środa, 1 stycznia 2014

Lena & Sco II

No to zapraszam na kolejną część.
---
Kiedy zeszła na dół, matka stała przy kominku oglądając zdjęcia. Gdy Pani Carter zauważyła córkę odwróciła się i podała jej gruby ceramiczny kubek. Z lubością zaciągnęła się zapachem grzanego wina. W tym czasie Hermiona wzięła do ręki jedno zdjęcie i usiadła w fotelu.
- Nie powinnam tak zareagować na twoją informację o zaręczynach.
- Ale zareagowałaś – głos Leny był cichy i smutny.
- Wiem kochanie, przepraszam. Wytłumaczę ci to, chociaż nie będzie to dla mnie łatwe, bo nikt o tym nie wie. – między nimi zapadła cisza. Hermiona przerwała ją zaczynając swoją opowieść. – Jak dobrze wiesz bardzo kochałam twojego ojca... – uśmiechnęła się delikatnie do ciemnowłosego mężczyzny poruszającego się na fotografii. Lewis Carter, to po nim Lena odziedziczyła tak ciemne włosy. Lewis był kochanym mężem i ojcem. Niestety zginął w wypadku kiedy Lena miała jedenaście lat. Hermiona otrząsnęła się z rozmyślań na temat swojego męża i wróciła do swojej opowieści. – ale przed tym nim go poznałam kochałam innego mężczyznę. Byłam wtedy rok starsza od ciebie. Miałam osiemnaście lat i po wojnie wróciłam do Hogwartu.
- Nigdy  mi o tym nie opowiadałaś, kiedy mówiłaś o swoich szkolnych latach.
- Tak jak mówiłam na początku, nikt nie zna tej historii. Wracając do tego co mówiłam. Chłopak ten był na tym samym roku co ja, ale należał do Slitherinu. Przystojny, dobrze wysportowany, arogancki i ironiczny arystokrata o jasnej cerze, platynowych włosach i stalowoszarych oczach. Tak, Draco Malfoy był bardzo przystojnym chłopakiem
- Mamo, przecież to jest ojciec Scorpiusa. – Lena zszokowana patrzyła na matkę.
- Masz rację kochanie, mówię właśnie o ojcu Scorpiusa. Chłopak jest prawie istną kopią Dracona.
- Czy wy byliście parą?
- Można tak powiedzieć. Ale najlepiej będzie jak wytłumaczę ci wszystko od początku. W końcu jak sama powiedziałaś jesteś dorosła i mogę ci powiedzieć o pewnych sprawach z mojej młodości – odłożyła zdjęcie męża na stolik. Wzięła do ręki kubek i upiła trochę aromatycznego napoju. – Musisz wiedzieć, że tata Scorpiusa w czasach młodości był wielkim rasistą. Jako osoba wychowywana w arystokratycznej rodzinie od najmłodszych lat wpajano mu idee czystości krwi oraz to, że nazwisko i rodowód są najważniejsze. Dlatego pomiatał mugolami i osobami takimi jak ja czyli czarodziejami nieczystej krwi. Nienawidził wujka Harrego, Rona i mnie. Mnie ze względu na pochodzenie, Harrego za to, że był popularny, a Rona za to, że był biedny. Nienawidził ich też za to, że przyjaźnili się ze mną. Ze szlamą. Nasze kłótnie, wyzwiska, sprzeczki i pojedynki pomiędzy twoimi wujkami, a panem Malfoyem trwały przez kolejne lata. Wszystko się zmieniło przed i po wojnie. Jakiś rok przed wojną Draco zmienił front i przyłączył się do strony walczącej przeciwko Voldemortowi, pracując jako szpieg. Po wojnie wujek Harry i wujek Ron zostali przyjęci na szkolenia aurorskie, a ja wróciłam do Hogwartu dokończyć naukę. Tak samo zrobił ojciec Scorpiusa. – Hermiona opowiadając przeniosła się myślami do czasów szkolnych.

Brunetka szybko przemierzała szkolny korytarz. Był późny wieczór, dlatego korytarze były praktycznie puste. Większość uczniów siedziała w pokoju wspólnym swojego domu lub we własnych dormitoriach. Wychodząc za zakrętu nie zauważyła chłopaka, który nadchodził znad przeciwka. Dlatego nie uniknęła zderzenia z nim. Na szczęście zderzenie nie było mocne, dzięki czemu dziewczyna utrzymała równowagę i nie upadła na ziemie. Osobnik, który stanął na jej drodze był wyższy od niej, więc musiała podnieść głowę do góry.
- Malfoy.
- Granger, nie wiedziałem, że na mnie lecisz. – chłopak pomimo tego, że się zmienił i przestał być rasistą dalej nie wyzbył się swojej ironii i sarkazmu.
- Merlinie jak mogłeś pozwolić mu to odkryć, chyba ze wstydu zapadnę się pod ziemie.
- Z cynizmem ci nie do twarzy złotko. – chciała go olać i wyminąć ale nie udało jej się.
- Malfoy odsuń się.
- Jakoś mi się nie chce. Może jakaś mała opłata za przesunięcie? – bezczelnie otaksował Hermionę wzrokiem. Musiał przyznać, że panna Granger wyrobiła się w ciągu tego roku. Co tu kłamać, dziewczyna była ładna. Szczupła sylwetka z dobrze zarysowaną linią bioder. Złotobrązowe oczy przypominające mu oczy tygrysa, którego kiedyś miała ciotka Bellatrix. I te krótko ścięte włosy dodające jej drapieżności. Uzupełnieniem tego był jej dość wybuchowy temperament. Niczym żywioł, który chętnie by okiełznał.

- Tak przez jakieś pół roku bawiliśmy się w kotka i myszkę. – na to wspomnienie uśmiechnęła się. Było to jedno z milszych wspomnień z tamtego okresu. – Sama nie wiem kiedy, ale moja nienawiść do niego zaczęła znikać. Sprawy potoczyły się tak, że po przerwie świątecznej spędzonej w zamku zaczęliśmy się spotykać. Oczywiście nikt o tym nie wiedział. Pomimo tego byłam szczęśliwa. Czas leciał, zbliżał się koniec roku. Bałam się tego. Nie egzaminów, ale tego co będzie ze mną i z Draco po szkole. Okazało się, że na początku nie miałam czym się martwić. No może nie do końca. Dostałam się na magiczną uczelnie prawniczą. Chcąc się usamodzielnić, wynajęłam małą kawalerkę i zatrudniłam się w Esach i Floresach jako pomoc sprzedawcy. Przez cały ten czas mój związek z Draco trwał. Ale dalej był to związek utrzymywany w ukryciu. Nie przeszkadzało mi to, ponieważ byłam ślepo zakochana. Dokładniej udawałam, że mi to nie przeszkadza. Tak naprawdę ukrywanie się męczyło mnie. Miałam dość  oszukiwania przyjaciół i wymyślania kolejnych bajeczek dlaczego nie mogę się z nimi spotkać po południu, czy tego dlaczego w wolny dzień ich nie odwiedzę. Za każdym razem kiedy mówiłam o tym Draco, on albo zbywał to machnięciem ręki, albo tłumaczył mi, że ukrywamy to dla mojego dobra. Jak to zwykł mawiać, że nie chce stanąć pomiędzy mną a przyjaciółmi, a zapewne tak będzie jak wszystko wyjdzie na jaw. Starałam się w to wierzyć, ale jakiś czas potem przekonałam się, że byłam naiwna.
- Co masz na myśli mamo? – Hermiona znowu pogrążyła się w swojej opowieści.

Weszła do swojego mieszkania i  widząc go siedzącego w fotelu na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Draco – ucieszyła się widząc go u siebie. Podeszła do mężczyzny i pocałowała go. Od razu wyczuła bijący od niego dystans. Coś go gryzło i to bardzo. Odsunęła się i popatrzyła na niego – Wszystko w porządku?
- Nie do końca. Kupiłem po drodze chińszczyznę, zjesz? - wstał, podszedł do stołu i usiadł. Ruszyła za nim i zajęła krzesło naprzeciw niego. Jedli w ciszy, którą chłopak nagle przerwał.
- Za dwa miesiące żenię się – chłodny głos przebił pustkę
- Co? – słysząc jego wypowiedź zakrztusiła się. Nie spodziewała się tego – Czy mam to rozumieć jako jakiś specyficzny rodzaj oświadczyn?
- Nie – zgłupiała – za równe dwa miesiące na wiosnę żenię się z Astorią Greengrass.
- Ty chyba sobie żartujesz?! – zerwała się przewracając krzesło. – Od roku spotykasz się ze mną, sypiasz ze mną, a teraz jakby niby nic, przy pudełku ryżu z sosem tajskim oświadczasz mi, że żenisz się z inną?
- Hermiona to nie tak. Ja muszę się z nią ożenić. Moja matka na to nalega.
- I dlatego musisz? Bo mamusia ci to powiedziała?
- Nic nie rozumiesz. – jego głos dalej był spokojny i opanowany - Muszę się z nią ożenić żeby na świat przyszedł potomek rodziny Malfoyów – poczuła jakby dostała obuchem w głowę.
- To o to chodzi! O czystość krwi. Ze mną twój potomek nie byłby czystokrwisty. Skaziłbyś jego krew szlamem. Wynoś się z mojego domu – wywarczała to w jego kierunku. Jeżeli miałaby przy sobie różdżkę, najprawdopodobniej potraktowałaby go jakimś miłym zaklęciem. Niestety zostawiła ją w torebce. Mężczyzna za to nic sobie nie robił z jej rozkazów. Dalej siedział przy stole patrząc na nią.
- Wiesz dobrze, że to nie moja decyzja. Wolałbym ożenić się z tobą…
- To dlaczego tego nie zrobisz?! – czuła jednocześnie wściekłość i smutek
- Bo to nie jest takie proste jak myślisz. To moja matka naciskała na ten ślub. Ale musisz wiedzieć, że ja jej nie kocham. Astoria jest mi całkowicie obojętna. – wstał i podszedł do niej. Biorąc jej twarz w dłonie popatrzył uważnie w jej oczy. Przypomniał sobie, jak wtedy w Hogwartcie pierwszy raz pomyślał, że przypominają mu oczy tygrysa. Teraz widział w nich złość wymieszaną ze smutkiem – Obiecuję ci, że ta farsa nic między nami nie zmieni. – te słowa były dla niej niczym sztylet wbity w serce. Poczuła się jakby uderzył ją w klatkę piersiową. Zabrakło jej tchu. Wyrwała się i cofnęła o kilka kroków.
- Ty chyba zwariowałeś! Przychodzisz tutaj i jak gdyby nigdy nic, informujesz mnie, że bierzesz ślub z inną kobietą! Do tego jeszcze śmiesz twierdzić, że to nic między nami nie zmieni?! – nagle się uspokoiła i zaczęła mówić głosem całkowicie wypranym z emocji, co poruszyło go bardziej niż jej krzyki. – Mylisz się Draco. To zmienia między nami bardzo wiele. Zapominasz, że jeszcze tak niedawno sądziłam, że z czasem stworzymy rodzinę. Wydawało mi się, że ty też tego chcesz, ale jak powiedziałam, wydawało mi się.
- Ale ja nadal tak…
- Nie przerywaj mi. W moich planach na przyszłość nie było tego, że będę tą drugą. Nie zamierzam zostać twoją kochanką. Nie będę grała drugich skrzypiec.
- Hermiona wcale nie będziesz grała drugich skrzypiec. Jesteś i będziesz dla mnie najważniejsza.
- Tak będę najważniejsza. Ukrywana i nieistniejąca dla świata. Ta rozmowa nie ma sensu Draco. Proszę cię, wyjdź. – tym razem posłuchał ją i opuścił jej mieszkanie