sobota, 3 listopada 2012

55. Do cholery Granger


Siedziała w swoim pokoju. Po rozmowie z Ginny chciała zostać sama, wszystko przemyśleć. Dlaczego akurat ją to spotykało? Czy nie mogła być zwykłą nastolatką i mieć spokojne życie? Miała tylko dwie możliwości: zostać w pokoju do końca życia, albo znaleźć i powiedzieć Malfoyowi, że ma to wszystko odwołać. Wiedziała dobrze, że nie da rady schować się na resztę życia w tym łóżku. Niechętnie wstała i zabrała się za ubieranie, po czym wyszła w poszukiwaniu przyczyny jej problemów. Gdy na korytarzu mijała ludzi, oglądali się za nią i szeptali między sobą. Często słyszała szczątki ich rozmów „… tak to ona”, „… z Malfoyem” „sądzisz, że na serio są ze sobą?”. Starała się nie zwracać na to uwagi, ale mimo najszczerszych chęci, co chwile słyszała podobne szepty. Nie wiedziała gdzie teraz będzie Malfoy. Podejrzewała, że jeżeli teraz mają wolny czas to będzie w swoim dormitorium. Zamierzała wyciągnąć go na korytarz przed pokój wspólny ślizgonów i powiedzieć mu, co ona o tym wszystkim sądzi. Dlatego ruszyła w stronę lochów. Miała wielkie szczęście. Gdy tylko zeszła z ostatnich schodów na korytarzu zauważyła blondyna idącego z Blaisem w stronę wejścia do domu węża. Na korytarzu nie było nikogo innego oprócz nich.
- Malfoy! – groźny ton jej głosu odbił się echem od ścian. Chłopak zatrzymał się i obrócił w jej stronę.
- Kogo ja tu widzę. Mionka. Moje kochanie, co ty tu robisz?
- Daruj sobie tleniony. Musimy porozmawiać i to w tej chwili.
- Gryfońskie słoneczko, dlaczego się tak denerwujesz? Jak chcesz pogadać, nie ma sprawy, ale nie tutaj. Zapraszam do mnie.
- Malfoy nie denerwuj mnie! Nigdzie się nie wybieram, a tym bardziej do ciebie. Załatwimy to tutaj.
- Jesteś tego pewna Granger? To chyba nie najlepszy pomysł. Za chwile zapewne będą tędy szli ludzie z innych roczników na zajęcia. Nie wszyscy zaczynają lekcje tak jak my za dwie godziny. – rada Blaisa wydała jej się racjonalna. Nie chciała kolejnej sceny przy ludziach. Nie chciała, żeby plotkowano o niej jeszcze bardziej, dlatego postanowiła wybrać mniejsze zło.
- Masz rację Zabini. Tak szczerze, to chyba Ginny za bardzo cię demonizuje.
- Ruda o mnie coś mówi? – na jego twarzy pojawił się zagadkowy uśmieszek.
- Ja nic takiego nie powiedziałam Zabini.
- Echem, chyba chciałaś ze mną porozmawiać Granger. Więc chodź. – w głosie blondyna było słychać zniecierpliwienie.
- To ja wam nie będę przeszkadzał, jakby, co to szukaj mnie Draco w zachodnim skrzydle. Na razie panno Granger, dzięki za informacje o Rudej.
- Ja ci nie udzielałam żadnych informacji! Wszyscy ślizgoni są tacy sami, wymyślają jakieś niestworzone historie.  – jedyne, co jej na to odpowiedział, był cichy śmiech, który słyszała, gdy się oddalał.

***

To, że przechodziła przez PW nie robiło już żadnego wrażenia. Ale to, że pojawia się w nim z Draco Malfoyem trochę zszokowało tam obecnych. Grupka dziewcząt siedzących na kanapie przy kominku, patrzyła na nią z zawiścią. Kiedy tylko Draco je minął między nim, a gryfonką stanęła Parkinson
- A ty, co tu robisz szlamo? Wynoś się stąd. – na te słowa Malfoy zatrzymał się i zrobił zwrot o sto osiemdziesiąt stopni i złapał mopsa za rękę odwracając ją twarzą do siebie, a wszystko to w czasie zanim Hermiona zdążyła odpowiedzieć.
- Ona jest ze mną – z ust chłopaka wydobył się ostry głos. Ostrzegałem cię, już kilka razy, że jeżeli jeszcze raz ją tak nazwiesz, to pożałujesz. A wiesz, że ja nie rzucam słów na wiatr. – wyciągnął różdżkę i skierował w stronę dziewczyny.
- Ale Dracusiu… - zanim dokończyła zdanie chłopak machnął różdżką. Pomieszczenie wypełniła mieszanina głośnych dźwięków. Koleżanki mopsa darły się jak opętane
- Pen, twoje włosy! - na co ona rzuciła się do lustra. Gdy stanęła przed nim i zobaczyła swoje odbicie, cały pokój wspólny wypełnił jej wrzask.
- Moje włosy, gdzie są moje włosy!!! Jestem łysa!!! – po czym zwiała na schody prowadzące do dormitoriów ślizgonek, a za nią jej damska świta. Patrząc na Hermionę, Draco uśmiechnął się, widząc, że gryfonka popłakała się ze śmiechu.
- Idziemy?
- Tak. – ruszyła za nim po schodach. Gdy weszli do dormitorium ślizgona, dziewczyna próbowała się uspokoić. – Że ja o tym nie pomyślałam. To jest tak proste zaklęcie, a jakie przydatne.
- Cieszę się, że ci się spodobało. Napijesz się czegoś? – panna Granger od razu spoważniała.
- Dziękuję, nie przyszłam tu w celach towarzyskich tylko rozmówić się z tobą.
- No trudno, jak wolisz. W takim razie siadaj – wskazał jej jeden z foteli, a sam zajął drugi.
- Postoje.
- Twój wybór. Co chciałaś ze mną omówić? – utkwił w niej wzrok, co ja rozpraszało. Zamiast zebrać się w sobie, umysł podsuwał jej wspomnienia z wizyt, jakie spędziła z nim w tym pokoju. Potrzęsła głową by odgonić wspomnienia i zebrać myśli.
- Rozmówić, a nie omówić. Jak możesz wtrącać się do mojego życia? Do tego kłamać przy tylu ludziach, że jesteśmy razem?!
- Zamiast się denerwować powinnaś mi podziękować za uratowanie przez tym jak Rennet się do ciebie przystawiał.
- Nie potrzebowałam twojej pomocy! Potrafię zadbać o siebie sama! A on się wcale nie przystawiał! Michael jest tylko moim kolegą. Nic między nami nie ma.
- Ale tyś naiwna złotko. Jeżeli on się do ciebie nie przystawiał, to gruszki rosną na wierzbie.
- Nawet, jeśli się przystawił, to do niczego by nie doszło. Poza tym nie musze się przed tobą tłumaczyć. Nie wiem, co ci strzeliło do tego głupiego tlenionego łba, ale żądam abyś odwołał oficjalnie przy ludziach to, że jesteśmy parą!
- Ciekawe, ty Granger żądasz czegoś ode mnie? – ślizgon zmienił ton głosu, wstał i idąc zbliżał się do dziewczyny, która cofała się przed nim. Ta sytuacja wcale jej się nie podobała, straciła swoja pewność przez to, że czuła się jak by przezywała deja vu z początku roku tylko w innej scenerii. Tym bardziej, że plecami wpadła na kolumnę od łóżka. Zatrzymał się tak, ze ich twarze prawie się stykały. Wpatrywał się w nią intensywnie, podniósł rękę i wplótł w jej włosy. Czuła się jak sparaliżowana, jego bliskość ją paraliżowała. Jej serce tłukło się o żebra jak oszalałe, modliła się by tego nie wyczuł.
- A co jeżeli ja nie chce tego odwołać? – zniżył głos do szeptu.
- Nie żartuj Malfoy. Dobrze wiemy, że nie jest ci na rękę, to by cała szkoła gadała o tym, że ty i ja „szlama” tworzymy parę. – własny głos wydał jej się nerwowy.
- I tu się mylisz moja mała gryfonko – wstrzymała oddech, gdy delikatnie pocałował ją w policzek. Po czym puścił ją i wrócił na fotel, na którym wcześniej siedział.
- Co? Przestań sobie ze mnie żartować.
- Nie żartuje sobie z ciebie. Jestem całkowicie poważny. Usiądź i posłuchaj. – znowu wskazał fotel po przeciwnej stronie stolika, ale tym razem usiadła. – Zastanów się czy na pewno chcesz, żebym to odwołał. Zastanów się też dokładnie, dlaczego zerwałaś naszą umowę?
- O nie! Na ten temat to ja już skończyłam rozmowę.
- No daj spokój i nie zachowuj się jak małe dziecko. To do ciebie nie pasuje. Sama mówiłaś, że czułaś się jak szmata, że nie potrafisz tak bez zaangażowania.
- No tak, ale to nie ma nic do tego, że rozpowiadasz jakieś bajki. Koniec tematu masz wszystko odwołać!
- A jeżeli to nie bajka? – jego ton głosu był spokojny.

/Nie tak miała wyglądać ta rozmowa, koniec muszę stąd wyjść/ - Skończmy tą rozmowę Malfoy, bo to nie ma sensu. – wstała. Kiedy miała otworzyć drzwi ręka zastygła jej na klamce, gdy usłyszała jego słowa.
- A jeśli ja mówię poważnie, o zaangażowaniu?
- To już przesada, takie żarty mnie nie bawią. – gdy się odwróciła zszokowała ją jego poważna mina. – aa..ale co ty masz na myśli?
- Nie jestem człowiekiem, który chodzi po szkole trzymając się za rączki…
- To już słyszałam. Tak samo jak o tym, że spalonych mostów nie da się odbudować.
- Masz rację spalonych się nie da odbudować, ale pewna mądra osoba mi próbowała uświadomić, że da się zbudować całkiem inne nowe.
- Zapewne tą osobą była Clar, ale sama dobrze powinna wiedzieć, że to nie tyczy się ciebie. Nie tyczy się nas. Przecież nie ma żadnych nas!
- Tak masz rację, co do Ami i tego, że to nie tyczy się mnie. To do mnie nie podobne. Ale może warto poeksperymentować?
- Ale czy ja dobrze rozumie, ty sugerujesz byśmy byli parą?
- Można tak powiedzieć, ale nie do końca.
- To znaczy?  - z wrażenia usiadła na podłodze opierając się o drzwi. Wpatrywał się w nią intensywnie.
- Co do mnie czujesz Granger?
 /Mamo ratuj on zgłupiał. Co on sobie myśli, że mu powiem, że go kocham? To absurd/
- Pytam poważnie - /jej mina – bezcenna /
- Wiem, że nie czuje do ciebie nienawiści.
- No to już coś wiemy. Czy spotykasz się teraz z kimś?
- A co ci do tego?!
- No nie denerwuj się, pytam się żeby coś ustalić. I oczekuje poważnej odpowiedzi.
- Eh, jesteś nie możliwy. Nie spotykam się z nikim.
- No to mamy już dwa ważne aspekty. Trzeci jest taki, że w łóżku było ci ze mną dobrze. Proponuje ci…
- Nie! koniec! Nie, chce więcej żadnych układów.
- To nie układ to propozycja. Nie wiem, co to miłość. Nie będę z tobą chodził po zamku za rączkę, ale jak już myślą, że tak jest to, dlaczego tak tego nie zostawić?
- Oni nie myślą, oni plotkują. I niby tobie nie będzie przeszkadzać, że będą sądzić, że spotykasz się ze szlamą.
- Szczerze? Mam to w dupie. Niech myślą sobie, co chcą.
- Sorry Malfoy, ale chyba nie idę na to. – wstała i chciała wyjść
- Przemyśl to dobrze Granger. Masz czas do jutra. Naprawdę, może ci się to opłacić. Czekam do jutra na odpowiedz.- nic nie odpowiedziała tylko wyszła z pokoju zostawiając go samego.

/Do cholery Granger! Czy ty musisz być taka uparta? Z dobrą wolą wyciągam do niej rękę, a ona ją odrzuca. No dobra, miałbym z tego korzyści, ale kto by nie skorzystał? Źle ze mną, gadam sam ze sobą. /

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz