niedziela, 25 listopada 2012

66. Ślub i pożegnanie


Za pięć piąta wszystko było gotowe. Goście siedzieli przy stolikach, a w tle słychać było muzykę. Pan młody czekał ze swoimi drużbami na pannę młodą. Nagle muzyka się zmieniła, a na początku czerwonego dywanu pojawiła się młoda rudowłosa kobieta ubrana w oliwkową sukienkę. Kawałek za nią w identycznym stroju, ale z innymi dodatkami szła 2 druhna. Na samym końcu na dywan wkroczyła panna młoda prowadzona przez ojca. Goście byli zachwyceni jej wyglądem. Pan młody wpatrywał się w nią jak w obrazek. Za to młody arystokrata Draco Malfoy wpatrywał się w druhnę, która przed chwilą stanęła naprzeciwko niego. Lekko się uśmiechając patrzyła na zbliżającą się pannę młodą. Dla niego Hermiona była okaz perfekcji. Gdy Pan Greek oddał córkę w ręce Harrego rozpoczęła się ceremonia. Następnie państwo młodzi złożyli przysięgę. Kiedy pocałowali się w namiocie wybuchły brawa. Hermiona z niezadowoleniem zauważyła, że siedzi z Malfoyem przy stoliku państwa młodych. Pozostałe miejsca zajmowali Ginny, Ron i Lavender oraz Blaise. Co z kolei nie podobało się pannie Weasley. Po poczęstunku przyszła pora na pierwszy taniec państwa młodych, po którym zaczęła się zabawa.
- Czy można panią prosić?
- Oczywiście. – Hermiona uśmiechnęła się do Harrego i podała mu rękę. Zaczęli wirować po parkiecie. Co panna Granger skwitowała ze śmiechem.
- Harry ty nauczyłeś się tańczyć.
- To zasługa, mojej kochanej żony. – czas mijał. Dziewczyna, co chwile tańczyła z kimś innym. Nie wiedząc, że non stop jest obserwowana. Draco nawet tańcząc wpatrywał się w nią. W uśmiech, który pojawił się na jej ustach, gdy tańczyła z Potterem. W płynne ruchy ciała przy niezgrabnych krokach Weasleya. Na jej usta, które poruszały się śpiewając po cichu piosenkę, kiedy tańczyła z Zabinim. Jego mózg rejestrował, każdy najmniejszy szczegół. W końcu podeszła do stolika i usiadła, by się czegoś napić. Patrzyła jak jej przyjaciele tańczą. Piosenka się kończyła i zaraz miała zacząć się kolejna.
- Zatańczysz? – nie musiała podnosić głowy by wiedzieć, kto ją prosi do tańca. Miała odmówić, ale pamiętała wpojone przez babcie wartości. „Jeżeli do tańca kulturalnie prosi cię jakiś mężczyzna, nie wypada mu odmówić” (Piasek – Imię deszczu)
- Tak. – podała mu rękę i ruszyli na parkiet. Kiedy tylko tam stanęli, spełniły się jej największe obawy. Zespół zaczął grać powolną piosenkę. Podejrzewała, że to sprawka pani Potter, która uśmiechała się do niej. Chłopak położył rękę na jej tali i przysunął się bardzo blisko. Zaczęli tańczyć.
- Ślicznie wyglądasz.
- Dziękuję.
- Hermiona ja... Chciałbym ci to wszystko wytłumaczyć. To nie tak, jak myślisz. To jedno wielkie nieporozumienie.
- Mamy tańczyć, a nie rozmawiać Malfoy. Więc bardzo cię proszę przestań gadać. – posłuchał jej. Przytulił się jeszcze bardziej. Postanowiła się na chwile zapomnieć i położyła głowę na jego ramieniu. Poczuł delikatny cytrusowy zapach jej perfum, zawsze zastanawiał się, co jeszcze w nich czuć. Chciał, żeby ta chwila trwała wiecznie. Znowu była blisko niego. A ona zaczęła wsłuchiwać się w tekst piosenki. „Nawet jeśli to, co było już nie wróci… ”  Przymknęła oczy. W myślach pojawiły się wspomnienia. Pierwsze zaczepki w tym roku, które nie były już chamskimi wyzwiskami. Pierwszy pocałunek. Malfoy wpadający w ubraniu do wanny. Bitwa śnieżna. Bal i rozmowa w sowiarni i wiele innych. Myślała nad tym, jakby to było, gdyby on był inny. Jakby nie zabawił się nią jak zabawką. Co by powiedział, gdyby powiedziała mu o dziecku. Jak by się zachował? Piosenka się kończyła, po jej policzku spłynęła jedna kryształowa łza. Otarła ją dyskretnie. Gdy skończyli tańczyć, bez słowa odeszła zostawiając go samego na parkiecie. Popatrzyła na zegarek. Było wpół do jedenastej. Zabrała torebkę i podeszła do państwa młodych. Pożegnała się i wyszła szybko z przyjęcia, tak, że nawet nie zdążył zauważyć, kiedy znikła. Zabrała swoje rzeczy z pokoju, gdzie je zostawiła przebierając się przed ślubem i ruszyła do wyjścia. Gdy tylko przekroczyła próg. Usłyszała głos.
- Hermiona. – uśmiechnęła się. Na dole schodów, stali państwo Potter, Ron i Ginny. – chyba nie chciałaś wyjechać bez pożegnania? – najmłodsze dziecko państwa Weasley, przekrzywiło głowę patrząc na przyjaciółkę z dezaprobatą.
- Przepraszam.
- No już dobrze. Chodź tutaj. – zbiegła po schodach i przytuliła się do Rudej.
- Będę tęsknić.
- Ja też. Obiecaj, że będziesz się do nas odzywać
- Oczywiście, że tak. – pocałowała ją w policzek, po czym podeszła do Rona. Chłopak niezdarnie ją przytulił.
- Trzymaj się mała.
- Ty też. Pożegnaj ode mnie bliźniaków. - na koniec przyszła kolej na Harrego i Clar - Państwo Potter – zaśmiała się, po czym przytuliła, najpierw dziewczynę, potem Harrego.
- Pamiętaj, że zawsze możesz na nas liczyć.
- Wiem o tym. – po jej policzkach spłynęło kilka łez. – Jak ja nie lubię pożegnań. Trzymajcie się i do zobaczenia.- odchodziła, gdy za rękę złapała ją Clar.
- Może jednak zmienisz zdanie? Zostań i powiedz mu prawdę.
- Nie mogę. Tak będzie lepiej dla niego, dla mnie i dziecka. – posłała jej delikatny uśmiech, po czym ruszyła do taksówki. Pojechała do domu rodziców. Wczoraj zostawiła tam, swoje walizki. Chciała tylko się pożegnać i ruszyć na lotnisko.
- Mamo, tato?
- Hermionka, kochanie. Już wróciłaś?
- Tak, muszę się przebrać. Taksówka czeka na zewnątrz. Za chwile jadę.
- Idź się przebrać. A tata zapłaci i odprawi taksówkarza.
- Ale jak to?
- Myślałaś, że pozwolimy ci jechać taksówką? Odwieziemy cię.
- Jesteście kochani.- pobiegła schodami na górę.

Czterdzieści pięć minut po zdaniu bagażu i pożegnaniu ruszyła na odprawę do samolotu. Łatwiej byłoby jej się teleportować, ale lekarz jej to odradził ze względu na zdrowie dziecka. Gdy wchodziła, po schodkach samolotu w myśli miała jedynie to, że właśnie zostawia wszystko za sobą. Że nic już nie będzie jak kiedyś. A całe dotychczasowe życie i przeszłość zostawia za sobą. A szczególnie blondwłosego ślizgona, który tak wiele dla niej znaczy pomimo tego, że tak ja skrzywdził. Czuła jakby rozpadała się w środku, a serce pękło na pół. Po policzku spłynęła jedna samotna łza.

***

Lot trwał pół godziny. Po odprawie ruszyła do wyjścia. W sali przylotów od razu zauważyła tak dobrze znanego jej bruneta. Stał oparty o barierkę. Gdy tylko ją zobaczył uśmiechnął się. Podeszła, a on przytulił ją podnosząc do góry.
- Natt, bo mnie udusisz. Nie mogę oddychać.
- Przepraszam. Tak się cieszę, że jesteś. Daj te walizki. Samochód stoi przy głównym wyjściu. Chodź. – W czasie drogi rozmawiali o wszystkim i niczym.
- Naprawdę ci dziękuję, że mogłam do ciebie przyjechać.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
- O nie. Tutaj się mylisz. Naprawdę nie masz nic przeciwko, że chce zostać przynajmniej ponad pół roku?
- Bez problemu. Możesz zostać na jak długo zechcesz. Dom jest duży, a ja w nim mieszkam sam. O właśnie jesteśmy na miejscu. - wysiadła z samochodu. Noc była ciepła. Z zachwytem patrzyła na to, co zobaczyła. Księżyc rozświetlał noc, dlatego pomimo późnej pory widziała wszystko. Stary dom w typowym prowansalskim stylu. Połowa frontowej ściany, porastał bluszcz. W powietrzu unosił się zapach ziół i lawendy. Cisze nocną wypełniał dźwięk cykad.
- Jak tu pięknie.
- Tak sądziłem, że ci się spodoba. Z tyłu domu, jest taras i winnica. Pokaże ci jutro. A teraz zapraszam do środka. - Oprowadził ją po domu i zaniósł, walizki do jednego z większych pokoi.
- Od teraz ten pokój należy do ciebie. Czuj się jak u siebie.
- Dobrze, dziękuję i dobranoc.
- Dobranoc siostrzyczko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz