Po prawie trzech godzinach kłótni, jaką prowadziła z Draconem,
udało jej się postawić na swoim. Chłopak
wraz z Blaisem zgodził się iść do Dumbledora.
- Poczekam tu na was.
- Nie. Wracaj, do siebie.
- Ale chciałabym wiedzieć, co ustalicie z dyrektorem.
- Powiedziałem, nie. Nie mieszaj w to swojej główki. – W tym
temacie nie zamierzał jej ustąpić
- Za późno panie Malfoy, to już się stało.
- To zatrzymaj się na takim poziomie, jakim jesteś. To nie są
sprawy dla takich grafiątek jak ty.
- Ty ślizgoński zakuty łb… - nie zdążyła dokończyć, bo złapał ją i
pocałował.
- Lubię jak się złościsz Granger. To takie zabawne. A teraz
uważnie posłuchaj złotko. Zgodziłem się na to by iść, ale na więcej się nie
zgodzę. Wychodzimy stąd wszyscy w trójkę. Możesz odprowadzić mnie i Blaisa idąc
po drodze do wierzy gryfindoru, pod gabinet dyra. Potem grzecznie wracasz do
swojego pokoju wspólnego i zapominasz o całej sprawie. Nie ma żadnego, ale.
Rozumiemy się? – Ton chłopaka był opanowany i stanowczy. Hermiona z rezygnacją
skinęła głową. Wiedziała, że nie ma sensu się sprzeczać. Co nie znaczyło, że
odpuści. Po prostu wyciągnie od niego wszystko później, tylko będzie to musiała
dokładnie zaplanować. – W takim razie idziemy. Zabini, rusz swój szanowny
tyłek. Czas załatwić sprawę. – wyszli wszyscy z pokoju. Po chwili szli już
jednym z korytarzy w lochach. Większość była już pusta, o tej porze mało, który
z uczniów włóczył się po zamku. Nagle za zakrętu wyszła Clar.
- O jak dobrze, że was widzę! Nie zgadniecie, co się stało.
- Wujek Voldi ci darował?
- Draco, daj sobie spokój z tym czarny humorem. Harry mi się
oświadczył. Bierzemy ślub w pierwszy weekend po zakończeniu roku szkolnego.
- Że co!!? – szok i przerażenie malowało się na twarzy młodego
Malfoya.
- Och Clar, gratuluję. – Hermiona rzuciła się przyjaciółce na
szyję
- Gratulację. – Blaise puścił do niej oko
- Dzięki Herm, dzięki Blaise. A ty Draco mógłbyś, chociaż udawać,
że się cieszysz.
- Cieszyć? Udawać? Przecież, to tragedia. Potter w mojej rodzinie.
Spełniają się moje najgorsze sny.
- No już, daruj sobie te komentarze, bo dostaniesz po łbie. Gdzie
idziecie?
- Oni do Dumbledora, a ja do siebie.
- W takim razie Herm, mała zmiana planów. Idziesz ze mną. Pożegnaj
się ładnie z chłopakami i chodź.
- No dobra, przynajmniej nie będę bezczynnie czekać. Idźcie, tylko
Zabini proszę cię zrób coś z nim, żeby trochę się otrząsną z szoku zanim
wejdziecie do dyrektora. Pa – pocałowała blondyna w policzek i popatrzyła na
bruneta
- Oczywiście, rozkaz przyjęty pani kapitan – chłopak zasalutował,
na co dziewczyny zareagowały śmiechem. Pociągnął zszokowanego przyjaciela za
sobą i odszedł w stronę schodów.
- Chodź idziemy do mnie, napisałam już wcześnie do ciebie i Ginny.
Ty już jesteś, więc wiadomość musi tylko dotrzeć do niej. Za chwile zapewne do
nas dołączy. – ruszyły w stronę, z której przed chwila przyszła Hermiona z
chłopakami.
***
Kamienna chimera odsunęła się po szóstej próbie zgadnięcia hasła.
Teraz stali przed drewnianymi, masywnymi drzwiami. Draco popatrzył na
przyjaciela, po czym zastukał w drzwi.
- Proszę, wejdźcie.
- Dobry wieczór…
- Dobry wieczór chłopcy. Tak sądziłem, że przyjdziecie. Ale nie
myślałem, że tak szybko.
- Skąd pan wiedział, że przyjdziemy i z czym przyjdziemy?
- Ja dużo wiem panie Malfoy. Nawet nie wiesz jak dużo. Usiądźcie –
wskazał im dwa stołki, które stały przed mahoniowym biurkiem – i porozmawiajmy
o listach, które dzisiaj dostaliście…
*** W tym samym czasie w dormitorium Clar siedziały trzy
dziewczyny.
- Chyba żartujesz, że zapomniał o pierścionku?
- Nie. Musiałam mu o nim przypomnieć – kiedy Hermiona to usłyszała
popłakała się ze śmiechu. Dobrze znała swojego przyjaciela. I wiedziała, że
jeżeli chodzi o sprawy damsko – męskie jest bardzo wstydliwy. Ale nie sądziła,
że tak straci głowę.
- Powiadomiłam już ojca, czekam teraz na jego odpowiedź.
- Ale nie sądzisz, że półtorej miesiąca to za mało czasu na
przygotowania? Przecież jeszcze są testy końcowe.
- Damy radę, jeżeli oczywiście mi pomożecie.
- Oczywiście, że tak. – Ginny z uśmiechem popatrzyła na
koleżankę.
- Bardzo się cieszę. Hermiono dobrze się czujesz – dopiero teraz
zauważyły, że z starszą gryfonką coś jest nie tak.
- Tak.
- Wątpię w to, jesteś trochę zielona. Idziemy do skrzydła
szpitalnego.
- Nigdzie nie idę.
- Idziesz i to w tej chwili.
Piętnaście minut później stały już w sali skrzydła szpitalnego.
Hermiona siedziała na łóżku, a nad nią stała pani Pomfrey i zadawała jej różne
pytanie. Po chwili zastanowienia wyszła by zaraz wrócić z fiolką żółtego
eliksiru.
- Wygląda mi to na jakieś zatrucie pokarmowe. Proszę wypić ten
eliksir i zostaniesz na noc w skrzydle szpitalnym. Jeżeli do jutra ci nie
przejdzie, to zrobimy badania. A panie żegnam, już jest późno.
- Prosimy o jedną chwilkę, zaraz pójdziemy.
- Macie pięć minut, potem mam was nie widzieć. A ty młoda damo
masz leżeć w łóżku i spać.
- Oczywiście, że tak będzie. Dobranoc pani Pomfrey. – Clar
zaserwowała swój najładniejszy uśmiech, co na niewiele się zdało.
- pięć minut i ani sekundy dużej. Dobranoc. – Pielęgniarka
zniknęła w swoim gabinecie.
- Ja was zamorduję, przez was muszę tu spędzić noc.
- Nie gniewaj się Herm. Naprawdę źle wyglądałaś. A jedna noc to
nie tak źle. Zdrowiej szybko, a ja jutro postaram się o zgodę na to żeby w
przyszłą sobotę wyrwać się do Londynu. Wtedy poszukamy sukienki dla mnie. A
teraz już ci nie przeszkadzamy, bo Pomfrey się zbliża. Do jutra kochana.
- Pa – ze złością odprowadziła je wzrokiem do drzwi. Gdy wyszły
odwróciła się na bok i próbowała zasnąć.
***
Słońce zaglądało do pomieszczenia rzucając cienie na białe ściany.
Poczuła jak ktoś odgarnia jej z twarzy kosmyk włosów. Była pewna, że to sen,
ale dla pewności niechętnie otworzyła oczy. Popatrzyła na osobnika siedzącego
przy jej łóżku. Promienie słońca odbijały się w jego blond włosach. Wpatrywał
się w nią swoimi niebieskoszarymi oczami, a na jego ustach gościł tak dobrze
jej znany cyniczny uśmiech. Mogłaby tak leżeć i wpatrywać się w niego
godzinami. W tej chwili wyglądał jak młody bóg. Otrzęsła się z swoich myśli.
- Co tu robisz Draco?
- Siedzę i się zastanawiam, co z tobą jest nie tak Granger.
- Ze mną wszystko w porządku. – usiadła podciągając kolana pod
brodę. – dostałam jakiś eliksir i już mi wszystko przeszedł.
- Nie ważne, czy dostałaś eliksir. Zostawiłem cię na chwilę, po
czym wracam do dormitorium, a Amii mi mówi, że jesteś w skrzydle szpitalnym.
- Nic mi nie jest, to tylko zatrucie. Co powiedział Dumbledore?
- Po pierwsze nie zmieniaj tematu, po drugie powiedziałem wczoraj
byś zapomniała o całej sprawie i się do niej nie mieszała.
- Ale…
- Żadne ale.
- Panie Malfoy, co pan tu robi. Jeszcze nie ma godziny odwiedzin.
- Tak wiem, o tym, ale niech pani mnie zrozumie musiałem
sprawdzić, co z nią. – Powiedział to lekko przesłodzonym głosem. Na jego twarzy
ukazał się uśmiech numer trzy, jak w myślach nazywała go Hermiona. Miły, trochę
zagadkowy, a zapewne zachwycający dla płci przeciwnej. Mało, która uczennica
umiała mu się oprzeć. I jak również zauważyła teraz, nie tylko uczennica. A on
dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Pielęgniarka odwzajemniła uśmiech, po czym
się odezwała.
- Oczywiście, że to rozumiem. A teraz bardzo proszę, niech pan
wyjdzie i zaczeka na zewnątrz. Ja muszę porozmawiać z panną Granger i sprawdzić
czy może iść dzisiaj na zajęcia.
- Dobrze. Kochanie ja poczekam na zewnątrz. – dalej nie
zrezygnował z tego przesłodzonego głosu, który tak ją denerwował, kiedy zwracał
się do niej w taki sposób. Gdy drzwi się za nim zamknęły, pielęgniarka zwróciła
się do niej.
- Jak się czujesz?
- Dobrze, dzisiaj już mi lepiej – po dziesięciu minutach
maglowania, pozwoliła jej się ubrać i udać do wielkiej sali na śniadanie, a
następnie na lekcję. Gdy wyszła, na korytarzu czekał na nią Malfoy.
- Jednak cię wypuścili.
- A co miałeś nadzieję, że zostanę tam na zawsze.
- Ja no, co ty. Przecież zwariowałbym ze strachu o ciebie –
komediowo złapał się za serce.
- Daj sobie spokój z tym kabaretem. – ruszyła przed siebie.
- Czekaj, gdzie tak pędzisz.
- Na śniadanie, jestem strasznie głodna i nie zamierzam czekać,
jeżeli tak się guzdrasz.
***
Prawie codziennie Hermiona starała się wyciągnąć od chłopaka, co
ustalili z dyrektorem. Za każdym razem, tylko się denerwował i kazał jej się
nie wtrącać. Co bardzo ją frustrowało. Może Malfoy to arogancki, zarozumiały i
zakochany w sobie egoista, ale martwiła się o niego. Sama tego nie rozumiała.
Był czwartek, a pierwsza pełnia miesiąca wypadała w nocy z piątku na sobotę.
Siedziała na zajęciach z historii magii, większość uczniów usypiało, a ona
starała się robić notatki. Podniosła głowę, gdy do sali wleciała sowa. Usiadła
na katedrze i wyciągnęła nóżkę z listem w stronę nauczyciela. Ten odczytał list
i popatrzył po uczniach.
- Panno Greek, proszę zabrać swoje rzeczy i udać się do gabinetu
dyrektora.
- Dobrze panie profesorze.
Hermiona ze zdziwieniem popatrzyła na swoją blondwłosą koleżankę,
która siedziała obok niej. Ta tylko wzruszyła ramionami i zabrała swoje rzeczy.
Po czym wyszła z sali. Gdy przeszła pod wejście do gabinetu dyrektora stanęła
przed kamienną chimerą. I zaczęła zgadywać hasło
- Czekoladowe żaby, miętowe dropsy, lukrowe laski – chimera
odsunęła się na bok, pokazując schody. Podniosła rękę żeby zapukać, ale drzwi
otworzyły się same.
- Dzień dobry panno Greek, proszę wejść.
- Dzień dobry panie dyrektorze.
- Proszę usiąść. Może napijesz się herbaty?
- Nie dziękuję.
- Najpierw przyjmij moje gratulacje, z okazji zaręczyn.
- Dziękuję bardzo.
- Prosiłaś mnie o pozwolenie na wyjazd w sobotę dla ciebie,
Hermiony Granger oraz Ginny Weasley.
- Tak.
- W innych okolicznościach nie zgodziłbym się na to. Ale w
okoliczności, którą opisałaś w podaniu jestem gotów się przychylić do twojej
prośby.
- Bardzo się cieszę. Chociaż wydaje mi się, że jest jakieś ale.
- Nie mylisz się. Chciałbym byście pojechały nie w sobotę, lecz w
piątek po zajęciach.
- W piątek nic nie załatwimy. Tak jak pisałam w uzasadnieniu
swojej prośby, chciałyśmy wyruszyć o siódmej rano by wszystko załatwić. W
piątek to za mało czasu.
- Spokojnie, ja wszystko rozumiem. Dlatego pojedziecie w piątek po
południu, a wrócicie w sobotę wieczorem. Rozmawiałem już wcześniej z panem
Malfoyem. Użyczy wam swoje mieszkanie. Ty masz jedynie dopilnować byście cały
czas były wszystkie razem i macie wrócić dopiero w sobotę.
- Dobrze, dziękuję bardzo. A czy ten warunek ma związek z…?
- Proszę się stawić jutro o szesnastej w gabinecie profesora
Snapa. Skorzystacie z jego kominka. A teraz czas na obiad, który już zapewne
się zaczął. I jeszcze jedno, jedziecie wszystkie trzy, albo żadna.
- Jeszcze raz dziękuję, do widzenia.
*** WS
- Dziewczyny słuchajcie! Zgodził się – pocałowała Harrego, po czym
wepchała się miedzy siedzącą Hermione, a Ginny
- Co masz na myśli Clar – ruda odłożyła tosta i popatrzyła na
przyjaciółkę.
- No jak to, co? Wyruszamy do Londynu w poszukiwaniu sukienki. I
to nie w sobotę, tylko w piątek o szesnastej i wracamy w sobotę wieczorem
- Super – Ginny rozpromieniła się
- Ja nigdzie w piątek się nie wybieram – entuzjazm młodszej gryfon
ki nie udzielił się Hermionie
- I tu się mylisz. Jest jeden warunek jedziemy wszystkie 3 albo
żadna z nas.
- Przykro mi, ale nie ma szans bym w ten weekend jechała.
- Nawet nas nie denerwuj Hermiono. – coraz więcej uczniów przy
stole gryfonów wpatrywało się w trzy dziewczyny. Nagle ich uwagę przykuł ktoś
inny. Na jego widok, Ron spochmurniał jeszcze bardziej. Chociaż od czasu kłótni
nie odzywał się do Hermiony i w czasie posiłków siadał w sporej odległości od
niej. Jeżeli wzrok potrafiłby zabijać osoba, który zbliżał się do ich stołu już
leżałaby martwy.
- O co się tak sprzeczacie dziewczyny? Potter byłbyś kulturalny i
zrobił mi trochę miejsca bym mógł usiąść, koła Gr.… Hermiony.
- Nie wiem, czego cię uczyli jak byłeś mały, ale jeśli o kulturze
mówisz to jest takie słowo jak: proszę.
- Ale tyś zabawny, no po prostu zaraz się popłacze ze śmiechu.
- Siadaj i już tyle nie gadaj, bo mi się odechce jeść. – Potter
przesunął się i zrobił miejsce ślizgonowi. Dalej względem niego czuł niechęć.
Starał się jednak nie wszczynać kłótni ze względu na Hermionę. W końcu to był
jej chłopak. Nie chciał żeby musiała wybierać między nim, a Malfoyem. To samo
tyczyło się Clar, przecież jego narzeczona, to kuzynka ślizgona.
- Harry – chłopak odwrócił się w stronę Rona
- Co jest Ron?
- Jak możesz robić mu miejsce przy naszym stole.
- Stary, daj spokój. - Zakończył ten temat zanim rudy go rozwinął
i zabrał się za jedzenie.
- O co się sprzeczasz z moją drogą kuzynką. – blondyn popatrz na
brązowowłosą gryfonkę.
- O to, że w piątek nie wybieram się do Londynu.
- Ale to jest jeden z warunków, jedziemy w trzy albo żadna. Draco
pomórz.- Clar popatrzyła błagalnie na Draco.
- Chodzi o ten wyjazd, co dyro prosił mnie bym użyczył wam mojego
mieszkania. Dlaczego nie chcesz jechać?
- Wolę nie jechać w ten piątek. Chciałabym zostać w zamku z
pewnych przyczyn.
- Jeżeli chodzi ci o przyczyny, o których myślę to wybij sobie z
głowy to wszystko. I jutro zbieraj tyłek i wybieraj się z Amii.
- Uważam, że powinnam zostać. Może sądzisz, że to nie moja sprawa,
ale się mylisz.
- Nie denerwuj mnie kobieto, nie potrzebnie ci w ogóle cokolwiek
powiedziałem na ten temat. Zrozum lepiej będzie, jeśli pojedziesz. To, że
będziesz siedzieć w zamku cały piątek nic nie da. Bezsensownie tylko zrujnujesz
plany Amii. I nie graj Panny Wszechwiedzącej, bo wiesz, że akurat teraz to ja mam
rację.
- Jesteście straszni. Pojadę, ale wolałabym zostać. Naprawdę
będzie lepiej, jeśli…
- Nie! Jedziesz Misiak i koniec gadania. – Tym zdaniem zaskoczył
ją.
- Skończcie to gadanie, bo ludzie chcą tu jeść, a przez was rzygać
się chce.
- Ty Wieprzlej się nie odzywaj. – Draco niechętnie popatrzył na
Rona
- Bo co mi zrobisz Fretko? Mocny jesteś tylko w gębie.
- A chcesz się przekonać?
- Draco, daj spokój. Szkoda się narażać na szlaban – Hermiona
próbowała wpłynąć jakoś na blondyna. – Chodź idziemy.
- Tak pewnie uciekaj jak tchórzliwa fretka. Zasmarkany
arystokrata.
- Coś ty powiedział!
- Draco chodź, to bez sensu – odwrócił się w stronę dziewczyny.
Gdy popatrzył w jej oczy, mógł wyczytać w nich niemą prośbę. Dlatego odwrócił
się tylko na chwile w stronę Rona.
- Jeszcze zapłacisz mi za to Wesley
- Nie mogę się doczekać. – ślizgon już nic mu na to nie
odpowiedział. Nie zwracając więcej na niego uwagi odszedł od stołu. Jedynie żeby
doprowadzić gryfona do wściekłości, objął Hermionę w pasie.
*** pt. godz. 15.45
Zmierzała korytarzami w stronę lochów, za piętnaście minut miała
spotkać się z Clar i Ginny przed gabinetem Snapa. Nie śpieszyło się jej.
Rozmyślała o wczorajszej wieczornej rozmowie z Draco. Chłopak cały czas
tłumaczył jej, że wydarzenia związane z czarnym listem nie powinny jej
obchodzić. Nie potrafiła tak tego zostawić. Nie chciała spędzać dzisiejszej
nocy z dziewczynami w Londynie. Chciała być tutaj w zamku. Siedzieć w
dormitorium ślizgona i czekać na to, co zrobi. Nie wiedziała, co postanowili z
Dumbledorem. Blondyn nie chciał jej powiedzieć, czy zostaje w zamku czy wybiera
się na spotkanie. Jedyne, czego była pewna, to tego, że jeżeli z Blaisem byli u
dyrektora to żaden z nich nie chce wstąpić w szeregi Czarnego Pana. Zatrzymała
się nagle podpierając się o ścianę. Zakręciło jej się w głowie. /No tak, prawie
nie ruszyłam dzisiaj nic w czasie śniadania i obiadu, jakoś nie miałam apetytu.
To zapewne z tego powodu/. Odczekała, chwile aż dolegliwość minie i ruszyła
dalej, choć miała ochotę zawrócić. Nie mogła jednak tego zrobić w końcu
obiecała dziewczyną, że wybierze się z nimi.
- Hermiona w końcu jesteś. Już bałyśmy się, że zrezygnowałaś. –
pod profesorskim gabinetem czekały na nią dziewczyny.
- Nigdy nie złamałabym danego słowa.
- Dobrze o tym wiemy. No to jak gotowe? – nie czekając na
odpowiedź Clar zapukała w drzwi.
- Wejść.
- Dzień dobry panie profesorze.
- A to wy. Słuchajcie, bo nie będę się powtarzał. Korzystacie z
mojego kominka, w jedna i drugą stronę. Wracacie w sobotę o osiemnastej i ani
chwili później. Macie trzymać się razem.
A teraz proszę tutaj macie proszek fiu w sakiewce na drogę powrotną. A w
zielonym słoiku przy kominku na teraz. Zrozumiane?
- Tak, panie profesorze. - Dziewczyny podeszły do kominka. Clar
otworzyła zielony słoik i wzięła trochę proszku do ręki, po czym sypnęła nim w
ogień. Płomienie jak zawsze przybrały zieloną barwę, dziewczyna weszła do
środka.
- Rushton Driver 5 – po chwili jej już nie było. Hermiona
postąpiła dokładnie tak samo jak koleżanka. Gdy weszła do kominka poczuła jak
ciepłe płomienie dotykają jej skóry nie parząc jej.
- Rushton Driver 5 – wszystko zaczęło wirować dookoła niej. Po
chwili tak samo jak ostatnim razem upadła na biały puszysty dywan. Wstała i
rozglądnęła się po ogromnym salonie. Wyglądał teraz inaczej. Pierwszy raz, gdy
go widziała, była noc. Teraz przez wielkie okna do środka wpadały promienie
słońca. Zawsze lubiła duże nowoczesne pomieszczenie. A to ewidentnie do takich
należało. Minimalistyczny nowoczesny wystrój.
- Postarał się żeby robiło wrażenie prawda? – Clar stanęła koło
Hermiony. Za nimi słychać było, że ruda dotarła na miejsce i zbiera się z
podłogi. Ani ona ani Hermiona nie opanowała jeszcze dokładnie podróżowania
przez kominek.
- Kto? – brunetka popatrzyła na ślizgonkę
- Jak to, kto? Draco. Sam zaprojektował cały wystrój. Spędził całe
wakacje przed szóstym rokiem nauki by to mieszkanie tak wyglądało. Od rana do
nocy chodził i wydzwaniał żeby zdobyć wszystko to, co sobie zaplanował.
- Nie wątpię. Przecież on jest przekonany, że zawsze dostaje to,
co chce.
- Masz trochę racji Herm, ale od pewnego czasu bardzo się zmienił.
- Zobaczymy, co przyniesie czas. Nie chwalmy dnia przed zachodem
słońca. No to, co robimy?
- Proponuję, byśmy usiadły i dokładnie zaplanowały jutrzejszy
dzień. Chciałabym wam też wytłumaczyć moje plany odnośnie dnia ślubu.
- A gdzie chciałabyś, aby odbył się ślub?
- Tak sobie myślałam, że może w ogrodzie przy Malfoy’s Manor, mam
nadzieję, że Draco się zgodzi. Szczególnie, że nie jest zadowolony z moich
zaręczyn z Harrym.
- Razem jakoś go przekonamy. I trzeba będzie wpłynąć też na
Harrego
- Dzięki. Jesteście kochane. Z Harrym sama dam sobie radę.
- Nie wątpimy w to Clar – pomieszczenie wypełnił śmiech.
***
W tym samym czasie w Hogwarcie ktoś zapukał do gabinetu dyrektora.
- Proszę. O Severus to wy.
- Przyprowadziłem Dracona, panie dyrektorze.
- Czy wszystko poszło zgodnie z planem?
- Tak, dziewczyny są już w Londynie.
- To bardzo dobrze. Draco, o jedenastej ty i pan Zabini wyruszacie
z profesorem Snapem.
- Dobrze panie dyrektorze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz