Zignorował
ją. Położyła torbę na siedzeniu po czym wróciła i stanęła przed nim.
-
Odsuń się od mojego auta albo cię przejadę.
- Czy
wiesz Granger, że powiedziałaś przedtem do mnie po imieniu.
-
Chyba się przesłyszałeś Malfoy. Idź do laryngologa. To już kolejny specjalista,
którego musisz odwiedzić po wizycie u psychiatry. Nie dobrze z tobą słodziutki.
A teraz spadaj.
-Kto
to jest laryngo-coś tam? Zresztą nieważne. Wróćmy do tematu. Widać ty masz
problemy z pamięcią. Czyżby nasza słodka pani doktor miała sklerozę?
-
Raczej ty, gdyż trzeba ci powtarzać kilka razy, co masz zrobić. Może przepisać
eliksir na pamięć lub słuch?
- Nie
zażywam leków bez badania. Może się umówimy i sprawdzimy, co mi dolega przy
kolacji dzisiaj wieczorem?- kiedy tylko skończył mówić popatrzyła na niego kpiąco.
Wsiadła do auta i odpaliła silnik. Chłopak nie przejmując się tym, dalej stał i
opierał się o samochód tak, że siedząc za kierownicą widziała jego plecy.
Zaszokowała go, kiedy nagle wycofała przez co chłopak prawie wylądował na ziemi.
Tylko dzięki dobremu refleksowi zdołał utrzymać równowagę. Ominęła go i
zatrzymała się obok.
- Bujaj
dalej w chmurach Malfoy. Ja już dzisiaj jestem umówiona na kolację. - Odjechała
zostawiając go samego. W drodze powrotnej do domu wstąpiła po zakupy. Kolejne
kilka godzin spędziła w kuchni. Lubiła gotować, ale w ciągu tygodnia nie miała
na to za dużo czasu. O 18 ktoś zadzwonił do drzwi.
-
Otwarte.
- Cześć Hermi. Ale ślicznie pachnie.
- Cześć Hermi. Ale ślicznie pachnie.
-
Siadaj przy stole w salonie, a ja już przynoszę jedzenie.
-
Dobrze.
-
Proszę bardzo Gin polędwiczki duszone w sosie borowikowym, dziki ryż i sałatka.
A do tego wszystkiego czerwone półwytrawne wino. Smacznego.
-
Dziękuję i również życzę smacznego
W
czasie jedzenia rozmowa była luźna. Rozmawiały o wczorajszym balu, komentując
stroje obecnych, jedzenie i inne szczegóły. Po skończeniu kolacji Hermiona
zebrała talerze. Otworzyła kolejną butelkę wina i usiadły w ogrodzie. Zbliżał
się wieczór. Na zewnątrz było przyjemnie ciepło, a słońce powoli zachodziło za
horyzont.
-
Ginny, czy ty zawsze jesteś ze mną szczera? I wiesz, że zawsze możesz mi
zaufać?
-
Naturalnie, że tak.
- To,
dlaczego od kilku dni wydaje mi się, że coś jest nie tak?
- Nie
mam pojęcia, dlaczego tak sądzisz.
-
Kogo ty chcesz oszukać? – Hermiona popatrzyła uważnie na przyjaciółkę
-
Może samom siebie? – po policzkach rudej zaczęły płynąć łzy.
-
Kochanie, co się dzieje. Może będę mogła ci jakoś pomóc jeżeli tylko mi powiesz
co się dzieje.
- Bo
wszystko mi się wali na głowę. – nie skomentowała tego. Czekała, aż Ginny sama
wszystko jej powie. – Myślałam, że to, co łączy mnie i Harrego jest prawdziwym
silnym uczuciem. Ale chyba się pomyliłam. Pół roku temu, coś zaczęło się psuć.
Harry coraz częściej zostawał do późna w pracy. Mijamy się, kiedy wychodzi do
pracy ja jeszcze śpię, kiedy wraca ja już śpię. Coraz rzadziej ze sobą
rozmawiamy. Tak naprawdę nie mamy ze sobą wspólnego języka. Wydaje mi się, że
wtedy po zakończeniu wojny związała nas ze sobą potrzeba bliskości. Z czasem to
się zmieniło. Pamiętasz szatynkę, z którą Harry tańczył na balu?
-
Tak.
-
Nazywa się Cynthia Fox. Jest aurorem. Przeważnie, każdą sprawę prowadzą
wspólnie. Spędzają ze sobą mnóstwo czasu. Tak naprawdę ma więcej wspólnego z
moim mężem niż ja.
- Czy
Harry cię zdradza?
-
Nie! Harry nie jest takim typem faceta. Znasz go i dobrze o tym wiesz. Ale
dobrze wiem, że związałby się z nią, jeżeli nie byłby żonaty. Życie jest
straszne.
-
Ginny, tak mi przykro. – przytuliła przyjaciółkę.
-
Dlaczego? Przecież to nie twoja wina Hermiono.
Słońce
dawno zaszło za horyzont. Czarne niebo przyozdobiły gwiazdy i księżyc. Siedziały
w ciszy wsłuchując się w odgłosy nocy.
-
Wiesz, zastanawiałam się nad odejściem od Harrego. Tak może byłoby lepiej.
Przestalibyśmy się męczyć mieszkaniem w dusznej atmosferze. Nie mamy dzieci,
więc nikt by na naszym rozstaniu nie ucierpiał. Antykwariat przynosi zyski. Ale
nie wiem czy mam na tyle siły.
- Pamiętaj, że cokolwiek
postanowisz będę przy tobie.
- Muszę to wszystko przemyśleć na
spokojnie. Dziękuję jesteś kochana.
Kiedy pani Potter wyszła Hermiona
przebrała się i położyła spać. Zasypiając myślała o tym, jaki ten świat jest
pokręcony.
***
Szła szpitalnym korytarzem, gdy
zadzwonił jej telefon.
- Cześć Ginny.
- Herm, czy możemy się spotkać za
pół godziny w tej małej kawiarni koło mojego antykwariatu?
- Powinnam dać radę. Muszę tylko to
załatwić z Billem.
- W takim razie do zobaczenia. –
zanim zdążyła coś powiedzieć ruda się rozłączyła.
Bill nie robił problemów. Zgodził
się nawet, by wzięła wolne do końca dnia. Najbardziej ją cieszyło, że Tom
miał zastąpić ją na wizycie u Malfoyów. Pół godziny później wchodziła do małej
przytulnej kawiarni. Przy małym okrągłym stoliku w rogu sali siedziała Ginnevra
Potter. Podeszła do niej i ucałowała na powitanie w policzek.
- Cieszę się, że przyszłaś. Zamówiłam nam po kawie i ciastku
tirramisu.
- Dobrze. O czym chciałaś porozmawiać?
- Przemyślałam to wszystko. Dzisiaj rano rozmawiałam z
Harrym. Chociaż z trudem zdążyłam go złapać przed jego wyjściem do pracy. Jutro
składamy papiery rozwodowe.
- Ginny…
- Nie musisz nic mówić, w końcu to najlepsze wyjście. Wiesz,
że dom należy do Harrego. Chciał mi go dać, ale odmówiłam. Mogę w nim mieszkać
do zakończenia naszego związku. Ale lepiej będę się czuła, gdy znajdę sobie wcześniej jakieś mieszkanie. Więc jeszcze
przez jakieś dwa tygodnie będę mieszkała z Harrym.
- Jeżeli chcesz, to możesz
przeprowadzić się do mnie.
- Nie, dzięki. Nie chce robić
problemów. Równie dobrze mogłabym przeprowadzić się do rodziców czy do któregoś
z braci.
- Jak by, co to zawsze cię
przyjmę.
- Pań zamówienie. Smacznego – koło
nich pojawił się kelner
- Dziękujemy.
- A wracając do tematu. Jakbyś
słyszała o jakimś przyzwoitym mieszkaniu to daj znać.
- Ty, przecież na samym końcu
mojej ulicy, ten mały żółty domek został wystawiony do sprzedania.
- Jest śliczny, ale nie stać mnie
na niego. Myślałam raczej o wynajęciu czegoś.
- Ginny, przecież ja ci pożyczę
pieniądze. Oddasz mi jak będziesz miała, albo odbiorę dług w książkach z
twojego antykwariatu.
- Naprawdę byś mogła? – z
niedowierzeniem popatrzyła na przyjaciółkę
- Oczywiście, że tak.
- W takim razie zgoda.
- Super. Zbieraj się szybko, zanim
ktoś nam go sprzątnie sprzed nosa. – Hermiona wstała z stołka dopijając szybko
kawę i ponaglała rudą. Zostawiając pieniądze za kawę i ciastka na stoliku w
pośpiechu opuściły kawiarnie
- A dokąd my właściwie idziemy
Hermiono?
- Zobaczysz. Musimy się
teleportować.
Kiedy znalazły się przed wysokim
nowoczesnym budynku ze szkła i metalu Ginny jęknęła.
- Chyba sobie żartujesz.
- Nie. Na tablicy ogłoszeniowej
przy domku, napisany jest numer telefonu i adres Zabini Corporation.
- Nie
ma mowy, nie będę kupować nic od tego rozpieszczonego arystokraty, który
szczyci się tym, że prowadzi firmę po tatusiu.
- I
tu się mylisz. Blaise Zabini sam doszedł do tego wszystkiego. Zaczynając od
małej firmy i kończąc na tym, co widzisz przed nami. Dlatego schowaj swoje
prywatne urazy do kieszeni i chodź idziemy kupić ten dom.
Weszły
przez szklane drzwi do przestronnego, okrągłego lobby. Podeszły do kontuaru, za
którym siedziała recepcjonistka ubrana w firmowy uniform z naszywką ZC.
-
Witamy w Zabini Corporation. W czym mogę panią pomóc?
- Chciałybyśmy
się dowiedzieć szczegółów na temat domu, który jest na sprzedaż przy Sunny Street.
– poinformowała ją Hermiona
-
Proszę na chwilę usiąść, a ja sprawdzę, który z pracowników zajmuje się tą
ofertą.
-
Dobrze. - Podeszły i usiadły na czerwonej sofie. Do budynku wszedł przystojny
mężczyzna ubrany w szary garnitur. Podszedł do recepcjonistki i zamienił z nią
kilka zdań. Kiedy się odwrócił z
zamiarem odejścia zauważył kobiety pogrążone w rozmowie.
-
Carl czy te panie czekają na mnie? – odwrócił się z powrotem do recepcjonistki
- Nie
szefie. Przyszły zapytać się o ofertę sprzedaży domu.
-
Którą oferta i kto się nią zajmuje?
-
Oferta nr 32500124A. Zajmuje się nią Steven.
-
Powiedz mu, żeby przyniósł dokumentacje do mojego gabinetu. Sam zajmę się tymi
paniami.
- Jak
pan sobie życzy panie dyrektorze.
Ruszył
w kierunku sofy. Gdy go zauważyły, młodsza z nich obrzuciła go kpiącym
spojrzeniem.
-
Zapraszam do biura.
- Ty
zawsze Blaise zajmujesz się każdym klientem osobiści? – szatynka uśmiechnęła
się do niego
-
Tylko szczególnymi przypadkami Hermiono.
Ku
niezadowoleniu Ginny Hermiona ruszyła za chłopakiem. Wyjechali na najwyższe
piętro. Biuro byłego ślizgona było wielkie. Rozpościerał się z niego widok na
park i rzekę. Z 15 piętra wyglądała jak mała dróżka wijąca się wśród zieleni.
- Ten
gabinet to wybujała fanaberia.
- Co
tam mamroczesz pod nosem Weasley?
-
Nic. A jak masz sklerozę, to przypominam, że nazywam się Potter. - Ich miła
pogawędkę przerwało pukanie do drzwi.
-
Proszę!
-
Szef prosił o to bym przyniósł papiery.
-
Tak, dziękuję Steven. - Pracownik podał
teczkę brunetowi poczym opuścił pomieszczenie. Ten od razu ją otworzył.
- W
takim razie zobaczmy, co was interesuje. Oferta 32500124A. Dom jednorodzinny,
położony przy Sunny Street. Dwie sypialnie, salon z aneksem kuchennym i
łazienka. Mały, ale przytulny. Tutaj macie zdjęcia. Cena 61 000 funtów.
-
Ile?! Czyś ty zgłupiał?! – Ginny prawie spadła z krzesła
-
Sunny Street nie należy do taniej dzielnicy, chociaż nie do najdroższej Weasley.
Po znajomości mogę zaoferować dziesięć procent zniżki. A może chcecie zobaczyć
inne oferty?
- Nie.
Ten jest w sam raz. Niedaleko mojego.
- Ale
Hermiona, on kosztuje 54 900 funtów po
dziesięcioprocentowej zniżce. Nie mogę sobie na niego pozwolić.
-
Możesz, powiedziałam przecież, że odbiorę sobie równowartość w książkach. Znając
mnie to przez całe życie powinnam zdarzyć. Zabini czy możemy zostać na chwile
same?
-
Oczywiście wrócę za 15 minut.
Kiedy
chłopak opuścił gabinet Hermiona zwróciła się do Ginny.
-
Ruda słuchaj, naprawdę chce ci pomóc. Ile masz oszczędności?
-
Około 25 tysięcy funtów.
-
Czyli brakuje jeszcze trzydziestu tysięcy. Pożyczę ci je. Nawet nie próbuj
protestować.
Wstała
i wyglądnęła za drzwi. Zabini stał i rozmawiał z jakimś mężczyzną.
Poinformowała go, że skończyły rozmawiać. Po chwili wrócił do swojego biura i
usiadł za biurkiem.
-
Przemyślałyśmy sprawę. Kupimy ten dom. Ile trwać będzie załatwianie
formalności?
-
Przeważnie trwa maksymalnie do dwóch tygodni. Tutaj, jest łatwiejsza sprawa. Bo
dom należy do korporacji, a nie do właścicieli, jak to bywa w niektórych
przypadkach. Jeżeli przełożyłbym to na górę listy, to maksymalnie tydzień.
-
Biorę go za 52 000 tys.
- Nie
owijasz w bawełnę We…Potter. A co na ten zakup powie twój mąż?
- Nie
twój zakichany interes. To jak?
-
Niech ci będzie, doceń moje dobre serce. Zaraz zadzwonię, by zdjęli tabliczkę z
ogłoszeniem. Teraz dopełnijmy formalności. Na kogo pisać umowę?
- Na
Ginny. – dziewczyna podała mu swoje dokumenty.
-
Termin i forma zapłaty?
-
Jutro, gotówka.
-
Podpisz się tu mała – podsunął rudej papiery. Przeczytała ja, po czym złożyła
na nich swój podpis.
-
Interesy z wami to czysta przyjemność. Dom powinien przejść w twoje posiadanie,
tak jak mówiłem do tygodnia. Skontaktujemy się z tobą.
-
Niech zrobi to ktoś inny. Na rozmowy z tobą nie mam najmniejszej ochoty. Herm
załatwiłyśmy wszystko, więc idziemy.
-
Dobrze Ginny. Dzięki Zabini. Na razie.
Chłopak
odprowadził je do drzwi, tak by młodsza z nich tego nie zauważyła, szepnął do
Hermiony.
-
Widzisz miałem rację. A ty chyba w końcu przejrzałaś na oczy?
-
Wolałabym byś się mylił. Do zobaczenia
- Na razie.
Ku
wielkiej uldze Ginnevry opuściły budynek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz