Zamknęła za sobą drzwi i opadła na fotel. Postanowiła chwilę posiedzieć, a następnie przyszykować sobie aromatyczną kąpiel. Ale jak to bywa w życiu nie zawsze człowiekowi jest dane to, na co ma ochotę.
- O co ci chodzi? – usłyszała pytanie jeszcze zanim drzwi całkowicie się otworzyły.
- Mi? O nic. Malfoy to ty tu przyszedłeś, więc to ty masz jakąś sprawę nie ja.
- Pieprzysz Di Binetti. Nie rób ze mnie głupca, bo ci się to nie uda. Widzę, że coś jest nie tak. Nie kręć tylko mów – zaczynały mu puszczać nerwy. Myślał, że przynajmniej ona nie zachowuje się jak głupia kobieta, która na coś się boczy, a nie potrafi powiedzieć tego wprost.
- Ja kręcę? – roześmiała się kpiąco – To nie ja kłamie. Mówiłam ci, że nie toleruje kłamstwa w związku. Okłamałeś mnie, a teraz robisz mi jakieś durne pretensje. Mam dość tej rozmowy. Nie mam zamiaru się z tobą sprzeczać– wstała i wymijając go skierowała się do łazienki. Mężczyzna poszedł za nią.
- Czy zechcesz mnie oświecić, o co ci chodzi? – Hermiona słysząc to pytanie nie wierzyła własnym uszom.
- O co mi chodzi? O to, że dzisiaj skłamałeś mi w żywe oczy. Nie wiedziałam, że trzy ślizgonki to mężczyźni. Chociaż po nich nigdy nic nie wiadomo.
- Skąd ty…
- Złośliwość schodów. Malfoy skończmy tą rozmowę. Nie chcę, żebyś robił ze mnie zazdrosną, fosiastą kobietę.  Idę wziąć kąpiel, a ty wracaj do swoich spraw – naprawdę nie chciała się z nim kłócić. Nie posłuchał jej. Zamiast tego podszedł i przygarnął ją do siebie. Pozwoliła mu na to.
- Wiesz Di Binetti jesteś inna niż wszystkie dotąd znane mi dziewczyny. Żadna moja teoria dotycząca kobiet nie trzyma się ciebie. Każda inna urządziłaby mi awanturę, że wyszedłem z zamku z inną dziewczyną. A ty tylko gniewasz się o to, że nie powiedziałem ci prawdy.
- Wcale się nie gniewam. Nic mnie to nie obchodzi. Wkurzyło mnie tylko to, że olałeś mój najważniejszy warunek.
- Lubię jak się wkurzasz. Mogę cię jeszcze trochę powkurzać. – uśmiechnął się w tak typowy sposób - A kiedy jesteś zazdrosna to…
- Wcale nie jestem zazdrosna. – odepchnęła go – Spadaj stąd. Idę się myć – weszła do łazienki i zatrzasnęła drzwi przed samą twarzą mężczyzny. On tylko się roześmiał i wyszedł z jej pokoju.
***
Z każdym dniem coraz więcej osób zabierało się do nauki. Ku zdziwieniu Hermiony do tej czynności zabrali się także jej trzej współlokatorzy. Jednak szybko przekonała się, że lepiej dla niej było, kiedy Denis, Blaise i Draco nie uczyli się bo wtedy miała święty spokój. Podczas nauki musiała zacząć gdzieś się zaszywać inaczej, co chwilę któryś z nich potrzebował od niej jakiś notatek. Nawet miała z tego powodu spięcie z Malfoyem. Zdenerwowała się tym, że ona tyle wcześniej zabrała się do nauki szykując swoje notatki, a on teraz jak niby nigdy nic chce z nich korzystać. Dość dokładnie wytłumaczyła mu, że nie pozwoli żerować na sobie. Na argumenty typu, że są ze sobą albo, że uprawiają seks, więc to powinno przemawiać na jego korzyść dostawała nerwicy. Dwa dni przed egzaminami większość uczniów z siódmego roku opanował jakiś szał. Biblioteka była przepełniona ludźmi. Uczniowie, którzy do tej pory nie zaczęli się uczyć znerwicowani biegali po zamku szukając osoby, od których mogliby pożyczyć notatek. Panna Di Binetti spokój do nauki znalazła dzięki Hagridowi. Zaraz po zajęciach zaszywała się  w jego chatce i tam pogrążała się w nauce. Gajowemu to nie przeszkadzało, a nawet można powiedzieć, że cieszyło go codzienne towarzystwo Hermiony. Oczywiście po powrocie do swojego dormitorium spotykała czekających na nią jej współlokatorów. Na każdą wzmiankę o jakieś notatki z słodkim uśmiechem wręczała im odpowiednią książkę i życzyła powodzenia. W tym czasie została nazwana przez nich kobietą nieczułą i bez serca. Bardzo ją to bawiło. Żeby ich nie dobijać, przeważnie w księgach zaznaczała strony, na których powinni szukać odpowiedzi na zadawane przez nich pytania.

Dni egzaminów były dla niej bardzo nerwowe i męczące. Uspokoiła się dopiero dzień po i to tylko dzięki Denisowi, który wytłumaczył jej, że nerwy nic jej nie dadzą. Teraz trzeba tylko czekać na wyniki.
***

Razem z Ginny leżała na kocu wygrzewając się w słońcu. Było jej potrzebne takie leniwe popołudnie. Zaszyły się po drugiej stronie jeziora z dwoma kieliszkami i butelką czerwonego wina.
- Jeszcze kilka tygodni i opuścimy to miejsce.
- Nie wiem jak ty Gin, ale ja będę tęsknić za tym miejscem. Wiem, że stały się tu straszne rzeczy, ale mam też wiele wspomnień przeżytych tutaj pięknych chwil.
- Tak zapewne z Malfoyem – panna Weasley zaśmiała się kpiąco z przyjaciółki.
- A idź ty wredna małpo.
- Zawsze cię wesprę dobrym słowem.
- Nie wątpię w to. Ale dobrze, że już jest po egzaminach – Hermiona upiła łyk wina uśmiechając się błogo.
- W końcu spokój, a do tego ludzie przestali świrować. I co najważniejsze, ty też.
- Wcale nie świrowałam. – Hermiona oburzyła się słowami przyjaciółki
- Jak to nie.
- Wiesz, co Gin przestań już, bo jeszcze chwilę a udławisz się tym winem. A jak nie to ja ci w tym pomogę – obydwie się roześmiały.
***
Po objedzie wróciła do siebie. Pierwszy plan zakładał, że usiądzie w fotelu i poczyta książki, ale zmieniła go i postanowiła spędzić czas z bratem. Cicho zapukała i otworzyła drzwi do pokoju wspólnego chłopaków. Już miała się przywitać z siedzącymi na sofie tyłem do niej osobami, gdy zorientowała się, że siedzi tam Astoria. Wiedziała, że nie powinna podsłuchiwać, ale w tym przypadku nie mogła się powstrzymać.
- Musisz przyznać mi rację Draco. Di Binetti może jest arystokratką, ale ona nigdy nie będzie jedną z nas. Osoby takie jak ja, ty, Blaise czy nawet Denis to całkiem inna klasa. Jesteśmy wychowani w luksusie i rodzinnych zasadach arystokracji. Ona pół życia spędziła z mugolami. Może i spotykasz się z nią, bo zapewnia ci to ciekawą rozrywkę i oderwanie od rutyny jakim były twoje poprzednie dziewczyny. Ale zarówno ja jak i ty zdajemy sobie sprawę, że jeżeli przyszłoby co do czego, to na żonę wybrałbyś kogoś innego. Milczysz, co znaczy, że zgadzasz się ze mną.
- Twoje rozumowanie jest logiczne ona zawsze będzie inna – Hermionę wmurowało w podłogę nie wierzyła własnym uszom.
- Napiłabym się czegoś – Malfoy wstał, żeby nalać kobiecie czegoś do picia i wtedy ją zauważył. Wielkie, brązowe, smutne oczy. Panna Di Binetti odwróciła się i wyszła.
- Przepraszam cię za chwilę wrócę – blondyn podał szklankę ślizgonce i szybko wyszedł. Nie chciał tłumaczyć się przed Hermioną, ale czuł, że zasługuje na to by dowiedzieć się, co miał na myśli. Otwierała drzwi do swojego dormitorium, kiedy usłyszała jego głos – Di Binetti poczekaj – kiedy się odwróciła wiedział już wszystko. Nie musiał o nic pytać. Wiedział, że dyskusja niczego nie da. Każde z nich to wiedziało – Czyli to koniec?
- Tak – to wyszeptane słowo było jedynym, co powiedziała. Dotknął jej policzka. Przysunęła się do niego i pocałowała go. Zatopił się w tym pocałunku. Gdy się odsunęła pogłaskał ją po policzku. Chwilę po tym odwróciła się na pięcie i weszła do swojego pokoju zamykając drzwi.
***
Nie zareagowała na pukanie do drzwi, dlatego otworzył je i zaglądnął do środka
- Siostra? – w pokoju panował półmrok. Po chwili zauważył szatynkę siedzącą na parapecie. Wyglądała jak posąg wykuty w kamieniu. Nie ruszała się wpatrzona w gwiazdy. – Hermiona, co się stało? - odwróciła się i popatrzyła na brata.
- Nic Den. Wszystko wróciło do normy.
- Wszystko to znaczy?
- Nie musisz martwić się o mnie i Malfoya. Rozstaliśmy się – słowa siostry spowodowały, że zagotowało się w nim. W tym momencie poczuł chęć mordu. Przecież obiecał przyjacielowi, że zrobi mu krzywdę, jeżeli jego siostra będzie przez niego cierpieć. A w tym momencie Hermiona ewidentnie była smutna. Dziewczyna widziała, co się dzieje z bratem i domyślała się, co chłopak chce zrobić. – Denis poczekaj - zeskoczyła z parapetu i złapała brata za ramię. – Nie masz, za co go tłuc. To ja podjęłam decyzję o rozstaniu. Po prostu nie jesteśmy razem, ale nie czuję do niego negatywnych emocji.
- Jesteś pewna? Przecież widzę, że jesteś smutna.
- Wszystko w porządku Den. Ale jeżeli masz ochotę to dotrzymaj mi dzisiaj wieczorem towarzystwa.
- Bardzo chętnie siostra – uśmiechnęła się do niego
- W takim razie, co cię do mnie sprowadza.
- Widzisz przez to wszystko zapomniałbym, po co tu przyszedłem. Chciałem oddać ci książkę.
- I jak ci się podobała?
- Ciekawa, chociaż w niektórych momentach nieźle poplątana…
---
Teraz jeszcze muszę znaleźć czas na nadrobienie zaległości w czytaniu opowiadań 

środa, 26 czerwca 2013

who I am - odc. 23

Jak zawsze na Historii Magii prawie wszyscy spali. Jedynie Hermiona Di Binetti zawzięcie notowała każde słowo wypływające z niematerialnych ust profesora. Wiele z osób obecnych na sali najchętniej opuściłaby to pomieszczenie. Niestety ich plany na przyszłość nie uwzględniały tego, że wykłady profesora Binnsa są nudne i usypiające. Nagle ciszę przerwał huk książek spadających na ziemię. Wydarzenie to wyrwało profesora z monotonnego transu opowiadania o przyczynach powstawania rebelii goblinów. Duch podniósł głowę i rozejrzał się po sali. Jego wzrok zatrzymał się na ciemnowłosym mężczyźnie. Brunet w pośpiechu zbierał z ziemi książki, które niechcący strącił, kiedy zasnął.
- Panie Di Binetti – chłopak odłożył książki i popatrzył na profesora – proszę mi powiedzieć, co było przyczyną powstania goblinów w osiemnastym wieku? – zdezorientowany chłopak szukał ratunku u kumpli, którzy siedzieli obok. Niestety jedyna osoba, która mogłaby mu pomóc siedziała tak, że nie było możliwości porozmawiać z nią niezauważenie.
- Niestety nie pamiętam panie profesorze.
- No tak. Panno Di Binetti proszę przypomnieć bratu odpowiedź na to pytanie – dziewczyna ze skruchą popatrzyła na brata, po czym zaczęła mówić niczym recytując wyrytą regułkę.
- Jedną z przyczyn buntu goblinów w osiemnastym wieku było wprowadzenie ustawy regulującej użycie różdżek. W myśl zawartych tam przepisów, różdżka mogła być używana tylko przez ludzi. Jednym z głównych przedstawicieli buntów w osiemnastym wieku był Urg Obrzydliwy, który buntował się przeciwko ludziom. Było to spowodowane tym, że został kiedyś wrzucony przez kilkoro ludzi do rzeki, co odebrał, jako poniżenie jego godności.
- Bardzo dobrze panno Di Binetti pięć punktów dla Gryffindoru i minus pięć dla Slytherinu. Wracając do Urga Obrzydliwego … - klasa znowu zaczęła zasypiać, a profesor dalej prowadził swój nudny wywód.

Wychodząc z sali śmiała się pod nosem z zaspanej Ginny.
- Widzę, że humor dopisuje.
- Oczywiście, że tak – uśmiechnęła się szeroko do brata
- Jak ty możesz być taka pełna energii po tej lekcji – rozespany Blaise obrzucił ją podejrzliwym wzrokiem
- Wystarczy, żebyście inaczej do tego podeszli. Jeżeli dobrze się wsłuchacie i wyobrazicie sobie wszystko, co mówi profesor to sami przekonacie się, że to jest bardzo ciekawe.
- Chyba do spania –słysząc słowa Blaisa poklepała go po plecach i ze śmiechem odeszła ciągnąc za sobą pannę Weasley.
***
Jak tylko mogła unikała spotkania sam na sam z Malfoyem. Ku swojemu zaskoczeniu całkiem dobrze jej szło. Kiedy go spotykała przeważnie zawsze towarzyszyły im osoby trzecie, co bardzo było jej na rękę. Ale jak powszechnie wiadomo szczęście nie trwa długo. Niestety to, co nieuniknione musi prędzej czy później się zdarzyć. Tak było i w tym przypadku. Siedząc sama w pokoju wspólnym odrabiała zadania. Z starego magicznego radia sączyła się po cichu przyjemna, spokojna muzyka. Zapach malinowej herbaty stojącej na stoliku rozchodził się po całym pomieszczeniu. Z wielką uwagą linijka po linijce zapełniała pergamin pisząc esej na eliksiry. Była tak zaaferowana tym, co robiła, że nawet nie podniosła głowy, kiedy otworzyło się przejście. Zatrzymał się, gdy tylko ją zauważył. Przez dłuższą chwilę stał i patrzył na nią. Była pochłonięta pisaniem. Nachylona nad książką szybko pisała coś na pergaminie. Co chwilę zakładała za ucho niesforny kosmyk, który opadał jej na twarz. Sam był zaskoczony tym, że mógłby tak stać w ciszy i obserwować ją podczas pracy. Była dla niego wielką zagadką. Ta kobieta była dla niego zagadką. Zagadką, która go ciekawiła. Czuł, że między nimi jest jakiś magnetyzm. Magnetyzm, który bardzo silnie przyciągał go do niej. Nagle pióro zawisło w połowie wyrazu, a ona podniosła głowę natrafiając na jego wzrok. Chwilę wpatrywali się w siebie. Hermiona odwróciła głowę i wróciła do pisania. W tym samym momencie w dwóch krokach podszedł do niej i zabrał z jej ręki pióro, którym pisała.
- Malfoy! – uśmiechnął się słysząc w jej głosie tak charakterystyczną dla niej nutę złości
- O co chodzi?
-O co chodzi? O to, żebyś oddał mi moje pióro, bo muszę dokończyć esej.
- Esej nie zając, poczeka. A my mamy do dokończenia naszą rozmowę – usiadł koło niej. Jego bliskość jak zawsze działała na nią pobudzająco. Oczywiście nie uszło to jego uwadze. Dlatego roześmiał się – Chyba nawet nie muszę pytać, co sądzisz na temat tego, co jest między nami.
- Nie wiem, o co ci chodzi – zamknęła książkę i zwinęła pergamin z zamiarem zabrania wszystkiego do swojego pokoju. Kiedy wstała złapał ją i pociągną. Straciła równowagę i ku swojemu zaskoczeniu wylądowała na jego kolanach. Też się zdziwił, bo łapiąc ją za rękę chciał, żeby usiadła z powrotem na miejscu. Ale jak stwierdził w myślach ta sytuacja mu nie przeszkadzała. Panna Di Binetti chciała szybko się poderwać, ale mocno ją złapał – Malfoy puść mnie
- Nie mam na to ochoty – uśmiechnął się kpiąco, kiedy jej oddech lekko przyśpieszył. Zapach jego perfum lekko ją otumaniał.
- Malfoy puść mnie – tym razem nie był to rozkaz, lecz cicha prośba. Nie posłuchał jej. Przyciągnął ją jeszcze bliżej i pocałował. Oddała pocałunek. Ręce bezwiednie przesunęła na tył jego głowy wplatając dłonie w włosy blondyna. Po chwili oderwała się od niego głośno oddychając – Draco to się nie uda – jej własny szept wydał jej się krzykiem. Nie musiał pytać, co ma na myśli
- Dlaczego tak sądzisz?
- Bo wyznajemy inne wartości. Jesteśmy całkiem inni i dlatego oczekujemy od związku czegoś innego. Dla mnie związek to nie zabawa.
- W związku zawsze jest zabawa.
- Ja nie mówię o tym, co jest w związku. Chodzi mi o to, czym jest związek. To relacja dwojga ludzi, która nie raz jest bardzo silna. Na pewno nie jest zabawą, bo ludzkimi uczuciami nie wolno się bawić.
- A jeżeli obiecam, że potraktuje cię poważnie i nie będę uważał związku za zabawę? – słysząc te słowa roześmiała się.
- Dobry żart.
- Ja nie żartuję. Potrafię być poważny i brać sprawy na serio.
- Malfoy, ale branie sprawy na serio to nie wszystko, czego oczekuję od związku – całując ją nie pozwolił jej dokończyć. Kiedy odsunął się od niej roześmiała się – Takim zachowaniem nie spowodujesz, że zapomnę o swoich zasadach – posadził ją na kanapie i wstał.
- Nic tylko zasady i reguły.
- Życie to nie beztroskie życie. Zasady są potrzebne. Voldemort nie przestrzegał zasad i sam widziałeś, do czego to doprowadziło.
- Di Binetti nie jestem Voldemortem. Nie mam ambicji podbicia całego świata i rządzenia nim. Po prostu – w tym momencie się zaciął.
- Po prostu? – widziała jak zbiera się w sobie
- Po prostu chciałbym, żebyś była ze mną. Szlak mnie trafi, jeżeli zobaczę cię z innym facetem – zszokowana patrzyła na niego. Postanowił wykorzystać tą ciszę – Czuję się przy tobie inaczej. Zresztą ty przy mnie też. Ciągnie mnie do ciebie, a ciebie do mnie i nie da się temu zaprzeczyć.
- Nie toleruję kłamstwa
- Że co proszę? Sądzisz, że ja…
- Nie. Po prostu mówię, że nie toleruję kłamstwa z związku. Dla mnie w relacji między dwojgiem ludzi najważniejsza jest szczerość.
- Niech ci będzie.
- I mam jeszcze jedno, ale. Załatwisz to, żeby Astoria przestała się do ciebie dowalać.
- Z największą przyjemnością. Czyli zgadzasz się z moim zdanie i dlatego… - nie chciała tego mówić, jakoś wolała nie wypowiadać tego na głos i nie chciała na razie słyszeć. Dlatego wstała i pocałunkiem przerwała tą wypowiedź. W tym samym momencie do pokoju wkroczył Denis.
- Mafloy! – z miną głodnego dobermana rzucił się w kierunku blondyna
- Denis, nie! – Hermiona stanęła między mężczyznami
- Skarbie odsuń się
- Nie. Dlaczego tobie wolno się spotykać z Ginny, a mi się nie wolno spotykać z nikim?
- Ej ja nie jestem nikim – oburzony blondyn spiorunował ją wzrokiem
- Malfoy zamknij się i daj mi porozmawiać z bratem
- Bo to właśnie jest Malfoy. Znam go od małego i wiem, jaki jest! – Denis pieklił się dalej
- Wiecie, co ja może... – Draco próbował, coś powiedzieć
- Nie wtrącaj się! – rodzeństwo praktycznie równocześnie przerwało jego wypowiedź. W tej ostrej wymianie zdań widać było jak wiele temperamentu bliźniaki odziedziczyły po swoich sycylijskich członkach rodziny
- Den tobie nie chodzi o to, że to jest Malfoy! Jeżeli to byłby ktoś inny to reagowałbyś tak samo!
- Bo martwię się o ciebie!
- Nie masz, o co!
- Jesteś moją małą siostrą i muszę się o ciebie troszczyć – nie rozumiał, dlaczego Hermiona nie przyjmuje jego argumentów
- Nie jestem mała. Jakbyś zapomniał mam tyle samo lat, co ty. I przez praktycznie całe moje dotychczasowe życie radziłam sobie bez twojej ochrony.
- Ale teraz masz mnie.
- Den wiem o tym. Kocham cię, ale musisz pozwolić mi żyć swoim życiem. Muszę sama dokonywać wyboru. Jeżeli popełnię jakiś błąd to sama będę za niego ponosić konsekwencje. Nie możesz zamknąć mnie w złotej klatce. To tak nie działa.
- Niestety to tak nie działa – chłopak opadł na fotel i zachmurzony popatrzył na siostrę, a potem na swojego kumpla – Nie zmienia to tego, że jeżeli ją skrzywdzisz Smoku to wypatroszę cię z chirurgiczną precyzją.
- Podejrzewam, że jesteś do tego zdolny Cwaniaku. Wiesz złotko moim zdaniem twój brat w przyszłości zostanie psychopatycznym mordercą, który będzie patroszył swoje ofiary – blondyn z zadowoleniem usiadł na sofie
- Nazwij mnie jeszcze raz złotko, a ja cię wypatroszę i podaruję mu w prezencie – mówiąc to słodko uśmiechnęła się do niego siadając obok.
Ich wymianę zdań przerwało otworzenie się przejścia do ich pokoju wspólnego. Po chwili do środka wkroczył dobrze zbudowany brunet
- Cześć wam, o czym dyskutujecie? – Zabini zajął wolny fotel i nie pytając o zgodę zabrał się do picia chłodnej już herbaty Hermiony.
- O różnych ciekawych rzeczach – Malfoy zbył go machnięciem ręki
- A dokładniej?
- O tym, że mój brat podobno w przyszłości zostanie seryjnym mordercą, a ja mu w tym pomogę, jeżeli Smok jeszcze raz nazwie mnie złotkiem. Oraz o tym, że ja i Malfoy jakimś dziwnym przypadkiem jesteśmy ze sobą – słysząc ostatnie zdanie Blaise zakrztusił się napojem. Cwaniak z jakże przyjacielską chęcią niesienia pomocy walnął go z całej sił ręką wyładowując przy tym swoją złość
- Dzięki Denis, ale następnym razem zrób to delikatniej. Wy razem? – Hermiona na potwierdzenie tego skinęła głową – I ty Draco jeszcze żyjesz?
- Niestety – skwaszony Denis popatrzył z byka w stronę blondwłosego przyjaciela – ale Hermiona mnie powstrzymała.
- No to dzięki niej macie szczęście. Dzięki niej ty Draco nie jesteś w Mungu albo, co gorsza na cmentarzu a ty Den nie oglądasz ścian w zapyziałej celi w Azkabanie.
- Wiesz, co Zabini. Lepiej się zamknij, bo zaraz ci przyłożę. Idę do Gin – słowa bruneta jakoś nie pomagały Denisowi. Najchętniej w tej chwili zamordowałbym Draco Malfoya, ale wiedział, że siostra nie pozwoliłaby mu na to. Dlatego musiał wewnętrznie opanować swoje nerwy. A najlepszą czynnością do tego był czas spędzony z Ginny. Samo jej towarzystwo pomagało mu się wyluzować. W tej chwili potrzebował jej niczym tlenu, który oczyści jego organizm z przypływu agresji.
---
Kochani wiem, że bardzo długo czekaliście na tą część. Niestety nie miałam czasu jej napisać. Nawał pracy mnie przytłoczył, dlatego wybaczcie tak długie oczekiwanie. Od razu was informuję, że kolejna część będzie tą ostatnią. Pojawi się ona niestety, gdzieś w sierpniu bo na większość lipca wyjeżdżam i nie będę miała dostępu do komputera i internetu.

środa, 22 maja 2013

who I am - odc. 22


Gdy tylko weszła do swojego pokoju pierwsze, co zauważyła to przystojny mężczyzna siedzący w fotelu. Uśmiechał się w tak typowy dla siebie sposób, ale kiedy popatrzył na jej twarz jego uśmiech zniknął.
- Malfoy, co ty tu znowu robisz? – podeszła do łóżka i usiadła na nim opierając głowę o drewnianą kolumnę.
- Wszystko w porządku? – nie wiedział, dlaczego o to zapytał. Przecież nie po to tu przyszedł.  
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Ale wiesz, co? Nie obchodzi mnie to. Jestem wykończona dzisiejszym dniem i chcę zostać w końcu sama. Dlatego z łaski swojej zabierz swój arystokratyczny tyłek z mojego pokoju – nie odpowiedział nic. Siedział przyglądał się jej – Malfoy czy ty mnie słyszysz?
- Słyszę. Zastanawiam się tylko, co cię tak wykończyło? Czyżby plotki rozsiane przez rudzielca?
- To jedna ze składowych – skrzywiła się, ale jak zauważył u niej nawet ten grymas wyglądał pociągająco – Malfoy idź już – oczami wyobraźni widziała jak zostając sama pochłania całą dużą tabliczkę czekolady leżącej w szufladzie szafki nocnej. Ale jak zauważyła mężczyzna nie zamierzał wyjść – Rany Smoku, czego ty chcesz?
- Myślę nad plotkami rozpuszczonymi przez Weasleya – wstał z fotela i podszedł do łóżka żeby usiąść obok niej – Może on nam nieświadomie wyświadczył przysługę – widział zaskoczenie w jej oczach – Ja już dostałem od Denisa w twarz, a cała szkoła i tak żyje teraz plotkami na nasz temat – nie wierzyła własnym uszom i nie wiedziała, czy jej mózg dobrze funkcjonuje. Zresztą czy mógł dobrze funkcjonować, kiedy wydaje jej się, że Draco Malfoy właśnie insynuuje, żeby zostali parą? Była niemal pewna, że to jakieś chore halucynacje. W czasie, kiedy ona prowadziła wewnętrzne rozmyślania mężczyzna przyglądał się jej. Widział dobrze, że jest zszokowana. Zresztą spodziewał się tego. Wyciągnął rękę i dotknął dłonią jej policzek. Kobieta podniosła wzrok i popatrzyła na niego – Oj Di Binetti  - roześmiał się czując jak jej oddech przyśpiesza – nie oszukuj się. Sama dobrze wiesz, że między nami coś jest. Jakiś dziwny rodzaj chemii. Nie masz, co się oszukiwać. Ciągnie cię do mnie – na chwile umilkł zamyślając się nad czymś – Zresztą mnie do ciebie też. Jesteś dziwnym zjawiskiem, które mnie ciekawi – nachylił się w jej kierunku i delikatnie pocałował. Kiedy odsunął się wstał i podszedł do drzwi – Przemyśl to mała. Wrócimy do tej rozmowy jutro jak już odpoczniesz. – wyszedł zostawiając ją samą. Opadła na łóżko i ręką sięgnęła do szuflady wyciągając tabliczkę czekolady. Oderwała kawałek i wsadzając go do ust rozkoszowała się jego smakiem. Leżąc tak zastanawiała się, jakim sposobem ma odpocząć i się wyspać, kiedy jej myśli zaprzątają słowa Draco Malfoya. W tym samym czacie owy mężczyzna leżał w swoim łóżku i z zadowoleniem na twarzy wpatrywała się w sufit i raz po raz w pamięci odtwarzał reakcje dziewczyny na jego dotyk i wyraz zaskoczenia na jej twarzy po usłyszeniu jego słów.
***
Obudziły ją promienie słońca wpadające przez niezasłonięte okno. Nie pamiętała, kiedy zasnęła. Nawet nie zdążyła się umyć i przebrać. Dlatego teraz wstała i zaspana skierowała swoje kroki do łazienki. Kiedy wyszła przebrana w świeże ubranie postanowiła coś zjeść. Nie zdziwiła się, kiedy w wielkiej sali zastała tylko kilka osób. W końcu była sobota. Zawsze w soboty godzina śniadania była luźna. Czas na nie był wyznaczony od siódmej do jedenastej, dzięki czemu zarówno uczniowie jak i nauczyciele mogli pospać dłużej. Nie śpiesząc się zjadła jajka w koszulkach na toście. Kiedy piła sok na stoliku przed nią wylądowała szara sowa z dużą przesyłką. Odstawiła puchar i z zaciekawieniem odebrała dość dużą paczę w zamian częstując ptaka krakersem. Po przeczytaniu informacji o nadawcy z niecierpliwością złapała przesyłkę i ruszyła do wyjścia. Opuszczając salę w drzwiach minęła swoich współlokatorów.
- Siostra – dziewczyna zatrzymała się i popatrzyła na swojego brata – Zapowiada się dzisiaj ładny dzień. Co powiesz na wizytę w Hogsmeade?
- Dzięki Den, ale mam na dzisiaj inne plany – uśmiechając się do nich ruszyła przed siebie. Nie mogła zobaczyć, że blondwłosy mężczyzna przygląda się jej z zaciekawieniem.
***
Pomimo rozczarowania Denisa nie poszła z nimi do miasteczka. Wolała zostać w szkole. Postanowiła odnaleźć Hermionę, ale nie okazało się to łatwym zadaniem. Kiedy nie znalazła jej w dormitorium skierowała swoje kroki do biblioteki. Była niemal pewna, że panna Di Binetti właśnie tam się zaszyła. W książkach, intensywnie ucząc się do egzaminów. Jednak pomyliła się, bo biblioteka świeciła pustkami.  Ostatnim miejscem, gdzie mogła ją znaleźć były Hogwartckie błonia. Po kilkunastominutowym uporaniu się ze schodami, które akurat teraz poczuły ochotę na zmienianie kierunków dotarła na parter. Po wyjściu od razu zauważyła postać siedzącą pod wielkim dębem. Ruszyła w jej kierunku. Z każdym krokiem lepiej widziała, że przyjaciółka siedzi na trawie otoczona papierami.
- No tak, czego ja się mogłam spodziewać? Ty nawet w wolny dzień na zewnątrz przy pięknej pogodzie nie potrafisz zapomnieć o nauce.
- Ja się nie uczę Gin.
- No to, co to za sterta papierzysk? – ręką pokazała pudło, w którym były jakieś papiery
- Siadaj – szatynka ręką poklepała miejsce obok siebie – Wiesz gdzie leży Kambodża?
- Kambodża? Z tego, co wiem to chyba w Azji.
- Masz rację leży w Azji, a dokładniej w Azji południowo-wschodniej. Wszystkie papiery, które tutaj widzisz dostałam dzisiaj przysłane w paczce przez sowią pocztę.
- Wybierasz się na wakacje do Azji? – Ginny z zaciekawieniem popatrzyła na szatynkę.
- Nie na wakacje. Możliwe, że na dłużej – zauważyła pytający wzrok rudej, dlatego kontynuowała – Może jakiś rok.
- Co?! Rok w Azji?! – zszokowana popatrzyła na przyjaciółkę.
- Gin uspokój się. Zaraz ci wszystko wytłumaczę. Jakiś czas temu natrafiłam w Proroku Codziennym na ciekawy artykuł o firmie, która organizuje wyjazdy wolontariuszy do Kambodży. Długo o tym myślałam i w końcu napisałam do nich list. W odpowiedzi dostałam dzisiaj tą przesyłkę.
- Ale co ci strzeliło do głowy żeby myśleć o wyjeździe na wolontariat do Kambodży?
- Ginewro Weasley prosiłam cię, żebyś zachowała spokój. Co mi strzeliło? Każdy myśli, że już dawno mam plany dotyczące mojej przyszłości. Wiesz, dlaczego w tym roku zdaję tyle przedmiotów? Bo nie mam pojęcia, które będą mi potrzebne. Do tej pory nie zdecydowałam, co chcę robić po zdaniu egzaminów. Kiedy myślę o przyszłość cały czas mam mętlik w głowie. I to pudło jest dla mnie rozwiązaniem. Azjatyckie ministerstwo magii we współpracy z specjalnymi organizacjami prowadzi akcje charytatywne na rzecz mugolskich dzieci. W naszym świecie najbiedniejszym rodziną żyje się trudno, ale wiążą koniec z końcem. U mugoli jest całkiem inaczej. Kambodża jest jednym z biedniejszych krajów i dlatego powstał tam program „czarodzieje dla mugoli”. Czarodzieje udający mugli pomagają im za pomocą utajnionej magii. Dzięki tej akcji mogę sprawdzić, co chcę robić w życiu. Popatrz – wyciągnęła w stronę przyjaciółki pergamin, który trzymała w ręce. Na kartce były wymienione siedem ofert – to są dziedziny, w których mogę pracować przez czas trwania wolontariatu. Wolontariat społeczny polega na pomocy dzieciom, które zostały osierocone przez zakończona już wojnę lub porzucone z powodu HIV i AIDS. Mieszkają na ulicach i w sierocińcach. Wolontariat prawny dotyczy spraw prawniczych, a w szczególności ochrony praw człowieka. Wolontariatu ochrony środowiska chyba nie muszę ci tłumaczyć. Do tego jeszcze wolontariat: dziennikarski, medyczny, kulturalny mający na celu poznawanie i szerzenie kultury oraz informacji na temat tradycji Kambodży. I na sam koniec mamy jeszcze jeden wolontariat nazwany edukacyjnym mający na celu nauczyć dzieci podstaw takich jak np. pisanie i czytanie.
- Hermiona to, co chcesz zrobić jest zadziwiające.
- Dzięki Gin. Ale mam jedną prośbę. Nikomu na razie o tym nie mów. Nie chcę, żeby Denis truł mi koło ucha. Jeżeli ostatecznie się zdecyduję to wtedy mu powiem.
- Oczywiście, że nic nikomu nie powiem – ruda uśmiechnęła się do przyjaciółki – Hermiona, a czy są jakieś specjalne wymagania, co do osób, które chciałyby wyjechać na taki wolontariat?
- Jakiś rygorystycznych nie ma. Musisz mieć ukończoną edukacje i zaliczone owutemy w zależności od tego, jaki wolontariat chciałabyś podjąć. Ale Ginny ty chyba nie zaczęłaś… - Hermiona nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Mina Ginewry Weasley wskazywała na to, że kobieta coś bardzo dokładnie analizuje. A to mogło oznaczać tylko jedno.
***
Pokój wspólny był oświetlony tylko ogniem płonącym w kominku. Siedziała i wsłuchiwała się w przyjemny trzask towarzyszący palącemu się drewnu. Machnęła różdżką i niewiadomo skąd zaczęła sączyć się cicha spokojna muzyka. Przymknęła oczy i oparła głowę o zagłówek fotela. Ta chwila relaksu była dla niej cudownym odpoczynkiem. Przyjemnie było mieć dla siebie pusty salon prefektów naczelnych. Niestety ta rozkoszna chwila została przerwana otwarciem przejścia. Po dłuższym czasie do środka wtoczył się postawny mężczyzna. Tak wtoczył się, bo inaczej nie dało się tego nazwać. Jak zauważyła osobnik ten musiał spożyć dość dużą dawkę alkoholu.
- Hermiona skarbie – z szerokim uśmiechem podszedł do jej fotela.
- Blaise, w jakim ty jesteś stanie?
- Chyba się u…u…ur…urzno..urznolem
- Nie da się ukryć, że się urżnąłeś
- Jestes cudowna. Mieć taką kobietę to szczęście. Ale i tak się cieszę, że jesteś moją koleżanką – mówił to coraz cichszym głosem przymykając oczy.
- Chodź Diabełku zaprowadzę cię do pokoju, bo chyba sam nie trafisz. Obejmij mnie ręką za szyję – z trudem, ale jakoś udało im się dotrzeć do dormitorium chłopaka. Po kilku tłumaczeniach namówiła go do tego, żeby ściągnął buty. Gdy tylko to zrobił przewrócił się na łóżko. Kobieta przykryła go. Zanim odpłynął w swój świat popatrzył na nią ostatni raz.
- Kocham cię jak siostrę – słysząc to uśmiechnęła się i wyszła z pokoju. Miłe dla niej było usłyszeć takie słowa. Przez ten, krótki czas odkąd nie toczyła z Zabinim wojny jej nastawienie do niego uległo diametralnej zmianie. Diabeł po bliższym poznaniu okazywał się fajnym, zabawnym facetem, który potrafi być pomocny. Czuła, że pomimo przeszłości obecnie w nagłym wypadku może liczyć na jego pomoc. To, co tak długo budowała z Harrym i to, co zburzył Ron, Blaisowi udało się osiągnąć dużo szybciej. Może nie tak wiele jak Harremu, ale pomimo to i tak osiągnął dużo. Nie mogła nazwać to przyjaźnią, ale najwyraźniej do tego to wszystko zmierzało. Otwierała właśnie drzwi prowadzące z pokoju wspólnego chłopaków na korytarz, gdy nagle na kogoś wpadła.
- Nie, tylko nie kolejny piany w sztok.
- Jestem trzeźwy. Ale interesuje mnie, co cię sprowadza w nasze skromne męskie progi? – uśmiechną się do niej swoim tak charakterystycznym uśmieszkiem – Czyżbyś spotkała Blaisa?
- Miałam tą przyjemność. Jakoś udało mi się go odtransportować do łóżka bez używania czarów.
- To może teraz mnie odtransportujesz. I do tego porozmawiamy o bardzo ciekawych i istotnych dla nas rzeczach.
- Wybacz, ale nie mam teraz czasu. Jestem umówiona – zręcznie go wyminęła i wychodząc na korytarz zbiegła po schodach. Szła korytarzem, kiedy nagle usłyszała głos swojego brata.
- Chyba sobie żartujesz, że najpierw uchodziła za zarozumiałego, przemądrzałego kujona.
- Była nie do zniesienia. Chcieliśmy ją udusić – nie wierzyła własnym uszom. Zbyt dobrze znała ten drugi głos, dlatego wzięła to za omam słuchowy. Dyskretnie, powoli podeszła do uchylonych drzwi i zaglądnęła przez szparę. Musiała się uszczypnąć, żeby przekonać się, że to nie przewidzenie. Harry Potter siedział w sali razem z Denisem i rozmawiali jak gdyby nigdy nic. Do tego tematem ich rozmowy był nie, kto inny jak ona sama. Delikatnie popchnęła drzwi tak, żeby żaden z nich tego nie usłyszał.
- Nie wiecie, że nieładnie jest obgadywać inne osoby – jak na komendę odwrócili się w jej stronę. Stała oparta o framugę przeszywając ich niezadowolonym wzrokiem.
- Siostrzyczko kochana my nie cię nie obgadujemy. Szukamy wspólnych tematów – Cwaniak delikatnie uśmiechnął się do niej.
- Denis ma rację. Ile można rozmawiać o quidditchu? – Hermiona nie odpowiedziała. Była w zbyt wielkim szoku po tym jak usłyszała, że Harry mówiąc o jej bracie użył jego imienia.
- Widzisz Harry właśnie wprawiliśmy ją w szok – Denis wyszczerzył się do Pottera
- Nie da się ukryć, ale znając ją zaraz sobie z tym poradzi – chłopiec, a raczej obecnie mężczyzna, który przeżył miał rację. Hermiona Di Binetti szybko otrząsnęła się z szoku. Jak gdyby nigdy nic się nie stało usiadła na blacie jednej z wolnych ławek.
- Czyli wiemy już, że jestem zarozumiała, przemądrzała i nie do zniesienia.
- Poprawka. Nie powiedziałem twojemu bratu, że jesteś taka tylko, że na początku uważaliśmy cię za taką. Ale po pewnych wydarzeniach i po bliższym poznaniu zmieniliśmy zdanie.
- Dobrze się o tym upewnić – mówiąc to uśmiechnęła się do nich.
---
W końcu mi się udało napisać ten rozdział do końca. Jeżeli jest taka możliwość bardzo proszę, żeby Konoe Subaru odezwała się do mnie albo na gg: 1570991, lub mail: kosteczka0@op.pl.          

niedziela, 21 kwietnia 2013

who I am - odc. 21


Przebudziła się i otworzyła oczy. Chwilę leżała rozkoszując się ciepłem ciała mężczyzny leżącego obok niej. Popatrzyła na niego uważnie i z niedowierzaniem pokręciła głową. Sama nie wiedziała jak mogła dopuścić do tej sytuacji. Ona i Draco Malfoy razem w łóżku, przecież to niedorzeczne. Najostrożniej, jaki się dało odsunęła się od niego i powoli wstała. Zbierając swoje rzeczy naciągnęła na siebie bluzkę i spodnie, po czym opuściła pokój należący do blondwłosego ślizgona. Kiedy tylko znalazła się w swoim dormitorium wślizgnęła się do swojego łóżka i chowając się pod pościelą w myślach zaczęła wyzywać samą siebie. Fakt był jeden nie zawiodła się na blondynie. Ta noc była cudowna i naprawdę sprawiła jej wiele satysfakcji, ale nie zmieniało to jednego istotnego faktu, że była to noc spędzona z Draco Malfoyem.

Gdy się obudził obok niego nie było nikogo. Byłby w stanie uwierzyć, że to wszystko mu się przyśniło gdyby nie to, że jedna z poduszek pachniała kobiecymi perfumami. Perfumami, które Di Binetti używała, na co dzień. Wstał z łóżka z wyrazem samozadowolenia na twarzy. Wszedł do łazienki, żeby wziąć prysznic. Nagle po sypialni mężczyzny rozniósł się huk otwieranych z rozmachem drzwi. Zirytowany zachowaniem intruza wrócił do pokoju, żeby w dość Malfoyowski sposób wyrazić swoje niezadowolenie. Niestety nie zdążył tego zrobić, bo gdy tylko przekroczył próg pokoju intruz rzucił się na niego uderzając go pięścią w twarz. Uderzenie było tak silne, że chłopak stracił równowagę i upadł na ziemię lekko zamroczony.
- Ty skończony draniu, to jest moja siostra! – Denis Di Binetti wyglądał jakby miał ochotę rozszarpać go na strzępy. – Znam cię za długo, żeby nie wiedzieć jak traktujesz kobiety. Moja siostra nie będzie twoją kolejną zabawką. Przyjaźnimy się, ale jeżeli tkniesz Hermionę to obiecuję ci, że cię zabiję. I wiedź Smoku, że ja nie żartuję – wyszedł zostawiając zaskoczonego Draco samego. Blondyn nie sądził, że Cwaniak tak szybko się dowie o ich nocy. Zastanawiające było tylko jedno. Dlaczego powiedział „jeżeli tkniesz” przecież on już to zrobił.
***
Siedziała na podłodze w swoim dormitorium obłożona dookoła najróżniejszymi książkami i rolkami pergaminu.
- Ale masz tu bałagan. – mężczyzna rozglądnął się po pokoju.
- To nie jest bałagan tylko moje notatki. Rodzice nie nauczyli cię braciszku, że puka się przed wejściem do czyjegoś pokoju?
- Nie nauczyli. Jestem tak samo niewychowany jak ty siostrzyczko.
- Dobra mów, czego chcesz, albo spływaj stąd, bo ja muszę się uczyć. – widziała, że Denis trochę się zmieszał. – Den, co się stało? – odłożyła podręcznik i popatrzyła na brata. Brunet popatrzył jej w oczy i wziął głęboki oddech.
- Co łączy ciebie i Malfoya? – zaskoczył ją tym pytaniem. Miała nadzieję, że Denis nie dowie się o tej nocy, albo nawet, jeżeli się dowie to o wiele później.
- Co masz na myśli? – wolała być ostrożna.
- Po prostu chciałbym wiedzieć, co jest między tobą, a Malfoyem. - szukała jakiejś dobrej odpowiedzi, ale on mówił dalej -  Zresztą jestem twoim bratem i raczej mam prawo, a nawet obowiązek to wiedzieć – tymi słowami ją rozjuszył.
- Nie masz prawa. Nawet, jeżeli coś byłoby między mną, a Malfoyem to nie jest twój interes.
- Siostra jesteś dla mnie najważniejsza i dlatego martwię się o ciebie – troska w jego głosie trochę ją uspokoiła
- Nie musisz Cwaniaczku. Jestem dużą dziewczynką i dam sobie radę sama.
- Ale wolałbym wiedzieć czy między tobą, a Malfoyem…
- Den skończmy ten temat. Wybacz, ale muszę wrócić do nauki. Wiedza na egzaminy sama się nie wkuje. – chłopak westchnął z rezygnacją, po czym opuścił jej pokój.
***
Przez całe do południe nie wychodziła ze swojego dormitorium. Dzięki temu miała czas na naukę i pewność, że nie spotka Draco Malfoya. Po zdarzeniu z nocy nie wiedziała jak miałaby zachować się stając z nim twarzą w twarz. Właśnie przeglądała notatki z kilku ostatnich lekcji historii magii, kiedy drzwi jej sypialni otworzyły się.
- Znowu przyszedłeś mi przeszkadzać w nauce? – była pewna, że to Denis znowu chce męczyć ją dziwnymi pytaniami.
- Znowu? – słysząc ten głos znieruchomiała
- Malfoy nie nauczyli cię pukać? – odłożyła notatki i popatrzyła na niego. Mężczyzna usiadł na jednym z foteli. Źle się czuła siedząc przed nim na podłodze. Dlatego wstała i usiadła na łóżku. Widząc to sugestywnie uniósł brwi. Udawała, że tego nie zauważyła
- Albo mi się wydaje Granger, albo mnie unikasz.
- Wydaje ci się. Jak sam widzisz siedzę w pokoju i uczę się do egzaminów. Nie mam żadnego powodu, żeby cię unikać.
- Ciekawe, bo moim zdaniem takim powodem są wydarzenia, które miały miejsce tej nocy i o których powiedziałaś swojemu bratu.
- Co!? Chyba zwariowałeś. Nic nikomu nie powiedziałam. W szczególności Denisowi.
- A to ciekawe, bo tak się składa, że Cwaniak wpadł dzisiaj rano do mojego pokoju i uderzył mnie w twarz. Myślałem, że za dzisiejszą noc.
- Nie mógł ci przywalić za dzisiejszą noc, bo nic o niej nie wie. Ale bardzo chętnie dowiem się, o co chodzi – wstała i ruszyła w kierunku drzwi, które nagle się otworzyły.
- Hermiona – Ginny wpadła do pokoju jak torpeda rozwalając wszystkie notatki leżące na podłodze – Ups, sorry nie chciałam. – Hermiona westchnęła z rezygnacją. Doszła do wniosku, że musi powiesić na drzwiach tabliczkę „proszę pukać”.
- Co chciałaś Ginny?
- Po szkole krąży plotka… – rudowłosa nie dokończyła mówić, bo jej wzrok padł na mężczyznę siedzącego w fotelu. - Widzę, że przeszkadzam.
- Nie przeszkadzasz. Malfoy właśnie miał wyjść – panna Di Binetti popatrzyła sugestywnie na blondyna.
- Tak miałem wyjść, ale chętnie posłucham, co krąży po szkolnych korytarzach – zdezorientowana Ginny popatrzyła na przyjaciółkę. Hermiona przewróciła oczami, po czym kiwnęła głową dając znać pannie Weasley, żeby dokończyła swoją wypowiedź. Ginny musiała zastanowić się jak to powiedzieć, bo idąc tu była pewna, że to co usłyszała to plotka, ale patrząc na obecność chłopaka w pokoju przyjaciółki sama nie wiedziała, co o tym sądzić.
- Po szkolnych korytarzach krąży niepotwierdzona informacja, że ty i on – kiwnięciem głowy wskazała chłopaka – jesteście razem – Hermiona słysząc to pytająco popatrzyła na Malfoya
- Można było się tego spodziewać – roześmiał się widząc zaskoczoną minę Hermiony – To wszystko sprawka Weasleya. No to już wam nie przeszkadzam – wyszedł zostawiając je same.
- O co mu chodziło, kiedy mówił o Ronie?
- Nic ważnego Gin. Chodźmy na obiad – łapiąc rudowłosą pod ramię wyszła na korytarz. Już po przekroczeniu progu wielkiej sali wiedziała, że Ginny nie przesadzała mówiąc o krążącej plotce. Większość osób patrząc na nią szeptała. A w oczach Astori Greengrass praktycznie płonęła nienawiść. Kiedy po objedzie wracała do swojego dormitorium ludzie pokazywali ją palcami. Musiała przyznać, że Ron naprawdę się postarał żeby wszyscy w szkolę dowiedzieli się, że jego zdaniem ona i Draco są parą. Czuła się tym wszystkim zmęczona. Marzyła o powrocie do swojego pokoju i zapadnięciu się w fotelu z lampka wina w ręce. Miała ochotę się porządnie upić, żeby myśli kłębiące się w jej umyśle na chwilę dały jej spokój. Ale jak widać zrealizowanie tego pomysłu nie było jej dane. Gdy dotarła na górny korytarz na jego drugim końcu pojawił się Ron Weasley. Nie miała najmniejszej ochoty spotkać się z nim twarzą w twarz. Dlatego odwróciła się i zbiegła po schodach dwa piętra niżej. Jakoś tak bezwiedni zawędrowała do jednej z opuszczonych sal lekcyjnych. Wiedziała, że o tej porze praktycznie nikt nie chodzi tym korytarzem. Usiadła na jednej z ławek opierając się plecami o zimny kamień. Przymknęła oczy i wsłuchując się w otaczającą ją ciszę pozwoliła swoim myślą płynąć swobodnie.
***
Postanowił iść najkrótszą drogą. Korytarz był ciemny i pusty. Większość uczniów przebywała albo w pokojach wspólnych, albo na błoniach. On sam zamierzał zajrzeć do pokoju wspólnego ślizgonów. Ostatnio rzadko tam bywał. Mijał kolejne sale. Niektóre drzwi były otwarte, inne zamknięte. Gdy przeszedł obok starej nieużywanej już sali do numerologii coś zwróciło jego uwagę. Dlatego zatrzymał się i cofnął o parę kroków stając w otwartych drzwiach.
- Mała, a co ty tu robisz? – dziewczyna podniosła głowę obrzucając go niechętnym spojrzeniem
- Zabini głąbie jeden ile razy mam ci powtarzać, żebyś do mnie nie mówił mała?
- Dużo? – wyszczerzył się do niej radośnie. Jego uśmiech był tak szczery i zaraźliwy, że nie potrafiła go nie odwzajemnić – No to, co tu robisz? – usiadł na ławce obok.
- Szukam spokoju i ciszy. Dzięki temu, że je znalazłam siedzę i rozmyślam.
- A można wiedzieć, o czym? – zauważył, że tym pytaniem starł uśmiech z jej twarzy – Hermiona, coś się stało?
- Nie wszystko w porządku…tylko…tylko jutro moja mama ma urodziny.
- I to cię martwi? - naprawdę go zdziwiła – Przypomni o tym Denisowi, to na pewno razem coś wykombinujecie.
- Nie chodziło mi o naszą mamę tylko o moją – na początku tego nie zrozumiał, o co jej chodzi.
- Masz na myśli panią Granger? – w odpowiedzi na jego pytanie kiwnęła głową smutno się uśmiechając.
- Kiedy jeszcze nie wiedziałam o istnieniu Hogwartu i chodziłam do mugolskiej szkoły w każde urodziny mojej mamy tata zabierał nas na obiad do małej przytulnej restauracji niedaleko naszego domu. Potem szliśmy na długi spacer rozmawiając tak naprawdę o wszystkim i o niczym.
- Zazdroszczę ci tego. Moja matka zawsze była poza domem. Nigdy nie obchodziliśmy, żadnych urodzin. O przepraszam, co roku niania dawała mi prezent, który moja matka kazała jej kupić – widział, że próbuje go słuchać, ale jednak myślami była gdzieś daleko  – Martwisz się czymś jeszcze – trzeba było przyznać, że Blaise Zabini był naprawdę dobrym obserwatorem i znał się na ludziach. Siedzieli chwilę w ciszy. Nagle słowa zaczęły wypływać z niej układając się w zdania jedno po drugiej.
- Ciągle nie mogę zrozumieć, dlaczego ukrywali przede mną prawdę. Dlaczego mi nie powiedzieli, że jestem adoptowana?  I już nigdy tego się nie dowiem. Nie dowiem się czy kiedykolwiek zamierzali mi wyjawić prawdę. Przez tyle lat mnie oszukiwali – po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Zszedł z ławki i podchodząc do niej przytulił ją uspokajająco głaskając po głowie.
- Wiem, że to dla ciebie trudne, ale nie możesz się tym zadręczać. Może nie wiedzieli jak ci to powiedzieć? A może bali się, że jak poznasz prawdę to zaczniesz szukać biologicznych rodziców i ich opuścisz. Nigdy nie zgadniemy, czym się kierowali. Możemy snuć tylko domysły, które do niczego nas nie doprowadzą. Życie toczy się dalej. Musisz żyć i nie zadręczać się tym, bo zamiast żyć teraźniejszością i patrzeć w przyszłość utkniesz w przeszłości. Zapomnieć o tym będzie dla ciebie bolesne i ciężkie, ale wiedz, że jakby co to zawsze możesz liczyć na moją pomoc – słysząc te słowa odsunęła się od niego i słabo uśmiechnęła.
- Dzięki Zabini. Nie sądziłam, że kiedyś to powiem, ale nie jesteś taki zły jakiem cię malują.
- Panno Di Binetti usłyszeć te słowa z twoich ust to dla mnie największy komplement – znowu obdarzył ją swoim charakterystycznym szerokim uśmiechem – A teraz mała chodź wracamy do siebie – walnęła go łokciem w żebra.
- Ała! Za co to?
- Miałeś mnie tak nie nazywać
- Wybacz przyzwyczajenia nie zmienisz – objął ją za szyję i wyprowadził na korytarz.
***  
Kiedy przeszli przez dziurę pokój wspólny prefektów był pusty.
- Może masz ochotę trochę posiedzieć przed kominkiem?
- Dzięki Diable, ale pójdę do siebie. Muszę odpocząć – kiwnął głową dając jej znak, że rozumie. Wspięli się po schodach. Zanim nacisnął klamkę w drzwiach do męskiego dormitorium odwrócił się.
- Hermiona – popatrzyła na niego pytająco – jakby, co to wiesz gdzie mnie szukać.
- Dzięki Blaise – chłopak uśmiechnął się ostatni raz i zamknął za sobą drzwi.

sobota, 30 marca 2013

who I am - odc. 20


- No to słucham? – oparła się o ścianę i ze zrezygnowaniem popatrzyła na chłopaka.
- Hermiona proszę przestań się na mnie gniewać?
- Ron ja się na ciebie nie gniewam. – taka była prawda, bo ona już nie miała siły gniewać się na chłopaka. Dla niej to był rozdział zamknięty.
- Czyli między nami wszystko w porządku? Jest tak jak dawniej? – rudowłosy uśmiechnął się szeroko.
- Nie Ron między nami nie jest w porządku, a tym bardziej nie jest tak jak dawniej. – mina mu zrzedła.
- Ale jak to?
- Normalnie – westchnęła z rezygnacją – Ile razy mam ci to tłumaczyć? Między nami nigdy nie będzie tak jak dawniej. To, co było nie wróci. Zrozum, że to zamknięty rozdział życia i nic tego nie zmieni.
- Zawsze możesz zmienić zdanie. Kobieto opamiętaj się! Jeżeli tego nie zrobisz będziesz tego żałować do końca życia.
- Nie, to ty będziesz tego żałować do końca życia – czuła wściekłość, ale nie chciała krzyczeć - Chciałam przedtem się pogodzić, zrobić coś by było tak jak przedtem, ale ty uparłeś się jakbym zrobiła ci największe świństwo na świecie. A ja po prostu żyłam i tyle. Chcę jedynie, żebyś wiedział, że zawsze dobrze będę wspominać stare czasy. Te kilka lat pomimo wojny zapamiętam, jako jedne z najlepszych chwil w życiu. A teraz uważam naszą rozmowę za zakończoną. – zostawiając go ruszyła przed siebie.
- Masz ostatnią szansę żeby zmienić zdanie! – nie zwracała uwagi na jego krzyk. Szła przed siebie czując zmęczenie. Po drodze postanowiła jednak nie wracać do pokoju. Zeszła po schodach i pchnęła ogromne drzwi. Chłodny wieczorny wiatr uderzył w nią, kiedy tylko wyszła na zewnątrz.  Przeszła przez błonia i zatrzymała się nad brzegiem jeziora. Księżyc odbijał się w czarnej gładkiej powierzchni jeziora. Ciszę nocną rozdarło pohukiwanie sów wylatujących z wierzy, gdzie znajdowała się sowiarnia. Hermiona przykucnęła podnosząc z ziemi kilka kamyków. Ruszyła nimi warząc ich ciężar w dłoni, po czym po kolei zaczęła nimi rzucać na odległość.
- Niezły rzut. - kobieta odwróciła się i popatrzyła na stojącego kawałek za nią blondwłosego mężczyznę.
- Dzięki. Chcesz spróbować? – uśmiechnęła się, kiedy wyciągając rękę wziął jeden z kamieni. Po czym cisnął nim na dość dużą odległość. – Jakoś to rzucanie pozwala mi się uspokoić i wyciszyć – mówiąc to rzuciła kolejnym kamieniem, który tworząc na jeziorze koła zniknął pod taflą wody.
- A co robisz, kiedy nie możesz rzucać kamieniami? – stojąc obok obserwował ją kątem oka.
- Do tej pory miałam jeden sposób pływanie, ale dzięki pewnej trójce mężczyzn mam jeszcze jeden, który nazywa się Rasmus. Mogę wsiąść na niego i jechać na nim gdziekolwiek mnie poniesie. Nie patrząc na nic.
- Za każdym razem tak robisz?
- Jak? – nie zrozumiała jego pytania
- No jedziesz gdzieś bez konkretnego celu. Nie patrząc na to gdzie.
- Nawet na to nie zwracałam uwagi – zastanowiła się nad tym – ale teraz tak myśląc doszłam do wniosku, że tak.
- Musi to być ciekawe. Nigdy tak nie jeździłem. Zawsze miałem konkretny cel, do którego postanowiłam dojechać.
- Radzę ci spróbować. To całkiem odprężające – stała patrząc przed siebie, ale widział, że lekko się uśmiecha
- Może kiedyś wybrałbym się z tobą.
- Może. – zdziwił się słysząc jej odpowiedź – Jeżeli będziesz grzeczny. -  między nimi zapadła cisza, ale niekrępująca i napięta. Był to rodzaj tej ciszy, kiedy dwie osoby stoją koło siebie i czują, że nic nie trzeba mówić. Ona patrzyła przed siebie na czarną tafle jeziora. On ukradkiem patrzył na nią, obserwując jej sylwetkę oświetloną przez jasny księżyc. Sam nie wiedział czy mu się wydaje, czy naprawdę powietrze między nimi wypełniło się elektryzującymi cząsteczkami. Odwrócił się do niej i złapał ją za przedramię. Czując jego uścisk odwróciła się i popatrzyła na mężczyznę z zaskoczeniem. Jego oczy w świetle księżyca przypominały roztopione srebro. Mogłaby tak stać i patrzeć na niego słuchając jak jej serce zaczyna głośniej bić, a krew szybciej krążyć. Wiedziała, co za chwilę się stanie, ale nie chciała temu zapobiec. Może i postępowała irracjonalnie, ale nie obchodziło jej to. Chciała się na chwilę zapomnieć. Dlatego nie protestowała, kiedy przyciągnął ją do siebie i pocałował. Zapomniała na tą chwilę o wszystkim. Skupiła się na własnych odczuciach. Na przyjemności, jaką czuła przy dotyku jego ust.
- TO JUŻ WSZYSTKO ROZUMIEM! – słysząc krzyk Hermiona oderwała się od blondyna. Niedaleko nich stał Ron Weasley. Jego twarz przypominała kolorem dojrzałego buraka.
- O co ci znowu chodzi Weasley? – Draco kpiąco popatrzył na rudzielca.
- Dlatego nie chcesz, żeby wszystko było tak jak dawniej – gryfon nie zwracał się do ślizgona. Swój wzrok utkwił w gryfonce – Nie chcesz, żeby było jak dawniej, bo to niemożliwe, kiedy migdalisz się z ślizgonem. I to do tego jeszcze z tą tchórzofretką.
- Radzę ci się liczyć ze słowami Weasley. – blondynowi zaczynały puszczać nerwy.
- Nie wtrącaj się Malfoy. Nie sądziłem, że tak nisko upadniesz Hermiono.
- Ron to, co robię nie powinno cię interesować. To jest moje życie i nie masz prawa w nie ingerować.
- Nie zamierzam. Cieszę się, że nie stanowisz części mojego życia. Nie chciałbym bratać się z takimi szujami. – zanim cokolwiek odpowiedziała ślizgon rzucił się na rudzielca.
- Draco! – krzyk dziewczyny nie zrobił na nim wrażenia. Panna Di Binetti nie wiedziała jak rozdzielić okładających się pięściami chłopaków.
- Co tutaj się dzieje!? – walczący nie zwrócili uwagi na to, że zbliżał się do nich profesor Snape.  – Weasley, Malfoy w tej chwili się uspokójcie – kiedy profesor zorientował się, że jego słowa nie przyniosły oczekiwanego rezultatu wyciągnął różdżkę i jednym zaklęciem rozdzielił walczącą dwójkę. Zaskoczeni niewiedzieni, co się stało. Dopiero po chwili zorientowali się, że zostali rozdzieleni za pomocą magii i to przez Severusa Snapa. Hermiona ze zgrozą patrzyła na rozdzielonych mężczyzn. Z rozciętej brwi Draco spływała stróża krwi. Krwawiąca warga Rona puchła w błyskawicznym tempie. Ich szaty były pobrudzone i roztargane w kilku miejscach. – Czy ktoś z was może mi powiedzieć, co tutaj się dzieje? – nie otrzymując odpowiedzi zwrócił swój wzrok na Hermionę – Panno Di Binetti czy mogłaby mnie oświecić?
- Panie profesorze to nie ma z nią nic wspólnego – Draco zainterweniował nie chcąc jej do tego mieszać, czym bardzo ją zadziwił.- Posprzeczałem się z Weasleyem Di Binetti chciała nas rozdzielić, ale nie dała rady.
- Cóż – profesor się zamyślił – W takim razie panno Di Binetti radzę wrócić do swojego dormitorium, bo za niedługo zaczyna się cisza nocna. A wy dwaj za mną. Najpierw musicie odwiedzić skrzydło szpitalne. – żaden z nich się nie odezwał ruszając za profesorem. Hermiona szła kawałek za nimi. Blondyn odwrócił się i posłał jej rozbawiony uśmiech. Odwzajemniła go, ale za razem popukała się w głowę dając mu do zrozumienia, że swoim zachowaniem udowadnia to, że nie jest do końca normalny.
***
Uderzenia zegara poinformowały ją, że minęła północ. Jakoś nie mogła spać. Dlatego zeszła do pokoju wspólnego, rozpaliła ogień w kominku i rozsiadła się w fotelu. Za pomocą zaklęcia odkorkowała butelkę, którą przyniosła ze sobą z pokoju. Nalała czerwony trunek do kieliszka. Butelkę odstawiła na stolik, a do ręki wzięła kieliszek. Patrzyła jak żółte płomienie podświetlają wino. Dzięki migoczącym płomieniom szkarłatny płyn mienił się. Upiła mały łyk delektując się smakiem dojrzałych winogron. Przymknęła oczy starając się wyczuć coś więcej niż tylko ich smak. Tym sposobem zabijała myśli krążące po jej głowie. Nie chciała teraz rozważać wszystkich pytań, które ostatnio się zrodziły. Chwilę jej skupienia przerwało otwarcie się głównego wejścia do pokoju wspólnego prefektów naczelnych. Z zaskoczeniem popatrzyła na mężczyznę, który wszedł do środka. Draco również wyglądał na zaskoczonego. Nie spodziewał się spotkać tutaj nikogo o tej porze.
- Gdzie się włóczysz po nocy? – zadała pierwsze pytanie, które przyszło jej do głowy.
- Wracam ze skrzydła szpitalnego. Jakimś cudem udało mi się przekonać pielęgniarkę, że nic mi nie jest i już mogę wrócić do swojego dormitorium. Weasley nie wyglądał na zadowolonego, kiedy okazało się, że tylko ja mogę wyjść. A ty, dlaczego nie śpisz?
- Jakoś nie mogę zasnąć, dlatego przyszłam tutaj.
- I jak widzę masz bardzo dobre towarzystwo – uśmiechnął się i podchodząc do niej wyjął z jej ręki kieliszek. Upił łyk wina i zamyślił się na chwilę. – Dobre, nie za słodkie, ale nie wytrawne.
- Dlaczego wytłumaczyłeś mnie przed Snapem? – w odpowiedzi na jej pytanie wzruszył ramionami. Nawet nie zauważyła, kiedy pomógł jej wstać. Popatrzył w jej brązowe oczy, w których odbijały się płomienie z kominka. Powoli, jakby nie chciał jej spłoszyć pocałował ją. Delikatnie, nienachlanie, całkiem inaczej niż dotychczas. Przysunęła się do niego i odwzajemniła pocałunek. Kiedy się odsunął znowu popatrzył w jej oczy. Kobieta w tych stalowoszarych oczach utkwionych w niej zobaczyła nieme pytanie. Zaskoczyło ją, że była to pytanie, a nie nachalność. W tym momencie Draco był całkiem inny. Nie znaczyło to, że stracił swoją pewność siebie, determinację i zuchwałość. Po prostu dostrzegła w nim coś jeszcze. Jakby ten stojący przed nią mężczyzna miał w głębi siebie inne oblicze. Oblicze, którego nigdy nie ujawnia. Jakby było dla niego wielkim wstydem, że je ma. Może, dlatego w tym momencie nie uciekła od niego. A może miało to związek z tym, że sama przed sobą musiała w końcu się przyznać do tego, że od dawna ma na to ochotę. Może wpływ na to miało miejsce. Półmrok przełamany światłem ognia. Albo wszystko razem. Nieznacznie kiwnęła głową, ale wystarczyło na tyle, żeby to zauważył. Złapał ją za rękę i poprowadził w stronę schodów. Była pewna, że zaprowadzi ją do jej pokoju, ale on wszedł do pokoju wspólnego chłopaków. Potem skierował się do swojej sypialni. Może kogoś zdziwiłoby jej zachowanie. Ona pewna siebie gryfonka, która buntuje się przeciw zasadą tego ślizgona, którego nienawidziła całe życie. Ale w tym momencie nie chciała o tym myśleć. W końcu, każdy ma prawo, chociaż raz w życiu zapomnieć się i nie myśleć o konsekwencjach. Szczególnie, że jej świat stanął do góry nogami. Osoba, która była jej przyjaciel odsunęła się od niej, a osoby, od których nigdy by się tego nie spodziewała podały jej pomocną dłoń. Kiedy tylko zaklęciem zabezpieczył drzwi zaczął ją całować. Nagle przerwał i popatrzył na nią z obawą.
- Co się stało? – pierwsze, co jej przyszło na myśl to, że zapewne się rozmyślił. Zmieniła zdanie widząc jego zdenerwowanie.
- Czy ty… - nie wiedział jak się o to zapytać – czy ty kiedyś wcześniej… - roześmiała się słysząc jak się plącze.
- Tak Malfoy wcześniej uprawiałam seks i to nie raz. – ta odpowiedź zadowoliła go. Tak naprawdę to bał się, co by się stało, kiedy Denis dowiedziałby się, że Draco pozbawił jego siostrę cnoty. Uśmiechając się pocałował ją.
---
Jeszcze jest sobota, więc zdążyłam tak jak obiecałam. Przy okazji Życzę wam wesołych, zdrowych i spokojnych świąt.

Nie narzekać notka - 3,5 strony :P

niedziela, 10 marca 2013

who I am - odc. 19


Wena postanowiła się zlitować i udało mi się coś napisać. Od razu zaznaczam to jest trzy i pół strony w Wordzie.
---
Rano, gdy wychodziła na śniadanie niepewnie popatrzyła na buteleczkę stojącą na szafce nocnej. Chcąc jak na razie jak najszybciej o niej zapomnieć zamknęła drzwi i ruszyła do wyjścia. Miała nadzieję, że rutyna codziennego dnia oderwie ją od tego problemu.

Tak jak miała nadzieję przez cały ten czas przez jej myśl nie przemknęła ani razu szklana buteleczka z brązowym płynem. Wracała z biblioteki do pomieszczeń prefektów naczelnych. Udała się tam prosto po objedzie, żeby w spokoju odrobić zadania. Kiedy tylko przestała myśleć o lekcjach do jej umysłu wróciła irytująca ją buteleczka. Sama nie wiedziała, dlaczego nie mogła zastosować najprostszego wyjścia, czyli wylania eliksiru. Po wejściu do pokoju wspólnego otuliła ją przyjemna cisza. Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że jej męscy współlokatorzy mają trening, co nasunęło jej rozwiązanie problemu. Przebiegła przez pokój i przeskakując po dwa stopnie wybiegła na górę. Wpadając do swojego pokoju rzuciła torbę na podłogę i złapała stojącą na szafce buteleczkę. Kiedy znalazła się znowu na korytarzu powoli podeszła do drzwi naprzeciwko. Nie pukając weszła do środka. W pokoju wspólnym chłopaków nie było nikogo. Od razu skierowała się do drzwi prowadzących do jednej z trzech sypialni. Podeszła do nich i wstrzymując oddech przyłożyła ucho do drewnianej powierzchni. W pomieszczeniu panowała kompletna cisza. Zbierając się w sobie otworzyła drzwi i weszła do pokoju. Trzymaną w ręce buteleczkę położyła na szafce nocnej. Z ciekawością rozglądnęła się po pokoju. Na ziemi walały się różne książki. Szata szkolna niedbale wisiała na krześle, a łóżko wyglądało jakby ktoś właśnie z niego wstał. Odwróciła się do wyjścia i krzyknęła cicho ze strachu. Stał oparty o framugę i przyglądał się jej. Podobała mu się konsternacja, jaką dostrzegł na jej twarzy.
- Przyszłaś wypróbować ze mną eliksir – wszedł do środka i zamknął drzwi.
- Miałeś być na treningu.
- No i byłem – ściągnął przez głowę szatę do quidditcha i nie przejmując się rzucił ja w okolice łóżka. Hermiona z ulgą stwierdziła, że pod spodem ma ubrany podkoszulek i czarne spodnie dresowe. – Ciekawsze od tego może być to, co ty tu robisz? – jego cwany uśmiech nie spodobał się jej.
- Ja? Wychodzę. Wpadłam tylko oddać ci twoją własność – była na siebie wściekła. Czuła się jak zwierze, które samo wepchało się w pułapkę. Postanowiła udawać pewną siebie. Przeszła obok niego kierując się do drzwi. Poczuła jak łapie ją za rękę odwracając twarzą do siebie. – Malfoy puść mnie w tej chwili
- Nie mam na to ochoty. - kiedy zrobił krok w jej stronę cofnęła się, ale na jej drodze stanęły zdradliwe drzwi. Widząc to uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Nawet nie… - zanim dokończyła zdanie mężczyzna ją pocałował. Znowu poczuła jak jej ciało zdradza ją. Serce chciało wyrwać się z piersi tłukąc o żebra, a oddech stał się urwany. Nie kontrolując się żarliwie oddała pocałunek. Każdy jego dotyk przyprawiał ją o ciarki. Chciała się poddać temu wszystkiemu. Jego dotykowi, pocałunkom i bliskości. Ale ostatki rozsądku, jakie jej zostały spowodowały, że tego nie zrobiła. Położyła dłonie na jego klatce piersiowej i odsunęła go na długość rąk. – Nie Malfoy.
- Dlaczego? – uśmiechnął się przebiegle.
- Bo nie. To nie ma sensu. Nie ma prawa bytu.
- Kto mówi tutaj o jakimś prawie bytu? To miałaby być przyjemność i nie musisz rozkładać tego na czynniki pierwsze. Nie ma tu większej logiki, jakiegoś drugiego dna. Za dużo analizujesz tą swoją ładną główką. – dotknął dłonią jej policzka.
- Analizuję, bo w przeciwieństwie do bezproblemowego ślizgona potrafię myśleć. Cześć – otworzyła drzwi i wyszła. Kiedy został w pokoju sam uśmiechnął się z zadowoleniem. Wszystko szło po jego myśli.
***

Wracała do pomieszczeń prefektów naczelnych. Z każdym dniem coraz bardziej pogrążała się w nauce zdając sobie sprawę, że ma coraz mniej czasu do egzaminów końcowych. Kiedy tylko weszła do środka zauważyła siedzących na kanapie jej współmieszkańców.
- Cześć wam. O czym rozmawiacie? – kładąc torbę na podłodze usiadł na sofie obok Zabiniego.
- Wypytuję Diabła o jego nową dziewczynę.
- Mówiłem ci Cwaniaku, że to nie jest żadna moja dziewczyna. Po prostu znajoma.
- No to, co to za znajoma? – młody Di Binetti nie zamierzał przestać drążyć.
- Nazywa się Francesca…
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że chodzi ci o Francesce z piątego roku? – Hermiona nie mogła w to uwierzyć.
- No tak. Drobna blondyneczka o ślicznych niebieskich oczach. – na samo jej wspomnienie wzrok Diabła się rozmarzył.
- Blaise czyś ty oszalał? Znam ją. Ona jeszcze nie skończyła szesnastu lat. – z dezaprobatą pokręciła głową.
- Siostra, o co ci chodzi? Przecież my mamy osiemnaście lat. To tylko trzy lata różnicy, a rocznikowo nawet dwa.
- Den sam znasz Blaisa. W tym przypadku te trzy lata różnicy to dużo. Do tego współżycie z osobą, która nie ukończyła szesnastu lat jest karalne. – słysząc to Zabini się roześmiał.
- Skarbie ty się martwisz, że mnie zamkną za uprawianie seksu? – jej troska wzruszyła go, przez co objął ją ramieniem i przytulił. – Spokojnie nie zamierzam jej zaciągać do swojego łóżka. Jedyne, co to tylko kilka razy rozmawialiśmy ze sobą i raz ją pocałowałem. Nic więcej. Spokojna twoja śliczna główka. – zarówno on jak i Denis roześmiali się. – Dobrze wiem, że po szkole krąży o mnie opinia, jako niewyżytego seksualnie samca. Zresztą schlebia mi to, ale nie oznacza, że zaciągam każdej niewiasty do swojego łóżka.
- Bardzo mnie to cieszy i uspokaja. Nie mam ochoty odwiedzać cię w więzieniu.
- Odwiedzałabyś mnie w więzieniu? – nie mógł w to uwierzyć
- Zależy, za co by cię zamknęli – roześmiała się. – Dlatego proszę cię myśl głową, a nie swoim przyrodzeniem.
- Staram się skarbie.
- Ale nie zawsze mu to wychodzi siostrzyczko. Nieraz diabelska natura jest nie do poskromienia.
- Denis odpieprz się i zajmij się swoim rudzielcem.
- Spokojna twoja głowa. Wiem jak się nią zająć – roześmiali się na głos, a Hermiona przewróciła oczami.
- Jesteście niekiedy obleśni i niewyżyci.
- My? Wydaje ci się. – Zabini uśmiechnął się szeroko do kumpla. – A właśnie wiesz, co mnie zastanawia Den? Dlaczego twoja siostra, która jest ładną dziewczyną nie spotyka się z nikim? – słysząc to pytanie Cwaniak się skrzywił. Jakoś nie potrafił i nie chciał wyobrażać sobie siostry z jakimś facetem. Powodowało to w nim jakąś irytacje.
- Bo w tej szkole nie ma faceta, który nadawałby się dla mnie – Hermiona uśmiechnęła się zadowolona.
- Rozumiem, że w tej szkole nie ma twojego ideału księżniczko. To, jaki jest twój ideał? Opowiedz o nim wujkowi Zabiniemu. – roześmiała się i poczochrała go po głowie.
- Jaki jest mój ideał? – przymknęła oczy, żeby się zastanowić. W jej głowie pojawił się przystojny, pewny siebie i bezczelny szarooki ślizgon. Szybko odgoniła od siebie te myśli. – Mój ideał mężczyzny powinien być inteligentny i błyskotliwy. Silny i pewny siebie, a zarazem czuły i delikatny. Mężczyzna, który godzinami mógłby prowadzić ze mną interesujące rozmowy, ale także żeby potrafił mnie rozśmieszyć. Mający jakiś cel w życiu, ale żeby nie dążył do niego po trupach. Chcę kogoś, kto będzie mnie wspierał, ale także da mi trochę swobody, kiedy będę tego potrzebować. I za żadne skarby świata nie może być despotą. – w tym momencie pomyślała o tym, że Draco Malfoy na pewno nie jest takim mężczyzna.
- Skarbie taka osoba siedzi właśnie obok ciebie. Ucieknijmy i weźmy potajemny ślub, a potem będziemy płodzić dzieci. – Blaise wyszczerzył się, ale przestał, kiedy dostał poduszką od Denisa.
- Wybacz Diabełku, ale nie skorzystam. Teraz wybaczcie, ale idę spać – wstała i po schodach ruszyła do swojej sypialni.
***
-  Hermiona! – słyszała, że ktoś ją woła i odwróciła się. Zaraz za nią pojawiła się Ginny. – Idziesz do biblioteki?
- Tak. Muszę się pouczyć się w spokoju.
- Jeżeli ci to nie będzie przeszkadzać, to pójdę z tobą.
- Pewnie, że nie. – na kilka godzin obydwie zaszyły się w czterech ścianach biblioteki. Otoczone książkami i ciszą.

- Dobra ja już mam dość – Gin zatrzasnęła książkę i popatrzyła na przyjaciółkę. Hermiona miała jeszcze trochę poczytać, ale kiedy zobaczyła minę panny Weasley zamknęła książki i zabierając je podeszła do biurka bibliotekarki.
- Chciałabym wypożyczyć te książki.
- Dobrze – kobieta odznaczyła pozycję i już po chwili Hermiona wychodziła z Ginny na korytarz niosąc w rękach trzy grube książki.
- Gdzie tera idziesz Gin?
- Z tobą. Mam nadzieję, że zastanę Denisa w jego pokoju.
- Jeżeli tylko nie poszedł gdzieś z chłopakami, to powinien siedzieć w pokoju. Wiesz, co Gin? Cieszę się, że jesteście razem.
- Uwierz mi Hermiono, że ja też – roześmiały się.
- Hermiona poczekaj – odwróciły się. Korytarzem za nimi podążał Ron Weasley.
- Czego chcesz Ron?
- Czy możemy porozmawiać? – kiwnęła głową, chociaż nie miała na to ochoty. – Na osobności.
- To ja idę, będę w waszym pokoju wspólnym Hermiono – ruda odwróciła się i chciała odejść.
- Ginny. Mam prośbę. Zabrałabyś te trzy książki?
- Oczywiście, że tak – panna Weasley odebrała tomiszcza od przyjaciółki.
- Połóż je na stoliku w pokoju wspólnym – dziewczyna kiwnęła głową, po czym odeszła zostawiając ją samą.
---  
Moi drodzy zbliżamy się powoli do końca. Tak wiem nie jest to dla was zrozumiałe w końcu oni nie są razem. Ale z kolejną częścią wszystko się rozjaśni.