Hotel
był dużym budynkiem zbudowanym w kształcie litery „L”. Korytarze były szerokie,
elegancko ozdobione. Pozostałe wnętrza
budynku wyglądały podobnie. Pokoje przypominały małe apartamenty.
Składały się z sypialni, salonu i łazienki. Pokój do spania był niewielki. Umieszczono w niej szafę, nakastlik
i wielkie łóżko. Łazienka natomiast była obszerna, urządzona w odcieniach
grafitu z dodatkiem chromowanych elementów. Jedna ze ścian składała się z
luster. Na samym środku pomieszczenia zamontowano wannę, która bardziej
przypominała wyglądem mały basen niż miejsce do mycia. Dla osób, które nie
lubiły pławić się godzinami w rogu ustawiono prysznic. Kremowo – brązowy salon
wyposażony był standardowo: w sofę, dwa fotele, stolik kawowy, barek i
telewizor. Przyozdobiony nowoczesnymi obrazami i kwiatami. Stojąc na balkonach
goście mieli przed sobą urzekający widok na rozciągającą się panoramę
Kopenhagi. Wychodząc na niego zorientował się, że ich pokoje położone są w
miejscu, gdzie zagina się budynek. Stojąc tak mógł bez problemu zobaczyć, co
się dzieje w pokoju obok. W tym momencie szczęka mu opadła. Przez otwarty
balkon zobaczył jak Hermiona przechodzi przez salon. Nie byłoby w tym nic
dziwnego jakby nie fakt, że dziewczyna była w samej koronkowej bieliźnie która,
powiedźmy sobie szczerze, zbyt wiele nie zakrywała. Już w ubraniu mógł
zauważyć, że sylwetka kobiety jest urzekająca. W tym stroju przekonał się, iż
jest perfekcyjna. Długie nogi, idealnie okrągłe biodra, talia z odpowiednim
wcięciem, piersi nie za małe, ale też nie za duże oraz smukła szyja. Z tyłu za
to apetyczna pupa. Kiedy zauważył, że podchodzi bliżej okna wszedł do środka
tak by go nie zauważyła. Podszedł do braku. Nalał do szklanki whisky i rozsiadł
się w jednym z foteli mając przed oczami wspomnienie pani adwokat. Wypił jednym
duszkiem cały trunek, po czym wstał kierując swoje kroki pod prysznic. Dłuższą
chwile stał pod zimną wodą starając się ochłonąć. Gdy tylko narzucił na siebie
świeże ubranie rozległo się pukanie do drzwi. Otworzył je, a przed nimi stał
obiekt jego rozmyślań.
-
Chciałam ci powiedzieć, że wychodzę. Jestem umówiona na rozmowę z lekarzem ze
szpitala Świętego Franciszka.
-
Idę z tobą.
-
Jak chcesz. – wzruszyła ramionami. Czekała, aż chłopak weźmie kartę do swojego
pokoju i zatrzaśnie drzwi.
-
Teleportujemy się do śródmieścia, a potem przejdziemy na nogach kilka ulic.
-
Nie lepiej teleportować się prosto do szpitala?
-
Byłoby prościej, ale lubię spacerować po Kopenhadze. Byłam tutaj dwa razy i nie
zdążyłam wszystkiego zwiedzić. To miasto ma w sobie jakaś magie. – rozejrzała
się po korytarzu sprawdzając czy są sami. Podała mu dłoń, którą chwycił. Znowu
zwrócił uwagę na to jak drobną ma rękę. Poczuł szarpnięcie w okolicach pępka.
Jak szybko się zaczęło tak szybko się skończyło. Wylądowali w jakimś małym,
obskurnym zaułku. Ruszył za kobietą, by po chwili wyjść na jedną z głównych
ulic.
-
Czy wiesz, że Dania jest najmniejszym z państw nordyckich? W jej skład wchodzi
Grenlandia i wyspy owcze. Tak samo jak w Anglii mają tutaj monarchię, która
zresztą jest największa europejską monarchią pod względem ciągłości
dziedzicznej. Kopenhaga jest największym miastem duńskim, a zarazem czwartym,
co do wielkości miastem nordyckim po Sztokholmie, Oslo i Helsinkach. Mieszka
tutaj ok. 600 tyś osób, ale jeżeli pod uwagę weźmiemy tak zwaną „Dużą
Kopenhagę”, czyli zespół miejski to będzie ich ok. 1,2 mln ludzi. Do
największych zabytków należą Pałac Królewski Amalienborg,
w którym mieszka rodzina królewska, Pałac Bernstorff, Katedra Najświętszej Marii Panny,
Budynek Giełdy, Sądu, Uniwersytet Kopenhaski oraz liczne muzea, parki i ogrody.
Całe miasto położone jest na wschodnim wybrzeżu wyspy Zelandia i częściowo
Amager nad cieśniną Sund, dlatego panuje tutaj klimat morski, czego objawem są
częste deszcze i duża wilgotność powietrza.
To jest Indry By – rozłożyła ręce chcąc zaznaczyć, że chodzi jej
o cała dzielnicę, w której obecnie byli. – jak sam widzisz to gęsta sieć ulic,
placów i zaułków. Można powiedzieć, że tworzy rdzeń śródmieścia. Najbardziej
przyciąga turystów swoimi zabytkami oraz jak sam widzisz specyficzną atmosferą.
Raczej nie uświadczysz tutaj żadnego samochodu, gdyż cała dzielnica jest
wyłączona z ruchu. Zresztą chyba zauważyłeś, wszechobecnych rowerzystów. Rowery
można za darmo wypożyczyć w samoobsługowych wypożyczalniach. – Draco podziwiał
typowe duńskie domki znajdujące się w tym dziwnym, a zarazem urzekającym
miejscu, słuchając opowieści kobiety. Hermiona skręciła w jakąś małą ciasną i
ciemną uliczką – No jesteśmy na miejscu. – Podeszli do starego, niewielkiego,
ceglanego budynku. Tak samo jak w Londynie naklejono na niego informacje, że
odbywa się tutaj remont. Podeszła pod drzwi, które wyglądały jakby za chwile
miały odpaść.
- Hermiona Granger
i Draco Malfoy. Jesteśmy
umówieni z doktorem Drinitim. – metalowy lewek, który miał uchodzić za starą
ozdobę drzwi kiwnął głową. Wtedy to kobieta przeszła przez mur obok drzwi. Od
razu ogarnął ją harmider codziennego szpitalnego życia. Zaraz koło niej pojawił
się blondyn. W rejestracji dowiedzieli się gdzie znajdą gabinet magomedyka.
Skierowali się na wskazane piętro. Dwie godziny później wyszli ze szpitala.
Lekarz nie był zbyt rozmowny. Mało, co z niego wyciągnęli. Wyglądało to tak jakby
nie chciał za dużo powiedzieć, albo po prostu nie posiadał potrzebnych im
informacji. Dlatego też Hermiona postanowiła jutro jeszcze raz stawić się tutaj
i tym razem porozmawiać z lekarzem, którego nazwisko wyciągnęła od Drinitia.
- No to dzisiaj już więcej nie załatwimy
- wrócili do hotelu. Jeszcze na korytarzu Hermiona zatrzymała blondyna. –
Zostaw rzeczy, przebierz się w coś luźniejszego niż garnitur. Chce cię zaprosić
w jedno z moich ulubionych miejsc. – kiwnął głową, uśmiechnął się do niej i
wszedł do pokoju. Jak najszybciej zrzuciła z siebie oficjalną garsonkę i
wyciągnęła jedną z sukienek. Prostą, bez zbędnych ozdobień, uszytą z delikatnej
bawełny w kolorze czekolady współgrającym z kolorem jej oczu. Narzuciła na nią
płaszczyk i wyszła na korytarz, gdzie czekał na nią Draco. Mężczyzna zamienił
garnitur na szare lniane spodnie i czarny podkoszulek oraz czarną skórzaną
kurtkę. Wyciągnęła bez żadnych oporów rękę, którą on uchwycił. Po chwili
pojawili się w nieznanej mu dzielnicy. Musiał podtrzymać dziewczynę, bo
zdradliwa szpilka wpadła w zagłębienie między kamieniami, co mogło spowodować
jej upadek.
-
Dzięki.
-
Nie ma, za co. – uśmiechnął się do niej, ale nie tak dobrze jej znanym
cynicznym uśmiechem.
-
Witaj w Norrebro. Miejsca, do którego, jak to się tutaj mówi „ucieka” z centrum
stolicy młodzież. Jest to kolorowe, alternatywne centrum kultury. – weszli
pomiędzy budynki. Od razu poczuł specyficzny klimat bijący z wszechobecnych
kawiarni, klubów muzycznych i małych sklepików. Co z resztą bardzo mu się
spodobało. Zaprowadziła go do jednego z niewielkich i bardziej spokojnego klubu
muzycznego. Światło w środku było przytłumione, a na scenie stała niziutka
brunetka śpiewająca przyjemną dla ucha smooth jazzową piosenkę. Usiedli na
jednej z czerwonych sof. Zaraz obok nich pojawił się pracownik klubu. Zamówili
coś do jedzenia i picia. Chwile siedzieli i słuchali śpiewu dziewczyny. Zaczęli
rozmawiać o wszystkim i niczym. Lubił z nią rozmawiać. Była inteligentna i
obeznana, dzięki czemu można było z nią porozmawiać na różne tematy. Nie
przeszkadzało im, że przeszli na bardziej prywatne tematy, coraz bardziej się
poznając. Kolejny raz przekonał się, że są do siebie bardzo podobni.
Niewierzący w uczucia, pewni siebie, zdecydowani, dążący do postanowionego
sobie celu, traktujący seks jak rozrywkę i umilacz czasu, a kiedy trzeba
potrafili być zimni. Wyszli z klubu
dopiero po drugiej nad ranem.
-
Rany, jaki słodki – rozczuliła się, kiedy podbieg do niej mały szczeniak.
Uklękła i zaczęła głaskać pieska.
-
Boonbini! – zaraz za psem nadbiegła młoda kobieta. Biorąc psa na ręce zaczęła
mówić coś po duńsku, ale żadne z nich jej nie zrozumiało. Hermiona w tym języku
potrafiła powiedzieć, dzień dobry, do widzenia, dziękuję, tak, nie i rozumiem.
-
Przepraszam, ale nie rozumiemy.
-
Anglicy.– dziewczyna przeszła na ich ojczysty język, a Hermiona kiwnęła głową.
– Dziękuję za zatrzymanie tego małego urwisa. Uciekł mi i myślałam, że już go
zgubiłam.
-
Nie ma, za co sam się przy mnie zatrzymał.
-
Jeszcze raz dziękuję. Boobini idziemy do domu. Dobranoc.
-
Dobranoc – Dunka oddaliła się zabierając psiaka, a Draco popatrzył na nią
dziwnym wzrokiem.
-
Co? - zerknęła na niego podejrzliwie.
-
Nic takiego – wzruszył ramionami i uśmiechnął się po Malfoyowsku – Odniosłem
wrażenie, że uwielbiasz psy.
-
O tak i to bardzo. Zawsze chciałam mieć psa. Szczególnie Berneńskiego Psa
Pasterskiego, ale moja mama ma alergie na sierść.
-
To, dlaczego nie kupiłaś go sobie teraz?
-
Szczerze? Sama nie wiem. Nie miałam nawet czasu o tym pomyśleć. Większość czasu
pracuję. – nie skomentował tego. Wrócili do hotelu. Sam nie wie, dlaczego na
dobranoc zanim znikła w swoim pokoju pocałował ja w policzek. Leżąc w łóżku
rozmyślał nad tym wszystkim wpatrując się w sufit. Doszedł do wniosku, że te
wyjazdy z byłą gryfonka są przyjemne i bardzo mu się podobają. W tym samym
czasie w pokoju obok pewna kobieta nie mogła zasnąć. Wstała i narzucając na
siebie gruby, miękki szlafrok wyszła na balkon po drodze zabierając ze sobą
kieliszek i butelkę czerwonego wina. Usiadła w wiklinowym fotelu i nalała sobie
do kieliszka wykwintnego trunku. Patrząc na pogrążona w nocy, oświetloną
Kopenhagę, myślała o swoim życiu. Była z niego bardzo zadowolona. Wszystko
układało się tak jak sobie zaplanowała. Była samodzielna, pięła się w firmie
coraz wyżej w górę. Stać ją było praktycznie na wszystko, na co miała ochotę.
Nie zmieniłaby tego na nic innego.
-
Wiesz, że nie powinno się pić samemu? – uśmiechnęła się do mężczyzny stojącego
na balkonie obok.
-
Coś o tym słyszałam. Skusisz się? – wskazała na swój kieliszek. Malfoy kiwnął
głową i zniknął. Wstała i otworzyła drzwi do swojego pokoju. Wracając na balkon
zabrała z barku jeszcze jeden kieliszek. Po chwili na fotelu obok niej rozsiadł
się Draco. Podała mu kieliszek i spojrzała przed siebie.
-
Ten widok za każdym razem mnie urzeka.
-
Nie dziwię się – nic więcej nie powiedzieli. Nie musiał. Siedzieli nic nie
mówiąc, ale nie była to cisza niezręczna i ciężka. Kiedy opróżnili butelkę
mężczyzna wstał z zamiarem powrotu do siebie. Odprowadziła go do drzwi. W progu
zatrzymał się i odwrócił w jej stronę. Dotknął delikatnie policzka kobiety.
Nachylił się w jej stronę. Ich usta dzieliły milimetry, kiedy odskoczyła od
niego jak oparzona. Zbaraniał, spojrzał na nią zdziwionym wzrokiem. Nie
rozumiał, dlaczego zrezygnowała tak nagle.
-
Chyba za dużo wypiłeś.
-
Nie wydaje mi się.
- Nieważne. Mam
nadzieję, że ta sytuacja więcej się nie powtórzy. Jesteś moim klientem Draco.
Radzę ci o tym nie zapominać. Dobranoc. Zamknęła drzwi więcej na niego nie patrząc. – od tego wieczoru coś się zmieniło. Hermiona znowu stała się bardziej oficjalna. Popołudniami, gdy nie wyciągała informacji od pracowników szpitala znikała nie mówiąc mu nawet, dokąd się wybiera.
No nie! Czemu ona uciekła!
OdpowiedzUsuń