środa, 23 maja 2012

two-halves 13.


Wpadła do środka wściekła jak osa. Ten facet doprowadzał ją do szewskiej pasji. Nawet spokojnie nie może wybrać się z przyjaciółką do klubu. Wszystko było dobrze dopóki nie pojawił się i nie przyczepił jak rzep do psiego ogona. Bezczelny, nic sobie nie robiąc z ludzi dookoła, pocałował ją. Potem wbrew jej woli teleportował się z nią pod jej mieszkanie i bezceremonialnie władował się do środka. Miała wtedy ochotę go zabić. Nie obchodziło ją to, że może trafić do Azkabanu. Siedział sobie w najlepsze i z przebiegłym uśmieszkiem obserwował ją. W końcu złapała za różdżkę i grożąc mu, wyrzuciła go z mieszkania. Trzasnęła szafką starając się wylądować na czymś swoją złość.
- Ktoś chyba tutaj jest w nie najlepszym humorze – odwróciła się o 180 stopni i popatrzyła na stojącego mężczyznę przebranego już w magomedyczne ubranie.
- Cześć David. Masz rację, najchętniej komuś bym dokopała – przed oczami zobaczyła wizję jak spuszcza manto pewnemu brunetowi.
- Dobrze to widać. – wzruszyła ramionami. Zabierając ubranie poszła się przebrać.
- David, jeżeli pojawi się tutaj ordynator powiedź mu, że poszłam już do pacjentów.
- Nie powinnaś robić tego pod jego opieką?
- Nie. Jakbyście nie zauważyli jestem magomedykiem nie uczniakiem po szkole. Przez kilka lat pracowałam w Afryce. Żaden z was nawet nie wie, jaka to praca. W porównaniu z tamtym, to tutaj przypadki to łatwizna.
- Tak sądzisz Weasley? – odwróciła się patrząc na stojącego w drzwiach bruneta, który utkwił w niej pytający wzrok. Widać było, że nie jest zadowolony. Musiał słyszeć całą ich rozmowę.
- Tak.
- Chodź – złapał ją za rękę i pociągnął wyprowadzając z pokoju. Prowadził ją przez korytarz. Doszli do części oddziału, gdzie były izolatki. Zatrzymał się przy ostatniej z nich. – Przyjrzyj się dobrze. To jest Abigell. Ma 11 miesięcy. Walczy z jakimś wirusem, z którym nie możemy dać sobie rady. Nic nie skutkuje. Jej ciało jest za słabe i nie może wygrać z wirusem. Wszystko przez to, że jej ojczym rzucał na nią zaklęcia niewybaczalne. Do tego dolewał do jej pokarmu jakieś eliksiry. I co teraz powiesz Rudzielcze? Dalej sądzisz, że nie wiem z jak ciężkimi przypadkami możemy się spotkać. – nie odpowiedziała. Zszokowana patrzyła na malutkie ciałko leżące za szybą. Nie pojmowała jak można katować takie maleństwo. – Tak myślałem. – odwrócił się i chciał odejść.
- Zabini? Czy mogę do niej wejść?
- Tak, tylko ubierz ubranie ochronne. – Został. Stojąc za szybą patrzył jak dziewczyna weszła do środka. Podeszła do łóżeczka i delikatnie dotknęła dziewczynkę. Widać było, że maleństwo jest bardzo osłabione. Jak najostrożniej mogła za pomocą zaklęć zbadała dziecko.
- Mam pomysł, tylko nie wiem czy pozwolisz mi go zastosować – oznajmiła zaraz po tym jak wyszła z izolatki. – Można spróbować podać jej eliksir przyrządzony na podstawie soku z kaktusa afrykańskiego. Nie wyleczy jej, ale może zadziała przeciwbólowo i obniży gorączkę, dzięki czemu organizm powinien mieć więcej siły.
- Jest jedno „ale” Weasley. My nie mamy soku z kaktusa afrykańskiego.
- Daj mi godzinę, a go załatwię. – kiwnął głową dając jej przyzwolenie. Wpadła do pokoju lekarskiego i teleportowała się. Przeskakując po dwa stopnie dobiegła jak najszybciej na poddasze niezbyt zadbanego budynku.  Zapukała chwile czekając, aż ktoś jej otworzy.
- Lenti. – weszła do środka patrząc na stojącą przed nią kobietę. Ciemnoskóra Afrykanka z dość krótką mocno kręconą fryzurką. Wyższa od panny Weasley. Jej dość duże i ponętne usta układały się w uśmiech. Pracowały razem podczas pobytu rudowłosej w Afryce. Lenti była siostrą Rebena. Afrykanina, z którym Ginny spotykała się będąc na czarnym lądzie. Swego czasu myślała nawet, że będzie z tego coś więcej, ale los chciał inaczej. Lenti przyjechała do Londynu by zabrać kolejnych chętnych wolontariuszy. Mimo wszystko kobiety dalej się przyjaźniły. – Potrzebuję twojej pomocy. Powiedź mi, że masz sok z kaktusa afrykańskiego – pół godziny później z niedużą fiolką w kieszeni wróciła do szpitala. Z tryumfem na ustach pokazała brunetowi szklane, podłużne zakorkowane naczynko wypełnione zielony płynem. Patrzył jak z zapałem przygotowuje eliksir. Po chwili wręczyła mu buteleczkę z zgniłozieloną zawartością.
- Niech jej to podają po 3 łyżki, co 4 godziny. – wezwali pielęgniarkę, której przekazali polecenia. Godzinę później szedł korytarzem, kiedy koło izolatek zobaczył płomiennorudą czuprynę. Stała i patrzyła przez szybę.
- Widzę, że masz wyrzuty sumienia, co do swoich słów skierowanych przedtem w moją stronę – wściekła się. Powrócił do niej gniew z rana, ale ze zdwojoną siłą. Złość spotęgowały jego słowa i nieuczciwość losu względem tej małej istotki, która walczy o życie za szklaną szybą. Z impetem wpadła za nim do jego gabinetu zatrzaskując drzwi.
- Ty podły, nadęty dupku!
- Licz się ze słowami Weasley. – jego ton nie był miły, kiedy wypowiadał to ostrzeżenie.
- Mam gdzieś twoje rady. Powiem to, co chce powiedzieć nawet, jeżeli potem mnie zwolnisz. Myślisz, że jesteś najważniejszy!? Nic nie wiesz. Ta dziewczynka jest chora, ale co byś zrobił mając grupkę dzieci chorych na HIV i AIDS? No słucham. Jesteś nic nie wartym facetem, który myśli, że może wszystko, a nie możesz praktycznie nic! – jej oczy błyszczały z gniewu. Chciała się wyładować. Za wszystko. Za to, że pogrywa z nią w jakieś gierki, że traktuje ją jak jakąś małolatę, z którą może sobie pogrywać jak mu się podoba. Za to, że świat jest niesprawiedliwy i tyle dzieci na świecie jest chorych, a oni pomimo magii nie mogą nic zrobić. Podszedł do niej zdenerwowany. Wytrąciła go z równowagi.
- Słuchaj Rudzielcze. Nie pozwolę się tak traktować. Jestem twoim szefem. – miała to gdzieś. Zaczęła go okładać pięściami. Robiła to, co chciała zrobić już od pewnego czasu. Chciała zrobić mu krzywdę. Niestety była zbyt drobna i jej uderzenia nawet nie ruszały mężczyzny, a co dopiero mówić o zadaniu bólu. Złapał ją za rękę i z niebezpiecznym błyskiem w oczach popatrzył na tą piegowatą twarz zaczerwienioną teraz ze złości. Niewiele myśląc wpił się w jej usta. Odwzajemniła pocałunek. W pośpiechu ściągali ubrania. Ugryzła go w wargę. Nie miała zamiaru być delikatna i uległa. Z resztą on też. Chcieli wyładować złość. Szaleńczo się całując złapał ją. Biorąc na ręce  oparł plecami o ścianę i wszedł w nią. Krzyknęła. Seks nie był delikatny, był szybki, dziki i naładowany niezliczoną ilością emocji, które nie miały nic wspólnego z miłością. Drugi raz w życiu kochała się z mężczyzną bez miłości. Do tego znowu z tym samym. Tylko tamtym razem seks z Zabinim był delikatny, w przeciwieństwie do dzisiejszego.
- Nienawidzę cię – wydyszała pomiędzy jednym, a drugim jękiem oplatając mocniej nogami jego biodra.
- Wzajemnie Weasley. – ugryzł ją w sutek. W efekcie, czego odgięła się bardziej do tyłu, pozwalając zrobić mu to jeszcze raz. Odwzajemniła mu się ugryzieniem w szyję i obojczyk. Jej długie paznokcie wbiły się w jego plecy. Chciała mu zadać jak najwięcej bólu.
- Jesteś idiotą z przerośniętym ego. – Wydyszała. Zaśmiał się patrząc w jej orzechowe oczy, które zaczynały zachodzić lekką mgiełką.
- Przemądrzała ruda wiewióra. – Przyśpieszył ruchy, przez co jęki kobiety stały się głośniejsze. Krzyknęła, kiedy jej ciałem zawładnęła rozkosz, by po chwili przygryźć jego wargę. Złapał ją za włosy brutalnie całując. Nie. W tym momencie nie zamierzał być delikatny. Odpłacał jej się pięknym za nadobne. Jego ruchy stały się jeszcze szybsze i mocniejsze. Nie zamierzał jak na razie przestać. Z premedytacją jedną ręką złapał jej sutek i uszczypną go. Z jej ust wydobył się kolejny jęk. Poczuła, że mężczyzna nie chce tak szybko skończyć, a jej ciało znowu zmierza ku największej rozkoszy. Nie zwrócił uwagi na krople krwi na swoich ustach, która pojawiła się przez poczynania dziewczyny. W momencie szczytowania mało go to obchodziło. W tym samym czasie z ust kobiety wydostał się cichy krzyk. Kiedy skończyli puścił ją, a ona odepchnęła go od siebie. Szybko się ubrała i obrzucił mężczyznę nienawistnym spojrzeniem.
- Więcej się to nie powtórzy Zabini.
- Masz rację Weasley, nie będzie powtórki. – Wyszła zatrzaskując drzwi. Doprowadził się do porządku. Za pomocą zaklęcia pozbył się rany z wargi i śladów po wbitych paznokciach kobiety. Opadł na fotel. Czuł się świetnie. Ta mała miała niezły temperament. Nie sądził, że może kiedykolwiek uprawiać taki seks z jakąkolwiek kobietą, a co dopiero z Ginnevrą Weasley.
Szła korytarzem i czuła jak cała złość się ulatnia. Wydarzenie w gabinecie ordynatora spowodowały, że buzujące w niej negatywne emocje znalazły ujście w seksie. Nigdy tak się nie zachowywała. Kochając się z Harrym, Rebenem czy chociażby ten jeden raz w szkole z tym patafianem seks był spokojny i delikatny. Taki jak lubiła. A ten był spowodowany złością na tego orangutana. A zarazem całkowicie rozładował burzę, która buzowała w niej od rana. Weszła do pokoju magomedyków, usiadła za biurkiem i zabrała się za uzupełnianie papierów.
***
- Przepraszam – recepcjonistka podniosła głowę. Na jej policzki wkradł się rumieniec, kiedy popatrzyła w stalowoszare oczy blondwłosego bóstwa, jak określiła w myślach mężczyznę opierającego się o kontuar.
- Słucham pana, w czym mogę służyć? – jej przymilny ton głosu nie robił na nim wrażenia.
- Chciałbym się dowiedzieć, gdzie można spędzić ciekawie wieczór? – „w łóżku w moim mieszkaniu” nie miałaby nic przeciwko takiemu obrotowi sprawy. Ten mężczyzna po prostu powalał na kolana. Oczywiście nie powiedziała tego na głos.
- Może Vesterbro, albo lepiej nie. – znowu się zamyśliła.
- A dlaczego nie?
- Vesterbo jest „dzielnicą rozrywki”, ale jest to jedna z niebezpiecznych dzielnic Kopenhagi. Chociaż bardzo przyciąga studentów…
- Jak tam trafić? – nie czekał na to aż dokończy zdanie. Stwierdził, że chętnie zobaczy to miejsce.
- Obszar między Vesterbrogade, a Instedgade, po zachodniej stronie dworca kolejowego.
- Dziękuję – odwrócił się i ruszył do wyjścia z hotelu. Złapał taksówkę i kazał zawieść się do Vesterbo.
- Jedzie pan zobaczyć Sindssyg Dans?
- Co to jest Sindssyg Dans?
- Sindssyg Dans w pana języku znaczy taniec obłąkanych. Odbywa się to raz do roku na północnym placu w dzielnicy Vesterbo. Jest to pozostałość po święcie pogańskim. Ludzie tańczą na placu w nocy otoczeni strumieniami wody. Wyglądając jakby byli w ekstazie. Najczęściej biorą w tym udział studenci. Proszę jesteśmy na miejscu.
- Jak trafić na plac północny? – kierowca odwrócił się do tyłu by go widzieć. 
- Widzi pan tą bramę? – kiwnął głową. – To jest brama główna. Trzeba skierować się ulicą prowadzącą na północny wschód. Potem będzie rozgałęzienie ulic. Wtedy skręci pan na północ. Tam bez problemów powinien pan usłyszeć muzykę.
- Dziękuję – podał mężczyźnie pieniądze – reszty nie trzeba. – wysiadł, a taksówka odjechała. Kierując się wskazówkami mężczyzny. Ruszył ulica na północny wschód. Jeszcze zanim doszedł do rozwidlenia usłyszał muzykę. Zaśmiał się widząc, że co jakąś chwile oprócz lokali i restauracji mija sex - schopy. Kiedy doszedł do placu, zatrzymał się obserwując ludzi. Okrągły plac wyłożony granitowymi płytami zapełniony był ludźmi. Lampy zamontowane w płytach podświetlały wodę, która z dość mocnym ciśnieniem była wyrzucana z dysz. U góry załamywała się i spadała na ziemie niczym ulewny deszcz. Nie było zbyt ciepło, ale ludziom to nie przeszkadzało. Mężczyźni tańczyli w samych spodniach, kobiety za to w dość skąpych ubraniach. Najczęściej były to sukienki. „Taniec obłąkanych” naprawdę pasował do tego, co widział. Ludzie wyglądali jakby niekontaktowani ze światem i nie zwracali uwagi na otoczenie. Od tego tłumu, aż emanowało seksem. Nagle pomyślał, że się przewidział. Dopiero za drugim razem uświadomił sobie, że jednak nie. Ona tam była. W skąpej białej sukience, bez butów. Jedno ramiączko zsunęło się z ramiona odsłaniając cały obojczyk. Kręciła się w strumieniu wody z zamkniętymi oczami. Jej krótkie kręcone włosy pod wpływem wody jeszcze bardziej się skręciły, sklejając się w pojedyncze pasma. Malinowe usta rozciągały się w uśmiechu. Otworzyła oczy i go zauważyła. Zaskoczona zatrzymała się. W tym momencie pomyślał, że wygląda pociągająco i seksownie. Taka mokra z sukienką oblepiającą jej ciało. Po chwili podeszła do niego.
- Ściągaj buty – zaskoczony popatrzył na nią. Pierwszy raz od kilku dni odezwała się do niego nieformalnie. – No nie patrz tak na mnie. Ściągaj buty i koszulę – zaczęła się śmiać z jego miny. W końcu dotarły do niego jej słowa. Zostając w samych lnianych spodniach popatrzył na nią pytająco.
- Tam masz torbę. Buty połóż obok. – po czym złapała go za rękę i wciągnęła na plac. Woda była zadziwiająco ciepła, a stopy ślizgały się po granitowych płytach. Patrzy na jej roześmianą twarz. Oczy świecące się zagadkowym blaskiem. Zaczęła tańczyć, po chwili przyłączył się do niej. Poczuł jak ogarnia go panująca dookoła atmosfera. Jej śmiech powodował, że robiło mu się gorąco. W tym momencie była taka inna. Trochę przypominała mu Granger sprzed lat. Odchyliła głowę do tyłu rozkładając ręce kręciła się dookoła własnej osi. Złapał ją w pasie stając za nią. Odchyliła głowę do tyłu i oparła na jego ramieniu. Kręcili się razem. Dwa ciała. Dwie osoby tak podobne, a zarazem tak inne. Obydwoje doświadczeni przez miniony czas. Próbujący znaleźć swoje miejsce. W tej chwili nic się nie liczyło. Była muzyka, woda, tłum, a pośrodku tego wszystkiego Ona i On. Odwrócił ją twarzą do siebie zatapiając się w czekoladowej otchłani. Czuł jak wplata swoje drobne dłonie w jego mokre włosy. Nie przeszkadzało mu, że jest całkowicie mokro. Było tak inaczej. Nachylił się i delikatnie musnął jej usta. Tym razem nie odepchnęła go. Po chwili odsunęli się od siebie. Uśmiechnęła się do niego zagadkowo i kręcąc biodrami w rytm muzyki ruszyła w środek tłumu. Nie miał innego wyboru jak ruszyć za nią. 

1 komentarz:

  1. Wspaniały rozdział! Cud miód i orzeszki! Kurczę mam dylemat bo nie wiem, którą parę teraz bardziej lubię :D

    OdpowiedzUsuń