niedziela, 25 listopada 2012

60. Wyprawa do Londynu c.d / Mroczny znak


Jasny księżyc rozświetlał mrok. Trzy osoby w czarnych płaszczach przedzierały się przez zarośla w stronę starego koryta rzeki. Jak na zbliżające się lato było zimno. Prowadzący zatrzymał się. Znaleźli się na małej polanie, z każdej strony otoczonej zaroślami. Światła miasta były stąd niewidzialne. Na środku w półkolu plecami do nich stali odziani w czarne szaty postacie. Gdy podeszli bliżej rozstąpili się. Profesor upadł na kolano, ślizgoni poszli za jego przykładem.
- Mistrzu. – mężczyzna nie podnosił głowy do czasu, aż osoba, do której się zwracał nie odwróciła się w jego stronę.
- Severus, wstań – automatycznie wykonał polecenie swojego pana, dając znak pozostałej dwójce żeby się nie podnosili – widzę, że przyprowadziłeś kolejnych rekrutantów. – ton jego głosu przypominał bardziej syk niż normalne słowa. – Draco Malfoy i Blaise Zabini. Podjęliście odpowiednią decyzje. Wstańcie i zajmijcie miejsce obok reszty, która zostanie przyjęta do mojego grona – wskazał ręką na sporą grupkę stojącą niedaleko nich. Ślizgoni bez słowa zajęli wskazane im miejsce. Draco zauważył wpatrzone w siebie zimne stalowe oczy. Oczy tak podobne do jego. Oczy człowieka, którego kiedyś szanował. Teraz go nienawidził. Za to, co spotkało jego matkę. Po przeciwnej stronie stał Lucjusz Malfoy dumny z tego, że jego syn podjął taką, a nie inną decyzję. Chłopak przestał wpatrywać się w ojca, gdyż przed grupom, w której się znajdował stanął Czarny Pan
- Dzisiaj doznacie zaszczytu, jakim jest przynależenie do tej grupy. Nie każdy był na tyle mądry, aby postąpić tak jak wy, za co zostaną ukarani w swoim czasie. Oczekuje od was całkowitego oddania. Zapamiętajcie jedno. Nie ma dobra i zła. Jest tylko władza. A władza to JA. Ta noc będzie najważniejszą w waszym życiu. Crucio - chłopak, który stał obok Zabiniego upadł na ziemie wijąc się w męczarniach. Gdy Czarny Pan ściągnął zaklęcie jakby nigdy nic kontynuował swoją wypowiedź dalej – Jak sami widzicie od dzisiaj wasze życie i los należeć będą do mnie...

***00.30

Siedziała na tarasie, patrząc na Londyn pogrążony w śnie. Od czasu do czasu ulicą przejeżdżały auta. Gdzieś w oddali słychać było karetkę. Ale te dźwięki do niej nie docierały. Myślami była daleko stąd. Przy blondwłosym ślizgonie. Martwiła się o niego. Sama przed sobą nie chciała przyznać, że bierze się to stąd, iż zależy jej na nim. Był chamski, arogancki, pewny siebie i zakochany w sobie. Ale przez ten czas, kiedy z nim była zmienił się i zmienił ją. Teraz myślała nad tym, co się z nim dzieję. Bała się by nic mu się nie stało.
- Hermi! Czyś ty zwariowałaś? Jest zimno, a ty siedzisz w samej koszulce nocnej na zewnątrz. Halo Hermiona słyszysz mnie?
- O Clar, przepraszam nie zauważyłam cię. Mówiłaś coś?
- Tak, że zwariowałaś siedząc na zewnątrz na taki ziąb. Chodź do środka. Napijemy się herbaty. - przeszły do kuchni, a blondynka za pomocą różdżki zaczęła szykować ciepły napój, który po chwili pojawił się przed nimi w filiżankach.
- Ginny śpi?
- Tak.
- A ty, dlaczego nie śpisz?
- Obudził mnie ziąb. I przyszłam zobaczyć, skąd wieje. 
- Przepraszam, nie chciałam byś przeze mnie się obudziła.
- Nie masz, za co.  Lepiej powiedz, dlaczego ty nie śpisz? – blondynka popatrzyła na nią pytająco
- Dlaczego nie śpię? Nie mogę. Martwię się o tego arystokratycznego kretyna.
- O Draco?
- Tak.
Blondynka uśmiechnęła się pod nosem /no to się narobiło, Miona martwi się Draco. Ewidentnie tu się coś święci, najwyższy czas./ 
- Nie masz, o co. Da sobie radę. Jest osobą, która jak to się mówi zawsze spada na cztery łapy.
- Pomimo tego, martwię się.
- Jak już mówiłam nie masz, o co. – podeszła do szafki i ją otworzyła. W środku znajdowały się malutkie fiolki z eliksirami. Większą jej część zajmowały fiolki z eliksirem na kaca. Przeszukała zawartość i wyciągnęła fiolkę z fioletową zawartością. – trzymaj - położyła fiolkę przed brązowowłosą – wypij to i kładź się spać, bo jutro musisz mieć dużo sił. Czeka nas wiele do załatwienia.
- A co to? – niepewnie popatrzyła na fiolkę
- Eliksir nasenny. Po tym spokojnie zaśniesz
- Niech ci będzie. Jesteś uparta jak ten twój czystokrwisty kuzynek
- Dobranoc Hermiono – znikła w sypialni, którą zajmowała.
- Dobranoc – powiedziała to już w pustkę. Odkorkowała eliksir i wypiła go. Po czym za przykładem koleżanki, ruszyła do swojego łóżka.

***

Miała już serdecznie dość. Bolały ją nogi, a jeszcze tyle miały do załatwienia. Wstały o ósmej. Pół godziny później gotowe do wyjścia ruszyły w miasto. Najpierw udały się do ministerstwa magii żeby w odpowiednim dziale Clar złożyła swoje podanie i podanie Harrego o planowanym ślubie. By mogła złożyć podanie Harrego musieli wcześniej postarać się o poświadczenie oryginalności dokumentów od Dumbledora. Następnie ruszyły w poszukiwaniu sukni ślubnej. Ten, kto myśli, że to łatwe i miłe zajęcie bardzo się myli. Z każdą kolejną godziną dziewczyny były coraz bardziej zrezygnowane, a Clar rozpatrzona. Obeszły już sześć salonów, a dalej nic nie znalazły. Z każdą przymierzoną przez pannę Greek sukienką było coś nie tak. Jedna miała za dużo koronek, inna była za bardzo rozkloszowana, ta odpada, bo ma drapowania, w tej wyglądam jak beza. Panna Greek szukała sukni niepowtarzalnej. Takiej, która zauroczy ją od pierwszego „wejrzenia” skromnej, a zarazem eleganckiej.
- Mam dość chyba nic nie znajdę. Pójdę do ślubu w starym dresie. – blondynka załamała się całkowicie.
- Harry na pewno byłby zachwycony. Nie rozpaczaj. Zróbmy sobie przerwę, napijmy się kawy. I tak na trzynastą jesteśmy umówione z firmą organizującą śluby. A potem odwiedzimy kolejne salony ślubne.
- Masz rację Hermiono. A ty Clar będziesz bardzo seksownie wyglądać na ślubie w rozciągniętym dresie – Ginny się roześmiała
- Ruda, bo cię uduszę, to nie jest śmieszne!

*** 13.30

- W takim razie, większość załatwiona. Wydaje mi się, że ta organizatorka wie dokładnie, o co ci chodziło Clar. Nie martw się, na pewno wszystko załatwi.
- Mam nadzieje, że się nie mylisz Hermiono.
- Dobra, laski. Sekretarka, dała mi adres salonu ślubnego, o którym mówiła ta organizatorka. Leży dwie przecznice stąd. Mam nadzieje, że znajdziemy coś, co ci się spodoba. - tak jak mówiła Ginny, salon leżał dwie przecznice dalej. Gdy tylko weszły do środka, koło nich stanęła kobieta z obsługi.
- Witam nazywam się Lisa, panie zapewne od Pani Rene.
- Tak, a skąd pani wie?
- Proszę mi mówić po imieniu. Pani Rene, przed chwilą dzwoniła, że jej klientka wraz z dwoma przyjaciółkami do nas przyjdzie. Która z pań jest przyszłą panną młodą?
- Ona – Ginny i Hermiona od razu wskazały na Clar.
- W takim razie panie zapraszam żeby usiadły na sofie, a panią proszę za mną. - Po piętnastu minutach blondynka w ślubnej sukience stanęła przed koleżankami.
- I co sądzicie?
- Szczerze? Lepiej niż w tych wszystkich, co mierzyłaś, ale czegoś brakuje.
- Macie racje.
- Takim razie proszę, z powrotem za mną, poszukamy czegoś innego. - Po kolejnym kwadransie znowu stanęła przed nimi. Gdy tylko wyszła na jej twarzy gościł uśmiech. Widać, że w końcu znalazła to, czego szukała.
- Cudna.
- Też tak sądzę. Jak tylko ją zobaczyłam to się w niej zakochałam. Wiedziałam, że tylko ta, nie żadna inna. Lisa, proszę o tą suknie.
- Oczywiście. Cieszę się, że jest pani zadowolona.
- A czy macie państwo sukienki dla druhen?
- Tak mamy. Jakie odcienie panią interesują?
- Cały ślub będzie w tonacji oliwkowo kremowej.
- W takim razie najpierw uwolnimy panią z sukni ślubnej, a następnie przejdziemy do pomieszczenia gdzie mamy sukienki by wybrać coś dla druhen.
- Clar, a kto zostanie twoimi druhnami? – Ginny z ciekawości musiała zadać to pytanie
- Jak to, kto? Wy.

*** 40 minut później.

- Ta jest w sam raz, ale jest bordowa.
- Oczywiście, mogą panie wybrać każdy fason, a potem z katalogu dobrać kolor materiału, jaki panie interesuje.
- Bardzo nas to cieszy.

***

Była szesnasta, kiedy po opuszczeniu salonu ślubnego zrobiły zakupy w sklepie z bielizną i sklepie obuwniczym. Ślizgonka była szczęśliwa, że pomimo tak małej ilości czasu, jaka została jej do ślubu, tak dużo udało jej się załatwić w jeden dzień. Reszta spraw organizacyjnych należała do pani Rene. Mając jeszcze prawie dwie godziny, postanowiły zjeść obiad. Clar chciała jeszcze spotkać się z ojcem i dopiero wtedy wrócić do mieszkania by przedostać się do Hogwartu.

*** 18 gabinet Snapa

- Dobry wieczór panie profesorze.
- Macie szczęście, że jesteście punktualnie. Nie rozumie jak dyrektor mógł wyrazić zgodę na durną wyprawę do Londynu. Wracajcie teraz do swoich dormitorium.
- Do widzenia – po cichu opuściły gabinet nietoperza. Pomimo wczesnej godziny Hermiona czuła się wykończona i zmęczona. Miała ochotę udać się do swojej sypialni i w ubraniu paść na łóżko, ale nie mogła sobie na to pozwolić.
- Gin, wracaj do wierzy gryfindoru sama, ja muszę coś jeszcze załatwić. I proszę zabierz ze sobą moje zakupy. – Podając torby Ginny, ruszyła z Clar w stronę pokoju wspólnego ślizgonów
- Niech zgadnę, idziesz do Draco. Aż tak się za nim stęskniłaś?
- Clar proszę cię nie gadaj głupot, bo nie będziesz miała jednej druhny. – przeszły przez pokój wspólny.  Ślizgonka skręciła w stronę schodów prowadzących do dormitorium dziewcząt, a gryfonka do chłopaków. Po chwili zapukała w dębowe drzwi. Nikt nie odpowiedział. Pomimo tego otworzyła drzwi i weszła do środka.
- Malfoy? Jesteś? – pokój wyglądał na pusty, gdy nagle w drzwiach od łazienki stanął ślizgon.
- Nie uczyli cię Granger, że bez pukania nie wchodzi się do czyjegoś dormitorium
- Uczyli. Pukałam, ale nie słyszałeś.
- Nie powiedziałem proszę, więc nie powinnaś wchodzić. Po co przyszłaś, czyżbyś przez te półtorej dnia stęskniłaś się za mną?
- Oczywiście, że tak. Usychałam z tęsknoty. Po prostu żyć bez ciebie nie mogę nawet minuty, kiedy nie jesteś koło mnie mój czystokrwisty arystokrato. Na poważnie to chyba znowu śnisz.
- Oj szlamiątko. Uważaj z mówieniem, że ja o czymś śnie. Jeszcze niedawno mówiłaś, że śnie o tym, iż się ze mną prześpisz. Zarzekałaś się, że nigdy się to nie stanie. A jednak się stało
- I tu się mylisz blondasie. Ja się z tobą nie przespałam. To ty się przespałeś ze mną.
- Jesteś tego pewna Granger? – słowa te wymówił prawie szeptem. Podszedł do niej i przyciągnął ją do siebie. Pocałował. Długo i powoli, po czym popchnął tak, że upadła na łóżko. – Mogę ci udowodnić, kto tu, z kim się przespał. Tylko najpierw muszę wziąć prysznic. Bo miałem to zrobić zanim mi przeszkodziłaś, wtargnięciem do mojego pokoju.
- Ja nigdzie nie wtar…
- Dobra, dobra ja tam swoje wiem. Poczekaj chwile zaraz wrócę. – gdy zniknął w łazience położyła się na łóżku. Przymknęła oczy i wsłuchiwała się w odgłos lecącej wody z prysznica. Gdy wyszedł przebrany w czysty podkoszulek i bokserki uśmiechnął się sam do siebie. Dziewczyna spała zwinięta na jego łóżku. Otworzył szafę i wyciągnął koc, bo zasnęła na kołdrze. Przykrył ją, a następnie położył się koło niej wpatrując się w jej pogrążoną w śnie twarz.

***
Przebudziła się. Nie otwierając oczu leżała rozkoszując się ciepłem. Było jej tak dobrze. Nie pamiętała, kiedy doszła do swojego pokoju i zasnęła. Jej zdziwienie było ogromne, gdy otworzyła oczy i zamiast złoto - bordowych ścian zobaczyła, srebrno – zielone. A koło siebie ślizgona, który już nie spał i przyglądał się jej.
- Ciebie zostawić na chwile samą, to nie zastosujesz się do moich instrukcji.
- Też cię miło widzieć tleniony.
- Jak mnie nazwałaś? – złapał ją i przewrócił na plecy tak, że leżał na niej. –  Ty chyba chcesz sobie mała zaszkodzić.
- Ja? Nigdy w życiu i nie jestem mała.
- A wracając do tego, co mówiłem, prosiłem byś poczekała na mnie. Wracam spod prysznica a ty, co robisz? Śpisz. Co masz na swoje usprawiedliwienie?
- Byłam padnięta, też byś padł gdybyś obszedł sześć salonów ślubnych nic nie znalazł, a Clar by maru… - nie zdążyła dokończyć. Zamknął jej usta pocałunkiem. Tak się zapomniał rozpinając jej sukienkę, że nie zauważył, kiedy ściągnęła z niego podkoszulek. Nagle całą akcje przerwał okrzyk gryfonki.
- Co to jest!!? – wpatrywała się w lewe przedramię chłopaka, na którym była paskudnie gojąca się rana. Pomimo jej wyglądu można było dojrzeć, że jest to mroczny znak. Czaszka, z której ust wychodzi wąż.
- Nie twoja sprawa – zerwał się i podniósł swój podkoszulek z ziemi naciągając go na siebie.
- Jak najbardziej moja. Jak mogłeś zrobić to swojej matce? O co tu w ogóle chodzi!? Miałeś udać się do dyrektora. Mówiłeś, że to zrobiłeś!!
- Nie mieszaj w to mojej matki. W ogóle ty się w to nie mieszaj. Jak mówiłem, że byłem to byłem. To nie jest sprawa dla ciebie! – nie czekała, aż dokończy wyszła trzaskając drzwiami. Chłopak usiadł na łóżku.
 - Kurwa mać. – obiecywał sobie, że na razie nie zobaczy tego znaku. A tu nic z tego nie wyszło. Sięgnął do barku po whisky i pociągnął łyk z gwinta.

***
Zszedł na obiad. Kiedy usiadł przy stole od razu siadła koło niego Clar.
- Cześć Draco. Nie wiesz, gdzie jest Hermiona?
- Cześć Amii. Nie ma jej przy stole gryfonów?
- Jak by tam była, to bym się nie pytała. Nie pokazała się też na śniadaniu. – zdziwiła się bardzo, kiedy chłopak nie kończąc nawet zaczętego dopiero, co obiadu wstał i wyszedł. Nie wiedział, dlaczego, ale skierował się w stronę jeziora między drzewa.  Miał nadzieję, że tam ją znajdzie. Było ciepło, grzało słońce. Czuć było, że niedługo koniec roku szkolnego. Siedziała tam gdzie sądził, że ją znajdzie. Wpatrzona w tafle jeziora.
- Granger. – podniosła głowę i popatrzyła na niego.
- Spadaj.
- Musimy porozmawiać.
- Ja nic nie muszę, a szczególnie nic, co ty mi mówisz. – wstała i ruszyła w stronę zamku.
- Albo się zatrzymasz, albo załatwimy to inaczej.
- Pocałuj mnie gdzieś.
- Bardzo chętnie. Tylko czy jesteś pewna, że tego chcesz? – jego cyniczny uśmiech doprowadził ją do szewskiej pasji. Już miała się na niego rzucić by coś mu zrobić, kiedy chłopak ją złapał. Przerzucił przez ramie głową w dół i ruszył w stronę zamku.
- Co ty robisz!? W tej chwili mnie puść.
- Mówiłem, że jak ze mną nie pogadasz, to załatwimy to inaczej. – wzbudzali sensacje między uczniami. W końcu nie codziennie widzieli jak Draco Malfoy, nosi przerzuconą przez ramię Hermionę Granger. A wyżej wymieniona bije go po plecach i mu grozi, na co chłopak tylko się ironicznie uśmiecha. Z bocznego korytarza wyszedł Harry z Clar. Gryfonka nie widziała ich. Gryfon chciał iść na pomoc przyjaciółce, ale poczuł na ramieniu czyjąś dłoń.
- Zostaw, niech załatwią to sami – popatrzył na Clar, która go zatrzymała i kiwnął głową.

Po przejściu pokój wspólny młody arystokrata wszedł do swojego dormitorium i zabezpieczył drzwi, aby nie dało się ich otworzyć. Do tego na cały pokój rzucił zaklęcie wyciszające, po czym rzucił miotającą się dziewczynę na łóżko.  
- Ty chamie, idioto, kretynie jeden… - dalej wykrzykiwała swoje groźby, ale nic nie było słychać. Chłopak rzucił na nią zaklęcie uciszające. Nie było słychać nic, co mówiła. Była na niego wściekła. Była wściekła na siebie, na własną głupotę, że zostawiła różdżkę w torbie. Znowu chciała się na niego rzucić, ale złapał ją odwrócił tyłem do siebie i chwycił za ręce tak żeby nie mogła nic mu zrobić. Nachylił się jej do ucha.
- Posłuchaj, puszcze cię i odczaruję jak nie będziesz się rzucać i krzyczeć. Jeżeli choć spróbujesz krzyknąć jedną literę, znowu stracisz głos. Zrozumiałaś? – Kiwnęła głową. Po chwili była wolna i mogła mówić.
- Chce stąd wyjść.
- Wypuszczę cię jak powiem to, co mam do powiedzenia.
- Ja nie chce nic słuchać, a szczególnie tego, co masz do powiedzenia.
- Nie denerwuj mnie kobieto, bo moja cierpliwość ma granice. – trochę zeszła z tonu, chciała jak najszybciej stąd wyjść.
- Słucham – stanęła i wyzywającą wpatrywała się w chłopaka.
- Nie rozumiem, o co się tak rzucasz? Dlaczego jesteś na mnie zła? Chciałaś żebym z Blaisem poszedł do dyrektora to poszedłem. Prosiłem abyś się do tego nie mieszała. To nie jest twoja sprawa.
- Nie moja – zaśmiała się – rozumie, że wy ślizgoni jesteście jacyś nienormalni, ale bez przesady. Wydaje mi się, że jak się jest z kimś to takie sprawy powinno się mówić tej drugiej osobie.
- Sama wiesz, że nasz związek jest dziwny. Dlatego jeszcze raz mówię żebyś się do tego nie mieszała. Tak będzie lepiej dla mnie i dla ciebie. Jak będziesz musiała coś wiedzieć, to z czasem się wszystkiego dowiesz.
- Dumbledore wie o tym, co się dzieje?
- Tak.
- A czy ta rana się zagoi?
- Tak, pojutrze wszystko powinno być ok. Musze tylko pamiętać by nikt niepowołany tego nie zobaczył. – tym razem to ona zszokowała jego tym, że nagle podeszła i wtuliła się w niego, po czym usłyszał cicho wymówione
- Przepraszam. – kiedy szok trochę minął, zaczął głaskać ją po głowie. Następnie, złapał ją za podbródek i podniósł jej głowę delikatnie do góry. Zaczęli się całować. Najpierw powoli, potem coraz bardziej zachłannie.

1 komentarz: