środa, 23 maja 2012

two-halves 12.


Hotel był dużym budynkiem zbudowanym w kształcie litery „L”. Korytarze były szerokie, elegancko ozdobione. Pozostałe wnętrza budynku wyglądały podobnie. Pokoje przypominały małe apartamenty. Składały się z sypialni, salonu i łazienki. Pokój do spania był niewielki. Umieszczono w niej szafę, nakastlik i wielkie łóżko. Łazienka natomiast była obszerna, urządzona w odcieniach grafitu z dodatkiem chromowanych elementów. Jedna ze ścian składała się z luster. Na samym środku pomieszczenia zamontowano wannę, która bardziej przypominała wyglądem mały basen niż miejsce do mycia. Dla osób, które nie lubiły pławić się godzinami w rogu ustawiono prysznic. Kremowo – brązowy salon wyposażony był standardowo: w sofę, dwa fotele, stolik kawowy, barek i telewizor. Przyozdobiony nowoczesnymi obrazami i kwiatami. Stojąc na balkonach goście mieli przed sobą urzekający widok na rozciągającą się panoramę Kopenhagi. Wychodząc na niego zorientował się, że ich pokoje położone są w miejscu, gdzie zagina się budynek. Stojąc tak mógł bez problemu zobaczyć, co się dzieje w pokoju obok. W tym momencie szczęka mu opadła. Przez otwarty balkon zobaczył jak Hermiona przechodzi przez salon. Nie byłoby w tym nic dziwnego jakby nie fakt, że dziewczyna była w samej koronkowej bieliźnie która, powiedźmy sobie szczerze, zbyt wiele nie zakrywała. Już w ubraniu mógł zauważyć, że sylwetka kobiety jest urzekająca. W tym stroju przekonał się, iż jest perfekcyjna. Długie nogi, idealnie okrągłe biodra, talia z odpowiednim wcięciem, piersi nie za małe, ale też nie za duże oraz smukła szyja. Z tyłu za to apetyczna pupa. Kiedy zauważył, że podchodzi bliżej okna wszedł do środka tak by go nie zauważyła. Podszedł do braku. Nalał do szklanki whisky i rozsiadł się w jednym z foteli mając przed oczami wspomnienie pani adwokat. Wypił jednym duszkiem cały trunek, po czym wstał kierując swoje kroki pod prysznic. Dłuższą chwile stał pod zimną wodą starając się ochłonąć. Gdy tylko narzucił na siebie świeże ubranie rozległo się pukanie do drzwi. Otworzył je, a przed nimi stał obiekt jego rozmyślań.
- Chciałam ci powiedzieć, że wychodzę. Jestem umówiona na rozmowę z lekarzem ze szpitala Świętego Franciszka.
- Idę z tobą.
- Jak chcesz. – wzruszyła ramionami. Czekała, aż chłopak weźmie kartę do swojego pokoju i zatrzaśnie drzwi.
- Teleportujemy się do śródmieścia, a potem przejdziemy na nogach kilka ulic.
- Nie lepiej teleportować się prosto do szpitala?
- Byłoby prościej, ale lubię spacerować po Kopenhadze. Byłam tutaj dwa razy i nie zdążyłam wszystkiego zwiedzić. To miasto ma w sobie jakaś magie. – rozejrzała się po korytarzu sprawdzając czy są sami. Podała mu dłoń, którą chwycił. Znowu zwrócił uwagę na to jak drobną ma rękę. Poczuł szarpnięcie w okolicach pępka. Jak szybko się zaczęło tak szybko się skończyło. Wylądowali w jakimś małym, obskurnym zaułku. Ruszył za kobietą, by po chwili wyjść na jedną z głównych ulic.
- Czy wiesz, że Dania jest najmniejszym z państw nordyckich? W jej skład wchodzi Grenlandia i wyspy owcze. Tak samo jak w Anglii mają tutaj monarchię, która zresztą jest największa europejską monarchią pod względem ciągłości dziedzicznej. Kopenhaga jest największym miastem duńskim, a zarazem czwartym, co do wielkości miastem nordyckim po Sztokholmie, Oslo i Helsinkach. Mieszka tutaj ok. 600 tyś osób, ale jeżeli pod uwagę weźmiemy tak zwaną „Dużą Kopenhagę”, czyli zespół miejski to będzie ich ok. 1,2 mln ludzi. Do największych zabytków należą Pałac Królewski Amalienborg, w którym mieszka rodzina królewska, Pałac Bernstorff, Katedra Najświętszej Marii Panny, Budynek Giełdy, Sądu, Uniwersytet Kopenhaski oraz liczne muzea, parki i ogrody. Całe miasto położone jest na wschodnim wybrzeżu wyspy Zelandia i częściowo Amager nad cieśniną Sund, dlatego panuje tutaj klimat morski, czego objawem są częste deszcze i duża wilgotność powietrza.  To jest Indry By – rozłożyła ręce chcąc zaznaczyć, że chodzi jej o cała dzielnicę, w której obecnie byli. – jak sam widzisz to gęsta sieć ulic, placów i zaułków. Można powiedzieć, że tworzy rdzeń śródmieścia. Najbardziej przyciąga turystów swoimi zabytkami oraz jak sam widzisz specyficzną atmosferą. Raczej nie uświadczysz tutaj żadnego samochodu, gdyż cała dzielnica jest wyłączona z ruchu. Zresztą chyba zauważyłeś, wszechobecnych rowerzystów. Rowery można za darmo wypożyczyć w samoobsługowych wypożyczalniach. – Draco podziwiał typowe duńskie domki znajdujące się w tym dziwnym, a zarazem urzekającym miejscu, słuchając opowieści kobiety. Hermiona skręciła w jakąś małą ciasną i ciemną uliczką – No jesteśmy na miejscu. – Podeszli do starego, niewielkiego, ceglanego budynku. Tak samo jak w Londynie naklejono na niego informacje, że odbywa się tutaj remont. Podeszła pod drzwi, które wyglądały jakby za chwile miały odpaść.
- Hermiona Granger i Draco Malfoy. Jesteśmy umówieni z doktorem Drinitim. – metalowy lewek, który miał uchodzić za starą ozdobę drzwi kiwnął głową. Wtedy to kobieta przeszła przez mur obok drzwi. Od razu ogarnął ją harmider codziennego szpitalnego życia. Zaraz koło niej pojawił się blondyn. W rejestracji dowiedzieli się gdzie znajdą gabinet magomedyka. Skierowali się na wskazane piętro. Dwie godziny później wyszli ze szpitala. Lekarz nie był zbyt rozmowny. Mało, co z niego wyciągnęli. Wyglądało to tak jakby nie chciał za dużo powiedzieć, albo po prostu nie posiadał potrzebnych im informacji. Dlatego też Hermiona postanowiła jutro jeszcze raz stawić się tutaj i tym razem porozmawiać z lekarzem, którego nazwisko wyciągnęła od Drinitia.
- No to dzisiaj już więcej nie załatwimy - wrócili do hotelu. Jeszcze na korytarzu Hermiona zatrzymała blondyna. – Zostaw rzeczy, przebierz się w coś luźniejszego niż garnitur. Chce cię zaprosić w jedno z moich ulubionych miejsc. – kiwnął głową, uśmiechnął się do niej i wszedł do pokoju. Jak najszybciej zrzuciła z siebie oficjalną garsonkę i wyciągnęła jedną z sukienek. Prostą, bez zbędnych ozdobień, uszytą z delikatnej bawełny w kolorze czekolady współgrającym z kolorem jej oczu. Narzuciła na nią płaszczyk i wyszła na korytarz, gdzie czekał na nią Draco. Mężczyzna zamienił garnitur na szare lniane spodnie i czarny podkoszulek oraz czarną skórzaną kurtkę. Wyciągnęła bez żadnych oporów rękę, którą on uchwycił. Po chwili pojawili się w nieznanej mu dzielnicy. Musiał podtrzymać dziewczynę, bo zdradliwa szpilka wpadła w zagłębienie między kamieniami, co mogło spowodować jej upadek. 
- Dzięki.
- Nie ma, za co. – uśmiechnął się do niej, ale nie tak dobrze jej znanym cynicznym uśmiechem.
- Witaj w Norrebro. Miejsca, do którego, jak to się tutaj mówi „ucieka” z centrum stolicy młodzież. Jest to kolorowe, alternatywne centrum kultury. – weszli pomiędzy budynki. Od razu poczuł specyficzny klimat bijący z wszechobecnych kawiarni, klubów muzycznych i małych sklepików. Co z resztą bardzo mu się spodobało. Zaprowadziła go do jednego z niewielkich i bardziej spokojnego klubu muzycznego. Światło w środku było przytłumione, a na scenie stała niziutka brunetka śpiewająca przyjemną dla ucha smooth jazzową piosenkę. Usiedli na jednej z czerwonych sof. Zaraz obok nich pojawił się pracownik klubu. Zamówili coś do jedzenia i picia. Chwile siedzieli i słuchali śpiewu dziewczyny. Zaczęli rozmawiać o wszystkim i niczym. Lubił z nią rozmawiać. Była inteligentna i obeznana, dzięki czemu można było z nią porozmawiać na różne tematy. Nie przeszkadzało im, że przeszli na bardziej prywatne tematy, coraz bardziej się poznając. Kolejny raz przekonał się, że są do siebie bardzo podobni. Niewierzący w uczucia, pewni siebie, zdecydowani, dążący do postanowionego sobie celu, traktujący seks jak rozrywkę i umilacz czasu, a kiedy trzeba potrafili być zimni.  Wyszli z klubu dopiero po drugiej nad ranem.
- Rany, jaki słodki – rozczuliła się, kiedy podbieg do niej mały szczeniak. Uklękła i zaczęła głaskać pieska.
- Boonbini! – zaraz za psem nadbiegła młoda kobieta. Biorąc psa na ręce zaczęła mówić coś po duńsku, ale żadne z nich jej nie zrozumiało. Hermiona w tym języku potrafiła powiedzieć, dzień dobry, do widzenia, dziękuję, tak, nie i rozumiem.
- Przepraszam, ale nie rozumiemy.
- Anglicy.– dziewczyna przeszła na ich ojczysty język, a Hermiona kiwnęła głową. – Dziękuję za zatrzymanie tego małego urwisa. Uciekł mi i myślałam, że już go zgubiłam.
- Nie ma, za co sam się przy mnie zatrzymał.
- Jeszcze raz dziękuję. Boobini idziemy do domu. Dobranoc.
- Dobranoc – Dunka oddaliła się zabierając psiaka, a Draco popatrzył na nią dziwnym wzrokiem.
- Co? - zerknęła na niego podejrzliwie.
- Nic takiego – wzruszył ramionami i uśmiechnął się po Malfoyowsku – Odniosłem wrażenie, że uwielbiasz psy.
- O tak i to bardzo. Zawsze chciałam mieć psa. Szczególnie Berneńskiego Psa Pasterskiego, ale moja mama ma alergie na sierść.
- To, dlaczego nie kupiłaś go sobie teraz?
- Szczerze? Sama nie wiem. Nie miałam nawet czasu o tym pomyśleć. Większość czasu pracuję. – nie skomentował tego. Wrócili do hotelu. Sam nie wie, dlaczego na dobranoc zanim znikła w swoim pokoju pocałował ja w policzek. Leżąc w łóżku rozmyślał nad tym wszystkim wpatrując się w sufit. Doszedł do wniosku, że te wyjazdy z byłą gryfonka są przyjemne i bardzo mu się podobają. W tym samym czasie w pokoju obok pewna kobieta nie mogła zasnąć. Wstała i narzucając na siebie gruby, miękki szlafrok wyszła na balkon po drodze zabierając ze sobą kieliszek i butelkę czerwonego wina. Usiadła w wiklinowym fotelu i nalała sobie do kieliszka wykwintnego trunku. Patrząc na pogrążona w nocy, oświetloną Kopenhagę, myślała o swoim życiu. Była z niego bardzo zadowolona. Wszystko układało się tak jak sobie zaplanowała. Była samodzielna, pięła się w firmie coraz wyżej w górę. Stać ją było praktycznie na wszystko, na co miała ochotę. Nie zmieniłaby tego na nic innego.
- Wiesz, że nie powinno się pić samemu? – uśmiechnęła się do mężczyzny stojącego na balkonie obok.
- Coś o tym słyszałam. Skusisz się? – wskazała na swój kieliszek. Malfoy kiwnął głową i zniknął. Wstała i otworzyła drzwi do swojego pokoju. Wracając na balkon zabrała z barku jeszcze jeden kieliszek. Po chwili na fotelu obok niej rozsiadł się Draco. Podała mu kieliszek i spojrzała przed siebie.
- Ten widok za każdym razem mnie urzeka.
- Nie dziwię się – nic więcej nie powiedzieli. Nie musiał. Siedzieli nic nie mówiąc, ale nie była to cisza niezręczna i ciężka. Kiedy opróżnili butelkę mężczyzna wstał z zamiarem powrotu do siebie. Odprowadziła go do drzwi. W progu zatrzymał się i odwrócił w jej stronę. Dotknął delikatnie policzka kobiety. Nachylił się w jej stronę. Ich usta dzieliły milimetry, kiedy odskoczyła od niego jak oparzona. Zbaraniał, spojrzał na nią zdziwionym wzrokiem. Nie rozumiał, dlaczego zrezygnowała tak nagle.
- Chyba za dużo wypiłeś.
- Nie wydaje mi się.
- Nieważne. Mam nadzieję, że ta sytuacja więcej się nie powtórzy. Jesteś moim klientem Draco. Radzę ci o tym nie zapominać. Dobranoc.
Zamknęła drzwi więcej na niego nie patrząc. – od tego wieczoru coś się zmieniło. Hermiona znowu stała się bardziej oficjalna. Popołudniami, gdy nie wyciągała informacji od pracowników szpitala znikała nie mówiąc mu nawet, dokąd się wybiera.

1 komentarz: