niedziela, 25 listopada 2012

61. Wypadek i łzy


W tym samym czasie na błoniach Hogwartu.

- Kochanie, zrobisz coś dla mnie?
- Słucham Clar?
- Zgódź się by ślub odbył się w ogrodzie przy Malfoy’s Manory.
- Żartujesz prawda? – mężczyzna z blizną na czole popatrzył na swoją dziewczynę
- Nie, mówię całkiem poważnie.
- Ale dlaczego, przecież mogłabyś zaplanować ślub w ogrodzie przy rezydencji swojego ojca.
- Z dwóch powodów, po pierwsze ogród w Malfoy’s Manory jest większy, a po drugie mam sentyment do tej posiadłości i ogrodu. W końcu się tam wychowywałam
- Tylko przez sześć lat, tak to większość czasu spędziłaś w domu swojego ojca.
- Tutaj się mylisz. Kiedy przeprowadziłam się do ojca, tak naprawdę całe dnie spędzałam z Draco u niego. Dopiero potem zaczęłam się tak naprawdę dobrze czuć u ojca. W końcu ta przeprowadzka była dla mnie szokiem. Moje, życie stanęło na głowie. A do tego ogród przy rezydencji wujostwa zaprojektowała moja matka. Proszę Harry zgódź się. Inaczej będę musiała zmieniać całe plany.
- Oj kobieto, co ty ze mną robisz. No dobrze niech ci będzie.
- Myślałeś już nad drużbami?
- Tak. A co? – z podejrzliwością wpatrywał się w swoją narzeczoną.
- Moimi druhnami zostaną Ginny i Miona.
- Myślałem nad tym i na pewno Ron, a drugiego jeszcze nie mam.
- I tu mam do ciebie jeszcze jedną, ogromną prośbę. Wiesz, że Draco jest dla mnie jak brat…
- Chyba nie chcesz mnie prosić by on został moim drugim drużbą.
- No właśnie.
- Kotek, chyba słońce dla ciebie jest za mocne i ci dogrzało, może to udar słoneczny. – nie zważając na insynuacje, próbowała dalej.
- Harry, tak bardzo cię proszę…

***

Stała przed nim w samej bieliźnie. Widział, ją kolejny raz w takim stroju, ale czół się jakby to był pierwszy raz. Jak dziecko w czasie otwierania prezentu. Mógł tak patrzeć na nią godzinami. Gładził ją delikatnie po plecach. Pożądanie rosło w nim z każda chwilą. Miał ochotę zedrzeć z niej bieliznę i wziąć ją tu i teraz, ale ze względu na nią postanowił być delikatny. Przesunął dłonie w stronę zapięcia jej stanika, gdy nagle usłyszał pukanie do drzwi i po chwili próbę ich otworzenie. Kiedy to się nie udało, intruz kolejny raz zapukał z większą siłą.
- Hermiona! Wiem, że tam jesteś. McGonagall wzywa cię do siebie w trybie pilnym. – ruda dalej waliła w drzwi. Brązowowłosa oderwała się od blondyna. Chciała się ubrać, gdy chłopak ją przyciągnął do siebie i zaczął całować.
- Malfoy, ja muszę iść
- Nic nie musisz, profesorka poczeka.
- Hermiono proszę, to naprawdę pilne. Zabini kretynie pomóż mi, nie po to zgodziłam się iść z tobą do Hosmeage, żebyś teraz tu tak stał jak ciołek. – za drzwi ciągle było słychać głos rudej.
- Nie obrażaj mnie kobieto, dobrze ci radzę. Przecież ci pomogłem wejść do wierzy ślizgonów. Nie znałaś hasła.
- Dałabym sobie jakoś radę. Hermi proszę, nie ignoruj mnie.
- Malfoy ja naprawdę muszę iść. – Odepchnęła chłopaka i zaczęła się ubierać. Ślizgon czół się sfrustrowany, już drugi raz przerywa tak dobrą zabawę. – Czy możesz otworzyć drzwi?
- Nie! – w jego głosie było słychać złość. Ostentacyjnie odwrócił się do niej plecami.
- Draco proszę cię, nie zachowaj się jak małe dziecko. Ja naprawdę muszę iść. – podeszła do niego, tak by widzieć jego twarz. Położyła mu dłoń na policzku. – Ja też bym chętnie tego nie przerywała, ale widzisz jak wyszło. Zrozum to proszę. – popatrzył na nią i wyciągnął różdżkę. Machnął nią i drzwi się otworzyły. – Dzięki – cmoknęła go i pobiegła na zewnątrz do rudej. Chłopak usiadł zrezygnowany w fotelu.
- Kobiety, kto je zrozumie.
- Mnie się stary o to nie pytaj. Dla mnie to, też zagadka – do pokoju wszedł Zabini. – Może lepiej się ubierz.
- Ty mi już rad nie dawaj. Tylko się ze mną napij. Bo mnie zaraz szlak trafi, ale najpierw zabiję tą starą babę za to, że mi pokrzyżowała plany.
- Takie życie. Bardzo chętnie się napiję, ale wolę żebyś miał na sobie jakieś spodnie, a nie same bokserki. Chcesz fajkę?

***

Weszła do gabinetu profesorki.
- Dzień dobry. Pani profesor mnie wzywała? – Dziewczynę zdziwiła w gabinecie obecność Snapa i dyrektora
- Tak, Hermiono. Usiądź. Panna Weasley może zostać, lepiej by ktoś znajomy był przy tobie – słychać było, że kobieta jest zdenerwowana. – Jak ci to powiedzieć?
- Minerwo najlepiej będzie jak przejdziesz do konkretów i załatwisz to szybko. Czas nas nagli
- Ma pan racje dyrektorze.
- Czy coś się stało – Hermiona zaczęła się niepokoić.
- Tak Hermiono. Nie wiemy dokładnie, dlaczego, ale dzisiaj do południa w gabinetach twoich rodziców doszło do ataku.
- Ataku?! Jakiego ataku? – dziewczyna zbladła
- Śmierciożercy ich zaatakowali. Co dziwne nie zabili ich, ale są ranni. Przebywają w szpitalu św. Mu… Hermiono! – profesorka nie dokończyła, bo gryfonka zemdlała. Gdy po chwili odzyskała przytomność pierwsze, co wypowiedziała to:
- Musze ich zobaczyć.
- Za chwile się przeniesiemy do szpitala. Będziesz mogła zostać z nimi przez pewien czas. – Dumbledore popatrzył na nią z troską.
- Dziękuję panie dyrektorze. Ale dlaczego oni? – głos dziewczyny drżał.
- Podejrzewamy, że to próba uderzenia w Harrego. On nie ma bliższej rodziny niż ty i Weasleyowie.
- Jak to nie? A jego ciotka i wujek?
- Z nimi nie jest tak związany. Zbierajmy się.
- Ginny, proszę cię powiedz Harremu, że mnie nie będzie. Tak samo Clar i Malfoyowi.
- Nie ma sprawy – ruda została sama na korytarzu, gdy Hermiona oddaliła się z trójką profesorów.

***

Na drugi dzień cała szkoła huczała od plotek na temat nieobecności Hermiony. Do tego Draco chodził zachmurzony, a na każdego, kto zadał mu pytanie odnośnie Hermiony miotał przekleństwami. Wieczorem dwa dni później dowiedział się od rudej, która za pozwoleniem dyrektora była w szpitalu, że gryfonka całe dnie spędza w sali rodziców. Tym razem to on się martwił o nią, do tego dochodziły egzaminy, które miały się odbyć za tydzień we wtorek. Nie wiedział, co się z nim dzieje. Pierwszy raz żywił do kogoś takie uczucia. Siedział na sofie w pokoju wspólnym ślizgoni i rozmyślał nad swoimi uczuciami, gdy nagle ktoś usiadł koło niego.
- Hej Draco. Nad czym tak myślisz?
- Cześć Angela. Nad niczym szczególnym. – Angela była ciemnowłosą ślizgonką, z którą Draco spędził jedną może dwie noce. Była tak samo pusta jak Parkinson, ale przynajmniej była ładna. Metr siedemdziesiąt pięć wzrostu, długie nogi eksponowane przez krótkie spódniczki, śniada cera i typowo ślizgoński charakterek.
- To może miałbyś ochotę spędzić wieczór z jakiś dobrym trunkiem w miłym towarzystwie?
- Dzięki, ale mam już zaplanowany wieczór. – jak stwierdził może ładna, ale i tak nie mogła równać się z Granger.
- Właśnie widzę. Siedzisz i gapisz się w kominek. – mówiąc to położyła mu rękę na udzie i zaczęła przesuwać ją w stronę jego krocza. Chłopak złapał jej dłoń i odłożył na bok.
- Draco. Przepraszam, że czekasz. Idziemy? O cześć Angela.
- Cześć – ciemnowłosa ślizgonka w odpowiedzi prawie warknęła. Gdy chłopak odchodził z panną Greek, żadne z nich nie widziało jak zgrzyta ze złości zębami.

*** 2 godz. później

- No przestań się zadręczać. Wszystko będzie w porządku, a Hermiona za niedługo wróci.
- Ja się wcale nie zadręczam. Nawet o tym nie myślę.
- Tak Draco, a gruszki rosną na wierzbie. Kogo ty chcesz oszukać?
- Ja nikogo.
- Chyba nie dojdę z tobą dzisiaj do ładu. Zmieńmy temat. Może na chwile przestaniesz o tym myśleć.
- Amii ja wcale o tym cały czas nie myślę.
- Ta pewnie bujać to my a nie nas panie Malfoy. Słuchaj. Wiem, że jesteś przeciwny mojemu ślubowi z Harrym, ale ja zdania nie zmienię. Dlatego mam do ciebie prośbę.
- Jestem przeciwny, ale lepszy Potter niż Wieprzlej. Tego bym nie przeżył. Co to za prośba?
- Chciałabym byś został drugim drużbą Harrego.
- Zgłupiałaś, ja i drużba Pottera. Skąd ten durny pomysł? 
- To nie jest durny pomysł! Jesteś dla mnie najbliższą rodziną i miałam nadzieje, że to zrozumiesz. Chciałam byś był przy mnie w tym dniu, ale widać dalej nie dorosłeś!
- Amii, kochanie nie histeryzuj – wstał i ją przytulił. – Jak ci na tym tak bardzo zależy, to się nad tym zastanowię.
- A już myślałam, że się zgodzisz.
- Zobaczymy, ale licz się z tym, że nie obiecam, że nie przerwę tego ślubu.
- Ty draniu, jesteś okropny. Lepiej nalej mi czegoś do picia zanim cię ukatrupię.
- Już się robi proszę pani.- uśmiechnął się do niej malfoyowskim uśmiechem

***

Minął tydzień. Lekarze byli zadziwieni tempem, w jakim państwo Granger dochodzili do zdrowia. Po zapewnieniach lekarzy, że wszystko idzie ku lepszemu oraz przekonywaniu Hermiony przez rodziców, lekarzy i pani Weasley dziewczyna zgodziła się wrócić do Hogwartu. Był już wieczór, kiedy wróciła do zamku. Po rozmowie z dyrektorem, ruszyła do pokoju wspólnego. Postanowiła wziąć prysznic i odwiedzić Malfoya. Wiedziała, że chłopak na pewno jest zawiedziony i zły. Zostawiła go samego w takiej sytuacji, ale nie miała innego wyjścia. Miała nadzieję, że ją zrozumie i nie będzie się złościł. Gdy tylko weszła do wierzy gryfonów od razu zauważyła swoich przyjaciół. Na kanapie przy kominku siedzieli Harry, Clar i Ginny.
- Hermiona – ruda rzuciła się dziewczynie na szyję. – Cieszę się, że wróciłaś. Jak rodzice?
- Lepiej, odzyskali przytomność. Lekarze mówią, że niedługo powinni ich wypisać. Twoja mama obiecała, że nimi się zajmie, kiedy ja będę w szkole.
- Tak się cieszę, że wszystko w porządku. Siadaj z nami.
- Przepraszam was, ale chciałam wziąć prysznic i iść pogadać z Malfoyem. Nie gniewajcie się.
- Miona nie wymyślaj. Z nami jeszcze zdążysz pogadać, a przynajmniej mój braciszek się rozchmurzy, gdy cię zobaczy. – Clar uśmiechnęła się do brązowowłosej.
- Dzięki. Jak tylko wrócę to pogadamy. – wybiegła po schodach do swojego dormitorium. Po pół godzinie przebrana w świeże ciuchy zeszła na dół i ruszyła korytarzami. Gdy dotarła do lochów, przeszła przez pokój wspólny ślizgonów, po czym weszła po schodach prowadzących do dormitoriów chłopaków. Stanęła pod drzwiami, które jeszcze tydzień temu opuszczała w pośpiechu. Tak naprawdę bała się jak Malfoy zareaguje. Zebrała się w sobie i delikatnie zapukała, gdy nikt nie odpowiedział uchyliła lekko drzwi
- Malfoy? – po cichu weszła do środka. To, co zobaczyła w środku zszokowało ją. Na łóżku leżał blondyn, a na nim siedziała półnaga ciemnowłosa dziewczyna zachłannie go całując. Nie czekając na to, aż któreś z nich ją zauważy chciała stamtąd wybiec. Pech chciał, że robiąc obrót w stronę drzwi zahaczyła o torbę leżąca na małym stoliku. Cała zawartość wypadła na podłogę.
- Hermiona! – Chłopak zauważył ją w ostatniej chwili, zerwał się zrzucając z siebie dziewczynę. Nie słyszała już tego, biegła jak szybko mogła po schodach w dół. Jak najdalej od tego, co przed chwilą zobaczyła. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz