wtorek, 6 listopada 2012

Skandal cz. III


Trzy godziny później siedzieli w salonie rozmawiając, gdy w domu rozległ się dzwonek. Chwilę później Martin poinformował ich, że przybyli oczekiwani goście. Wstali, a kamerdyner poszedł zaprosić przybyszy do środka. W tym momencie Malfoy delikatnie objął ja jedną ręką w pasie i szepną do ucha.
- Przedstawienie czas zacząć.
Te cztery dni były dla niej zarazem dziwne i ciekawe. Większość czasu Hermiona spędzała z Glorią i Lizą, żoną i narzeczoną kontrahentów Draco. Wieczorami wspólnie z mężczyznami jadały kolację. Zdarzało się, że w ciągu dnia, kiedy goście jechali zwiedzać Londyn oni siedzieli w salonie lub ogrodzie dyskutując. Pod wieczór czwartego dnia, ku swojej wielkiej radości Draco podpisał kontrakt. Pół godziny później goście opuścili rezydencję. Dziewczyna zmęczona opadła na sofę.
- Przyjmij moje gratulację Draco. – w czasie tych czterech dni musieli zwracać się do siebie po imieniu.
- Dziękuję. Trzeba to uczcić. – wstał i otworzył klimatyzowany barek. Kiedy wrócił w rękach trzymał dwa kieliszki i szampana. Z pełną profesją otworzył go tak, aby korek nie wystrzelił. Nalał alkoholu do kieliszków, po czym podał jeden dziewczynie.
- Za twój udany interes – uśmiechnęła się i delikatnie swoim kieliszkiem dotknęła jego kieliszka. Degustowali trunek w ciszy, którą przerwał Malfoy. Odstawił kieliszek i wyciągnął z szuflady białą kopertę.
- Świetnie się spisałaś. W kopercie są trzy tysiące galeonów, tak ja się umawialiśmy. – podał jej kopertę. – Możesz przeliczyć.
- Zrobię to później. Będę się zbierać – podniosła się z sofy.
- Nie chcesz zostać na noc? Możesz nocować tutaj, a jutro rano wrócisz do domu.
- Dzięki ale nie. Czas wrócić do siebie. Jutro wieczorem musze być w pracy. – skierowała się do pokoju, w którym mieszkała przez te kilka dni. Jednym ruchem różdżki spakowała walizkę i odesłała ją do domu. Przeliczyła pieniądze i schowała je do koperty. Schodząc na dół, zaglądnęła do salonu, gdzie siedział blondyn.
- Na razie
- Cześć. – wyszła przed dom, gdzie po chwili słychać było trzask teleportacji.
***
Na następny dzień Hermiona wróciła do pracy. Zdziwiło ją to, że Malfoy nie pojawił się w klubie. Wytłumaczyła to sobie tym, że chłopak odpoczywa po czterech dniach negocjacji. Mijały dni, tygodnie, a mężczyzna się nie pojawił, co ku jej irytacji lekko ją smuciło. W końcu trudno było jej przyznać się przed samą sobą, że polubiła rozmowy z tym pewnym siebie arystokratą. Miesiąc szedł za miesiącem, jesień zastąpiła lato. Drzewa zrzuciły liście, chmury coraz częściej zasłaniały słońce, a z nieba padał rzęsisty deszcz. Typowa angielska pogoda. Co miesiąc panna Granger wysyłała pieniądze do Szwajcarii. Ku jej radości matka czuła się coraz lepiej, ale do zakończenia rehabilitacji było jeszcze daleko. Jak zawsze po jesieni przyszła zima. Zimy w Anglii są specyficzne, temperatura wacha się miedzy plus pięć, a minus pięć stopni Celsjusza. Mocne, zimne wiatry targają okryciami przechodniów powodując, że wydaje się zimniej niż jest w rzeczywistości.
- Sisi trzymaj, dwa razy piwo,  Bourbon i koniak dla ciebie. – Hermiona położyła na ladzie tacę z wymienionymi trunkami.
- Dzięki Miona – rudzielec zabrał tacę i ruszył do klientów, a ona zabrała się za wycieranie szklanek.
- Poproszę Whisky – przez głośna muzykę usłyszała ciche zamówienie klienta.
- Może usiądzie pan w jednej z lóż, a któraś z moich koleżanek dotrzyma panu towarzystwa? – odwróciła się żeby położyć przed klientem szklankę z whisky. Mężczyzna się uśmiechnął – Wole twoje towarzystwo Granger – Hermiona nie rozumiała jego zachowania. Siedzi przed nią ze swoim cynicznym uśmieszkiem i znowu zwraca się do niej po nazwisku.
- Dzisiaj pracuję za barem Malfoy.
- Nie szkodzi chętnie tutaj posiedzę. – z powrotem zabrała się za wycieranie kufli do piwa.
- Dawno cię nie widziałam – znowu czuła irytację przez swoje uczucia, bo w środku ucieszyła się, że znowu widzi tego zimnego drania.
- Byłem zajęty. Sama w końcu wiesz, że podpisałem ważny kontrakt i ostatnio mam mało czasu. – Pomiędzy szykowaniem i podawaniem drinków Hermiona rozmawiała z Draco. Mężczyzna wyszedł przed samym zamknięciem klubu. Jednym zaklęciem sprzątnęła puste butelki i szklanki. Następnie przebrała się i wyszła na zewnątrz z zamiarem teleportowania się do mieszkania.
- Granger! – pomimo mocnego wiatru usłyszała wołanie.
- Malfoy, a co ty tu jeszcze robisz? Przecież wyszedłeś z baru jakieś dwadzieścia minut temu.
- Czekam, bo chciałbym z tobą porozmawiać. Możemy iść gdzieś na jakąś kawę?
- Wiesz, wydaje mi się, że o 5 nad ranem trudno będzie znaleźć, gdzieś czynną kawiarnie. – zaśmiała się, ale czuła lekką złość, że mężczyzna nie da jej spokoju. Było późno, a ona marzyła o ciepłym łóżku.
- Fakt. To chodźmy do mnie.
- Nie. Jestem zmęczona i chce mi się spać. Jeżeli chcesz pogadać to zapraszam do mnie. Tylko bez żadnych głupich skojarzeń. – sama zaskoczyła siebie tym, że zaprasza go do swojej oazy, którą było dla niej jej mieszkanie
- A szkoda, bo myślałem…
- Bo się rozmyślę!
- Dobra, dobra – uniósł ręce w obronnym geście.
- No to chodź – wyciągnęła rękę, którą z lekkim wahaniem ujął. Jej dłoń była drobna i ciepła. Nie myślał już o niczym więcej, bo poczuł szarpnięcie. Po chwili stanąć przed niewielką, stara kamienicą.
- Nie musisz nic mówić, wiem jak to wygląda w porównaniu do twojej letniej rezydencji.
- Nie zamierzałem nic mówić.
- Tak, już ci wierzę. – weszła po kamiennych schodkach i otworzyła frontowe drzwi. Budynek pomimo prawie swoich stu lat był zadbany. Misternie rzeźbione balustrady przyozdabiały wąskie drewniane schody. Ruszył za nią na pierwsze piętro. Otworzyła drzwi i wchodząc do środka przytrzymała je, aby gestem ręki zaprosić mężczyznę do środka. Wszedł powoli i rozglądnął się po małym przedpokoju z trojgiem drzwi prowadzącymi do dalszych części mieszkania.
- Zapewne wydaje ci się to jak klatka dla jakiegoś zwierzęcia. W końcu jest mniejsze niż twój salon. Zapraszam dalej - wskazała jedne z drzwi. Okazało się, że prowadzą do niewielkiego saloniku z aneksem kuchennym.
- Usiądź. Chcesz czegoś do picia?
- Nie dzięki.
- Jak uważasz, ja sobie zrobię herbatę. – przyglądał się jak wstawia wodę i szuka kubka. - Pozostałe drzwi na przedpokoju prowadzą do łazienki i mojej sypialni. No nie patrz tak na mnie. Widać było po tobie, że jesteś zadziwiony moim mieszkaniem i zainteresowany, co może być za tymi drzwiami.
-Wydawało ci się.
- Śmiem twierdzić panie Malfoy, że łże pan jak pies – rozbawiona usiadła w swoim ulubionym fotelu. Czajnik cichutko zaczął gwizdać, dlatego zaklęciem wyłączyła go i zalała herbatę, by po chwili kubek przelewitował do jej rąk. Po salonie rozszedł się zapach zielonej herbaty. – Chciałeś o czymś porozmawiać.
- Tak. Chodzi o to, że mam dla ciebie kolejną propozycję.
- Dlaczego sądzisz, że najnormalniej w świecie możesz mnie wynająć. Nie jestem produktem z wypożyczalni.
- Dlaczego? – zastanowił się chwilkę. – Dlatego, że ty potrzebujesz pieniędzy, a ja twojego towarzystwa. Ostatnio w stu procentach wywiązałaś się ze swoich obowiązków. Zanim zaczniesz protestować od razu powiem, że zapłacę ci piętnaście tysięcy galeonów. –  słysząc to wybałuszyła na niego oczy.
- To na ile ty chcesz mnie wynająć – szybko w myślach przeliczyła wszystko – na dwadzieścia dni? Nie ma najmniejszych szans. Niedostane tyle wolnego.
- Nie dwadzieścia tylko dziesięć. Cena jest taka, ponieważ musiałabyś lecieć ze mną do Miami. – zaczęła się śmiać
- Do Miami?
- No i to nie wszystko. – popatrzyła na niego zdziwiona – musiałabyś udawać moją dziewczynę.
- Czyli tak jak ostatnio
- Nie do końca – zaczęła być podejrzliwa.
- Co znaczy nie do końca?
- Musiałabyś udawać moją dziewczynę, a dokładniej tak jakbyśmy mieli się lada dzień zaręczać.
- Jaja sobie ze mnie robisz? Nie pisze się na to.
- No nie bądź taka uparta Granger, to nic strasznego. Przecież cię nie zjem. Jestem nawet gotów dorzucić jeszcze dziesięć tysięcy. Zarobiłabyś dwadzieścia pięć tysięcy.
- Coś bardzo ci na tym zależy.
- To jest kolejny ważny kontrakt. A tak będę mógł ich łatwiej zmiękczyć. W końcu mądra i ładna dziewczyna to najsilniejsza broń – przymknęła oczy i zaczęła myśleć.
/Dwadzieścia pięć tysięcy, dziesięć dni. Na rehabilitację potrzeba jeszcze dwadzieścia dwa tysiące. Mogłabym zrezygnować z pracy i poszukać czegoś innego/
- Halo Granger, tutaj ziemia.
- Dobra niech ci będzie, ale to ostatni raz, kiedy godzę się na coś takiego. Kiedy musisz tam być?
- W przyszły poniedziałek.
- Dowiem się jutro czy dostanę wolne i dam ci znać.
- Świetnie, w takim razie do zobaczenia jutro – wstał i ruszył do drzwi. Nie zdążyła nawet wstać, żeby go do nich odprowadzić, a on już teleportował się jak tylko wyszedł na klatkę schodową.  Powoli sączyła ciepły napar z kubka i w myślach śmiała się ze słów blondyna. Tak już mu na pewno uwierzyła, że uważa ją za ładną. Odstawiła pusty kubek do zlewu. Zrzucając buty udała się do sypialni.
***
Wieczór minął jej niespodziewanie szybko. Była wściekła. Załatwiła sobie wolne, a Malfoy nawet się nie pojawił. Denis wyszedł już godzinę temu, dlatego postanowiła, że jutro odwoła urlop. Na zewnątrz było zimno i wiał mocny wiat. Zamiast teleportować się jak zawsze pod kamienicę, ruszyła powoli z zamiarem przespacerowania się. Szła nie zwracając uwagi na deszcz, który zaczął padać. Nie przeszkadzało jej to. W tym momencie czuła się wolna i niezależna od nikogo. Dlatego nie przejmowała się tym, że kiedy doszła pod kamienicę była przemoczona. Weszła do ciepłego budynku i przeskakując po dwa schody ruszyła na pierwsze piętro. Kiedy schody skręciły zaskoczona popatrzyła na podest pod swoimi drzwiami. Tam oparty o ścianę siedział Draco Malfoy. Skrzyżował wyprostowane nogi i nie przejmując się niczym czytał gazetę.
- Malfoy? – tak dobrze słychać było w jej głosie zaskoczenie.
- Długo wracasz do domu Granger – opuścił gazetę i popatrzył w jej stronie. – Co ci się stało? - popatrzyła na siebie. Na schodzie, na którym stała powstała już wielka kałużka. Na jego pytanie wzruszyła tylko ramionami. Przechodząc nad jego nogami otworzyła drzwi i weszła do środka. Zostawiła je otwarte, a sama znikła w malutkiej łazience. Kiedy wyszła przebrana w suche ubranie już na przedpokoiku poczuła zapach aromatycznej herbaty. W salonie przy aneksie kuchennym stał blondyn. Usłyszał jak wchodzi do pomieszczenia. Podszedł do niej, a w dłoniach trzymał dwa kubki.
- Trzymaj, herbata z rumem żebyś się nie przeziębiła.
- Uważaj, bo jeszcze uwierzę, że się mną przejmujesz– zaśmiała się cynicznie.
- Mówiłem ci już raz, że z cynizmem ci nie do twarzy. Przejmuję się tym, bo chora nie przydasz mi się do niczego.
- Skąd wytrzasnąłeś rum? Nie było go u mnie.
- Teleportowałem się do sklepu na Pokątną. - nie skomentowała tego. Usiadła w fotelu i upiła łyk. Zaczęła kaszleć. Mężczyzna się zaśmiał.
- Przecież to jest rum z herbatą, a nie herbata z rumem! – wyraziła swoje oburzenie. Na jego ustach pojawił się tak typowy dla niego złośliwy uśmiech.
- To postawi cię na nogi, a muszę dbać o moją żonę.
- Jaką znowu żonę, chyba się szaleju najadłeś! Miałam udawać twoją dziewczynę, nie żonę. Do cholery, w co ty ze mną pogrywasz Malfoy?
- Uspokój się Granger i nie histeryzuj. Dostałem dzisiaj ciekawe informację. Ava Lim jest prezesem firmy, z którą chce podpisać kontrakt. Mam pecha, że jest kobietą bardzo religijną, chrześcijanką. Z tego, co przekazał mi informator, Lim nie akceptuję czegoś takiego jak wolne związki, konkubinaty. A niestety jeden z moich durnych pracowników naopowiadał jej historyjek, że nie jestem sam, że mieszkam z kobietą, którą bardzo kocham i tym podobne rzeczy. Myślał, że to pomoże, a tylko zaszkodziło.
- Ale przecież możesz powiedzieć jej, że zamierzasz się oświadczyć.
- Nie. Ona żyję z przekonaniem, że kobieta i mężczyzna nie powinni ze sobą mieszkać przed ślubem.
- No to wtopa.
- Mało powiedziane. Wpadłem do szamba i musze z niego wypłynąć. Dlatego od poniedziałku jesteś moją żoną. I – tutaj ironicznie się do niej uśmiechnął – nazywasz się Hermiona Malfoy.
- Jeszcze mi tego brakowało. Zakładasz, że zgodziłam się na twoją propozycję, a nawet nie zapytałeś czy dostałam wolne.
- Jakbyś nie dostała, to już dawno byś mnie o tym poinformowała. No to wszystko już ustalone. Zjawię się tutaj o ósmej trzydzieści w poniedziałek. Do zobaczenia za trzy dni Granger.- Dwie godziny po jego wyjściu siedziała dalej w salonie i rozmyślała nad tym, w co ona się wplątała.

25 komentarzy:

  1. Świetny rozdziała;) Nie mogę się doczekać co będzie dalej, dlatego mam nadzieję, że szybko dodasz kolejny rozdziała;D Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja pier****! Ku*** ale zajebi****! sorry , musiałam! wow! Miami! 10 dni , jako pani Malfoy! <3 cudowne! na to tylko czekałam, miałam nadzieję że opiszesz coś więcej , co działo się podczas tych 4 dni, ale wybaczam , że było to kilka zdań, bo mam nadzieję że teraz będzie ciekawiej :D <3 rozmowy o dzieciach z tą kobietą <3 aaaaaaaaaaaa!!!! super! nie mogę się doczekać`!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jakich dzieciach? Ja tam nic nie wiem o żadnych dzieciach.

      Esp właśnie tego chciałam uniknąć - opisywania tych dni. Ja jak zawsze chciałam zrobić inaczej niż ktoś by się spodziewał

      Usuń
    2. no bo jak ta kobieta jest taką katoliczką, to na pewno będzie chciała wiedzieć kiedy oni planują dzieci, wiesz młode małżeństwo to jakieś plany muszą być, prawda?

      Usuń
    3. Ty mi się tam do fabuł nie wpychaj :P

      Usuń
    4. he he he to niechcący było ;P

      Usuń
    5. Wiem moja droga. :-)Z czasem dowiesz się czy twoje spekulacje się spełnią

      Usuń
  3. Skoro podczas pobytu w Miami będą udawać małżeństwo, to powinni mieć wspólny pokój, a skoro będą mieć wspólny pokój to... powinno być ciekawi:D Notka bardzo mi się podobała i czekam a część dalszą.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziesięć dni... oj przez ten czas może się dużo wydarzyć... rozdział świetny... czekam na część dalszą...

    OdpowiedzUsuń
  6. ah jak ty ładnie wszystko kręcisz :D
    podoba mi się to jak nic :d
    jestem ciekawa co wyniknie z ich wyjazdu
    ajjjj nie mogę się doczekać
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo lubię takie historie. Tak się złożyło, że najbardziej lubię historie kiedy Draco I Miona są dorośli oraz udają parę/małżeństwo albo są zmuszani do ślubu.
    Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy i życzę dużo weny! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Karola. Jak ja uwielbiam to, co Ty piszesz. Jesteś moim mistrzem i umrę z dniem, w którym napiszesz "to już koniec". Naprawdę, nie będę miała po co już żyć.
    Rozdział genialny. Zastanawia mnie, jak będzie wyglądał ten ich cały pobyt w Miami, ale... wszystko przed nami.
    Pozdrawiam, i życzę weny
    Poem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj babciu to miłe, ale nie przesadzaj z tym mistrzem. Nie umrzesz będziesz żyła normalnie dalej. Ha - a ja już wiem jak będzie wyglądał :D Wczoraj dla przypomnienia sobie czytałam (bo sama nie pamiętałam)

      Usuń
    2. Nie ona jedna umrze! Aż boje się zapytać kiedy to napisałaś, bądź ile tego napisałaś że nie pamiętasz!
      Smacznej weny!


      Pozdrawiam
      Zatracona w marzeniach

      Usuń
    3. Moja droga jakbyś zobaczyła mój blogowy plik na komputerze tobyś zrozumiała dlaczego nie pamiętałam.

      Zresztą Skandal napisałam z pół roku temu?

      Usuń
  9. Witaj znowu Karola! Nie masz pojęcia jak wspaniale oderwać się od nauki i własnych historyjek, i nareszcie napisać jakiś komentarz. Notka wspaniała, zastanawiam się co z tego wyniknie. Lecę szyciutko przeczytać pozostałe wpisy. Weny:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Gdzie kolejne rozdziały ,ja się pytam ?! Nie mogę się doczekać :C

    OdpowiedzUsuń
  11. Niewierny czytelnik nadrabia to cudeńko :D
    Kochma twój pomysł na to opowiadanie. Nie dziewczyna,a żona <3. Czekam na ich perypetnie, mam nadzieję, że mam Hwyzdowieje i, że jej nie uśmiercisz czy coś.

    OdpowiedzUsuń