środa, 22 maja 2013

who I am - odc. 22


Gdy tylko weszła do swojego pokoju pierwsze, co zauważyła to przystojny mężczyzna siedzący w fotelu. Uśmiechał się w tak typowy dla siebie sposób, ale kiedy popatrzył na jej twarz jego uśmiech zniknął.
- Malfoy, co ty tu znowu robisz? – podeszła do łóżka i usiadła na nim opierając głowę o drewnianą kolumnę.
- Wszystko w porządku? – nie wiedział, dlaczego o to zapytał. Przecież nie po to tu przyszedł.  
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Ale wiesz, co? Nie obchodzi mnie to. Jestem wykończona dzisiejszym dniem i chcę zostać w końcu sama. Dlatego z łaski swojej zabierz swój arystokratyczny tyłek z mojego pokoju – nie odpowiedział nic. Siedział przyglądał się jej – Malfoy czy ty mnie słyszysz?
- Słyszę. Zastanawiam się tylko, co cię tak wykończyło? Czyżby plotki rozsiane przez rudzielca?
- To jedna ze składowych – skrzywiła się, ale jak zauważył u niej nawet ten grymas wyglądał pociągająco – Malfoy idź już – oczami wyobraźni widziała jak zostając sama pochłania całą dużą tabliczkę czekolady leżącej w szufladzie szafki nocnej. Ale jak zauważyła mężczyzna nie zamierzał wyjść – Rany Smoku, czego ty chcesz?
- Myślę nad plotkami rozpuszczonymi przez Weasleya – wstał z fotela i podszedł do łóżka żeby usiąść obok niej – Może on nam nieświadomie wyświadczył przysługę – widział zaskoczenie w jej oczach – Ja już dostałem od Denisa w twarz, a cała szkoła i tak żyje teraz plotkami na nasz temat – nie wierzyła własnym uszom i nie wiedziała, czy jej mózg dobrze funkcjonuje. Zresztą czy mógł dobrze funkcjonować, kiedy wydaje jej się, że Draco Malfoy właśnie insynuuje, żeby zostali parą? Była niemal pewna, że to jakieś chore halucynacje. W czasie, kiedy ona prowadziła wewnętrzne rozmyślania mężczyzna przyglądał się jej. Widział dobrze, że jest zszokowana. Zresztą spodziewał się tego. Wyciągnął rękę i dotknął dłonią jej policzek. Kobieta podniosła wzrok i popatrzyła na niego – Oj Di Binetti  - roześmiał się czując jak jej oddech przyśpiesza – nie oszukuj się. Sama dobrze wiesz, że między nami coś jest. Jakiś dziwny rodzaj chemii. Nie masz, co się oszukiwać. Ciągnie cię do mnie – na chwile umilkł zamyślając się nad czymś – Zresztą mnie do ciebie też. Jesteś dziwnym zjawiskiem, które mnie ciekawi – nachylił się w jej kierunku i delikatnie pocałował. Kiedy odsunął się wstał i podszedł do drzwi – Przemyśl to mała. Wrócimy do tej rozmowy jutro jak już odpoczniesz. – wyszedł zostawiając ją samą. Opadła na łóżko i ręką sięgnęła do szuflady wyciągając tabliczkę czekolady. Oderwała kawałek i wsadzając go do ust rozkoszowała się jego smakiem. Leżąc tak zastanawiała się, jakim sposobem ma odpocząć i się wyspać, kiedy jej myśli zaprzątają słowa Draco Malfoya. W tym samym czacie owy mężczyzna leżał w swoim łóżku i z zadowoleniem na twarzy wpatrywała się w sufit i raz po raz w pamięci odtwarzał reakcje dziewczyny na jego dotyk i wyraz zaskoczenia na jej twarzy po usłyszeniu jego słów.
***
Obudziły ją promienie słońca wpadające przez niezasłonięte okno. Nie pamiętała, kiedy zasnęła. Nawet nie zdążyła się umyć i przebrać. Dlatego teraz wstała i zaspana skierowała swoje kroki do łazienki. Kiedy wyszła przebrana w świeże ubranie postanowiła coś zjeść. Nie zdziwiła się, kiedy w wielkiej sali zastała tylko kilka osób. W końcu była sobota. Zawsze w soboty godzina śniadania była luźna. Czas na nie był wyznaczony od siódmej do jedenastej, dzięki czemu zarówno uczniowie jak i nauczyciele mogli pospać dłużej. Nie śpiesząc się zjadła jajka w koszulkach na toście. Kiedy piła sok na stoliku przed nią wylądowała szara sowa z dużą przesyłką. Odstawiła puchar i z zaciekawieniem odebrała dość dużą paczę w zamian częstując ptaka krakersem. Po przeczytaniu informacji o nadawcy z niecierpliwością złapała przesyłkę i ruszyła do wyjścia. Opuszczając salę w drzwiach minęła swoich współlokatorów.
- Siostra – dziewczyna zatrzymała się i popatrzyła na swojego brata – Zapowiada się dzisiaj ładny dzień. Co powiesz na wizytę w Hogsmeade?
- Dzięki Den, ale mam na dzisiaj inne plany – uśmiechając się do nich ruszyła przed siebie. Nie mogła zobaczyć, że blondwłosy mężczyzna przygląda się jej z zaciekawieniem.
***
Pomimo rozczarowania Denisa nie poszła z nimi do miasteczka. Wolała zostać w szkole. Postanowiła odnaleźć Hermionę, ale nie okazało się to łatwym zadaniem. Kiedy nie znalazła jej w dormitorium skierowała swoje kroki do biblioteki. Była niemal pewna, że panna Di Binetti właśnie tam się zaszyła. W książkach, intensywnie ucząc się do egzaminów. Jednak pomyliła się, bo biblioteka świeciła pustkami.  Ostatnim miejscem, gdzie mogła ją znaleźć były Hogwartckie błonia. Po kilkunastominutowym uporaniu się ze schodami, które akurat teraz poczuły ochotę na zmienianie kierunków dotarła na parter. Po wyjściu od razu zauważyła postać siedzącą pod wielkim dębem. Ruszyła w jej kierunku. Z każdym krokiem lepiej widziała, że przyjaciółka siedzi na trawie otoczona papierami.
- No tak, czego ja się mogłam spodziewać? Ty nawet w wolny dzień na zewnątrz przy pięknej pogodzie nie potrafisz zapomnieć o nauce.
- Ja się nie uczę Gin.
- No to, co to za sterta papierzysk? – ręką pokazała pudło, w którym były jakieś papiery
- Siadaj – szatynka ręką poklepała miejsce obok siebie – Wiesz gdzie leży Kambodża?
- Kambodża? Z tego, co wiem to chyba w Azji.
- Masz rację leży w Azji, a dokładniej w Azji południowo-wschodniej. Wszystkie papiery, które tutaj widzisz dostałam dzisiaj przysłane w paczce przez sowią pocztę.
- Wybierasz się na wakacje do Azji? – Ginny z zaciekawieniem popatrzyła na szatynkę.
- Nie na wakacje. Możliwe, że na dłużej – zauważyła pytający wzrok rudej, dlatego kontynuowała – Może jakiś rok.
- Co?! Rok w Azji?! – zszokowana popatrzyła na przyjaciółkę.
- Gin uspokój się. Zaraz ci wszystko wytłumaczę. Jakiś czas temu natrafiłam w Proroku Codziennym na ciekawy artykuł o firmie, która organizuje wyjazdy wolontariuszy do Kambodży. Długo o tym myślałam i w końcu napisałam do nich list. W odpowiedzi dostałam dzisiaj tą przesyłkę.
- Ale co ci strzeliło do głowy żeby myśleć o wyjeździe na wolontariat do Kambodży?
- Ginewro Weasley prosiłam cię, żebyś zachowała spokój. Co mi strzeliło? Każdy myśli, że już dawno mam plany dotyczące mojej przyszłości. Wiesz, dlaczego w tym roku zdaję tyle przedmiotów? Bo nie mam pojęcia, które będą mi potrzebne. Do tej pory nie zdecydowałam, co chcę robić po zdaniu egzaminów. Kiedy myślę o przyszłość cały czas mam mętlik w głowie. I to pudło jest dla mnie rozwiązaniem. Azjatyckie ministerstwo magii we współpracy z specjalnymi organizacjami prowadzi akcje charytatywne na rzecz mugolskich dzieci. W naszym świecie najbiedniejszym rodziną żyje się trudno, ale wiążą koniec z końcem. U mugoli jest całkiem inaczej. Kambodża jest jednym z biedniejszych krajów i dlatego powstał tam program „czarodzieje dla mugoli”. Czarodzieje udający mugli pomagają im za pomocą utajnionej magii. Dzięki tej akcji mogę sprawdzić, co chcę robić w życiu. Popatrz – wyciągnęła w stronę przyjaciółki pergamin, który trzymała w ręce. Na kartce były wymienione siedem ofert – to są dziedziny, w których mogę pracować przez czas trwania wolontariatu. Wolontariat społeczny polega na pomocy dzieciom, które zostały osierocone przez zakończona już wojnę lub porzucone z powodu HIV i AIDS. Mieszkają na ulicach i w sierocińcach. Wolontariat prawny dotyczy spraw prawniczych, a w szczególności ochrony praw człowieka. Wolontariatu ochrony środowiska chyba nie muszę ci tłumaczyć. Do tego jeszcze wolontariat: dziennikarski, medyczny, kulturalny mający na celu poznawanie i szerzenie kultury oraz informacji na temat tradycji Kambodży. I na sam koniec mamy jeszcze jeden wolontariat nazwany edukacyjnym mający na celu nauczyć dzieci podstaw takich jak np. pisanie i czytanie.
- Hermiona to, co chcesz zrobić jest zadziwiające.
- Dzięki Gin. Ale mam jedną prośbę. Nikomu na razie o tym nie mów. Nie chcę, żeby Denis truł mi koło ucha. Jeżeli ostatecznie się zdecyduję to wtedy mu powiem.
- Oczywiście, że nic nikomu nie powiem – ruda uśmiechnęła się do przyjaciółki – Hermiona, a czy są jakieś specjalne wymagania, co do osób, które chciałyby wyjechać na taki wolontariat?
- Jakiś rygorystycznych nie ma. Musisz mieć ukończoną edukacje i zaliczone owutemy w zależności od tego, jaki wolontariat chciałabyś podjąć. Ale Ginny ty chyba nie zaczęłaś… - Hermiona nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Mina Ginewry Weasley wskazywała na to, że kobieta coś bardzo dokładnie analizuje. A to mogło oznaczać tylko jedno.
***
Pokój wspólny był oświetlony tylko ogniem płonącym w kominku. Siedziała i wsłuchiwała się w przyjemny trzask towarzyszący palącemu się drewnu. Machnęła różdżką i niewiadomo skąd zaczęła sączyć się cicha spokojna muzyka. Przymknęła oczy i oparła głowę o zagłówek fotela. Ta chwila relaksu była dla niej cudownym odpoczynkiem. Przyjemnie było mieć dla siebie pusty salon prefektów naczelnych. Niestety ta rozkoszna chwila została przerwana otwarciem przejścia. Po dłuższym czasie do środka wtoczył się postawny mężczyzna. Tak wtoczył się, bo inaczej nie dało się tego nazwać. Jak zauważyła osobnik ten musiał spożyć dość dużą dawkę alkoholu.
- Hermiona skarbie – z szerokim uśmiechem podszedł do jej fotela.
- Blaise, w jakim ty jesteś stanie?
- Chyba się u…u…ur…urzno..urznolem
- Nie da się ukryć, że się urżnąłeś
- Jestes cudowna. Mieć taką kobietę to szczęście. Ale i tak się cieszę, że jesteś moją koleżanką – mówił to coraz cichszym głosem przymykając oczy.
- Chodź Diabełku zaprowadzę cię do pokoju, bo chyba sam nie trafisz. Obejmij mnie ręką za szyję – z trudem, ale jakoś udało im się dotrzeć do dormitorium chłopaka. Po kilku tłumaczeniach namówiła go do tego, żeby ściągnął buty. Gdy tylko to zrobił przewrócił się na łóżko. Kobieta przykryła go. Zanim odpłynął w swój świat popatrzył na nią ostatni raz.
- Kocham cię jak siostrę – słysząc to uśmiechnęła się i wyszła z pokoju. Miłe dla niej było usłyszeć takie słowa. Przez ten, krótki czas odkąd nie toczyła z Zabinim wojny jej nastawienie do niego uległo diametralnej zmianie. Diabeł po bliższym poznaniu okazywał się fajnym, zabawnym facetem, który potrafi być pomocny. Czuła, że pomimo przeszłości obecnie w nagłym wypadku może liczyć na jego pomoc. To, co tak długo budowała z Harrym i to, co zburzył Ron, Blaisowi udało się osiągnąć dużo szybciej. Może nie tak wiele jak Harremu, ale pomimo to i tak osiągnął dużo. Nie mogła nazwać to przyjaźnią, ale najwyraźniej do tego to wszystko zmierzało. Otwierała właśnie drzwi prowadzące z pokoju wspólnego chłopaków na korytarz, gdy nagle na kogoś wpadła.
- Nie, tylko nie kolejny piany w sztok.
- Jestem trzeźwy. Ale interesuje mnie, co cię sprowadza w nasze skromne męskie progi? – uśmiechną się do niej swoim tak charakterystycznym uśmieszkiem – Czyżbyś spotkała Blaisa?
- Miałam tą przyjemność. Jakoś udało mi się go odtransportować do łóżka bez używania czarów.
- To może teraz mnie odtransportujesz. I do tego porozmawiamy o bardzo ciekawych i istotnych dla nas rzeczach.
- Wybacz, ale nie mam teraz czasu. Jestem umówiona – zręcznie go wyminęła i wychodząc na korytarz zbiegła po schodach. Szła korytarzem, kiedy nagle usłyszała głos swojego brata.
- Chyba sobie żartujesz, że najpierw uchodziła za zarozumiałego, przemądrzałego kujona.
- Była nie do zniesienia. Chcieliśmy ją udusić – nie wierzyła własnym uszom. Zbyt dobrze znała ten drugi głos, dlatego wzięła to za omam słuchowy. Dyskretnie, powoli podeszła do uchylonych drzwi i zaglądnęła przez szparę. Musiała się uszczypnąć, żeby przekonać się, że to nie przewidzenie. Harry Potter siedział w sali razem z Denisem i rozmawiali jak gdyby nigdy nic. Do tego tematem ich rozmowy był nie, kto inny jak ona sama. Delikatnie popchnęła drzwi tak, żeby żaden z nich tego nie usłyszał.
- Nie wiecie, że nieładnie jest obgadywać inne osoby – jak na komendę odwrócili się w jej stronę. Stała oparta o framugę przeszywając ich niezadowolonym wzrokiem.
- Siostrzyczko kochana my nie cię nie obgadujemy. Szukamy wspólnych tematów – Cwaniak delikatnie uśmiechnął się do niej.
- Denis ma rację. Ile można rozmawiać o quidditchu? – Hermiona nie odpowiedziała. Była w zbyt wielkim szoku po tym jak usłyszała, że Harry mówiąc o jej bracie użył jego imienia.
- Widzisz Harry właśnie wprawiliśmy ją w szok – Denis wyszczerzył się do Pottera
- Nie da się ukryć, ale znając ją zaraz sobie z tym poradzi – chłopiec, a raczej obecnie mężczyzna, który przeżył miał rację. Hermiona Di Binetti szybko otrząsnęła się z szoku. Jak gdyby nigdy nic się nie stało usiadła na blacie jednej z wolnych ławek.
- Czyli wiemy już, że jestem zarozumiała, przemądrzała i nie do zniesienia.
- Poprawka. Nie powiedziałem twojemu bratu, że jesteś taka tylko, że na początku uważaliśmy cię za taką. Ale po pewnych wydarzeniach i po bliższym poznaniu zmieniliśmy zdanie.
- Dobrze się o tym upewnić – mówiąc to uśmiechnęła się do nich.
---
W końcu mi się udało napisać ten rozdział do końca. Jeżeli jest taka możliwość bardzo proszę, żeby Konoe Subaru odezwała się do mnie albo na gg: 1570991, lub mail: kosteczka0@op.pl.