niedziela, 30 września 2012

46. Kara cz. 1

Siedziała na parapecie w jednej z wież zamku. Chciała pobyć chwilę sama. Najpierw myślała, że pójdzie na błonia, ale pierwsze promienie słońca zachęciły wielu uczniów do wyjścia na świeże powietrze. Dlatego zaszyła się w zamku i czytała książkę. Próbowała wyłączyć się ze wszystkim myśli i skupić na tekście. Kiedy przerzucała kolejna kartkę, zauważyła, że pierścionek, który ma na palcu delikatnie zmienia kolor. Stwierdziła, że zignoruje to. Przecież nic się nie stanie jak Malfoy poczeka. Po chwili cały kamień w złotej ozdobie stał się czerwony, ale Hermiona nie zamierzała jeszcze się ruszać. Gdy zaczęła czuć lekkie pieczenie, pomyślała, że to tylko złudzenie jednak szybko zmieniła zdanie. Złota obrączka, na której zostało umocowane czerwone oczko, piekła coraz bardziej. Spróbowała ją ściągnąć, ale to tylko pogorszyło sprawę, gdyż poczuła jakby w jej palec z dwóch stron wbiły się igły. Zrezygnowana zamknęła książkę i ruszyła w stronę wielkiej sali.

***

Chłopak siedział na schodach domyślał się, że nie uwierzyła w to, że zaboli ją, kiedy zignoruje zmianę kamienia. Patrząc na czas, jaki czekał na nią dawał jej jeszcze tylko dwie góra trzy minuty na to, aż się pojawi. Nie sądził, żeby gryfona była tak wytrzymała na ból. Nie chciał sprawiać jej bólu, ale wiedział, że bez tego za każdym razem zignoruje wezwanie. A na to nie mógł pozwolić.
- Czego chcesz? – tak jak się spodziewał stała na górze schodów.
- To tak się witasz z przyjaciółmi?
- Jeżeli mnie wkurzą to tak.
- A niby, co ja ci takiego zrobiłem?
- Jak to, co! To cholerstwo na moim palcu piecze.
- Nie marudź Granger tylko podejdź do mnie. – dziewczyna nieufnie na niego spojrzała. – No rusz się, bo inaczej dalej będzie piec.- zeszła po schodach i stanęła koło niego. Złapał ja za rękę, co było dla niej wielkim zdziwieniem i położył drugą dłoń na pierścieniu. Pieczenie od razu przeszło. Puścił jej dłoń.
- Następnym razem Granger jak kolor się zmieni po prostu rusz ten swój szanowny zgrabny tyłek i przyjdź. Na pewno zdążysz dojść z każdej części zamku, czy błoń zanim pierścień zacznie piec. To, że piekło to tylko i wyłącznie twoja zasługa.
- Już przestań się mądrzyć i lepiej powiedz, o co chodzi.
- Idziemy do mnie.
- Po co?
- Czy ty musisz być zawsze taka dociekliwa?
- Oczywiście, że tak mój ślizgoński pysiu
- Nie mów tak do mnie! Tylko chodź.
- Nigdzie nie idę, bo mi nie odpowiedziałeś na pytanie.
- Granger, pamiętaj, ze musisz mnie słuchać, bo to twoja kara. Mamy na poniedziałek zadanie z transmutacji i musisz je zrobić za mnie.
- Że co?!
- Granger!
- No dobra. Ale nie mogę iść go zrobić do siebie?
- Nie. Przestań się ze mną sprzeczać, tylko chodź.

***

Minęło półtorej godziny zanim dziewczyna uporała się z zadaniem z transmutacji dla ślizgona. Kończyła pisać ostatnie zdanie, gdy Draco stanął za jej fotelem. Położył ręce na jej ramionach i delikatnie zaczął je masować. Było to zarazem delikatne i przyjemne, ale gryfonka bardzo się spięła.
- Ma…Draco, co robisz – pomimo wszystkiego musiała być dla niego, chociaż trochę miła z powodu na karę.
- Masuje ci ramiona. Jesteś bardzo spęta.
- Właśnie przez to jestem bardzo spięta. Czy możesz zabrać ręce?
- Nie.
- Weź… - chciała strońcie jego ręce, ale nie pozwolił na to.
- Nie. Nie zachowuj się jak mała dziewczynka. Nic złego ci nie robie. Zamknij oczy i spróbuj, choć trochę się rozluźnić. Jak już nie z własnej woli, to potraktuj to, jako część kary.
- To jest niesprawiedliwe – zamknęła oczy. Draco nachylił się do jej ucha i zniżył głos do szeptu – Co jest takie niesprawiedliwe kochanie?
- To, że wykorzystujesz karę z gry w taki sposób. – głos jej zadrżał. Słysząc to Draco zaśmiał się. Zabrał ręce i usiadł na fotelu, który stał naprzeciw fotela, w którym siedziała Hermiona.
- W jaki sposób? Przecież ja zachowuje się normalnie. Dostałaś karę za nie odpowiedzenie na pytanie i teraz ją odbywasz. - Popatrzył jej w oczy. W tym momencie uświadomiła sobie, że mogłaby zatracić się w tych stalowoszarych tęczówkach, co ją przeraziło.
- Czy mogę już iść? – jej głos dalej nie był pewny.
- Możesz iść, ale na spacer ze mną. Dobrze, nam zrobi świeże powietrze.
- Chyba tobie, ja się dobrze czuję. Mam lepsze rzeczy do robienia.
- Oj Granger dalej zachowujesz się jak mała dziewczynka. Nic do ciebie nie dociera. Jak mówię, ze idziemy to idziemy. I nic na to nie poradzisz.
- To musisz poczekać wezmę tylko kurtkę ze swojego pokoju.
- Nie musisz. Otwórz okno. – gdy to zrobiła, prosto na nią wpadła jej własna kurtka.
- Co ona tu robi?
- Przywołałem ją. Wiesz, nie chciało mi się czekać. Ubieraj się i idziemy.

***

Uczniowie, którzy chodzili po błoniach przyglądali im się z ciekawością. Zbierając kolejne tematy do plotek na temat Malfoy i Granger. W jeziorze odbijały się promienie słońca, a na drzewach zakazanego lasu pojawiały się pierwsze pąki. Widać było, że wiosna jest coraz bliżej. Szli brzegiem jeziora w całkowitej ciszy, gdy nagle chłopak się odezwał.
- Opowiedz mi coś o sobie.
- Znaczy, co?
- Coś o swojej rodzinie?
- Niby, co? Przecież wiesz, ze jestem córką mugoli i mieszkam w Londynie.
- Ale coś więcej. O swoim dzieciństwie, o rodzicach, o tym jak się dowiedziałaś, że jesteś czarownicą.
- Dlaczego?
- Bo mnie to interesuje?
- Ale to nic ciekawego.
- Zobaczymy. Pomogę ci zacząć. Urodziłam się…
- Ech, niech ci będzie. Urodziłam się 7 sierpnia. Od początku mieszkam w jednej z dzielnic na obrzeżach Londynu. Jestem jedynaczką. Moi rodzice są stomatologami. Do jedenastego roku życia żyłam jak każdy normalny człowiek. Gdy w jedenaste urodziny dostałam list myślałam, że to jakiś żart. Kolejny durny kawał Melanii. Od momentu, gdy już się przekonałam w stu procentach, że to prawda czytałam non stop wszystko na temat świata czarodziei. Nie wierzyłam, że mogę do niego należeć. Bałam się tego jak to będzie, gdy wyjadę z domu. A teraz nie zamieniłabym tego na nic w świecie. I to by było tyle.
- Musiałaś mieć ciekawa minę po przeczytaniu listu.
- Tak, ale jeszcze lepszą, gdy przybyła do nas czarownica z ministerstwa. – na to wspomnienie dziewczyna się uśmiechnęła.
- Kto to jest Melanii?
- Dziewczyna, z którą chodziłam do szkoły. Pokroju Mopsa. Za bardzo za sobą nie przepadałyśmy.
- Nie dziwię się. Osoby pokroju Parkinson nie są za ciekawym towarzystwem.
- Myślałam, że ja lubisz.
- Wydawało ci się, tak naprawdę to jej nie cierpię. Ubzdurała sobie, że mi się podoba oraz to, że po skończeniu szkoły zostaniemy małżeństwem. Do czego nie dopuszczę nawet w najgorszych koszmarach. Nie ważne, bardziej ciekawi mnie to, że ktoś przybył do ciebie z ministerstwa. Do osób takich jak ja…
- Jak ty, czyli jakich?!
- Spokojnie Hermiona znaczy się Granger – jej imię w jego ustach zdziwiło zarówno ją jak i jego – Chciałem powiedzieć, że do osób takich jak ja. Czyli tych, które od urodzenia wiedza, że są czarodziejami. Do mnie przyszedł list z listą zakupów i nic więcej. Reszta to tylko kupienie potrzebnych rzeczy i wpakowanie się do pociągu. Żadnego zdziwienia, żadnych ludzi z ministerstwa, nic w tym stylu.
- Przepraszam, nie powinnam na ciebie naskakiwać.
- Przeprosiny przyjęte, po prostu myślałaś, że chcę powiedzieć coś innego
- Zgadza się. A co do kobiety z ministerstwa. Ja byłam w szoku, a moi rodzice o sto razy gorzej. – tak rozmawiając chodzili po błoniach jeszcze z jakąś godzinę, gdy nagle rozmowę przerwało burczenie w brzuchu panny Granger.
- Chyba jesteś głodna
- Trochę. – słysząc to Draco zaczął się śmiać 
- Trochę to mało powiedziane. Ty w ogóle coś dzisiaj jadłaś?
- Nie.
- Dlaczego.
- To twoja wina?
- Moja? Przecież ja ci nie zabroniłem jeść. Nawet proponowałem śniadanie.
- Mówi ci coś słowo „kara”?
- No mówi, ale nie widzę związku. Chodź idziemy na obiad, bo nie chce mieć cię na sumieniu jak padniesz tu z głodu.

***

Korytarz przed wielką salą

- Granger.
- Tak.
- Zapomniałem ci powiedzieć, że podczas obiadu siedzisz ze mną przy stole ślizgonów.
- Co?
- Nie, co tylko tak? Jako moja koleżanka - przy tym słowie przebiegle się uśmiechnął - możesz ze mną zjeść obiad przy jednym stoliku. A do tego musze dopilnować, żebyś coś zjadła, inaczej jeszcze twoi kochani przyjaciele Potter i Weaslay są gotów mi zarzucić, że przeze mnie głodujesz. – mówiąc to otworzył drzwi do wielkiej sali. Złapał ją za rękę i pociągnął w stronę stołu ślizgonów, a cała szkoła patrzyła na nich zdziwiona.

5 minut później.

- Dlaczego nic nie jesz?
- Jakoś odszedł mi apetyt.
- Cześć Hermiono – obok dziewczyny usiadła Clar.
- Cześć Clar. Nie siedzisz dzisiaj z Harrym?
- Nie. Przyszłam do ciebie, bo widzę, że potrzebujesz towarzystwa.
- Ona ma towarzystwo – do rozmowy wtrącił się Malfoy.
- Takie ma towarzystwo, że aktualnie nic nie je. Lepiej powiedzcie mi, co za karę jej wyznaczyłeś.
- Wiedziałem, że bezinteresownie tutaj nie przyszłaś. –cyniczny uśmiech kolejny raz pojawił się na ustach chłopaka.
- No pewnie, że nie. Przecież jestem ślizgonką i bezinteresowność nie leży w mojej naturze. Tak jak mówiłam przyszłam, żeby uratować Mionę od śmierci głodowej – uśmiech blondynki był również tak cyniczny jak jej kuzyna. Patrząc na nich Hermiona z każda chwila zauważała kolejne podobieństwo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz