Portugalia
jest krajem spokoju i nostalgii, zachwycającym swoją różnorodnością krajobrazu.
Zielona, górzysta północ jest poprzecinana głębokimi wąwozami rzek. Jeżeli
udasz się na rozpalone słońcem południe zachwyci cię ono błękitem Oceanu.
Ciekawy przygód podróżnik, odkryję wewnątrz lądu zapomniane wioski. Gdzie
indziej stare portowe miasteczka, wspaniałą architekturę oraz zabytki kryjące w
sobie odległą historię. Tutaj czas biegnie inaczej. Nawet w największych
metropoliach nie ma pośpiechu i gonitwy za codziennością. Subtelna kraina, w
której można zakochać się od pierwszego wejrzenia. Przyjaźni, bezpretensjonalni
i otwarci na inne kultury mieszkańcy przyjmą cię tutaj jak starego przyjaciela.
Kto raz postawi stopę na portugalskiej ziemi zapragnie powrócić tutaj nieraz. Trzymając
kobietę za rękę teleportował się nad brzeg oceanu. Uwielbiał to miejsce. Za
każdym razem, kiedy tutaj był, czuł się jak w domu. Widział, że dziewczyna jest
zauroczona tym, co zobaczyła.
-
Witaj w Parade, niewielkim miasteczku położonym jakieś 15 km od Lizbony. To
jeszcze nie wszystko, co można tutaj zobaczyć. Ale na to przyjdzie pora
później. Chodź – ruszyła za nim po ciepłym piasku. Po chwili, kiedy wytrzepała
już piasek z butów, szli wąskimi ulicami zabytkowego miasta. Przyglądała się
starszej kobiecie otwierającej sklep rybny, rozkoszowała się zapachem świeżego
pieczywa. Patrzyła jak małe dzieci siedząc na chodniku grają w nieznaną jej
grę. Nie było, co się oszukiwać. Portugalia ją oczarowała. Za to towarzyszący
jej mężczyzna był pogrążony we własnych myślach. Nie był tutaj prawie 2 lata.
Chciał przyjechać tutaj w podróż poślubną z Astorią. Słysząc to jego żona
kategorycznie odmówiła wizyty w Portugali. Po wielu rozmowach zgodziła się by
po 2 tygodniach spędzonych na Ibizie, spędzić tydzień w Portugali, ale tylko i
wyłącznie w hotelu wybranym przez nią, a nie jak to powiedziała w jakiejś
obskurnej winnicy. Ku jego zdziwieniu zarezerwowała hotel w północnej części. W
czasie pobytu zapowiedziała, że nie życzy sobie żadnych wypraw do północnej
części kraju. Wtedy na jeden dzień sam teleportował się do Parade by odwiedzić
Migeule. Skręcili w jedną z kolejnych uliczek, by po chwili stanąć na wzgórzu
skąd rozciągał się widok na posiadłość położoną w samym środku kilkunastohektarowej
winnicy.
-
Vinha Do Leste, czyli winnica wschodnia miejsce, w którym będziemy mieszkać.
-
Jaka ona ogromna.
-
Chodzi ci o winnice? – potwierdziła kiwnięciem głowy. Zaczęli schodzić ze
zbocza – Portugalia jest jednym z największych importerów wina, dlatego
większość winnic jest tak wielkich. Ta tutaj nazwana jest wschodnią, ponieważ
jesteśmy w wschodniej części miasteczka. – trochę czasu zajęło im dojście do budynku.
Już przedtem Hermiona zdołała dojrzeć ozdobne krużganki. Teraz między jedną, a
drugą kolumna stał mężczyzna. Kiedy zbliżyli się, na jego ustach pojawił się
uśmiech.
-
Senhor Draco, jak miło znowu pana widzieć.
-
Witaj Miguel, dawno się nie widzieliśmy.
-
Czy ta piękna Senhora, to twoja żona, o której mi opowiadałeś?
-
Nie. Poznaj Hermionę Granger, moją panią adwokat.
-
Advogado?
-
To dłuższa historia. Opowiem ci później, a teraz wejdźmy do środka.
W
tym samym czasie 1750 km od Portugali w Londynie. Młoda rudowłosa kobieta
przechodziła przez opuszczoną wystawę do poczekalni w szpitalu św. Munga. Wyjechała
windą na 3 piętro i udała się do gabinetu magomedyków. Z lekką nieśmiałością
weszła do środka, gdzie na białej sofie siedział młody magomedyk
-
O Luis patrz, nowa przyszła.
-
Co tam znowu marudzisz David? – za parawanu wyszedł mężczyzna na oko niewiele
starszy od tego, który siedział na sofie. – Chodzi ci zapewne o naszą nowa
panią magomedyk. Stawiam, że ty jesteś Ginevra?
-
Tak – z wahaniem popatrzyła na starszego z mężczyzn
-
Miło nam cię poznać. Jestem David, a ten oszołom na sofie to Luis. Będziemy
razem pracować na oddzielę. Jest jeszcze Rene, ale w obecnej chwili jest na
urlopie. – Stres znikł, a ona się uśmiechnęła.
-
Mi również miło was poznać.
-
Podobno byłaś w Afryce? Jak tam jest? Sama chciałaś wrócić, czy musiałaś?
-
Luis zamknij jadaczkę. Niech dziewczyna najpierw rozpakuje swoje rzeczy i się
przebierze.
-
Dobrze powiedziane Davidzie. – odwróciła się w stronę drzwi, gdzie stał Blaise
Zabini.
-
Cześć Blaise, właśnie witamy naszą nową koleżankę. Jak coś to chętnie ją
oprowadzę po naszym oddzielę. – Luis wyszczerzył się do Ginny.
-
Doceniam dobre chęci, ale sam oprowadzę Rudą po oddzielę i zapoznam ją ze
wszystkim.
-
Jak byś nie pamiętał Zabini na imię mam Ginny. Rudą jestem tylko dla znajomych.
-
Przecież jesteśmy starymi znajomymi, popatrz ile to lat minęło odkąd poznaliśmy
się w szkolę?
-
Na moje nieszczęście. Wolałabym cię nie znać – tej dziwnej rozmowie z
zaciekawieniem przysłuchiwali się David i Luis.
-
Dobra maluchu skończmy tą miłą wymianę zdań i idź się przebrać. Tam jest do
tego miejsce.
-
Nie nazywaj mnie maluchem – cicho syknęła jak rozdrażniona kotka i ruszyła za
wskazany jej parawan. Diabeł w tym momencie śmiał się w myślał z tego, że nie
mógł sobie nawet wyobrazić, że ta mała uparta ruda istota trafi na jego
oddział. Zapowiadała się wyśmienita zabawa. Kiedy wyszła przebrana w białe
magomedyczne ubranie, rzucił jej identyfikator, który po obejrzeniu przypięła
do ubrania. Następnie wyszła za nim na korytarz.
-
Widzę rudzielcze, że postanowiłaś spełnić moją fantazję erotyczną, jako
niegrzeczna pani doktor.
-
Wiesz, co Zabini dalej jesteś skończonym bucem i nie wiem, kto cię wybrał na
ordynatora. Ktoś musiał być nieźle wstawiony, albo po prostu masz niezłe układy
z dyrekcją szpitala.
-
Tak sobie wmawiaj złotko. Po prostu jestem najlepszy i tyle.
-
Zakochany w sobie narcyzie, idziemy czy będziemy tak tu stać?
-
Chodź złośniku. Nic się nie zmieniłaś przez te 8 lat odkąd cię ostatni raz
widziałem.
-
Ty również. – szli korytarzem, pokazywał jej poszczególne pomieszczenia i
tłumaczył ważniejsze rzeczy. Śmiać jej się chciało, kiedy doszli do pokoju
pielęgniarek. Przedstawił ją wszystkim. Młodsze z kobiet gapiły się na
mężczyznę jak w obrazek, co doprowadzało ją do śmiechu.
-
I z czego się tak śmiejesz Weasley? – zirytowany popatrzył na nią, kiedy
odeszli od kantorka.
-
Już wiem jak dostałeś stanowisko. – zniżyła głos do szeptu – Jak zawsze
zaciągnąłeś kogoś do łóżka.
-
Ja nikogo nigdy nie zaciągałem, nie zaciągam i nie będę zaciągać do łóżka
Weasley. Z resztą sama powinnaś to wiedzieć. Nikt przecież cię wtedy nie
przymuszał.
-
Dla mnie to nic nieznaczący epizod, więc przestań do tego wracać.
-
Na pewno? – nie odpowiedziała nic, bo podeszła do nich pielęgniarka z kartą dopiero,
co przyjętego małego pacjenta. Musieli odłożyć prywatne rozmowy na bok i zabrać
się do pracy.
***
Wiedziała,
że powinna się przebrać i zabrać do pracy, ale odkąd Migeule pokazał jej dom i
zaprowadził do przyszykowanego dla niej pokoju siedziała na łóżku bujając w
obłokach. Ta stateczna i ułożona pani adwokat, kobieta, która stąpa twardo po
ziemi w tej chwili oddała się marzeniom. Pierwszy raz odkąd skończyła Hogwart i
zaczęła pracę w kancelarii. Wiele lat temu Hermiona Granger przestała marzyć.
Stwierdziła, że marzenia to złudne nadzieję, które nigdy się nie spełniają.
Może trudno w to uwierzyć w końcu to filozofia niepasująca do Panny – Ja – Wiem
– Wszystko, ale taka była prawda. Będąc w szkole dziewczyna często marzyła.
Miała nadzieję, że ludzie w końcu zapomną o tym, że jest mugolakiem i będą ją
traktować jak równą sobie. Na co dzień nie przejmowała się opiniami uczniów,
którzy nazywali ja szlama i gardzili nią. Ale nie znaczyło to, że te słowa nie
były bolesne. Dopiero po skończeniu edukacji postawiła sobie za cel, że stanie
się najlepsza w swojej branży. Wtedy też zauważyła, że marzenia to fikcja i jedynie,
co pomoże jej zyskać szacunek innych to ciężko wypracowana pozycja. Odkąd
Hermiona Granger zaczęła pracę w Smith C.O zmieniła się całkowicie. Znikła
zahukana, brzydka dziewczynka, a na jej miejsce pojawiła się silna, pewna
siebie kobieta, która potrafi dążyć do celu. Dlatego tym bardziej było dziwne,
że teraz pozwalała sobie na to by siedzieć i rozmyślać o niebieskich migdałach.
To chyba klimat i atmosfera tego miejsca tak na nią działały. Od razu wyczuła, że życie płynie tutaj
inaczej. Nie ma pośpiechu i wyścigu szczurów. Dom, w którym mieli nocować ku
jej rozbawieniu kojarzył jej się trochę z zabudową występującą w brazylijskich
serialach, które oglądała jej babcia, ale nie można mu było odmówić uroku. Jej
chwilowe lenistwo przerwało pukanie do drzwi.
-
Proszę.
-
Nie przeszkadzam? – w drzwiach stanął przystojny blond włosy mężczyzna.
-
Nie. Wejdź. – korzystając z zaproszenia rozsiadł się na jednym z foteli.
-
Jeżeli się już rozpakowałaś, to chciałem cię zabrać na wycieczkę po winnicy.
-
Draco nie przyjechałam tutaj na wakacje. Jak tylko się przebiorę mam zamiar
ruszyć w poszukiwaniu potrzebnych mi informacji.
-
Kobieto nie przesadzaj, przecież nie musisz od razu lecieć. Odpocznij chwilę.
-
Nie za to mi płacisz Malfoy. Mam znaleźć potrzebne mi do przyszłej rozprawy
informacje o twojej żonie.
-
Masz rację nie za to ci płacę. Zdobycie tych informacji leży w moim interesie,
dlatego mam dla ciebie taka propozycję. Dzisiaj robimy wolne, pokaże ci winnice
i opowiem o niej, wytłumaczymy wszystko Migeulowi, o co chodzi. Od jutra
zaczniemy szukać informacji, ale…
-
Wiedziałam, ze musi być jakieś „ale”
-
…ale – kontynuował niezrażony jej lekkim sarkazmem – tylko od rana do godziny
17, potem robimy przerwę na resztę dnia.
-
Sama nie wiem .
-
No kobieto zgódź się.
-
Dobrze. Pod warunkiem, że jeżeli wypadnie jakieś spotkanie po godzinie 17 nie
odwołam go.
-
W takim razie postanowione. Proszę się przebrać Senhora i za 10 minut proszę o
zejście do salonu.
-
Dobrze. – wyszedł, a ona zaśmiała się pod nosem. Świat staję na głowie. Ona się
śmieję dzięki Malfoyowi. Merlin w grobie się przewraca. Szybko otwarła torbę i
wygrzebała jedną z 2 par krótkich spodenek, które zabrała. W końcu, kiedy się
pakowała sądziła, że jedzie pracować. Nikt nie mówił o jakimś zwiedzaniu
winnicy. Usiadła na chwilę w fotelu. Zadając samej sobie pytanie, co ona robi?
Powinna pracować, po to tu przyjechała. Kiedy usłyszała ruch na korytarzu
uchyliła drzwi i zobaczyła młoda pokojówkę. Gestem ręki przywołała ją do
siebie.
-
Mam prośbę…
-
Perdão, não compreendo – było to jedyne zdanie, które potrafiła zrozumieć. W
końcu nie raz słyszała je podczas telefonicznych rozmów z Portugalczykami,
którzy bardzo często powtarzali „przykro mi/przepraszam, nie rozumiem”. Złapała
za kartkę papieru i nakreśliwszy kilka zdań podała ją dziewczynie
-
Daj to, Senhor Draco. Rozumiesz? – dziewczyna zawahała się, ale po chwili
uśmiechnęła się do Hermiony
-
Senhor Draco - tym dwóm wyrazom towarzyszyło kiwnięcie głowy, po czym odeszła.
Kobieta tymczasem wyciągnęła 2 teczki i usiadła przy biurku zagłębiając się w
papierach.
- Wiesz Granger, że
pracoholizm jest chorobą? – podszedł do biurka i zamknął jedna z teczek. Widziała,
że trzyma w ręce karteczkę, którą napisała. – Siedzę na dole i czekam na pewną
panią adwokat, kiedy to schodzi Lucia i wręcza mi karteczkę. Nie zdziwiło mnie
to, że napisane było na niej „Powinnam pracować”. Dlatego to pofatygowałem się
osobiście na górę, by przypomnieć ci, że umawialiśmy się inaczej.
Co za pracholiczka z tej Hermiony! :) Coś mi się zdaję, że Zabini nie jest tak obojętny Ginny jakby ta tego chciała. Aż się nie mogę doczekać, kiedy pomiędzy nimi do czegoś dojdzie :) No i oczywiście pomiędzy Hermioną, a Draco. A tak przy okazji to strasznie podejrzane, że Astoria nie chciała jechać do Portugalii, czyżby tam mieszkał jej kochanek?
OdpowiedzUsuń