niedziela, 25 listopada 2012

71. Dziwna impreza


Pomimo szpilek biegała pomiędzy biurem, salą i pracownikami. Dzisiejszego wieczoru wszystko musiało być perfekcyjnie zapięte na ostatni guzik. Musiała wszystkim udowodnić, że jest profesjonalistką w swoim fachu. Bardzo cieszyła się, że od niespodziewanego przyjścia Malfoya do jej biura, wszystkie sprawy związane z organizacją imprezy dla ministerstwa załatwiała przez swoją asystentkę. Właśnie zaczęli schodzić się goście. W tłumie osób wypaczyła państwa Potter. Obok nich szła Ginny.
- Clar, jak się czujesz? Wszystko w porządku? Może lepiej żebyś odpuściła sobie tą imprezę?
- Czuję się dobrze. Zatańczę jeden wolny taniec z mężem, a potem będę siedzieć i się objadać.
- Dobrze, jak by, co to mnie zawołaj.
- OK.
- Cześć Hermiona. Naprawdę robi wrażenie.
- Cześć. Ginny? Nie pamiętam cię na liście gości.
- Bo jestem osobą towarzyszącą.
- Cześć Granger. I jak mały rudzielcze gotowa? – do kobiet podszedł szatyn
- Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, a urwę ci tą pustą głowę. I nie żartuję w tym momencie Zabini.
- Ja proszę bez żadnej przemocy, przynajmniej bez krwawej. Bordo nie pasuje do dzisiejszego wystroju sali
- Nie martw się Hermiono, to się da zrobić bezkrwawo i bez świadków – brunetka zaśmiała się pod nosem, gdy Ginny odchodziła z Blaisem. Widać było, że tych dwoje czuje do siebie miętę. Przywitała ministra z żoną, którzy gratulowali jej wystroju sali. Stała z boku i patrzyła na wchodzących. W drzwiach pokazała się kolejna para. Od razu rozpoznała wysokiego blondyna. Wszedł do środka przepuszczając w drzwiach wysoką blondynkę, z którą przyszedł. Hermiona mogłaby się założyć, że jest modelką. Coś ją ukuło w środku. Chciała uciec, gdy ruszyli w jej stronę. Gdy tylko wszedł do środka, zauważył ją. Ubrana w czarną długą sukienkę. Stała przy filarze niedaleko wejścia do sali, w której miał odbyć się bal. Dla niego wyglądała jak ideał. Najchętniej na tą imprezę przyszedłby z nią, ale wiedział, że na to nie było szans. Dlatego zaprosił Vanessę. Jak już miał z kimś przyjść, to postanowił wzbudzić w niej zazdrość. Podał blondynce ramię i ruszył w jej stronę.
- Hermiona jak miło cię widzieć. Pozwól, że ci przedstawię to Vanessa Fox. Vanessa jest modelką.
- Vanessa, to Hermiona Granger dyrektor tego hotelu i organizatorka dzisiejszego balu.
- Miło mi.
- Mi również, przepraszam, ale muszę zajrzeć do kuchni. – odeszła, a Draco uśmiechnął się do siebie. /Przedstawienie czas zacząć./ 
***
Patrzyła na pary wirujące na parkiecie. Była z siebie zadowolona, organizacja tego wszystkiego udała się w stu procenatch. Jedynie była zła na to jak zareagowała, na towarzyszkę Malfoya. Denerwowało ją, że gdziekolwiek stała ta para tańczyła zaraz niedaleko niej. Podejrzewała, że Malfoy robi to specjalnie. Postanowiła go zignorować.
- Pani pozwoli? – przed nią stanął wysoki szatyn.
- Jeżeli dobrze pamiętam. Nazywa się pan Oliver?
- Tak Oliver Smith, sekretarz ministra.
- Miło mi. Her…
- Hermiona Granger, piękna pani dyrektorka hotelu. – uśmiechnęła się i podała mu rękę. W tym momencie Dracona Malfoya, który obserwował tą scenę, prawie szlak trafił. Oliver Smith był sekretarzem ministra, który za wszelką cenę chciał wygryźć Draco z jego stanowiska. Od pierwszego dnia pracy nie przepadał za tym człowiekiem. A teraz wirował po sali z Hermioną. Z „jego” Granger. A ta najwyraźniej dobrze się bawiła w towarzystwie tego gogusia. Rozmawiając z nim, delikatnie się uśmiechała. Nagle ku jego szczęściu koło zespołu instrumentalnego, przy mikrofonie pojawił się jakiś człowiek.
- Proszę państwa robimy teraz zmianę. Panowie przechodzą do partnerek po swojej lewej stronie. Nie przejmował się, że nie trafił na Granger. Tańczył ze starsza panią patrząc jak dziewczyna w czasie tańca rozmawia z ministrem. Wyróżniała się w tym tłumie. Wydawało mu się, że lśni w tym gąszczu ludzi jak gwiazda. Muzyka się skończyła, podziękował kobiecie odprowadzając ją na miejsce. Gdy się odwrócił Smith znowu stał koło Hermiony. Miał ochotę podejść i go walnąć, ale się powstrzymał. Odszedł nie patrząc na tą dwójkę.

Hermiona rozmawiała z Oliverem, gdy podeszła do niej Mery.
- Pani dyrektor, telefon do pani.
- Już idę Mery. Odbiorę u siebie w gabinecie. Tutaj jest za głośno. – na pierwszym piętrze muzyka była cichsza. Weszła do swojego gabinetu i przysiadła na skraju biurka. Nie przejmowała się, że rozcięcie z boku sukni odsłoniło całą nogę prawie, aż po biodro. W końcu, była sama w swoim gabinecie..
- Hermiona Granger, słucham?
- Ślicznie wyglądasz – znała ten głos, ale nie rozumiała, o co chodzi. Nagle połączenie się zerwało.
- Halo?
- A to rozcięcie. Oszałamiające – te słowa uwodziły, ale nie ją. Odwróciła się o sto osiemdziesiąt stopni. W progu stał Draco Malfoy zamykając telefon komórkowy. Odłożyła słuchawkę i szybko wstała poprawiając sukienkę.
- Jak niektóre wynalazki mugoli się przydają. Takie małe urządzenie, a takie fajne.
- Czego ty Malfoy znowu chcesz?
- Porozmawiać.
- Nie ma, o czym. A teraz przepraszam, ale muszę wracać na dół. 
- Mam trochę inne plany - wszedł i zamykając drzwi wyciągnął klucz z zamka.
- Albo przepuść mnie żebym mogła wyjść, albo ty wyjdź stąd i zostaw mnie samą. – nie słuchał jej. Podszedł do niej. Kiedy się nad nią nachylił, poczuła znane jej, tak dobrze męskie perfumy. Wstrzymała powietrze. Nie wiedziała, co chce zrobić, kiedy się tak nad nią nachylał. W tym momencie złapał za kabel i pociągając odpiął wtyczkę od telefonu.
- Nigdzie się nie wybieram. I ty też nie. Wszyscy są na dole telefon nie działa, ciekaw, dlaczego? – uśmiechnął się cynicznie. – A ty mi nic nie zrobisz, bo nie masz różdżki.
- Poczekaj, aż ją dostanę w swoje ręce. To potraktuję cię Avadą.
- Już się boję. Wypuszczę cię, kiedy udzielisz mi kilku informacji. - Nie zważając na nic, rzuciła się na niego z pięściami. Zachowywała się jak wściekłe zwierzę. Wypełniała ją złość i chęć zrobienia krzywdy Malfoyowi. Złapał ją, tak by nie mogła go nawet dotknąć. Czekał, aż Hermiona opadnie z sił. Tak jak sądził zrezygnowała, dlatego rozluźnił uścisk. Tylko na to czekała, ale Draco spodziewał się tego. Znowu mocniej ją chwycił.
- Rzucanie się nic ci nie da. Możemy tak stać cały czas, ale czy to ma sens? Uspokój się, bo nie masz ze mną szans. – puścił ją i odsunął się o dwa kroki. -  Usiądź. – wskazał jej fotel. Niechętnie wykonała tą prośbę, a on zajął miejsce na sofie
- Ślicznie wyglądasz.
- Nie mam czasu rozmawiać o takich rzeczach. Szczególnie z tobą.
- Chciałem być miły, ale w takim razie przejdźmy do konkretów.  Kim jest ojciec małej?
- Aleś ty upierdliwy. Mówiłam ci już to. Jej ojciec nie żyje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz