niedziela, 25 listopada 2012

58. Pokój życzeń / Czarne listy


***19.00

Po raz trzeci przemierzała odcinek pod pokojem życzeń, skupiona na swoich myślach, gdy nagle w ścianie pojawiła się klamka. Przystanęła i upewniwszy się, że nikt jej nie widzi, złapała za nią i weszła do środka. Ze zdziwieniem przyglądała się wnętrzu, które zobaczyła. Małe przytulne pomieszczenie o bordowo kremowych ścianach z drewnianą podłogą, na której leżał gruby puszysty dywan. Na środku stała mała kanapa, a przed nią ława gdzie zauważyła dwa kieliszki i szampana chłodzącego się w kubełku z lodem. W ścianie naprzeciwko kanapy znajdował się kominek, którego ogień rozświetlał delikatnie wnętrze, nadając mu tajemniczego wyglądu. A całość dopełniała cicha, spokojna i romantyczna melodia płynąca z niewidzialnych głośników. Była oczarowana tym, co zastała w tym pokoju. Podeszła powoli do sofy. Gdy usiadła, obok siebie usłyszała głos
- Cieszę się, że przyszłaś. Napijesz się szampana?
- Tak, bardzo chętnie. Poproszę. – wyszedł z cienia i zabrał się za otwieranie butelki. Kiedy podał jej kieliszek uśmiechnęła się do niego. Uświadomił sobie wtedy, że naprawdę ma wielkie szczęście. Jest piękna, mądra i do tego jest z nim. Niczego więcej mu do szczęścia nie potrzeba. Cały czas zastanawiał, się czy postępuje dobrze podejmując taką decyzję. Wiedział, że narazi ją tym na ogromne niebezpieczeństwo. Nie powinien być samolubny, ale to jedyna taka okazja w życiu, dlatego postanowił zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę. Dziewczyna ze zdziwieniem patrzyła, na to, co robi. Odebrał jej kieliszek i odstawił na bok, a następnie ukląkł i złapał ją za dłonie.
- Clar, wiem, że możesz być zszokowana. Chce byś mnie wysłuchała i dobrze przemyślała to, co powiem. Wiem, że to, co robię jest samolubne. Ale zawróciłaś mi w głowie. Z każdym dniem mam coraz mniej czasu, niestety walka z Voldemortem jest coraz bliżej. Nie darowałbym sobie jakby ci się coś stało, więc nawet nie powinienem się z tobą zadawać, ale nie potrafię. Zrozumie jak dla własnego bezpieczeństwa mi odmówisz, ale ja muszę spróbować. Kiedyś mogę już nie mieć okazji, jeżeli przegram walkę tak, więc – z każdą chwilą i wymówieniem każdego zdania robił się na zmianę czerwony, a za chwile chorobliwie blady – Clariso Amelio chciałem się zapytać czy, czy ty, zgodziłabyś się…
- Harry weź się w garść i dokończ.
- zgodziłabyśsięzostaćmojążoną – dziewczyna się roześmiała, czym zbiła go z tropu.
- Nie wiele z tego zrozumiała, panie Potter. Ale domyślam się, że chciałeś się zapytać czy zostanę twoją żoną. Tak zostanę i nie gadaj tu bzdetów o narażaniu mnie, bo najbardziej to ja narażam sama siebie.
- Naprawdę zgadzasz się?
- Tak głuptasie – złapał ją i przytulił do siebie.
- Kocham cię. A co miałaś na myśli mówiąc, że sama narażasz najbardziej siebie? – zignorowała jego pytanie
- A czy ty o czymś nie zapomniałeś? – głową wskazała w kierunku dywanu gdzie przed chwilą klęczał. Leżało tam małe czerwone pudełeczko, które klękając położył, żeby mieć pod ręką. Zapomniał o nim przez stres i szok, jaki przeżył, gdy Clar się zgodziła.
- No tak – szybko się po nie schylił, a następnie otworzył pokazując jej delikatny złoty pierścionek z brylantem.
- Jest śliczny.
- Pozwolisz? – ujął jej rękę, po czym nałożył na jej palec pierścionek. Za co obdarzyła go pocałunkiem.
- Mogę mieć do ciebie prośbę?
- Oczywiście, że tak.
- Weźmy ślub w pierwszy weekend po zakończeniu szkoły.
- To nie jest dobry pomysł. Tak naprawdę, nie powinienem się z tobą zadawać. Jako najbliższa mi osoba możesz być celem by do mnie dotrzeć. Opowiadałem ci, co się stało z Syriuszem. Najlepiej będzie, jeżeli nasze zaręczyny zostaną na razie tajemnicą.
- Chyba żartujesz! Jedna z najważniejszych chwil mojego życia, a ja mam ją zatajać!?
- Clar to dla twojego bezpieczeństwa. – jego ton głosu był błagalny. Nie chciał burzyć jej szczęścia, ale najważniejsze dla niego było jej bezpieczeństwo
- Nie trzeba tego robić i tak już się mu naraziłam.
- O czym ty mówisz?
- O tym, że podpadłam Voldemortowi. Trzymaj i czytaj. Wiedz, że nie zamierzam mu odpowiadać – podała mu czarną kopertę.

***  ok. 12 godzin wcześniej.

Zamek otaczała mgła, przez którą próbowały się przebić promienie słońca. Jeżeli teraz ktoś obserwowałby jedną z wierz Hogwartu zdziwiłoby go, że od ponad godziny w odstępach dwudziesto, trzydziesto minutowych do owej wierzy podlatują sowy, każda z czarną kopertą. Ale nikogo to nie dziwiło, bo nikt tego nie widział.

***8.15

 Harry usiadł przy Hermionie, która jadła już śniadanie.
- Cześć, co słychać?
- Wszystko w porządku. O Prorok codzienny przyszedł. – włożyła zapłatę do sakiewki przywiązanej przy nóżce sowy, po czym zabrała się do czytania – To nie możliwe!
- Co się stało?
- Popatrz – rozłożyła na stoliku gazetę. Z pierwszej strony patrzyli na nich śmierciożercy. Piętnaście malutkich zdjęć. A w oczy rzucał się czerwony napis:

Ucieczka z Azkabanu

            Strach padł na mieszkańców czarodziejskiego świata. Wczoraj wieczorem z Azkabanu – najlepiej szczerzonego magicznego więzienia, uciekło piętnaście osób. Wszyscy uciekinierzy to oddani słudzy Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. O udział w ucieczce podejrzewane są osoby z zewnątrz. Ministerstwo odmówiło złożenia jakichkolwiek wyjaśnień.

            Od dłuższego czasu ze wszą do naszej redakcji dochodzą informacje o wzmożonej napaści na mugoli i czarodziejów, w których drzewa rodowe nie posiadają czarodziejów o czystej krwi tuszowane przez ministerstwo. Czy oznacza to powrót do czasów, gdy Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać terroryzował świat czarodziejów? Dlaczego ministerstwo tuszuje te sprawy? Spróbujemy się tego dla państwa dowiedzieć.

            Osoby, które widziały uciekinierów proszone są o kontakt z redakcją.

A.     Nelly


Hermiona zapatrzyła się na jedno zdjęcie. Nie dochodziło do niej, że potargany, wychudzony osobnik na zdjęciu, to ten sam postawny i pewny siebie Lucjusz Malfoy, ojciec Dracona. Podniosła głowę znad gazety i popatrzyła na stół ślizgonów, ale nie było go tam. Poczuła jak coś ściska ją w gardle. Za bardzo przypominało to sytuacje, gdy przeczytała o śmierci Narcyzy Malfoy. Nie słuchając tego, co mówi Harry wstała i podeszła do Clar.
- Cześć, mogę ci zająć chwilę?
- Pewnie, o co chodzi?
- Widziałaś Malfoya?
- Tak, jest u siebie.
- Dlaczego nie przyszedł na śniadanie, czy to ma związek z artykułem?
- Chodzi ci o ucieczkę wujaszka z więzienia. Nie, to go nie rusza. Ma inne sprawy na głowie.
- Ale…
- Posłuchaj Hermi, nie mogę ci tego wytłumaczyć. Jeżeli Smok, będzie chciał ci to wyjaśnić to się wszystkiego dowiesz, ale ja nie jestem do tego upoważniona. Są sprawy, o których osoby trzecie nie powinny dyskutować.
- Ok. Rozumiem. Dzięki. Do zobaczenia później. – po chwili wyszła z wielkiej sali.

***

Schodziła do lochów. Pomimo wielu odwiedzin u Clar i ostatnio kilku u Draco, nie czuła się tu swobodnie. Nie wiedziała, dlaczego, ale martwiła się o tego ślizgońskiego arystokratę. Gdy schodziła z ostatnich schodów wpadła na kogoś.
- Cholera jasna jak chodzisz! – ten zły zimy głos rozpoznałaby wszędzie
- Miłe przywitanie Malfoy, nie ma co. – nie udało jej się ukryć sarkazmu
- Granger? Co ty tu robisz, za chwile będą zajęcia.
- Szukam cię.
- Po co?
- Nie było cię na śniadaniu, chciałam się dowiedzieć czy wszystko w porządku?
- Tylko bez łaski Granger. Czyżbyś czytała proroka i cię sumienie ruszyło? Nie masz, czym się przejmować. Nie potrzebuje pocieszenia. A szczególnie od ciebie . – wyminął ją i odszedł. Nie spodziewała się, że będzie się jej zwierzał, ale ze względu, że byli razem mógłby być milszy. Szczególnie, że ostatnio nawet się dogadywali. Odwróciła się i ruszyła z powrotem na górę, miała pięć minut by zdążyć na zajęcia z runów.

***

Całe do południa go nie widziała, nie pojawił się na obiedzie. Myślała cały czas o tym, co się stało po śniadaniu. Potrafiła wiele zrozumieć, ale teraz miała już dość. Nie chciał rozmawiać? Ok. Ale nie pozwoli się tak traktować. Postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Dziesięć minut później przechodziła przez pokój wspólny ślizonów. Nie naturalne było to, że w wolne popołudnie tak mało uczniów węża było w tym pomieszczeniu. Nie zawracała sobie długo tym głowy. Po chwili stała przed masywnymi, dębowymi drzwiami z tabliczką D. Malfoy. Zastukała i nie czekając na zaproszenie weszła do środka. Trzy głowy zwróciły się w jej stronę.
- Granger, co tu robisz? Nie byliśmy umówieni.
- Musimy pogadać i to poważnie.
- Jakbyś nie zauważyła gryfoński prymusku, mam gości.
- Nie nazywaj mnie tak – w jej głosie było słychać złość. Jego opanowany ton doprowadzał ją do furii.
- Ja, Draco już będę się zmywać. – Clar wtrąciła się do rozmowy -  Blaise idziesz?
- Amii, nie wygłupiaj się zostańcie. – Draco popatrzył na kuzynkę
- I tak muszę iść, bo za dwie godziny jestem umówiona, a jeszcze chce wpaść do siebie do dormitorium.
- Jak uważasz dzięki za rozmowę siostrzyczko. 
- To w takim razie ja też idę z tobą Clar, a ich zostawimy razem jak muszą pogadać. – Blaise podniósł się z fotela
- Zabini siadaj na dupie. Ja nie zamierzam o niczym rozmawiać. – głos ślizgona z zdania na zdanie robił się coraz chłodniejszy.
- Ja lecę, nie mam czasu, pa – trzask drzwi i blondynki już nie było.
- Jak chcesz, żeby Zabini został to proszę bardzo. Ja i tak powiem ci, co sądzę. Jesteś chamskim aroganckim dupkiem. Może twoje byłe panny pozwoliły się tak traktować, ale nie ja, nie pozwolę…
- No, na co nie pozwolisz Granger? Bardzo mnie to ciekawi, co zrobisz?
- Nie pozwolę byś mnie traktował jak zabawkę. Jest dobrze, to pan arystokrata bierze zabawkę z półki, jest gorzej to rzuca ją w kąt. Jesteś rozpieszczonym bachorem Malfoy!
- Licz się ze słowami Granger! I nie podnoś na mnie głosu.
- Mówię po prostu jak jest. – uśmiechnęła się kpiąco
- Nie rozśmieszaj mnie kobieto. Nic nie wiesz, nie rozumiesz.
- Smoku, ja może pój… - Zabini znowu podniósł się by wyjść
- Siedź Diable.
- Jak nie rozumie, to może mi wytłumaczysz. Chyba należą mi się jakieś wytłumaczenia. – Hermiona postanowiła nie ustępować.
- A co ja mam ci tłumaczyć i tak nie zrozumiesz. Do ciebie Czarny Pan nie pisze listów.
- Ja nic…, że co?? Jak to pisze listy?
- Normalnie, a teraz wyjdź, bo mamy zamiar pić z Diabłem. Granger wszystko w porządku – dziewczyna opadła na pusty fotel i wpatrywała się w jeden punkt. Chłopak zamachał jej dłonią przed twarzą.
- Ona chyba odleciała Smoku, wygląda mi to na szok.
- No super jeszcze mi tego brakowało – zrezygnowany opadł na swoje krzesło.
- Od…od jak dawna?? – dziewczyna trochę się otrzęsła z szoku.
- Od wczoraj.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, jak rano się pytałam czy wszystko w porządku?
- Bo co niby miałem powiedzieć. Wszystko ok, tylko dostałem list od Czarnego Pana. Bez żartu.
- Ja przepraszam, nie brałam takiej opcji pod uwagę. Czego chce?
- Nic takiego, proponuje mi bym spełnił obietnice ojca i przystąpił do niego. Zresztą zobacz sama. – podał jej czarną kopertę, na której drobnym pismem było napisane jego imię i nazwisko. Gdy wyjęła i rozłożyła kartkę, storna była pusta.
- Ale tu nic nie ma.
- No tak, zabezpieczenie, by nikt tego nie przeczytał oprócz mnie – zabrał jej kartkę pustą kartkę.- Proszę – oddał jej zapisaną drobnym pochyłym pismem. Zanim zaczęła czytać popatrzała na niego pytająco.
- Zabezpieczenie, jedynie tekst pokaże się osobie, do której list jest zaadresowany, chyba, że adresat pozwoli komuś przeczytać.

Dracon Nicolas Lucjusz Malfoy.

Zgodnie z przysięgą zawartą przez Lucjusza Thomasa Malfoya tydzień po narodzinach Dracona Nicolasa Lucjusza Malfoya, zobowiązuje się do stawienia i zasilenia szeregów Lorda Vortemorda złożeniu przysięgi i służeniu swojemu Panu. Najbardziej oddanych spotka zaszczyt towarzyszenia Lordowi w jego chwale i władzy. Oczekuje się w/w w pierwszą pełnie miesiąca, przy starym korycie rzeki w Hosmeage o północy.

Zignorowanie wiadomości zostanie odebrane, jako zerwanie umowy i zniewaga naszego Pana, co zaowocuje dotkliwą karą dla rekrutanta i jego rodziny.


W liście zamiast podpisu widniała czaszka z wijącym się wężem. Znak Voldemorta. Dziewczyna przerażona wpatrywała się w list. Pierwsza pełnia miesiąca wypadała za tydzień.
- Ale jak to możliwe przecież twoja matka…
- Matka zerwała połowę przysięgi, ale ojciec uciekł z więzienia i oczekuje, że się stawie.
- Nie możesz.
- Nie mogę, ale muszę.
- Musi być inne wyjście!
- Innego wyjścia Granger nie mamy, ani ja ani nikt inny, kto dostał czarną kopertę.
- Inni? Kto jeszcze dostał?
- Nie wiem dokładnie, na pewno ja, Diabeł i Amii.
- Amii też? Przecież jej ojciec jest przeciwny Czarnemu Panu.
- Tak samo jak rodzice Diabła, ale to nie zmienia faktu, że są rodzinami o czystej czarodziejskiej krwi. Matka Amii jak wiesz była moją ciotką od strony ojca, dlatego pomimo braku przysięgi jest wzywana. Zabiniego wzywa przez ojca chrzestnego, który jest w jego szeregach. Nie ma znaczenia, jak, kogo i dlaczego. Trzeba się pogodzić z losem.
- Albo jak Amii zaryzykować własne życie – Blaise odezwał się pierwszy raz odkąd Draco wspomniał o listach, jego głos był smętny i cichy
- Jak to zaryzykować? – Hermiona nic z tego nie rozumiała
- Zanim porozmawiała z nami odesłała tą samą sową odpowiedz. Wiesz, co napisała moja kuzyneczka? „Wypchajcie się”.
- Czekajcie! Jest jedna możliwość, która was może ochronić. Musicie iść z tym do dyrektora.
- Nie żartuj, nie jest nam do śmiechu dzisiaj.
- Ja nie żartuje mówię całkiem poważnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz