niedziela, 30 września 2012

41. Wścibska Granger


Między lekcjami na korytarzu widać było małe spacerujące grupki uczniów, które szeptały cały czas między sobą. Hermiona dobrze wiedziała, o czym rozmawiają. Śmierć matki Malfoya wzbudzała nie małą sensacje. Szkoda jej było tego drania, może i był chamski, ordynarny i nie miły dla niej, ale bądź, co bądź właśnie stracił matkę. Dlatego postanowiła, że tak jak prosiła ją profesorka zrobi porządne notatki i podrzuci mu je wieczorem 

***

Spał niespokojnie. Cały czas miał koszmary. Wstał i podszedł do lustra. W jego tafli pokazał się młody mężczyzna o szarej cerze, potarganych włosach i zmęczonych oczach, które straciły swój blask. Draco złapał za metalową figurkę stojącą na komodzie i rzucił nią w lustro. Figurka uderzyła w jego lustrzane odbicie, ale zamiast rozbić zwierciadło odbiła się od niego i spadła na podłogę. Przez jego głowę przeleciało wspomnienie, kiedy Amii zaczarowywała lustro żeby w jednej z chwil furii nie rozbił go. Zaklęcie jednak dalej działało i to bardzo dobrze. Zrezygnowany popatrzył na butelki stojące na stoliku, niestety wszystkie były puste. Podszedł do barku i wyciągnął butelkę whisky otworzył ją i nie zawracając sobie głowy szukaniem szklanki zaczął pić z gwinta. Ciszę w pokoju przerwało pukanie, na które Malfoy nawet nie zareagował. Za drzwiami usłyszał rozmowę.
-  Tak jest od wczoraj. Od czasu do czasu słychać coś, a potem znowu cisza. Już przedtem próbowałem wejść, ale drzwi są zamknięte – Draco rozpoznał głos Zabiniego.
- Draco otwórz proszę – Amii dobijała się do drzwi. Dobrze wiedział, że ona nie da za wygraną, ale pomimo tego usiadł na dywanie i opierając się o łóżko dalej pił.
- Draco! Liczę do trzech. Jeżeli nie otworzysz to sama to zrobię. Słyszysz? jeden, dwa iii trzy – gdy to wypowiedziała Draco usłyszał wielki huk i za ogromnej ilości dymu w progu zobaczył dwie postacie. Amii weszła do środka, ogarnęła wszystko wzrokiem i zwróciła się do Zabiniego.
- Blaise weź te puste butelki i pozbądź się ich a potem proszę zostaw nas samych.
- Jesteś pewna, że sobie poradzisz?
- Tak, tylko musimy porozmawiać z moim kochanym braciszkiem. - po chwili Zabiniego i butelek nie było. Dziewczyna naprawiła drzwi, po czym podeszła do chłopaka. Siła odebrała mu butelkę, z której pił i odłożyła ją na stolik.
- Draco rozumie, co czujesz, ale nie możesz się tak zatracać.
- Co ty niby rozumiesz! – w chłopaka coś wstąpiło. Poderwał się z podłogi i zaczął krążyć po pokoju. Wyglądał tak jakby chciał się na nią rzucić – To, że moja matka nie żyje przeze mnie i przez mojego ojca? Przez to, że się urodziłem?
- Draco, to nie przez ciebie. To nie twoja wina – głos dziewczyny był bardzo spokojny.
- Jak to nie!? Nie pocieszaj mnie, bo i tak to nic nie da. Nie wróci jej to! Masz, czytaj i daj mi święty spokój!- podniosła z podłogi kartkę, którą chłopak w nią rzucił. Kiedy skończyła czytać zwróciła się do niego.
- Skąd to masz?
- Sowa przyniosła wczoraj wieczorem. – chłopak zrezygnowany usiadł na łóżku. Amii podeszła do niego i usiadła obok.
- Draco to naprawdę nie twoja wina jestem tego pewna.

***

Była godzina osiemnasta, gdy Hermiona wracała z biblioteki. Nagle na korytarzu zrobiło się cicho. Jak zauważyła wszystkie oczy zwróciły się w jej stronę.
- No i co się tak gapicie. Człowieka nie widzieliście? – za swoimi plecami usłyszała jadowity głos. Odwróciła się i tak jak się spodziewała za nią stała Clar.
- Cześć Hermiono właśnie cię szukam. Możemy porozmawiać? Ale w bardziej ustronnym miejscu.
- Oczywiście, że tak.
- No, to chodź ze mną. - Przeszły do następnego korytarza, gdzie Clar otworzyła drzwi do łazienki Jęczącej Marty.

- Tutaj będziemy miały spokój. Słuchaj wiem od Snapa, że masz nosić Draco notatki.
-Tak. Nie jest to dla mnie miłe, ale rozumie, że w takiej sytuacji inaczej postąpić nie mogę.
- Za przeroszeniem kochana, ale nie rozumiesz nic. Ja też nic nie rozumiała. Wiedziała tylko, że ciotka Narcyza zmarła, ale sprawy mają się inaczej. Ja teraz muszę iść do dyrektora, bo jakby nie to, to sama zaniosłabym mu te notatki. A tak to musisz iść sama.
- Nie martw się jakoś sobie poradzę.
- Mam nadzieję. Musisz uważać na Draco. Jest teraz bardzo wybuchowy. Najlepiej idź teraz, bo akurat śpi. Zostaw notatki i wracaj do siebie. Najlepiej będzie żeby na razie nikt go nie widział, a raczej on nikogo.
- Nie wiem, co się dzieje, ale ufam ci. Dlatego odniosę torbę do dormitorium i zaniosę mu te notatki.

***

Była jeszcze godzina do kolacji, kiedy Hermiona szła korytarzem w stronę lochów. Gdy doszła do wejścia do pokoju wspólnego ślizgonów wyciągnęła kartkę z hasłem, które dał jej Snape.
- Wężowe królestwo – kamienna ściana rozsunęła się. Weszła do środka. Kilku ślizgonów obrzuciło ją niecenzuralnymi epitetami i pogardliwymi spojrzeniami. Nie zwracając na nich uwagi poszła w stronę schodów. Gdy stanęła pod drzwiami z napisem D. Malfoy dookoła panowała zupełna cisza. Delikatnie zapukała. Gdy nikt się nie odezwał uchyliła drzwi.
- Malfoy? – na jej cichy szept nikt nie odpowiedział. Weszła do środka. Dopiero teraz zauważyła, że Malfoy leży na łóżku i dalej śpi. Widać była, że śpi niespokojnie. Postanowiła zostawić notatki na stoliku i wyjść. Położyła zwinięte pergaminy na stoliku. Odwracając się w stronę wyjścia zahaczyła szatą o kartkę, która leżała na stoliku. Podniosła ją z podłogi gdzie wylądowała. Pismo na kartce było bardzo dokładne i staranne. Hermiona zdawała sobie sprawę, że nie powinna tego czytać, ale wychwycony przez jej oczy wyraz „nie żyję” przykuł jej uwagę. Popatrzyła na chłopaka, aby sprawdzić czy dalej śpi i zabrała się do czytania



Drogi Draco!



Jeżeli to czytasz to znaczy, że ja już nie żyję. Skąd to wiem? Poprosiłam Ronalda żeby wysłał to do Ciebie, jeżeli coś by mi się stało. Zginęłam z rąk Voldemorta ( już się nie boje wymawiać tego imienia i Ty też nie powinieneś się bać), bo chciałam chronić własną rodzinę a dokładniej Ciebie.

W tym roku przypada data, kiedy miałeś zasilić armie tego szaleńca. Jak dobrze wiesz miało to nastąpić po ukończeniu szkoły. Jako Twoja matka nie chciałam patrzyć jak on pozbywa Cię resztki uczuć. Tak jak uczynił to z Twoim ojcem.

Lucjusz kiedyś był inny. Był człowiekiem, którego bardzo kochałam. Był zawsze surowo wychowany, dumny i wyrachowany, ale kochał mnie i darzył szacunkiem. To po wstąpieniu w szeregi Voldemorta zrobił się oziębły i wyzbył się wszystkich dobrych uczuć. Dobrze wiem, że trudno Ci w to uwierzyć, ale Twój ojciec potrafił kiedyś kochać.

Ja za to zawsze Cię kochałam i jak dobrze wiesz starałam się okazywać Ci tą miłość. To ojciec tego mi zabronił. Cały czas potem mnie pilnował żebym tego nie robiła. Chciał chować Cię w idei czarnego pana. A ja za bardzo bałam się jego złości, aby mu się przeciwstawić. I tak zapewne nie raz słyszałeś jak Twój ojciec krzyczał na mnie z tego powodu. Nie mogłam patrzyć jak on zatraca się w ciemności.

Tydzień po Twoim przyjściu na świat przysiągł na swoje i moje życie (wbrew mojej woli), że po ukończeniu szkoły zostaniesz wiernym sługa Voldemorta. Kiedy zaginął byłam szczęśliwa, że nie wstąpisz w jego szeregi. Ale on powrócił, a ja z dnia na dzień coraz bardziej bałam się o Twoją przyszłość. Dlatego postanowiłam zerwać przysięgę. Twój ojciec siedzi w więzieniu, a każdy wie, że to równa się śmierci, zostało tylko moje życie.

Przepraszam Cię, ale to było jedyne wyjście. Proszę Cię tylko o jedno, żebyś nie popełnił tego samego błędu, co ojciec i przystąpił do jego armii. Tym samym moja śmierć poszłaby na marne. Pamiętaj to on jest winny mojej śmierci. On i jego słudzy.

Bardzo Cię kocham

                                                                                                                Mama



P.S Zawsze…


- Granger!!!!! – Hermiona upuściła kartkę i odwróciła się w stronę łóżka, z którego właśnie wstawał chłopak. Zaczął się do niej zbliżać, a ona instynktownie zaczęła się cofać, ale natrafiła na ścianę. W jej oczach widać było strach. Chłopak podszedł do niej i złapał za ramiona.
- Kto ci to pozwolił czytać!? – Jego oczy płonęły gniewem. – Zabawne, co nie? Biedny Malfoy. Z powodu ojca i jego pieprzonej przysięgi matka musiała oddać za niego życie. Biedny Malfoy, który nie wie, co to jest miłość…
- To nie tak, ja… - dziewczyna nie mogła znaleźć wytłumaczenia dla swojego wścibstwa. Czuła się jak ostatnia idiotka. Łzy zaczęły napływać jej do oczu, opuściła głowę i po cichu łamiącym głosem zaczęła mówić – Ja przyniosłam notatki, a ta kartka to nie chcąco, ja nie specjalnie. Wiem, że nie powinnam tego czytać przepraszam. – chłopak dalej zły złapał ją za podbródek i podniósł tak żeby popatrzyła w jego oczy. Miał ochotę jej coś zrobić. Skrzywdzić ją żeby czuła taki ból, jaki on czuje, ale gdy zobaczył załzawione oczy Gryfonki coś go strzeliło. Zadziwiając sam siebie, a tym samym jeszcze bardziej dziewczynę przytulił ją.
- No nie płacz już. Po prostu jesteś za bardzo wścibska. Nie powinnaś tego czytać. Następnym razem nie ruszaj żadnej mojej rzeczy bez mojej zgody. Teraz siadaj i pokaż mi, co jeszcze jest do zrobienia. I jeżeli możesz opowiedz, co dzisiaj się działo na nudnych zajęciach. – dalej szokowana gryfona posłusznie usiadła na wskazanym przez chłopaka fotelu i zaczęła pokazywać mu notatki, które zostawiła na stoliku. Godzinę później, dziewczyna zbierała się do wyjścia. Złapała za klamkę, gdy Malfoy się odezwał.
- Granger.
- Tak? – nie odwracając się czekała na to, co ma jej do powiedzenia chłopak
- Jeszcze trzy rzeczy. Następnym razem, gdy przyjdziesz do mnie z notatkami, a ja będę spał to mnie obudź. Pamiętaj żeby dzisiejsza sytuacja się nie powtórzyła. I to, co przeczytałaś, nie próbuj tego nawet komuś pisnąć, bo pożałujesz.
- Może i byłam dzisiaj wścibska Malfoy, ale nie jestem, peplą – gdy to powiedziała, otworzyła drzwi, za którymi znikła.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz