niedziela, 25 listopada 2012

59. Wyprawa do Londynu


Po prawie trzech godzinach kłótni, jaką prowadziła z Draconem, udało jej się postawić na swoim.  Chłopak wraz z Blaisem zgodził się iść do Dumbledora.
- Poczekam tu na was.
- Nie. Wracaj, do siebie.
- Ale chciałabym wiedzieć, co ustalicie z dyrektorem.
- Powiedziałem, nie. Nie mieszaj w to swojej główki. – W tym temacie nie zamierzał jej ustąpić
- Za późno panie Malfoy, to już się stało.
- To zatrzymaj się na takim poziomie, jakim jesteś. To nie są sprawy dla takich grafiątek jak ty.
- Ty ślizgoński zakuty łb… - nie zdążyła dokończyć, bo złapał ją i pocałował.
- Lubię jak się złościsz Granger. To takie zabawne. A teraz uważnie posłuchaj złotko. Zgodziłem się na to by iść, ale na więcej się nie zgodzę. Wychodzimy stąd wszyscy w trójkę. Możesz odprowadzić mnie i Blaisa idąc po drodze do wierzy gryfindoru, pod gabinet dyra. Potem grzecznie wracasz do swojego pokoju wspólnego i zapominasz o całej sprawie. Nie ma żadnego, ale. Rozumiemy się? – Ton chłopaka był opanowany i stanowczy. Hermiona z rezygnacją skinęła głową. Wiedziała, że nie ma sensu się sprzeczać. Co nie znaczyło, że odpuści. Po prostu wyciągnie od niego wszystko później, tylko będzie to musiała dokładnie zaplanować. – W takim razie idziemy. Zabini, rusz swój szanowny tyłek. Czas załatwić sprawę. – wyszli wszyscy z pokoju. Po chwili szli już jednym z korytarzy w lochach. Większość była już pusta, o tej porze mało, który z uczniów włóczył się po zamku. Nagle za zakrętu wyszła Clar.
- O jak dobrze, że was widzę! Nie zgadniecie, co się stało.
- Wujek Voldi ci darował?
- Draco, daj sobie spokój z tym czarny humorem. Harry mi się oświadczył. Bierzemy ślub w pierwszy weekend po zakończeniu roku szkolnego.
- Że co!!? – szok i przerażenie malowało się na twarzy młodego Malfoya.
- Och Clar, gratuluję. – Hermiona rzuciła się przyjaciółce na szyję
- Gratulację. – Blaise puścił do niej oko
- Dzięki Herm, dzięki Blaise. A ty Draco mógłbyś, chociaż udawać, że się cieszysz.
- Cieszyć? Udawać? Przecież, to tragedia. Potter w mojej rodzinie. Spełniają się moje najgorsze sny.
- No już, daruj sobie te komentarze, bo dostaniesz po łbie. Gdzie idziecie?
- Oni do Dumbledora, a ja do siebie.
- W takim razie Herm, mała zmiana planów. Idziesz ze mną. Pożegnaj się ładnie z chłopakami i chodź.
- No dobra, przynajmniej nie będę bezczynnie czekać. Idźcie, tylko Zabini proszę cię zrób coś z nim, żeby trochę się otrząsną z szoku zanim wejdziecie do dyrektora. Pa – pocałowała blondyna w policzek i popatrzyła na bruneta
- Oczywiście, rozkaz przyjęty pani kapitan – chłopak zasalutował, na co dziewczyny zareagowały śmiechem. Pociągnął zszokowanego przyjaciela za sobą i odszedł w stronę schodów.
- Chodź idziemy do mnie, napisałam już wcześnie do ciebie i Ginny. Ty już jesteś, więc wiadomość musi tylko dotrzeć do niej. Za chwile zapewne do nas dołączy. – ruszyły w stronę, z której przed chwila przyszła Hermiona z chłopakami.

***

Kamienna chimera odsunęła się po szóstej próbie zgadnięcia hasła. Teraz stali przed drewnianymi, masywnymi drzwiami. Draco popatrzył na przyjaciela, po czym zastukał w drzwi.
- Proszę, wejdźcie.
- Dobry wieczór…
- Dobry wieczór chłopcy. Tak sądziłem, że przyjdziecie. Ale nie myślałem, że tak szybko.
- Skąd pan wiedział, że przyjdziemy i z czym przyjdziemy?
- Ja dużo wiem panie Malfoy. Nawet nie wiesz jak dużo. Usiądźcie – wskazał im dwa stołki, które stały przed mahoniowym biurkiem – i porozmawiajmy o listach, które dzisiaj dostaliście…

*** W tym samym czasie w dormitorium Clar siedziały trzy dziewczyny.

- Chyba żartujesz, że zapomniał o pierścionku?
- Nie. Musiałam mu o nim przypomnieć – kiedy Hermiona to usłyszała popłakała się ze śmiechu. Dobrze znała swojego przyjaciela. I wiedziała, że jeżeli chodzi o sprawy damsko – męskie jest bardzo wstydliwy. Ale nie sądziła, że tak straci głowę.
- Powiadomiłam już ojca, czekam teraz na jego odpowiedź.
- Ale nie sądzisz, że półtorej miesiąca to za mało czasu na przygotowania? Przecież jeszcze są testy końcowe.
- Damy radę, jeżeli oczywiście mi pomożecie.
- Oczywiście, że tak. – Ginny z uśmiechem popatrzyła na koleżankę. 
- Bardzo się cieszę. Hermiono dobrze się czujesz – dopiero teraz zauważyły, że z starszą gryfonką coś jest nie tak.
- Tak.
- Wątpię w to, jesteś trochę zielona. Idziemy do skrzydła szpitalnego.
- Nigdzie nie idę.
- Idziesz i to w tej chwili.

Piętnaście minut później stały już w sali skrzydła szpitalnego. Hermiona siedziała na łóżku, a nad nią stała pani Pomfrey i zadawała jej różne pytanie. Po chwili zastanowienia wyszła by zaraz wrócić z fiolką żółtego eliksiru.
- Wygląda mi to na jakieś zatrucie pokarmowe. Proszę wypić ten eliksir i zostaniesz na noc w skrzydle szpitalnym. Jeżeli do jutra ci nie przejdzie, to zrobimy badania. A panie żegnam, już jest późno.
- Prosimy o jedną chwilkę, zaraz pójdziemy.
- Macie pięć minut, potem mam was nie widzieć. A ty młoda damo masz leżeć w łóżku i spać.
- Oczywiście, że tak będzie. Dobranoc pani Pomfrey. – Clar zaserwowała swój najładniejszy uśmiech, co na niewiele się zdało.
- pięć minut i ani sekundy dużej. Dobranoc. – Pielęgniarka zniknęła w swoim gabinecie.
- Ja was zamorduję, przez was muszę tu spędzić noc.
- Nie gniewaj się Herm. Naprawdę źle wyglądałaś. A jedna noc to nie tak źle. Zdrowiej szybko, a ja jutro postaram się o zgodę na to żeby w przyszłą sobotę wyrwać się do Londynu. Wtedy poszukamy sukienki dla mnie. A teraz już ci nie przeszkadzamy, bo Pomfrey się zbliża. Do jutra kochana.
- Pa – ze złością odprowadziła je wzrokiem do drzwi. Gdy wyszły odwróciła się na bok i próbowała zasnąć.

***
Słońce zaglądało do pomieszczenia rzucając cienie na białe ściany. Poczuła jak ktoś odgarnia jej z twarzy kosmyk włosów. Była pewna, że to sen, ale dla pewności niechętnie otworzyła oczy. Popatrzyła na osobnika siedzącego przy jej łóżku. Promienie słońca odbijały się w jego blond włosach. Wpatrywał się w nią swoimi niebieskoszarymi oczami, a na jego ustach gościł tak dobrze jej znany cyniczny uśmiech. Mogłaby tak leżeć i wpatrywać się w niego godzinami. W tej chwili wyglądał jak młody bóg. Otrzęsła się z swoich myśli.
- Co tu robisz Draco?
- Siedzę i się zastanawiam, co z tobą jest nie tak Granger.
- Ze mną wszystko w porządku. – usiadła podciągając kolana pod brodę. – dostałam jakiś eliksir i już mi wszystko przeszedł.
- Nie ważne, czy dostałaś eliksir. Zostawiłem cię na chwilę, po czym wracam do dormitorium, a Amii mi mówi, że jesteś w skrzydle szpitalnym.
- Nic mi nie jest, to tylko zatrucie. Co powiedział Dumbledore?
- Po pierwsze nie zmieniaj tematu, po drugie powiedziałem wczoraj byś zapomniała o całej sprawie i się do niej nie mieszała.
- Ale…
- Żadne ale.
- Panie Malfoy, co pan tu robi. Jeszcze nie ma godziny odwiedzin.
- Tak wiem, o tym, ale niech pani mnie zrozumie musiałem sprawdzić, co z nią. – Powiedział to lekko przesłodzonym głosem. Na jego twarzy ukazał się uśmiech numer trzy, jak w myślach nazywała go Hermiona. Miły, trochę zagadkowy, a zapewne zachwycający dla płci przeciwnej. Mało, która uczennica umiała mu się oprzeć. I jak również zauważyła teraz, nie tylko uczennica. A on dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Pielęgniarka odwzajemniła uśmiech, po czym się odezwała.
- Oczywiście, że to rozumiem. A teraz bardzo proszę, niech pan wyjdzie i zaczeka na zewnątrz. Ja muszę porozmawiać z panną Granger i sprawdzić czy może iść dzisiaj na zajęcia.
- Dobrze. Kochanie ja poczekam na zewnątrz. – dalej nie zrezygnował z tego przesłodzonego głosu, który tak ją denerwował, kiedy zwracał się do niej w taki sposób. Gdy drzwi się za nim zamknęły, pielęgniarka zwróciła się do niej.
- Jak się czujesz?
- Dobrze, dzisiaj już mi lepiej – po dziesięciu minutach maglowania, pozwoliła jej się ubrać i udać do wielkiej sali na śniadanie, a następnie na lekcję. Gdy wyszła, na korytarzu czekał na nią Malfoy.
- Jednak cię wypuścili.
- A co miałeś nadzieję, że zostanę tam na zawsze.
- Ja no, co ty. Przecież zwariowałbym ze strachu o ciebie – komediowo złapał się za serce.
- Daj sobie spokój z tym kabaretem. – ruszyła przed siebie.
- Czekaj, gdzie tak pędzisz.
- Na śniadanie, jestem strasznie głodna i nie zamierzam czekać, jeżeli tak się guzdrasz.

***
Prawie codziennie Hermiona starała się wyciągnąć od chłopaka, co ustalili z dyrektorem. Za każdym razem, tylko się denerwował i kazał jej się nie wtrącać. Co bardzo ją frustrowało. Może Malfoy to arogancki, zarozumiały i zakochany w sobie egoista, ale martwiła się o niego. Sama tego nie rozumiała. Był czwartek, a pierwsza pełnia miesiąca wypadała w nocy z piątku na sobotę. Siedziała na zajęciach z historii magii, większość uczniów usypiało, a ona starała się robić notatki. Podniosła głowę, gdy do sali wleciała sowa. Usiadła na katedrze i wyciągnęła nóżkę z listem w stronę nauczyciela. Ten odczytał list i popatrzył po uczniach.
- Panno Greek, proszę zabrać swoje rzeczy i udać się do gabinetu dyrektora.
- Dobrze panie profesorze.
Hermiona ze zdziwieniem popatrzyła na swoją blondwłosą koleżankę, która siedziała obok niej. Ta tylko wzruszyła ramionami i zabrała swoje rzeczy. Po czym wyszła z sali. Gdy przeszła pod wejście do gabinetu dyrektora stanęła przed kamienną chimerą. I zaczęła zgadywać hasło
- Czekoladowe żaby, miętowe dropsy, lukrowe laski – chimera odsunęła się na bok, pokazując schody. Podniosła rękę żeby zapukać, ale drzwi otworzyły się same.
- Dzień dobry panno Greek, proszę wejść.
- Dzień dobry panie dyrektorze. 
- Proszę usiąść. Może napijesz się herbaty?
- Nie dziękuję.
- Najpierw przyjmij moje gratulacje, z okazji zaręczyn.
- Dziękuję bardzo. 
- Prosiłaś mnie o pozwolenie na wyjazd w sobotę dla ciebie, Hermiony Granger oraz Ginny Weasley.
- Tak.
- W innych okolicznościach nie zgodziłbym się na to. Ale w okoliczności, którą opisałaś w podaniu jestem gotów się przychylić do twojej prośby.
- Bardzo się cieszę. Chociaż wydaje mi się, że jest jakieś ale.
- Nie mylisz się. Chciałbym byście pojechały nie w sobotę, lecz w piątek po zajęciach.
- W piątek nic nie załatwimy. Tak jak pisałam w uzasadnieniu swojej prośby, chciałyśmy wyruszyć o siódmej rano by wszystko załatwić. W piątek to za mało czasu.
- Spokojnie, ja wszystko rozumiem. Dlatego pojedziecie w piątek po południu, a wrócicie w sobotę wieczorem. Rozmawiałem już wcześniej z panem Malfoyem. Użyczy wam swoje mieszkanie. Ty masz jedynie dopilnować byście cały czas były wszystkie razem i macie wrócić dopiero w sobotę.
- Dobrze, dziękuję bardzo. A czy ten warunek ma związek z…?
- Proszę się stawić jutro o szesnastej w gabinecie profesora Snapa. Skorzystacie z jego kominka. A teraz czas na obiad, który już zapewne się zaczął. I jeszcze jedno, jedziecie wszystkie trzy, albo żadna.
- Jeszcze raz dziękuję, do widzenia.

*** WS

- Dziewczyny słuchajcie! Zgodził się – pocałowała Harrego, po czym wepchała się miedzy siedzącą Hermione, a Ginny
- Co masz na myśli Clar – ruda odłożyła tosta i popatrzyła na przyjaciółkę.
- No jak to, co? Wyruszamy do Londynu w poszukiwaniu sukienki. I to nie w sobotę, tylko w piątek o szesnastej i wracamy w sobotę wieczorem
- Super – Ginny rozpromieniła się
- Ja nigdzie w piątek się nie wybieram – entuzjazm młodszej gryfon ki nie udzielił się Hermionie
- I tu się mylisz. Jest jeden warunek jedziemy wszystkie 3 albo żadna z nas.
- Przykro mi, ale nie ma szans bym w ten weekend jechała.
- Nawet nas nie denerwuj Hermiono. – coraz więcej uczniów przy stole gryfonów wpatrywało się w trzy dziewczyny. Nagle ich uwagę przykuł ktoś inny. Na jego widok, Ron spochmurniał jeszcze bardziej. Chociaż od czasu kłótni nie odzywał się do Hermiony i w czasie posiłków siadał w sporej odległości od niej. Jeżeli wzrok potrafiłby zabijać osoba, który zbliżał się do ich stołu już leżałaby martwy.
- O co się tak sprzeczacie dziewczyny? Potter byłbyś kulturalny i zrobił mi trochę miejsca bym mógł usiąść, koła Gr.… Hermiony.
- Nie wiem, czego cię uczyli jak byłeś mały, ale jeśli o kulturze mówisz to jest takie słowo jak: proszę.
- Ale tyś zabawny, no po prostu zaraz się popłacze ze śmiechu.
- Siadaj i już tyle nie gadaj, bo mi się odechce jeść. – Potter przesunął się i zrobił miejsce ślizgonowi. Dalej względem niego czuł niechęć. Starał się jednak nie wszczynać kłótni ze względu na Hermionę. W końcu to był jej chłopak. Nie chciał żeby musiała wybierać między nim, a Malfoyem. To samo tyczyło się Clar, przecież jego narzeczona, to kuzynka ślizgona.
- Harry – chłopak odwrócił się w stronę Rona
- Co jest Ron?
- Jak możesz robić mu miejsce przy naszym stole.
- Stary, daj spokój. - Zakończył ten temat zanim rudy go rozwinął i zabrał się za jedzenie.
- O co się sprzeczasz z moją drogą kuzynką. – blondyn popatrz na brązowowłosą gryfonkę.
- O to, że w piątek nie wybieram się do Londynu.
- Ale to jest jeden z warunków, jedziemy w trzy albo żadna. Draco pomórz.- Clar popatrzyła błagalnie na Draco.
- Chodzi o ten wyjazd, co dyro prosił mnie bym użyczył wam mojego mieszkania. Dlaczego nie chcesz jechać?
- Wolę nie jechać w ten piątek. Chciałabym zostać w zamku z pewnych przyczyn.
- Jeżeli chodzi ci o przyczyny, o których myślę to wybij sobie z głowy to wszystko. I jutro zbieraj tyłek i wybieraj się z Amii.
- Uważam, że powinnam zostać. Może sądzisz, że to nie moja sprawa, ale się mylisz.
- Nie denerwuj mnie kobieto, nie potrzebnie ci w ogóle cokolwiek powiedziałem na ten temat. Zrozum lepiej będzie, jeśli pojedziesz. To, że będziesz siedzieć w zamku cały piątek nic nie da. Bezsensownie tylko zrujnujesz plany Amii. I nie graj Panny Wszechwiedzącej, bo wiesz, że akurat teraz to ja mam rację.
- Jesteście straszni. Pojadę, ale wolałabym zostać. Naprawdę będzie lepiej, jeśli…
- Nie! Jedziesz Misiak i koniec gadania. – Tym zdaniem zaskoczył ją.
- Skończcie to gadanie, bo ludzie chcą tu jeść, a przez was rzygać się chce.
- Ty Wieprzlej się nie odzywaj. – Draco niechętnie popatrzył na Rona
- Bo co mi zrobisz Fretko? Mocny jesteś tylko w gębie.
- A chcesz się przekonać?
- Draco, daj spokój. Szkoda się narażać na szlaban – Hermiona próbowała wpłynąć jakoś na blondyna. – Chodź idziemy.
- Tak pewnie uciekaj jak tchórzliwa fretka. Zasmarkany arystokrata.
- Coś ty powiedział!
- Draco chodź, to bez sensu – odwrócił się w stronę dziewczyny. Gdy popatrzył w jej oczy, mógł wyczytać w nich niemą prośbę. Dlatego odwrócił się tylko na chwile w stronę Rona.
- Jeszcze zapłacisz mi za to Wesley
- Nie mogę się doczekać. – ślizgon już nic mu na to nie odpowiedział. Nie zwracając więcej na niego uwagi odszedł od stołu. Jedynie żeby doprowadzić gryfona do wściekłości, objął Hermionę w pasie.

*** pt. godz. 15.45

Zmierzała korytarzami w stronę lochów, za piętnaście minut miała spotkać się z Clar i Ginny przed gabinetem Snapa. Nie śpieszyło się jej. Rozmyślała o wczorajszej wieczornej rozmowie z Draco. Chłopak cały czas tłumaczył jej, że wydarzenia związane z czarnym listem nie powinny jej obchodzić. Nie potrafiła tak tego zostawić. Nie chciała spędzać dzisiejszej nocy z dziewczynami w Londynie. Chciała być tutaj w zamku. Siedzieć w dormitorium ślizgona i czekać na to, co zrobi. Nie wiedziała, co postanowili z Dumbledorem. Blondyn nie chciał jej powiedzieć, czy zostaje w zamku czy wybiera się na spotkanie. Jedyne, czego była pewna, to tego, że jeżeli z Blaisem byli u dyrektora to żaden z nich nie chce wstąpić w szeregi Czarnego Pana. Zatrzymała się nagle podpierając się o ścianę. Zakręciło jej się w głowie. /No tak, prawie nie ruszyłam dzisiaj nic w czasie śniadania i obiadu, jakoś nie miałam apetytu. To zapewne z tego powodu/. Odczekała, chwile aż dolegliwość minie i ruszyła dalej, choć miała ochotę zawrócić. Nie mogła jednak tego zrobić w końcu obiecała dziewczyną, że wybierze się z nimi.
- Hermiona w końcu jesteś. Już bałyśmy się, że zrezygnowałaś. – pod profesorskim gabinetem czekały na nią dziewczyny.
- Nigdy nie złamałabym danego słowa.
- Dobrze o tym wiemy. No to jak gotowe? – nie czekając na odpowiedź Clar zapukała w drzwi.
- Wejść.
- Dzień dobry panie profesorze.
- A to wy. Słuchajcie, bo nie będę się powtarzał. Korzystacie z mojego kominka, w jedna i drugą stronę. Wracacie w sobotę o osiemnastej i ani chwili później. Macie trzymać się razem.  A teraz proszę tutaj macie proszek fiu w sakiewce na drogę powrotną. A w zielonym słoiku przy kominku na teraz. Zrozumiane?
- Tak, panie profesorze. - Dziewczyny podeszły do kominka. Clar otworzyła zielony słoik i wzięła trochę proszku do ręki, po czym sypnęła nim w ogień. Płomienie jak zawsze przybrały zieloną barwę, dziewczyna weszła do środka.
- Rushton Driver 5 – po chwili jej już nie było. Hermiona postąpiła dokładnie tak samo jak koleżanka. Gdy weszła do kominka poczuła jak ciepłe płomienie dotykają jej skóry nie parząc jej.
- Rushton Driver 5 – wszystko zaczęło wirować dookoła niej. Po chwili tak samo jak ostatnim razem upadła na biały puszysty dywan. Wstała i rozglądnęła się po ogromnym salonie. Wyglądał teraz inaczej. Pierwszy raz, gdy go widziała, była noc. Teraz przez wielkie okna do środka wpadały promienie słońca. Zawsze lubiła duże nowoczesne pomieszczenie. A to ewidentnie do takich należało. Minimalistyczny nowoczesny wystrój.
- Postarał się żeby robiło wrażenie prawda? – Clar stanęła koło Hermiony. Za nimi słychać było, że ruda dotarła na miejsce i zbiera się z podłogi. Ani ona ani Hermiona nie opanowała jeszcze dokładnie podróżowania przez kominek.
- Kto? – brunetka popatrzyła na ślizgonkę
- Jak to, kto? Draco. Sam zaprojektował cały wystrój. Spędził całe wakacje przed szóstym rokiem nauki by to mieszkanie tak wyglądało. Od rana do nocy chodził i wydzwaniał żeby zdobyć wszystko to, co sobie zaplanował.
- Nie wątpię. Przecież on jest przekonany, że zawsze dostaje to, co chce.
- Masz trochę racji Herm, ale od pewnego czasu bardzo się zmienił.
- Zobaczymy, co przyniesie czas. Nie chwalmy dnia przed zachodem słońca. No to, co robimy?
- Proponuję, byśmy usiadły i dokładnie zaplanowały jutrzejszy dzień. Chciałabym wam też wytłumaczyć moje plany odnośnie dnia ślubu.
- A gdzie chciałabyś, aby odbył się ślub?
- Tak sobie myślałam, że może w ogrodzie przy Malfoy’s Manor, mam nadzieję, że Draco się zgodzi. Szczególnie, że nie jest zadowolony z moich zaręczyn z Harrym.
- Razem jakoś go przekonamy. I trzeba będzie wpłynąć też na Harrego
- Dzięki. Jesteście kochane. Z Harrym sama dam sobie radę.
- Nie wątpimy w to Clar – pomieszczenie wypełnił śmiech.

***
W tym samym czasie w Hogwarcie ktoś zapukał do gabinetu dyrektora.
- Proszę. O Severus to wy.
- Przyprowadziłem Dracona, panie dyrektorze.
- Czy wszystko poszło zgodnie z planem?
- Tak, dziewczyny są już w Londynie.
- To bardzo dobrze. Draco, o jedenastej ty i pan Zabini wyruszacie z profesorem Snapem.
- Dobrze panie dyrektorze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz