środa, 23 maja 2012

two-halves 14.


Zegar na wierzy wybił godzinę pierwszą w nocy. Nagle wszystko ustało. Woda przestała wybijać z dysz, muzyka ucichła, ludzie przystanęli bijąc brawo. Dogonił ją. Stała na środku wykręcając wodę z włosów. Chciał podejść, objąć ją, ale odsunęła się.
- Chodź. – przecisnęła się między ludźmi i zatrzymała dopiero koło torby z ich rzeczami. Zarzuciła ją sobie na ramie i popatrzyła na mężczyznę – Weź buty – po chwili znaleźli się w jakimś małym zaułku. Kobieta wyciągnęła z torby różdżkę i wcześniej upewniwszy się, że nikt ich nie widzi zaklęciem wysuszyła siebie, a potem towarzyszącego jej blondyna. Naciągnęła na siebie sweter, który wyciągnęła z torby. Draconowi rzuciła jego koszulę. Po czym jednym ruchem różdżki zmniejszyła sportowy worek w niewielką torebkę pasującą do jej ubioru.
- Granger możesz mi wytłumaczyć swoje zachowanie? Nie pojmuję cię kobieto. Jednego dnia mnie odpychasz, drugiego całujesz.
- Poczekaj chwilę, aż znajdziemy jakieś lepsze miejsce do rozmów. – posłusznie znowu za nią ruszył. Weszła do pierwszego napotkanego pabu. Lokal był zadymiony i przepełniony ludźmi w mokrych ubraniach. Przepchnęła się na koniec sali, gdzie w rogu zauważyła wolny stolik, który zajęli. Zamówili drinki. Patrzył na nią jak bawi się zawieszką od wisiorka.
- No to słucham. Możesz mi to wszystko wytłumaczyć?
- Oczywiście, że tak. – opanowała swoje zdenerwowanie i popatrzyła mu pewnie w oczy. Zaczęła mówić ściszonym głosem. – Poniosło mnie przez atmosferę panującą na placu. Nie powinno się to stać. To z powodu tego, ze cierpię na brak dobrego dłuższego męskiego towarzystwa.
- Nie mam nic przeciwko zapewnieniu ci takiego towarzystwa, bo rozumiem, że chodzi ci o towarzystwo w sypialni.
- Nie ma takiej możliwości. Jesteś moim klientem Draco. Nie mogę sobie pozwolić na romans z klientem. Nawet jednorazowy, chociaż nie o taki tym razem mi chodzi. - chciała dłuższej znajomości, ale oczywiście jak zawsze bez zobowiązań i uczuć.
- Dlaczego nie? Hermiona ja nie mam nic przeciwko – cieszyło go, że znowu nie jest taka oficjalna jak przez kilka ostatnich dni.
- Zrozum Draco to jest nieprofesjonalne. Złamałabym tym wszystkie swoje zasady.
- Zasady są po to, aby je łamać.
- Nie wszystkie. Dalej chcesz wygrać sprawę w sądzie?
- Oczywiście, że tak – przerwali rozmowę, bo do ich stolika podeszła kelnerka przynosząc dwa kieliszki, butelkę Tequili, talerzyk z plasterkami limonki oraz solniczkę.
- Dlatego nie możemy sobie na to pozwolić. Jeżeli wyszłoby to na światło dzienne od razu jesteśmy ugotowani. Dostaniesz rozwód, ale albo w najlepszym wypadku z orzeczeniem o brak winy którejkolwiek ze stron, albo z orzeczeniem o twojej winie.
- Kobieto jesteśmy w Portugalii. Sami, nikt o tym nie wie. Zapewne ani ty ani ja nie poinformowalibyśmy o tym mojej żony czy jej prawnika.
- Uwierz mi, Ethan znalazłby sposób by tego się dowiedzieć. Do tego zażądałby zmiany twojego adwokata uzasadniając to tym, że będąc z tobą w zażyłej relacji mogę skorzystać na waszym rozwodzie.
- Ale to bzdura.
- Bzdura, ale takie jest życie w moim świecie. Szukasz każdego haka na przeciwnika. A Ethan Holt potrafi to doskonale robić. Uwierz mi znam bardzo dobrze tego człowieka.
-  A mogło być tak fajnie – nasypał soli na wgłębienie między kciukiem, a palcem wskazującym lewej dłoni. Zlizał ją poczym jednym łykiem wypił zawartość swojego kieliszka i zagryzł wszystko cytryną. Towarzysząca mu kobieta zrobiła to samo.
- Mówisz fajnie, a czy ty sobie wyobrażasz Malfoy dwoje największych wrogów ze sobą w łóżku?
- Jak najbardziej. Czym większe emocje między dwójką ludzi, tym lepszy seks.
- Ale odpowiedź sama sobie na pytanie, czy dalej uważasz mnie za swojego wroga? – musiała przyznać sama przed sobą, że tak już nie jest. Patrzył chwile na nią. Jej milczenie uznał jako potwierdzenie tego, że już tak nie jest. – Sama widzisz. Dużo jeszcze zostało ci do załatwienia w szpitalu? – zmienił temat widząc, że zaczął trochę krępować kobietę.
- Już nie. Jeszcze jutro i wieczorem możemy wracać do Londynu. Czekam tylko na papiery. – kiwnął głową i napełnił ich kieliszki. Dzisiaj miał ochotę się porządnie wstawić.
***
- Weasley! – usłyszała jak ją woła. Odwróciła się czekając, aż dojdzie do niej, ale nie zrobił tego  - Do mojego gabinetu. – tym razem nie miała wyjścia. Od incydentu w gabinecie minęło już kilka dni. Przez ten czas starała się unikać tego pomieszczenia. Nie wiedziała, dlaczego tak jest, ale robiła to instynktownie.
- Słucham? – nie czekając na zaproszenie rozsiadła się w wolnym fotelu i popatrzyła na ordynatora siedzącego za biurkiem.
- Dzisiaj obchód zrobisz sama. Ja niestety musze udać się do dyrekcji na jakąś naradę.
- Dobrze. Nawet jest mi to na rękę.
- Nie ciesz się tak bardzo. Jak wrócę to zdasz mi szczegółowy raport.
- Zabini daj już sobie z tym spokój. Jestem tutaj już prawie miesiąc, a ty traktujesz mnie jak jakiegoś podlotka po Hogwartcie. Chyba już udowodniłam, że znam się na rzeczy. Chociażby tym, że parametry życiowe Abigell się poprawiły.
- Słuchaj Rudzielcze. Ja tutaj jestem ordynatorem i na tym oddzielę obowiązują moje zasady. Jeżeli mówię, że zdasz mi raport z samodzielnego obchodu oznacza to, że bez marudzenia zdasz mi jak najdokładniejszy, szczegółowy raport. I nie chce słyszeć słowa sprzeciwu.
- Nie wiem, kto cię wybrał na to stanowisko, ale chyba wtedy nie był przy zdrowych zmysłach. Jeżeli to wszystko, co chciał mi pan ordynator powiedzieć, to ja już wrócę do swoich obowiązków. – wstała i wyszła z gabinetu. Zaśmiał się do własnych myśli. Ta mała ruda kobieta tak fajnie się złościła. Kiedy pokazywała swój temperamencik stawała się jeszcze bardziej seksowna. W tym samym czasie ona wróciła do gabinetu lekarskiego, gdzie zaparzyła sobie zieloną herbatę. Postanowiła w spokoju ją wypić i udać się na obchód. Znowu po głowie zaczęły jej krążyć myśli by zwolnić się z pracy. Ale co jej to da? Nic. Za to Zabiniemu da satysfakcje z tego, że nie wytrzymała z nim. Nie po to uczyła się zawodu w Stanach, pracowała w Afryce by teraz dać się sprowokować byłemu ślizgonowi. Nie, tak łatwo to ona się nie podda. Dwadzieścia minut później udała się na obchód pod koniec zaglądnęła do izolatki, gdzie leżała ich najmniejsza pacjentka. Miała luźniejszy dzień ze względu, że na oddziale było spokojniej, a oni nie mieli nowych przypadków. Z nudów weszła do składziku z lekami by sprawdzić z listą, co jeszcze zostało. W końcu ktoś z nich musiał to zrobić. Przeglądała słoiki leżące na półce, kiedy ktoś wszedł do środka.
- Tutaj jesteś Wiewiórko. A ja cię szukam po całym oddziale. – oparł się o drzwi patrząc na nią jak odkłada trzymane w ręce szklane naczynie i patrzy na niego.
- Przynajmniej miałam chwilę spokoju od ciebie.
- Słucham sprawozdania z obchodu.
- Zobacz sobie do listy zaleceń leży w gabinecie lekarskim.
- Miałaś mi sama to zrelacjonować.
- Bo ja nie mam, na co marnować czasu. Nie widzisz, że jestem zajęta? – zaczęli zbliżać się do siebie. Diabeł wcześniej przekręcił zamek w drzwiach. Chwile mierzyli się wzrokiem, by już po chwili zatopić się w namiętnym pocałunku. Nie przestając się całować zaczęli ściągać z siebie ubrania. – Co my robimy Zabini? – wypowiedziała to nie odrywając swoich ust od niego.
- Nie wiem. Raczej powiedź mi, co ty robisz ze mną?
- Zamknij się już – nie zwrócili nawet uwagi, kiedy wpadli na regał zrzucając z niego kilka słojów. W tym momencie nie zwracali uwagi na nic oprócz siebie.
***
Gdy tylko się obudził poczuł straszny ból głowy. Słońce wpadające przez szczelinę w zasłonach niemiłosiernie drażniło jego oczy. Wstał i z trudem wygrzebał spomiędzy swoich rzeczy fiolkę z zbawiennym niebieskim płynem. Tego właśnie było mu trzeba. Po chwili niechciany towarzysz kac odszedł w nieznane. Szybki prysznic i już po chwili pukał do drzwi obok. Kiedy się uchyliły na progu zobaczył drobną kobietę o podkrążonych oczach i z cierpieniem na twarzy spowodowanym każdym ruchem. Nie patrząc na niego wróciła do pokoju, gdzie zaczęła przeszukiwać kosmetyczkę. Musiał przyznać, że w takim stanie jak teraz dalej potrafiła być śliczna. Ubrana w niedbale zawiązany szlafrok, z potarganymi od snu włosami i oczami przymrożonymi z powodu nadwrażliwości na światło. Rzadko spotykał kobiety, które w każdym stanie zachowywały w sobie piękno i klasę, a właśnie do takich osób należała pani mecenas. Z tryumfem na ustach wyciągnęła małą fiolkę, której zawartość szybko wypiła. Po chwili patrzyła na niego już całkiem przytomnym wzrokiem poprawiając szlafrok i palcami przeczesując włosy. Kolejny raz z zadowoleniem pogratulowała sobie w myślach decyzji dotyczącej ścięcia włosów.
- Trochę przesadziliśmy z alkoholem. – podsumowała wczorajszą wizytę w barze
- Chyba tak, ale na trzeźwo nie opowiedziałabyś mi tak wiele o sobie.
- Na pewno – zasępiła się
- Co jest?
- Nic. Po prostu nie powinnam tyle mówić.
- Czyżbyś pani mecenas nikomu tyle o sobie nie mówiła?
- Muszę się ubrać. Za chwilę mam być w szpitalu. – chciała skończyć ten temat. Po co ona w ogóle tyle piła. Opowiedziała mu przez to o tym jak jej drogi z Harrym i Ronem rozeszły się. Jak zanim jeszcze zaczęła pracować w kancelarii zraziła się do związków przez Franca, który zdradził ją. Nakryła go w sypialni z jego eks. Jak przez prawie rok nie mogła się z tego pozbierać, robiąc dobrą minę do złej gry by nie martwić przyjaciół. O tym jak wtedy całkowicie oddała się mugolskim studiom prawniczym. Potem pracy, która utwierdziła ją, tak jak kiedyś już mu mówiła w tym, że miłość to bajka dla naiwnych i nie ma czegoś takiego jak stałe związki. A następnie opowiedziała mu o prawie wszystkich swoich przelotnych związkach. I tym jak z każdego z nich uciekała. Chciałaby cofnąć czas i tyle nie wypić.
- Dobrze. Poczekam na ciebie na korytarzu. – wyszedł zostawiając ją samą. Po dziesięciu minutach wyszła gotowa.
- Ja idę na ostatnie spotkanie do szpitala, bez sensu byś szedł ze mną. Skorzystaj z wolnego czasu i zwiedź coś jeszcze.
- Chyba wole iść z tobą.
- Ale ja twierdzę, że lepiej będzie, jeżeli pójdę sama.
- Dlaczego?
- Bo powiedźmy, że pan ordynator ma większą słabość do kobiet niż do mężczyzn.
- Chcesz powiedzieć, że…
- No coś ty. Ja po prostu wykorzystuję argument, że jestem kobietą. Nie poszłabym z facetem do łóżka ze względu na zdobycie informacji potrzebnych do pracy. Wiem, że dowiedziałeś się wiele o moim życiu intymnym, ale nie znaczy to, że chodzę do łóżka z wszystkim, co wygląda jak facet.
- Granger czy ty sądzisz, że ja biorę cię za Parkinson? Bo chodzenie do łóżka ze wszystkim, co się rusza i wygląda jak osobnik płci męskiej to była zawsze jej dewiza.
- Dobra. Ja lecę, bo nie wypada się spóźnić na umówione spotkanie.
- Eleganckiej kobiecie wszystko można wybaczyć. – słysząc jego słowa zaśmiała się.
- Na razie Draco – odeszła stukają obcasami o drewnianą podłogę. Posłuchał jej rady i udał się do centrum. Spacerował po wąskich uliczkach podziwiając okolicę, kiedy zadzwonił jego telefon.
- Halo? Astoria? Nieważne. Nie. Powiedziałem nie. Czy ty kobieto nie rozumiesz, co się do ciebie mówi? – rozłoszczony rozłączył się. Jego dobry humor całkowicie wyparował. Teleportował się do hotel, gdzie w hotelowej restauracji usiadł przy barze i zamówił whisky. Opróżniał już trzecią szklaneczkę, kiedy na stołku obok usiała ładna szatynka.
- W takim tempie załatwisz się jak wczoraj.
- Próbuję uspokoić myśli i nerwy. – humor poprawił mu się kiedy tylko popatrzył na nią. Piękna, pewna siebie, elegancka, mądra i z tym uroczym uśmiechem na twarzy. Nie dziwił się, że wzbudzała takie zainteresowanie u mężczyzn.
- A co cię tak zdenerwowało?
- Coś dla pani? – barman przerwał ich rozmowę.
- Zimny sok pomarańczowy.
- Już podaję.
- No słucham – znowu zwróciła się do swojego towarzysza.
- Kochana żonka do mnie dzwoniła. Pytała się gdzie jestem. Była u mnie w pracy, ale nie zastała mnie. W domu skrzat powiedział jej, że wyjechałem. Chciała się spotkać i porozmawiać. Spróbować wszystko wyjaśnić i naprawić. Czy ja wyglądam na naiwnego?
- Raczej nie. Widać pali im się grunt pod nogami i próbują się jakoś ratować. Najpierw ta ugoda, a teraz to.
- Jaka ugoda?
- Nie mówiłam ci? Adwokat twojej żony był u mnie przed naszym wyjazdem i zaproponował ugodę. Chcieli byś zgodził się na podział majątku 60:40 dla ciebie. Podziękowałam im za tą propozycję uświadamiając ich, że nie przyjmiemy jej. – słysząc ten pomysł zaśmiał się – Dobra nie wiem jak ty, ale ja idę się spakować. Mam zamiar jeszcze dzisiaj wrócić do Londynu. – wstała i wyszła z baru. Dopił swoją whisky i poszedł za jej przykładem. Stojąc z walizką w ręce zapukała do jego pokoju. Gdy otworzył zobaczyła przystojnego mężczyznę ubranego w jasny garnitur.
- Wejdź – gestem ręki zaprosił ją do środka.
- Nie dziękuję. Chciałam tylko powiedzieć ci, że ja wymeldowuje się i wracam. Jak dostanę list z terminem rozprawy dam ci znać. Do zobaczenia.
- Na razie – podeszła do windy i nacisnąwszy przycisk czekała, aż przyjedzie. – Hermiona! – odwróciła się. Stał obok niej – Dziękuję
- Za co?
- Za wszystko, co dla mnie robisz.
- Nie masz, za co. To moja praca. – dźwięk dzwonka oznajmił, że winda zatrzymała się na ich piętrze. Kiedy tylko drzwi się rozsunęły weszła do środka.
- Poproszę na parter – młody pracownik hotelu kiwnął głową – Na razie Draco – usłyszał jej pożegnanie zanim drzwi się zasunęły. Wrócił do pokoju by spakować się do końca. 

1 komentarz:

  1. Trochę zazdroszczę Hermionie i Draco tyle fajnych miejsc zwiedzili :) Oj coś czuję, że Hermiona będzie się teraz trzymała na dystans.
    Kiedy Ginny i Blaise w końcu zrozumieją, że są dla siebie stworzeni?
    No Astoria wkracza do akcji. Ciekawe co wykombinuje?

    OdpowiedzUsuń