niedziela, 25 listopada 2012

68. Nowy hotel


- Cześć Robercie
- Witam panienko Clar.
- Robercie, ja już nie jestem panną, mam męża. I dlaczego nie dotrzymujesz obietnicy z dzieciństwa, że nie będziesz taki oficjalny.
- Przepraszam, cały czas nie mogę się przyzwyczaić, że tak szybko dorosłaś. Wydaje mi się, jakbyś to wczoraj biegała koło mnie taka mała z dwoma warkoczykami.
- Też to pamiętam oraz to, jak co wieczór robiłeś mi kakao.
- Inaczej nie usnęłaś.
- Wiem. Może i dorosłam, wyszłam za mąż, ale na zawsze pozostaniesz moim ukochanym Robertem – przytuliła starszego mężczyznę. Kiedy się odsunęła uśmiechał się.
- Wyrosłaś na piękną i mądrą kobietę Clariso.
- Dziękuję. Gdzie znajdę Draco?
- Czyta książkę w ogrodzie.
- Dzięki Robercie. Idę do niego, podobno chce ze mną porozmawiać.- w salonie wyszła szklanymi drzwiami do ogrodu. Od razu zauważyła chłopaka, leżącego na jednym z leżaków. Ściągnęła torebkę i położyła się na leżaku obok.
- Co jest braciszku. O czym chciałeś porozmawiać?
- O twoim wyjeździe pół roku temu do Francji. Co słychać u Granger? - Dziewczynę zatkało ze zdziwienia. Jednak szybko zebrała się w sobie
- U niej chyba wszystko w porządku, przynajmniej tak pisała. A Francja to piękny kraj, Paryż, zamki nad Loarą, po prostu cudo.
- Clar nie opowiadaj mi bzdur, dobrze wiem, że byłaś wtedy w odwiedzinach u Granger.
- Nie wiem skąd przyszły ci do głowy takie bzdury.  Wyjazd do Francji, był prezentem urodzinowym od Harrego. Nie miał nic wspólnego z Hermioną. Jeżeli to koniec tych absurdalnych pytań, to muszę wracać do domu. Muszę zrobić obiad zanim Harry wróci z pracy. A jeżeli chcesz posłuchać o mojej wycieczce do Francji, to umówmy się na kolacje. Na przykład jutro?
- Raczej nie. Mam ostatnio trochę sprawy.
- Ok. rozumiem, do zobaczenia braciszku.
- Na razie Amii.  

***

Była tak podobna do ojca. Nie ze względu na jasną cerę i blond włosy. Miała dwa lata, a już potrafiła pokazać swój charakterek. Jej matka nie raz widziała na jej buzi miny, które widywała u Malfoya. Gdy niedawno odwiedziła ją Clar, po obserwowaniu Felicity przez trzy dni zwijała się ze śmiechu.
- Istny Draco, te miny, gesty i upór. Chociaż twój charakterek też ma. Ona jeszcze da ci popalić.
- Nie musisz mi tego mówić. Cały czas miałam nadzieje, że bardziej wrodzi się we mnie. Niestety jest bardziej podobna do ojca. – nikt nie wiedział, że nie raz siedząc w nocy przy łóżeczku, w której śpi jej córeczka porównuje ją do Dracona, o którym dawno chciała zapomnieć, ale nie dała rady. Patrząc na rysy twarzy Felicity przed oczami widziała obraz z przeszłości. W jednym ze ślizgońskich dormitorium, spał blondwłosy chłopak. Jego twarz cyniczna za dnia stawała się łagodna. W czasie snu znikał uśmiech wyższości. Był wtedy taki inny. W takich momentach przy łóżeczku małej blondwłosej istotki zapominała się w wspomnieniach. We wszystkich tych, które powinna wyrzucić z umysłu i serca. Zdawała sobie z tego sprawę, ale jak masochistka raz za razem rozdrapywała wspomnieniami ranę, która dawno temu powstała w jej sercu. W momencie, kiedy zobaczyła go z inna dziewczyną. Zabrał jej kawałek serca. Bezdusznie go wyrwał, a dziura po tej części nigdy nie miała się zagoić.
***
Kiedy mała miała półtorej roku znalazła pracę. Została menagerem hotelu dla czarodziei. Mała zostawała z nianią. Od czasu do czasu z Nattem, kiedy nie pracował. Pracowała już pół roku. Tego dnia kobieta siedziała w swoim biurze i podpisywała dokumenty, kiedy dostała telefon.
- Hermiono, czy mogę cię prosić do siebie?
- Oczywiście panie dyrektorze. – Sam Huxley był dyrektorem sieci magicznych hoteli w różnych krajach.
- Wzywał mnie pan?
- Tak usiądź. Musimy poważnie porozmawiać.
- Czy coś źle zrobiłam? – w myślach zaczęła przeszukiwać, co mogła źle wykonać.
- Nie. Spisujesz się świetnie, dlatego mam dla ciebie propozycje…

***

- Cześć dziewczyny.
- Wujek! – mała blondynka rzuciła się na szyje Natta.
- Co tam aniołku?
- Narysowałam dla ciebie rysunek.
- To przynieś i mi go pokaż
- Dobrze – postawił ją na ziemi. Pobiegła na swych małych nóżkach do pokoju obok.
- A co tam u ciebie? – siadając w fotelu popatrzył na Hermionę
- Miałam dzisiaj rozmowę z szefem.
- Na temat?
- Otwiera nowy hotel. Chce bym została jego dyrektorem.
- To świetnie.
- Tak, ale to wiąże się z powrotem do Anglii.
- Wujek! Popatrz – na jego kolana wepchała się Felicity.
- Aniołku, choć popatrzymy na niego w twoim pokoju. Dobrze? Mamusia potrzebuje chwili spokoju żeby pomyśleć. – mężczyzna wstał biorąc dziewczynkę na ręce
- Dziękuję.
- Nie ma, za co.

Po godzinie zaglądnęła do pokoju. Natt siedział na podłodze z jej malutkim Szczęściem. Budowali wieże z klocków.
- Ale duża wieża.
- Mama – jeden ruch ręki i wieża się rozsypała.
- Ty mały rozbójniku. – mężczyzna zaczął ją łaskotać.
- Słoneczko czas się myć. Szybciutko do łazienki. – po pół godziny zapakowała córeczkę do łóżka i zeszła na dół.
- Napijesz się kieliszek wina?
- Bardzo chętnie. – podał jej kieliszek i usiedli przy kominku. Wpatrywała się w ogień. Jedynym dźwiękiem był trzask palonego drewna. Nagle zaczęła mówić.
- To byłaby dla mnie szansa na rozwój kariery. Dobrze mi tutaj, ale może najwyższy czas wrócić do Anglii. Rodzice by się ucieszyli. Tak rzadko widują małą.
- Kiedy musiałybyście wyjechać?
- Za trzy tygodnie. Wtedy kończy się budowa hotelu. Jako dyrektor musiałabym wtedy, być na miejscu i znaleźć obsługę.
- No to, jaką podejmiesz decyzję?
- Jest to dla mnie trudne, ale raczej wyjedziemy. Choć się boję. Boję się powrotu. Tego, co nas tam czeka.
- Pamiętaj, że możecie tu zostać.
- Wiem Natt, ale czas zebrać się w sobie.
- Bez was ten dom będzie pusty.
- Nie wygaduj głupot. W końcu będziesz miał od nas spokój i czas dla Rose.
- Między mną, a Rose…
- Nic nie ma, już ci uwierzę. Dlatego patrzysz na nią maślanymi oczami, gdy chodzimy na obiad do jej restauracji…

***

Minął tydzień odkąd Hermiona i Felicity wróciły do Anglii. Wprowadziły się do domu Hermiony. W czasie, kiedy pracowała dziewczynka spędzała czas z dziadkami. Wyszła z hotelu. Tak jak reszta hoteli z sieci PLANÈTE z wierzchu przypominał biurowiec, by zmylić niczego ni świadomych mugoli. Ruszyła na ulicę Pokątną. Jak zawsze rozkoszowała się różnorodnością sklepów. Uświadomiła sobie, że zapomniała, jakie to magiczne miejsce. Rozkoszowała się poznawaniem go na nowo. Nagle zatrzymała się przed małym antykwariatem. Gdy kończyła szkołę jego jeszcze nie było. Właśnie tego miejsca szukała. Weszła do środka.  Nad drzwiami zabrzęczał dzwoneczek. Sklep miał swój klimat, który bardzo jej się podobał, zawsze lubiła takie miejsca.
- Proszę się rozglądnąć, zaraz przyjdę. – usłyszała głos z zaplecza. Ruszyła w stronę, gdzie znajdowały się regały z książkami. Przeglądała tytuły magicznych ksiąg. Gdy ktoś stanął w pewnej odległości za nią.
- Czy szuka pani czegoś konkretnego? Może w czymś pomóc?
- Sądzę, że może mi pani pomóc. Szukam swojej przyjaciółki. – z uśmiechem odwróciła się do ekspedientki. – małej rudej istoty.
- Hermiona! Co ty tu robisz? – dla Ginny to był szok. Odkąd Panna Granger wyjechała do Francji, ani raz nie przyjechała do Londynu. Nawet na święta rodzice i przyjaciele jeździli do niej.
- Wróciłam.
- Jak to wróciłaś. A Felicity?
- Jest w domu, razem z rodzicami. Zostałam dyrektorem nowego hotelu. Zapewne słyszałaś o otwarciu.
- Tak. Może wyskoczymy na kawę?

