sobota, 27 października 2012

Skandal cz. II


Przez kolejne kilka dni najpierw brała lekcję tańca u Loli, a wieczorami pracowała za barem. W międzyczasie zakupiły kilka stroi, aby uzupełnić garderobę klubową panny Granger. Ku przerażeniu Hermiony wieczór, w który miała występować nadszedł szybciej niż się spodziewała. Doszli z Denisem do wniosku, że jej pierwszy występ będzie krótki, a potem nie będzie zabawiać gości. Przed wyjściem na scenę chciała zrezygnować. Zastanawiała się czy dobrze postępuję. Z sercem na ramieniu wyszła za kurtyny. Dziękowała w myślach za to, że światła na sali są przygaszone i nie widać dobrze twarzy klientów. To pięć minut było dla niej najcięższą chwilą w życiu. Gdy skończyła szybko uciekła ze sceny siadając na stołku w rogu pomieszczenia gospodarczego.
- Miona jesteś tutaj? – Lola weszła włączając światło. Gdy zauważyła zwiniętą w kącie postać, podeszła do niej i nie pytając o nic przytuliła ją. – Pierwszy raz jest najgorszy, potem jest coraz lepiej.
- Nigdy nie sądziłam, że zrobię coś takiego – cicho załkała.
- Cichutko. Dlatego Den postanowił, że jak na razie będziesz tylko tańczyć tak jak ja. Striptiz robią Sisi, Meg i Vika.
- Nie wiem czy dam radę. A muszę. Mówiłam ci o mojej mamie. –tego wieczora nikt już nie widział obydwu dziewczyn.

Hermiona tańczyła codziennie, ale dalej miała wyrzuty sumienia. Uciszyła je, kiedy pod koniec miesiąca dostała wypłatę i po odłożeniu na czynsz wysłała wszystko razem z napiwkami na konto szwajcarskiej kliniki, gdzie od dwóch tygodni przebywała jej matka. Ten wieczór był taki sam jak inne. Zmianą było tylko to, że Hermiona miała inny układ, który wykonywała razem z Lolą. Kiedy przyszła ich kolej uśmiechnęły się do siebie i wyszły na scenę. Wszystko szło tak jak powinno do czasu, gdy dochodziło do momentu, kiedy Hermiona leżała na brzuchu na podłodze i jej twarz znajdowała się niedaleko twarzy klientów zajmujących najbliższe stoliki. Kiedy była już przy krawędzi sceny zamarła, kierując wzrok na jedne z bliższych stolików. Siedziało przy nim czterech młodych chłopaków. Widywała już takie grupki, ale tym razem to było coś innego. Jednym z tych chłopaków był przystojny blondyn. Pomimo półmroku rozpoznała go. Było to łatwe po jego platynowej czuprynie. Ku zaskoczeniu Loli zmieniła układ i unikając kontaktu wzrokowego w kilku figurach zwiała na zaplecze. Dziesięć minut później ze sceny zeszła wściekła blondynka.
- Miona, ja cię ukatrupię. Co to ma być? Tyle razy ćwiczyliśmy ten układ, a ty nagle ni z tego ni z owego zmieniasz go?
- Wybacz, ale musiałam. Nie mogę ci tego wytłumaczyć, ale uwierz mi to było konieczne.
- Mam nadzieję, że to pierwszy i ostatni raz. Popraw się i idziemy na salę
- Więcej się to nie powtórzy. – Wyszła i rozglądnęła się po swoim sektorze. Cieszyła się, że nie obsługuje stolików przy scenie.
- Witam panów, czy możemy się przysiąść?
- Oczywiście, zapraszamy. - Rozsiadły się w jednej z loży klientów. Kiedy wróciła nad ranem do domu z uśmiechem na ustach kładła się do łóżka, uniknęła najgorszego spotkania w swoim życiu.

Szybko zapomniała o tym spotkaniu i wróciła do swojej zwykłej pracy. Miała chwile przerwy, dlatego siedziała przy barze i piła wodę mineralną, kiedy podeszła do niej Ann.
- Miona. Klient w moim sektorze przy loży nr dwa prosi żebyś dotrzymała mu towarzystwa.
- Dobrze, już idę. – często się zdarzało, że któryś z klientów chciał, aby dana dziewczyna dotrzymała mu towarzystwa. Była gryfonka miała nadzieje, że ten mężczyzna będzie inny niż jej ostatni towarzysz, który prosił ją o towarzystwo. Był to starszy mężczyzna, który próbował ją obłapiać i nie chciał przyjąć do wiadomości, że Hermiona nie obsługuje klientów w pokojach na górze.
- Dobry wieczór, podobno… - zamarła, gdy zobaczyła, kto siedzi w loży. Te stalowoszare oczy poznałaby zawsze.
- Cześć Granger, jaka miła niespodzianka prawda? – stała jak sparaliżowana – Po ostatnim wypadzie z chłopakami myślałem, że mi się przewidziało, że widziałem cię na scenie. Dlatego postanowiłem się upewnić i widać jednak miałem rację.
- Jak już się przekonałeś to żegnam – odwróciła się na pięcie i chciała uciec jak najszybciej i najdalej od niego.
- Czekaj, w końcu płacą ci za dotrzymywanie towarzystwa, więc siadaj.
- Puść mnie.
- Jakiś problem? – koło Hermiony pojawił się Denis.
- Nie szefie wszystko w porządku.
- Pan jest tutaj szefem? Świetnie. Tak mamy problem, pana pracownica nie chce mi dotrzymać towarzystwa, chociaż niczym jej nie uraziłem.
- Miona? – nie odezwała się. Bo co miała mu powiedzieć? Że ten facet, to palant, z którym nienawidziła się w szkole? – Czyli się rozumiemy. Proszę niech pan przyjmie w ramach przeprosin szklaneczkę Whisky.
- Dziękuję . – kiedy odszedł, arystokrata uśmiechnął się i przesunął się żeby mogła obok niego usiąść. – Nie sądziłem, że kiedykolwiek ujrzę taki widok. Niezłe ciuszki Granger.
- Ponabijałeś się? To daj mi już święty spokój.
- Chyba śnisz, za dobrą mam zabawę. Dajesz prywatne występy?
- Chyba zwariowałeś.
- Myślałem, że po skandalu w ministerstwie już niżej nie możesz upaść – bezwstydnie taksował ją wzrokiem, a ona nie mogła nic na to poradzić. Ku swojej zgrozie przetrzymał ją do samego zamknięcia klubu. Denisowi się to podobało, bo blondyn wydawał dużo na alkohol. Gdy wróciła do domu załamana padła na łóżka nie wiedząc, że to dopiero początek jej udręki.

Od tej nocy Malfoy przychodził do klubu ok. godziny dziewiątej wieczorem. Kiedy kończyła występ życzył sobie, by dotrzymała mu towarzystwa, a ona nie mogła odmówić. W końcu to, że go nie lubi to żaden argument dla Denisa. Chociaż próbowała mu to wytłumaczyć, nie przyjmował tego do wiadomości.  Przez ten czas, który z nim spędzała zauważyła jak w ciągu tych kilku lat Malfoy wydoroślał. Nie był już chucherkiem, stał się przystojnym dobrze zbudowanym mężczyzną. Co noc miała nadzieję, że nie przyjdzie, ale zawsze był. Niekiedy zdarzało się, że rozmawiał z nią na normalne neutralne tematy, a niekiedy okazywał się takim samym dupkiem jak kiedyś. Wolnym dniem od jego towarzystwa były wieczory, kiedy miała dyżur za barem.  Sytuacja ta trwała od kilku miesięcy, z czasem już stało się dla niej jak rutyną. Kończyła występ i szła do loży nr dwa, gdzie czekał Malfoy z zamówioną Whisky dla siebie i Martini dla niej. Tak samo było dzisiaj, kiedy usiadła. Upiła łyk alkoholu i popatrzyła na mężczyznę.
- Mam dla ciebie propozycję Granger. Dobrze ci zapłacę, jeżeli zostaniesz moją osobą towarzyszącą.
- Co masz na myśli? Chyba pamiętasz, że mówiłam ci o tym, że nie daję prywatnych występów, ani nie odwiedzam pokoi z klientami.
- Kompletnie nie o to mi chodzi. Postaram ci się to jasno wytłumaczyć. Wspominałem kiedyś, że prowadzę własną firmę. Pod koniec tego tygodnia mam ważne spotkanie, na którym zamierzam podpisać duży kontrakt. Moi przyszli kontrahenci to dwóch biznesmenów z Wiednia. Jeden ma przyjechać z żoną, a drugi z dziewczyną, będą tutaj przez cztery dni. Wiadomo, że…
- Łatwiej jest zmiękczyć taką osobę, gdy ktoś zajmie się osobą towarzyszącą.
- Właśnie.
- Ale co ja mam z tym wspólnego? – mieszała w kieliszku oliwką nabitą na wykałaczkę.
- Jestem singlem. Mógłbym umówić się z jakąś modelką czy inną gwiazdką, ale o nich nic bym nie wiedział.
- A o mnie to niby wiele wiesz? Zastanówmy się, co: nazywam się Hermiona Granger. Mam dwadzieścia jeden lat. Cztery lata temu skończyłam Hogwart i pracuje w klubie go - go tańcząc na rurze. Masa informacji.
- Z cynizmem ci nie do twarzy złotko. Obserwowałem cię przez te kilka miesięcy. Sam nie wiem, dlaczego. Nie zmieniłaś się tak bardzo od czasu szkoły. Dalej jesteś pewna siebie, wygadana i posiadasz wiedzę na różne tematy. Za to zmieniałaś się bardzo zewnętrznie i to pozytywnie.
- A przy okazji zostałam skazana za fałszowanie papierów i oskarżona o defraudację państwowych pieniędzy. Na pewno ci to pomoże w interesach.
- Tym się na razie nie martwmy. Ile tutaj zarabiasz? Osiemset galeonów miesięcznie?
- siedemset pięćdziesiąt plus napiwki.
- Powiedzmy łącznie ok. tysiąca galonów. Proponuję ci za cztery dni trzy tysiące galonów – wytrzeszczyła na niego oczy, ale szybko się opanowała. – Zastanów się nad tym do jutra skarbie - jak zawsze położył pieniądze na stole i opuścił klub.

Nie mogła zasnąć, a kiedy jej się to udało, śniła o matce. Była dziesiąta, kiedy wstała z łóżka. Nie mogła znaleźć sobie miejsca. Nie wiedziała, co zrobić z propozycją Malfoya. Trzy tysiące galeonów za cztery dni. Normalnie musiałaby pracować na te pieniądze trzy miesiące jak nie dłużej, bo przecież nie zawsze dostaje tyle samo napiwków. Cały dzień spędziła na rozmyślaniach. Wieczorem jak zawsze po występie udała się do loży nr dwa, ale nikogo tam nie było. Zdziwiła się trochę, ale zaczepiona przez jakiegoś klienta musiała wrócić do swoich obowiązków.
- Czy zechciałaby pani się do nas przysiąść? – uśmiechnęła się i już miała potaknąć, gdy za sobą usłyszała znajomy głos.
- Przykro mi, ale pani obiecała już dotrzymać mi towarzystwa.
- No trudno, może innym razem – usiedli w wolnej loży.
- Myślałaś, że już nie przyjdę. Wydawało mi się, czy się tym zmartwiłaś?
- Przewidziało ci się . – nigdy nie przyznałaby się do tego, że zrobiło jej się trochę nieswojo. W końcu przyzwyczaiła się, że codziennie przychodził.
- Oj nie bądź taka skromna. Lepiej powiedz czy zastanowiłaś się nad moja propozycją.
- Zgodzę się, ale najpierw musisz mi powiedzieć, co niby będę musiała robić? - podpierając ręką głowę patrzyła na niego.
 - Dotrzymasz towarzystwo tym dwóm kobietą. Nie wiem, co tam będziesz z nimi robić na przykład zabierzesz je na zakupy lub do kosmetyczki. Na pewno coś wymyślisz. A wieczorem przy kolacji masz być zabawna i inteligenta żeby ich oczarować swoim wdziękiem.
- W jakich godzinach będę pracować?
- Całą dobę. Zatrzymują się u mnie w letniej rezydencji, więc musisz być tam ze mną cały czas. I to już pojutrze
- Niech ci będzie, ale jeżeli mnie wystawisz to cię wykastruję. Obiecuję ci to. Poczekaj tutaj chwile. - po kwadransie wróciła z uśmiechem na ustach. – Było trudno, ale pojutrze zaczynam czterodniowy urlop.
- To dobrze. Teraz tylko musisz zrobić odpowiednie zakupy, bo ten strój…
- Spokojnie, to strój do pracy. Na co dzień tak się nie ubieram.
- To dobrze. Tutaj masz adres, przyjdź w czwartek jak najwcześniej. A teraz musze iść – Hermionę zamurowało, kiedy pocałował ja w policzek i wyszedł.
- I w coś ty się wpakowała Hermi? – na głos spytała samą siebie. Podniosła się i ruszyła do baru.

Następnego dnia przed pracą przeszukała swoją szafę żeby spakować potrzebne ubrania. Zaraz po przyjściu do klubu złapała Lolę i po wytłumaczeniu jej, że o ósmej rano musi być już na nogach, załatwiła sobie, że jak będzie już mniej ludzi zmyje się do domu, a ona przejmie jej sektor. Szczęście jej dopisywało, bo mało klientów tego wieczoru odwiedziło K210. Dlatego o godzinie drugiej wróciła do domu. Szybko się przebrała i położyła do łóżka, zostało jej tylko maksymalnie pięć godzin snu. O wpół do dziewiątej zadzwoniła do drzwi rezydencji, której adres miała zapisany na wizytówce. Po chwili stał przed nią elegancki kamerdyner.
- W czym mogę pomóc? – jego ton był sztywny i oficjalny
- Byłam umówiona z panem Malfoyem.
- Pani godność?
- Hermiona Granger.
- Panicz wspominał, że pani dzisiaj przybędzie. Proszę wejść, a ja go o tym powiadomię.
- Martinie, kto przyszedł? – na szczycie marmurowych schodów pojawił się Draco. – O Granger, witaj w moich skromnych progach. Martin proszę zabierz walizkę panny Granger do pokoju. – kiedy kamerdyner znikł, dziewczyna się zaśmiała.
- Skromne to one za bardzo nie są.- słysząc to uśmiechnął się.
- No może troszeczkę przesadziłem. Ładnie wyglądasz, ten strój bardziej do ciebie pasuję, niż służbowy.
- I w nim lepiej się czuję.
- Widać to na pierwszy rzut oka. Chodź oprowadzę cię po rezydencji.

wtorek, 23 października 2012

who I am - odc. 13


Miałam problem z napisaniem tej części. Jakoś nie miałam na nią pomysłu. Ale w końcu udało mi się coś sklecić.
---
Siedziała na łóżku. Czytając książkę całkowicie odcięła się od świata zewnętrznego. Zawsze tak było, kiedy książka ją wciągała. Tak się zaczytała, że nawet nie zauważyła, że ktoś puka.
- Hermiona? – dopiero słysząc swoje imię oderwała się od lektury. Widząc stojącą w swoim pokoju rudowłosą dziewczynę uśmiechnęła się – Można?
- Oczywiście, że tak. Wchodź. Przecież wiesz, że zawsze jesteś u mnie mile widziana. – słysząc to Ginny weszła do środka zamykając za sobą drzwi. – Co cię do mnie sprowadza?
- Chęć porozmawiania, a nawet można powiedzieć, że lekkie wścibstwo.
- Ty i wścibstwo? – szatynka roześmiała się cicho. Dobrze wiedziała, że wścibstwo nie leży w naturze panny Weasley.
- No to powiedź mi moja droga jak jest tak naprawdę między tobą, a Zabinim i Malfoyem – czekając na odpowiedź ulokowała się wygodnie na łóżku obok przyjaciółki.
- Szczerze? Sama nie wiem. Na pewno nie wybaczyłam im tych wszystkich lat upokorzenia, ale, na co dzień staram się o tym nie myśleć. Wydaje mi się nawet, że oni niekiedy starają się mi to zrekompensować. Blaise jest zabawny i dobrze się z nim rozmawia, przy czym widzę, że jest przy tym szczery. Malfoy – tutaj umilkła zastanawiając się nad tym, co o tym powiedzieć – z nim sprawa jest bardziej skomplikowana. Ten osobnik jest bardziej zamknięty w sobie, nie odkrywa swoich kart i nie wiadomo, czego można się po nim spodziewać.
- Czyli sądzisz, że jest jak Kinder niespodzianka?
- Tego bym tak nie nazwała. On raczej do słodkiej przyjemności nie należy. Dość często się z nim ścieram. Chociaż nie są to takie kłótnie jak kiedyś. On po prostu jest nieprzewidywalny.
- Z tego, co widziałam lubi cię wyprowadzać z równowagi.
- O tutaj masz całkowitą rację. Niekiedy wydaje mi się jakby to była jego życiowa misja.
- A może on czuje do ciebie mięte? – Gin popatrzyła na nią z dziwnym błyskiem w oku.
- Zgłupiałaś? Chyba ci żarówka dogrzała, albo nawąchałaś się jakiś oparów na eliksirach i ci to zaszkodziło. Lepiej powiedź mi, co słychać u twoich braci? Omijając tego najmłodszego
- Bill i Fleur tłumaczą ciągle matce, że jeszcze mają czas dorobić się potomstwa…
***
Ginevra opuściła pokój perfekt naczelnej pół godziny przed kolacją. Hermiona przez ten wolny czas postanowiła odnaleźć swojego pupila, żeby go nakarmić.
- Kici, kici. Krzywołap, gdzie jesteś? – wyszła z pokoju i zeszła po schodach do pokoju wspólnego.
- Szukasz swojego rudego sierściucha Di Binetti? – Hermiona obeszła fotele i stając naprzeciwko sofy popatrzył zdziwiona na mężczyznę. Blondyn siedział na sofie, a na jego kolanach leżał Krzywołap mrucząc cicho z zadowolenia spowodowanego tym, że Malfoy drapał go za uchem. - Zastanawiałem się kiedyś jak mogłaś kupić tak dziwne i brzydkie stworzenie, ale dzisiaj stwierdziłem, że to całkiem fajny sierściuch, chociaż dalej brzydki.
- Czy możesz nie obrażać mojego kota Malfoy? I z łaski swojej puść go.
- Ja go nie obrażam i nie trzymam. Sam leży na moich kolanach.
- Krzywołapku chodź do mnie – kiedy kot nie zareagował, dziewczyna podeszła i ku niezadowoleniu zwierzaka wzięła go na ręce.
- Wiesz Hermiono – wstał i podszedł do niej. – Ty sama jesteś jak kot. Ale inny niż ten – wskazał ręką na jej rudego pupila. – Taka ładna, a z drugiej strony w każdej chwili zdolna do rzucenia się i wydrapania człowiekowi oczu. I to właśnie jest w tobie intrygujące. – Dłonią delikatnie dotknął jej policzka. Hermiona sama nie wiedziała, co się z nią dzieje. Kiedy jego dłoń dotknęła jej skóry poczuła jak jej serce zaczęło mocniej bić. - Jesteś dla mnie zagadką Di Binetti, a ja bardzo lubię rozwiązywać zagadki – z policzka przesunął palce na jej usta by opuszkami delikatnie obrysować ich kształt. Słysząc jak przyśpiesza jej oddech uśmiechnął się w tak typowy dla siebie sposób. Dziewczyna w obronnym geście mocniej przytuliła do siebie kota, co spotkało się z niezadowolonym miauknięciem.
- Daj mi spokój Malfoy i odsuń się – słysząc jej słowa roześmiał się.
- Oj Di Binetti zaraz udusisz tego kota – Hermiona musiała przyznać mu rację. Dlatego rozluźniła uścisk. A mężczyzna dalej stał wpatrując się w jej oczy. Na co dzień takie ciepłe, a teraz jakby odzwierciedlały mieszankę złości i lekkiej obawy. Z zadowoleniem odsunął się od niej. Dziewczyna zauważając to szybko go wyminęła i wbiegła na schody, chcąc jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju. Kiedy usłyszał trzask drzwi zadowolony opadł na sofę. Stojąc tak przed nią miał ochotę ją pocałować, ale dobrze wiedział, że byłoby to złe posunięcie. Jeszcze nie była to dobra pora na takie posunięcie. Zapewne wściekłaby się i starałaby się go spoliczkować. A jego szanse na zdobycie jej spadłyby radykalnie.

Zatrzasnęła drzwi i z mocno bijącym sercem oparła się o nie. Krzywołap czując, że rozluźniła chwyt wyślizgnął się i z niezadowoleniem z jej zachowania wobec niego przemaszerował przez pokój i położył się na środku łóżka. Ona nawet nie zwróciła na to uwagi. Myślami była z chłopakiem, który został na dole. Próbowała uspokoić swój oddech, ale przychodziło jej to z trudem. Do teraz czuła mrowienie na ustach, jakie towarzyszyło dotykowi palców mężczyzny na jej wargach. Beształa się w myślach za to, że przez chwile miała ochotę na to by ją pocałował. Przymknęła oczy próbując myślec o czymś innym, co niestety przychodziło jej z trudem.
***
Pół godziny później jak gdyby nigdy nic zajęła swoje miejsce przy stole w wielkiej sali. Nalała sobie na talerz zupy i zaczęła jeść, kiedy naprzeciw niej usiadł przystojny blondyn w towarzystwie dwójki kolegów. Starała się nie patrzyć na niego, ale było to trudne zważając na to, że chłopak przyglądał się jej.
- Jak tam twój pupil Hermiono? – bezczelnie się do niej uśmiechnął, kiedy popatrzyła na niego.
- Wszystko z nim w porządku. Z tego, co wiem to właśnie w tej chwili śpi na moim łóżku.  
- A coś mu się stało? – Denis z zatroskaniem popatrzył na siostrę. Dobrze wiedział jak dużym uczuciem darzyła tego rudego, zabawnego brzydala.
- Nie. Z Krzywołapem wszystko w normie nic mu się nie stało.
- Ona po prostu próbowała go udusić – widząc jak zaczyna się denerwować roześmiał się w myślach
- Jak to udusić? – Blaise wtrącił się do rozmowy.
- Wcale nie chciałam go udusić – oburzyła się - Szukałam go chcąc go nakarmić. Znalazłam go w towarzystwie pewnego blondwłosego ślizgona. I chyba nie zdziwi was, że zabrałam go i chcąc go uchronić mocno go przytuliłam. Jakoś nie chcę żeby pewien obecny tu osobnik go molestował, czy broń Merlinie wykorzystał go seksualnie. – słodko uśmiechnęła się w stronę Malfoya.
- No masz rację. Zostawianie zwierzaka w towarzystwie Smoka jest niebezpieczne. Jeszcze za bardzo się na nie napali – za te słowa Blaise oberwał od przyjaciela w głowę.
- Wiesz Hermiono jakoś mam na oku innego kociaka niż ten twój sierściuch – widząc jej zaskoczenie Draco poczuł duże zadowolenie. Dziewczyna więcej się nie odezwała. Szybko zjadła posiłek, po czym opuściła pomieszczenie. Chcąc się znaleźć jak najdalej od Draco Malfoya.
- Mi się wydaje czy ty podrywasz moją siostrę? – Di Binetti popatrzył na blondyna.
- Nie masz niczego innego do roboty, niż wymyślać takie rzeczy? Lepiej Cwaniaku zajmij się swoją Weasleyówną zanim Jack Sloper się do niej dobierze.
- Co!? – brunet odwrócił się i popatrzył w stronę stołu Gryffindoru, gdzie siedziała Ginny. Obok niej siedział Sloper, który dziwnie nadskakiwał pannie Weasley podając jej różne rzeczy. To nie spodobało się Denisowi. – Przepraszam was, ale ja już skończyłem jeść –Draco roześmiał się widząc jak Denis zrywa się od stołu, podchodzi do stołu gryfonów i wciska się na ławkę pomiędzy Ginny a Jackiem.
- Ładnie to rozegrałeś. Ale nie łódź się, że Den nie zauważy tego, że kręcisz się koło jego siostry. – Blaise uważnie przyglądał się przyjacielowi
- Im dużej Diable on nie będzie tego wiedział tym dużej będzie lepiej dla niego i dla mnie.
***
Leżała w łóżku i jak zawsze przed snem czytała książkę, a raczej starała się ją czytać, co niestety jej nie wychodziło. Nie mogła skupić się na tekście. Po jej głowie krążyły słowa wypowiedziane przez blondyna podczas kolacji „…mam na oku innego kociaka…”. Na samą myśl o tym po jej ciele przebiegały ciarki. Wyobraźnia podsuwała jej różne obrazy tego, co mogło kryć się pod tymi słowami. Była na siebie zła. Zawsze pod tym względem potrafiła panować nad swoimi uczuciami, ale zmieniało się to w obecności Malfoya. Jej ciało jakby na przekór jej w jego obecności zaczynało samo sobą rządzić, a ona nie mogła na to nic poradzić. Odłożyła książkę na szafkę nocną, wyłączyła lampkę i kładąc się zamknęła oczy. W jej myślach pojawiły się niecenzuralne obrazy tego, co mogłaby robić z Draco Malfoyem. Zerwała się gwałtownie do siadu i z powrotem zapaliła światło. Była na siebie wściekła. Miała dość tego wszystkiego, a najbardziej miała dość Draco Malfoya. Zaczęła rozmyślać nad tym, co mogłaby z tym zrobić. Miała dwa wyjścia. Pierwszym z nich było zrealizowanie tych fantazji, co nie wchodziło w grę. A drugim było zastosowanie starej metody klin, klinem. Nie znaczyło to, że zamierzała iść do łóżka z pierwszym lepszym facetem. Przecież może spędzić trochę czasu w towarzystwie jakiegoś miłego mężczyzny nie pakując mu się do łóżka. Na przykład z Randolphem Burrowem z Ravenclawu.
***
Zauważyła go, kiedy wyszła z lekcji eliksirów. Szedł korytarzem parę metrów przed nimi. Kiedy skręcili w boczny korytarz, a on poszedł prosto ona się zatrzymała.
- Hermiono idziesz?
- Idźcie sami ja za chwile do was dołączę. – kiedy Ginny zauważyła, na kogo patrzy jej przyjaciółka uśmiechnęła się i łapiąc Cwaniaka za rękę ruszyła w stronę sali do transmutacji. Kiedy odeszli ruszyła z powrotem w kierunku korytarza przy sali do eliksirów. Po drodze  mijając Zabiniego z Malfoyem.
- Skarbie sala do transmutacji jest w drugą stronę – brunet uśmiechną się do niej.
- Blaise nie nazywaj mnie skarbem. Wiem dobrze, gdzie jest sala. Za chwilę tam pójdę. – zostawiając ich przyśpieszyła żeby dogonić szatyna. Blaise chciał iść dalej, ale Malfoy go zatrzymał słysząc, kogo woła dziewczyna – Randolph! – krukon zatrzymał się, kiedy zobaczył, kto go woła uśmiechnął się przyjaźnie.
- Hermiono, jak miło cię widzieć – dziewczyna odwzajemniła uśmiech. Randolph Burrow był przystojnym, wysokim i dobrze zbudowanym mężczyzną, a co dla niej było najważniejsze inteligentnym. Tak jak Hermiona uczęszczał na ostatni rok, po tym jak wrócił do szkoły by dokończyć swoja edukację. Zaczął jej okazywać swoje zainteresowanie odkąd razem uczęszczali na dodatkowe zajęcia z mugoloznawstwa.
- Ciebie też. Pamiętasz jak jakiś czas temu pytałeś mnie czy wybiorę się z tobą do miasteczka?
- Pewnie, ze tak. Odpowiedziałaś mi wtedy, że nie masz czasu.
- Masz rację, ale właśnie tak się składa, że w tą sobotę mam wole i jeżeli dalej miałbyś ochotę wybrać się…
- Oczywiście, że tak – nawet nie zdążyła dokończyć, bo chłopak jej przerwał. – Pasuje ci o dziesiątej przy wyjściu z zamku?
- Pewnie. – w tym momencie pewnego blondyna, który podsłuchiwał stojąc niedaleko nich prawie szlak trafił. Zły na cały świat ruszył na kolejne zajęcia.
- W takim razie jesteśmy umówieni madame – obdarzając go uśmiechem odwróciła się i skierowała się w stronę sali do transmutacji.        

sobota, 13 października 2012

Skandal cz. I


Nowej notki who I am jeszcze nie napisałam. Ale jako rekompensatę za te straszne przeżycia z ostatniego odcinka „Kiedy słońce zachodzi…” szybko publikuję pierwszy rozdział nowego kilkuodcinkowca. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu.
---
Hermiona Granger najlepsza uczennica Hogwartu, pracownica działu finansowego Ministerstwa Magii, główna bohaterka skandalu, który wybuchł pół roku temu w ministerstwie.  Dziewczyna po skończeniu szkoły została przyjęta do działu finansowego Ministerstwa Magii, gdzie pracowała przez 3 lata. Pół roku temu na światło dzienne wypłynęły nieścisłości w papierach oraz odkryto, że zdefraudowano dużą ilość pieniędzy. Winni byli szefowie działu, niestety osoby te miały wysoką władzę, dlatego poszukiwali kozła ofiarnego.  Poszukiwana przez nich osoba musiała być inteligentna by oczywiste byłoby, że potrafiła poradzić sobie z tymi papierami, a zarazem musiał być to czarodziej niemający znaczących koneksji. Dlatego ich wybór padł na Hermionę Granger. Inteligentną kobietę pochodzenia mugolskiego. Oczywiście, że starała się udowodnić swoją niewinność, ale oni już się postarali, żeby jej się to nie udało. Nie pomogła nawet interwencja Harrego Pottera. Została skazana za fałszowanie papierów. Nie udowodniono jej defraudacji pieniędzy, ale i tak większość osób nieoficjalnie uznała ją za winną tego czynu. W związku, że był to jej pierwszy wyrok jedynymi konsekwencjami, jakie poniosła było dyscyplinarne zwolnienie z pracy. Nagłośnienie sprawy przez media spowodowało, że kobiecie bardzo trudno było znaleźć nową, dobrą pracę odpowiadającą jej zdolnością.  Podejmowała się teraz różnych prac dorywczych. Większość z nich była ciężka, a wszystkie słabo płatne, ale nie przejmowała się tym. Zaciskała zęby i pracowała najlepiej jak potrafiła. Była połowa listopada, gdy zmęczona wróciła do swojego małego mieszkanka, które wynajmowała na obrzeżach Londynu. Właścicielką starej kamienicy była leciwą kobietą, która mimo tego, że była czarownicą i wiedziała o wszystkich magicznych skandalach traktowała pannę Granger z dużą sympatią, co było dla niej jak promyk słońca w pochmurny dzień. Wiązało się to z tym, że na co dzień spotykała się z otwartą wrogości. Pani Diuna, bo tak nazywała się właścicielka domu nie raz jej powtarzała żeby nie przejmowała się gadaniem ludzi.
- Jestem w stu procentach pewna, że tego nie zrobiłaś – powiedziała jej w drugim dniu po wprowadzeniu się do kamienicy – Widać to po twojej twarzy, że jesteś dobrą dziewczyną. – Już po kilku dniach Hermiona opowiedziała jej przy herbacie całą prawdę o wydarzeniach w ministerstwie. O tym jak została wplątana nieświadomie w spisek szefostwa działu finansów. Teraz zrzuciła buty i usiadła w fotelu z kieliszkiem wina. Przymknęła oczy, ale odpoczynek przerwał jej dzwonek do drzwi. Wstała i z ociąganiem podeszła żeby je otworzyć. Na progu jej mieszkania stał czterdziesto siedmioletni mężczyzna o czarnych włosach i czekoladowych oczach, które zawsze były uśmiechnięte, a teraz był w nich tylko smutek. Hermiona przeraziła się.
- Tato? Co się stało? – wpuściła go do środka i posadziła na fotelu. Mężczyzna popatrzył na swoją córkę, po czym rozpłakał się zakrywając twarz dłońmi. Szatynka była w szoku, nigdy w życiu nie widziała, żeby jej ojciec płakał. Pan Granger zawsze był silny, nigdy się nie załamywał i w każdej sytuacji znajdował pozytywne aspekty. – Tatusiu, co się stało? – usiadła przed nim na podłodze biorąc jego ręce w swoje dłonie.
- Twoja… twoja matka – w tym momencie jej serce zamarło.
- Tato, co się stało z mamą? Gdzie ona jest? – mężczyzna zebrał się w sobie.
- Twoja matka jest w szpitalu. W drodze do pracy miała wypadek samochodowy. Młody chłopak prowadził pod wpływem alkoholu i wjechał w jej auto.
- Musze w tej chwili do niej iść! – Zerwała się z podłogi szukając swojej torebki.
- Hermiono poczekaj, to nie wszystko – podszedł do niej i położył dłoń na jej ramieniu. – Jest nieprzytomna.  Lekarze mówią, że powinna się za niedługo się obudzić. Ale będzie potrzebować kosztownej rehabilitacji. Byłem już w banku, ale kredyt, jaki mi dadzą pokryje koszt jednej tury rehabilitacji. – poczuła jak świat ucieka jej spod stóp. Wiedziała, że musi się pozbierać. Musi coś zrobić.
- Damy sobie radę tato. Zdobędę te pieniądze. Teraz proszę jedźmy do niej.
Po pół godzinie ubrana w szpitalne ochraniacze weszła do małej sali na intensywnej terapii. Na jedynym  z łóżek, które znajdowało się w białej sterylnej salce leżała przerażająco blada kobieta, podpięta pod kroplówki i urządzenia, które pikając kontrolowały stan chorej. Hermiona podeszła do łóżka i przysiadła na małym taboreciku. Popatrzyła na twarz swojej matki. Głowę miała obandażowaną, a na twarzy i rękach liczne zadrapania i siniaki.
- Mamusiu – szept pomieszał się z jej łzami. Dziewczyna nie wytrzymała i po jej policzkach płynęły strużki łez. – Dasz radę, damy radę zrobię wszystko by ci pomóc. Wyzdrowiejesz zobaczysz, chociażbym miała harować jak wół. – zamknęła oczy i przyłożyła delikatnie twarz do ręki pani Granger.
- Kochanie…nie… nie płacz – szept był tak cichy, że wydawało jej się, że to omam, ale podniosła głowę do góry
- Mamusiu! – Hermiona patrzyła na to jak jej matka z trudem otwiera oczy. – Nic nie mów, już lecę po lekarze.
Dwadzieścia minut czekała z ojcem na korytarzu zanim lekarz wyszedł z sali.
- Panie doktorze i jak?
- Tak jak mówiłem Panie Granger, pańska żona jest silną kobietą i dobrze zareagowała na leki. Będzie teraz osłabiona, ale powinno być lepiej. Niestety rehabilitacja będzie potrzebna i to najlepiej w Szwajcarskim Instytucie Medycznym. I to jak najszybciej.
- Czy możemy z nią posiedzieć?
- Tak, ale tylko przez kwadrans. Ona musi sporo odpoczywać.
- Dziękujemy.

Po wyjściu ze szpitala Hermiona pojechała z ojcem do domu. Wcześniej wyciągnęła swoje wszystkie oszczędności z banku i wręczyła mu je. Protestował, ale przekonała go, że tak będzie lepiej. Postanowili, że uzbierają jak najwięcej i ojciec pojedzie z matką do Szwajcarii, a ona znajdzie dobrze płatną pracę, żeby uzbierać resztę pieniędzy. Ojciec nie chciał się zgodzić, ale uświadomiła mu, że tak będzie najlepiej. Następnego dnia, kiedy rano sowa przyniosła gazetę Hermiona pierwsze, co zrobiła to otworzyła ją na ogłoszeniach. Po zaznaczeniu kilku, ubrała się i ruszyła pod wskazane adresy. Pod koniec dnia poirytowana wracała do domu powłócząc nogami. Wszędzie gdzie była widziała jak patrzą na nią pracodawcy. Za każdym razem słyszała tylko
- Proszę nie dzwonić, my zadzwonimy do pani – wiedziała dobrze, że to znaczy tyle, co spadaj. Mijała osiedlową tablice ogłoszeń, gdy dostrzegła kolorowe ogłoszenie.
„Klub 210K poszukuje młodych kobiet powyżej 20 roku życia, do pracy w klubie. Gwarantujemy pracę w miłym zespole oraz wysokie zarobki. Londyn ulica Na zakręcie 210 niedaleko Pokątnej” W normalnych warunkach nie zwróciłaby uwagi na to ogłoszenie, ale nie dzisiaj. Nie teraz, kiedy tak bardzo potrzebowała pieniędzy. Popatrzyła na zegarek i zanim się rozmyśliła teleportowała się na Pokątna. Na zakręcie był jedną z mniejszych uliczek położonych w niedużej odległości od głównej ulicy. Bez problemu odnalazła klub, który mieścił się w wysokim obskurnym budynku. Nad małym wejściem powieszono czerwony neon 210K. Weszła do środka. Lokal był prostokątnym wysokim pomieszczeniem, urządzony w kolorach bordo i czarni. Pod ścianami znajdowały się loże, a na środku ustawiono okrągłe stoliki. Dostrzegła bar, a najdłuższą ze ścian zajmowała scena, w której wbudowane wysokie srebrne rury. Hermiona zastanawiała się, co ona w ogóle tutaj robi, ale wyrzuciła z głowy te myśli, kiedy przypomniała sobie mamę leżącą na szpitalnym łóżku, taką bladą i kruchą zdaną całkowicie na nich. Dlatego ruszyła do baru, gdzie za blatem skąpo ubrana dziewczyna wycierała szklanki.
- Słucham, podać coś?
- Nie dziękuję. Przyszłam w sprawie ogłoszenia o pracy.
- Aha, poczekaj chwile zawołam szefa. – znikła za kurtyną, która oddzielała tylne pomieszczenia od głównej sali. Po chwili wróciła, a za nią szedł mężczyzna. Hermiona oceniła, że może mieć góra trzydzieści lat. Był wysoki, stawiała na jakiś metr dziewięćdziesiąt pięć,  blond włosy i ciemne prawie czarne oczy.
- Witam, nazywam się Denis. Jestem właścicielem klubu.
- Hermiona Granger. Przyszłam w sprawie pracy.
- Tak mi się wydawało, że skądś cię znam. To o tobie rozpisywały się pół roku temu gazety w sprawie tej afery.
- Niestety tak. – już wiedziała, że zaraz jej powie, że nic z tego
- No i dobrze, ministerstwu się należało – zdziwiona popatrzyła na niego
- To tobie, to nie przeszkadza?
- Nie. Nawet mi to pasuję. Czyli chciałabyś u nas pracować. Powiedź mi ile masz lat i czy miałaś kiedyś styczność z tańcem na rurze?
- Mam dwadzieścia jeden lat. Nigdy nie miałam styczności z takim rodzajem pracy. – przekonywała się w duchu, że słusznie postępuje. W końcu robiła to dla mamy.
- No to będziesz musiała przejść szkolenie. Jesteś pewna tego, że chcesz tu pracować?
- Tak. – Mama musi przejść rehabilitację – Ile wynosi wynagrodzenie?
- Dwadzieścia pięć galeonów za noc plus napiwki. Jeżeli jesteś pewna, że chcesz podjąć tą pracę, to pójdę przyszykować umowę, a ty porozmawiaj sobie z Lolą. – wyszedł, a naprzeciw niej za barem usiadła ta sama dziewczyna, która przedtem wycierała szklanki. Była drobną farbowaną blondynką o zielonych oczach i przyjaznym uśmiechu.
- Lola. – wyciągnęła rękę przez blat.
- Hermiona. Długo tu pracujesz?
- Od dwóch lat.
- To ile masz lat?
- 20. Tak wiem, pracę tą można podjąć od dwudziestego roku życia, ale Denis przyjął mnie jak miałam osiemnaście i pozwolił pracować za barem.
- Denis naprawdę tyle płaci?
- Tak. Niektóre dziewczyny dorabiają dodatkowo.
- Dodatkowo?
- Tak. Na zapleczu są specjalne pomieszczenia, gdzie dają indywidualne pokazy dla klientów. A niektóre korzystają z pokoi na górze. Co do tego, to Danis woli udawać, że nic o tym nie wie. – musiała dojrzeć przerażoną minę Hermiony, bo się zaśmiała – Ej, spokojnie. To nie należy do naszych obowiązków. Jeżeli nie będziesz chciała nikt cię do tego nie zmusi. Dodatkowe występy i nie tylko to wybór należący do ciebie, albo to robisz albo nie. Na przykład ja tego nie robię. Do naszych obowiązków należą pokazy, oraz potem zabawianie gości i staranie się żeby kupowali jak najwięcej drinków.
- No to mnie uspokoiłaś.
- Jestem z powrotem. Proszę o to umowa.- właściciel baru wyciągnął w jej stronę pergamin -  Przeczytaj, uzupełni swoje dane i jakby, co to pytaj. A tutaj masz pióro. – przestudiowała umowę, chwilę się zawahała, po czym uzupełniając swoje dane złożyła podpis. – No to załatwione. Witamy na pokładzie. Musimy tylko zrobić coś z twoim imieniem.
- Moim imieniem?
- Tak, dziewczyny nie używają tutaj swoich prawdziwych imion. Albo mają jakąś ksywkę, albo zdrobnienie od imienia. Lola naprawdę nazywa się Adriana.
- To może Miona? – popatrzyła na swojego szefa.
- Dobre, może być Miona. Pasuje. Więc tak Miona od jutra zaczynasz szkolenie. Zajmie się tym Lola. Będziesz przychodzić na czternastą i będziecie ćwiczyć do osiemnastej. Dzięki temu Lola będzie miała dwie godziny na przyszykowanie się do wieczornego występu. Pracujesz od ósmej wieczorem do piątej nad ranem. Czasami nie występujesz tylko stoisz za barem. Najlepiej zostań dzisiaj. Poznasz resztę naszego zespołu i zobaczysz jak funkcjonuje klub. Pomożesz Loli za barem. Skarbie – tym razem zwrócił się do Loli - zrób jej szybkie szkolenie, co i jak, byście sprawnie pracowały wieczorem. A i znajdźcie jakieś ubranie w szafie, bo niestety twoje eleganckie wdzianko nie pasuję do dzisiejszej pracy. Do zobaczenia za godzinę. Przyprowadzę resztę.
- No to wskakuj za bar jak wszystko załapiesz to pójdziemy cię przebrać. – godzinę później siedziały w małym pomieszczeniu nad barem. Widać było w nim cztery szafy. Na prawie każdej naklejone były dwa imiona. Lola podeszła do szafy ze swoją naklejką.
- Jak widzisz mamy jedna szafę na dwie osoby, dlatego będziemy miały wspólną szafę, bo reszta jest zajęta. Mam nadzieję, że ci to nie będzie przeszkadzać.
- Oczywiście, że nie. Tak w ogóle to chciałam ci podziękować za to, że starasz się mi to wszystko wytłumaczyć.
- Nie ma, za co. Wydaje mi się, że mamy szansę się zaprzyjaźnić.
- Ja też.
- Trzymaj, przymierz to – rzuciła w jej stronę króciutką, czarną, skórzaną spódniczkę, a do tego bordowy koronkowy top bez ramiączek. Hermiona przebrała się i krytycznie popatrzyła w lustro. Nigdy nie myślała, że będzie tak ubrana. – Super, nawet ten twój czarny stanik ci pasuje. Tylko odepnij ramiączka.
- Dziewczyny jesteście tam?
- Tak Den, już idziemy. – kiedy wyszły z powrotem na główną sale przy jednym stoliku siedział Denis w towarzystwie sześciu dziewczyn i dwojga mężczyzn.
- O widzę, że jesteście już gotowe. Miona pozwól, że ci przedstawię innych pracowników klubu. To są dziewczyny, z którymi będziesz pracować: Sisi, Meg, Vika, Oli, Rossa oraz Ani. Ci dwaj dobrze zbudowani panowie to Tom i Mark, są naszymi ochroniarzami, więc jeżeli miałabyś jakiś problem z klientem to możesz zwrócić się z tym do mnie albo do nich. Moi drodzy mam nadzieję, że ciepło przyjmiecie Mionę w nasze szeregi oraz pomożecie jej się zaaklimatyzować. – przywitała się ze wszystkimi. Zamieniła kilka zdań z każdym z nich, po czym Denis podgonił wszystkich do pracy. Wróciła do domu o wpół do szóstej nad ranem. Cały wieczór serwowała z Lolą drinki i obsługiwała klientów za barem. Zrzuciła buty i z trudem doszła do łóżka, na które padła natychmiastowo zasypiając.
---
Zapewne części z was nasunęło się pytanie dlaczego nie pożyczyła pieniędzy od Harrego, Rona czy kogoś innego. Szczerze to nie wiem, tak jakoś pisząc o nich nie pomyślałam. Dlatego z góry przyjmijmy, że nie mogła tego zrobić.

środa, 10 października 2012

Kiedy słońce zachodzi... 5.


Dzisiaj miałam dodać kolejną część who I am, ale że nie mam napisanej nawet jednej literki postanowiłam dodać to dość długie zakończenie. Miłego czytania.
---
Wszystko stanęło na głowie. Szczególnie dla Malfoya, który chciał tylko wykorzystać byłą gryfonka, ale jak sam się zorientował zaczęło mu na niej zależeć. Uświadomił to sobie, kiedy Hermiona znowu wyjechała na dwa dni tym razem do Włoch.

- Draco coś ty taki markotny?
- Jaki markotny? Wygadujesz głupoty Granger. – siedzieli w jego ogrodzie. Ewidentnie było wdać, że mężczyznę coś gryzie.
- O co chodzi?
- Myślę o jutrzejszej sesji.
- To ostania, ale nie martw się materiału jest na tyle, że bez problemu wybierzecie z Ann odpowiednie materiały. – nie odzywał się. Po chwili popatrzył na nią zimno. Jeżeli można byłoby zabijać wzrokiem on byłby w tej sztuce mistrzem.
- Nie sądziłem, że jesteś taka głupia – te słowa nią wstrząsnęły. Do tej pory sądziła, że dla niego to, co jest między nimi nic nie znaczy. W tym momencie zrozumiała, że jest inaczej. Wstała z swojego fotela i podeszła do niego. Przykucnęła przy nim i wzięła za dłonie niczym małe dziecko.
- Draco, przecież ja nie wyjeżdżam na koniec świata.
- A co mnie to obchodzi – najlepszą obroną jest obojętność. Nie pozwolić dojść emocją do głosu. Zawsze tak postępował i nie chciał tego zmienić. Nie zraził jej tym
- Obchodzi cię. Powinieneś wiedzieć, że nieważne, co teraz zrobisz i powiesz ja i tak będę wiedziała, że ci na mnie zależy. I oczywiste dla mnie jest, że twój humor wiąże się z moim wyjazdem. – milczał jak zaklęty. Nie chciał tego słuchać, nie chciał tego wiedzieć. Przeklinał w myślach samego siebie, że spotkał się z nią dzisiaj. Wstała i popatrzyła na niego. – Nie wiem czy teraz dobrze zrobię, może jestem głupia, ale muszę to powiedzieć. Kocham cię Draco i zależy mi na tobie. Myślę, że ja też nie jestem ci obojętna. Jeżeli tak, to dla twojej informacji jestem w stanie załatwić tak żeby zjawić się w Anglii za tydzień na pięć dni. – trzask teleportacji i już jej nie było.

Właśnie w tamtej chwili uświadomiłam sobie, że pokochałam tego blondwłosego zimnego drania. Nawet mi wtedy do głowy nie przyszło, że to może być ta jedna jedyna największa prawdziwa miłość. 

Po nieprzespanej nocy musiała zastosować dawno nieużywane zaklęcia na ukrycie mankamentów. Musiała to zrobić z dwóch powodów. Allan bardzo marudziłby, że powinna się wysypiać, a tym mocniejszym argumentem do zastosowania tych zaklęć była jej duma. Nie chciała pokazać Malfoyowi, że nie mogła spać w nocy. Aż tak się przed nim nie upokorzy. Ale pan prezes nie pojawił się dzisiaj w salonie. Zakończyli ostatnią sesje. Pożegnali się z Ann i resztą pracowników uznając tym prace za skończoną. W międzyczasie zakradła się do gabinetu prezesa i na jego biurku położyła bransoletkę. Stwierdziła, że w obecnej sytuacji to oczywiste, że powinna ją oddać. Hermiona jeszcze miała zaakceptować ostateczny wygląd materiałów na reklamy, ale to była już tylko formalność. Allan od razu teleportował się do Stanów. Ona jeszcze postanowiła spędzić wieczór u rodziców w domu i na noc wrócić już do swojego mieszkania w Los Angeles.
- Hermiona! – usłyszała głos mamy dochodzący z dołu.
- Zaraz zejdę – leżała na łóżku i patrząc w sufit podrzucała małą gumową piłeczkę. Zawsze tak robiła, kiedy nad czymś rozmyślała. Słysząc pukanie do drzwi złapała piłeczkę do ręki.
- Mamuś mówiłam, że zaraz zejdę. – coś jej jednak nie pasowało. Powietrze obok niej wypełnił zapach przyjemnych dobrze znanych męskich perfum.
- Już nie musisz schodzić. – od razu się podniosła i usiadła z wrażenia. Draco Malfoy właśnie stoi w jej pokoju w rodzinnym domu. Miała świadomość tego, że jego najmniejsza garderoba jest większa niż jej pokój.
- Co ty tutaj robisz? – opanowała się i zwróciła do niego zimnym głosem.
- Chciałem porozmawiać. – nie dał sobie przerwać. – Pewna modelka powiedziała, że jeżeli tylko będę chciał to jest w stanie za tydzień wrócić tutaj na kilka dni, ale to mnie nie obchodzi – nie rozumiała, do czego zmierza, ale czekała na to co powie dalej – Bardziej mnie interesuje to czy ona będzie mogła ogólnie częściej tutaj się pojawiać, czy to tylko ten jeden raz.
- Wiesz wydaje mi się, że to zależy czy miałaby jakiś powód do częstszych przyjazdów.
- A czy takim powodem jest facet?
- Zależy, jaki facet. Bo dla pierwszego lepszego nieznajomego z ulicy nie będzie kombinować jak znaleźć czas.
- A dla mężczyzny, na którym jej zależy i do którego coś czuje?
 - To wszystko już leży w jego rękach, czy jemu też na niej zależy i czy czuje do niej coś konkretnego? – wstała i popatrzyła w jego cudowne oczy, które przypominały jej teraz swoim kolorem wzburzone morze tak jak wtedy w nocy nad kanałem.
- Powiedźmy, że jest dla niego ważna.
- Powiedźmy, że to byłby jakiś powód, ale chyba nie do końca. Bo ważny dla kogoś może być nawet sąsiad. – nie chciała mu ułatwiać. Dobrze zdawał sobie z tego sprawę.
- Jesteś uparta wiesz?
- Wiem – uśmiechnęła się do niego.
- Cholera by cię wzięła.
- Chciałbyś. – uśmiechnęła się przebiegle i czekała na jego ruch.
- Zakochałem się w tobie ty cholerna przemądrzała Hermiono Granger. – sam nie wiedział jak odważył się wypowiedzieć to zdanie. Nic nie odpowiedziała.  Przyciągnęła go do siebie i pocałowała. Siedzieli razem jeszcze prawie dwie godziny. Kiedy zegar wybił godzinę dwudziestą drugą wstała.
- Muszę się zbierać. Jutro o ósmej mam się stawić w agencji. – przytulił ją mocno do siebie.
- Za tydzień przyjedziesz?
- Tak. Jak się uda to może nawet wcześniej.
- Hermiona?
- Co?
- To chyba należy do ciebie. – wyciągnął z kieszeni bransoletkę, którą zostawiła w biurze. Uśmiechnęła się. Wyciągając rękę pozwalając mu zapiąć biżuterie na swoim nadgarstku. Pocałowała go i mocno się przytuliła. Odsuwając się chwyciła go za rękę. Zeszli na dół. Pożegnała się z rodzicami i wychodząc przed dom patrzyła jak siada na swój motocykl i ubiera kask. Kiedy odpalił silnik pomachała mu i teleportowała się.

Musieli całkowicie zmienić swoje życie. Prze kolejne miesiące Hermiona, co tydzień choćby na jeden dzień pojawiała się w Anglii. Nie potrafili zrozumieć jak to się stało, że stracili dla siebie głowy do tego stopnia, że niekiedy Draco pojawiał się u niej choćby na godzinę żeby wypić kawę. Oświadczył się jej dokładnie rok po tym jak wyznał jej miłość. Zaskoczył ją tym. Nie sądziła, że Draco Malfoy będzie chciał się ustatkować. Leżeli w łóżku.
- Z czego się śmiejesz?
- Z tego, że kiedyś pewien mężczyzna coś mi przysłał.
- Co? – nie podobało mu się, że jakiś obcy mężczyzna coś przesyła jego narzeczonej. Może i jest nią dopiero od trzech godzin, ale jednak już jest jego narzeczoną.
- Liścik. Było to dawno temu. Nie wzięłam wtedy tych słów na poważnie. Napisane tam było, „posiądę na własność, na zawsze, na wieczność”.
- Tylko ten mężczyzna nie wiedział, że to będzie działać w obie strony.
- Chce pan mi powiedzieć panie Malfoy, że należy pan do mnie?
- Oczywiście, że tak przyszła pani Malfoy. – słysząc te słowa uśmiechnęła się, ale zaraz uśmiech przerodził się w konsternacje.
- Co się dzieję?
- Nie wiem jak agencja zareaguje na moją zmianę nazwiska.
- No tak. Nie sądziłem, że do tego dojdzie, ale nazwisko Granger jest bardziej znane niż Malfoy – zastanowił się przez chwile - Najwyżej będziesz miała nazwisko dwuczłonowe - pocałował ją mocno przyciągając do siebie

W tym momencie byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. 

Postanowili, że ślub wezmą na wiosnę. Hermiona nie przyznała się narzeczonemu, że zaraz po powrocie do Stanów zgłosiła się do znajomego projektanta z prośbą o zrobienie projektu jej sukni ślubnej. Wystarczył tydzień, żeby gazety rozgłosili to, że supermodelka Hermiona Granger zaręczyła się z prezesem znanej firmy jubilerskiej Sfinks, dziedzicem fortuny Malfoyów,  Draco Malfoyem. Stało się tak, bo dziewczyna nawet na pokazy nie ściągała pierścionka zaręczynowego. A jak przystało na prezesa firmy jubilerskiej był to pierścionek dość okazały. Od zaręczyn Hermiona wszystkie swoje rzeczy przeniosła do rezydencji chłopaka gdzie mieszkała podczas pobytu w Anglii. Jej znajomi pomimo wielkich oporów zaakceptowali jej związek z blondynem. A był to związek wybuchowy. Byli w sobie zakochani po uszy, ale nie znaczyło to, że nie unikali kłótni i sprzeczek. Każde z nich miało trudny, twardy charakter i lubiło stawiać na swoim. Bywało, że nie rozmawiali ze sobą dzień czy dwa, ale nie mogli tego znieść i szybko się godzili.

- Draco? – weszła do jego gabinetu. Tak jak się spodziewała pan prezes siedział z nosem w stercie papierów.
- Kochanie – zerwał się i przytulił ją do siebie. Nie widział jej niecały tydzień, ale czół się jakby nie była w Londynie przez miesiąc.
- Tak sądziłam, że cie tu znajdę jak nie zastałam cię w domu.
- Nie spodziewałem się, że dzisiaj wrócisz.
- Przyjechałam, bo musimy porozmawiać.
- Coś się stało?
- Nic takiego. Chodź do domu tam ci wszystko wytłumaczę – odkąd przeprowadziła się do niego jego dom stał się jej domem w pełnym tego słowa znaczeniu. Jednym ruchem różdżki schował dokumenty do szafki i zaprowadził ja na zewnątrz gdzie stała jego druga miłość, motocykl. Dotarli szybko do rezydencji. Siadając w salonie mężczyzna wyciągnął wino i napełniając kieliszek podał go kobiecie. Sobie za to nalał whisky.
- Nie będzie mnie przez dwa miesiące.
- Słucham? – popatrzył na nią, a w oczach pojawił się chłód.
- Dostałam kontrakt w Japonii. Wiesz, że z dziwnych zawirowań nie można się tam teleportować, dlatego muszę lecieć samolotem. Zdajesz sobie zapewne sprawę, że nie będę mogła pojawiać się w domu. – widziała, że mu się to nie podoba. – wrócę dwa dni przed świętami. Do dziesiątego stycznia będę tylko twoja. Żadnych kontraktów, pokazów. Tylko ty i ja.
- Niech ci będzie. Chociaż te dwa miesiące mi się nie podobają. Znaj moje dobre serce Granger. – uśmiechnął się z lekką pogardą. Dobrze wiedziała, że w tym momencie ją udaje.
- Po prostu masz do mnie za dużą słabość Malfoy. Owinęłam cię sobie wokół małego palca u ręki.
- Tak sobie wmawiaj kobieto – przekomarzali się jeszcze chwile, a następnie dziewczyna wybrała się pod prysznic. Po czym spędzili ze sobą upojną noc.

Jeżeli wtedy znałabym przyszłość za żadne skarby świata nie poleciałbym do Japonii.

Te dwa miesiące było najdłuższymi sześćdziesięcioma dniami w ich życiu. Jakie to dla nich było dziwne. W przeszłości wyśmialiby kogoś, kto powiedziałby, że oni będą za sobą tęsknić. Hermiona pracowała i starała się wykonywać swoje obowiązki jak najlepiej potrafiła, ale była jakaś rozkojarzona. Codziennie pisała i wysyłała do niego listy za pomocy sów, by potem czekać na odpowiedź od niego. W czasie wolnym zwiedzała Tokio. Cieszyła się jak dziecko, gdy udało jej się znaleźć prezenty na gwiazdkę dla swoich najbliższych. Kiedy nadszedł ostatni dzień kontraktu czuła się jakby dostała skrzydeł. Po sesji wpadła jak burza do mieszkania, które zajmowała przez ten czas. Jednym ruchem różdżki spakowała wszystkie swoja rzeczy, wzięła szybki prysznic, narzuciła na siebie świeże ciuchy i ruszyła na dół, gdzie już czekała na nią taksówka. Nie mogła się doczekać tego, aż wyląduje na lotnisku w Londynie. Nie zniechęcała się tym, że czeka ją kilkunastogodzinny lot. Kiedy wylądowali jak najszybciej się dało dotarła do wyjścia. Stanęła i rozglądała się za jasną czupryną. Ludzi ubywało, a jego dalej nigdzie nie było widać. Zrobiło jej się trochę smutno, ale nie miała czasu na rozmyślania. Wyszła na zewnątrz i znalazłam ustronne miejsce, z którego teleportowała się do domu. Weszła do środka.
- Draco! – nie otrzymała odpowiedzi – Draco jesteś tu? – dalej cisza. Nagle za sobą usłyszała cichy trzask. Odwróciła się z uśmiechem na twarzy spodziewając się zobaczyć tak jej drogie zimne oczy, w których tylko ona potrafiła dojrzeć ciepło i wiele miłości. Ale niestety jego tam nie było.
- Panienka Hermiona. – mały skrzat ukłonił się nisko.
- Czy wiesz, gdzie jest Draco?
- Nie panienko. Panicz Draco wyszedł rano i do tej pory nie wrócił. Czy mogę coś jeszcze dla panienki zrobić?
- Nie, dziękuję. Możesz odejść Rzepko. – skrzat znikł, a ona wyszła z domu. Pomimo zmęczenia nie zamierzała odpoczywać. Najbardziej na świecie chciała przytulić się do ukochanego męskiego ciała. Po chwili stała pod sklepem, na którego wystawie prezentowano biżuterie. Weszła do środka, kiwnęła sprzedawcą głową i po schodach wbiegła na pierwsze piętro. Nie pukając pchnęła drzwi i stanęła w progu.
- Hermiona, wróciłaś – ładna blondynka podeszła i mocno ją przytuliła.
- Cześć Granger. Dawno cię nie widziałem słonko.
- Cześć Diabełku. – uśmiechnęła się do wysokiego bruneta. Zdążyła go polubić przez ten rok. W końcu był to najlepszy przyjaciel jej narzeczonego.
- Gdzie zgubiłaś Smoka?
- Nie zgubiłam go. Ja jeszcze go nie spotkałam. Myślałam, że zasiedział się nad papierami i jest tutaj.
- Chyba sobie żartujesz? On i zapomniał? Od wczoraj latał tutaj jak kot z pęcherzem i nie mógł na niczym się skupić. Dzisiaj wpadł tutaj, ale jakieś prawie dwie godziny temu poleciał, żeby zdążyć dojechać na lotnisko przed twoim przylotem.
- To gdzie on jest? Na lotnisku, go nie było. W domu też nie. – ogarnęły ją złe przeczucia. Już na lotnisku to poczuła, ale starała się je zdusić w zarodku.
- Może się minęliście? – wzruszyła ramionami i opadła na krzesło zastanawiając się, gdzie podział się Draco. Już niedługo mieli się o tym przekonać. Ann podała jej szklankę soku.
- Gdzieś go wcięło, ale to przecież Draco to u niego normalne.
- Masz rację Annabell – uśmiechnęła się szczerze.
- W takim razie opowiadaj teraz jak było w Japonii? – nawet nie zaczęła, bo na korytarzu usłyszeli kroki. – Widzisz jednak zguba się znalazła. – słysząc słowa Blaisa uśmiechnięta Hermiona wstała i otworzyła drzwi stając oko w oko z mężczyzną ubranym w policyjny mundur.
- Dzień dobry nazywam się Johanson – wyciągnął odznakę i pokazał ją dziewczynę. – Chciałbym rozmawiać z panią Hermioną Granger
- To ja, proszę bardzo – nie wiedziała, co się dzieje. Gestem ręki zaprosiła mężczyznę do środka. Kiedy zauważył w środku Annabell i Blaisa zatrzymał się.
- Czy moglibyśmy porozmawiać na osobności?
- A o co chodzi?
- O pani narzeczonego. – słysząc to coś nią szarpnęło. Zbladła, co nie uszło uwadze Zabiniego, który podszedł i stanął obok niej.
- To jest kuzynka i najbliższy przyjaciel Draco, dlatego nie mam przed nimi tajemnic proszę mówić.
- Jak pani uważa. Czyli jest pani narzeczoną pana Dracona Malfoya?
- To chyba już ustaliliśmy, czy nie tak? - warknęła
- Oczywiście – funkcjonariusz trochę się speszył. – Niestety nie mam dla pani dobrych wiadomości. Dzisiaj o czternastej doszło do wypadku, w którym najprawdopodobniej zginął Draco Malfoy. – nic nie powiedziała. Upadłaby jakby silne ręce Diabła jej nie złapały. Posadził ją w fotelu – Muszę prosić, aby ktoś z państwa zidentyfikował zwłoki. Namiar na panią znaleźliśmy w dokumentach pana Malfoya.
- Jak to się stało? – zadała pytanie słabym głosem. Ledwo mogła mówić.
- Pan Malfoy jechał na motorze. Podejrzewamy, że przekroczył dozwoloną prędkość. Nie zdążył wyhamować przed ciężarówką. Jej kierowca nie zatrzymał się na czerwonym świetle. – słuchała go, ale nie rozumiała jego słów. – Panie..? – zwrócił się do Blaisa.
- Zabini
- Panie Zabini czy odprowadzi mnie pan do wyjścia?
- Dobrze. – kiedy wyszedł zapłakana Ann podeszła do Hermiony przytulając się do niej mocno. Ona nie mogła płakać. Jedynie w głowie słyszała wrzask – To musi być kurwa jakiś głupi żart, cholerny głupi żart!!!!
- Panie Zabini. Nie będę owijał w bawełnę. Radziłbym, żeby to pan zjawił się w kostnicy. Z ciałem pana Malfoya nie jest tak źle jakby mogło się wydawać, ale moim zdaniem lepiej, żeby żadna z tych kobiet nie musiała tego robić.
- Ma pan racje. Dziękuje panu bardzo. Do godziny zjawie się w kostnicy. – pożegnał się i wrócił do pokoju.

- NIE MA MOWY!  - z hukiem odstawiła szklankę na stolik. W tym momencie chciała rozszarpać Zabiniego. Chciała wyładować złość, a on dawał jej do tego pretekst.
- Hermiona on ma rację – Ann trochę się uspokoiła.
- Nie. Powiedziałam NIE i koniec. Idę tam z tobą, albo sama. Wybieraj – skapitulował chciał dobrze, ale nie dała się przekonać. Pół godziny później wysiedli z jego auta, który zaparkował pod szarym budynkiem. Zbladła jeszcze bardziej, chociaż myślał, że to już niemożliwe.
- Hermiona może jednak poczekasz w samochodzie? – pokręciła głową
- Blaise? A co jeżeli to prawda. Co jeżeli to naprawdę on? – i co on miał jej odpowiedzieć? Przecież nie powie jej, że wszystko będzie w porządku. Zamiast tego podszedł i ją mocno przytulił. Myślał, że kobieta się rozpłacze, ale ona dalej była tylko przeraźliwie blada jakby ubrała na twarz upiorną maskę. Wziął ją za rękę i weszli do kostnicy. Wnętrze niedużego budynku było dla niej okropne. Cisza była tak przerażająca, że włosy na karku stawały dęba. W powietrzu unosił się zapach formaliny. Podeszli do biurka, przy którym siedział młody mężczyzna.
- Czym mogę państwu służyć?
- Mieliśmy się zgłosić w sprawie identyfikacji zwłok – Diabła denerwowało to, że człowiek za biurkiem jest w dobrym humorze. Czy on nie widział, że Hermiona cierpi? Zachowywał się jak jakiś recepcjonista w pięciogwiazdkowym hotelu.
- Tak mam to zapisane. Proszę chwile poczekać. – po chwili wrócił do nich w towarzystwie starszego mężczyzny.
- Dzień dobry jestem doktor Riend.
- Nie wiem czy taki dobry doktorze. To jest Hermiona Granger, a ja jestem Blaise Zabini – tym razem z ulgą stwierdził, że starszy mężczyzna zachowuje się bardziej taktownie.
- Pozwolą państwo za mną. – wprowadził ich do pomieszczenia, w którym stały trzy stoły, a ściany pokryte były szafami z lodówkami. Doktor podszedł do jednego ze stołów, na którym leżało coś dużego przykrytego białym prześcieradłem. – Czy są państwo gotowi?
- Nie i nie będziemy gotowi. Proszę miejmy to za sobą. – odezwała się pierwszy raz od wejścia do kostnicy.
- Dobrze. Bardzo proszę mi powiedzieć czy to jest Draco Malfoy? –Hermiona powtarzała w głowie jedne i te same słowa niczym mantrę: Proszę niech to nie będzie Draco. Proszę niech to nie będzie Draco. Wtedy lekarz odsłonił kawałek płótna ukazując twarz leżącego na stole nieboszczyka.
Czas stanął wtedy w miejscu, a moje serce rozpadło się na tysiące mikroskopijnych kawałków z niewyobrażalnym bólem.

- NIE! NIE! TYLKO NIE TO – rozpłakała się histerycznie szlochając. Przytuliła się do zimnego ciała leżącego na stole. Ciała człowieka, którego tak bardzo kochała. Mężczyzny, który był dla niej wszystkim i tylko dla niego chciała żyć. Nie mogła w to wszystko uwierzyć. Pragnęła, aby ktoś obudził ją z tego koszmaru. Bo to wszystko musiał być koszmar. Nie wierzyła, że to zimne ciało leżące na stole to jej Draco. Widziała te same platynowe włosy, jasną skórę twarzy, którą teraz pokrywały liczne otarcia. Błagała w myślach Boga, by to był jego głupi żart. Żeby mężczyzna leżący na stole tylko spał. By za chwile otworzył oczy i przytulił ją kołysząc uspokajająco w swoich ramionach. By mogła poczuć tak dobrze znany sobie zapach jego perfum. By zaśmiał się z jej głupoty. Ale on leżał taki nieruchomy, taki nie jej.
- Hermiona – cichy głos
- Zostaw mnie, zabieraj łapy- odtrąciła ręce Blaisa i jeszcze mocniej przywarła do ukochanego, który w tym momencie był zimny jak lód. Nie wiedziała ile tak trwała. Łzy nie chciały przestać płynąć. Nic się w tym momencie nie liczyło. Była tylko ona i jej ból. Nie miała już siły się przeciwstawić, kiedy Diabeł odciągnął ją w końcu od Dracona. Na siłę zabrał ją stamtąd i wsadził do auta. Zanim dojechali na miejsce wyczerpana opadła z sił i zasnęła. Mężczyzna wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni, gdzie ułożył ją na łóżku i zamykając cicho drzwi wyszedł z pokoju. Ale ona dalej trwała w swoim koszmarze. Cały czas śniła o momencie, kiedy lekarz sądowy odsłaniał tak ukochaną przez nią twarz. Twarz, którą znała na pamięć. Której już nigdy nie zobaczy, nie poczuje jego ust, oddechu, nie usłyszy jego głosu.

Obudziła się wykończona. Pierwsze, co zauważyła to fakt, że nie jest u siebie. Ucieszył ją to. Miała nadzieje, że dalej jest w Tokio, a te wydarzenia to był jeden wielki koszmar. Draco żył i już niedługo się z nim spotka. Kiedy wstała dotarło do niej, że nie jest to tokijskie mieszkanie, które zajmowała na czas pobytu w Japonii. Wstała i wyszła z nieznanej sobie sypialni. Widząc korytarz zorientowała się, że jest w domu Zabiniego. Dobrze to wiedziała, bo od czasu, kiedy jest z Draco często tu z nim bywała. Widać musiała zabalować wczoraj z chłopakami i to nieźle, bo nie pamiętała tego. Przechodząc koło lustra, przestraszyła się, że ktoś za nią idzie. Odwróciła się, ale korytarz był pusty. Cofnęła się i spojrzała w szklaną tafle. Zobaczyła kobietę o długich, ciemnobrązowych, kręconych włosach, bladej twarzy oraz czerwonych zapuchniętych oczach. Wtedy ból wrócił niczym wielka fala. Przypomniała sobie wszystko. Pojawienie się policjanta, wizytę w kostnicy i jej Draco na blaszanym stole.
- Wstałaś już – usłyszała cichy szept. Odwróciła się i zobaczyła Diabła. Nie wyglądał najlepiej. Ewidentnie było widać, że dużo wczoraj wypił.
- Blaise błagam cie powiedź, że to nieprawda. Powiedz, że on jest na dole i pił wczoraj z tobą. – w jej oczach pojawiły się łzy. Opuścił głowę, ale i tak dostrzegła łzy w oczach mężczyzny. Nie musiał mówić nic więcej. Wyminęła go idąc przed siebie.
- Hermiona! Hermiona! – nie zatrzymała się, a nawet przyśpieszyła
- Hermiona, dokąd idziesz? – na dole spotkała Ann, która nie była w lepszym stanie niż ona.
- Do domu.
- To chyba nie jest dobry pomysł. – Blaise zszedł z góry i stanął obok blondynki. Te włosy tak podobne do jego włosów. Tych ukochanych platynowych kosmyków. Znowu piekący ból w miejscu, gdzie przedtem miała serce.
- Jest. Wracam do domu. Sama – podkreśliła ostatnie słowo zanim, któreś z nich zdarzyło coś powiedzieć. Wyszła i teleportowała się.
- Rzepka! – krzyknęła zaraz po przekroczeniu progu. Skrzat w mgnieniu oka zjawił się przed nią. Popatrzył niespokojnie na stojącą przed nim kobietę, ale nie skomentował jej wyglądu.
- Tak panienko?
- Dopilnuj żeby nikt mi nie przeszkadzał.
- Oczywiście – zanim skrzat się ukłonił ona wbiegała na górę po schodach. Wpadła do jego gabinetu. Stanęła i wpatrzyła się w fotel odwrócony przodem do okna. Tak bardzo chciała, żeby odwrócił się i zobaczyłaby w nim Draco. Jak zawsze uśmiechającego się tajemniczo do niej. Ale fotel był pusty. Ból znowu przeszył jej klatkę piersiową. Podeszła i usiadła. Ręką sięgnęła w stronę regału biorąc skórzany album. Otworzyła go. Pierwsze zdjęcia pochodziły z sesji fotograficznej promującej Sfinksa. Przytulona do niego patrzyła mu hardo w oczy. Wtedy jeszcze go nie kochała, a może nie chciała tego wiedzieć. Zaczęła przerzucać strony. Zdjęcia z pierwszej wizyty Draco w Los Angeles, wspólny wyjazd. Zaczęła płakać przewracając kolejne kartki. Dotarło do niej, że więcej nie zobaczy tego kpiącego uśmiechu, sugestywnie uniesionej prawej brwi. Drapieżnego błysku w oku, kiedy budziło się w nim pożądanie. Wściekła zatrzasnęła album. Jednym mocnym ruchem zrzuciła na podłogę wszystkie rzeczy leżące na biurku. Rozległ się trzask rozbitego szkła, gdy kryształowa szklanka zderzyła się z ziemią. Złapała za karafkę i pociągnęła z niej mocny łyk. Zapiekło ja w przełyku, ale nie przytłumiło to tępego bólu w klatce piersiowej. Wściekła rzuciła nią o ścianę patrząc jak się rozbija, a szkarłatny płyn spływa po jasnej ścianie. Siedziała jak w letargu czując jak ktoś nożem rozcina jej klatkę piersiową. Wstała i przeszła do sypialni. Położyła się na łóżku naciągając wcześniej na siebie jego bluzę. Otoczył ją tak kochany i znajomy zapach perfum. Tak bardzo za nim tęskniła.
- Dlaczego Draco? Dlaczego mi to zrobiłeś? Do cholery Malfoy jak mogłeś mi to zrobić?! Rozumiem znowu chciałeś mi dopiec. Udało ci się. Dokopałeś mi jak nigdy w życiu. Słyszysz udało ci się! Ty skończony, zakochany w sobie kretynie! – zaszlochała zwijając się w kłębek. – Przepraszam to moja wina, nie powinnam lecieć do Japonii, wtedy nie jechałbyś na lotnisko, nic by ci się nie stało. Przepraszam Draco – nie pamiętała, kiedy zasnęła.

Kolejny dzień powitał ją niemiłą niespodzianka. Większość gazet magicznych i mugolskich ozdobiona była ich zdjęciami i informacją o wielkiej tragedii. Kiedy Blaise i Ann przybyli do domu Draco Rzepka poinformował ich, że panny Hermiony nie ma. Wyszła gdzieś rano i jeszcze nie wróciła. Siedziała nad urwiskiem patrząc w ciemne niebo. Było praktycznie jak wtedy, ale tym razem była sama i nigdy więcej się to się nie zmieni. W tej jednej chwili pomyślała sobie, że tak łatwo byłoby wychylić się do przodu i spaść z tego urwiska. Przestać czuć ten wszechogarniający ból. Czy ona tak wiele pragnęła? Chciała tylko być szczęśliwa. Los z niej zakpił. Zakochała się w swoim wrogu. Mężczyźnie, którego nienawidziła przez większość życia. A jego teraz już nie było. Zostawił ją samą przekreślając ich wszystkie nadzieję. Powodując, że była tylko powłoką człowieka bez wnętrza. Wszystko, co było w środku umarło. I nigdy nie miało wrócić. Cierpiała, ale nie miała już łez żeby płakać. Kiedy wróciła do rezydencji w salonie spotkała Annabell i Diabła. Naskoczyli na nią dopytując się gdzie była tłumacząc, że martwili się o nią. Nie zwracając na nich uwagi przeszła obok i udała się do sypialni. Nie chciała ich pomocy i słów pocieszenia. To nic nie da on nigdy nie wróci. Jego już nie ma, została sama i żadne słowa tutaj nic nie zmienią. Zanim weszła do łóżka tak samo jak wczoraj naciągnęła na siebie jedną z jego bluz. Położyła się i zwinęła w kłębek. Zabini stanął w drzwiach, ale widząc ją stwierdził, że lepiej zrobi zostawiając ją samą. Leżała i myślała o nim. O tym ile razy w tym łóżku leżał obok niej i przytulał ją do siebie. Ile razy całował i kochał się z nią. Czego nigdy już nie zrobi.

Trzy dni później odbył się pogrzeb, na który przybyło masę ludzi. Miała serdecznie dość tych wszystkich kondolencji i litujących się nad nią, Ann i Blaisem osób, których nawet nie znała. Po wszystkim przy czarnym nagrobku została tylko trójka ludzi. Jedna z dwóch kobiet upadła na kolana i szlochając patrzyła na nagrobek.

Draco Lucjusz Malfoy
ur.5.06.1980
zm. 22.12.2003

Nie byłoby w tym nagrobku nic dziwnego gdyby niewyryte na dole litery.

„Posiądę na własność, na zawsze, na wieczność.”

Nikt go nie rozumiał oprócz niej i nigdy go już nie zrozumie, to miała być ich tajemnica.

Jeszcze tego samego dnia spakowałem wszystkie swoje rzeczy i wyprowadziłam się z Anglii. Wielokrotnie Blaise, Ann czy Ginny i Harry zapraszali mnie do siebie, ale nigdy nie skorzystałam z zaproszenia. Za bardzo bolały mnie wszystkie wspomnienia z Anglii.  W Londynie zjawiam się raz w roku dokładnie dwudziestego drugiego grudnia. Od dnia wypadku Draco jakoś straciłam serce i zapał do pracy, ale starałam się jakoś funkcjonować. Pomimo tego jedynie zatracając się w pracy mogłam na chwilę przestać o nim myśleć. Kilka lat później skończyłam z modelingiem. Obecnie mam trzydzieści pięć lat. Z własnego wyboru jestem samotną kobietą. Nigdy z nikim nie związałam się i nie zamierzam się związać. Nigdy też nie przestałam nosić bransoletki i pierścionka zaręczynowego. Jedenaście lat temu oddałam swoje serce jednemu mężczyźnie. Zabrał je ze sobą w momencie, kiedy odszedł. Mówią, że z biegiem lat rany się goją. Przekonałam się, że to nie prawda. One dalej są we mnie, ale po prostu nauczyłam się z nim funkcjonować, co nie znaczy, że nie zwracam już uwagi na ból. Staram się żyć, ale każdego dnia myślę o nim. Zabrzmi to banalnie, ale często czuje, że jest przy mnie. W pewnych sytuacjach niemal widzę jak stoi gdzieś z boku i uśmiecha się tak dobrze znanym mi cwanym, cynicznym uśmieszkiem sugestywnie podnosząc prawą brew. Każdego dnia wiem, że on gdzieś tam jest i czeka na mnie. Bo nie ma innego wyjścia. W końcu sam powiedział, że posiadłam go na własność. I nie zamierzam nigdy tego zmienić. Tak łatwo nie dam za wygraną.  Ja księżniczką światła, on panem ciemności. Tak różni, a stanowiący jedność. Bo jak dzień nie istnieje bez nocy, tak ja nie istnieje bez niego.   
----
Podejrzewam, że większość z was będzie chciała mnie zabić za to zakończenie. Też wolę szczęśliwe, ale pisząc to opowiadanie jakoś tak od początku wiedziałam, że będzie to opowiadanie z takim, a nie innym zakończeniem. Inne mi po prostu tutaj nie pasowało, dlatego mi to wybaczcie.