czwartek, 29 listopada 2012

Skandal cz. V


No to dzisiaj czas na ostatnią część Skandalu. Miałam dzielić ten odcinek na dwa, ale to by było bez sensu.
---
Wieczór był udany. Malfoy czuł dumę patrząc jak Hermiona brylowała w towarzystwie. Kiedy nie było jej koło niego śledził ją wzrokiem i podziwiał za elegancję oraz to, że wyróżniała się w tłumie. Najbardziej zabawne mogłoby wydawać się, że czuł lekką złość i irytację, kiedy przy byłej gryfonce kręcili się inni mężczyźni. Tańcząc z Draconem Hermiona patrzyła w te jego stalowoszare oczy, które przyciągały ją niczym magnes. Zaskoczył ją, kiedy nachylając się delikatnie ją pocałował. Jeszcze bardziej zaskoczyła siebie samą, kiedy odwzajemniła pocałunek.
- Kochani tak cudownie ze sobą wyglądacie. Nie dziwię ci się Draco, że za żonę wybrałeś sobie tak piękną kobietę, jaką jest Hermiona – Ave złapała ich za ręce, kiedy podeszli się pożegnać.
- Dziękuje Ave – panna Granger, a raczej w tej chwili Malfoy delikatnie uśmiechnęła się do kobiety.
- Draco rozumiem, że twoja żona wybaczy nam, że jeszcze jakieś dwa, trzy dni będę zawracać ci głowę naszym kontraktem.
- Gwarantuje, że nie będzie miała nic przeciwko. Hermiona jest bardzo wyrozumiała – bez żadnych oporów pocałował gryfonkę w usta.

 Wyszli z posiadłości. Doszli do bramy, gdzie mogli się teleportować. Draco złapał ją i przypierając do zimnych kutych prętów, zachłannie i agresywnie pocałował. Najpierw napotkał opór, by po chwili kobieta odwzajemniała pocałunek. Złapał ją za rękę i teleportował ich do mieszkania. Znowu zaczął ją całować, rekami błądząc po jej ciele. Jej małe dłonie rozpinały jego koszulę. On nie przejmował się niczym cofając się w stronę drzwi do sypialni szarpnął zamkiem jej sukienki. Niechcąco zahaczając o kolie, co spowodowało, że zapięcie zerwało się i naszyjnik spadł na ziemię.
- Och – oderwała się od niego i schyliła do koli. Złapał ja za rękę nie pozwalając tego zrobić.
- Zostaw, to tylko błyskotka – jego głos był zimny, a za razem pociągający. Znowu zapomnieli się w pocałunku lądując na łóżku, by po chwili złączyć swoje ciała w tylko znanym im „tańcu”.

Leżeli przytuleni do siebie, spoceni i zaspokojeni. Patrzył jak kobieta przymyka oczy i odpływa w krainę morfeusza. Po chwili samem poszedł za jej przykładem. Kilka godzin później obudził się. W łóżku był sam, a na poduszce obok leżała zerwana kolia, pierścionek, obrączka i liścik.

10 dni minęło, nasza umowa dobiegła końca. Ty podpisałeś kontrakt, ja dostałam pieniądze. Było miło, ale się skończyło. Powodzenia w dalszej pracy 
                                                                                                          Hermiona.  

Prosto po powrocie do Anglii wpłaciła pieniądze na rehabilitację mamy. Zjawiła się w pracy tylko po to, żeby złożyć wypowiedzenie. Pożegnała się ze wszystkimi i zamknęła ten etap w swoim życiu, obiecując Loli, że będą miały ze sobą kontakt. Popołudniu jeszcze tego samego dnia przepakowała torbę i teleportowała się do Szwajcarii. Chciała spędzić z rodzicami czas do momentu, kiedy razem wrócą do Londynu, ale ich decyzja pokrzyżowała trochę jej plany. Postanowili, że zostają w Szwajcarii na stałe. Ojciec dostał tam prace i mieszkanie, a mama dzięki temu będzie miała darmowe kontrole lekarskie po zakończeniu rehabilitacji. Zdecydowali, że dom w Anglii oddadzą jej, dzięki czemu będzie mogła wyprowadzić się z tego malutkiego mieszkania. Zostawiając rzeczy u nich teleportowała się do swojego mieszkanka. Wytłumaczyła właścicielce kamienicy, że się wyprowadza. Podziękowała jej za gościnę i okazane serce, po czym weszła do swojego mieszkania ostatni raz. Jednym zaklęciem spakowała wszystkie swoje rzeczy i wysłała do rodzinnego domu. Przed powrotem do Szwajcarii wpadła jeszcze raz do 210K poinformować Lole o jej nowym adresie zamieszkania. Zabrała rzeczy, o które prosili rodzice i wróciła do nich. Łzy radości pojawiały się w jej oczach widząc mamę w o wiele lepszym stanie niż ostatnio. Smutne za to było dla niej to, że rodzice opuszczają Anglię.

Przez trzy dni non stop ustalał szczegóły z Ave i jej pracownikami. Kiedy wrócił do domu z ulgą usiadł na skórzanej kanapie i przymknął oczy. W tym momencie pod jego oczami jak migawka filmu widział fragmenty z tych dziesięciu dni. Roześmiana kobieta patrząca z zachwytem na morze, elegancko ubrana bez problemu nawiązująca kontakty z biznesmenami przy kolacji, jak małe dziecko wbiegająca do morza, kiedy postanowił zabrać ją na spacer po plaży, obawa, jaką widać było w jej oczach, kiedy dawał jej spróbować kałamarnicy, jej strach i śmieszne zachowanie, kiedy pierwszej nocy mieli spać razem w łóżku, to jak spała w niego wtulona, jak wyglądała w tej czerwonej sukni. Kiedy tylko ją zobaczył na wystawie był pewny, że będzie na nią pasować idealnie. A najbardziej pamiętał tę ich ostatnia noc. To, że z żadną kobieta nie czuł się tak dobrze. Otworzył oczy i z rozdrażnieniem podszedł do barku nalewając sobie whisky. Musiał się opanować, to było dla niego nienormalne. Nazywa się Draco Malfoy i nigdy nie myślał i nie będzie myśleć o żadnej kobiecie, z którą spędził jedną noc. W tym momencie wydawało mu się, że słyszy jej śmiech. Jednym łykiem wypił zawartość szklanki i teleportował się.

- Hermionko kochanie, o czym myślisz? – usłyszała głos mamy, który przywrócił ja do rzeczywistości. Rozpraszając sprzed jej oczu widok przystojnego blondyna.
- O niczym takim mamuś. Chcesz coś?
- Tak, bardzo chętnie bym się przespacerowała po korytarzu. Mam dość leżenia w tym łóżku.
- A lekarz ci pozwolił?...

Pojawił się przed kamienicą, by po chwili zapukać w drzwi na pierwszym piętrze. Był wściekły na siebie i swoje zachowanie /Co ja tu robię?/ oraz na cholerną Granger, która nie otwierała.
- Przepraszam kochanieńki może w czymś pomóc? – na półpiętrze pojawiła się sympatyczna staruszka.
- Nie dziękuję, przyszedłem do Granger.
- Ale nie masz, po co tu stać. Hermionka wyprowadziła się.
- Jak to? Gdzie? Dokąd?
- Jakieś trzy dni temu. Gdzie nie wiem. Przyszła podziękowała za wynajmowanie mieszkania i wyprowadziła się.
- Dziękuję – wyminął kobietę i wyszedł na zewnątrz by teleportować się z trzaskiem. Wszedł do budynku, jak zawsze światło było przyciemnione. O tak wczesnej porze nie było prawie nikogo. Zauważył, że na stołku siedzi niska farbowana blondynka, z która Granger często przesiadywała, albo tańczyła. Podszedł do niej.
- Dzień dobry. W czym mogę panu pomóc?
- Szukam Granger.
- Przykro mi Miona już tutaj nie pracuję. Zwolniła się trzy dni temu.
- Cholera. Gdzie mogę ją znaleźć, bo z mieszkania też się wyprowadziła.
- Przykro mi, ale nie mogę udzielać takich informacji – myśląc, co zrobić zauważył, że przygląda mu się niziutka rudowłosa dziewczyna.
 - Proszę mi podać Whisky i niech przyniesie mi ją tamta dziewczyna. – palcem wskazał na rudowłosą, która uśmiechała się do niego.
- Oczywiście, proszę usiąść. Koleżanka zaraz do pana przyjdzie.

- Cieszę się mamuś, że ci lepiej – uśmiechnęła się szeroko do kobiety, która prowadziła pod ramię.
- O proszę, moje dwie ukochane kobiety – na szpitalny korytarz wszedł pan Granger.
- Patrz mamo nasz jedyny mężczyzna – Hermiona uśmiechnęła się do ojca, ale przez myśl przeleciało jej /a, Malfoy?/ – które szybko odgoniła. Miała dość rozmów sama ze swoim wewnętrznym ja. Nie chciała wylądować piętro wyżej na oddziale psychiatrycznym.
- A ty kochanie, do kiedy z nami zostajesz? Nie musisz wracać do pracy? – ojciec zadał jej pytanie po tym jak usiedli w oddziałowej świetlicy
- Nie tatusiu. Zwolniłam się z pracy. Postanowiłam poszukać czegoś innego. Myślałam nawet nad tym czy nie szukać czegoś tutaj w Szwajcarii.
- Jesteś pewna? Ja i mama przeżyliśmy już kawał życia w Anglii, tam cie wychowaliśmy, jakby nie ten wypadek nie przeprowadzalibyśmy się tutaj. Bądź, co bądź to dla nas trudne. Co z twoimi przyjaciółmi? – zastanowiła się nad jego słowami. W końcu kochała Londyn. To był jej dom, jej miejsce na ziemi. Ale sama widziała jak trudno po tej aferze znaleźć pracę na odpowiednim stanowisku.
- Może masz rację tatusiu. Ale zostanę tutaj jeszcze trochę. Lekarz dzisiaj powiedział, że bardzo możliwe za niecałe dwa tygodnie wypiszą mamę ze szpitala.
- To świetnie – złapał je obie i przytulił. W tym momencie czuła się szczęśliwa.

- Proszę to dla pana – przed nim pojawiła się szklanka z bursztynowym płynem. A obok usiadło rudowłose dziewczę. Czy chce pan może, żebym dotrzymała panu towarzystwa?
- Tak i nie tylko to. – uśmiechnął się do niej dwuznacznie
- A na co ma pan jeszcze ochotę? – usiadła tak, że mężczyzna mógł zobaczyć bez problemu jej piersi przez głęboki dekolt. Był pewny, że są sztucznie powiększone. /Nie to, co u Granger. Arg, debilu przestań o niej myśleć/ 
- Przyjmujesz na górze? – przybliżył się i wyszeptał jej to pytanie do ucha.
- Oczywiście, chodź – złapała go za rękę i poprowadziła schodami na górę. Lola siedząc przy barze udawała, że nic nie widzi. Wprowadziła go do pokoju, po czym jednym pchnięciem przewróciła na łóżko. Zaczęła rozpinać skąpą bluzkę.
- Trzysta galeonów i ani grosza mniej. Płatne teraz, nie po. – wyciągnął portfel i odliczając odpowiednia kwotę położył na szafce. W tym czasie Sisi rozebrała się i zostając w samych stringach usiadła okrakiem na jego kolanach. Chciała go pocałować, kiedy powstrzymał ją.
- Poczekaj nie o to mi chodziło idąc z tobą na górę.
- Że co? Jaja sobie ze mnie robisz? Ja chcę zarobić, a nie grać w jakieś gierki.
- Jak widzisz pieniądze na szafce są już twoje. A ja mam tylko jedno pytanie. – wstała i złapała szybko pieniądze, żeby schować je do wnętrza szuflady. Nie krępując się swoim negliżem usiadła na stołku i popatrzyła na mężczyznę.
- Wiesz coś o Granger?
- O Mionie? Niby, co mam wiedzieć?
- Chce dowiedzieć się, gdzie teraz mieszka.
- Może to wiem, ale reguły tej pracy są takie, że nie ujawniamy takich informacji. – wyciągnęła papierosa i odpalając go głęboko się zaciągnęła
- A jak zapłacę ci dodatkowo połowę twojej stawki? – zamyśliła się
- Pięćset – uśmiechnęła się. Widać było, że lubi się targować.
- Trzysta – wiedział, że będzie się targować
- Czterysta pięćdziesiąt
- Czterysta i ani galeona więcej. – popatrzył na nią z zaciętą miną.
- Dobra – wyciągnęła rękę i patrzyła na niego jak odlicza pieniądze, ale podał jej tylko dwieście. Widząc jej zdziwioną minę poinformował ją, że resztę dostanie jak dowie się, że informacje, które posiada są przydatne. Dostała je po tym jak poinformowała go, że trzy dni temu Hermiona tłumaczyła Loli, że przeprowadza się do domu rodziców, bo oni gdzieś wyjechali, albo coś w tym stylu. Dokładnie tego nie zrozumiała, ale dobrze pamiętała adres. Chwile później została sama w pokoju licząc pieniądze. Zbiegł schodami, wyszedł przed klub i teleportował się na podany adres. Stał przed niedużym zadbanym domem w kolorze cappuccino, położonym piętnaście minut od Dziurawego Kotła. Pchnął furtkę i podszedł do drzwi. Znowu się zirytował, kiedy nikt nie otworzył. Tak samo było następnego dnia i kolejnego. Dopiero, kiedy spotkał listonosza, dowiedział się, że nie ma nikogo, bo państwo Granger wyjechali, a ich córka zostawiła na początku tygodnia polecenie dostarczania wszystkich przesyłek w skrytce pocztowej do odwołania. Dał sobie spokój z przychodzeniem do niej i znalazł inne zajęcie.

Siedziała w mieszkaniu rodziców, kiedy do okna zapukała sowa. Otworzyła i wpuściła ją do środka, a zaraz za nią wpadła druga zrzucając na stół Proroka i wylatując z powrotem. Drugi ptak usiadł na jej ramieniu i wyciągnął nóżkę. Odebrała od niego list. Zdziwiła się, w końcu nie zamawiała gazety. Ale tym bardziej zaskoczyła ją koperta z angielskiego Ministerstwa Magii. Ostatnim razem, kiedy taką dostała została wezwana na przesłuchanie w sprawie fuszerstwa dokumentów i defraudacji. Z obawą otworzyła kopertę

Panno Granger, 
jako Minister Magii mam obowiązek przeprosić Panią za bezpodstawne oskarżenie o defraudację, jak i o niesłuszny wyrok skazania Panią, jako winną fałszowania dokumentów. Jest to równoznaczne z odwołaniem wyroku fałszerstwa i wymazaniem zwolnienia dyscyplinarnym z Pani stanowiska w Ministerstwie. W ostatnim tygodniu przysłano do mnie anonimowo papiery i dowody, które całkowicie oczyściły Panią z zarzutów, a postawiło winne osoby przed trybunałem sprawiedliwości. Oczywiście sprostowanie zostanie zamieszczone na pierwszej stronie Proroka Codziennego. Jeżeli zechciałaby Pani znajdzie się dla Pani posada w naszym Ministerstwie. Wszystkie te informacje zostaną opublikowane w najbliższych dniach. Na razie proszę przyjąć moje przeprosiny. Z poważaniem

Minister Magii

Jeszcze raz przeczytała tekst nie wierząc własnym oczom. Odłożyła go a do ręki wzięła gazetę. Rozwinęła ją i popatrzyła zaskoczona. Z pierwszej strony gazety uśmiechała się do niej ona sama. Nagłówek brzmiał „Niewinnie oskarżona i skazana, oczyszczona z zarzutów i wyroku” Ktoś czerwonym flamastrem pozaznaczał ważniejsze fragmenty tekstu. Z niedowierzeniem i radością patrzyła na tekst, który ogłaszał, że jest niewinna, a za wszystkim stało jej byłe szefostwo. Podjęła decyzję, że wróci do Anglii po tym jak mamę wypiszą ze szpitala. Dla ministerstwa nie zamierzała już więcej pracować, ale teraz miała szansę na znalezienie dobrej pracy.

Tydzień później wróciła do Anglii. Tak jak sądziła tym razem bez problemu znalazła pracę, jako menagerką jednego z magicznych hoteli. Zadowolona z życia wracała do domu, przechodząc przez Dziurawy Kocioł. Było zimno, ale deszcz przestał na chwilę padać, a za niskich ciemnych chmur wychyliło się słońce. Była niedaleko domu, kiedy ktoś złapał ją za ramię i mocno szarpnął obracając o sto osiemdziesiąt stopni. Ze zdziwieniem popatrzyła w znane jej zimne oczy. Widać było, że jest zły i coś mówi.
- Możesz powtórzyć, co powiedziałeś? – wyciągnęła z uszu słuchawki.
- Granger nie doprowadzaj mnie do szewskiej pasji. Wołałem za tobą trzy razy, a ty mnie olałaś. – roześmiała się – I co cię tak bawi?
- No, bo zapomniałam, że ty nie znasz się na mugolskich urządzeniach – popatrzył na nią jak na UFO. – Widzisz te dwa kabelki z tymi śmiesznymi końcówkami? To są słuchawki. Jak mam je w uszach to nic nie słyszę.
- Po jak cholerę zatykasz sobie uszy?
- Po taką – stanęła na palcach i wsadziła mu słuchawkę do ucha. Kiedy wyciągnęła ją zaciekawiony popatrzył na nią.
- Muzyka?
- Odkryłeś Amerykę! – uśmiechnęła się radośnie
- Dobrze ty się czujesz kobieto?
- Ja jak najbardziej, nie będę ci tego tłumaczyć. Coś ode mnie chciałeś?
- Byłem u ciebie po powrocie, ale najpierw się okazało, że się przeprowadziłaś, a potem cię nie było w domu rodziców.
- Wyjechałam do Szwajcarii. A po co mnie szukałeś?
- Chciałem pogadać? – popatrzył na jej delikatną twarz i wesołe czekoladowe oczy.
- Jeżeli znowu chcesz mnie wynająć to od razu mówię nie.
- Nie o to chodzi.
- To, o co?
- Nie rozmawiajmy o tym tutaj
- Nic sobie nie myśl o tym, co teraz powiem, bo w tym nie ma żadnego podtekstu. Zapraszam do mnie, jest bliżej niż do jakiejś restauracji.
- Tak sobie mów kochanie, ja tam wiem, jaki ty masz zamiar.
- Pewnie Malfoy zaciągnę cię do mojego domu, przykuję do łóżka i będę wykorzystywać do zaspokajania moich potrzeb seksualnych.
- Może być ciekawie, tylko bez tego przykuwania – jego uśmiech był perfidny.
- Skończ gadać. Idziesz czy nie? – ruszył za nią.
Jej dom w środku był mniejszy niż te, do których był przyzwyczajony. Ale miał coś, czego nie spotkał nigdzie indziej. Ani u siebie, ani w domach znajomych. Czuć było tutaj przyjemne ciepło, przytulność i miłość/?/ Zdziwił się jak o tym pomyślał. Podszedł do kominka, na którym ktoś poustawiał zdjęcia. Na większości była dziewczynka z burzą brązowych włosów, sama albo z dwójką dorosłych. Na innych była już Hermiona jaką znał z czasów szkolnych i jaką poznał teraz. Weszła do salonu, kiedy trzymał w ręce jej zdjęcie z rodzicami.
- To moi rodzice, obecnie mieszkają w Szwajcarii, dlatego ja przeprowadziłam się tutaj. O czym chciałeś pogadać? – podała mu kubek i usiadła na sofie. Zajął miejsce naprzeciw niej. Czekała, aż coś powie, ale on milczał jak zaklęty patrząc na nią.
- Malfoy? – popatrzył na nią, po czym wstał i zaczął krążyć po pokoju.
- Coś ty ze mną zrobiła Granger? Jakie zaklęcie na mnie rzuciłaś? – zdezorientowana popatrzyła na niego.
- Ja żadne…
- A jednak. Prawda jest taka… - zaciął się na chwile, a przez myśl przeleciało mu
/ Robisz z siebie kretyna Draco.
Robię, ale może, chociaż raz trzeba z siebie zrobić kretyna?
Co na to powiedzieliby ludzie, którzy cię znają?
Chrzanić ich, chociaż raz mogę się nimi nie przejmować…/
- Draco – jej delikatny, cichy głos wyrwał go z rozmowy ze swoim wewnętrznym ja. Zebrał się w sobie, usiadł koło niej utkwiwszy wzrok w jej ciepłym spojrzeniu.
- Bo prawda jest taka, że odkąd wróciłem z Miami w wolnych chwili myślę o tobie Granger. Nie wiem coś ty zrobiła ze mną przez te dziesięć dni, ale sam nie wiem czy mi się to podoba czy nie. Nie przerywaj mi – chłodnym tonem powstrzymał ją od powiedzenia chodźmy słowa. Wiedział, że jeżeli zacznie dyskutować z nią to nie powie tego wszystkiego. – Przez ponad dwa tygodnie starałem się z tobą skontaktować, ale nikt nie wiedział gdzie jesteś. To jest chore, bo Malfoyowie nie przywiązują się do nikogo, ani nic w tym stylu. Najgorsze jest to, że nawet będąc z inną kobietą myślałem o tobie. Rozumiesz mam tego dość! – na początku jego wypowiedzi zaskoczył ją i można nawet powiedzieć, że sprawił przyjemność. Bo będąc w Szwajcarii często o nim myślała, zastanawiając się, co robi. Ale słysząc jego późniejsze słowa wszystkie te odczucia znikły.
- Przepraszam, ale ja nic nie zrobiłam. I nie chciałam zrobić, widać nie powinnam z tobą jechać na ten wyjazd. –  słysząc to roześmiał się.
- Nie powinnaś jechać? Kobieto ty mi coś zrobiłaś już pierwszy raz, kiedy zamieniliśmy słowo w klubie.
- Tak, zszokowałam cie swoim wyglądem. – skrzywiła się na wspomnienie tamtego wieczoru.
- Oj Granger zamknij się – podszedł i łapiąc ja za ramiona podniósł tak żeby stanęła naprzeciwko niego. Pocałował ją. – Kretynko, nie rozumiesz, że chce ci powiedzieć byś ze mną została? Mogę mieć każdą kobietę, a mój popaprany mózg chce ciebie.
- Mówisz poważnie? – zapach jego perfum otumaniał ją lekko.
- Nie, żartuję sobie. – cynizm wypływał z jego ust jak rzeka ze skał. Opanował się - Dlatego, też jak już nie mogłem spotkać się z tobą, nie mogłem wysiedzieć w domu myśląc o tobie, to w przerwach między pracą szukałem prawdy na temat tego, co się stało w ministerstwu rok temu, kiedy jeszcze tam pracowałaś. A potem wysłałem do ciebie Proroka. Dobrze, że chociaż sowa cię znalazła
- To ty jesteś anonimowym nadawcą dokumentów? – z każdym słowem coraz bardziej ją zaskakiwał.
- Nie, święty Mikołaj. – roześmiała się, po czym pocałowała go. – To chyba należy do ciebie. – wyciągnął z kieszeni pudełeczko. Rozpoznała je.
- Malfoy jaja sobie robisz? To przecież jest pierścionek, który dałeś mi przed wyjazdem.
- Nie robię sobie jaj Granger. Nie podniecaj się, że ci się oświadczam. Nic z tych rzeczy. Po prostu chce byś go miała, jako to, że jesteś moja.
- Patrzcie się już chce się bawić w pana i władcę.
- Żebyś wiedziała. – znowu ją pocałował, a ona się roześmiała.
- Co cię tak bawi. – czuł się trochę poirytowany, że nie wie, dlaczego kobieta się śmieje
- Z czego? Z tego, że kto by pomyślał, że Malfoyowie mają uczucia.
- Oj, Granger, Granger – pokręcił głową z cynicznym uśmieszkiem na twarzy – Malfoy i uczucia to jak wyrazy przeciwstawne. Malfoyowie nie mają uczuć zapamiętaj to sobie.
- Będę to pamiętać, żeby przypomnieć ci to za jakiś czas.
- Kobiety, kto zrozumie ich logikę? – złapał ją i wziął na ręce, co spotkało się z krótkim piskiem kobiety. Nic sobie z tego nie robił. –Stawiam, że sypialnia jest na górze – nie czekając na odpowiedź wszedł po schodach na pierwsze piętro. Hermiona wskazała mu drzwi do swojego pokoju. Wszedł i nogą zamknął drzwi. A co później się działo to tylko i wyłącznie ich słodka tajemnica.

niedziela, 25 listopada 2012

who I am - odc. 15


No to kolejna część. Dzisiaj wypadła kolej na who I am. A i udało mi się w końcu dodać wszystkie odcinki – Dwóch sprzeczności.
---
Miała wolne popołudnie, które zamierzała spędzić w bibliotece. Przechodząc przez pokój wspólny uśmiechnęła się do brata, który siedział w jednym z foteli.
- Gdzie się wybierasz siostrzyczko?
- Do biblioteki, mam ochotę pogrzebać trochę na regałach w poszukiwaniu jakiejś ciekawej książki.
- To życzę owocnych poszukiwań.
- Dzięki – jeszcze dobrze nie wyszła na korytarz, kiedy poczuła, że na kogoś wpada.
- Co ty robisz!? – Hermiona nie przejęła się krzykiem ślizgonki.
- Raczej to ty powinnaś mi powiedzieć, co tu robisz? Mówiłam ci Grengrass, że masz się tutaj nie pokazywać.
- Nic mnie to nie obchodzi. Otwórz przejście, bo muszę porozmawiać z Draco.
- Nie ma go – gryfonka nie wiedziała czy Malfoy jest u siebie, ale nie zamierzała tego mówić ślizgońce.
- To w takim razie załatwię to z Blaisem.
- Diabła też nie ma. Poszedł z Malfoyem.
- No to została mi ostatnia opcja, czyli Denis. – słysząc słowa ślizgonki w Hermionie krew zawrzała, ale szybko się opanowała.
- Mojego brata, też nie ma. Gdzieś poszedł, dlatego na daremno tu stoisz i próbujesz zgadywać hasło – panna Di Binetti wyminęła ją i ruszyła korytarzem w kierunku biblioteki uśmiechając się do siebie. Bardzo przyjemne było dla niej zobaczyć wyraz wściekłości na twarzy Astorii Grengrass.
- Hermiona, a ty, co się tak uśmiechasz sama do siebie?
- O cześć Ginn, po prostu mam dobry humor. Dokąd idziesz?
- Jestem umówiona z Denisem.
- Wiesz, może poczekaj chwilkę. – słysząc radę przyjaciółki rudowłosa popatrzyła na nią podejrzliwie.
- Ale dlaczego? Coś się stało?
- Nie. Nic takiego. Greengrass chciała rozmawiać z którymś z chłopaków. Powiedziałam jej, że ich nie ma. Dlatego poczekaj, aż odejdzie spod obrazu.
- Ona chciała rozmawiać z Cwaniakiem? – w zielonych oczach panny Weasley pojawiły się niebezpieczne ogniki.
- Tak, ale zbyłam ją… - nie zdążyła nic więcej powiedzieć, bo Ginny zniknęła za zakrętem. Hermiona jak najszybciej podążyła jej śladem.
***
- Grengrass – głos rudowłosej kobiety nie wróżył nic dobrego.
- Czego chcesz Weasley? - ślizgonka kpiącym wzrokiem popatrzyła na dziewczyna, która stanęła naprzeciw niej.
- Powiedzieć ci jedno. Trzymaj się z daleka od Denisa.
- A jeżeli nie to, co?
- Inaczej nie ręczę za siebie – Astoria chciała już odpowiedzieć rudowłosej, ale Hermiona uniemożliwiła jej to.
- Wiesz, co Grengrass? Nie lubię cię, ale dam ci jedną radę. Lepiej posłuchaj tego, co mówi Ginny, bo inaczej może się to dla ciebie źle skończyć. Moja przyjaciółka potrafi być nieobliczalna, jeżeli na kimś jej zależy. A uwierz na moim bracie bardzo jej zależy. Dlatego lepiej dla ciebie będzie, jeżeli stąd znikniesz – ślizgonka obrzuciła je nienawistnym spojrzeniem, ale nic nie mówiąc szybko odeszła zbiegając po schodach w dół.
- No Gin to było piękne. Naprawdę zaczęłam się martwić o to, co możesz jej zrobić.
- Uwierz Hermiono naprawdę powstrzymywałam się od tego, żeby nie rzucić się jej do gardła.
- Było to widać – panna Di Binetti roześmiała się, ale po chwili spoważniała – ta dziewczyna doprowadza mnie do szału. Jest młodsza ode mnie o dwa lata, a zachowuje się jakby mogła mną rządzić. Tylko nie wie jednego, że ja sobie na to nie pozwolę.
- Tutaj jesteś – jak na komendę odwróciły się w stronę wejścia do pokoju wspólnego prefektów – Ja się zastanawiam czy coś się stało, że się spóźniasz, a ty stoisz i plotkujesz z moją siostrą – Cwaniak z uśmiechem na ustach patrzył na rudowłosą – Wybacz siostra, ale zabieram to, co moje – złapał pannę Weasley za rękę i pociągnął do środka. Jeszcze zanim przejście się zamknęło Hermiona usłyszała lekko zirytowany głos Ginny, która denerwuje się, że nie jest rzeczą by do kogoś należeć – w wyśmienitym humorze ruszyła do biblioteki.
***
Biblioteka Hogwarcka to według niej niesamowite miejsce. Wielkie pomieszczenie wypełnione wysokimi regałami, na których ułożono tysiące książek. Miejsce przepełnione niezrozumiałą dla niej atmosferą. Mieszanką spokoju, powagi i ciekawości. Każda książka zawierała nieznane jej informacje. Zaskakujące fakty, przez co godzinami mogła krążyć między regałami wybierając kolejne egzemplarze do przeczytania. Właśnie zagłębiała się w tekście jednej z ksiąg, kiedy ktoś nagle jej przerwał.
- Do bani – Hermiona oderwała się od tekstu i podniosła głowę.
- Co się stało Blaise?
- Nudzę się. Draco gdzieś przepadł, a twój brat zamknął się z rudzielcem w swoim dormitorium. Stwierdziłem, że może coś poczytam, ale jakoś mi to nie idzie. A pić samemu do lustra to niezdrowo. Zresztą nie chcę popaść w alkoholizm.
- Aleś ty biedny. – mówiąc to zaśmiała się – Przytulić cię na pocieszenie? – wiedział, że się z niego nabija, ale jakoś mu to nie przeszkadzało.
- A żebyś wiedziała, że tak – wyszczerzył się do niej radośnie. – No czekam – jego słowa zdziwiły ją. Pomimo tego wstała ze swojego krzesła i podchodząc do niego mocno przytuliła.
- Lepiej? – zapytała odsuwając się od niego i wracając na swoje krzesło.
- Tak, ale może jeszcze raz i będzie jeszcze lepiej.
- Nie przeginaj Blaise
- Zawsze warto było spróbować.  – po jego słowach obydwoje się roześmiali.
- Wiesz, co Zabini? Zyskujesz przy bliższym poznaniu. Całkiem sympatyczny z ciebie facet, kiedy nie jesteś palantem.
- Miło to słyszeć, oczywiście pomijając tego palanta – tak Hermiona ostatnio doszła do wniosku, że Blaise Zabini jest w porządku. Kiedy jak to określiła nie jest palantem, okazywał się inteligentnym, sympatycznym i zabawnym facetem, z którym można było pożartować. Przekonała się, że patrzy na świat optymistycznie i dużo rzeczy traktuje, jako dobry kawał nie biorąc ich na poważnie. W jego towarzystwie mogła zachowywać się swobodnie i nie przejmując się, że ją wyśmieje czy obrazi. Jedyne, co mógł zrobić to jej zachowanie, albo wypowiedź obrócić w żart, co bardzo jej się podobało.
- Diabełku tutaj jesteś. Musimy porozmawiać – słysząc ten głos pannie Di Binetti zrobiło się niedobrze. Jak na jeden dzień miała już dość obecności Astori Grengrass
- Nie widzisz, że Blasie jest zajęty? Przerwałaś nam rozmowę. – Hermiona nie mogła się powstrzymać by tego nie powiedzieć.
- Nie pytałam cię o zdanie Di Binetti. Muszę porozmawiać z Diabełkiem, więc idź lepiej poszukaj sobie jakiejś książki.
- Nie rozkazuj mi ty mała… - Zabini nie dał jej dokończyć. Nie chciał żeby gryfonka rozpętała burze.
- Astoria nie nazywaj mnie Diabełkiem, bo dostane zaraz nerwicy. Tak jak Hermiona ci powiedziała jesteśmy zajęci i nie mam teraz czasu na rozmowy z tobą.
- Ale…
- Żadne „ale”. Skończyliśmy ten temat. Żegnam – szatynka zrozumiała, że chłopak skończył temat. Obrzuciła gryfonkę wściekłym spojrzeniem i odwracając się na pięcie skierowała do wyjścia z biblioteki.
- Przepraszam cię Blaise może ty chciałeś z nią porozmawiać, ale ja reaguję na nią alergicznie. Kiedy ją widzę to dostaję apopleksji.
- Nie masz, za co. Jakoś nie przepadam za Astorią. Potrafi być denerwująca. Ale skończmy rozmawiać o niej. Powiedź mi lepiej jak to jest, że taka ładna dziewczyna nie ma przy sobie żadnego mężczyzny? – uśmiechnął się do niej zagadkowo
- Blaise myślałam, że ostatnim razem dałam ci dosadnie…
- Księżniczko nic z tych rzeczy. To było zwykłe pytanie z ciekawości. Traktuję cię, jako koleżankę i siostrę mojego przyjaciela. I na nic więcej nie liczę. No może z czasem na twoją przyjaźń.
- Diable jeszcze raz nazwiesz mnie księżniczką a ci nogi z tyłka powyrywam. – mówiąc to słodko się do niego uśmiechnęła
- Ten twój zły ton i milusi uśmiech są rozbrajające. – postanowiła nie komentować jego wypowiedzi.
- Co do twojego pytania. Jeszcze się nie znalazł taki, który by do mnie pasował – przeraziła się kiedy na chwile w jej myślach pojawił się blondwłosy mężczyzna. Kolejną godzinę przesiedzieli dyskutując na różne tematy. Do czasu, aż zdenerwowana bibliotekarka wyrzuciła ich za drzwi mamrocząc pod nosem, że biblioteka to nie miejsce do spotkań towarzyskich. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że Hermiona jakoś tym się nie przejęła. Zbyt dobrze czuła się w towarzystwie Zabiniego żeby rozmyślać nad tym, że została wyrzucona ze swojej oazy spokoju.

Od tamtego dnia w relacji Hermiony z Blaisem coś się zmieniło. Zmieniło się na lepsze. Dziewczyna nie sądziła, że może się czuć tak dobrze w towarzystwie tego ślizgona. Blaise okazał się dobrym rozmówcą ale także słuchaczem. Był zabawny i potrafił rzucać cięte riposty. A co najważniejsze nie brał wszystkiego na poważnie do siebie. Co Hermiona bardzo w nim lubiła.
***
  Tygodnie powoli mijały. Śnieg zaczął topnieć, co jak najbardziej przekonywało pannę Di Binetti, że trzeba zabrać się do nauki do egzaminów końcowych. Dlatego coraz częściej zamykała się w swoim dormitorium pogrążona w nauce. Zapominając o całym świecie.
- Denis – brunet popatrzył na blondyna, który stał na progu jego dormitorium – ty chyba masz moją książkę „Rzadkie eliksiry”?
- Tak.
- Świetnie, bo potrzebuje jej do wypracowania.
- Ale ja ją mam i nie mam – widząc zdziwioną minę przyjaciela pośpieszył z wyjaśnieniami – Hermiona ostatnio ją zauważyła i zakosiła ją. Poinformowała mnie tylko, że jak przeczyta to odda. Chyba nie będziesz się o to wściekał?
- Nie. – Draco odwrócił się i wyszedł z pokoju zostawiając go samego.
***
Czytała książkę, kiedy nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę – drzwi się uchyliły i do środka wszedł przystojny blondwłosy mężczyzna. Popatrzył na dziewczynę, która leżąc na brzuchu na łóżku oderwała się od czytanej lektury. Szybko podniosła się siadając. – Co ci do mnie sprowadza?
- Z tego, co mówił Cwaniak, masz moją książkę „Rzadkie eliksiry”
- Tą? – podniosła leżąca przed nią książkę i pokazała mu okładkę.
- Tak. –słysząc to wstała z łóżka i podchodząc do niego wyciągając do przodu rękę z księgą.
- Proszę, nie skończyłam jeszcze czytać, ale to nic – nie słuchał jej. Przestał myśleć w momencie, kiedy poczuł jej perfumy. Mieszanka cytrusów przywodząca na myśl ciepły letni dzień idealnie do niej pasowała. Zabrał od niej książkę i rzucił na podłogę. Zaskoczona popatrzyła na niego. Stała nie mogąc wykonać żadnego ruchu. Na początku chciała uciec, ale po chwili przypomniała sobie, co się z nią działo ostatnio. W tym momencie postanowiła, że pozwoli na to żeby Malfoy tym razem ją pocałował. Jeden jedyny raz.Potem będzie miała święty spokój. Kiedy dłonią dotknął jej policzka uśmiechnął się do siebie słysząc, że jej oddech przyśpiesza. Prosiła w myślach Merlina o to, żeby mężczyzna nie usłyszał jak mocno serce tłucze się jej o żebra. Czas się zatrzymał. Powoli przyciągnął ją do siebie. To, co stało się w czasie, kiedy ją pocałował zaskoczyło ich obydwoje. Nie spodziewał się, że kiedy pocałuje ją nagle poczuje jakby wybuch żar. Nic się w tym momencie nie liczyło tylko jej usta. Pocałunek był delikatny, a zarazem miał w sobie tyle pasji. Miał ochotę zatopić się w tych ustach i więc nie odrywać się od nich. Czuła, że jeszcze chwila a serce wyskoczy jej z piersi przebijając się przez żebra. Kładąc dłoń na jego klatce piersiowej odsunęła się od niego na długość swojej ręki.
- Chyba powinieneś już iść. – zaskoczony popatrzył na nią, ale szybko się opanował.
- Masz racę – schylił się po książkę podnosząc ją z podłogi. Popatrzył na nią ostatni raz i opuścił jej pokój. W momencie, kiedy drzwi się zamknęły zorientowała się, ze wstrzymała oddech. Wzięła głęboki wdech i rzuciła się na łóżko. Leżała chwilę i zaczynała ją ogarniać coraz większa wściekłość. Po tym pocałunku miała przestać myśleć o Draco Malfoy, a rezultat okazał się odwrotny. Teraz całe jej myśli zaprzątał blondwłosy mężczyzna i jego pocałunek. Myślała o nim o jego ustach, zapachu. Nie wiedziała, że w jednym z dormitorium po przeciwnej stronie korytarza pewien mężczyzna siedzi przy biurku i zamiast pisać wypracowanie na eliksiry myśli o niej. O jej miękkich ustach koloru maliny, zapachu pomarańczy, jaki ją otacza i o gładkości skóry, jaką czół pod palcami dotykając jej policzka. Musiał sam przyznać przed sobą panna Di Binetti była kobietą, która potrafiła zawrócić mężczyźnie w głowie, ale on na to sobie nie pozwoli. Ale tym bardziej jak na razie nie zamierzał pozwolić żeby zawróciła w głowie komuś innemu.

72. Prawda zawsze wyjdzie na jaw


- Tak? To dziwne, patrząc na jej rejestr. Szczególnie, że powinnaś znać jego nazwisko. – na biurko rzucił kopie formularza z akt Felicity.
- Skąd to masz? Jakim prawem?!
- W końcu jestem vice-ministrem. – jego pewność siebie wypełniała cały pokój. A jej zbierało się na płacz.
- Nawet sam minister nie ma prawa wyciągać dokumentów mojej córki bez mojej zgody!
- Pytam się, kto jest ojcem małej? Bo nie wierze, że mnie zdradziłaś. To nie w twoim stylu
- A może się mylisz. Może jednak to zrobiłam. Choćby z Michaelem Rennet. – słysząc to zawahał się. Zbyt dobrze pamiętał jak Rennet przystawiał się do gryfonki. Może jednak mu uległa? Jednak coś mu nie pasowało. Może jej ton głosu, gdy to mówiła. Albo spojrzenie czekoladowych oczu. Nie wiedział, ale czuł, że była gryfonka coś kręci. Dlatego się opanował.
- Jakoś mało to prawdopodobne. Z tego, co wiem Rennet żyje.
- Może nie chciałam, żeby wiedział o małej. To była jednorazowa przygoda. Nie chciałam się z nim wiązać, więc nic mu nie powiedziałam. – coraz bardziej był pewny, że to zmyślona historyjka. Może kobieta była dobrą aktorką, ale nie przed nim. W przeszłości zbyt dobrze ją poznał, by teraz nabrać się na jej sztuczki.
- W takim razie w jej aktach byłoby jego nazwisko. Po drugie nie uciekałabyś do Francji. Ale jak chcesz kłamać to, rób to dalej. A ja wyciągnę na światło dzienne wszystkie twoje akta i akta Felicity. Będę znał każdy szczegół z waszego życia. – uśmiechnął się do niej pewnie i zarazem perfidnie – A patrząc na to, że jestem zastępcą ministra nie będzie to trudne. Zastanówmy się. W naszym ministerstwie? Bez problemu, wystarczy kilka poleceń. A do Francji wystarczy jeden telefon i dobry argument, który zawsze się znajdzie. - złość zbierała w niej jak lawa w wulkanie. Traciła panowanie nad sobą. I oto mu właśnie chodziło. Dobrze wiedział, że jeżeli dobrze ją podejdzie, powie mu całą prawdę nieświadomie.
- Nie masz nawet odrobiny prawa zbliżać się do naszych papierów. Nawet, jeśli byłbyś ministrem!
- Kotku pamiętaj, że mam swoje wpływy. Do tego wiele osób w ministerstwie boi się mnie, więc wystarczy wydąć polecenie i wszystko znajdzie się na moim biurku. - zdawał sobie sprawę, że stąpa po cienkim lodzie, ale czół się bezpieczny. Nic mu nie mogła zrobić. Hermiona zawsze miała gorący charakter, a teraz gotowało się w niej ze złości, aż poderwała się z fotela. Jak lwica broni swoje małe, tak ona była gotowa bronić swojego dziecka.
- Jak śmiesz przychodzić tu, wtrącać się do mojego życia i życia mojej córki!! Spadaj do tej swojej anorektyczki Vanessy i daj mi święty spokój! Nawet, jeżeli jesteś biologicznym ojcem Fel, to nie masz prawa być dla niej ojcem!! Nie pozwolę byś skrzywdził mojego Aniołka, tak jak skrzywdziłeś mnie!! A teraz wyjdź!! – rozpłakała się i usiadła. Schowała twarz w dłoniach. Miała gdzieś, że rozmaże cały makijaż. Była wściekła na siebie. Podszedł ją, a ona jak małolata wplątała się w pajęczynę jego intrygi. Dopiero teraz uświadomiła sobie, co zrobiła. Obiecała sobie, że Malfoy nigdy się nie dowie prawdy. Podjęła wiele starań, by to uczynić. W tym wymuszenie na przyjaciołach złożenia przysięgi wieczystej. Czego później wiele razy żałowała. Byli dla niej jak rodzina, a ona naraziła ich na śmierć. Do tego wszystkiego powiedziała  blondynowi wszystko sama. Kiedy usłyszał to z jej ust zamurowało go. Podejrzewać, że jest biologicznym ojcem dziecka, a usłyszeć to z ust dziewczyny to całkiem, co innego. On Dracon Malfoy, pan samego siebie, niezależny od nikogo ma córkę. Córkę, która ma dwa i pół roku, a on kompletnie jej nie zna.
 - CO TU JESZCZE ROBISZ!! Wiesz, co chciałeś wiedzieć, więc wracaj do swojego czystokrwistego życia!
- Nigdzie nie zamierzam iść. Dowiedziałem się tego, co chciałem, ale chcę powiedzieć coś tobie.
- Nie chce nic słyszeć. Daj mi święty spokój!! – rozpłakała się jeszcze bardziej. Nie obchodziło ją, że pokazuje mu, jaka jest słaba. Dławiąc się łzami dalej na niego krzyczała. - Zniknij z mojego życia! Żałuje bardzo, że nie zostałyśmy we Francji. Tam, gdzie nie było ciebie. Zawsze wchodzisz w moje życie swoimi brudnymi buciorami niezapraszany! I zawsze wprowadzasz w nim zamęt. Raz już to zrobiłeś, teraz robisz to znowu! Ale nie pozwolę byś zrobił to z życiem Felicity. Nie pozwolę jej skrzywdzić! Więc jeżeli masz chodź trochę serca to wyjdź i zostaw mnie w spokoju. Nic nie chcę wiedzieć! – w jej głosie prawie czuć było małe kryształki lodu. Słyszał w nim złość i może nawet nienawiść. Obydwa te uczucia, były skierowane przeciw niemu.
- Moje buty są czyste, jakbyś nie zauważyła. A co do drugiej sprawy, to chyba skrawek serca mam i dlatego zostanę. – podszedł do półki, gdzie leżało pudełko chusteczek i rzucił go na jej kolana - Czy chcesz czy nie. Nie masz wyjścia i tak to powiem, chociaż będzie to dla mnie bardzo trudne. Nigdy nic takiego, nikomu nie mówiłem. – oparł się o biurko i popatrzył na nią. Odetchnął głęboko i zaczął mówić – trzy…trzy lata temu Blaise mówił prawdę. Chciałem dokopać hogwarckiej świętej trójcy…- Popatrzyła na niego. W jej oczach dostrzegł żal i ból.
- I co mnie to obchodzi? Już to wiem. Nie chcę wracać do przeszłości, to dla mnie rozdział zamknięty.
- Ale ja muszę. Chociaż to trudne i nie przywykłem do takich rzeczy. Szczególnie, że nigdy nikomu z niczego się nie musiałem tłumaczyć. Więc siedź cicho, słuchaj i mnie nie denerwuj. Wracając do tematu, chciałem to zrobić. Jak łatwiej było to zrobić, jak uwieść pannę–ja-wiem-wszystko, rozkochać ją i rzucić? Podobały mi się te podchody. Słowne sprzeczki z tobą. Twoja zadziorność i niedostępność były dla mnie wyzwaniem. Jako jedyna w szkole, nie chciałaś wepchać mi się do łóżka. Nie licząc Amii, która była moją kuzynką i siostry rudego, którą interesuje się Zabini. Dlatego, tak mnie bawiła ta gra. – na chwile przestał mówić, jeżeli dziewczyna podniosłaby głowę zauważyłaby, że chłopak próbuje zebrać się w sobie. W końcu Draco Malfoy, zarówno sam jak i przez innych był uważany za zimnego drania, bez uczuć. Przez lata pracował na taką opinie. Chciał być tak spostrzegany. Nie potrafił pokazywać uczuć, a tym bardziej tłumaczyć się ze swojego zachowania. Zawsze robił to, co chciał nie zależnie od nikogo. Tym razem było prawie tak samo. Postanowił sobie, że jej to powie i musiał to zrobić. Ale najbardziej samego siebie zdziwił, że czuł, iż musi to zrobić nie tylko dla siebie, ale także dla niej. Co go przerażało. - Ale nie sądziłem, że sam kręcę na siebie bicz. Czym bardziej cię poznawałem, tym bardziej mnie zadziwiałaś. Byłaś inna niż te wszystkie laski przed tobą. Pewna siebie, mądra i zawsze wiedziałaś, co powiedzieć. Pomimo tego jak kiedyś cię potraktowałaś, byłaś przy mnie, kiedy tego potrzebowałem. Nie wyśmiałaś mnie, kiedy załamałem się po śmierci matki i stałem się słaby. Czułem się jakbyś roztapiała coś we mnie. Zawróciłeś mi w głowie, nieświadomie się tam wkradając. Potem ten wypadek twoich rodziców. Naprawdę martwiłem się o ciebie…
- Ta – zakpiła - zapewne i dlatego poszedłeś z inną laską do łóżka
- W ten pechowy wieczór – kontynuował nie komentując jej wypowiedzi - piłem z Zabinim. Poszło sporo butelek whisky. Nie byłem za trzeźwy.
- Pewnie najlepiej zgonić wszystko na alkohol. Bez sensu wracać do przeszłości. To już było i nie wróci. Jesteśmy całkiem inni. Mamy inne wartości.  Najlepiej niech każdy z nas idzie w swoją stronę. Oddaj mi klucz do drzwi – wstała i wyciągnęła rękę oczekując, by wykonał jej prośbę.
- Nie. Muszę to powiedzieć, a ty słońce siadaj w tej chwili na swoim zgrabnym tyłku, tam gdzie przed chwilą siedziałaś. Dopóki wszystkiego ci nie wytłumaczę, nie wyjdziesz stąd. Taka zasada tutaj obowiązuje, a wiesz, że nie pozwalam łamać swoich zasad.
- Mam gdzieś twoje zasady!
- Granger zamknij się w końcu i słuchaj.
- Dobra miejmy to już za sobą i pozwól mi wrócić do mojego życia, w którym nie ma ciebie. A tak poza tym, skąd mam mieć pewność, że to, co mówisz, nie jest wymyśloną bajeczką?
- Jak chcesz, to zażyje Vitaserum. Ja powiem to, co chcę powiedzieć, a potem ty zdecydujesz, co z tym zrobisz.
- W takim razie słucham? Kończmy to. Nie mam czasu tutaj siedzieć.
- Zabini wrócił do siebie. A ja leżąc na łóżku… - wrócił do wspomnień sprzed trzech lat. Wydawało mu się jakby to było wczoraj. Ku swojemu zdziwieniu był z nią w stu procentach szczery. Słuchała go z zamkniętymi oczami. Cofnęła się do tych szkolnych lat. Bardzo dobrze pamiętała ból, jaki poczuła widząc go z tą dziewczyną. -… wtedy poznałem wszystkie informacje o Felicity. - Otworzyła oczy i popatrzyła, na niego zszokowana. Jeżeli to, co powiedział jest prawdą to ona bezpodstawnie go oskarżyła i wykluczyła z życia małej. Łzy znowu popłynęły jej po policzkach.
- To za dużo jak na moją głowę.
- Umówmy się na jutro, na obiad. Powiesz czy mi wierzysz. Jeżeli tak, to opowiesz mi tylko jak ona jest. Jutro, o siedemnastej „Pod kasztanem” – otworzył drzwi i wyszedł. Zostawił ją samą. To wszystko nie było na jej głowę. Weszła do małej łazienki przynależącej do jej biura. Popatrzyła na swoje odbicie. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Doprowadziła się do porządku. I wróciła na dół. Odnalazła Mary. Poprosiła żeby wszystkiego dopilnowała i teleportowała się do domu. Dwadzieścia minut po wyjściu dziewczyny z hotelu Draco poszedł w jej ślady i opuścił resztę imprezy nie informując nawet o tym swojej partnerki, z którą przyszedł. Postanowił, nie teleportować się do domu. Szedł pogrążonymi w mroku ulicami. Pomimo późnej pory, minęło go kilka samochodów. Rozmyślał o wydarzeniach dzisiejszego wieczoru. O zapłakanej kobiecie. O swojej dziwnej szczerości, tak innej od jego codziennej postawy. O jej decyzji sprzed lat. Uciekła do Francji przed nim, by nie dowiedział się o córce. Małej istocie, której wraz z Hermioną dali życie. Osobie, w której płynęła po części jego krew.

W czasie, gdy Malfoy rozmyślał, panna Granger dotarła do domu. Zapłaciła opiekunce. Zrzuciła buty i poszła na górę. Weszła do pokoju swojej córeczki. Spała zwinięta w kłębek. Pocałowała ją i przeszła do swojej sypialni. Przez całą noc nie mogła zasnąć. Przed oczami miała blondwłosego mężczyznę. W uszach dźwięczały jej, jego słowa. Rozmyślała o bólu, który towarzyszył jej przez te trzy lata. Gdy tylko w oknie jej sypialni pojawiły się pierwsze promienie słońca wstała i złapała za telefon. Po chwili w słuchawce usłyszała zaspany i zdezorientowany głos Harrego. Przeprosiła, że dzwoni tak wcześnie, ale musiała porozmawiać z Clar. Jako czarodziejka dziewczyna miała jeszcze problem w obsłudze telefonu, co zawsze bawiło Hermionę, ale nie tym razem. W końcu zdenerwowana pani Potter, kazała zabrać jej małą i przyjechać na śniadanie. Felicity była przeszczęśliwa możliwością zjedzenia posiłku z wujkiem i ciocią. Gdy tylko weszła do domu państwa Potter, Clar zauważyła, że coś jest nie tak i to bardzo. Była gryfonka zawsze wyglądała perfekcyjnie. Dzisiaj była ubrana w dres, a jej oczy były podkrążone.
- Kochanie, wszystko w porządku?
- Nie. Ale porozmawiamy za chwilę. Najpierw mój skarb musi coś zjeść.
- Oczywiście. Siadajcie. Stół już jest nakryty. - Po śniadaniu, Harry zaczął bawić się z Fel, a one usiadły w salonie.
- Co się dzieje Herm? Nie za dobrze wyglądasz
- W nocy nie zmrużyłam oka. Wczoraj przeżyłam, mały szok. A raczej wcale nie tak mały.
- Niech zgadnę, zafundował ci go mój kochany braciszek?
-Zgadza się. Podszedł mnie podstępem i wyciągnął prawdę o Felicity. Tak bardzo was przepraszam, nie powinnam nigdy prosić o złożenie przysięgi. Żałuje tego do dziś.
- Hermiono nie wygłupiaj się, to już było. Zgodziliśmy się na to, bo cię kochamy.
- Dzięki.
- A teraz mów, co wywinął mój kuzynek. - Hermiona opowiedziała jej o wydarzeniach z wczorajszego wieczoru. Po jej policzkach znowu popłynęły łzy. Gdy zakończyła swoją relacje Clar potwierdziła wszystko. Wtedy doznała szoku, większego niż wczoraj. Chociaż była niemal pewna, co do słów Malfoya, dopiero po zapewnieniu Clar, że to prawda całkowicie w nie uwierzyła.
- A teraz moja droga. Proszę maszerować do góry do pokoju gościnnego.
- Ale, po co?
- Jak to, po co? Musisz się trochę przespać. Jesteś wykończona. My z Harrym zajmiemy się Fel, a ty odpocznij sobie. Potem weź długą kąpiel, kosmetyki są w szafce koło umywali.
- Ale…
- Nie ma, ale. Wyglądasz jak wrak człowieka. Za dużo ostatnio miałaś wrażeń. Maszeruj na górę i nie sprzeciwiaj się. - pocałowała blondynkę w policzek i weszła schodami na piętro. Gdy w pokoju gościnnym położyła głowę na poduszce zasnęła natychmiastowo.  

***

 Dochodziła siedemnasta  gdy doszła do umówionego miejsca. Chociaż, że restauracja leżała spory kawałek od jej domu postanowiła się przejść, by się trochę uspokoić. Gdy tylko weszła zobaczyła go przy stoliku. Kiedy podeszła, wstał i odsunął jej krzesło.
- Cieszę się, że przyszłaś.
- Nie byłam pewna, czy dobrze robię. – ich rozmowa była sztywna i oficjalna, chociaż nie miała żadnego konkretnego tematu. Po skończeniu posiłku. Draco zadał jedno z pytań, które go dręczyły
- Czy wierzysz w moje słowa?
- Chyba tak. Clar potwierdziła twoją historię. Kiedy to wszystko się stało, nie chciałam niczego słuchać. Ani ciebie, ani Clar. Z drugiej strony, co by to dało? – jej głos był smutny i cichy. 
- Mogłaś, chociaż powiedzieć mi o dziecku.
- I co? Rzuciłbyś całe swoje życie i zajął mną i dzieckiem? Lepiej było, że wyjechałam.
- Ja sądzę inaczej.
- Nie oszukuj się. Byliśmy wtedy jeszcze parą nastolatków wchodzących w dorosłe życie. Mi było trudno oswoić się z tą myślą. Sam przyznaj, że nie byłeś gotowy na ojcostwo
- Może masz rację. Chociaż pamiętaj, że nie zawsze wiesz wszystko Granger
- Nie może, tylko na pewno.
- Jaka ona jest?
- Kto? – dziewczyna była bardzo rozkojarzona. Przez ten jeden wieczór cały jej obraz tej sytuacji wywrócił się do góry nogami
- Nasza córka. – tak dziwnie dla niej brzmiało to słowo w jego ustach.
- Wszyscy mówią, że jest naszą mieszanką. Jak widziałeś ma włosy i rysy twarzy po tobie. Po mnie ma oczy i usta. Ale nie uśmiech. Tych ma wiele, kiedy się uśmiecha jednym z nich to pomimo moich cech, to skóra zdjęta z ciebie. Od razu przypomina ciebie. Choć jest mała, jest bardzo uparta, bystra i zawsze dąży do celu. Czasami zadziwia mnie jej spostrzegawczość i jej uwagi. Czasami śmiejemy się z Clar, że jest istnym żeńskim wydaniem ciebie. Jest bardzo ciekawa wszystkiego, jedynak po mnie odziedziczyła ufność do świata. Jest dla mnie wszystkim.
- Kiedy dowiedziałaś się, że jesteś w ciąży?
- Jak byliśmy, w Hogwarcie zauważyłam, że coś ze mną nie tak. Ale nie przypuszczałam, że to ciąża. Dopiero po bitwie w szpitalu lekarz powiedział mi, że zostanę matką. Wtedy wiedzieli o tym tylko Clar i moi rodzice. Nie miej przypadkiem do niej pretensji. Od razu, gdy tylko lekarz mnie o tym poinformować chciała po ciebie biec. Ale nie zgodziłam się i do tego wymusiłam na niej wieczystą przysięgę. Także na innych, kiedy poinformowałam ich o tym. Tydzień przed ślubem Clar i Harrego postanowiłam, że wyjadę do Francji do Natta. Tam spędziłam trzy lata.

Przez kolejną godzinę, opowiadali sobie o tych trzech latach. Hermiona przypomniała sobie jak bardzo lubiła z nim rozmawiać. Zawsze potrafił prowadzić z nią inteligentną rozmowę. Przez ten czas Draco dużo dowiedział się o Felicity. Nie podobało mu się, że tak długo główną rolę mężczyzny w jej życiu odgrywał Nathaniel Pederson, który do tego wszystkiego był ojcem chrzestnym małej. Kobieta skwitowała to śmiechem. Szczególnie, że wiedziała, iż Natt był w stanie dla dziewczynki zrobić wszystko.
- Cieszy mnie, że po tylu latach nosisz ten kwiatek.
- O co ci chodzi z tym wisiorkiem? Już drugi raz o nim wspominasz odkąd się spotkaliśmy.
- A niby taka inteligentna jesteś.
- Odezwał się Einstein.
- Ty Kopernik, nie bądź taka mądra. Sam go wybrałem. Ten kamień przypominał mi i nadal przypomina ciebie. Taki niepozorny, a w środku tak niesamowity. Zmienny, tak jak twój charakter.
- Nigdy nie sądziłam, że to od ciebie.
- Widzisz, różne rzeczy zaskakują nas w życiu.
- Masz rację. Wybacz, ale muszę już iść. Umówiłam się z opiekunką, że będę o wpół do ósmej
- Czy mogę cię odprowadzić?
- Dobrze. Niech ci będzie czystokrwisty
- Nie podskakuj szlamiątko – uśmiechnął się do niej. Wyszli z restauracji. Szli obok siebie nie odzywając się. Nie poznawała go, nie wierzyła, że tak bardzo się zmienił. Chciała się już pożegnać, gdy odwrócił ją i delikatnie pocałował. Tym razem nie odepchnęła go. Po chwili puścił ją, chociaż tak bardzo chciała zostać w jego ramionach.
- Czy ty chcesz znowu dostać w ten swój blady dziób? – pomimo groźby jej głos był delikatny.
- Pamiętaj, że zawsze biorę, co chcę.
- Ty nigdy się nie zmienisz. – zaśmiała się.
- A po co? Lubię siebie takim, jaki jestem.
- Jesteś jak zawsze zakochanym w sobie narcyzem.
- I za to mnie uwielbiasz.
- Żebyś się nie pomylił. I jak tu nie sądzić, że mała jest podobna do ciebie. Tak samo uparta, jak osioł.
- Odezwała się oślica. Może to ma akurat po mamusi?
- Zamknij się już. Czy chciałbyś ją poznać? – pytanie, które zadała zadziwiło ją samą.
- Oczywiście, że tak, ale… - zrobił się blady jak ściana.
- Nie możliwe, wielki pan Malfoy się boi. Do tego dwu i pół letniej dziewczynki – zwinęła się ze śmiechu, a w oczach pojawiły się łzy, czym uraziła jego dumę.
- Wcale nie. – gdy usłyszała jego zimny ton głosu opanowała się. - Chce ją poznać. – na twarzy pokazał mu się tak dobrze jej znany wyraz zaciętości.
- To poczekaj tutaj chwilę. Tylko nie zwiej ze strachu, gdzie pieprz rośnie – weszła do domu zostawiając go samego. Usiadł na huśtawce, która stała na ganku. Kiedy drzwi otworzyły się wstrzymał oddech, ale z domu wyszła opiekunka. Obrzuciła go ciekawym wzrokiem, ale napotkawszy jego zimne oczy szybko odeszła. Czekał dalej.

- Feli, posłuchaj chwilkę, chciałabym żebyś kogoś poznała. Draco bardzo chce cię poznać. Więc bądź miła dobrze?
- Tak.
- To poczekaj tutaj na mamusie. – posadziła ją na fotelu i wyszła na ganek. Widząc to, zdenerwował się.
- Chodź, czeka na ciebie. – wszedł niepewnie do domu brązowowłosej. Na dużym jasnym fotelu siedziała mała dziewczynka, którą wcześniej widział.
- Kochanie, to jest Draco przyszedł cię poznać – Feli przekrzywiła zabawnie głowę i przyjrzała się Draconowi.
- Cześć, Feli.
- To ten pan!
- Tak kochanie, już wcześniej z nim rozmawiałaś. 
- To pan ze zdjęcia!
- Jakiego zdjęcia? – zdziwił się Draco.
- U mamusi w pokoju. W takiej grubej książeczce.
- To bardzo ciekawe. Opowiesz mi o tym?
- Pewnie. – mała obdarzyła go szerokim uśmiechem
- Malfoy! – Hermiona oburzyła się.
- No, co? Pytam tylko z ciekawości.
- Jesteś nie możliwy, przekabacisz nawet dziecko. – roześmiała się i przyglądała jak jej córeczka wspina się na kolana chłopaka

Epilog

Minęły dwa lata. Bardzo wiele się zmieniło. Państwo Potter mieli śliczne półtorej roczne bliźniaki Lili Anabel, oraz Sama Jamesa.

Ron rozstał się z Lavender, gdyż ta sprzeciwiała się jego wyjazdowi do Brazylii na roczne szkolenie z ministerstwa. Po trzech miesiącach spotkał tam Brazylijkę, dla której całkowicie stracił głowę.

Ginny i Blaise. Bardzo ciekawa para. Planują ślub. Chociaż przyszła panna młoda wyzywa swego, narzeczonego od bałwanów, świata poza sobą nie widzą. Chociaż, długo zeszło zanim Ginnevra przekonała się, co do swojego przyszłego męża.

A nasi główni bohaterowie? Ich świat stanął na głowie. Przez ten czas, który upłynął od szczególnego wieczoru Draco poznawał Felicity. Również starał się odzyskać zaufanie Hermiony, co bardzo dobrze mu wychodziło. W końcu stara miłość nie rdzewieje. Mała zawładnęła całkowicie sercem zimnego Dracona Malfoya. Od trzech miesięcy panna Granger i cztero i pół letnia Fel mieszkają w Malfoy’s Menory. Hermiona zmieniła w rejestrze rubrykę dotyczącą danych ojca. Teraz w aktach Felicity Amelii Malfoy w rubryce dane ojca, widniały informacje o Draconie. Bywają gorsze dni, ale większość to te dobre, ale czego się spodziewać po tak silnych charakterach. Jak ogień i woda. Dwie sprzeczności, które tak naprawdę nie potrafią żyć bez siebie. A z nimi ich Szczęście. Nie układają wielkich planów na przyszłość. Żyją chwilą obecną, ciesząc się każdym dniem. Najważniejsze dla nich, jest szczęście ich córki. Wiedzą tylko tyle, że chcą być razem. A co przyniosą kolejne dni?  To czas pokaże. 

71. Dziwna impreza


Pomimo szpilek biegała pomiędzy biurem, salą i pracownikami. Dzisiejszego wieczoru wszystko musiało być perfekcyjnie zapięte na ostatni guzik. Musiała wszystkim udowodnić, że jest profesjonalistką w swoim fachu. Bardzo cieszyła się, że od niespodziewanego przyjścia Malfoya do jej biura, wszystkie sprawy związane z organizacją imprezy dla ministerstwa załatwiała przez swoją asystentkę. Właśnie zaczęli schodzić się goście. W tłumie osób wypaczyła państwa Potter. Obok nich szła Ginny.
- Clar, jak się czujesz? Wszystko w porządku? Może lepiej żebyś odpuściła sobie tą imprezę?
- Czuję się dobrze. Zatańczę jeden wolny taniec z mężem, a potem będę siedzieć i się objadać.
- Dobrze, jak by, co to mnie zawołaj.
- OK.
- Cześć Hermiona. Naprawdę robi wrażenie.
- Cześć. Ginny? Nie pamiętam cię na liście gości.
- Bo jestem osobą towarzyszącą.
- Cześć Granger. I jak mały rudzielcze gotowa? – do kobiet podszedł szatyn
- Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, a urwę ci tą pustą głowę. I nie żartuję w tym momencie Zabini.
- Ja proszę bez żadnej przemocy, przynajmniej bez krwawej. Bordo nie pasuje do dzisiejszego wystroju sali
- Nie martw się Hermiono, to się da zrobić bezkrwawo i bez świadków – brunetka zaśmiała się pod nosem, gdy Ginny odchodziła z Blaisem. Widać było, że tych dwoje czuje do siebie miętę. Przywitała ministra z żoną, którzy gratulowali jej wystroju sali. Stała z boku i patrzyła na wchodzących. W drzwiach pokazała się kolejna para. Od razu rozpoznała wysokiego blondyna. Wszedł do środka przepuszczając w drzwiach wysoką blondynkę, z którą przyszedł. Hermiona mogłaby się założyć, że jest modelką. Coś ją ukuło w środku. Chciała uciec, gdy ruszyli w jej stronę. Gdy tylko wszedł do środka, zauważył ją. Ubrana w czarną długą sukienkę. Stała przy filarze niedaleko wejścia do sali, w której miał odbyć się bal. Dla niego wyglądała jak ideał. Najchętniej na tą imprezę przyszedłby z nią, ale wiedział, że na to nie było szans. Dlatego zaprosił Vanessę. Jak już miał z kimś przyjść, to postanowił wzbudzić w niej zazdrość. Podał blondynce ramię i ruszył w jej stronę.
- Hermiona jak miło cię widzieć. Pozwól, że ci przedstawię to Vanessa Fox. Vanessa jest modelką.
- Vanessa, to Hermiona Granger dyrektor tego hotelu i organizatorka dzisiejszego balu.
- Miło mi.
- Mi również, przepraszam, ale muszę zajrzeć do kuchni. – odeszła, a Draco uśmiechnął się do siebie. /Przedstawienie czas zacząć./ 
***
Patrzyła na pary wirujące na parkiecie. Była z siebie zadowolona, organizacja tego wszystkiego udała się w stu procenatch. Jedynie była zła na to jak zareagowała, na towarzyszkę Malfoya. Denerwowało ją, że gdziekolwiek stała ta para tańczyła zaraz niedaleko niej. Podejrzewała, że Malfoy robi to specjalnie. Postanowiła go zignorować.
- Pani pozwoli? – przed nią stanął wysoki szatyn.
- Jeżeli dobrze pamiętam. Nazywa się pan Oliver?
- Tak Oliver Smith, sekretarz ministra.
- Miło mi. Her…
- Hermiona Granger, piękna pani dyrektorka hotelu. – uśmiechnęła się i podała mu rękę. W tym momencie Dracona Malfoya, który obserwował tą scenę, prawie szlak trafił. Oliver Smith był sekretarzem ministra, który za wszelką cenę chciał wygryźć Draco z jego stanowiska. Od pierwszego dnia pracy nie przepadał za tym człowiekiem. A teraz wirował po sali z Hermioną. Z „jego” Granger. A ta najwyraźniej dobrze się bawiła w towarzystwie tego gogusia. Rozmawiając z nim, delikatnie się uśmiechała. Nagle ku jego szczęściu koło zespołu instrumentalnego, przy mikrofonie pojawił się jakiś człowiek.
- Proszę państwa robimy teraz zmianę. Panowie przechodzą do partnerek po swojej lewej stronie. Nie przejmował się, że nie trafił na Granger. Tańczył ze starsza panią patrząc jak dziewczyna w czasie tańca rozmawia z ministrem. Wyróżniała się w tym tłumie. Wydawało mu się, że lśni w tym gąszczu ludzi jak gwiazda. Muzyka się skończyła, podziękował kobiecie odprowadzając ją na miejsce. Gdy się odwrócił Smith znowu stał koło Hermiony. Miał ochotę podejść i go walnąć, ale się powstrzymał. Odszedł nie patrząc na tą dwójkę.

Hermiona rozmawiała z Oliverem, gdy podeszła do niej Mery.
- Pani dyrektor, telefon do pani.
- Już idę Mery. Odbiorę u siebie w gabinecie. Tutaj jest za głośno. – na pierwszym piętrze muzyka była cichsza. Weszła do swojego gabinetu i przysiadła na skraju biurka. Nie przejmowała się, że rozcięcie z boku sukni odsłoniło całą nogę prawie, aż po biodro. W końcu, była sama w swoim gabinecie..
- Hermiona Granger, słucham?
- Ślicznie wyglądasz – znała ten głos, ale nie rozumiała, o co chodzi. Nagle połączenie się zerwało.
- Halo?
- A to rozcięcie. Oszałamiające – te słowa uwodziły, ale nie ją. Odwróciła się o sto osiemdziesiąt stopni. W progu stał Draco Malfoy zamykając telefon komórkowy. Odłożyła słuchawkę i szybko wstała poprawiając sukienkę.
- Jak niektóre wynalazki mugoli się przydają. Takie małe urządzenie, a takie fajne.
- Czego ty Malfoy znowu chcesz?
- Porozmawiać.
- Nie ma, o czym. A teraz przepraszam, ale muszę wracać na dół. 
- Mam trochę inne plany - wszedł i zamykając drzwi wyciągnął klucz z zamka.
- Albo przepuść mnie żebym mogła wyjść, albo ty wyjdź stąd i zostaw mnie samą. – nie słuchał jej. Podszedł do niej. Kiedy się nad nią nachylił, poczuła znane jej, tak dobrze męskie perfumy. Wstrzymała powietrze. Nie wiedziała, co chce zrobić, kiedy się tak nad nią nachylał. W tym momencie złapał za kabel i pociągając odpiął wtyczkę od telefonu.
- Nigdzie się nie wybieram. I ty też nie. Wszyscy są na dole telefon nie działa, ciekaw, dlaczego? – uśmiechnął się cynicznie. – A ty mi nic nie zrobisz, bo nie masz różdżki.
- Poczekaj, aż ją dostanę w swoje ręce. To potraktuję cię Avadą.
- Już się boję. Wypuszczę cię, kiedy udzielisz mi kilku informacji. - Nie zważając na nic, rzuciła się na niego z pięściami. Zachowywała się jak wściekłe zwierzę. Wypełniała ją złość i chęć zrobienia krzywdy Malfoyowi. Złapał ją, tak by nie mogła go nawet dotknąć. Czekał, aż Hermiona opadnie z sił. Tak jak sądził zrezygnowała, dlatego rozluźnił uścisk. Tylko na to czekała, ale Draco spodziewał się tego. Znowu mocniej ją chwycił.
- Rzucanie się nic ci nie da. Możemy tak stać cały czas, ale czy to ma sens? Uspokój się, bo nie masz ze mną szans. – puścił ją i odsunął się o dwa kroki. -  Usiądź. – wskazał jej fotel. Niechętnie wykonała tą prośbę, a on zajął miejsce na sofie
- Ślicznie wyglądasz.
- Nie mam czasu rozmawiać o takich rzeczach. Szczególnie z tobą.
- Chciałem być miły, ale w takim razie przejdźmy do konkretów.  Kim jest ojciec małej?
- Aleś ty upierdliwy. Mówiłam ci już to. Jej ojciec nie żyje.

70. Kim jest ta dziewczynka?


Następnego dnia podjechał pod dom dziewczyny. Zaparkował tak by przypadkiem go nie widziała. Odjechała punktualnie o ósmej trzydzieści. O jedenastej zobaczył jak kobieta, która na oko miała z czterdzieści pięć lat i była podobna z wyglądu do Granger wypuszcza dziewczynkę na zewnątrz. Ta od razu pobiegła do piaskownicy.
-Babcia zaraz do ciebie przyjdzie. – /jeżeli to by była matka Hermiony, to mała byłaby jej córką/ Do tej pory rozważał opcje, że to jej siostra lub córka jakiejś znajomej. Teraz był pewny, że musi dowiedzieć się, kim jest ta mała dziewczyna. Poczekał, aż zostanie sama i podszedł pod płot.
- Hej kochanie, możesz na chwile podejść. – dziewczynka podeszła ostrożnie. Pierwsze, co go zszokowało to jej wielkie orzechowe oczy i malinowe usta, tak podobne do Granger. Po chwili uświadomił sobie, że jednak się nie mylił. Dokładniej mówiąc, był niemal pewny, że to jej córka.
-Cześć. Jak się nazywasz?
-Felicity Ami – dziewczynka niewyraźnie powiedziała swoje imiona, ale zrozumiał ją.
- A ile masz lat.
- Dwa i pół– powiedziała dumna z siebie.
- A jak się nazywa twój tatuś.
-Felicity! W tej chwili odejdź od płotu! – do ogrodu wyszła babcia dziewczynki. Gdy tylko ją zobaczył odszedł i wsiadł do auta. Próbował sobie wszystko poukładać. /Dwa i pół roku plus dziewięć miesięcy/. Ruszył szybko przed siebie. Pięć minut później pukał do drzwi domu Potterów.
-Cześć Draco, co cię sprowadza?
-Mówiąc Hermionie, że ją odwiedzisz. Odpowiedziała, że się na pewno ucieszy. Miała na myśli swoją córkę.
-Skąd wiesz o Fel?
- Nieważne. Kto jest ojcem dziecka?
- Nie mogę ci powiedzieć. – w chłopaku wzbierała coraz większa złość. Znowu nic nie chciała mu powiedzieć. Miał już tego serdecznie dość.
- Kto jest ojcem dziecka?
-Draco naprawdę nie mogę ci powiedzieć. Złożyłam przysięgę wieczystą, że nikomu nie powiem. – wyszedł wściekły nawet się nie żegnając. Clar usiadła w fotelu. Wiedziała, że, Hermiona powinna mu powiedzieć. Była pewna, że prędzej czy później dowie się wszystkiego. Należał do osób, które nie rezygnują dopóki nie poznają prawdy. Malfoy jechał przez miasto. Zatrzymał się dopiero pod hotelem. Wszedł do środka. Naciskając nerwowo guzik windy stwierdził, że szybciej będzie schodami. Po chwili był pod gabinetem Hermiony.
-Granger jest u siebie?
-Tak, ale nie może pana przyjąć. Pani dyrektor jest zajęta.
- Nie obchodzi mnie to!
- Nie może pan tam wejść! – nie zważając na protesty sekretarki wszedł do gabinetu byłej gryfonki, a za nim wpadła jej asystentka. Dziewczyna rozmawiała przez telefon.
-Przepraszam, oddzwonię później. Co tu się dzieje?
-Tłumaczyłam panu, ze jest pani zajęta. Ale uparł się, a ja nie dałam rady go zatrzymać. Przepraszam. Już dzwonie po ochronę.
- Nie trzeba Mery. Zostaw nas samych.
-Dobrze pani dyrektor. – wyszła zamykając drzwi. Hermiona odezwała się chłodno.
- Nie kojarzę żebyśmy byli dzisiaj umówieni Malfoy.
-Musimy porozmawiać. Kto jest ojcem Felicity? – dziewczynę zamurowało. Nie pojmowała skąd wie o małej.
- Kto ci o niej powiedział?
-Nikt. A skąd o niej wiem to nieważne. Pytam się, kto jest jej ojcem? – zaczynał się denerwować. Hermiona opanowała się. Popatrzyła na niego i powiedziała zimnym głosem bez żadnych uczuć.
- Co cię to obchodzi? Jej ojciec nie żyję.
-Daruj sobie. Pamiętaj, że cię znam i wiem, kiedy kłamiesz. Mała ma dwa i pół roku, więc byłaś w ciąży jeszcze będąc w Hogwarcie. Jest straszni podobna do Amii, kiedy była mała. Na drugi imię ma Amelia. Pytam się poważnie i oczekuję odpowiedzi. Czy ja jestem ojcem twojej córki?
- Nie wiem skąd masz te informację na temat mojej córki. Nie jesteś jej ojcem! I więcej nie wtrącaj się w moje życie prywatne! Nie życzę sobie, abyś wchodził w nie swoimi brudnymi buciorami!
-Granger dobrze wiemy, że w czasie, kiedy zaszłaś w ciążę byłaś ze mną. A nie należysz do osób, które sypiają, z kim popadnie.
-Skąd możesz mieć pewność, że spałam tylko z tobą?!
- Nie graj osoby, którą nie jesteś. Ciekawe, z kim? Może z Weasleyem? – jego opanowanie ją denerwowało. Przestawała nad sobą panować.
- Nic ci do tego, z kim sypiałam i z kim sypiam! A teraz wyjdź, albo wezwę ochronę.
- I tak ci nie wieżę. Za dużo rzeczy przemawia za tym, że mała jest moją córką. Jeszcze wrócimy do tej rozmowy. – wyszedł trzaskając drzwiami. Hermiona straciła panowanie nad sobą i rozpłakała się. Po chwili zebrała się w sobie. Wstała i wyszła z gabinetu.
-Mery odwołaj wszystkie dzisiejsze spotkania. Potem zadzwoń do pani Potter i poproś żeby przyjechała za godzinę do mnie do domu.
-Oczywiście pani dyrektor. – ruszyła do wyjścia. – Pani dyrektor, przepraszam, że pytam, ale czy wszystko w porządku?
- Tak Mery, do widzenia.
- Do widzenia pani dyrektor.
Wyszła z hotelu i wsiadła do swojego samochodu. Włączyła radio. Musiała się uspokoić i wszystko przemyśleć. Odpaliła silnik i ruszyła. Jak na złość puścili piosenkę, aż za dobrze jej znaną. Skręciła na pierwszy zjazd na autostradę. Licznik pokazywał prawie 124 mile/h ( ok. 200km/h). Nie wiedziała, gdzie jedzie. Podążała przed siebie tam, dokąd zaprowadzi ją droga. Tekst piosenki z radia napisała sama, dawno temu. Pamiętała jakby było to wczoraj. List z prośbą Natta i problemy z jego napisaniem. Tekst ten powstał dopiero, po tym jak zerwała tą durną umowę z Malfoyem. Wtedy myślała, że życie jest trudne. Nie podejrzewała wtedy, co spotka ją potem. Na jak wielką próbę wystawi ją los. Jak życie spróbuje z niej zakpić, wiążąc ją na zawsze z Draconem. Po pół godziny zatrzymała się na zalesionym parkingu. Wysiadła. Dookoła nie było nikogo. Słyszała jedynie samochody jadące po autostradzie. Usiadła na ławce i znowu się rozpłakała. Czuła się bezsilna. Malfoy nigdy nie miał się dowiedzieć o Fel. Czuła, że nie powinna wracać do Anglii. Łudziła się, że może tutaj wychować córkę. Mogły zostać we Francji i kupić domek. Mieszkałyby teraz spokojnie i bez problemów. W spokoju patrzyłaby jak jej kruszynka dorasta. Jak każdy dzień jest spokojny i niezakłócony przez czystokrwistego arystokratę. /Ale nie, pan i władca Malfoy, musi wszystko zepsuć. Pchać swój biały nochal w nie swoje sprawy. Nie zgadzam się na to! Nie pozwolę, by zniszczył dzieciństwo i życie mojej córeczki. W planach na nasze życie nie ma dla niego miejsca. A tym bardziej w jego na nas. Muszę być silna za siebie i za Fel . Zawsze potrafiłam sobie poradzić i tak będzie tym razem. / Opanowała się i popatrzyła na zegarek. Miała dwadzieścia pięć minut do spotkania z Clar. Ruszyła w drogę powrotną. Tym razem jechała jeszcze szybciej. Pomagało jej to. Uspakajało, dlatego tak lubiła to auto. Jego cichutkie miarowe pomrukiwanie silnika. Podmuch wiatru rozwiewające jej włosy. Czuła się wtedy wolna, jakby wyrywała się z ryz codziennego dnia. Kiedy chciała zapomnieć o wszystkim i pomyśleć wsiadała za kółko dociskając pedał gazu. Na co dzień jeździła wolniej z powodu Fel, która siedziała obok w swoim foteliku. Tym razem droga zajęła jej dwadzieścia minut. Dopiero na obrzeżach Londynu zwolniła. Zostawiła auto na podjeździe i weszła do domu.
-Mamo? Fel?
-Jesteśmy w kuchni.
-Cześć. Jecie obiad? – podeszła i pocałowała córeczkę w główkę. Patrząc na tą małą istotkę tak podobną do blondwłosego ślizgona w uszach słyszała piosenkę śpiewaną przez Natta. 
-Właśnie kończymy. Jeszcze jest ciepły. Masz ochotę?
- Nie dziękuję. Mamo mam prośbę? Czy mogłabyś zabrać małą na spacer?
-Oczywiście. Odwiedzimy dziadka w gabinecie – pani Granger dobrze znała swoją córkę. Widziała, że coś jest nie tak. Zabrała małą i wyszły.
-Wrócimy za dwie godziny.
-Dziękuję mamo, jesteś kochana. – zdążyła napić się wody, gdy usłyszała pukanie.
-Otwarte!
-Cześć, prosiłaś żebym przyjechała, więc jestem. – popatrzyła na zmartwioną minę koleżanki, dlatego od razu kontynuowała swoją wypowiedź. – Nie wiem skąd on wie o aniołku. Dzwoniłam do wszystkich. To, żadne z nas. Wszyscy żyją.
- Nie podejrzewam żadnego z was. Nie wiem skąd to wie, ale za dużo się domyśla. Mała jest za bardzo do niego podobna. Dlatego podjęłam decyzje, że jeszcze dziś w nocy wyjeżdżamy do Francji.
- Nie podejmuj pochopnych decyzji.
- To nie jest pochopna decyzja – była gryfonka zaczęła krążyć po salonie – jeszcze przed urodzeniem małej postanowiłam, że on nigdy się nie dowie. A teraz to wszystko bierze w łeb. - To był zły pomysł wracać tutaj. Łudziłam się, że pomimo tego on się nie dowie o małej. Dlatego wracamy do Francji.
-Hermiona nie możesz.
- Jak to, nie mogę?! Podaj jeden powód, dlaczego mam tu zostać! – ostatkiem sił próbowała się uspokoić, ale nie mogła.
- Bo cię potrzebuję. Miałam dzisiaj wieczorem cię odwiedzić i poinformować, że jestem w drugim miesiącu ciąży.
-Bardzo się cieszę Clar. To, że wyjadę nie znaczy, że zostaniesz sama. Będziemy miały kontakt. A tu na miejscu masz Ginny, Harrego i resztę.
- Nic nie rozumiesz. Harry ciągle pracuję, a Ginny jest ostatnio zajęta Blaisem. A ja potrzebuje twojego wsparcia.
-Clar, spokojnie. Ciąża to nie choroba.
- Może i nie choroba! Ale ja… ja – głos się jej załamał – ja się boję. Nic ci nie mówiłam, ale pół roku temu byłam w ciąży. Niestety… straciłam moje maleństwo.
- Słońce, tak mi przykro. – przytuliła ją. Pierwszy raz widziała, że ta pewna siebie blondynka była tak załamana.- Ja nawet nie podejrzewałam.
- To było jeszcze zanim wróciłaś. Myślałam, że sobie z tym poradziłam, ale teraz, gdy znowu jestem w ciąży boje się. Harry też to przeżył, ale on mnie nie rozumie. Miona ja się boję, nigdy tak się nie bałam. – patrzyła załzawionymi oczami w oczy Hermiony.
-Wszystko będzie dobrze Clar. Damy radę. Nie zostawię cię. Będę przy tobie. –przytuliła przyjaciółkę. – Nigdzie nie wyjadę. A z Malfoyem jakoś sobie poradzę.
-Poradzimy sobie z nim jakoś.  - gdy dziewczyna uspokoiła się brunetka zrobiła herbatę. Siedząc zaczęły spokojnie rozmawiać, wtedy drzwi otworzyły się.
- Ciocia!– mała blondwłosa istotka wepchała się na kolana pani Potter.
-Dzień dobry. – blondynka przywitała się z panią Granger.-  Cześć myszko, gdzie byłaś z babcią?
-Dzień dobry Clar. Hermiono ja się będę zbierać do domu.
-Dobrze mamo. Dziękuję, za opiekę nad Fel.
- Nie masz, za co. Jutro tata przyjdzie rano, bo ja mam pacjentów. – gdy zamknęła drzwi i odwróciła się patrzyła jak jej córeczka na kolanach Clar gestykuluje coś jej tłumacząc.

***

Po wyjściu z hotelu pojechał prosto do ministerstwa. Cały czas był zły. Za dużym zbiegiem okoliczności była ta mała dziewczynka, by nie była jego córką. Musiał tylko się upewnić. Granger powiedziała, że jej ojciec nie żyje, ale jakoś w to nie wierzył. Wyjechał windą na piąte piętro i ruszył do swojego gabinetu. /Mała urodziła się we Francji, ale po przyjeździe do Anglii musiała przynieś lub przesłać jej dokumenty do ministerstwa./
-Dzień dobry panie Malfoy. – jak zawsze w oszklonym pokoju przed jego gabinetem siedziała młoda sekretarka.
-Lena w tej chwili do mojego gabinetu. – Gdy tylko usłyszała jego ostry głos wystraszyła się, ale ruszyła za nim.- Zamknij drzwi.
- Czy ja coś zrobiłam źle?
-Nie. Po prostu mam dla ciebie zadanie. Pójdziesz do działu rejestracji i przyniesiesz mi dokumenty Felicity Amelii Granger.
-Ależ panie Malfoy, nie wolno mi tego zrobić. Tylko za zgodą jej rodziców.
- Nie sprzeczaj się. Jestem zastępcą ministra i oczekuję, że wykonasz moje polecenie i to jak najszybciej się da. – jej uwadze nie uszła groźba czająca się w jego słowach.
-Oczywiście proszę pana – wyszła zamykając cicho drzwi. Chłopak opadł na fotel i oparł głowę o blat swojego biurka. Czterdzieści minut później usłyszał pukanie.
-Proszę.
- Mam dokumenty, o które pan prosił.

- Daj i zadbaj o to by nikt mi teraz nie przeszkadzał. – gdy tylko wyszła otworzył teczkę zatytułowaną: Felicity Amelia Granger / Zobaczmy, co tam ukrywa twoja mama małe Szczęście/ i wyciągnął formularz rejestracyjny, który Hermiona musiała wypełnić i dostarczyć do ministerstwa po powrocie do Londynu.

Imiona i Nazwisko: Felicity Amelia Granger

Data urodzenia : 05.02.2000r.

Miejsce urodzenia: Szpital świętego Tomasza - Francja.

Dane matki: Hermiona Jeane Granger, zam. Anglia, Sunny Street 27, ur. Anglia, ….

Dane ojca: Ojciec nieznany. - poniżej było kilka różnych informacji, typu data i miejsce urodzenia Hermiony, ale one go już tak bardzo nie obchodziły. Zdobył tą informację, której potrzebował. /I tutaj cię mam Granger./ Uśmiechnął się i już wyluzowany, rozsiadł się wygodnie. Miał już w głowie gotowy plan postępowania.

69. Kolacja / Mała dziewczynka


O osiemnastej teleportowała się przed dom państwa Potter. Zapukała. Drzwi otworzył Harry.
- Hermiona! – przytulił ją
- Cześć Harry, przyniosłam wino z winnicy Natta.
- Dzięki. Chodź prawie wszyscy już są. – weszła do salonu. Przy dużym stole siedział: Harry z Lavender i Ginny oraz Zabinim.
- Cześć.
- Hermi. – do dziewczyny podeszli Ginny i Ron, Zabini skinął głową, a Lav cicho odpowiedziała na jej przywitanie. Kiedy usiadła przy stole Blaise odezwał się do niej.
- Cóż to się stało, że do nas wróciłaś? 
- Zapewne stęskniła się za mną. – w drzwiach salonu stanął Draco.
- Pewnie blondasie, po prostu usychałam za tobą z tęsknoty. – jej głos ociekał sarkazmem
- To, dlaczego do mnie nie napisałaś? Zaraz przyleciałbym do ciebie. Co słychać w Francji u Pedersona?
- Pomarzyć dobra rzecz. Ale nie każde marzenia się spełniają musisz o tym pamiętać. A u Natta wszystko w porządku. Skąd ty w ogóle wiesz, że byłam we Francji?
- Ma się swoje źródła informacji. Zawsze muszę wiedzieć, gdzie jesteś skarbie.
- Jeszcze raz mnie tak nazwij, a dostaniesz w zęby.
- Bardzo was proszę, skończcie te rozmowy. Draco siadaj, zapiekanka stygnie. – usiadł koło niej. Starała się nie zwracać, na niego uwagi. Prowadziła dyskusje z przyjaciółmi, nie słuchając tego, co mówi Malfoy. Zdziwiło ją, że Ginny jest miła dla Zabiniego.
- No to danie główne zjedzone. Teraz mogę podać deser. – pani Potter wstała od stołu.
- Clar ja ci chętnie pomogę.
- Dam sobie radę Hermiono.
- Jednak ci pomogę. - wyszły do kuchni. Clar wyciągała składniki do przyrządzenia deserów lodowych, a Hermniona pucharki i łyżeczki.
- Clar, jak mogłaś mi to zrobić?
- Ale co?
- Jak to, co? Zaprosić mnie do siebie wiedząc, że Malfoy przyjdzie i do tego posadzić mnie koło niego.
- Zapraszając cię, nie pomyślałam o tym. A tak wyszło z siedzeniem, bo inni się tak usadzili.
- Potter nie wciskaj mi tu ciemnoty. Zanim mnie zaprosiłaś pięć minut wcześniej widziałaś tego kretyna, więc na pewno pamiętałaś, że on będzie.
- Po prostu pomyślałam, że tak będzie lepiej. Że może pogadacie.
- Nie! Tak nie będzie lepiej. Znasz moje zdanie na ten temat i go nie zmieniłam przez te trzy lata, ani nie zmienię teraz. A ty nie próbuj tego zmieniać, a tym bardziej nas swatać. Bo nie zamierzam nic mu mówić.
- Czego i komu nie zamierasz nic mówić Granger? - wszedł do kuchni i stanął za nią. Kiedy się odwróciła, napotkała zimne stalowoniebieskie oczy. Czuła się jakby zatapiała się w tej głębi. Wciągały ją do środka próbując zarazem poprzez jej czekoladowe tęczówki zobaczyć jej duszę.  – No słucham? - otrząsnęła się i zebrała wszystkie myśli.
- Nie twoja sprawa Malfoy. Clar ja zabieram tą tace z czterema gotowymi pucharkami. – podniosła ją z blatu i wymijając blondyna wyszła z kuchni. Po chwili do salonu wrócili Clar i Draco. Usiedli przy stole. Rozkoszując się smakiem lodów Hermiona rozmawiała z Ginny na temat jej ostatniej dostawy starych ksiąg do antykwariatu. Nagle dziewczyna poczuła rękę blondyna na swoim kolanie. Popatrzyła na niego wściekła i zrzuciła ją.
- Granger, popatrz wszyscy tutaj są parami. Potterowie, Ruda dogaduje się z Zabinim
- Wcale nie!
- Oj Ruda nie zaprzeczaj, Weasley z Brown. Tylko my jesteśmy sami. Może stworzymy parę Granger?
- Nie dziękuję. – Hermiona popatrzyła na niego kpiąco
- Słońce zastanów się nad tym dobrze, kiedyś ci to odpowiadało. - dziewczyna na chwile się zamyśliła.
- Wiesz, co? Masz stuprocentową racje. – swoim słowami zszokowała wszystkich. Przy stole zapadła cisza. Chłopak nie wiedział, co powiedzieć. Wydawało mu się, że źle usłyszał. Granger zgadzała się z nim, co do bycia parą. – Masz rację, bo kiedyś mi to odpowiadało, ale potem przejrzałam na oczy i uświadomiłam sobie, że to była najgłupsza decyzja w moim życiu. W tamtym czasie, musiałam zgłupieć. Clar, Harry ja już będę się zbierać. Dziękuje za miły wieczór.
- Już? Może zostaniesz jeszcze chwile?- Clar czułą rozczarowanie, że Hermiona tak szybko chce wyjść
- Dobrze wiesz, że dawno już powinnam wrócić. Jeszcze raz dziękuję za zaproszenie.
- To my dziękujemy. Jutro cię odwiedzę w domu z wiadomego powodu. - pani Potter uśmiechnęła się do przyjaciółki
- Oczywiście. Na pewno się ucieszy.
- Dobranoc. – pożegnała się z wszystkimi, omijając Malfoya. Opuściła dom Potterów, nim zdążyła się teleportować, ktoś chwycił ją za rękę. Odwrócił ją i pocałował. Poczuła mocne męskie perfumy. Na chwile bezwiednie oddała się przyjemności. Raptem w jej głowie zaświeciło się czerwone światełko. Odepchnęła go i uderzyła w twarz.
- Nie próbuj na mnie sztuczek jak w szkole Malfoy. To już nie zadziała. I nie waż się więcej mnie całować.
- Jesteś pewna, że nie zadziała? W szkole było dokładnie tak samo. Najpierw się złościłaś, a potem zmieniłaś zdanie. Ale pamiętaj, że nie pozwolę, żebyś jeszcze raz mnie uderzyła.
- Twoje zdanie na ten temat i jakikolwiek inny obchodzi mnie tyle, co zeszłoroczny śnieg w Alpach.
- Jako mądra kobieta, za która uchodzisz powinnaś zdawać sobie sprawę, że powinno cię to obchodzić. Co do szkoły to widzę, że zaczęłaś nosić dłuższe spódnice. Pomimo, że kończą się przed kolanem wyglądasz w nich seksowniej niż w mini. Czy tak samo wymieniłaś całą bieliznę? Chętnie zobaczę
- Ty wstrętny, okropny, czystokrwisty gorylu.
- Jak mnie na zwałaś?
- Tak jak słyszałeś – zanim zdążył się odezwać jej już nie było.

***

Siedziała w swoim gabinecie. Nie mogła skupić się na pracy. Cały czas od wczoraj, czuła ten silny uścisk i jego usta na swoich. Miała ochotę znowu się w nich zatracić. Czuć zapach jego perfum oraz chłód jego dłoni na swojej skórze. Jedynie jej racjonalizm powstrzymywał ją przed popełnieniem głupoty. Pamiętała o przeszłości oraz o tym, że musi chronić Fel. O piętnastej wyszła z biura, wsiadła w samochód i ruszyła do domu. Kiedy tylko zaparkowała na ścieżkę przed dom ktoś się teleportował.
- Cześć.
- Cześć. Chodźcie do środka. Napijemy się herbaty. Poczekajcie na chwilę, zrobimy jej niespodziankę – gdy tylko otworzyła drzwi od strony salonu usłyszała krzyk i tupot małych stóp.
- Mama! – mała blondynka rzuciła się jej na szyję.
- Cześć kochanie. Cześć mamo – uśmiechnęła się do pani Granger siedzącej w salonie na fotelu - Grzeczna byłaś?
- Tak!
- To dobrze, bo mam dla ciebie niespodziankę. – postawiła córeczkę na ziemi.
- Jaką? – jej małej córeczce zaświeciły się oczy
- Zaraz zobaczysz, poczekaj tutaj. – podeszła do drzwi i je otworzyła. Gdy tylko to zrobiła. W całym domu słychać było krzyk radości.
- Ciocia, wujek!!! – po chwili mała istotka była już w obcięciach pani Potter. By po sekundzie rzucić się na szyję Harremu i z powrotem Clar. Po wczorajszym wydarzeniu miała wątpliwości, co do ich powrotu. W tej chwili widząc radość Felicity zapomniała na chwilę o swoich obawach. Miała nadzieje, że dzięki rodzicom i przyjaciołom da radę spokojnie wychować tutaj córkę.

***

 W środę rano przyjechał pod hotel. Był umówiony wraz z Rebeką na dziewiątą w biurze Hermiony. Na samą myśl o niej robiło mu się gorąco. Przez czas, kiedy jej nie widział, zapomniał jak silne emocje w nim wzbudzała. Sam nie wiedział, co spowodowało przez te trzy lata w niej takie zmiany. Siła i pewność siebie wprost emanowały od niej.  Co jeszcze bardziej go w niej pociągało. Siedział chwile w samochodzie, gdy pod hotel podjechało czarne porsche. Drzwi się otworzyły, a z samochodu wysiadła młoda kobieta w czarnej eleganckiej sukience do kolana.
/No proszę, jaki dobry gust. Musisz dobrze zarabiać, że stać cię na takie cacko/
Postanowił wykorzystać to, że Rebeka jeszcze nie przyjechała. Zamknął auto i ruszył do hotelu. Kiedy zadzwonił telefon.
- Malfoy słucham?
- Panie Malfoy, ja bardzo przepraszam, ale w ministerstwie wystąpiła niespodziewana sytuacja i niestety nie mogę przyjechać. Może poproszę kogoś żeby przyjechał za mnie na zastępstwo?
- Nie ma takiej potrzeby Rebeko.
- Da pan sobie radę sam?
- Oczywiście, nie przejmuj się niczym. Wszystko załatwię.
- Dziękuję bardzo. – dziewczyna rozłączyła się. Uśmiechnął się do siebie. Nieobecność Rebeki była mu na rękę. Po chwili był na pierwszym piętrzę. Poprosił asystentkę Hermiony, żeby poinformowała ją, że czeka. Sięgnęła do interkomu.
- Pani dyrektor, przyszedł pan Malfoy.
- Poproś go do środka – słychać było, że dziewczyna jest niezadowolona. Wszedł i zamknął drzwi.
- Cześć skarbie, ślicznie wyglądasz. – nie skomentowała jego słów.
- Gdzie pani Werty?
- Kryzysowa sytuacja w ministerstwie, nie może przyjechać.
- Wielka szkoda. Nie mogłeś się z nią zamienić?
- I przegapić spotkanie z tobą? Nie. 
- Jakoś bym to przeżyła.
- Ciekawe masz auto, musiało trochę kosztować.
- Tutaj masz kosztorys. I wstępny plan imprezy. – próbowała ignorować wszystkie jego wypowiedzi niedotyczące organizacji imprezy. Usiadła naprzeciwko niego. Uśmiechnął się do niej swoim malfoyowskim uśmiechem. Tak podobnym do jednego z wielu uśmiechów, które widywała u swojej córeczki.
- Widzę, że nosisz kwiatek. 
- Co masz na myśli? – odruchowo dotknęła wisiorka na szyi. Do dnia dzisiejszego nie wiedziała, od kogo jest ten prezent.
- O nic. Po prostu, pamiętam, że miałaś go na balu.
- Aha. Nie wracajmy do przeszłości. Skończmy te rozmowy, zobacz kosztorys i plan. – otworzył teczkę, ledwie rzucił okiem i od razu podpisał.
- A ja chętnie wróciłbym do kilku spraw z przeszłości – znowu go zignorowała.
- To byłoby wszystko na dzisiaj. Pełny projekt prześle ci do ministerstwa.
- Zjedz ze mną kolacje. – gdy tylko to powiedział zaczęła się śmiać.
- Wybij sobie to z głowy. A teraz wybacz, ale ja wychodzę.
- Jeszcze zjesz ze mną kolacje, zobaczysz. - Do drzwi gabinetu odprowadził go jej lekko szyderczy śmiech komentujący jego słowa. Nie wiedział, że była to próba zatuszowania lęku. Bo ona do dziś pamięta, że Malfoy zawsze dąży do tego, czego chce. W głowie zadźwięczały jej słowa sprzed lat wypowiedziane przez tego ślizgona „Zapamiętaj Granger, że ja zawsze dostaje to, czego chcę. Nie ważne, co by to było.”
Wracał do domu z ministerstwa, gdy przejeżdżając zobaczył porsche Hermiony. Dziewczyna szła ścieżką do domu, a od jego strony biegła mała dziewczynka, która rzuciła się jej w ramiona. Przytulając małą blondynkę ruszyła do domu. Postanowił dowiedzieć się, kim jest ta dziewczynka. Sądził, że Granger dalej jest panną. W końcu dalej nosi swoje nazwisko i nie miała obrączki. Pomimo sporej odległości, zauważył coś, co go zdziwiło. Mała tak bardzo przypomina mu Clar.

68. Nowy hotel


- Cześć Robercie
- Witam panienko Clar.
- Robercie, ja już nie jestem panną, mam męża. I dlaczego nie dotrzymujesz obietnicy z dzieciństwa, że nie będziesz taki oficjalny.
- Przepraszam, cały czas nie mogę się przyzwyczaić, że tak szybko dorosłaś. Wydaje mi się, jakbyś to wczoraj biegała koło mnie taka mała z dwoma warkoczykami.
- Też to pamiętam oraz to, jak co wieczór robiłeś mi kakao.
- Inaczej nie usnęłaś.
- Wiem. Może i dorosłam, wyszłam za mąż, ale na zawsze pozostaniesz moim ukochanym Robertem – przytuliła starszego mężczyznę. Kiedy się odsunęła uśmiechał się.
- Wyrosłaś na piękną i mądrą kobietę Clariso.
- Dziękuję. Gdzie znajdę Draco?
- Czyta książkę w ogrodzie.
- Dzięki Robercie. Idę do niego, podobno chce ze mną porozmawiać.- w salonie wyszła szklanymi drzwiami do ogrodu. Od razu zauważyła chłopaka, leżącego na jednym z leżaków. Ściągnęła torebkę i położyła się na leżaku obok.
- Co jest braciszku. O czym chciałeś porozmawiać?
- O twoim wyjeździe pół roku temu do Francji. Co słychać u Granger? - Dziewczynę zatkało ze zdziwienia. Jednak szybko zebrała się w sobie
- U niej chyba wszystko w porządku, przynajmniej tak pisała. A Francja to piękny kraj, Paryż, zamki nad Loarą, po prostu cudo.
- Clar nie opowiadaj mi bzdur, dobrze wiem, że byłaś wtedy w odwiedzinach u Granger.
- Nie wiem skąd przyszły ci do głowy takie bzdury.  Wyjazd do Francji, był prezentem urodzinowym od Harrego. Nie miał nic wspólnego z Hermioną. Jeżeli to koniec tych absurdalnych pytań, to muszę wracać do domu. Muszę zrobić obiad zanim Harry wróci z pracy. A jeżeli chcesz posłuchać o mojej wycieczce do Francji, to umówmy się na kolacje. Na przykład jutro?
- Raczej nie. Mam ostatnio trochę sprawy.
- Ok. rozumiem, do zobaczenia braciszku.
- Na razie Amii.  

***

Była tak podobna do ojca. Nie ze względu na jasną cerę i blond włosy. Miała dwa lata, a już potrafiła pokazać swój charakterek. Jej matka nie raz widziała na jej buzi miny, które widywała u Malfoya. Gdy niedawno odwiedziła ją Clar, po obserwowaniu Felicity przez trzy dni zwijała się ze śmiechu.
- Istny Draco, te miny, gesty i upór. Chociaż twój charakterek też ma. Ona jeszcze da ci popalić.
- Nie musisz mi tego mówić. Cały czas miałam nadzieje, że bardziej wrodzi się we mnie. Niestety jest bardziej podobna do ojca. – nikt nie wiedział, że nie raz siedząc w nocy przy łóżeczku, w której śpi jej córeczka porównuje ją do Dracona, o którym dawno chciała zapomnieć, ale nie dała rady. Patrząc na rysy twarzy Felicity przed oczami widziała obraz z przeszłości. W jednym ze ślizgońskich dormitorium, spał blondwłosy chłopak. Jego twarz cyniczna za dnia stawała się łagodna. W czasie snu znikał uśmiech wyższości. Był wtedy taki inny. W takich momentach przy łóżeczku małej blondwłosej istotki zapominała się w wspomnieniach. We wszystkich tych, które powinna wyrzucić z umysłu i serca. Zdawała sobie z tego sprawę, ale jak masochistka raz za razem rozdrapywała wspomnieniami ranę, która dawno temu powstała w jej sercu. W momencie, kiedy zobaczyła go z inna dziewczyną. Zabrał jej kawałek serca. Bezdusznie go wyrwał, a dziura po tej części nigdy nie miała się zagoić.
***
Kiedy mała miała półtorej roku znalazła pracę. Została menagerem hotelu dla czarodziei. Mała zostawała z nianią. Od czasu do czasu z Nattem, kiedy nie pracował. Pracowała już pół roku. Tego dnia kobieta siedziała w swoim biurze i podpisywała dokumenty, kiedy dostała telefon.
- Hermiono, czy mogę cię prosić do siebie?
- Oczywiście panie dyrektorze. – Sam Huxley był dyrektorem sieci magicznych hoteli w różnych krajach.
- Wzywał mnie pan?
- Tak usiądź. Musimy poważnie porozmawiać.
- Czy coś źle zrobiłam? – w myślach zaczęła przeszukiwać, co mogła źle wykonać.
- Nie. Spisujesz się świetnie, dlatego mam dla ciebie propozycje…

***

- Cześć dziewczyny.
- Wujek! – mała blondynka rzuciła się na szyje Natta.
- Co tam aniołku?
- Narysowałam dla ciebie rysunek.
- To przynieś i mi go pokaż
- Dobrze – postawił ją na ziemi. Pobiegła na swych małych nóżkach do pokoju obok.
- A co tam u ciebie? – siadając w fotelu popatrzył na Hermionę
- Miałam dzisiaj rozmowę z szefem.
- Na temat?
- Otwiera nowy hotel. Chce bym została jego dyrektorem.
- To świetnie.
- Tak, ale to wiąże się z powrotem do Anglii.
- Wujek! Popatrz – na jego kolana wepchała się Felicity.
- Aniołku, choć popatrzymy na niego w twoim pokoju. Dobrze? Mamusia potrzebuje chwili spokoju żeby pomyśleć. – mężczyzna wstał biorąc dziewczynkę na ręce
- Dziękuję.
- Nie ma, za co.

Po godzinie zaglądnęła do pokoju. Natt siedział na podłodze z jej malutkim Szczęściem. Budowali wieże z klocków.
- Ale duża wieża.
- Mama – jeden ruch ręki i wieża się rozsypała.
- Ty mały rozbójniku. – mężczyzna zaczął ją łaskotać.
- Słoneczko czas się myć. Szybciutko do łazienki. – po pół godziny zapakowała córeczkę do łóżka i zeszła na dół.
- Napijesz się kieliszek wina?
- Bardzo chętnie. – podał jej kieliszek i usiedli przy kominku. Wpatrywała się w ogień. Jedynym dźwiękiem był trzask palonego drewna. Nagle zaczęła mówić.
- To byłaby dla mnie szansa na rozwój kariery. Dobrze mi tutaj, ale może najwyższy czas wrócić do Anglii. Rodzice by się ucieszyli. Tak rzadko widują małą.
- Kiedy musiałybyście wyjechać?
- Za trzy tygodnie. Wtedy kończy się budowa hotelu. Jako dyrektor musiałabym wtedy, być na miejscu i znaleźć obsługę.
- No to, jaką podejmiesz decyzję?
- Jest to dla mnie trudne, ale raczej wyjedziemy. Choć się boję. Boję się powrotu. Tego, co nas tam czeka.
- Pamiętaj, że możecie tu zostać.
- Wiem Natt, ale czas zebrać się w sobie.
- Bez was ten dom będzie pusty.
- Nie wygaduj głupot. W końcu będziesz miał od nas spokój i czas dla Rose.
- Między mną, a Rose…
- Nic nie ma, już ci uwierzę. Dlatego patrzysz na nią maślanymi oczami, gdy chodzimy na obiad do jej restauracji…

***

Minął tydzień odkąd Hermiona i Felicity wróciły do Anglii. Wprowadziły się do domu Hermiony. W czasie, kiedy pracowała dziewczynka spędzała czas z dziadkami. Wyszła z hotelu. Tak jak reszta hoteli z sieci PLANÈTE z wierzchu przypominał biurowiec, by zmylić niczego ni świadomych mugoli. Ruszyła na ulicę Pokątną. Jak zawsze rozkoszowała się różnorodnością sklepów. Uświadomiła sobie, że zapomniała, jakie to magiczne miejsce. Rozkoszowała się poznawaniem go na nowo. Nagle zatrzymała się przed małym antykwariatem. Gdy kończyła szkołę jego jeszcze nie było. Właśnie tego miejsca szukała. Weszła do środka.  Nad drzwiami zabrzęczał dzwoneczek. Sklep miał swój klimat, który bardzo jej się podobał, zawsze lubiła takie miejsca.
- Proszę się rozglądnąć, zaraz przyjdę. – usłyszała głos z zaplecza. Ruszyła w stronę, gdzie znajdowały się regały z książkami. Przeglądała tytuły magicznych ksiąg. Gdy ktoś stanął w pewnej odległości za nią.
- Czy szuka pani czegoś konkretnego? Może w czymś pomóc?
- Sądzę, że może mi pani pomóc. Szukam swojej przyjaciółki. – z uśmiechem odwróciła się do ekspedientki. – małej rudej istoty.
- Hermiona! Co ty tu robisz? – dla Ginny to był szok. Odkąd Panna Granger wyjechała do Francji, ani raz nie przyjechała do Londynu. Nawet na święta rodzice i przyjaciele jeździli do niej.
- Wróciłam.
- Jak to wróciłaś. A Felicity?
- Jest w domu, razem z rodzicami. Zostałam dyrektorem nowego hotelu. Zapewne słyszałaś o otwarciu.
- Tak. Może wyskoczymy na kawę?

***

Następnego dnia. Szła korytarzem do swojego biura.

- Pani dyrektor? – na korytarzu pojawiła się jej asystentka.
- Tak Mary?
- O jedenastej ma pani spotkanie z ludźmi z ministerstwa.
- Dobrze, że mi przypomniałaś. Przynieś mi dokumenty do gabinetu.
- Oczywiście – Hermiona przeszła koło jej biurka i weszła do swojego gabinetu. Dalej korzystała z niektórych mugolskich sprzętów w tym z ekspresu. Włączyła go, kiedy rozległo się pukanie.
- Przyniosłam dokumenty, o które pani prosiła.
- Dziękuję, na razie to wszystko. Poinformuj mnie, kiedy przyjdą ludzie z ministerstwa.
- Oczywiście – zamknęła drzwi. Hermiona stanęła przy oknie, z którego miała widok na centrum Londynu. Otworzyła teczkę i zaczęła czytać: „Organizacja imprezy dla 700 osób z okazji 1000-lecia powstania Ministerstwa Magii”. Przeczytała dokumenty i zapoznała się z budżetem. Resztę informacji miała uzyskać od pracowników ministerstwa. Podeszła do ekspresu, gdy odezwał się interkom.
- Pani dyrektor przyszli państwo z ministerstwa.
- Niech wejdą.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry, proszę usiąść i minutkę poczekać. Może napiją się państwo kawy? Właśnie się zaparzyła
- Nie dziękujemy. – wchodząc do gabinetu zauważyli, elegancką kobietę z włosami uczesanymi w luźny kok. Nie mogli nic więcej powiedzieć, gdyż stała tyłem.
- Państwo pozwolą, że ja się napiję.
- Oczywiście. – odwróciła się i prawie upuściła filiżankę. Nie podniosła jeszcze głowy, bo niosąc filiżankę, patrzyła na nią, ale mimo to go zauważyła. Minęły trzy lata odkąd go widziała, ale była pewna, że to on. Zmężniał i wyglądał poważniej, ale dalej był bardzo przystojny.
- Nazywam się Rebeka Werty, jestem sekretarzem generalnym w ministerstwie. A to zastępca ministra Dracon Malfoy. - Postawiła filiżankę na biurku i siadając w fotelu czuła suchość w gardle. Z zamaskowanym strachem przedstawiła się.
- Hermiona Granger, dyrektor hotelu. – tym razem on doznał szoku. Wszedł i zobaczył elegancką kobietę. Gdy się obróciła, miała opuszczoną głowę, żeby niosąc filiżankę nie rozlać kawy. Mimo tego zauważył, że jest bardzo ładna. Kiedy zbliżyła się do biurka, oprócz mocnego aromatu czarnego napoju poczuł delikatny zapach pomarańcz i wydawało mu się, że chyba jaśminu z piżmem. Kogoś mu przypominała. Gdy podniosła głowę i popatrzyła na niego. Doznał szoku. Zmieniła się trochę na twarzy, ale jeszcze zanim się przedstawiła wiedział, że to ona. Jeżeli ktoś miał wątpliwości czy przedtem była dziewczyną czy kobietą, teraz miał stuprocentową pewność, że to kobieta z krwi i kości. Opanował się i starał skupić. W końcu był w pracy.
- W czym mogę państwu pomóc? – biła od niej pewność siebie i profesjonalizm. – Rebeka miała już się odezwać, gdy Draco ją uprzedził.
- Zapewne zapoznała się pani z dokumentami, które przesłaliśmy – był to dokładnie ten głos, który zapamiętała. Głęboki, seksowny i zimny.
- Tak oczywiście. Chcieliby państwo wydać bankiet z okazji tysiąclecia Ministerstwa.
- Zgadza się. Zdaje sobie pani sprawę, że jest to bardzo ważna impreza i musi być dopracowana nawet w najmniejszych szczegółów?
- Panie Malfoy, nasze hotele to wieloletnia tradycja. Tutaj pracują profesjonaliści.
- Rozumiem, ale minister musi mieć pewność, że w czasie imprezy nie będzie żadnych przykrych niespodzianek.
- Jeżeli nie ufają państwu naszej firmie. Proszę się nie krępować i zgłosić się gdzieś indziej – jej ton był szorstki. Wypowiadała każde słowo dobitnie, mierząc blondyna zimnym spojrzeniem.
- Pan Malfoy, zapewne…
- Rebeko, nie musisz tłumaczyć moich słów. Pani dyrektor jest na tyle inteligentna, by zrozumieć, o co mi chodziło. Nie zamierzamy zmieniać hotelu. Po prostu osobiście zamierzam dopilnować wszystkich formalności i kontrolować przebieg przygotowań.
- /Już nie mogę się tego doczekać/. Jak pan uważa. Będę zostawiała wszystkie informacje mojej asystentce.
- Myślałem, że pani zajmie się tym zleceniem.
- Ależ tak będzie. Nie rozumiem pana obawy? Powinien pan wiedzieć, że jako dyrektor mam na głowie wiele spraw. Dlatego, zajmuje się całą organizacją, a wykonanie moich decyzji i konsultacji z klientami na etapie realizacji zostawiam mojej asystentce.
- To oczywiste, że ma pani wiele pracy. Czy możemy zobaczyć salę? Musimy mieć pewność, że się nadaje. – Rebeka nie mogła się powstrzymać by się nie wtrącić.
- Oczywiście droga pani. – Draco był wściekły na Rebekę, za przerwanie tak interesującej dla niego rozmowy. Znał dobrze panią dyrektor i miał ochotę wyprowadzić ją z równowagi, co zostało przerwane. - W takim razie proszę za mną. – wstała i po wyjściu z gabinetu ruszyła korytarzem do windy. Sala, do której musiała zaprowadzić tą dwójkę znajdowała się piętro niżej. Szli za nią. Draco chłonął, każdy ruch byłej gryfonki. Widać było po niej, że zna swoją wartość.
- Jesteśmy na miejscu. – otworzyła drzwi. Kiedy zobaczyli wielką sale rebeka uśmiechnęła się.
- I co pan myśli, panie Malfoy? – chłopak otrząsnął się z zamyślenia
- O co pytałaś Rebeko?
- Pytałam, co pan sądzi o tej sali?
- Nadaje się. Czy mają państwo w swoim hotelu odpowiednie nagłośnienie, catering…
- Oczywiście, że tak. Proszę chwilkę poczekać. – weszła do pomieszczenia obok sali, gdy wróciła w ręce trzymała teczkę. – Proszę bardzo tu są wszystkie informację o naszej sali, nagłośnieniu i innych interesujących państwa informacjach. - Chłopak wyciągnął rękę. Gdy odbierał od niej teczkę, ich dłonie na chwile się dotknęły. Poczuła, tak dobrze jej znany chłód jego skóry. Szybko cofnęła rękę.
- To chyba wszystko na dzisiaj, co mieliśmy załatwić panie Malfoy.
- Też tak sądzę Rebeko. Prosiłabym o przygotowanie na następne spotkanie kosztorysu. Prześlemy dodatkowe dane. Czy moglibyśmy umówić się na środę?
- Tak, ale godzinę proszę ustalić z moją asystentką.
- W takim razie do widzenia.
- Do widzenia państwu.  - Tak, by Rebeka nie słyszała chłopak do niej szepnął
- Jeszcze się spotkamy słoneczko, mamy wiele do umówienia.
- Ta, na pewno, po prostu marzę o tym. Jak o grypie. – gdy odchodził na korytarzu rozległy się krzyki.        
- Ty jedna wstrętna małpo, ja cię ukatrupię!! Nic cię nie uratuję! Powieszę cię na gałęzi i będę smażyć na wolnym ogniu! Cześć Draco – w stronę Hermiony zbliżała się pani Potter – Jesteś w Londynie od tygodnia, a nawet nie dałaś o tym znać! Czy ty chcesz bym cię udusiła gołymi rękami?
- Cześć Clar, też się cieszę, że cię widzę.  – przytuliła blondynkę.
- Nie wiem, co ci zrobić.
- Wybacz, ale zaraz mam kolejne spotkanie. Może spotkamy się u mnie wieczorem?
- Nie. U nas. Na dzisiaj umówiliśmy się z kilkoma osobami. Więc o szóstej czekamy. Idź już na to swoje spotkanie, bo zaraz naprawdę cię ukatrupię. Nie wybaczę ci, że nie napisałaś, że wracasz. - Panna Granger odchodziła, śmiejąc się do siebie. Nie podejrzewała, co ją czeka na kolacji u państwa Potter.