Jasny księżyc rozświetlał mrok. Trzy osoby w czarnych płaszczach
przedzierały się przez zarośla w stronę starego koryta rzeki. Jak na zbliżające
się lato było zimno. Prowadzący zatrzymał się. Znaleźli się na małej polanie, z
każdej strony otoczonej zaroślami. Światła miasta były stąd niewidzialne. Na
środku w półkolu plecami do nich stali odziani w czarne szaty postacie. Gdy
podeszli bliżej rozstąpili się. Profesor upadł na kolano, ślizgoni poszli za
jego przykładem.
- Mistrzu. – mężczyzna nie podnosił głowy do czasu, aż osoba, do
której się zwracał nie odwróciła się w jego stronę.
- Severus, wstań – automatycznie wykonał polecenie swojego pana,
dając znak pozostałej dwójce żeby się nie podnosili – widzę, że przyprowadziłeś
kolejnych rekrutantów. – ton jego głosu przypominał bardziej syk niż normalne
słowa. – Draco Malfoy i Blaise Zabini. Podjęliście odpowiednią decyzje.
Wstańcie i zajmijcie miejsce obok reszty, która zostanie przyjęta do mojego
grona – wskazał ręką na sporą grupkę stojącą niedaleko nich. Ślizgoni bez słowa
zajęli wskazane im miejsce. Draco zauważył wpatrzone w siebie zimne stalowe
oczy. Oczy tak podobne do jego. Oczy człowieka, którego kiedyś szanował. Teraz
go nienawidził. Za to, co spotkało jego matkę. Po przeciwnej stronie stał
Lucjusz Malfoy dumny z tego, że jego syn podjął taką, a nie inną decyzję.
Chłopak przestał wpatrywać się w ojca, gdyż przed grupom, w której się
znajdował stanął Czarny Pan
- Dzisiaj doznacie zaszczytu, jakim jest przynależenie do tej
grupy. Nie każdy był na tyle mądry, aby postąpić tak jak wy, za co zostaną
ukarani w swoim czasie. Oczekuje od was całkowitego oddania. Zapamiętajcie
jedno. Nie ma dobra i zła. Jest tylko władza. A władza to JA. Ta noc będzie
najważniejszą w waszym życiu. Crucio - chłopak, który stał obok Zabiniego upadł
na ziemie wijąc się w męczarniach. Gdy Czarny Pan ściągnął zaklęcie jakby nigdy
nic kontynuował swoją wypowiedź dalej – Jak sami widzicie od dzisiaj wasze
życie i los należeć będą do mnie...
***00.30
Siedziała na tarasie, patrząc na Londyn pogrążony w śnie. Od czasu
do czasu ulicą przejeżdżały auta. Gdzieś w oddali słychać było karetkę. Ale te
dźwięki do niej nie docierały. Myślami była daleko stąd. Przy blondwłosym
ślizgonie. Martwiła się o niego. Sama przed sobą nie chciała przyznać, że
bierze się to stąd, iż zależy jej na nim. Był chamski, arogancki, pewny siebie
i zakochany w sobie. Ale przez ten czas, kiedy z nim była zmienił się i zmienił
ją. Teraz myślała nad tym, co się z nim dzieję. Bała się by nic mu się nie
stało.
- Hermi! Czyś ty zwariowałaś? Jest zimno, a ty siedzisz w samej
koszulce nocnej na zewnątrz. Halo Hermiona słyszysz mnie?
- O Clar, przepraszam nie zauważyłam cię. Mówiłaś coś?
- Tak, że zwariowałaś siedząc na zewnątrz na taki ziąb. Chodź do
środka. Napijemy się herbaty. - przeszły do kuchni, a blondynka za pomocą
różdżki zaczęła szykować ciepły napój, który po chwili pojawił się przed nimi w
filiżankach.
- Ginny śpi?
- Tak.
- A ty, dlaczego nie śpisz?
- Obudził mnie ziąb. I przyszłam zobaczyć, skąd wieje.
- Przepraszam, nie chciałam byś przeze mnie się obudziła.
- Nie masz, za co. Lepiej
powiedz, dlaczego ty nie śpisz? – blondynka popatrzyła na nią pytająco
- Dlaczego nie śpię? Nie mogę. Martwię się o tego arystokratycznego
kretyna.
- O Draco?
- Tak.
Blondynka uśmiechnęła się pod nosem /no to się narobiło, Miona
martwi się Draco. Ewidentnie tu się coś święci, najwyższy czas./
- Nie masz, o co. Da sobie radę. Jest osobą, która jak to się mówi
zawsze spada na cztery łapy.
- Pomimo tego, martwię się.
- Jak już mówiłam nie masz, o co. – podeszła do szafki i ją
otworzyła. W środku znajdowały się malutkie fiolki z eliksirami. Większą jej
część zajmowały fiolki z eliksirem na kaca. Przeszukała zawartość i wyciągnęła
fiolkę z fioletową zawartością. – trzymaj - położyła fiolkę przed brązowowłosą
– wypij to i kładź się spać, bo jutro musisz mieć dużo sił. Czeka nas wiele do
załatwienia.
- A co to? – niepewnie popatrzyła na fiolkę
- Eliksir nasenny. Po tym spokojnie zaśniesz
- Niech ci będzie. Jesteś uparta jak ten twój czystokrwisty
kuzynek
- Dobranoc Hermiono – znikła w sypialni, którą zajmowała.
- Dobranoc – powiedziała to już w pustkę. Odkorkowała eliksir i
wypiła go. Po czym za przykładem koleżanki, ruszyła do swojego łóżka.
***
Miała już serdecznie dość. Bolały ją nogi, a jeszcze tyle miały do
załatwienia. Wstały o ósmej. Pół godziny później gotowe do wyjścia ruszyły w
miasto. Najpierw udały się do ministerstwa magii żeby w odpowiednim dziale Clar
złożyła swoje podanie i podanie Harrego o planowanym ślubie. By mogła złożyć
podanie Harrego musieli wcześniej postarać się o poświadczenie oryginalności
dokumentów od Dumbledora. Następnie ruszyły w poszukiwaniu sukni ślubnej. Ten,
kto myśli, że to łatwe i miłe zajęcie bardzo się myli. Z każdą kolejną godziną
dziewczyny były coraz bardziej zrezygnowane, a Clar rozpatrzona. Obeszły już
sześć salonów, a dalej nic nie znalazły. Z każdą przymierzoną przez pannę Greek
sukienką było coś nie tak. Jedna miała za dużo koronek, inna była za bardzo
rozkloszowana, ta odpada, bo ma drapowania, w tej wyglądam jak beza. Panna
Greek szukała sukni niepowtarzalnej. Takiej, która zauroczy ją od pierwszego
„wejrzenia” skromnej, a zarazem eleganckiej.
- Mam dość chyba nic nie znajdę. Pójdę do ślubu w starym dresie. –
blondynka załamała się całkowicie.
- Harry na pewno byłby zachwycony. Nie rozpaczaj. Zróbmy sobie
przerwę, napijmy się kawy. I tak na trzynastą jesteśmy umówione z firmą
organizującą śluby. A potem odwiedzimy kolejne salony ślubne.
- Masz rację Hermiono. A ty Clar będziesz bardzo seksownie
wyglądać na ślubie w rozciągniętym dresie – Ginny się roześmiała
- Ruda, bo cię uduszę, to nie jest śmieszne!
*** 13.30
- W takim razie, większość załatwiona. Wydaje mi się, że ta
organizatorka wie dokładnie, o co ci chodziło Clar. Nie martw się, na pewno
wszystko załatwi.
- Mam nadzieje, że się nie mylisz Hermiono.
- Dobra, laski. Sekretarka, dała mi adres salonu ślubnego, o
którym mówiła ta organizatorka. Leży dwie przecznice stąd. Mam nadzieje, że znajdziemy
coś, co ci się spodoba. - tak jak mówiła Ginny, salon leżał dwie przecznice
dalej. Gdy tylko weszły do środka, koło nich stanęła kobieta z obsługi.
- Witam nazywam się Lisa, panie zapewne od Pani Rene.
- Tak, a skąd pani wie?
- Proszę mi mówić po imieniu. Pani Rene, przed chwilą dzwoniła, że
jej klientka wraz z dwoma przyjaciółkami do nas przyjdzie. Która z pań jest
przyszłą panną młodą?
- Ona – Ginny i Hermiona od razu wskazały na Clar.
- W takim razie panie zapraszam żeby usiadły na sofie, a panią
proszę za mną. - Po piętnastu minutach blondynka w ślubnej sukience stanęła
przed koleżankami.
- I co sądzicie?
- Szczerze? Lepiej niż w tych wszystkich, co mierzyłaś, ale czegoś
brakuje.
- Macie racje.
- Takim razie proszę, z powrotem za mną, poszukamy czegoś innego.
- Po kolejnym kwadransie znowu stanęła przed nimi. Gdy tylko wyszła na jej
twarzy gościł uśmiech. Widać, że w końcu znalazła to, czego szukała.
- Cudna.
- Też tak sądzę. Jak tylko ją zobaczyłam to się w niej zakochałam.
Wiedziałam, że tylko ta, nie żadna inna. Lisa, proszę o tą suknie.
- Oczywiście. Cieszę się, że jest pani zadowolona.
- A czy macie państwo sukienki dla druhen?
- Tak mamy. Jakie odcienie panią interesują?
- Cały ślub będzie w tonacji oliwkowo kremowej.
- W takim razie najpierw uwolnimy panią z sukni ślubnej, a
następnie przejdziemy do pomieszczenia gdzie mamy sukienki by wybrać coś dla
druhen.
- Clar, a kto zostanie twoimi druhnami? – Ginny z ciekawości
musiała zadać to pytanie
- Jak to, kto? Wy.
*** 40 minut później.
- Ta jest w sam raz, ale jest bordowa.
- Oczywiście, mogą panie wybrać każdy fason, a potem z katalogu
dobrać kolor materiału, jaki panie interesuje.
- Bardzo nas to cieszy.
***
Była szesnasta, kiedy po opuszczeniu salonu ślubnego zrobiły
zakupy w sklepie z bielizną i sklepie obuwniczym. Ślizgonka była szczęśliwa, że
pomimo tak małej ilości czasu, jaka została jej do ślubu, tak dużo udało jej
się załatwić w jeden dzień. Reszta spraw organizacyjnych należała do pani Rene.
Mając jeszcze prawie dwie godziny, postanowiły zjeść obiad. Clar chciała
jeszcze spotkać się z ojcem i dopiero wtedy wrócić do mieszkania by przedostać
się do Hogwartu.
*** 18 gabinet Snapa
- Dobry wieczór panie profesorze.
- Macie szczęście, że jesteście punktualnie. Nie rozumie jak
dyrektor mógł wyrazić zgodę na durną wyprawę do Londynu. Wracajcie teraz do
swoich dormitorium.
- Do widzenia – po cichu opuściły gabinet nietoperza. Pomimo
wczesnej godziny Hermiona czuła się wykończona i zmęczona. Miała ochotę udać
się do swojej sypialni i w ubraniu paść na łóżko, ale nie mogła sobie na to
pozwolić.
- Gin, wracaj do wierzy gryfindoru sama, ja muszę coś jeszcze
załatwić. I proszę zabierz ze sobą moje zakupy. – Podając torby Ginny, ruszyła
z Clar w stronę pokoju wspólnego ślizgonów
- Niech zgadnę, idziesz do Draco. Aż tak się za nim stęskniłaś?
- Clar proszę cię nie gadaj głupot, bo nie będziesz miała jednej
druhny. – przeszły przez pokój wspólny.
Ślizgonka skręciła w stronę schodów prowadzących do dormitorium
dziewcząt, a gryfonka do chłopaków. Po chwili zapukała w dębowe drzwi. Nikt nie
odpowiedział. Pomimo tego otworzyła drzwi i weszła do środka.
- Malfoy? Jesteś? – pokój wyglądał na pusty, gdy nagle w drzwiach
od łazienki stanął ślizgon.
- Nie uczyli cię Granger, że bez pukania nie wchodzi się do czyjegoś
dormitorium
- Uczyli. Pukałam, ale nie słyszałeś.
- Nie powiedziałem proszę, więc nie powinnaś wchodzić. Po co
przyszłaś, czyżbyś przez te półtorej dnia stęskniłaś się za mną?
- Oczywiście, że tak. Usychałam z tęsknoty. Po prostu żyć bez
ciebie nie mogę nawet minuty, kiedy nie jesteś koło mnie mój czystokrwisty
arystokrato. Na poważnie to chyba znowu śnisz.
- Oj szlamiątko. Uważaj z mówieniem, że ja o czymś śnie. Jeszcze
niedawno mówiłaś, że śnie o tym, iż się ze mną prześpisz. Zarzekałaś się, że nigdy
się to nie stanie. A jednak się stało
- I tu się mylisz blondasie. Ja się z tobą nie przespałam. To ty
się przespałeś ze mną.
- Jesteś tego pewna Granger? – słowa te wymówił prawie szeptem.
Podszedł do niej i przyciągnął ją do siebie. Pocałował. Długo i powoli, po czym
popchnął tak, że upadła na łóżko. – Mogę ci udowodnić, kto tu, z kim się
przespał. Tylko najpierw muszę wziąć prysznic. Bo miałem to zrobić zanim mi
przeszkodziłaś, wtargnięciem do mojego pokoju.
- Ja nigdzie nie wtar…
- Dobra, dobra ja tam swoje wiem. Poczekaj chwile zaraz wrócę. –
gdy zniknął w łazience położyła się na łóżku. Przymknęła oczy i wsłuchiwała się
w odgłos lecącej wody z prysznica. Gdy wyszedł przebrany w czysty podkoszulek i
bokserki uśmiechnął się sam do siebie. Dziewczyna spała zwinięta na jego łóżku.
Otworzył szafę i wyciągnął koc, bo zasnęła na kołdrze. Przykrył ją, a następnie
położył się koło niej wpatrując się w jej pogrążoną w śnie twarz.
***
Przebudziła się. Nie otwierając oczu leżała rozkoszując się
ciepłem. Było jej tak dobrze. Nie pamiętała, kiedy doszła do swojego pokoju i
zasnęła. Jej zdziwienie było ogromne, gdy otworzyła oczy i zamiast złoto -
bordowych ścian zobaczyła, srebrno – zielone. A koło siebie ślizgona, który już
nie spał i przyglądał się jej.
- Ciebie zostawić na chwile samą, to nie zastosujesz się do moich
instrukcji.
- Też cię miło widzieć tleniony.
- Jak mnie nazwałaś? – złapał ją i przewrócił na plecy tak, że
leżał na niej. – Ty chyba chcesz sobie
mała zaszkodzić.
- Ja? Nigdy w życiu i nie jestem mała.
- A wracając do tego, co mówiłem, prosiłem byś poczekała na mnie.
Wracam spod prysznica a ty, co robisz? Śpisz. Co masz na swoje
usprawiedliwienie?
- Byłam padnięta, też byś padł gdybyś obszedł sześć salonów
ślubnych nic nie znalazł, a Clar by maru… - nie zdążyła dokończyć. Zamknął jej
usta pocałunkiem. Tak się zapomniał rozpinając jej sukienkę, że nie zauważył,
kiedy ściągnęła z niego podkoszulek. Nagle całą akcje przerwał okrzyk gryfonki.
- Co to jest!!? – wpatrywała się w lewe przedramię chłopaka, na
którym była paskudnie gojąca się rana. Pomimo jej wyglądu można było dojrzeć,
że jest to mroczny znak. Czaszka, z której ust wychodzi wąż.
- Nie twoja sprawa – zerwał się i podniósł swój podkoszulek z
ziemi naciągając go na siebie.
- Jak najbardziej moja. Jak mogłeś zrobić to swojej matce? O co tu
w ogóle chodzi!? Miałeś udać się do dyrektora. Mówiłeś, że to zrobiłeś!!
- Nie mieszaj w to mojej matki. W ogóle ty się w to nie mieszaj.
Jak mówiłem, że byłem to byłem. To nie jest sprawa dla ciebie! – nie czekała,
aż dokończy wyszła trzaskając drzwiami. Chłopak usiadł na łóżku.
***
Zszedł na obiad. Kiedy usiadł przy stole od razu siadła koło niego
Clar.
- Cześć Draco. Nie wiesz, gdzie jest Hermiona?
- Cześć Amii. Nie ma jej przy stole gryfonów?
- Jak by tam była, to bym się nie pytała. Nie pokazała się też na
śniadaniu. – zdziwiła się bardzo, kiedy chłopak nie kończąc nawet zaczętego
dopiero, co obiadu wstał i wyszedł. Nie wiedział, dlaczego, ale skierował się w
stronę jeziora między drzewa. Miał
nadzieję, że tam ją znajdzie. Było ciepło, grzało słońce. Czuć było, że
niedługo koniec roku szkolnego. Siedziała tam gdzie sądził, że ją znajdzie.
Wpatrzona w tafle jeziora.
- Granger. – podniosła głowę i popatrzyła na niego.
- Spadaj.
- Musimy porozmawiać.
- Ja nic nie muszę, a szczególnie nic, co ty mi mówisz. – wstała i
ruszyła w stronę zamku.
- Albo się zatrzymasz, albo załatwimy to inaczej.
- Pocałuj mnie gdzieś.
- Bardzo chętnie. Tylko czy jesteś pewna, że tego chcesz? – jego
cyniczny uśmiech doprowadził ją do szewskiej pasji. Już miała się na niego
rzucić by coś mu zrobić, kiedy chłopak ją złapał. Przerzucił przez ramie głową
w dół i ruszył w stronę zamku.
- Co ty robisz!? W tej chwili mnie puść.
- Mówiłem, że jak ze mną nie pogadasz, to załatwimy to inaczej. –
wzbudzali sensacje między uczniami. W końcu nie codziennie widzieli jak Draco
Malfoy, nosi przerzuconą przez ramię Hermionę Granger. A wyżej wymieniona bije
go po plecach i mu grozi, na co chłopak tylko się ironicznie uśmiecha. Z
bocznego korytarza wyszedł Harry z Clar. Gryfonka nie widziała ich. Gryfon
chciał iść na pomoc przyjaciółce, ale poczuł na ramieniu czyjąś dłoń.
- Zostaw, niech załatwią to sami – popatrzył na Clar, która go
zatrzymała i kiwnął głową.
Po przejściu pokój wspólny młody arystokrata wszedł do swojego
dormitorium i zabezpieczył drzwi, aby nie dało się ich otworzyć. Do tego na
cały pokój rzucił zaklęcie wyciszające, po czym rzucił miotającą się dziewczynę
na łóżko.
- Ty chamie, idioto, kretynie jeden… - dalej wykrzykiwała swoje
groźby, ale nic nie było słychać. Chłopak rzucił na nią zaklęcie uciszające. Nie
było słychać nic, co mówiła. Była na niego wściekła. Była wściekła na siebie,
na własną głupotę, że zostawiła różdżkę w torbie. Znowu chciała się na niego
rzucić, ale złapał ją odwrócił tyłem do siebie i chwycił za ręce tak żeby nie
mogła nic mu zrobić. Nachylił się jej do ucha.
- Posłuchaj, puszcze cię i odczaruję jak nie będziesz się rzucać i
krzyczeć. Jeżeli choć spróbujesz krzyknąć jedną literę, znowu stracisz głos.
Zrozumiałaś? – Kiwnęła głową. Po chwili była wolna i mogła mówić.
- Chce stąd wyjść.
- Wypuszczę cię jak powiem to, co mam do powiedzenia.
- Ja nie chce nic słuchać, a szczególnie tego, co masz do
powiedzenia.
- Nie denerwuj mnie kobieto, bo moja cierpliwość ma granice. –
trochę zeszła z tonu, chciała jak najszybciej stąd wyjść.
- Słucham – stanęła i wyzywającą wpatrywała się w chłopaka.
- Nie rozumiem, o co się tak rzucasz? Dlaczego jesteś na mnie zła?
Chciałaś żebym z Blaisem poszedł do dyrektora to poszedłem. Prosiłem abyś się
do tego nie mieszała. To nie jest twoja sprawa.
- Nie moja – zaśmiała się – rozumie, że wy ślizgoni jesteście
jacyś nienormalni, ale bez przesady. Wydaje mi się, że jak się jest z kimś to
takie sprawy powinno się mówić tej drugiej osobie.
- Sama wiesz, że nasz związek jest dziwny. Dlatego jeszcze raz
mówię żebyś się do tego nie mieszała. Tak będzie lepiej dla mnie i dla ciebie.
Jak będziesz musiała coś wiedzieć, to z czasem się wszystkiego dowiesz.
- Dumbledore wie o tym, co się dzieje?
- Tak.
- A czy ta rana się zagoi?
- Tak, pojutrze wszystko powinno być ok. Musze tylko pamiętać by
nikt niepowołany tego nie zobaczył. – tym razem to ona zszokowała jego tym, że
nagle podeszła i wtuliła się w niego, po czym usłyszał cicho wymówione
- Przepraszam. – kiedy szok trochę minął, zaczął głaskać ją po
głowie. Następnie, złapał ją za podbródek i podniósł jej głowę delikatnie do
góry. Zaczęli się całować. Najpierw powoli, potem coraz bardziej zachłannie.
Teraz jak to czytam to podobne do 50 twarzy greya xD
OdpowiedzUsuń