sobota, 3 listopada 2012

53. Oni chcą mnie zabić


- Nie masz, o co się wściekać. Po prostu znudziła mi się nasza umowa, więc z niej zrezygnowałam.
- Znudziła ci się. Granger Ty chyba nie wiesz, co mówisz. Nie opowiadaj głupot.
- Oj biedny Draco Malfoy. Szlama uraziła jego dumę. Jak mi przykro.
- Sarkazm do ciebie złoto nie pasuję. Mojej dumy nie uraziłaś. Po prostu okłamujesz sama siebie. Mam oczy i widziałem, jak reagujesz na mój dotyk, pocałunki.
- Może i masz oczy, ale i tak niczego nie rozumiesz! – jej głos przechodził powoli w krzyk
- To mi wytłumacz! Jestem facetem, natura kobieca to dla mnie jedna wielka zagadka. O nie tylko mi tu nie rycz!! – w dużych brązowych oczach dziewczyny pojawiły się pierwsze łzy.
- Nie zamierzam!
- To dobrze. Więc słucham, o co chodzi?
- Nie będę ci niczego tłumaczyć – były to ostatnie słowa, jakie chłopak usłyszał przed tym jak zatrzasnęły się drzwi od łazienki, a on został sam.

*** jakieś pół godziny później.

- Granger jesteś tam?
- Nie ma mnie!
- Daj spokój. Nie złość się. Chce tylko spokojnie porozmawiać.
- Mówiłam, że mnie nie ma!
- To, co się z tobą stało? Muszla klozetowa cię pożarła? No wyjdź i porozmawiaj ze mną. Nie będę krzyczał, postaram się być spokojny.
- Ty i bycie spokojnym. Nie rozśmieszaj mnie – odwrócił głowę. W drzwiach do łazienki oparta o framugę stała gryfonka. Oczy miała jeszcze lekko zaczerwienione od płaczu. Wydała mu się taka krucha i delikatna. W pierwszym odruchu chciał wstać i ją przytulić, ale zrezygnował z tego. Poklepał tylko podłogę koło siebie. Potrzęsła głową na znak protestu. Podeszła i siadła naprzeciwko niego. Skrzyżowała ręce na brzuchu.
- W końcu jakieś logiczne zachowanie.
- Ha, ha, ha jesteś bardzo zabawny.
- To nie miało być zabawne. Dlaczego zerwałaś naszą umowę? Myślałem, że było dobrze.
- A czy ciebie to w ogóle obchodzi? Czy nie możesz przetrawić tego, że to ja zerwałam umowę, a nie ty?
- Może cię zdziwię, chce najnormalniej w świecie wiedzieć. Myślałem, że było ci dobrze, a tu nagle wylatujesz, że to koniec. Więc, o co chodziło?
- O samą mnie.
- Nie rozumiem
- Nie dziwię się. Ja też do końca tego nie rozumiem. Chodzi o to, że to wszystko naprawdę dla mnie nie miało sensu. Po prostu po wszystkim miałam wyrzuty sumienia. Czuła się jak…
- Jak?
- Nie ważne. Nie chce o tym mówić.
- Zaczęłaś, to skończ. – nie zamierzała mu tego mówić - Granger, skończ.
- …jak szmata. – ale jednak powiedziała
- No to chyba przesadziłaś z tym.
- Wcale nie, bo to prawda.
- Ech, kobiety, kto was zrozumie. Czy jest możliwość, byśmy wrócili do naszego układu?
- Nie. A po drugie, jak mogłeś powiedzieć cokolwiek Clar!!!
- Tak jakoś sama ode mnie to wyciągnęła.
- Świnia z ciebie i tyle.
- Granger nie pozwalaj sobie.
- Będę pozwalała sobie jak tylko będę chciała. I ty mi w tym nie przeszkodzisz.
- Nie? Jesteś tego pewna
- Tak – głos zaczął jej się załamywać, kiedy podniósł się z podłogi i zbliżył do niej. Poczuła zapach jego perfum. Zamarła w bezruchu, czekając na jego kolejny ruch. Pocałował ją w policzek, po czym ruszył w stronę barku.
- Napijesz się czegoś?

*** 21

Drzwi otworzyły się po cichu i do pomieszczenia zaglądała powoli blondwłosa dziewczyna. Zdziwieniem dla niej było to, co zauważyła. Hermiona Granger i Draco Malfoy siedzieli przy stoliku i rozmawiali
- Żartujesz sobie ze mnie? Nie ma szans na to by Potterowi i Ami wyszło coś z tego związku
- Moim zdaniem to się skończy, ale przed ołtarzem. Zobaczysz wspomnisz moje słowa.
- Merlinie broń. Mieć Pottera w rodzinie, to największy koszmar. – chłopak udawał przerażenie, co spowodowało wybuch śmiechu u dziewczyny. Jej śmiech przypominał mu brzmienie kilkunastu złotych dzwoneczków, co było bardzo przyjemne
- Echem, widzę, że się dogadaliście – przed nimi stanęła Clar
- Można tak powiedzieć. Tylko nie wiemy jednego
- Czego?
- Tego jak cię ukarać za podstępne zamknięcie mnie i Granger w tym pokoju.
- To było dla waszego własnego dobra.
- Pewnie, chyba dla dobicia nas psychicznie. Granger, teraz! – obydwoje zerwali się z foteli. Clar zaczęła uciekać. Wybiegła z pokoju, a oni pobiegli za nią.

*** Kilka godzin wcześniej. Schody prowadzące do dormitoriów ślizgonek.
- Dziękuję, za pomoc Gin.
- Czy możesz mi teraz wytłumaczyć, o co chodzi Clar? – dziewczyny siedziały na schodach oparte o drzwi pokoju ślizgonki. Za którymi panowała kompletna cisza.
- Nie mogę ci wytłumaczyć wszystkiego, bo po pierwsze to długa historia, która się zaczyna od mojej rozmowy z Draco, a właśnie, co do tej rozmowy to dałam mu słowo, że nie wyjawię nikomu jej treści i to jest drugi powód, dla którego nie mogę wytłumaczyć ci wszystkiego. Ale zaufaj mi oni musza porozmawiać.
- Niech ci będzie.
- Ale jeszcze dla ciebie będzie lepiej, gdy znikniesz stad. Nie chcę żeby ci się dostało. Bo w końcu to wszystko to mój pomysł, a nie sadzę, żeby byli mi za to wdzięczni.
- Chyba masz rację. W takim razie zmykam. Jakby, co to przyślij sowę, to wrócę. - ruda znikła za zakrętem. Słychać było tylko jak zbiega po schodach. Panna Greek została sama. Oparła głowę o drzwi i przymknęła oczy. Wiedziała dobrze, że znając Hermionę i Draco długo im zejdzie zanim postarają się dogadać, jeżeli w ogóle się postarają.

***

Przechodziła, koło kanapy w pokoju wspólnym ślizgonów starając się wymknąć jak najszybciej. Już wzięto za normę to, że od czasu do czasu pojawia się u nich w salonie, ale nie raz zdarzało się, że ktoś rzucił obelgę pod jej adresem. Teraz pokój wspólny był prawie pusty jedynie na kanapie tyłem do niej siedział jakiś ślizgon. Wyglądał jakby spał. Ginny to nie obchodziło. Chciała jak najszybciej wyjść. Prawie minęła kanapę, kiedy chłopak się poruszył i usłyszała za sobą głos.
- Kogo my tu mamy? Maleństwo, gdzie się tak śpieszysz. – Nawet się nie zatrzymała, chciała go zignorować, ale złapał ją za rękę i pociągnął do siebie sadzając na swoich kolanach.
- Zabini! zabieraj te brudne łapy – nie miała siły mu się wyrywać, był od niej silniejszy.
- Ruda, dlaczego się tak denerwujesz? Przecież nic złego ci nie zrobię. Bądź grzecznym maleństwem i nie szarp się, bo to i tak nic nie da.
- Ty wielkoludzie jeden, nie mów mi, co mam robić! Zabieraj ode mnie te swoje wielkie łabska. TY CHODOWANY NA STERYDACH…
- Nie radzę ci tego kończyć! – jego głos brzmiał groźnie
- MUTANCIE!!!
- Ginevro Weasley! Miarka się przebrała. Kara musi być odpowiednia do wyrządzonego przewinienia. – oczy chłopaka ciskały gromy, co ją wystraszyło.
- To nie tak miało zabrzmieć. – jego pierwszą reakcją było zaskoczenie, ale szybko się opanował.
- Przeprosinami nic nie wskórasz, powiedziałaś to, co chciałaś. Ja ostrzegałem, a nie rzucam słów na wiatr.
- Ale ja naprawdę przepraszam.
- Już za późno. – mówiąc to złapał dłońmi jej twarz i pocałował. Zdziwiona dziewczyna nie sprzeciwiła się. Po chwili ją puścił.
- Co ty sobie wyobrażasz! Nie waż się więcej mnie całować!
- Jakąś karę musiałem ci wymierzyć. – Blaise wydawał się rozbawiony. Puścił ją. Kiedy się tylko zorientowała wybiegła z pomieszczenia
- No to jesteś moja Weasley – nikt nie mógł słyszeć tych słów oprócz niego. Ze śmiechem wstał i wyszedł na korytarz.

*** Wróćmy do teraźniejszości

Biegła jak najszybciej mogła. Zgubiła ich na chwilę, ale nie na długo. Dobrze słyszała za sobą tupot stóp. Wiedziała, że musi coś wymyślić inaczej ją złapią. Wiedziała, że była sama sobie winna, ale zrobiła to dla ich dobra. Skręciła w korytarz w prawo i dobiegła do schodów. /Myśl Clar, myśl/ sama siebie ponaglała w myślach
- Wiem! –przeskakując po trzy stopnie zbiegła w dół, dopadła drzwi wyjściowych z zamku i wybiegła na błonia. Nie miała już sił, ale wiedziała, że musi dobiec do stadionu. Była niecałe pięć metrów od niego, kiedy go zobaczyła.
- Harry!
- Clar? Co się stało słońce? – dziewczyna dopadła go i schowała się za nim
- Harry pomocy! Oni chcą mnie zabić – przez zmęczenie jej głos był niewyraźny, ale chłopak i tak zrozumiał, o co go prosiła. Spod swojego stroju do treningu wyciągnął różdżkę i ustawił się w pozycji obronnej. Zdziwił się, gdy za chwile przed nim wyhamował Malfoy. Jeszcze większym, gdy po chwili do niego dobiegła Hermiona.
- Potter odsuń się, to nie twoja sprawa.
- Nie zamierzam się odsuwać Malfoy. Wszystko, co dotyczy Clar dotycz także mnie.
- Harry nie bądź uparty tylko odsuń się. Twoja kochana dziewczyna naważyła piwa, które teraz musi teraz wypić.
- Hermiona, wiesz, że nie mogę.
- No tak twój honor ci na to nie pozwoli. Honor Chłopca Który Przeżył By Ratować Wszystkich – złośliwy uśmiech przyozdobił twarz Malfoya
- Draco! Nie zaczynaj!
- Amelio Clariso Greek Malfoy, nie pouczaj mnie. Twoja sytuacja nie jest za ciekawa, więc jej nie pogarszaj.
- Draconie Malfoy ile razy mam ci powtarzać, że nazywam się Clarisa Amelia Malfoy Greek? Taka jest kolejność moich imion i nazwisk, a nie tak jak ty to wypowiedziałeś.
- Gadaj sobie zdrów już kiedyś ci powiedziałem, że nie zmienię zdania. A ty Potter schowaj tą różdżkę, bo sobie krzywdę zrobisz.
- Prędzej tobie Malfoy.
- Może Malfoyowi, zrobisz ale mi nie. – Hermiona zbliżyła się do chłopaka.
- Hermionko, kochanie nie podchodź. Nie chce cię unieruchamiać, ale jak będę musiał...
- Naprawdę byś to zrobił?
- Jak bym musiał to tak.
- Nie wierze w to, ale niech ci będzie. Malfoy chodź idziemy stąd.
- Jak to idziemy, a nasze porachunki z Ami?
- Z nią to się policzymy później. Chodź nic tu po nas.
- Do zobaczenia wkrótce Ami. – poszedł za gryfonką, która zmierzała w stronę zamku, gdy ją dogonił i szedł obok niej spróbował objąć ją dla żartu ramieniem.
- Malfoy zabieraj ode mnie te swoje czystokrwiste łapska– słysząc to Clar się zaśmiała
- Co cię tak bawi kochanie? – Harry zaskoczony popatrzył na blondynkę
- To, że między nimi w końcu jest normalnie.
- Cieszę się, że masz dobry humor. A teraz wytłumacz mi, dlaczego Hermiona i Malfoy chcieli cię zabić.
- To długa historia.
- Mam czas i lubię długie historie opowiadane przez ciebie. Jest ładna pogoda, więc chodź na trybuny. – złapał ją za rękę i poprowadził w stronę stadionu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz