niedziela, 25 listopada 2012

63.Deja vu


- Nie. Chciałem zapytać czy wszystko w porządku?
- A co cię to obchodzi?
- Obchodzi mnie. Najpierw chciałem cię przeprosić. Nie miałem prawa tak się zachować względem ciebie.
- Szczerze? To miałeś rację Ron. Ja racjonalnie nie myślałam sądząc, że on się zmienił. Musiałam zgłupieć, żeby uwierzyć, że potraktuje mnie inaczej niż inne dziewczyny, a nie jak zabawkę. Zabawkę, którą się znudził i rzucił w kąt. Jestem zwykłą szmatą
- Nie Miona. Nie mów tak. To ja przesadziłem. Żałuje, że to powiedziałem Wybacz mi. Jesteś moją przyjaciółką powinienem być przy tobie zawsze niezależnie od twojej decyzji i tego, czy twój wybór mi się podoba czy nie. Mogę się z tobą nie zgadzać, ale nie miałem prawa tego mówić. Proszę cię, wybacz mi moją głupotę. Jak chcesz mogę klęczeć przed tobą. – rudy tak szybko nawijał, że Hermiona nie mogła mu przerwać.
- Nie Ron, nie wybaczę ci…
- Ale Hermiona…
-Na chwile bądź cicho i posłuchaj. Nie wybaczę ci, bo nie mam, czego wybaczać.  Powiedziałeś mi prawdę. Po prostu chciałeś mnie ostrzec. A ja zamiast cię posłuchać. Och Ron… - rozpłakała się. Weasley usiadł koło niej i przytulając głaskał uspokajająco po głowie.
- No już spokojnie, wszystko będzie dobrze.
- Już jestem Ron. Hermiona? Co się stało? – koło nich pojawił się Harry. Zdziwił się widząc tą dwójkę razem. Dziewczyna podniosła głowę i popatrzyła na drugiego przyjaciela.
- Doszło do mnie właśnie, że Ron miał rację.
- Wcale nie! - rudy próbował oponować
- Nie ważne, kto miał rację. Chodźcie do zamku. Siądziemy i pogadamy. W końcu dobrze nam to zrobi.

Gdy weszli do zamku. Na korytarzu koło wielkiej sali spotkali Malfoya. Chciała przejść koło niego, tak jakby go nie znała. Wpatrywał się w nią. Była taka inna niż przedtem. Szła i rozmawiała z Potterem i Weasleyem, co go bardzo zdziwiło. Postanowił działać.
- Granger, musimy porozmawiać. – zatrzymała się na schodach słysząc jego głos. Czuła się jakby coś zamroziło jej serce, wmurowało ją w ziemie. Zebrała się w sobie.
- Poczekajcie na mnie chwilkę, muszę załatwić jedną sprawę. – odwróciła się i zeszła na dół, gdzie stał ślizgon. Gdy popatrzył w jej zawsze roześmiane oczy przestraszył się. Zamiast wesołych ogników, widział chłód i pustkę. – Nie mamy, o czym rozmawiać Malfoy.
- Ty tak sądzisz…
- Nie przerywaj mi. – jej głos był władczy, chłodny i stanowczy. Nie wytrzymała sama tego, co się z nią dzieję. Chciała być silna, ale patrząc w te stalowe oczy nie dała rady. Gdy zaczyna mówić po jej policzkach z każdym zdaniem zaczynają lecieć łzy – Nie mamy, o czym rozmawiać Malfoy. Chciałeś się zabawić i dopiąłeś swego. Teraz przyjmij do wiadomości to, że nie istnieję dla ciebie. Nie waż się więcej do mnie odzywać. Nic nas nie łączy. Możesz się cieszyć dokopałeś mi. Ale zapamiętaj sobie jedno. Ja mam jeszcze przyjaciół, którzy przy mnie są, a ty kiedyś zostaniesz sam. Jesteś dla mnie zerem.
- Kogo nazywasz przyjacielem? Wieprzleja? Po tym jak cię upokorzył?
- Niestety to, co mówił było prawdą, bawisz się ludźmi jak zabawkami. Kiedyś to się dla ciebie źle skończy – przez łzy nie mogła już mówić. Chciała odejść, ale złapał ją za rękę. Podniosła rękę by znowu go uderzyć, ale zrezygnowała z tego.
- Daj sobie wytłumaczyć.
- Nie ma, czego wszystko jest jasne. Zabawa się skończyła, teraz wróćmy do swoich światów czystokrwisty. – puścił ją patrząc jak odchodzi. Zostawiając go samego. Czuł się jak by przeżywał deja vu. Sam nie pojmował, dlaczego.
- Hermiona mamy mu dowalić?
- Nie. Obiecajcie, że nie będziecie się do tego mieszać. Zróbcie to dla mnie
- No dobrze. Nie będziemy się mieszać. Ale jakby, co to pamiętaj jesteśmy zawsze do usług.  

***

W poniedziałek Clar miała wszystkich serdecznie dość. Hermiona cały dzień się uczyła do egzaminów. Wieczorem zniknęła w pokoju. Mało jadła, prawie się nie odzywała. Draco za to chodził wściekły. W nocy z niedzieli na poniedziałek opowiedział jej o całym zdarzeniu. Chciała jakoś przekonać Hermionę, ale jak tylko odezwała się na temat chłopaka ta wyrzuciła ją z pokoju. We wtorek wszyscy uczniowie siódmych klas zebrali się pod wielką salą by przystąpić do egzaminów. Ostatniego sprawdzianu w ich hogwarckiej edukacji. Gryfonka siedziała w najdalszym kącie czytając swoje notatki. Nie mogła się skupić, bo co chwile zerkała w stronę grupki ślizgonów, gdzie stał Draco. Jeżeli ktoś obserwowałby ich zabawne wydałoby mu się to, że kiedy ona starała się czytać notatki, wtedy on zerkał na nią. Wyglądało to jak jakaś zabawa. Punktualnie o dziewiątej drzwi wielkiej sali otworzyły się, a oni zostali zaproszeni do środka. O trzynastej mieli przerwę na obiad. W czasie, której ślizgon przyglądał się jak Hermiona grzebie w talerzu nic nie jedząc. O siedemnastej został ogłoszony koniec egzaminów. Większość uczniów, poszła świętować. Za zgodą dyrektora na błoniach wystawiono stoły i rozpalono ognisko dla uczniów siódmych klas. Draco siedział na jednej z ławek i popijając piwo karmelowe przyglądał się grupce gryfonów, w której była jedna ślizgonka. Miał jakieś złe przeczucia. Od dwóch dni myślał o tym deja vu. Nagle się poderwał i podszedł do grupki, którą obserwował.
- Amii, widziałaś Granger?
- Czy ona fretko, nie wyraziła się jasno, że nie chce cię widzieć? – Ron obrzucił chłopaka wściekłym spojrzeniem
- Czy ktoś się ciebie pytał Weasley o zdanie?
- Tak, bo ona…
- Słuchaj zamknij się. Tu chodzi o jej życie.
- Że co??!! Malfoy, o czym ty mówisz? – do rozmowy wtrącili się Harry i Ginny
- Widzieliście ją? Wiecie gdzie jest?
- Znikła, po egzaminach – słysząc to ślizgon zbladł, a to trudne przy jego karnacji. Odwrócił się i puścił biegiem w stronę zamku
- Draco, co się dzieje! – odwrócił się jeszcze ostatni raz w stronę Amii
- Deja vu, sen. Wszystko się zgadza. – gdy tylko to powiedział przyśpieszył
- Na brodę Merlina – zerwała się – Harry szybko za mną  – pociągła go za rękę i pobiegła za Malfoyem.

Biegł ile sił w nogach. Modlił się by to była pomyłka. Żeby tym razem było inaczej. Czuł jak serce wali mu o żebra. Zatrzymał się dopiero przed drzwiami do łazienki Jęczącej Marty. Bał się je otworzyć. Bał się tego, co tam zobaczy. /Do cholery Draco weź się w garść./ Pchnął drzwi i stanął w progu. Nie mylił się leżała na posadzce. Chciał do niej podejść, ale Clar, która dobiegła do niego, przepchała się koło niego i podbiegła do niej.
- Herm kochanie proszę nie rób mi tego. – uklękła przy dziewczynie. Zaraz obok niej pojawił się Harry. Sprawdziła puls i odetchnęła z ulgą. Oddychała. Nagle gryfonka otworzyła oczy
- Clar, co się stało? Siedziałam tutaj i nie pamiętam, co się potem stało.
- Musiałaś zemdleć. Ale mnie wystraszyłeś.
- Koniec tych pogawędek. Idziemy do skrzydła szpitalnego – do rozmowy wtrącił się Harry
- Nigdzie nie idę!!! – brunetka głośno zaprotestowała
- Harry wyjdźcie – brodą wskazała na Malfoya. – Muszę z nią porozmawiać. – gdy opuścili łazienkę zwróciła się łagodnie do przyjaciółki. – Słońce najlepsze wyjście to iść do skrzydła szpitalnego.
- Nie, nic mi nie jest. To przez to, że nic nie jadłam.
- Odpowiedz, mi szczerze na jedno pytanie.
- Jakie?
- Czy ty chciałaś popełnić samobójstwo?
- Myślałam o tym. – wyciągnęła z bluzy żyletkę. – Pierwsza myśl, że wtedy by nie bolało. Ale potem pomyślałam o was o tobie, Ginny, Harrym, Ronie i rodzicach. Nie mogłam tego zrobić. Proszę cię nie mów im o tym.
- Dobrze.
- Pozwólcie mi wrócić do dormitorium. Nie chce iść do skrzydła szpitalnego.
- Pod warunkiem, że od dziś normalnie będziesz jadać. I oddaj tą żyletkę.
- Proszę i dziękuje.
- Harry!! – chłopak wszedł do środka. – Pomóż Hermionię dojść do pokoju wspólnego.
- Chyba chciałaś powiedzieć skrzydła szpitalnego.
- Nie kochanie. Do pokoju wspólnego. I poproś Zgredka by przyniósł jej coś do zjedzenia. – Potter popatrzył na swoją narzeczoną. Wystarczyło mu jedno spojrzenie by się nie sprzeczać.
- Hermiono dasz radę iść o własnych siłach?
- Tak. – jednak się przeliczyła, gdy tylko chciała wstać osunęła się na ziemie. Chłopak szybko zareagował. Złapał ją, po czym wziął na ręce i wyniósł z łazienki. Pod drzwiami minęli Dracona. Żadne z nich nie zwróciło na niego uwagi. Zaraz za nimi wyszła Ginny. W przeciwieństwie do nich zatrzymała się i popatrzyła na ślizgona.
- To twoja wina – nie czekając na odpowiedz z jego strony wyszła.
- Nie przejmuj się. Wszystko jest w porządku – Clar położyła mu rękę na ramieniu.- Po prostu musi odpocząć.
- To znowu się stało Ami. Sen się spełnił.
- Nie do końca. Nie leżała w kałuży krwi. Po prostu zasłabła. Nie myśl już o tym. Chodź odprowadzę cię do dormitorium.

***

Kolejne tygodnie były bardzo ciężkie dla panny Granger. Clar, co posiłek pilnowała by gryfonka zjadła odpowiednią ilość jedzenia. Było to dla niej tym bardziej trudne, że czując zapach niektórych potraw dostawała mdłości. Po południami przesiadywała w pokoju wspólnym lub swoim dormitorium czytając książki. Tylko w ten sposób nie zadręczała się myślami. I tym razem siedziała na starym wytartym fotelu w pokoju wspólnym, gdy na jej kolanach wylądował liścik. Przeczytała go, po czym odkładając pośpiesznie książkę na stolik wyszła przez dziurę pod portretem. Gdy doszła do gabinetu dyrektora. W środku czekali na nią jej przyjaciele.
- Usiądź Hermiono. Zapewne jesteście zdziwieni, że was wezwałem. Jak wiecie dla świata czarodziejów nastał ciężki czas. A niektóre sprawy przyjmują bardzo zły obrót. Jest kilka spraw, które powinniście poznać. Dlatego postanowiłem, że będziecie obecni na zebraniu Zakonu. Widzicie na biurku mały kociołek, to świstoklik, który przeniesie was na miejsce. Wstańcie i podejdźcie. Pamiętajcie tylko, że wszyscy musicie złapać go równocześnie.
- Czy nie prościej byłoby się teleportować?
- Zapewne tak panie Weasley. Ale po pierwsze pańska siostra nie może jeszcze tego robić. A po drugie tak będzie bezpieczniej. Nikt nie wykryje gdzie się udajecie. Tak, więc komu w drogę, temu czas. – podeszli do kociołka.
- Na trzy. Raz, dwa, trzy – po chwili już ich nie było. Świstoklik przeniósł ich przed tak dobrze znany Grimmauld Place 12. Weszli do środka i ruszyli w stronę kuchni, z której dochodziły rozmowy.
- Mama, tata! – Hermiona z krzykiem rzuciła się na dwie postacie. Pierwszy raz od ponad tygodnia się uśmiechnęła – Co wy tu robicie?
- Tak jak ci pisałam, po wyjściu ze szpitala państwo Weasley zabrali nas do siebie. Podczas pobytu w Norze, opowiedzieli nam o Zakonie. Dlatego tu jesteśmy.
- Ale wy…
- Wiem, co chcesz powiedzieć, ale przynajmniej mogę pomóc Molly w gotowaniu. Tyle osób wykarmić to trudne zadanie. A tata reperuje zepsute rzeczy w domu.
- Tak się cieszę, że tu jesteście. – ich rozmowę przerwało wejście kolejnych osób. W tym Dumbledora.
- Cieszę się, że jesteśmy wszyscy. Jak widzicie postanowiłem dopuścić do obrad Zakonu Harrego, Ginny, Hermione, Clar i Rona. – wskazał na gryfonów i jedną ślizgonkę. – Jest źle. Ale na szczęście jesteśmy jeden krok przed Voldemortem. Draco, Blaise oddaje wam głos. – z zacienionego rogu wyszło dwoje ślizgonów. Hermiona nie dowierzała własnym oczą, wpatrując się w blondyna.
- Co oni tu robią?! Przecież to Śmierciożercy! Sama widziałam znak na ramieniu Malfoya!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz