środa, 23 maja 2012

two-halwes 11.


- Luis!
-Cześć Gin – blondyn pocałował dziewczynę w policzek.
- Widzę, że poznałeś już moją przyjaciółkę.
- Tak – mężczyzna popatrzył na szatynkę i uśmiechnął się do niej. Hermiona odwzajemniła uśmiech.
- Widzę Blaise, że miałeś dobry pomysł z tym wyjściem do klubu.
- Ja zawsze mam dobre pomysły Lu
- Wątpię w to. - Mruknęła cicho ruda.
- Co tam mruczysz do siebie rudzielcze?– popatrzył na nią swoimi ciemnymi oczami.
- Nic. – Hermiona się zaśmiała. Widać było, że pomimo wydarzenia sprzed lat, tych dwoje do siebie ciągnie i to bardzo. Była pewna, że właśnie to najbardziej denerwowało Rudą. Spędzili w swoim towarzystwie kilka kolejnych godzin. Luis był zabawnym i inteligentnym mężczyzną. Przystojnym z urzekającymi zielonymi oczami.
- Hermiona, ja padam.
- Dobra Ginny. W takim razie my się już zmywamy
- Na pewno nie zostaniecie jeszcze chwilę?
- Bardzo chętnie Luis, ale jutro rano musze być w kancelarii. – wyszli przed klub, by przejść do ciemnego zaułka skąd mogłyby się teleportować.
- Może odprowadzić cię Weasley?
- Obejdzie się. Hermiona odezwę się. – Rudzielec zamknął oczy, by jak zawsze, kiedy miała się teleportować. W ostatniej chwili poczuła jak ktoś łapie ją za ramie i teleportuje się z nią
- To cię odprowadzę – Hermiona i Luis usłyszeli ostatnie zdanie Blaisa, który zniknął razem z Ginny. Szatynka roześmiała się.
- Jak dzieci. Ja też już się pożegnam.
- Może…
- Nie, dziękuję dam sobie radę. Miło było cię poznać. Dobranoc – znikła, a jedyne potwierdzenie tego, że przed chwilą tutaj była, był trzask towarzyszący teleportacji.
- Do zobaczenia – słowa wypowiedziane w pustkę, chwile przed tym jak mężczyzna się teleportował.
***
Niebo przystrojone było warstwą chmur, wyglądających niczym bita śmietana. Pomimo tego dzisiejszy dzień zapowiadał się doskonale. Stwierdziła tak patrząc na promienie słońca próbujące przebić się przez tą puszystą warstwę nad jej głową. Pomimo wczesnej godziny ruch na ulicy był spory. Dlatego też postanowiła zostawić auto w garażu i wybrać się do pracy na pieszo. Szła ulicą czując się jak mała mrówka w tym wielkim świecie. Była jedynie jedną osobą w tej całej masie ludzkiej idącej ulicami Londynu. Czuła się jeszcze mniejsza, kiedy popatrzyła na wielkie biurowce postawione jeden, koło drugiego. Nowoczesność, dopasowanie. Wszystko wyglądające niczym misternie dopracowany rysunek. Po drodze wstąpiła do kawiarni, którą pokazał jej Draco. Biorąc dużą kawę na wynos przeszła dwie przecznice i weszła do biurowca należącego do Smith C.O. Na piętrze gdzie znajdowało się jej biuro zaczepiła ją Susi.
- Hermiono! – odwróciła się i uśmiechnęła do koleżanki. – Odebrałam rano korespondencję do ciebie. Sowy latały jak głupie.
- Dzięki Su – zabrała z rąk dziewczyny plik papierów i udała się do swojego biura. Po odwieszeniu płaszcza, usiadła za biurkiem i zabrała się za przeglądanie korespondencji. Na początek odrzuciła trzy listy z reklamami nowych szat adwokackich. Kolejna przesyłka zawierała informację uprawomocnienia decyzji sądu jednej z spraw, która ostatnio wygrała. Po otworzeniu następnego listu z sądu złapała telefon i wykręciła numer. Po chwili usłyszała zaspany męski głos.
- Halo?
- Malfoy? Mówi Hermiona Granger.
- Kobieto czyś ty zwariowała? Jest... siódma rano.
- Jeżeli chodzi o ważne sprawy żadna godzina nie jest za wczesna. Dostałam list z wyznaczonym kolejnym terminem rozprawy. Dokładnie za dwa tygodnie 08.06.2004r. o godzinie 12, tak jak ostatnio w sali 7C. Malfoy jesteś tam?
- Tak.
- Zrozumiałeś, co powiedziałam?
- Tak, dwa tygodnie, 12, 7C. – powtórzył zaspanym głosem.
- To dobrze. Teraz zostaje nam czekać na listę światków. To wszystko, co chciałam ci przekazać. Możesz spać dalej. – miała się rozłączyć, gdy mężczyzna się odezwał.
- Hermiona? Kiedy jedziesz do Danii?
- Jutro. Czas nas goni, a jeszcze mam trochę do załatwienia. 
- O której i gdzie się spotkamy?
- Tym razem nie musisz ze mną jechać.
- Muszę – po jego tonie głosu zorientowała się, że Draco już się obudził całkowicie.
- O 10 pod Smith C.O. – nie wiedziała, dlaczego się zgadza.
- Świetnie. W końcu normalna pora. Do jutra. – rozłączył się zanim kobieta zdążyła zmienić zdanie. List z datą rozprawy dołączyła do teczki Malfoya. Została jej jeszcze jedna wiadomość. Liścik był krótki.

Dobrze się wczoraj bawiłem w twoim towarzystwie. Co powiesz na kolację dzisiaj wieczorem?
                                                                                  Luis.

Kobieta uśmiechnęła się pod nosem. Luis był interesujący, a w dodatku pociągał ją fizycznie. Normalnie zgodziłaby się na taka propozycję, ale ten przypadek był inny. Mężczyzna był znajomym Ginny. Miała zasadę, że nie umawia się z znajomymi, kolegami, przyjaciółmi swoich przyjaciół. W końcu jej znajomości z mężczyznami to tylko przyjemność. Nie ma mowy o miłości. Dlatego naskrobała, krótką odpowiedź, w której podziękowała za zaproszenie, ale odmówiła. Potem zajęta praca nawet nie miała czasu na krótką przerwę. Zakopała się w papierach próbując wszystko ogarnąć. Tak jak podejrzewała dzień był ciepły, dlatego okno w jej gabinecie było otwarte. Pozwalając wpaść do środka lekkiemu wietrzykowi. Wcześniej jednak zaklęciem musiała zablokować dostające się do środka głosy ulicy. Warkot i klaksony samochodów, odgłos pociągu, zdecydowanie nie sprzyjałby pracy. Po południu do jej gabinetu wleciała mała szara sówka. Kiedy odebrała od niej list, ptak wylądował na oparciu małej sofy ewidentnie czekając na jej odpowiedź.

To w takim razie jutro?
                        Luis

Mężczyzna nie dawał za wygraną, dlatego musiała podjąć drastyczne kroki.

Przykro mi jutro wyjeżdżam. Uprzedzając twoje kolejne pytanie. Nie pójdę z tobą na kolację, ani jutro, pojutrze, nigdy. Lubię cię, ale nic więcej.
                                                                                              Hermiona.

Noc zawładnęła Londynem. W dzielnicy biznesowej życie zwalniało swój bieg. Był to ten moment, kiedy najbardziej lubiła tą dzielnicę. Ruch malał i ulice opanowywała cisza, przerywana od czasu do czasu przejeżdżającym pociągiem. Ludzie powrócili do domów, a nocne życie rozkwita już w innej części miasta. Idąc uliczkami swojego osiedla zobaczyła parę, która stojąc w kuchni przy otwartym oknie, dość ostro się kłóciła. Kolejny nieudany związek. Tak zwane małżeństwo na pokaz. W ciągu dnia, przed sąsiadami udają kochające małżeństwo. Ale jeżeli dobrze się przyjrzeć, było widać, że w ich gestach brakuje czułości. Patrząc na siebie ich wzrok był zimny, brakowało w nim ognia. Nie każdy był w stanie to zauważyć. Ona widziała to na pierwszy rzut oka. Wieloletnia praktyka w kancelarii pozwoliła jej dostrzegać wiele drobiazgów, które nie były dobrze widoczne dla innych. Kolejny raz przez jej myśli przeszła myśl, która dość często jej towarzyszyła od kilku lat. Miłość - uczucie dla naiwnych. Dla odprężenia przebrała się i wybrała się pobiegać. Wracając pół godziny później z błąkającym się na ustach uśmiechem zadowolenia. Lubiła czuć przyśpieszone bicie serca, głębszy oddech i lekkie zmęczenie. Tak odprężona po ciepłym prysznicu położyła się spać. Rano z walizką w ręce stawiła się w swoim biurze. Musiała jeszcze zając się kilkoma sprawami przed wyjazdem. Miała to zrobić wczoraj, ale Marco wyrzucił ją do domu. Zawsze protestował, kiedy przesiadywała wiele godzin po tym jak skończyły się jej godziny pracy. Dyrektor Smith uchodził za stanowczego i wymagającego szefa, ale zawsze dba o swoich pracowników. Najgorsze problemy miał ze swoją najlepsza panią adwokat Hermioną Granger, która miała manie przesiadywania w pracy po godzinach. Dlatego tak często przed wyjściem do domu zaglądał do jej gabinetu by zmusić ją do skończenia pracy i wyjścia z kancelarii. Pukanie do drzwi oderwało ja od dokumentów.
- Proszę – drzwi się uchyliły. Na progu jej gabinetu z walizka w ręce stał Draco Malfoy.
- Cześć, chyba byliśmy umówieni na 10 przed kancelaria.
- Przecież jeszcze nie ma 10. – po jej słowach na jego ustach pojawił się cyniczny uśmiech
- Czyżby? – odwróciła się i popatrzyła na zegar stojący na regale.10.15 – O cholera – zerwała się i pozamykała wszystkie dokumenty. – Przepraszam cię. Zajęłam się dokumentami i nie zauważyłam, że czas tak szybko zleciał. – Schowała wszystkie teczki i segregatory do szafki, którą zabezpieczyła zaklęciem. Patrzył jak podchodzi do niego. W tym momencie pomyślał sobie, że pani mecenas naprawdę się zmieniła przez ten czas. Patrzył na tą pewną siebie, elegancką i pociągającą kobietę, która zaklęciem odesłała gdzieś ich bagaże. Zaprowadziła go do holu kancelarii, gdzie wyciągnęła do niego rękę. Ujął tą drobną damską dłoń zamykając ją w swojej silnej dłoni. Poczuł znajome szarpnięcie w okolicach pępka. Po chwili uderzył stopami w twarda posadzkę. Otworzył oczy i rozejrzał się po miejscu, w którym wylądowali. Było to dość duże lobby urządzone w różnych odcieniach fioletu i bieli. Ciemnofioletowe kamienne płyty tworzyły wymyślne wzory na białej posadzce. Na białych ścianach namalowano fioletową farbą różne znaki. Na środku pomieszczenia ustawiono kontuar, za którym ubrany w hotelowy uniform stał recepcjonista. Idąc w jego kierunku mężczyzna zauważył, że na jednym z hotelowych wózków leżą ich torby. Kiedy podeszli do recepcji mężczyzna uśmiechnął się do kobiety.
- Witamy w Danin Hotel, czym mogę pani służyć – uwadze Dracona nie uszło to, że mężczyzna ukradkiem zerka w dekolt dziewczyny.
- Nazywam się Hermiona Granger. Mam u państwa rezerwację.
- Chwileczkę panno Granger. – mężczyzna sprawdził coś w komputerze. – Zgadza się. Rezerwacja dwóch pokoi. Znajdują się na 7 piętrze. Poproszę o jakiś dokument pani Granger.
- Panno – poprawiła odruchowo mężczyznę i podała mu dokument w zamian otrzymując dwie karty magnetyczne. Recepcjonista machnął ręka na młodego bagażowego, który podszedł do nich.
- Zaprowadź pannę Granger i…
- Malfoy.
- I pana Malfoya do ich pokoi 514 i 515.
- Państwo pozwolą za mną – chłopak odwrócił się po drodze zabierając wózek z ich bagażami.
- Panno Granger – recepcjonista zatrzymał jeszcze kobietę jeszcze na chwilę. – Nazywam się Noah i jakby, co jestem do pani dyspozycji. Wystarczy nacisnąć na telefonie 0.
- Dziękuję – ruszyła doganiając Draco i bagażowego, a recepcjonista Noah nie mógł oderwać wzroku od jej pupy. Dopiero, kiedy kobieta znikła w windzie wrócił do swoich obowiązków. Malfoy nie dziwił się, że była gryfonka wzbudza zainteresowania mężczyzn. Ewidentnie można było wyczuć, że jest osobą pewną siebie i znającą swoją wartość, co tylko bardziej pobudzało męską wyobraźnie. Pani adwokat kiwnęła mu głową i znikła w swoim pokoju. Miała ochotę na chwile odpoczynku. Bawiło ja zachowanie hotelowego recepcjonisty. Myślał, że ukradkiem zagląda jej w dekolt, co mu nie wyszło. Jednak nie przeszkadzało jej to. Lubiła wzbudzać zainteresowanie u płci brzydkiej. Pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu mężczyźni nie zwracali na nią uwagę. Była zwyczajną dziewczyną z szopą włosów na głowę. Wystarczył jeden dzień by postanowiła zmienić swoje życie. Było to dwa dni przed rozmową kwalifikacyjną do Smith C.O. Pamięta ów dzień jakby to było wczoraj. Słońce wznoszące się wysoko na niebie przyjemnie grzało. Był to pierwszy ciepły dzień wakacji. Szła stremowana wzdłuż ulicy Pokątnej przyglądając się ludziom i wystawą sklepowym. Ciągle rozmyślała czy dobrze robi, ale postanowiła sobie, że nie wycofa się ze swojego postanowienia. Niedaleko sklepu Weasleyów otwarto jakiś czas temu magiczny salon fryzjerski. Kiedy otworzyła drzwi w pomieszczeniu rozległ się dźwięk dzwonka. A zaraz koło niej pojawiła się młoda, ekstrawagancko wyglądająca kobieta.  Hermiona wytłumaczyła jej, że chciałaby coś w sobie zmienić. Dziewczyna z entuzjazmem złapała ją za rękę i zaciągnęła do pomieszczenia obok gdzie usadziła ja na fotelu. Przez prawie dwie godziny wsmarowywała w włosy szatynki różne maści i eliksiry by użyć następnie kilku zaklęć. Kiedy panna Granger popatrzyła w lustro na swoje odbicie nie mogła uwierzyć w to co widzi. Z lustrzanej tafli patrzyła na nią szatynka z lekko kręconymi włosami sięgającymi jakieś 2 centymetry poniżej ucha. Uczesanie podkreślało jej drobną buzie o ładnych rysach twarzy i duże czekoladowe oczy. Bilia, bo tak się nazywała dziewczyna, która zrobiła jej tą fryzurę zaskoczyła ja jeszcze bardziej, kiedy zakomunikowała kobiecie, że musi nauczyć ją robić odpowiedni makijaż. Kobietka była naprawdę zakręcona. Po wszystkim zamknęła salon i na siłę zaciągnęła Hermionę do sklepów z ubraniami. To ona pierwsza namówiła ja na przymierzenie ubrań, które podkreślały jej sylwetkę. Od tamtej pory dziewczyny się zaprzyjaźniły, a Hermiona jest stałym klientem salonu. 

1 komentarz:

  1. Biedny Luis :( Ciekawe, czy Hermiona też będzie uciekać, kiedy zda sobie sprawę ze swoich uczuć do Draco? Pewnie tak :( Mam nadzieję, że ta historia skończy się happy endem!

    OdpowiedzUsuń