niedziela, 21 września 2014

Architekt - 1

Hej, tak dobrze widzicie ja jeszcze żyję. Ostatnio zaniedbałam bardzo bloga, bo moje życie stanęło na głowie i uczę się w nim funkcjonować. Przedstawiam wam wstęp do nowego opowiadania. Nie wiem czy to będzie długie opowiadane czy kilkuodcinkowiec, bo od kilku miesięcy nawet słowa nie napisałam. Wszystko wyjdzie w czasie. Miłego czytania.
-----

Mała dziewczynka siedząc przy stole zawzięcie rysowała coś ołówkiem. Lekko przygryzała wystawiony język, co świadczyło, że bardzo skupia się na swoim zadaniu. Kiedy tylko skończyła, złapała kartkę i wybiegła z pokoju. Na dole mężczyzna czytał gazetę, kiedy jego uwagę przykuł odgłos zbiegania po schodach. Podniósł głowę i zobaczył jak jego kochana córeczka zbiega na dół . Kręcone włoski uczesane miała w dwa kucyki, które przy każdym kroku zabawnie podskakiwały. Kiedy zatrzymała się przed fotelem w którym siedział, jej twarz rozpromieniła się w szerokim, słodkim uśmiechu.
- Narysowałam dla ciebie – wyciągnęła obrazek przed siebie i usiadła na jego kolanach.
- Dziękuję kochanie, jest śliczny – ojciec popatrzył na rysunek. Widać było, że narysowany został przez dziecięcą rączkę, ale zarazem można było zauważyć, że dziecko posiada duży talent plastyczny.
***
- Hermiona – oderwała się od pracy patrząc na dziewczynę stojąca w drzwiach – Oliver zwołał zebranie w sali konferencyjnej.
- Już idę. – zamknęła teczkę i wyszła z pokoju. Kiedy tylko dotarła do sali konferencyjnej zauważyła, że zebrali się w niej wszyscy pracownicy. Weszła do środka i zajęła swoje stałe miejsce.
- Skoro już jesteśmy wszyscy, to zaczynajmy – Oliver, przystojny trzydziestosześciolatek popatrzył na członków swojego zespołu. – Zaprosiłem was tutaj, bo chciałem wam bardzo podziękować. Dzisiaj rano dostałem list od Easy Corporation. Są bardzo zadowoleni z naszego projektu. A ja jestem z was dumny. Postaraliście się. Stworzyliście ten kompleks hotelowy wspólnie. Każdy z was włożył w ten projekt swój czas i pomysły. Dlatego… - umilkł na chwilę w momencie, kiedy do sali wniesiono tace z kieliszkami - …wznieśmy toast za nasz sukces. Życzę wam i również sobie wielu tak udanych projektów. – pijąc szampana żywo ze sobą dyskutowali.
- Widziałam twój nowy projekt. Jest świetny. – pochwaliła mężczyznę
- Dziękuję, ale mam problem z tymi wewnętrznymi schodami. Coś mi w nich nie pasuje.
- Próbowałeś zastosować podwieszenie?
- Nie pomyślałem o tym. Dzięki. – przytulił ją mocno.
- Hermiona, Lukas – odwrócili się w stronę Oliviera, który do nich podszedł. – Mógłbym was prosić do swojego gabinetu? – kiwając zgodnie głowami ruszyli za swoim szefem. Weszli do dość obszernego gabinetu urządzonego w jasnych kolorach. Rozsiadając się w wygodnych kremowych fotelach czekali, aż szatyn przemówi. – Oprócz listu od Easy Corporation dostałem dzisiaj jeszcze jedną przesyłkę. Mamy nowe zlecenie. Nasz klient jest bogaty. Zwrócił się do nas w związku z tym, że chce wybudować rezydencje letnią dla swojej przyszłej narzeczonej jako prezent z okazji zaręczyn. Zażyczył sobie, żeby otrzymać indywidualnego projektanta, który zajmie się tym projektem od początku do samego końca, czyli do czasu kiedy dom będzie gotowy. Oprócz projektu domu oczekuje konsultacji w sprawie aranżacji wnętrz i nadzoru nad jego realizacją. Problemem jest to, że mamy ograniczony czas. Zaręczyny mają się odbyć dokładnie za pół roku w pierwszy dzień świąt. Za to moim problemem jest podjęcie decyzji, które z was skierować do tego projektu. Dlatego dostaniecie wytyczne i w ciągu dwóch godzin macie opracować wstępne propozycje tego projektu. Nasz klient sam zadecyduje, który projekt bardziej mu spasuje. Proszę tutaj macie dokumenty z wytycznymi – podał im białe teczki w których znajdowały się wszystkie oczekiwania klienta i informacje o miejscu budowy. – No to do roboty. – uśmiechnął się do nich. Wyszli z biura Olivera i ruszyli korytarzem w stronę swoich pokoi.
- No to przegrałaś skarbie – Lukas uśmiechnął się do niej, kiedy stali już pod drzwiami jej gabinetu.
- Jesteś za bardzo pewny siebie. Uważaj bo Ci się noga podwinie – weszła do środka i siadając za biurkiem otworzyła teczkę. Lubiła swoją pracę. Po wojnie wróciła do szkoły i dokończyła swoją edukacje. Potem ku zdziwieniu swoich przyjaciół poszła na mugolski uniwersytet, gdzie zaczęła studiować architekturę. Zadziwiające nie był mugolski uniwersytet, tylko kierunek jaki wybrała. Każdy kto ją znał sądził, że Hermiona Granger pójdzie na coś związanego z prawem, medycyną czy jakimś podobnym kierunkiem. W tym samym czasie szkoliła się w kierunku architektury magicznej. Wcześniej nikt oprócz jej rodziny nie wiedział, że ma duży talent plastyczny. Już jako dziecko wykazywała dość zadziwiające zdolności zaskakując swoich rodziców rysunkami, które wykonywała. Kochała rysować i dlatego związała z tym swoją pracę. Po skończeniu nauki znalazła pracę w magicznym biurze architektonicznym, kontynuując dalszą naukę na mugolskim uniwersytecie. Lubiła swoją pracę i współpracowników. Oliver okazał się przyjaznym i ciepłym człowiekiem dzięki czemu atmosfera w pracy była ciepła i przyjemna. Oczywiście jak można podejrzewać panna Granger okazała się jedną z najlepszych pracownic. Dorównać mógł jej jedynie Lukas z którym często rywalizowała o indywidualne projekty. Ale była to zdrowa rywalizacja. Traktowali to jako zabawę zbierając punkty za każdy zdobyty projekt. Pod koniec roku osoba, która miała mniejszą ilość punktów płaciła za obiad na który wybierali się razem. Równie często razem współpracowali przy jakimś projekcie. Popatrzyła na dokumenty przeglądając ich zawartość. Ewidentnie na pierwszy rzut oka widać było, że klient jest bogatą osobą. Działka była ogromna, położona na Malediwach. Do tego wszystkie oczekiwania i wytyczne tyczyły się materiałów i rzeczy z najwyższej półki. Dziwiła się, że klient szukał projektanta w Anglii, ale to już jego sprawa. Ona miała tylko wykonać projekt. Wyciągnęła duży arkusz i chwyciła różdżkę do ręki. Rzuciła odpowiednie zaklęcia na przybory do rysowania, dzięki czemu wykonane projekty można było oglądać niczym prezentacje multimedialną, a w razie pomyłki łatwo dało się ją zlikwidować jednym zaklęciem. Nie znaczyło to jednak, że wystarczy kilka machnięć drewnianym patyczkiem i rysowanie stawało się prostą czynnością dla każdego. Potrzeba było do tego umiejętności, talentu i pomysłowości oraz cierpliwości. Hermiona posiadała każdą z tych cech dodając do tego wielką pasję jaką było dla niej rysowanie. W skupieniu zabrała się do roboty. Ołówek prowadzony wprawną ręką zdecydowanie kreślił linie na białym arkuszu. Na chwile przestała i machnęła różdżką w stronę magicznego radia, by po chwili pomieszczenie wypełniła spokojna muzyka. Z każdym rysem na arkuszu pojawiał się jej pomysł. Dwie godziny później do jej pokoju weszła Ruby, która była sekretarką Olivera. Uśmiechnięta niziutka blondynka o niebieskich oczach.
- Przyszłam po projekt.
- Proszę – podała dziewczynie tubę w której umieściła swoją pracę.
- Jak tylko klient zadecyduje, którego z was projekt bierze, to poinformuje was o tym.
- Dzięki Ru – dziewczyna wyszła, a Hermiona wzięła do ręki inną tubę i wyciągając z niej duży arkusz, rozłożyła na swoim biurku projekty w których miała dokonać kosmetycznych poprawek. Blondynka weszła do gabinetu swojego szefa i uśmiechnęła się do obydwóch mężczyzn. Podała dwie tuby Oliverowi i wyszła by wrócić do swojej pracy.
- W takim razie zobaczmy, co przygotowali moi projektanci. – wyciągnął arkusze i przypiął je do specjalnych stanowisk, gdzie mogli dokładnie je oglądnąć. Do każdego z nich przyczepiona była notatka z kilkoma informacjami od architektów.
Pierwsza z nich głosiła „Projekt wstępny. Całkowicie do modyfikacji z uwzględnieniem uwag klienta.”
Druga z notatek, również była napisana w formie bezosobowej „Pierwsza opcja planu. Zostanie rozbudowana w dalszych etapach pracy uwzględniając najmniejsze detale i szczegóły” Zawsze tak robili, by klient nie kierował się płcią projektanta.
- Obydwa projekty są ciekawe. – mężczyzna przyglądał się uważnie projektom
- To zawsze może pan wziąć dwóch projektantów.
- Nie. Postanowiłem sobie, że tą sprawą zajmie się jedna osoba, a ja nie mam w zwyczaju zmieniać swoich planów i postanowień. Dlatego – chwila zastanowienia – wybiorę ten projekt – stuknął palcem w jeden z arkuszy.
- Świetnie. W takim razie możemy podpisać umowę. – usiedli i już po chwili podpisywali dokumenty.
- Jak na razie z projektantem będzie się kontaktował mój pełnomocnik. Jestem zmuszony do takiego rozwiązania gdyż jutro wyjeżdżam, ale mam nadzieję, że nie będzie to dla państwa żaden problem.
- Oczywiście, że nie.
- W takim razie ja się już pożegnam.
- Do widzenia – uścisnęli sobie dłonie i klient opuścił gabinet Olivera.
- Słońce – do jej pokoju zaglądnął mężczyzna o intrygującym zielonym spojrzeniu.
- Co jest?
- Szefunio wzywa nas do siebie.
- Jak szefunio woła do siebie to trzeba iść. – roześmiała się i chwytając Lukasa pod rękę ruszyli do gabinetu najważniejszej osoby w firmie.
- Szefuncio chciał nas widzieć? – uśmiechnięci weszli do pokoju Olivera. Słysząc ich pytanie roześmiał się.
- Tak Szefuncio chciał was widzieć wy moje dzieciaczki. Siadajcie. – wskazał im fotele w których siedzieli niecałe trzy godziny temu. – Klient dokonał wyboru – architekci popatrzyli na siebie – Trudno było mu się zdecydować na któryś projekt, ale w końcu zdecydował, że  wybiera projekt pierwszy. – wskazał na projekt, który wybrał klient
- Ha. Siedem do sześciu. Przegrywasz Lu – Panna Granger rozpromieniła się w uśmiechu.
- Nie ciesz się tak, bo do końca roku zostało jeszcze kilka miesięcy. – słysząc pokazała mu język niczym małe dziecko.
- Hermiona jutro zjawi się u ciebie pełnomocnik, który dostarczy ci wszystkie papiery. Klient w późniejszym etapie pracy zajmie się wszystkim osobiście, kiedy wróci z jakiegoś wyjazdu.
- Oczywiście szefie. – posiedzieli jeszcze chwile dyskutując po czym wrócili do swoich obowiązków.
Tak jak mówił następnego dnia zjawił się u niej mężczyzna, który przedstawił się jako Felix Rea. Był osoba uprawnioną do podejmowania większości decyzji. Przyniósł jej grubą teczkę z wszystkimi potrzebnymi dokumentami. Od tamtej pory zjawiał się u niej co dwa dni, żeby kontrolować postępy pracy. Dopracowanie wszystkich szczegółów zajęło jej prawie miesiąc. W końcu zamknęła projekt.
- Dzień dobry pani Granger.
- Witam panie Rea. Skończyłam projekt, teraz musi go pan tylko zaakceptować.
- To nie jest takie proste. Ja nie mogę go zaakceptować – zaskoczona popatrzyła na mężczyznę. Spędza miesiąc nad projektem, a on jej mówi, że  nie może go zaakceptować. W tej chwili miała ochotę go rozszarpać, ale opanowała się. – Problem polega na tym, że projekt ostateczny musi zostać zaakceptowany  przez mojego szefa.
- No to niech pański szef przyjdzie to wtedy omówimy projekt i wszystko będzie w porządku.
- Nie może przyjść. Za to pani jutro uda się ze mną na Malediwy, gdzie on obecnie przebywa. Zobaczy pani działkę i wtedy omówicie projekt.
- Co? – zaskoczył ją. Ona miała jechać na Malediwy. – Ja mam pracę, nie mogę sobie od tak jechać na Malediwy.
- Ależ oczywiście, że pani może. Rozmawiałem już z pani szefem. Spotykamy się tutaj o ósmej. Jak się teleportujemy tam będzie 12.20. Proszę zabrać ze sobą raczej cienkie rzeczy. Na wyspie jest dość ciepło. Średnia temperatura to 28 stopni, a szczególnie teraz kiedy skończyła się pora deszczowa nie są potrzebne tam ciepłe ubrania. To ja się już pożegnam. Dobranoc – wyszedł zostawiając ją oszołomioną.


wtorek, 13 maja 2014

Lena & Sco V

- Pięknie tu. – chciała żeby ta chwila trwała wiecznie.
- Wiedziałem, że ci się spodoba. – pocałował ją w czubek głowy. W tym momencie mógłby pozostać tak na zawsze,  mając ją przy sobie. – Chodź, wejdziemy do środka, jutro czeka nas ciekawy dzień.
- Malfoy, mamy mały problem – popatrzył na nią zaciekawiony – Nie dałeś mi czasu i nie wzięłam żadnych rzeczy. Nie mam nic do spania.
- Jak dla mnie możesz spać nago – popatrzył na nią rozbawiony.
- Malfoy – złapała poduszkę i rzuciła nią w niego.
- Spokojnie. Specjalnie nie chciałem żebyś coś brała. Pamiętasz mieliśmy odciąć się od codzienności – jego wypowiedź przerwało pukanie – Proszę. – Do pokoju weszła ładniutka arabka, niosąca duże pudełko, które położyła na stoliku. Kiedy mężczyzna jej podziękował wyszła z pokoju. – No i problem z głowy – ręką wskazał pudło zachęcając kobietę aby do niego zajrzała. Podeszła i ostrożnie je otworzyła. Wnętrze było podzielone na dwie części. Po jednej stronę zauważyła damskie, a po drugiej męskie ubrania. – Po zameldowaniu poprosiłem o kupienie nam ubrań na jutro i czegoś do spania.
- Widzę, że sobie to wszystko dokładnie zaplanowałeś.
- Co do najmniejszych szczegółów. Idź pod prysznic, potem ja pójdę. Chyba, że chcesz żebym jak dawniej umył Ci plecy? – uśmiechnął się kpiąco.
- Malfoy!
- Spokojnie, tylko żartowałem
- No ja myślę. – po dwudziestu minutach wróciła zwalniając łazienkę. Kiedy wszedł do pokoju, leżała już w łóżku. Położył się obok niej i przyciągnął ją do siebie mocno przytulając. Pozwoliła mu zamknąć się w jego ramionach. Przymknęła oczy z lubością wdychając zapach jego żelu pod prysznic. Czas się zatrzymał. Zarówno dla niej jak i dla niego liczyła się tylko ta chwila. Pierwszy raz od bardzo dawna zasypiając czuła całkowity spokój. Chciała żeby tak było codziennie, ale zdawała sobie sprawę, że to niemożliwe. Teraz jednak postanowiła się tym nie martwić. Do jutra wieczorem mogła o wszystkim zapomnieć i cieszyć się tym, że jest obok.
***
Obudziła się i niepewnie otworzyła oczy. Bała się, że wieczorne wydarzenia były wytworem jej wyobraźni. Powoli uchyliła powieki i pierwsze co zobaczyła to bordowo – żółte ściany ozdobione różnymi ornamentami. Odwróciła się na bok i popatrzyła na śpiącego obok mężczyznę.
- Draco wstawaj. – niemrawe mruknięcie dało jej do zrozumienia, że pod tym względem w ogóle się nie zmienił. Zawsze trudno było go dobudzić. Tłumaczył jej, że jest typem nocnego marka. Lubi długo siedzieć w nocy, a rano późno wstawać.  – To śpij, ja wstaję. – kwadrans później wyszła z łazienki gotowa do tego by ruszyć zwiedzać miasto. Postanowiła nie marnować czasu i nie czekać na mężczyznę. Ubierała buty, gdy nagle mężczyzna złapał ją za rękę.
- Gdzie się wybierasz Granger?
- Zwiedzić miasto – odwrócił ją i popatrzył jej w oczy.
- Bez śniadania i beze mnie? – widziała jego dezaprobatę.
- Jak nie możesz wstać i się guzdrasz? – miał dość jej gadania. Złapał ją mocniej i przyciągając do siebie pocałował. Kiedy odsunął ją od siebie, nie odezwała się, co było mu na rękę
- Słuchaj mądralo teraz poczekasz na mnie. Pójdziemy coś zjeść, a potem zwiedzić miasto. Rozumiemy się Granger? – nic nie mówiąc kiwnęła głową.

Nie musiała długo na niego czekać. Opuścili hotel i udali się do jednej z restauracji serwującej miejscowe jedzenie. Po dość obfitym śniadaniu ruszyli zwiedzać miasto. Była zachwycona oglądając wszystko dookoła. Miasto otaczał czerwony mur jakby pokryty rdzą, ulice i domy miały ten sam odcień.
- Legenda głosi, że kiedy budowano meczet Kutubijja, do którego teraz zmierzamy, to w  Maroko trwała wielka krwawa wojna. Krwi, która się polała było tak wiele, że wszystkie budynki, ulice i chodniki stały się rdzawoczerwone.
- Nigdy nie słyszałam o tej legendzie, chociaż dużo czytałam o tym miejscu. – było to dziwne, gdyż Hermiona od dawna pochłaniała każdą książkę na temat Maroka.
- Zatrzymaj się – złapał ją i wskazał jej palcem gdzie ma popatrzyć. Przed nimi wyrastał wielki meczet, który górował nad „Placem Skazańców”
- Kutubijja. Najbardziej okazały Meczet w Marrakeszu. Wiesz od czego pochodzi jego nazwa? – widząc jego pytające spojrzenie kontynuowała – Od słowa kutub, co oznacza książki. Kiedyś wokół niego odbywały się targi książek.
- No to już rozumiem dlaczego ciągnie Cię do niego. – zaśmiał się, za co dostał kuksańca w bok.
- Nie nabijaj się, tylko chodź. – już po chwili wspinali się na wierzę meczetu. Kiedy weszli na samą górę, zatrzymała się i z zachwytem spojrzała na okolicę. Z tego miejsca rozciągał się widok na całą panoramę miasta. – Malfoy spójrz tam, widać zrujnowany Pałac el Badi. Kiedyś był uważany za najpiękniejszy pałac świata. Tamta budowla to musi być  Meczet Ali ben Yusufa, najstarszy meczet w mieście teraz podobno obok niego mieści się szkoła teologiczna, kiedyś największa szkoła koraniczna w zachodniej Afryce. – zamiast obserwować to, co pokazuje przyglądał się jej. Wyglądała jak dziecko cieszące się z prezentów - Tamto to chyba Jardin Majorelle, czyli park, który podobno jest cudowny. – kiedy stwierdził, że się już napatrzyła, to zabrał ją z wieży, pomimo jej protestów. Przez następne kilka godzin zwiedzali wskazane przez nią z wieży budowle i miejsca. Po objedzie dodatkowo jeszcze zwiedzili grobowce Saadytów, czyli zachowane w idealnym stanie przykłady nekropolii islamskiej, a także leżące pół godziny spacerkiem od  Dżemaa El-Fna dzielnice Gueliz i Hivernage, gdzie znajdują się obecnie banki, drogie i znane na całym świecie sklepy oraz wykwintne restauracje. W jednej z takich restauracji zjedli romantyczną kolację, po czym na nogach wrócili na główny plac. Tam Draco pozwolił Hermionie na wejście w kolorowy tłum, poczucie otaczającej jej atmosfery i wpatrywanie w rozgrywające się dookoła sceny. Od jednej z miejscowych sprzedawczyń kupił jej piękny, delikatny szal. Było już dobrze po północy, kiedy zaciągnął ją w ten sam ciemny zaułek.
- Mam nadzieję, że ci się podobało Granger.
- To było cu… - przerwał jej zatykając usta ręką
- Chciałem, żebyś zapamiętała ten dzień do końca życia. Dobrze wiesz, że musimy się rozstać, chociaż wyobrażałaś sobie nasze życie inaczej. Przykro mi z tego powodu. – pocałował ją i mocno do siebie przytulił.
- Kocham cię Draco. – cichy szept, który usłyszał pomimo tego, że mówiła to w jego koszulę.
- Wiem o tym skarbie – były to jego ostatnie słowa zanim się teleportowali. Po chwili znowu stali w jej salonie. Od razu się od niej odsunął. – Dziękuję za poświęcenie mi czasu pani Carter. Dobranoc
- Dobranoc panie Malfoy – wyszedł zostawiając ją samą. Automatycznie ruszyła do sypialni, gdzie okrywając się szalem, który dostała w prezencie od razu zasnęła.

Potem jeszcze wiele razy myślała o ich wyjeździe. Wracała do niego w myślach starając się żeby wspomnienia te nie wyblakły.
***
Stała i patrzyła jak jej mała córeczka ubrana w białą suknię tańczy ze swoim świeżo poślubionym mężem. Cieszyła się szczęściem swojej jedynaczki. Widać było, że Lena promienieje ze szczęścia.
- Ładnie wyglądasz – odwróciła się i popatrzyła na mężczyznę, który stanął obok niej.
- Dziękuję – od tamtego dnia widzieli się z jakieś trzy razy, żeby w towarzystwie swoich dzieci omówić sprawy organizacyjne zbliżającego się ślubu. Nigdy nie mieli czasu spokojnie porozmawiać. Zresztą żadne z nich nie wiedziało co ma powiedzieć.
- Z czego się tak śmiejesz? – ciekawiło go, dlaczego kobieta uśmiecha się pod nosem.
- Wiem, że mieliśmy do tego nie wracać, ale to co powiem to chyba nic takiego. Kiedyś sobie myślałam o tym, że będziemy mieli wspólne dzieci, a potem wnuki. Patrz jakie to życie jest wywrotne. Będziemy mieli razem wnuki, ale nie tak jak ja o tym kiedyś myślałam.
- Po prostu życie wybrało inaczej.
- Draco. Witam pani Carter – blondwłosa kobieta ujęła Dracona pod rękę
- Pani Malfoy – Hermiona skinęła Astori głową na przywitanie. Nie znała jej zbyt dobrze. W szkole widziała ją może z dwa razy, ale nigdy nie zamieniły ze sobą zdania. Z tych kilku spotkań przed ślubem wywnioskowała, że żona Malfoya jest bardzo zdystansowana.
- Draco kochanie, może w końcu zatańczysz z własną żoną?
- Oczywiście. Przepraszamy na chwilę pani Carter – zostawili Hermionę samą i weszli na parkiet. Pani Carter patrzyła jak jej mężczyzna życia tańczy ze swoją żoną, gdy nagle ktoś jej przeszkodził.
- Na co tak patrzysz? – odwróciła się i kiedy popatrzyła na stojącego obok szatyna uśmiechnęła się szeroko.
- Na tańczące pary. Gdzie zgubiłeś Ginny Harry?
- Rozmawia z jakąś kobietą o babskich sprawach, dlatego od nich uciekłem i przyszedłem do ciebie.
- Miło mi. – usiedli przy stoliku.
- Kto by pomyślał, że twoja Lena zwiąże się z Malfoyem. Do głowy by mi to nie przyszło.
- Uwierz mi Harry mi też nie.
***
- Dziadku, babciu?! – szesnastoletni Alan wszedł do posiadłości Malfoyów ciągnąc za sobą swojego trzyletniego brata, a obok nich podskakiwała pięcioletnia Beety. Słysząc jego wołanie do holu wszedł starszy mężczyzna. Uśmiechał się, ale kiedy zobaczył minę swojego najstarszego wnuka od razu spoważniał
- Co się stało? - zaczął czuć wewnętrzny niepokój.
- Czy Beety i Tonny mogą u was zostać do wieczora?
- Oczywiście, że tak. Dzieciaki biegnijcie do salonu przywitać się z babcią, zaraz do was przyjdę. – kiedy maluchy wybiegły Draco popatrzył pytająco na Alana
- Nie mam za dużo czasu żeby tłumaczyć. W skrócie- babcia Hermiona zmarła dzisiaj w nocy we śnie. – czuł jakby serce mu stanęło. Chociaż od momentu kiedy byli razem minęło tyle lat, on nadal ją kochał, a ona odeszła tym razem na zawsze. – Dziadku ja muszę wracać. – zanim Draco coś powiedział Alan teleportował się.
***
Słońce świeciło ogrzewając twarze osób stojących na cmentarzu. Grupa ludzi zebrała się przy jednym z grobowców żeby ostatni raz pożegnać Hermionę Carter, matkę, przyjaciółkę, bliską osobę. Na cmentarzu był sam. Astoria została w domu z Tonnym i Beety ponieważ razem z Leną i Sco stwierdzili, że dzieciaki są za małe, aby uczestniczyć w pogrzebie i patrzeć na swoją załamaną mamę. Ludzie po kolei podchodzili do czarnego nagrobka kładąc na nim kwiaty. Stanął w tej kolejce jako ostatni.
- Dziadku. – odwrócił się i popatrzył na Alana. – Tata zabrał mamę do domu, a ja jej obiecałem, że poczekam na ciebie
- Nie kłopocz się. Mam ochotę na długi spacer.
- Ale…
- Alan byłem kiedyś w twoim wieku i wiem, że taki chłopak jak ty ma co innego do roboty niż spacerowanie z dziadkiem. Spływaj stąd.– chłopak uśmiechnął się do niego i odszedł. Draco poczekał, aż zostanie sam i dopiero wtedy podszedł do nagrobka. Dziwnie się czuł z myślą, że pod tym czarnym kamieniem leży jego Granger. Tak on uważał, że Hermiona Granger jest i zawsze będzie jego. Schylił się i położył na płycie żółte słoneczniki, które były jej ulubionymi kwiatami.
- Oj Granger nie sądziłem, że posuniesz się do tego by próbować tak daleko uciec. Ale wiesz co? – położył dłoń na płycie – Mi to nie przeszkadza. Znowu będę mógł na ciebie polować tak jak kiedyś. Bo nieważne, gdzie jesteś teraz. Ja i tak cię tam znajdę i tym razem nie pozwolę ci uciec. Kolejny raz nie stchórzę. Czekaj na mnie, a ja cię tam znajdę. Dobrze wiesz, że Draco Malfoy nie rzuca słów na wiatr. – uśmiechając się w tak specyficzny dla siebie sposób wyprostował się i ruszył ścieżką do wyjścia z cmentarza czując przy sobie jej obecność.
---
I to by było na tyle jeśli chodzi o to opowiadanie. Jak zdecyduję która historia będzie następna to zacznę ją publikować.

poniedziałek, 31 marca 2014

Lena & Sco IV

Po wyjściu z biurowca postanowiła nie wracać od razu do domu. Szła przed siebie, nie wiedząc dokąd. Rozmyślała nad tym co się stało. Tyle lat skrywany żal wypłynął na powierzchnie. Łzy zaczęły jej spływać po policzku jedna za drugą. W głowie miała chaos. Nie chciała tam przychodzić, ale musiała to zrobić dla Leny i udało jej się to zrobić. Powtarzała sobie, że wybrała lepszą opcję. Stanęła dzisiaj naprzeciw niego dla swojej córki. Istoty, którą darzyła bezgraniczną miłości. Nie zmieniało to jednak faktu, że wtedy w tym gabinecie miała ochotę zatopić się w jego ramionach i zostać tam na zawsze. Ale on miał żonę. Kobietę, którą wybrał zamiast niej. Sama nie wiedziała kiedy doszła do miejskiego parku. Usiadła na jednej z ławek, nie zwracając uwagi na zimno. Przymknęła oczy i starała się uspokoić.

Do domu wróciła dopiero wieczorem. Była przemarznięta i marzyła jedynie o kąpieli oraz własnym łóżku.
- Mamo to ty?
- Tak kochanie – odwiesiła płaszcz, a kiedy się odwróciła Lena rzuciła się jej na szyję.
- Jesteś cudowna. Nie wiem jak to zrobiłaś, ale ojciec Scorpiusa zgodził się na nasz ślub.
- Po prostu z nim normalnie porozmawiałam. – przytuliła córkę starając się nie myśleć o niczym – Lenka mam tylko jedną sprawę do ciebie - dziewczyna odsunęła się od matki i popatrzyła na nią. – Chodzi mi o to, żebyś nie mówiła Scorpiusowi o tym czego dowiedziałaś się wczoraj.
- Ale dlaczego?
- Nie wiem ile z tej historii opowiedział mu ojciec. Nie chcę w to ingerować. – dziewczyna słysząc słowa matki na znak zgody kiwnęła głową.
- Gdzie byłaś tak długo? Miałaś wrócić szybko, a wcięło cię na tak długo..
- Chodziłam po sklepach…
***
Wolne dni szybko minęły i życie musiało wrócić do normy. Lena wróciła do szkoły, a Hermiona do pracy. Po ciężkim dniu siedziała w fotelu przed kominkiem i pijąc wino czytała książkę. Jej chwilę relaksu przerwał dzwonek do drzwi. Niechętnie wstała i poszła otworzyć. Kiedy tylko to zrobiła, na jej twarzy pojawił się wyraz zaskoczenia.
- Dobry wieczór pani Carter, czy mogę pani zająć chwilę?
- Proszę bardzo panie Malfoy – gestem ręki zaprosiła mężczyznę do środka. - Proszę ściągnąć płaszcz i zapraszam do salonu. Napije się pan czegoś? – ten oficjalny ton był dla niej dziwny.
- Nie dziękuję. Chciałem porozmawiać, ale może jednak przestane być aż tak oficjalny.
- Co cię do mnie sprowadza Malfoy? Jesteś ostatnią osobą, którą spodziewałabym się spotkać na progu mojego domu. – mężczyzna usiadł na sofie, a ona wróciła do swojego ulubionego fotela. Dla zajęcia czymś rąk wzięła do dłoni kieliszek.
- Powiedziałem Scorpiemu, że zgadzam się na ślub.
- Wiem. Lena jak tylko się o tym dowiedziała poinformowała mnie o tym.
- Powiedziałem mu też, że kiedyś coś nas łączyło ale nie wchodziłem w szczegóły. – kiedy się nie odezwała kontynuował – Miałaś rację mówiąc, że mój syn jest inny ode mnie. On ma siłę walczyć o swoje. Ja stchórzyłem.
- Mieliśmy nie wracać do przeszłości.
- Jeżeli mam ją zamknąć, to muszę do niej wrócić jeszcze raz. – bawiąc się kieliszkiem patrzyła na niego. Siedział zaledwie na wyciągnięcie ręki od niej, mogłaby go dotknąć, ale wiedziała, że nie może sobie na to pozwolić.
- No to słucham? – nie chciała o tym rozmawiać. Zbyt wiele ją to kosztowało.
- Spędź ze mną ostatni raz dwadzieścia cztery godziny. Cofnijmy czas i pożegnajmy się tak jak powinniśmy to zrobić wiele lat temu. – nie wierzyła własnym uszom. Na raz wypiła całą zawartość kieliszka i popatrzyła na siedzącego przed nią mężczyznę.
- Ty zwariowałeś Malfoy. Czasu nie da się cofnąć. Jesteśmy już innymi ludźmi. Ty masz żonę. Jak w ogóle możesz mi to proponować i myśleć, że zgodzę się na to byś zdradził ją ze mną. – uśmiechnął się do niej kpiąco widząc w jej oczach tą złość. Zawsze lubił w nie patrzeć. Dla niego tak łatwo było wyczytać z nich wszystkie emocje. Dziewczyna zacisnęła usta. Tak to był cały Draco Malfoy jakiego pamiętała. Piekielnie przystojny, pewny siebie i z nieodłącznym kpiącym uśmieszkiem na twarzy.
- Oj moja mała Gryfoneczko. Jak ty nic nie rozumiesz. Czy ty mnie bierzesz za głupca?
- Zawsze sądziłam, że nie grzeszysz rozumem. – słysząc to przymrużył oczy i podnosząc się podszedł do fotela, na którym siedziała.
- Nie prowokuj mnie Granger, bo nie ręczę za siebie. Wracając do tematu. Nie zamierzam cię zaciągać do łóżka. Dobrze wiem, że nie przyczyniłabyś się do zdrady. Zresztą przez te wszystkie lata mojego małżeństwa nigdy nie zdradziłem żony. – dobrze zdawał sobie sprawę, że nie zrobił tego, bo żadna ze spotykanych kobiet nie była Hermioną Granger. Wystarczyłoby jej jedno skinienie palcem. – Spędź ze mną dobę. Jutro wieczorem będziesz miała ode mnie wolne na resztę życia. – zastanowiła się nad jego słowami. – Co ci szkodzi Granger? – na to pytanie znała dobrze odpowiedź. To, że wystarczyła chwila w jego towarzystwie, żeby powróciły wszystkie uczucia jakie do niego żywiła. A potem nadejdzie ból, który towarzyszył jej cały czas. Przez te lata nauczyła się z nim żyć. Dzięki Lewisowi, który był przy niej, a potem Lenie. Nie wiedziała czy jest gotowa znowu rozdrapać zabliźnione rany, które i tak nie zagoiły się do końca. Czy chwila szczęścia warta była wielu godzin cierpień?
- Dobrze.
- No to chodź – wyciągnął do niej rękę, którą uchwyciła. Od razu poczuła jak przez jej ciało przechodzą ciarki.
- Ale dokąd?
- Zobaczysz. Przecież nie będziemy tego czasu spędzać tutaj w twoim domu. W twojej codziennej rzeczywistości, gdzie jest pełno pamiątek po twoim mężu i rzeczy twojej córki. – nie zdążyła nic powiedzieć, bo w tym momencie poczuła szarpnięcie i silny uścisk w okolicy pępka świadczące o tym, że mężczyzna teleportował ich. Nie wiedziała, gdzie są. Stali w jakiejś ciemnej uliczce.
- Malfoy, co ty wyrabiasz? – uśmiechał się do niej w ten swój charakterystyczny sposób. Przyłożył jej palec do ust dając znak, żeby nie zadawała pytań. Następnie złapał za ramiona i odwrócił o sto osiemdziesiąt stopni. Zaparło jej dech w piersiach. Z trzysta metrów od nich widać było plac, który mienił się tysiącami barw. Ruszyła przed siebie i zatrzymała się dopiero w miejscu, gdzie zaułek łączył się z placem. Nie wierzyła własnym oczą.
-  Dżemaa El-Fna – wyszeptała to jakby każde głośniejsze słowo miało zakończyć ten sen. – Malfoy uszczypnij mnie, bo ja śnie. Wydaje mi się, że właśnie stoję na „Placu straceńców”. Ała to bolało!
- Sama prosiłaś, żebym cię uszczypnął – odwróciła się do niego i popatrzyła mu w oczy. Uśmiechał się do niej pewnie.
- Pamiętałeś.
- Nigdy nie zapomniałem tego co mówiłaś. Zawsze chciałaś zobaczyć Marrakesz. – odwróciła się i rozglądnęła się z zaciekawieniem. Tak wiele czytała o tym miejscu marząc, żeby kiedyś je zobaczyć. Marrakesz miasto położone w południowym Maroku przepełnione historią i tradycją. Przyciągające setki turystów. Plac Dżemaa El-Fan nazywany inaczej Placem straceńców jest położony w samym sercu miasta. To miejsce, które tętni życiem, o każdej porze dnia i nocy, niezależnie od pory roku i pogody. Ruszyła przed siebie rozglądając się po kolorowych straganach. Powietrze przesiąknięte było tysiącami zapachów różnych przypraw, owoców i potraw. Tworzących jeden niepowtarzalny aromat, któremu nie można było się oprzeć. Szedł za nią i patrzył na jej roześmianą twarz. Przystanęła przy grupce gapiów. Stając na palcach zobaczyła starszego mężczyznę siedzącego po turecku.
- Malfoy to jest prawdziwy zaklinacz węży – patrzyła jak mężczyzna panuje nad zwierzęciem. Ruszyła dalej, gdzie obok ludzie oglądali wyczyny żonglerzy. Idąc przed siebie czuła się jakby trafiła do bajki, którą w dzieciństwie czytała jej mama o Alladynie i zaczarowanej lampie. Z zachwytem patrzyła na ręcznie robione dywany, miejscowe ozdoby i bale delikatnych tkanin, które w dotyku były delikatniejsze niż jakikolwiek dotykany przez nią aksamit. Nie zwracała uwagi na płynący czas. Wróciła do rzeczywistości dopiero, gdy mężczyzna złapał ją za rękę i pociągnął za sobą
- Chodź. Nie martw się, wrócimy tu jeszcze – przepychając się przez tłum poprowadził ją w boczne uliczki. Zatrzymał się dopiero przed niewielkim budynkiem, który okazał się hotelem. Budynek był typowym zabytkiem kultury arabskiej. Wejście zdobił kamienny krużganek, a po wejściu do środka na dziedzińcu znajdowała się niewielka fontanna.
- Witam państwa, czym mogę państwu służyć? – koło nich pojawił się mężczyzna. Mówił płynnie po angielsku, ale w jego stylu mówienia zabawnie słychać było nietypowy akcent
- Dobry wieczór. Chcieliśmy wynająć pokój. Mam nadzieje, że mają państwo jakiś wolny?
- Oczywiście. Proszę zostawić swoje bagaże tutaj. Zajmiemy się nimi.
- Nie mamy bagaży – mówiąc to blondyn nie przejmował się niczym.
- To w takim razie proszę za mną. – mężczyzn zaprowadził ich na  pierwsze piętro. Po przekroczeniu progu Hermiona miała wrażenie, że trafiła do arabskiego zamku. Wszystko ją urzekało od kolumn tworzących ścianę po haftowaną narzutę na wielkim łóżku. Wyszła na balkon i z zachwytem popatrzyła przed siebie. Dwie uliczki dalej w całej okazałości było widać oświetlony plac. W tym samym momencie Draco załatwiał jeszcze kilka spraw z mężczyzną z obsługi hotelowej. Stała oparta o barierkę, gdy podszedł do niej i przytulił się od tyłu.

niedziela, 16 lutego 2014

Lena & Sco III

- I co było dalej? – głos córki przywołał ją do rzeczywistości wyrywając ze wspomnień przeszłości.
- Co było dalej? – Hermiona obracała w rękach pusty kubek - Musisz pamiętać, że byłam młoda i bardzo zakochana w Draconie.
- Nie! Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że stałaś się jego kochanką! – dziewczyna nie mogła w to uwierzyć.
- Nie. Dobrze wiesz, że brzydzę się zdradą. Przez te dwa miesiące spotykałam się z ojcem Scorpiusa tak jak wcześniej. Żadne z nas nie poruszało tematu jego ślubu, który zbliżał się z dnia na dzień. W przeciwieństwie do studiów mugolskich, studia prawnicze w magicznym świecie trwają dwa lata. Zresztą jest to dla ciebie oczywiste. Jako najlepsza studentka mogłam w jeden rok zaliczać wszystkie semestry. W ten sposób w ostatni piątek czerwca zakończyłam studia z wyróżnieniem. Tamto popołudnie i wieczór spędziliśmy świętując mój sukces.

- Draco nie żeń się jutro.
- Wiesz dobrze, że nie mam wyjścia. Ale nie rozmawiajmy o tym – przyciągnął ją do siebie mocno przytulając.

- Były to ostatnie chwile, które spędziliśmy razem. Ja to wiedziałam, ale on nie był tego świadomy. W sobotę obudziłam się i uświadomiłam sobie, że za kilka godzin mężczyzna, którego kocham poślubi inną, a potem wyjedzie na miesiąc w podróż poślubną. Dokładnie o drugiej, kiedy on zapewne stojąc przy ołtarzu czekał na Astorię, postanowiłam zmienić swoje życie. Swój plan zaczęłam wdrażać w poniedziałek. Zrezygnowałam z pracy w księgarni, bo dostałam się na staż do kancelarii adwokackiej  Smith & Johanson. Większe zarobki pozwoliły mi na przeniesienie się do większego mieszkania. Starałam się żyć jak normalny człowiek, chociaż cały czas myślałam o Malfoyu. Od właścicielki mojego starego mieszkania dostałam list, że szukał mnie jakiś młody przystojny mężczyzna, ale tak jak prosiłam nikomu nie podała mojego adresu.
- Ale to tak po prostu wszystko się skończyło? Pracowałaś i zapomniałaś o nim?
- Nie. Nie da się zapomnieć o kimś kogo się kocha tak bardzo, jak ja kochałam jego. Nie udałoby mi się, gdyby nie pewien prokurator.
- Tata?
- Tak. Na jednej z rozpraw miałam przyjemność poznać prokuratora Lewisa Cartera. Przystojnego, charyzmatycznego Szkota. Jak potem wiele razy mi mówił, że od razu wpadłam mu w oko. Przez kilka miesięcy starał się o to, żebym się z nim umówiła. W końcu się zgodziłam. I tak po pół roku zostaliśmy parą, a rok później wzięliśmy ślub. Potem pojawiła się w naszym życiu mała rozwrzeszczana dziewczynka, którą nazwaliśmy Lena Carter.
- A co z panem Malfoyem?
- Z Draco nie widziałam się nigdy więcej. Do dzisiaj twierdzę, że to chyba był prezent od Merlina. Od czasu do czasu widziałam artykuły w gazetach o nim i jego żonie. Mam nadzieję, że teraz rozumiesz dlaczego tak zareagowałam na informację o twoich zaręczynach. Ja po prostu martwię się o ciebie. Nie chcę, żebyś cierpiała tak, jak ja kiedyś.
- Rozumiem mamo, ale Scorpius nie jest taki jak jego ojciec. On mnie kocha i nie skrzywdzi mnie.
- Mam taką nadzieję. Dobrze kochanie już późno, chodźmy spać. – wstała i wzięła od córki kubek z zamiarem odniesienia go do zlewu.
- Czy mogę zadać ci tylko jedno pytanie? – popatrzyła niepewnie na matkę
- Słucham?
- Czy ty przestałaś go kochać? Udało ci się o nim zapomnieć? – nie musiała zastanawiać się nad odpowiedzią na zadane pytanie, ale pomimo tego chwile milczała.
- Nie. Nigdy nie przestałam czuć czegoś do Draco Malfoya. Dzięki twojemu tacie przestałam o nim myśleć. Lewis stał się dla mnie najbliższą osobą. Najlepszym przyjacielem i ukochaną osobą.
- Mamuś, kocham cię – Lena przytuliła się do matki.
- Ja ciebie też kochanie. – dziewczyna uśmiechnęła się do rodzicielki i odwróciwszy się ruszyła do sypialni.
***
Cały dom opanowała ciemność jedynie księżyc nieśmiało starał się wkraść do środka. Mieszkańcy pogrążeni byli we śnie wędrując po krainie morfeusza. Nagle ich spokojna podróż została przerwana dźwiękiem dzwonka do drzwi. Hermiona wyrwana ze snu wstała i narzuciła na siebie szlafrok. Idąc korytarzem obok schodów zauważyła córkę wychodząca z pokoju.
- Lena wracaj do łóżka. Ja sprawdzę kto to. – ale dziewczyna nie zamierzała słuchać. Stanęła w połowie schodów i patrzyła na drzwi. Pani Carter przeszła przez hol i przekręcając zamek uchyliła drzwi. Z zaskoczeniem popatrzyła na postać stojącą na ganku.
- Dobry wieczór. Przepraszam, że przeszkadzam, ale nie wiedziałem dokąd pójść.
- Sco? – Lena jak burza zbiegła po schodach i dopadłszy do drzwi otworzyła je na oścież. Popatrzyła na chłopaka, potem na matkę i łapiąc blondyna za rękę wciągnęła go do środka. Hermiona zamknęła drzwi i poszła za nimi do salonu.
- Pani Carter, jeszcze raz przepraszam, ale nie miałem gdzie pójść. Do domu nie mogę wrócić, a dokładniej nie chcę.
- Ale Sco, co się stało? – Lena patrzyła na niego z troską
- Pokłóciłem się z ojcem. Wściekł się jak powiedziałem mu o zaręczynach – Hermiona spodziewała się tego. Kiedy zobaczyła go w drzwiach wiedziała, że Draco Malfoy musiał zrobić synowi niezłą awanturę. – Powiedział, że nie zgadza się na ślub. Mam to gdzieś. Pani Carter ja kocham pani córkę. Kocham Lenę najbardziej na świecie i nie obchodzi mnie w tym momencie, co na ten temat sądzi mój ojciec. Chcę się z nią ożenić. Będę się o nią troszczyć każdego dnia i dbać o to, żeby była szczęśliwa. Wiem, że nie tak powinno to wyglądać. Powinienem przyjść do pani z kwiatami. Miałem to zrobić jutro, ale sytuacja jest jaka jest. Czy zgodzi się pani na to, żebym ożenił się z pani córką? – Hermiona popatrzyła na nich. Widziała, że Lena wstrzymała powietrze czekając na jej decyzję. Tak samo jak widziała w ich oczach miłość, którą się darzyli. Nie mogła swoimi uczuciami z przeszłości skrzywdzić tej dwójki.
- Oczywiście, że tak. – słysząc słowa matki Lena wypuściła z ulgą powietrze, po czym rzuciła się jej na szyję. – Tylko mam jeden warunek. – dziewczyna odsunęła się i podejrzanie popatrzyła na swoją rodzicielkę
- Co tylko pani zechcę.
- Wrócisz teraz do swojego domu…
- Co! – chłopak nie krył zaskoczenia.
- Nie przerywaj mi. Wrócisz zaraz do domu. Nie będziesz na razie rozmawiał z ojcem na temat ślubu. – widziała niezdecydowaną minę chłopaka. – Mówisz, że kochasz moją córkę?
- Najbardziej na świecie.
- Ja też ją kocham najbardziej na świecie i chcę żeby była szczęśliwa. Dlatego musisz mi zaufać i zrobić to o co cię proszę. Tak jak mówiłam wrócisz teraz do domu. Nie będziesz rozmawiał z ojcem na temat ślubu do czasu, aż sam nie będzie z tobą chciał rozmawiać na spokojnie.
- Dobrze proszę pani. W takim razie ja się już pożegnam. Dobranoc – wstał i odprowadzony przez Lenę do drzwi opuścił ich dom.
- Mamo, dlaczego nie powiedziałaś mu tego co mnie?
- Bo to nie należy do mnie. Nie mam prawa mówić o tym Scorpiusowi. Ale nie martw się wszystko będzie dobrze. To co się dzieje to sprawa między mną a panem Malfoyem. I to do mnie należy rozwiązanie tego problemu. Wracaj do łóżka. – patrzyła jak córka wybiegła po schodach. Kiedy zniknęła w swoim pokoju Hermiona udała się do swojej sypialni. Starała się zasnąć, ale nie mogła. Myślała o tym co czeka ją jutro. Kiedy tylko przymykała oczy to pod powiekami widziała twarz przystojnego chłopaka. Mężczyzny, którego jak sama wiedziała, kochała najbardziej na świecie. I tym mężczyzną nie był Lewis Carter. Kochała ojca Leny i to bardzo, ale nie tak jak Draco. To Malfoy skradł jej serce dawno temu i pomimo tego co zrobił i jak bardzo ją skrzywdził, tego serca jej nie zwrócił.
***
- Lenka ja wychodzę.
- A dokąd? – szatynka weszła do holu i przyglądnęła się matce ubierającej płaszcz.
- Muszę załatwić pewne sprawy. Wrócę najszybciej jak będę mogła
- Dobrze mamo.

Stanęła przed wielkim budynkiem i niepewnie popatrzyła na drzwi wejściowe. Nie chciała tego robić, ale wiedziała, że musi. Zrobiła głęboki wdech i przeszła przez szklane drzwi. Zatrzymała się przy tablicy informacyjnej i szybko przeleciała ją wzrokiem. Kiedy znalazła informację o biurze, które ją interesowało przeszła do windy i wyjechała na siedemnaste piętro. Podeszła do dębowych drzwi i pukając weszła do środka. Pomieszczenie okazało się wielkim sekretariatem. Za kontuarem siedziała młoda rudowłosa dziewczyna pilnując dostępu do dębowych drzwi, na których wisiała srebrna tabliczka z napisem Prezes. Zauważywszy Hermionę, odłożyła pióro, którym pisała coś na pergaminie i wstała.
- Witam. W czym mogę służyć?
- Dzień dobrzy. Chciałabym spotkać się z panem prezesem.
- A była pani umówiona? – rudowłosa wzięła do ręki grubą księgę i otworzyła na jednej ze stron.
- Nie, ale…
- Przykro mi. W takim razie muszę panią umówić. Pan prezes ma bardzo napięty grafik. – wzięła do ręki pióro – w najbliższy piątek o piętnastej. Pasuje pani?
- Pani nic nie rozumie. Ja muszę spotkać się z prezesem dzisiaj.
- Mówiłam pani, że to niemożliwe – sekretarka była nieugięta. Hermiona popatrzyła na plakietkę z imieniem przypiętą do bluzki dziewczyny
- Merry, bo tak Ci na imię prawda? – dziewczyna kiwnęła głową – Ja przychodzę tutaj z sprawą prywatną, nie mającą nic wspólnego z waszą pracą. Bądź tak miła i poinformuj prezesa, że chciałabym z nim rozmawiać w dość pilnej sprawie. – Merry zamyśliła się
- No dobrze, chociaż znam pana prezesa i jestem pewna, że nic to nie da. Ale spróbować można. Pani nazwisko?
- Carter.
- Pani Carter proszę ściągnąć płaszcz, usiąść i chwilę zaczekać – niecałe pięć minut później rudowłosa sekretarka wróciła. Hermiona widziała po jej minie, że jest zaskoczona – Pan prezes prosi panią do siebie.
- Dziękuję  – panna Granger uśmiechnęła się do niej miło i ruszyła do wskazanych drzwi. Bała się tego co musi zrobić, ale przecież Gryfoni nie tchórzą. Weszła do gabinetu oznaczonego srebrną plakietką i zamknęła drzwi. Pomieszczenie urządzone było w ciemnej tonacji. Ale nie przyglądała się wystrojowi. Swój wzrok utkwiła w mężczyźnie siedzącym w fotelu za dużym czarnym biurkiem. Blondyn przyglądał się jej z kpiącym uśmiechem na ustach.
- Witaj Granger. Nie sądziłem, że jeszcze się spotkamy. – to nie był Draco, którego widziała ostatniej nocy w jej kawalerce. To był ten Malfoy z siódmego roku w Hogwarcie. Pewny siebie, cyniczny i przy tym wszystkim cholernie seksowny. Pomimo upływu lat nie stracił nic na wyglądzie. Mogłaby nawet pokusić się o stwierdzenie, że wygląda lepiej niż kiedy widziała go ostatni raz. On także jej się przyglądał. Wyglądała perfekcyjnie w czarnej dopasowanej garsonce.
- Ja też Malfoy, ale widać tak musi być. I nie Granger tylko Carter. Chyba wiesz w jakiej sprawie przychodzę?
- Chodzi ci o ten durny pomysł ze ślubem. Nie musiałaś się fatygować zapewniam cię, że nie masz o co się martwić. Nie pozwolę na to, żeby to zrobili.
- I tutaj się mylisz Malfoy – kiedy podeszła do biurka poczuł zapach bzu, który natychmiastowo przywołał wspomnienia. – Nie pozwolę skrzywdzić mojej córki przez twoje głupie poglądy. Lena jest czarownicą i ma matkę mugolaczkę, ale nie znaczy to, że jest gorsza. – słysząc to roześmiał się – I co cię tak bawi?
- Ty myślisz, że ja nie chcę zgodzić się na ten ślub ze względu na jej pochodzenie? – wstał i obszedł biurko. Automatycznie zrobiła dwa kroki w tył żeby zwiększyć dzielący ich dystans.  – A nie przyszło ci do głowy, że nie chodzi mi o jej pochodzenie. Raczej powiedziałbym, że to ma związek z tobą Granger.
- Car…
- Dla mnie zawsze zostaniesz Granger. – widząc, że podchodzi do niej cofnęła się kolejne kilka kroków. W chwili kiedy trafiła plecami na ścianę uśmiechnął się swoim typowym uśmieszkiem jaki pamiętała sprzed lat. W tym momencie wiedziała, że zrobił to specjalnie. To samo zagranie stosował na ostatnim roku w Hogwarcie .
- Malfoy odsuń się ode mnie.
- Nie mam najmniejszej ochoty. To ty do mnie przyszłaś. I ty jesteś w moim gabinecie, a nie ja w twoim. – jego cichy szept pobudzał jej zmysły. Utkwił w niej swoje szare oczy. – Nawet nie wiesz ile czekałem na to spotkanie. – nachylił się nad nią i pocałował. Ale kobieta z całych sił odepchnęła go od siebie.
- Do cholery Malfoy, ty masz żonę! – przeszła kilka kroków w bok, by odsunąć się od niego.
- Mówiłem ci dawno temu, że jej nie kocham.
- Nic mnie to nie obchodzi. To jest twoja żona. A ja nie przyszłam rozmawiać z tobą o niej.
-  Nie zgodzę się na ten ślub.
- Komu ty chcesz zrobić na złość? Mnie czy im? Bo mi się wydaje, że zachowujesz się jak rozpieszczony bachor, który jest na coś zły. Jeżeli ktoś ma prawo być tutaj zły to tylko i wyłącznie ja – zdawała sobie sprawę, że tymi słowami wywoła awanturę, ale nie wytrzymała nerwowo.
- Ja rozpieszczonym bachorem? – zmrużył niebezpiecznie oczy, a jego głos był niepokojąco spokojny i zimny. – Z tego co wiem to nie ja zniknąłem nic nie mówiąc. Zachowując się jakby nic nigdy między nami nie było – odsunął się dwa kroki w tył i patrzył na nią.
- Patrzcie się państwo uraziłam dumę panicza Malfoya. – roześmiała się cynicznie - Posłuchaj co ty mówisz człowieku. To nie ja pewnego dnia oznajmiłam, że biorę ślub. Nie ja chciałam żebyś był moim kochankiem. Podjąłeś takie, a nie inne decyzje i musiałeś się liczyć z ich konsekwencjami.
- Wiesz dobrze, że nie miałem wyboru.
- Nie miałeś? Po prostu nie chciałeś. Bo jak to, przecież to byłby skandal, że panicz Malfoy związałby się ze szlamą i miał dzieci nieczystej krwi. – w złości wyrzucała z siebie cały żal, który do niego czuła przez te wszystkie lata. Zdenerwowany podszedł do niej i łapiąc ją za ramiona wpił się w jej usta. Pocałunek ten nie miał w sobie nic z czułości. Włożył w niego całą złość i urazę z tych wszystkich lat. Kobieta nie była mu dłużna. Kiedy się odsunął bez problemu zauważył, że jej oczy pociemniały.
- Merlinie, ale mi tego brakowało Granger. Tego twojego pyskowania i pewności siebie. – nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo znowu zaczął ją całować. Ale tym razem pocałunek był krótki. Hermiona odsunęła się i patrząc na niego starała się uspokoić. Wiedziała, że nie może tego zrobić. Uciekła od tego tyle lat temu i teraz nie może do tego dopuścić.
- Nie ma już Granger. Jestem Hermiona Carter. A ty Malfoy masz żonę Astorię. Musimy raz na zawsze zapomnieć o przeszłości. Szczególnie musimy to zrobić dla naszych dzieci.
- I co teraz niby będziemy spotykać się na rodzinnych imprezach i udawać, że wszystko jest w porządku? Nie zgadzam się na taką farsę. Tego ślubu nie będzie.
- Szkoda, że nie byłeś taki stanowczy w przeszłości. Masz rację, nie będziemy niczego udawać. Postaram się unikać cię jak najbardziej się da, ale niestety niekiedy będziemy musieli się tolerować.
- Nie wiem po co to mówisz, jak kolejny raz powtarzam ci, że ślubu nie będzie.
- Odbędzie się Malfoy, czy to ci się podoba czy nie. Scorpius jest inny niż ty i wczoraj mi to udowodnił. Nie sądziłam tylko, że twoja urażona duma będzie tak na ciebie wpływać, że jesteś gotów skrzywdzić swojego syna. Chociaż twoja duma nie powinna być urażona. Dam ci czas do namysłu Draco – pierwszy raz od wejścia do gabinetu odezwała się do niego po imieniu. – Jeżeli nie zaczniesz myśleć racjonalnie i nie zmienisz zdania do końca tygodnia, powiem twojemu synowi całą prawdę. Lena już ją zna. – chciał coś powiedzieć, ale mu nie pozwoliła. – Nie odbieraj tego jako szantażu, po prostu chcę żebyś zaczął myśleć racjonalnie. Byś mógł powiedzieć Scorpiusowi, tyle ile uznasz za stosowne. Czas raz na zawsze zamknąć ten rozdział – odwróciła się i ruszyła do wyjścia. Złapała już klamkę, kiedy usłyszała jego pytanie.
- Hermiona czy ty kiedykolwiek mnie kochałaś?
- Jak nikogo na świecie – odpowiedziała szeptem, nie odwracając się do niego. Nie wiedziała czy usłyszał. Wyszła zanim znowu coś powiedział. W gabinecie zapadła cisza. W jego uszach rozbrzmiewało jej ostatnie zdanie. Wypowiedziała go szeptem, ale dla niego brzmiało to jak krzyk - „Jak nikogo na świecie”. Wstał i opuścił swój gabinet.
- Merry odwołaj wszystkie moje dzisiejsze spotkania. Jestem niedostępny dla nikogo.
- Oczywiście, panie Malfoy – odwrócił się i zakładając płaszcz opuścił swoje biuro.

środa, 1 stycznia 2014

Lena & Sco II

No to zapraszam na kolejną część.
---
Kiedy zeszła na dół, matka stała przy kominku oglądając zdjęcia. Gdy Pani Carter zauważyła córkę odwróciła się i podała jej gruby ceramiczny kubek. Z lubością zaciągnęła się zapachem grzanego wina. W tym czasie Hermiona wzięła do ręki jedno zdjęcie i usiadła w fotelu.
- Nie powinnam tak zareagować na twoją informację o zaręczynach.
- Ale zareagowałaś – głos Leny był cichy i smutny.
- Wiem kochanie, przepraszam. Wytłumaczę ci to, chociaż nie będzie to dla mnie łatwe, bo nikt o tym nie wie. – między nimi zapadła cisza. Hermiona przerwała ją zaczynając swoją opowieść. – Jak dobrze wiesz bardzo kochałam twojego ojca... – uśmiechnęła się delikatnie do ciemnowłosego mężczyzny poruszającego się na fotografii. Lewis Carter, to po nim Lena odziedziczyła tak ciemne włosy. Lewis był kochanym mężem i ojcem. Niestety zginął w wypadku kiedy Lena miała jedenaście lat. Hermiona otrząsnęła się z rozmyślań na temat swojego męża i wróciła do swojej opowieści. – ale przed tym nim go poznałam kochałam innego mężczyznę. Byłam wtedy rok starsza od ciebie. Miałam osiemnaście lat i po wojnie wróciłam do Hogwartu.
- Nigdy  mi o tym nie opowiadałaś, kiedy mówiłaś o swoich szkolnych latach.
- Tak jak mówiłam na początku, nikt nie zna tej historii. Wracając do tego co mówiłam. Chłopak ten był na tym samym roku co ja, ale należał do Slitherinu. Przystojny, dobrze wysportowany, arogancki i ironiczny arystokrata o jasnej cerze, platynowych włosach i stalowoszarych oczach. Tak, Draco Malfoy był bardzo przystojnym chłopakiem
- Mamo, przecież to jest ojciec Scorpiusa. – Lena zszokowana patrzyła na matkę.
- Masz rację kochanie, mówię właśnie o ojcu Scorpiusa. Chłopak jest prawie istną kopią Dracona.
- Czy wy byliście parą?
- Można tak powiedzieć. Ale najlepiej będzie jak wytłumaczę ci wszystko od początku. W końcu jak sama powiedziałaś jesteś dorosła i mogę ci powiedzieć o pewnych sprawach z mojej młodości – odłożyła zdjęcie męża na stolik. Wzięła do ręki kubek i upiła trochę aromatycznego napoju. – Musisz wiedzieć, że tata Scorpiusa w czasach młodości był wielkim rasistą. Jako osoba wychowywana w arystokratycznej rodzinie od najmłodszych lat wpajano mu idee czystości krwi oraz to, że nazwisko i rodowód są najważniejsze. Dlatego pomiatał mugolami i osobami takimi jak ja czyli czarodziejami nieczystej krwi. Nienawidził wujka Harrego, Rona i mnie. Mnie ze względu na pochodzenie, Harrego za to, że był popularny, a Rona za to, że był biedny. Nienawidził ich też za to, że przyjaźnili się ze mną. Ze szlamą. Nasze kłótnie, wyzwiska, sprzeczki i pojedynki pomiędzy twoimi wujkami, a panem Malfoyem trwały przez kolejne lata. Wszystko się zmieniło przed i po wojnie. Jakiś rok przed wojną Draco zmienił front i przyłączył się do strony walczącej przeciwko Voldemortowi, pracując jako szpieg. Po wojnie wujek Harry i wujek Ron zostali przyjęci na szkolenia aurorskie, a ja wróciłam do Hogwartu dokończyć naukę. Tak samo zrobił ojciec Scorpiusa. – Hermiona opowiadając przeniosła się myślami do czasów szkolnych.

Brunetka szybko przemierzała szkolny korytarz. Był późny wieczór, dlatego korytarze były praktycznie puste. Większość uczniów siedziała w pokoju wspólnym swojego domu lub we własnych dormitoriach. Wychodząc za zakrętu nie zauważyła chłopaka, który nadchodził znad przeciwka. Dlatego nie uniknęła zderzenia z nim. Na szczęście zderzenie nie było mocne, dzięki czemu dziewczyna utrzymała równowagę i nie upadła na ziemie. Osobnik, który stanął na jej drodze był wyższy od niej, więc musiała podnieść głowę do góry.
- Malfoy.
- Granger, nie wiedziałem, że na mnie lecisz. – chłopak pomimo tego, że się zmienił i przestał być rasistą dalej nie wyzbył się swojej ironii i sarkazmu.
- Merlinie jak mogłeś pozwolić mu to odkryć, chyba ze wstydu zapadnę się pod ziemie.
- Z cynizmem ci nie do twarzy złotko. – chciała go olać i wyminąć ale nie udało jej się.
- Malfoy odsuń się.
- Jakoś mi się nie chce. Może jakaś mała opłata za przesunięcie? – bezczelnie otaksował Hermionę wzrokiem. Musiał przyznać, że panna Granger wyrobiła się w ciągu tego roku. Co tu kłamać, dziewczyna była ładna. Szczupła sylwetka z dobrze zarysowaną linią bioder. Złotobrązowe oczy przypominające mu oczy tygrysa, którego kiedyś miała ciotka Bellatrix. I te krótko ścięte włosy dodające jej drapieżności. Uzupełnieniem tego był jej dość wybuchowy temperament. Niczym żywioł, który chętnie by okiełznał.

- Tak przez jakieś pół roku bawiliśmy się w kotka i myszkę. – na to wspomnienie uśmiechnęła się. Było to jedno z milszych wspomnień z tamtego okresu. – Sama nie wiem kiedy, ale moja nienawiść do niego zaczęła znikać. Sprawy potoczyły się tak, że po przerwie świątecznej spędzonej w zamku zaczęliśmy się spotykać. Oczywiście nikt o tym nie wiedział. Pomimo tego byłam szczęśliwa. Czas leciał, zbliżał się koniec roku. Bałam się tego. Nie egzaminów, ale tego co będzie ze mną i z Draco po szkole. Okazało się, że na początku nie miałam czym się martwić. No może nie do końca. Dostałam się na magiczną uczelnie prawniczą. Chcąc się usamodzielnić, wynajęłam małą kawalerkę i zatrudniłam się w Esach i Floresach jako pomoc sprzedawcy. Przez cały ten czas mój związek z Draco trwał. Ale dalej był to związek utrzymywany w ukryciu. Nie przeszkadzało mi to, ponieważ byłam ślepo zakochana. Dokładniej udawałam, że mi to nie przeszkadza. Tak naprawdę ukrywanie się męczyło mnie. Miałam dość  oszukiwania przyjaciół i wymyślania kolejnych bajeczek dlaczego nie mogę się z nimi spotkać po południu, czy tego dlaczego w wolny dzień ich nie odwiedzę. Za każdym razem kiedy mówiłam o tym Draco, on albo zbywał to machnięciem ręki, albo tłumaczył mi, że ukrywamy to dla mojego dobra. Jak to zwykł mawiać, że nie chce stanąć pomiędzy mną a przyjaciółmi, a zapewne tak będzie jak wszystko wyjdzie na jaw. Starałam się w to wierzyć, ale jakiś czas potem przekonałam się, że byłam naiwna.
- Co masz na myśli mamo? – Hermiona znowu pogrążyła się w swojej opowieści.

Weszła do swojego mieszkania i  widząc go siedzącego w fotelu na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Draco – ucieszyła się widząc go u siebie. Podeszła do mężczyzny i pocałowała go. Od razu wyczuła bijący od niego dystans. Coś go gryzło i to bardzo. Odsunęła się i popatrzyła na niego – Wszystko w porządku?
- Nie do końca. Kupiłem po drodze chińszczyznę, zjesz? - wstał, podszedł do stołu i usiadł. Ruszyła za nim i zajęła krzesło naprzeciw niego. Jedli w ciszy, którą chłopak nagle przerwał.
- Za dwa miesiące żenię się – chłodny głos przebił pustkę
- Co? – słysząc jego wypowiedź zakrztusiła się. Nie spodziewała się tego – Czy mam to rozumieć jako jakiś specyficzny rodzaj oświadczyn?
- Nie – zgłupiała – za równe dwa miesiące na wiosnę żenię się z Astorią Greengrass.
- Ty chyba sobie żartujesz?! – zerwała się przewracając krzesło. – Od roku spotykasz się ze mną, sypiasz ze mną, a teraz jakby niby nic, przy pudełku ryżu z sosem tajskim oświadczasz mi, że żenisz się z inną?
- Hermiona to nie tak. Ja muszę się z nią ożenić. Moja matka na to nalega.
- I dlatego musisz? Bo mamusia ci to powiedziała?
- Nic nie rozumiesz. – jego głos dalej był spokojny i opanowany - Muszę się z nią ożenić żeby na świat przyszedł potomek rodziny Malfoyów – poczuła jakby dostała obuchem w głowę.
- To o to chodzi! O czystość krwi. Ze mną twój potomek nie byłby czystokrwisty. Skaziłbyś jego krew szlamem. Wynoś się z mojego domu – wywarczała to w jego kierunku. Jeżeli miałaby przy sobie różdżkę, najprawdopodobniej potraktowałaby go jakimś miłym zaklęciem. Niestety zostawiła ją w torebce. Mężczyzna za to nic sobie nie robił z jej rozkazów. Dalej siedział przy stole patrząc na nią.
- Wiesz dobrze, że to nie moja decyzja. Wolałbym ożenić się z tobą…
- To dlaczego tego nie zrobisz?! – czuła jednocześnie wściekłość i smutek
- Bo to nie jest takie proste jak myślisz. To moja matka naciskała na ten ślub. Ale musisz wiedzieć, że ja jej nie kocham. Astoria jest mi całkowicie obojętna. – wstał i podszedł do niej. Biorąc jej twarz w dłonie popatrzył uważnie w jej oczy. Przypomniał sobie, jak wtedy w Hogwartcie pierwszy raz pomyślał, że przypominają mu oczy tygrysa. Teraz widział w nich złość wymieszaną ze smutkiem – Obiecuję ci, że ta farsa nic między nami nie zmieni. – te słowa były dla niej niczym sztylet wbity w serce. Poczuła się jakby uderzył ją w klatkę piersiową. Zabrakło jej tchu. Wyrwała się i cofnęła o kilka kroków.
- Ty chyba zwariowałeś! Przychodzisz tutaj i jak gdyby nigdy nic, informujesz mnie, że bierzesz ślub z inną kobietą! Do tego jeszcze śmiesz twierdzić, że to nic między nami nie zmieni?! – nagle się uspokoiła i zaczęła mówić głosem całkowicie wypranym z emocji, co poruszyło go bardziej niż jej krzyki. – Mylisz się Draco. To zmienia między nami bardzo wiele. Zapominasz, że jeszcze tak niedawno sądziłam, że z czasem stworzymy rodzinę. Wydawało mi się, że ty też tego chcesz, ale jak powiedziałam, wydawało mi się.
- Ale ja nadal tak…
- Nie przerywaj mi. W moich planach na przyszłość nie było tego, że będę tą drugą. Nie zamierzam zostać twoją kochanką. Nie będę grała drugich skrzypiec.
- Hermiona wcale nie będziesz grała drugich skrzypiec. Jesteś i będziesz dla mnie najważniejsza.
- Tak będę najważniejsza. Ukrywana i nieistniejąca dla świata. Ta rozmowa nie ma sensu Draco. Proszę cię, wyjdź. – tym razem posłuchał ją i opuścił jej mieszkanie