***

Następnego dnia. Szła korytarzem do swojego biura.

- Pani dyrektor? – na korytarzu pojawiła się jej asystentka.
- Tak Mary?
- O jedenastej ma pani spotkanie z ludźmi z ministerstwa.
- Dobrze, że mi przypomniałaś. Przynieś mi dokumenty do gabinetu.
- Oczywiście – Hermiona przeszła koło jej biurka i weszła do swojego gabinetu. Dalej korzystała z niektórych mugolskich sprzętów w tym z ekspresu. Włączyła go, kiedy rozległo się pukanie.
- Przyniosłam dokumenty, o które pani prosiła.
- Dziękuję, na razie to wszystko. Poinformuj mnie, kiedy przyjdą ludzie z ministerstwa.
- Oczywiście – zamknęła drzwi. Hermiona stanęła przy oknie, z którego miała widok na centrum Londynu. Otworzyła teczkę i zaczęła czytać: „Organizacja imprezy dla 700 osób z okazji 1000-lecia powstania Ministerstwa Magii”. Przeczytała dokumenty i zapoznała się z budżetem. Resztę informacji miała uzyskać od pracowników ministerstwa. Podeszła do ekspresu, gdy odezwał się interkom.
- Pani dyrektor przyszli państwo z ministerstwa.
- Niech wejdą.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry, proszę usiąść i minutkę poczekać. Może napiją się państwo kawy? Właśnie się zaparzyła
- Nie dziękujemy. – wchodząc do gabinetu zauważyli, elegancką kobietę z włosami uczesanymi w luźny kok. Nie mogli nic więcej powiedzieć, gdyż stała tyłem.
- Państwo pozwolą, że ja się napiję.
- Oczywiście. – odwróciła się i prawie upuściła filiżankę. Nie podniosła jeszcze głowy, bo niosąc filiżankę, patrzyła na nią, ale mimo to go zauważyła. Minęły trzy lata odkąd go widziała, ale była pewna, że to on. Zmężniał i wyglądał poważniej, ale dalej był bardzo przystojny.
- Nazywam się Rebeka Werty, jestem sekretarzem generalnym w ministerstwie. A to zastępca ministra Dracon Malfoy. - Postawiła filiżankę na biurku i siadając w fotelu czuła suchość w gardle. Z zamaskowanym strachem przedstawiła się.
- Hermiona Granger, dyrektor hotelu. – tym razem on doznał szoku. Wszedł i zobaczył elegancką kobietę. Gdy się obróciła, miała opuszczoną głowę, żeby niosąc filiżankę nie rozlać kawy. Mimo tego zauważył, że jest bardzo ładna. Kiedy zbliżyła się do biurka, oprócz mocnego aromatu czarnego napoju poczuł delikatny zapach pomarańcz i wydawało mu się, że chyba jaśminu z piżmem. Kogoś mu przypominała. Gdy podniosła głowę i popatrzyła na niego. Doznał szoku. Zmieniła się trochę na twarzy, ale jeszcze zanim się przedstawiła wiedział, że to ona. Jeżeli ktoś miał wątpliwości czy przedtem była dziewczyną czy kobietą, teraz miał stuprocentową pewność, że to kobieta z krwi i kości. Opanował się i starał skupić. W końcu był w pracy.
- W czym mogę państwu pomóc? – biła od niej pewność siebie i profesjonalizm. – Rebeka miała już się odezwać, gdy Draco ją uprzedził.
- Zapewne zapoznała się pani z dokumentami, które przesłaliśmy – był to dokładnie ten głos, który zapamiętała. Głęboki, seksowny i zimny.
- Tak oczywiście. Chcieliby państwo wydać bankiet z okazji tysiąclecia Ministerstwa.
- Zgadza się. Zdaje sobie pani sprawę, że jest to bardzo ważna impreza i musi być dopracowana nawet w najmniejszych szczegółów?
- Panie Malfoy, nasze hotele to wieloletnia tradycja. Tutaj pracują profesjonaliści.
- Rozumiem, ale minister musi mieć pewność, że w czasie imprezy nie będzie żadnych przykrych niespodzianek.
- Jeżeli nie ufają państwu naszej firmie. Proszę się nie krępować i zgłosić się gdzieś indziej – jej ton był szorstki. Wypowiadała każde słowo dobitnie, mierząc blondyna zimnym spojrzeniem.
- Pan Malfoy, zapewne…
- Rebeko, nie musisz tłumaczyć moich słów. Pani dyrektor jest na tyle inteligentna, by zrozumieć, o co mi chodziło. Nie zamierzamy zmieniać hotelu. Po prostu osobiście zamierzam dopilnować wszystkich formalności i kontrolować przebieg przygotowań.
- /Już nie mogę się tego doczekać/. Jak pan uważa. Będę zostawiała wszystkie informacje mojej asystentce.
- Myślałem, że pani zajmie się tym zleceniem.
- Ależ tak będzie. Nie rozumiem pana obawy? Powinien pan wiedzieć, że jako dyrektor mam na głowie wiele spraw. Dlatego, zajmuje się całą organizacją, a wykonanie moich decyzji i konsultacji z klientami na etapie realizacji zostawiam mojej asystentce.
- To oczywiste, że ma pani wiele pracy. Czy możemy zobaczyć salę? Musimy mieć pewność, że się nadaje. – Rebeka nie mogła się powstrzymać by się nie wtrącić.
- Oczywiście droga pani. – Draco był wściekły na Rebekę, za przerwanie tak interesującej dla niego rozmowy. Znał dobrze panią dyrektor i miał ochotę wyprowadzić ją z równowagi, co zostało przerwane. - W takim razie proszę za mną. – wstała i po wyjściu z gabinetu ruszyła korytarzem do windy. Sala, do której musiała zaprowadzić tą dwójkę znajdowała się piętro niżej. Szli za nią. Draco chłonął, każdy ruch byłej gryfonki. Widać było po niej, że zna swoją wartość.
- Jesteśmy na miejscu. – otworzyła drzwi. Kiedy zobaczyli wielką sale rebeka uśmiechnęła się.
- I co pan myśli, panie Malfoy? – chłopak otrząsnął się z zamyślenia
- O co pytałaś Rebeko?
- Pytałam, co pan sądzi o tej sali?
- Nadaje się. Czy mają państwo w swoim hotelu odpowiednie nagłośnienie, catering…
- Oczywiście, że tak. Proszę chwilkę poczekać. – weszła do pomieszczenia obok sali, gdy wróciła w ręce trzymała teczkę. – Proszę bardzo tu są wszystkie informację o naszej sali, nagłośnieniu i innych interesujących państwa informacjach. - Chłopak wyciągnął rękę. Gdy odbierał od niej teczkę, ich dłonie na chwile się dotknęły. Poczuła, tak dobrze jej znany chłód jego skóry. Szybko cofnęła rękę.
- To chyba wszystko na dzisiaj, co mieliśmy załatwić panie Malfoy.
- Też tak sądzę Rebeko. Prosiłabym o przygotowanie na następne spotkanie kosztorysu. Prześlemy dodatkowe dane. Czy moglibyśmy umówić się na środę?
- Tak, ale godzinę proszę ustalić z moją asystentką.
- W takim razie do widzenia.
- Do widzenia państwu.  - Tak, by Rebeka nie słyszała chłopak do niej szepnął
- Jeszcze się spotkamy słoneczko, mamy wiele do umówienia.
- Ta, na pewno, po prostu marzę o tym. Jak o grypie. – gdy odchodził na korytarzu rozległy się krzyki.        
- Ty jedna wstrętna małpo, ja cię ukatrupię!! Nic cię nie uratuję! Powieszę cię na gałęzi i będę smażyć na wolnym ogniu! Cześć Draco – w stronę Hermiony zbliżała się pani Potter – Jesteś w Londynie od tygodnia, a nawet nie dałaś o tym znać! Czy ty chcesz bym cię udusiła gołymi rękami?
- Cześć Clar, też się cieszę, że cię widzę.  – przytuliła blondynkę.
- Nie wiem, co ci zrobić.
- Wybacz, ale zaraz mam kolejne spotkanie. Może spotkamy się u mnie wieczorem?
- Nie. U nas. Na dzisiaj umówiliśmy się z kilkoma osobami. Więc o szóstej czekamy. Idź już na to swoje spotkanie, bo zaraz naprawdę cię ukatrupię. Nie wybaczę ci, że nie napisałaś, że wracasz. - Panna Granger odchodziła, śmiejąc się do siebie. Nie podejrzewała, co ją czeka na kolacji u państwa Potter.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz