Wpadła
do środka wściekła jak osa. Ten facet doprowadzał ją do szewskiej pasji. Nawet
spokojnie nie może wybrać się z przyjaciółką do klubu. Wszystko było dobrze
dopóki nie pojawił się i nie przyczepił jak rzep do psiego ogona. Bezczelny,
nic sobie nie robiąc z ludzi dookoła, pocałował ją. Potem wbrew jej woli
teleportował się z nią pod jej mieszkanie i bezceremonialnie władował się do
środka. Miała wtedy ochotę go zabić. Nie obchodziło ją to, że może trafić do
Azkabanu. Siedział sobie w najlepsze i z przebiegłym uśmieszkiem obserwował ją.
W końcu złapała za różdżkę i grożąc mu, wyrzuciła go z mieszkania. Trzasnęła
szafką starając się wylądować na czymś swoją złość.
-
Ktoś chyba tutaj jest w nie najlepszym humorze – odwróciła się o 180 stopni i
popatrzyła na stojącego mężczyznę przebranego już w magomedyczne ubranie.
-
Cześć David. Masz rację, najchętniej komuś bym dokopała – przed oczami
zobaczyła wizję jak spuszcza manto pewnemu brunetowi.
-
Dobrze to widać. – wzruszyła ramionami. Zabierając ubranie poszła się przebrać.
-
David, jeżeli pojawi się tutaj ordynator powiedź mu, że poszłam już do
pacjentów.
-
Nie powinnaś robić tego pod jego opieką?
-
Nie. Jakbyście nie zauważyli jestem magomedykiem nie uczniakiem po szkole.
Przez kilka lat pracowałam w Afryce. Żaden z was nawet nie wie, jaka to praca.
W porównaniu z tamtym, to tutaj przypadki to łatwizna.
-
Tak sądzisz Weasley? – odwróciła się patrząc na stojącego w drzwiach bruneta,
który utkwił w niej pytający wzrok. Widać było, że nie jest zadowolony. Musiał
słyszeć całą ich rozmowę.
-
Tak.
-
Chodź – złapał ją za rękę i pociągnął wyprowadzając z pokoju. Prowadził ją
przez korytarz. Doszli do części oddziału, gdzie były izolatki. Zatrzymał się
przy ostatniej z nich. – Przyjrzyj się dobrze. To jest Abigell. Ma 11 miesięcy.
Walczy z jakimś wirusem, z którym nie możemy dać sobie rady. Nic nie skutkuje.
Jej ciało jest za słabe i nie może wygrać z wirusem. Wszystko przez to, że jej
ojczym rzucał na nią zaklęcia niewybaczalne. Do tego dolewał do jej pokarmu
jakieś eliksiry. I co teraz powiesz Rudzielcze? Dalej sądzisz, że nie wiem z jak
ciężkimi przypadkami możemy się spotkać. – nie odpowiedziała. Zszokowana
patrzyła na malutkie ciałko leżące za szybą. Nie pojmowała jak można katować
takie maleństwo. – Tak myślałem. – odwrócił się i chciał odejść.
-
Zabini? Czy mogę do niej wejść?
-
Tak, tylko ubierz ubranie ochronne. – Został. Stojąc za szybą patrzył jak
dziewczyna weszła do środka. Podeszła do łóżeczka i delikatnie dotknęła
dziewczynkę. Widać było, że maleństwo jest bardzo osłabione. Jak najostrożniej
mogła za pomocą zaklęć zbadała dziecko.
-
Mam pomysł, tylko nie wiem czy pozwolisz mi go zastosować – oznajmiła zaraz po
tym jak wyszła z izolatki. – Można spróbować podać jej eliksir przyrządzony na
podstawie soku z kaktusa afrykańskiego. Nie wyleczy jej, ale może zadziała
przeciwbólowo i obniży gorączkę, dzięki czemu organizm powinien mieć więcej
siły.
-
Jest jedno „ale” Weasley. My nie mamy soku z kaktusa afrykańskiego.
-
Daj mi godzinę, a go załatwię. – kiwnął głową dając jej przyzwolenie. Wpadła do
pokoju lekarskiego i teleportowała się. Przeskakując po dwa stopnie dobiegła
jak najszybciej na poddasze niezbyt zadbanego budynku. Zapukała chwile czekając, aż ktoś jej
otworzy.
-
Lenti. – weszła do środka patrząc na stojącą przed nią kobietę. Ciemnoskóra
Afrykanka z dość krótką mocno kręconą fryzurką. Wyższa od panny Weasley. Jej
dość duże i ponętne usta układały się w uśmiech. Pracowały razem podczas pobytu
rudowłosej w Afryce. Lenti była siostrą Rebena. Afrykanina, z którym Ginny
spotykała się będąc na czarnym lądzie. Swego czasu myślała nawet, że będzie z
tego coś więcej, ale los chciał inaczej. Lenti przyjechała do Londynu by zabrać
kolejnych chętnych wolontariuszy. Mimo wszystko kobiety dalej się przyjaźniły.
– Potrzebuję twojej pomocy. Powiedź mi, że masz sok z kaktusa afrykańskiego –
pół godziny później z niedużą fiolką w kieszeni wróciła do szpitala. Z tryumfem
na ustach pokazała brunetowi szklane, podłużne zakorkowane naczynko wypełnione
zielony płynem. Patrzył jak z zapałem przygotowuje eliksir. Po chwili wręczyła
mu buteleczkę z zgniłozieloną zawartością.
-
Niech jej to podają po 3 łyżki, co 4 godziny. – wezwali pielęgniarkę, której
przekazali polecenia. Godzinę później szedł korytarzem, kiedy koło izolatek
zobaczył płomiennorudą czuprynę. Stała i patrzyła przez szybę.
-
Widzę, że masz wyrzuty sumienia, co do swoich słów skierowanych przedtem w moją
stronę – wściekła się. Powrócił do niej gniew z rana, ale ze zdwojoną siłą.
Złość spotęgowały jego słowa i nieuczciwość losu względem tej małej istotki,
która walczy o życie za szklaną szybą. Z impetem wpadła za nim do jego gabinetu
zatrzaskując drzwi.
-
Ty podły, nadęty dupku!
-
Licz się ze słowami Weasley. – jego ton nie był miły, kiedy wypowiadał to
ostrzeżenie.
-
Mam gdzieś twoje rady. Powiem to, co chce powiedzieć nawet, jeżeli potem mnie
zwolnisz. Myślisz, że jesteś najważniejszy!? Nic nie wiesz. Ta dziewczynka jest
chora, ale co byś zrobił mając grupkę dzieci chorych na HIV i AIDS? No słucham.
Jesteś nic nie wartym facetem, który myśli, że może wszystko, a nie możesz
praktycznie nic! – jej oczy błyszczały z gniewu. Chciała się wyładować. Za
wszystko. Za to, że pogrywa z nią w jakieś gierki, że traktuje ją jak jakąś
małolatę, z którą może sobie pogrywać jak mu się podoba. Za to, że świat jest
niesprawiedliwy i tyle dzieci na świecie jest chorych, a oni pomimo magii nie
mogą nic zrobić. Podszedł do niej zdenerwowany. Wytrąciła go z równowagi.
-
Słuchaj Rudzielcze. Nie pozwolę się tak traktować. Jestem twoim szefem. – miała
to gdzieś. Zaczęła go okładać pięściami. Robiła to, co chciała zrobić już od
pewnego czasu. Chciała zrobić mu krzywdę. Niestety była zbyt drobna i jej
uderzenia nawet nie ruszały mężczyzny, a co dopiero mówić o zadaniu bólu.
Złapał ją za rękę i z niebezpiecznym błyskiem w oczach popatrzył na tą
piegowatą twarz zaczerwienioną teraz ze złości. Niewiele myśląc wpił się w jej
usta. Odwzajemniła pocałunek. W pośpiechu ściągali ubrania. Ugryzła go w wargę.
Nie miała zamiaru być delikatna i uległa. Z resztą on też. Chcieli wyładować
złość. Szaleńczo się całując złapał ją. Biorąc na ręce oparł plecami o ścianę i wszedł w nią.
Krzyknęła. Seks nie był delikatny, był szybki, dziki i naładowany niezliczoną
ilością emocji, które nie miały nic wspólnego z miłością. Drugi raz w życiu
kochała się z mężczyzną bez miłości. Do tego znowu z tym samym. Tylko tamtym
razem seks z Zabinim był delikatny, w przeciwieństwie do dzisiejszego.
-
Nienawidzę cię – wydyszała pomiędzy jednym, a drugim jękiem oplatając mocniej
nogami jego biodra.
-
Wzajemnie Weasley. – ugryzł ją w sutek. W efekcie, czego odgięła się bardziej
do tyłu, pozwalając zrobić mu to jeszcze raz. Odwzajemniła mu się ugryzieniem w
szyję i obojczyk. Jej długie paznokcie wbiły się w jego plecy. Chciała mu zadać
jak najwięcej bólu.
-
Jesteś idiotą z przerośniętym ego. – Wydyszała. Zaśmiał się patrząc w jej
orzechowe oczy, które zaczynały zachodzić lekką mgiełką.
-
Przemądrzała ruda wiewióra. – Przyśpieszył ruchy, przez co jęki kobiety stały
się głośniejsze. Krzyknęła, kiedy jej ciałem zawładnęła rozkosz, by po chwili
przygryźć jego wargę. Złapał ją za włosy brutalnie całując. Nie. W tym momencie
nie zamierzał być delikatny. Odpłacał jej się pięknym za nadobne. Jego ruchy
stały się jeszcze szybsze i mocniejsze. Nie zamierzał jak na razie przestać. Z
premedytacją jedną ręką złapał jej sutek i uszczypną go. Z jej ust wydobył się
kolejny jęk. Poczuła, że mężczyzna nie chce tak szybko skończyć, a jej ciało
znowu zmierza ku największej rozkoszy. Nie zwrócił uwagi na krople krwi na
swoich ustach, która pojawiła się przez poczynania dziewczyny. W momencie
szczytowania mało go to obchodziło. W tym samym czasie z ust kobiety wydostał
się cichy krzyk. Kiedy skończyli puścił ją, a ona odepchnęła go od siebie.
Szybko się ubrała i obrzucił mężczyznę nienawistnym spojrzeniem.
-
Więcej się to nie powtórzy Zabini.
-
Masz rację Weasley, nie będzie powtórki. – Wyszła zatrzaskując drzwi.
Doprowadził się do porządku. Za pomocą zaklęcia pozbył się rany z wargi i
śladów po wbitych paznokciach kobiety. Opadł na fotel. Czuł się świetnie. Ta
mała miała niezły temperament. Nie sądził, że może kiedykolwiek uprawiać taki
seks z jakąkolwiek kobietą, a co dopiero z Ginnevrą Weasley.
Szła korytarzem i czuła jak cała złość się ulatnia. Wydarzenie w gabinecie ordynatora spowodowały, że buzujące w niej negatywne emocje znalazły ujście w seksie. Nigdy tak się nie zachowywała. Kochając się z Harrym, Rebenem czy chociażby ten jeden raz w szkole z tym patafianem seks był spokojny i delikatny. Taki jak lubiła. A ten był spowodowany złością na tego orangutana. A zarazem całkowicie rozładował burzę, która buzowała w niej od rana. Weszła do pokoju magomedyków, usiadła za biurkiem i zabrała się za uzupełnianie papierów.
Szła korytarzem i czuła jak cała złość się ulatnia. Wydarzenie w gabinecie ordynatora spowodowały, że buzujące w niej negatywne emocje znalazły ujście w seksie. Nigdy tak się nie zachowywała. Kochając się z Harrym, Rebenem czy chociażby ten jeden raz w szkole z tym patafianem seks był spokojny i delikatny. Taki jak lubiła. A ten był spowodowany złością na tego orangutana. A zarazem całkowicie rozładował burzę, która buzowała w niej od rana. Weszła do pokoju magomedyków, usiadła za biurkiem i zabrała się za uzupełnianie papierów.
***
-
Przepraszam – recepcjonistka podniosła głowę. Na jej policzki wkradł się
rumieniec, kiedy popatrzyła w stalowoszare oczy blondwłosego bóstwa, jak
określiła w myślach mężczyznę opierającego się o kontuar.
-
Słucham pana, w czym mogę służyć? – jej przymilny ton głosu nie robił na nim
wrażenia.
-
Chciałbym się dowiedzieć, gdzie można spędzić ciekawie wieczór? – „w łóżku w
moim mieszkaniu” nie miałaby nic przeciwko takiemu obrotowi sprawy. Ten
mężczyzna po prostu powalał na kolana. Oczywiście nie powiedziała tego na głos.
-
Może Vesterbro, albo lepiej nie. – znowu się zamyśliła.
-
A dlaczego nie?
-
Vesterbo jest „dzielnicą rozrywki”, ale jest to jedna z niebezpiecznych
dzielnic Kopenhagi. Chociaż bardzo przyciąga studentów…
-
Jak tam trafić? – nie czekał na to aż dokończy zdanie. Stwierdził, że chętnie
zobaczy to miejsce.
-
Obszar między Vesterbrogade, a Instedgade, po zachodniej stronie dworca
kolejowego.
-
Dziękuję – odwrócił się i ruszył do wyjścia z hotelu. Złapał taksówkę i kazał
zawieść się do Vesterbo.
-
Jedzie pan zobaczyć Sindssyg Dans?
-
Co to jest Sindssyg Dans?
-
Sindssyg Dans w pana języku znaczy taniec obłąkanych. Odbywa się to raz do roku
na północnym placu w dzielnicy Vesterbo. Jest to pozostałość po święcie
pogańskim. Ludzie tańczą na placu w nocy otoczeni strumieniami wody. Wyglądając
jakby byli w ekstazie. Najczęściej biorą w tym udział studenci. Proszę jesteśmy
na miejscu.
-
Jak trafić na plac północny? – kierowca odwrócił się do tyłu by go
widzieć.
-
Widzi pan tą bramę? – kiwnął głową. – To jest brama główna. Trzeba skierować
się ulicą prowadzącą na północny wschód. Potem będzie rozgałęzienie ulic. Wtedy
skręci pan na północ. Tam bez problemów powinien pan usłyszeć muzykę.
-
Dziękuję – podał mężczyźnie pieniądze – reszty nie trzeba. – wysiadł, a
taksówka odjechała. Kierując się wskazówkami mężczyzny. Ruszył ulica na
północny wschód. Jeszcze zanim doszedł do rozwidlenia usłyszał muzykę. Zaśmiał
się widząc, że co jakąś chwile oprócz lokali i restauracji mija sex - schopy.
Kiedy doszedł do placu, zatrzymał się obserwując ludzi. Okrągły plac wyłożony
granitowymi płytami zapełniony był ludźmi. Lampy zamontowane w płytach
podświetlały wodę, która z dość mocnym ciśnieniem była wyrzucana z dysz. U góry
załamywała się i spadała na ziemie niczym ulewny deszcz. Nie było zbyt ciepło,
ale ludziom to nie przeszkadzało. Mężczyźni tańczyli w samych spodniach,
kobiety za to w dość skąpych ubraniach. Najczęściej były to sukienki. „Taniec
obłąkanych” naprawdę pasował do tego, co widział. Ludzie wyglądali jakby
niekontaktowani ze światem i nie zwracali uwagi na otoczenie. Od tego tłumu, aż
emanowało seksem. Nagle pomyślał, że się przewidział. Dopiero za drugim razem
uświadomił sobie, że jednak nie. Ona tam była. W skąpej białej sukience, bez
butów. Jedno ramiączko zsunęło się z ramiona odsłaniając cały obojczyk. Kręciła
się w strumieniu wody z zamkniętymi oczami. Jej krótkie kręcone włosy pod
wpływem wody jeszcze bardziej się skręciły, sklejając się w pojedyncze pasma.
Malinowe usta rozciągały się w uśmiechu. Otworzyła oczy i go zauważyła.
Zaskoczona zatrzymała się. W tym momencie pomyślał, że wygląda pociągająco i
seksownie. Taka mokra z sukienką oblepiającą jej ciało. Po chwili podeszła do
niego.
-
Ściągaj buty – zaskoczony popatrzył na nią. Pierwszy raz od kilku dni odezwała
się do niego nieformalnie. – No nie patrz tak na mnie. Ściągaj buty i koszulę –
zaczęła się śmiać z jego miny. W końcu dotarły do niego jej słowa. Zostając w
samych lnianych spodniach popatrzył na nią pytająco.
- Tam masz torbę. Buty
połóż obok. – po czym złapała go za rękę i wciągnęła na plac. Woda była
zadziwiająco ciepła, a stopy ślizgały się po granitowych płytach. Patrzy na jej
roześmianą twarz. Oczy świecące się zagadkowym blaskiem. Zaczęła tańczyć, po
chwili przyłączył się do niej. Poczuł jak ogarnia go panująca dookoła
atmosfera. Jej śmiech powodował, że robiło mu się gorąco. W tym momencie była
taka inna. Trochę przypominała mu Granger sprzed lat. Odchyliła głowę do tyłu
rozkładając ręce kręciła się dookoła własnej osi. Złapał ją w pasie stając za
nią. Odchyliła głowę do tyłu i oparła na jego ramieniu. Kręcili się razem. Dwa
ciała. Dwie osoby tak podobne, a zarazem tak inne. Obydwoje doświadczeni przez
miniony czas. Próbujący znaleźć swoje miejsce. W tej chwili nic się nie
liczyło. Była muzyka, woda, tłum, a pośrodku tego wszystkiego Ona i On.
Odwrócił ją twarzą do siebie zatapiając się w czekoladowej otchłani. Czuł jak
wplata swoje drobne dłonie w jego mokre włosy. Nie przeszkadzało mu, że jest
całkowicie mokro. Było tak inaczej. Nachylił się i delikatnie musnął jej usta.
Tym razem nie odepchnęła go. Po chwili odsunęli się od siebie. Uśmiechnęła się
do niego zagadkowo i kręcąc biodrami w rytm muzyki ruszyła w środek tłumu. Nie
miał innego wyboru jak ruszyć za nią.
Wspaniały rozdział! Cud miód i orzeszki! Kurczę mam dylemat bo nie wiem, którą parę teraz bardziej lubię :D
OdpowiedzUsuń