Po pewnym czasie znaleźli się poza Londynem.
- Malfoy gdzie ty mnie wywozisz?
- Do lasu. Tam potraktuję cię Avadą i pozbędę się zwłok. Od
dawna mam na to ochotę. – wystraszył ją trochę, ale starała się to ukryć.
- Prędzej to ty umrzesz.
- Zobaczymy – uśmiechnął się zagadkowo. Zatrzymał samochód
na żwirowym placu. Dookoła rozpościerały się pola. Wysiadł, obszedł auto i
otwierając drzwi podał jej rękę. Niepewna niczego ujęła ją. Rozglądnęła się z
obawą po okolicy. Jedyną odmianą w monotonnym krajobrazie była ściana drzew.
Ruszył w ich stronę, a ona dalej stała w miejscu. Odwrócił się i popatrzył na
nią. – Granger czy mi się wydaje, czy ty się boisz?
- Ja? Chyba śnisz Malfoy.
- To, dlaczego stoisz jak słup soli?
- Podziwiam okolicę.
- Uważaj, bo ci jeszcze uwierzę – wrócił do niej. Złapał za
rękę i pociągnął w stronę lasu. Okazało się, że pomiędzy dwoma najgrubszymi pniami
znajduje się żwirowa ścieżka. Szła dwa kroki za nim. Cały czas trzymał ją za
rękę. Między drzewami było dość ciemno. Nie przewróciła się tylko, dlatego że
ścieżka była nawet dość równa. Po chwili wyszli na oświetlony plac. Przed nimi wznosił się wielki biały budynek
- Malfoy, gdzie my jesteśmy?
- Poczekaj jeszcze chwilę kociaku, a wszystkiego się
dowiesz. – ruszył do drzwi prowadząc ją za sobą.
- Nazwij mnie jeszcze raz kociakiem, a wydrapie ci oczy.
- Chyba zapomniałaś kociaku, że miałaś dzisiaj być dla mnie
miła.
- Jak ja cię nienawidzę Malfoy – te słowa wypowiedziała
przesłodzonym, milusim tonem
- Nie musisz mi tak otwarcie wyznawać miłości. Zawstydzasz
mnie tym – bawił się w najlepsze jej poirytowaniem. Przeszli przez szklane rozsuwane drzwi.
Pomieszczenie było obszerny okrągłym holem urządzonym w minimalistycznym
nowoczesnym stylu łączącym biel z czernią. Pod ścianami ustawiono dziwnie
powyginane białe sofy z małymi czarnymi stoliczkami. Na środku znajdowała się
abstrakcyjna czarna rzeźba. Zatrzymali się przy szklanym kontuarze, za którym
stał przystojny mężczyzna.
- Witamy w Eden Project– posłał czarujący uśmiech w stronę
Hermiony, a Draconowi kiwnął głową, po czym znowu utkwił swoje zielone spojrzenie
w szatynce. – W czym mogę państwu służyć?
- Mamy rezerwację na nazwisko Malfoy – oderwał wzrok od
Hermiony i niechętnie popatrzył na jej towarzysza. Nie umknęło to młodemu
Malfoyowi. Zachowanie tego faceta działało mu na nerwy. Na nerwy działało mu to
jak patrzył na jego towarzyszkę.
- Tak oczywiście. – kiwnął ręką i obok nich pojawiło się
dwoje młodych chłopaków. Jeden z nich zabrał ich płaszcze. - Sala numer dwa,
stolik czwarty. – drugi kiwnął głową w stronę mężczyzny za kontuarem.
- Nazywam się Joshua i będę dzisiaj państwa kelnerem. Pozwolą
państwo za mną. – ruszyli za nim do wielkich białych drzwi. Dopiero teraz
Hermiona dostrzegła, że w ścianie za kontuarem umieszczono dwoje dość dużych
drzwi. Chłopak podszedł i otwierając je, gestem ręki zaprosił ich do środka.
Kiedy przekroczyła próg zamurowało ją. Brakowało jej słów na określenie jak się
teraz czuła. Pomieszczenie przykryte było kopułom przypominającą przeźroczystą
piłkę golfową, ale nie to ja tak zachwyciło. Właśnie w tym momencie znajdowała
się w tropikalnej puszczy. Całe pomieszczenie wyglądało jak dżungla. Idąc za
pracownikiem Edenu rozglądała się. Zauważyła rosnące bananowce, ananasy, liczne
palmy i wiele innych gatunków drzew. Zatrzymała się pod wielkim krzakiem.
Przeczytała tabliczkę informacyjną i przyglądnęła się małym ziarenkom kawy,
które na nim rosły. Szli wzdłuż rwącej rzeki, by przejść nad nią mostem
zbudowanym z bambusa. Po pokonaniu kurtyny z różnych poplątanych ze sobą pnączy
ich oczą ukazał się stolik z dwoma krzesłami. Nie było na nim żadnego obrusu,
czy innych eleganckich ozdób znajdujących się w typowych restauracjach. Kelner
odsunął stołek dla Hermiony. Usiadła. Przejechała ręką po blacie stołu,
podziwiając egzotyczne drewno.
- Rzeczy wykonują z tego, co tutaj mają. Stawiają na
stuprocentowy recykling. – mówiąc to Draco cały czas na nią patrzył
- Proszę bardzo – kelner pojawił się z powrotem obok nich
podając karty z menu. Po czym odszedł pozwalając im spokojnie wybrać to, na co
mają ochotę.
- Mam nadzieję, że nie jesteś wielką miłośniczką mięsa. Bo
tutejsze menu, jak zapewne zauważysz jest wegetariańskie. Ze względu na to, że gotując
korzystają tylko z wyhodowanych przez samych siebie owoców, warzyw i innych
roślin. Wyjątkiem są ryby.
- No to zobaczmy, co tutaj oferują – otworzyła kartę i
zaczęła ją przeglądać. Po jakiś dziesięciu minutach kelner pojawił się z
powrotem.
- Czy mogę już przyjąć zamówienie? – Draco popatrzył na
Hermionę, która kiwnęła głową.
- Tak. Granger?
- Poproszę Amura Białego w mleku kokosowym z bananami, daktylami
i pomarańczami.
- A dla pana?
- Poproszę to samo. I do tego jakieś dobre czerwone wino.
- Oczywiście. – odszedł, aby po chwili wrócić z butelka i
dwoma kieliszkami.
- Proponuję państwu Robertsona. Wino z winogron, które w
środowisku naturalnym rosną w RPA, półwytrawne – otworzył butelkę i nalał
trochę do kieliszka podając go Draconowi. Blondyn zakręcił trunkiem, powąchał
go i upił łyk chwilę się zastanawiając.
- Bardzo dobre – kelner napełnił teraz obydwa kieliszki.
Piętnaści minut później przed nimi pojawiły się apetycznie wyglądające i
pachnące dania. Hermiona wzięła pierwszy mały kęs.
- To jest pyszne.
- Wszystko tutaj jest wyborne.
- Co to w ogóle za miejsce?
- Eden Project, to dwie kopuły. Ta, w której teraz jesteśmy
to strefa równikowa, druga jest strefą podzwrotnikową. Projekt promuje ochronę
środowiska. Uczy recyklingu, ochrony środowiska czy też tego jak produkowane są
różne rzeczy od kawy, przez czekoladę i przyprawy, aż po kauczuk. Lepiej
powiedź mi skarbie…
- Malfoy… – warknęła, ale on nic sobie z niego nie robił.
Była dzisiaj na gorszej pozycji. Musiała być dla niego miła, dlatego się
powstrzymała.
- Dlaczego pracujesz w szpitalu, jak mogłaś bez problemu
dostać niezłe stanowisko w ministerstwie. W końcu byłaś jedną z osób należących
do wielkiej trójcy.
- Nie interesuje mnie taka praca. Zawsze chciałam pomagać
ludziom i to robię. Ale nigdy nie powiedziałabym, że ty zajmiesz się przemysłem
muzycznym.
- Długo się zastanawiałem, co robić. Mogłem bez problemu
olać pracę i żyć z rodzinnego majątku, ale jakoś mi to nie pasowało. Lubię
wolność i imprezy, ale chyba zwariowałbym bez pracy, dlatego łącze przyjemne z
pożytecznym. Dzięki czemu jestem finansowo niezależny Kiedyś wpadł mi do głowy
pomysł na firmę fonograficzną i postanowiłem go zrealizować - zarówno on jak i
ona byli zdziwieni tym, że tak dobrze im się ze sobą rozmawia. Oczywiście nie
obyło się bez uszczypliwości, kpiącego uśmiechy Malfoya i delikatnego przekąsu
na twarzy panny Granger, ale to tylko powodowało, że ta rozmowa była jeszcze
ciekawsza. Kiedy zjedli mężczyzna zabrał ją i oprowadził po całej kopule. Po
pewnym czasie opuścili pomieszczenie i podeszli do kontuaru, gdzie Draco
uregulował rachunek. Ten sam chłopak, co przedtem przyniósł ich płaszcze.
- Czy podobała się państwu u nas? – mężczyzna za kontuarem
znowu wpatrywał się w pannę Granger
- Bardzo – na twarzy kobiety pojawił się szeroki uśmiech.
- Mam nadzieje, że jeszcze nas pani odwiedzi. Przepraszam chciałem powiedzieć państwo.
- Tak na pewno chciałeś, już to widzę. Jak byś mógł to już
byś jej wszedł pod sukienkę – Draco wymamrotał to pod nosem tak, że oni tego
nie słyszeli. - Idziemy? – zwrócił się do kobiety.
-Tak.
- Dobranoc państwu.
- Dobranoc – przepuścił ją w drzwiach. Wyszli na zewnątrz i
dopiero teraz poczuli jak ciepło było w środku. Szybko przeszli przez las.
Otworzył drzwi samochodu i wpuścił ją do środka. Po chwili mknęli w stronę
Londynu. W pewnym momencie dziewczyna uświadomiła sobie, że to nie jest droga
prowadząca w stronę jej domu.
- Malfoy? – mruknięciem dał znak, że słucha. – Gdzie ty
jedziesz? Przecież powinniśmy skręcić jakieś dwa zjazdy wcześniej.
- Jedziemy do centrum.
- Po co? Przecież to miała być tylko kolacja.
- Kobieto wyluzuj. Śpieszy ci się gdzieś? Przecież cię nie
zjem. – docisnął pedał gazu przyśpieszając jeszcze bardziej. Nie odzywała się
więcej. W myślach przyznała mu rację. Nigdzie się nie śpieszyła. Nic jej nie
trzymało. Nikt nie czekał na nią w domu. Zaparkowali na piętrowym parkingu w
centrum Londynu. Latarnie rozświetlały nocny mrok spowijający ulice. Przeszli
przez most nad Tamizą i znaleźli się po stronie, gdzie zaczynał się bulwar.
Pomimo późnej pory i nie za ładnej, zimnej pogody sporo ludzi spacerowało po
promenadzie. Zaśmiała się, kiedy kupił i wręczył jej watę cukrową na patyku.
- Widziałaś kiedyś Londyn nocą z góry?
- Tak. Raz. Dawno temu, kiedy nocą przenosiliśmy Harrego z
jego domu do bezpiecznego miejsca przed Voldemortem. – przypomniała sobie to
niemiłe wydarzenie.
- Chyba wtedy nie miałaś czasu na podziwianie widoków?
- Raczej nie.
- W takim razie poczekaj tutaj chwilę.
- Malfoy! – odszedł nie patrząc na nią. W tym momencie bała
się. Nienawidziła latać na miotle. Nigdy jej to nie wychodziło i jeżeli tylko dało
się unikała tego jak ognia. A on nagle wymyślił pokazywanie jej Londynu nocą.
Nie mogła na to pozwolić, przecież dookoła było pełno mugoli.
- Jestem. - odwróciła się i popatrzyła na blondyna z
uśmiechem samozadowolenia rysującym się na jego twarzy. Nigdzie nie zauważyła
miotły. – Chodź – złapał ją za rękę i pociągnął w stronę rzeki. Po chwili wszystko
zrozumiała. Wprowadził ją na rampę i podszedł do stojącego na niej mężczyzny
pokazując dwa bilety wstępu. Już po chwili wchodzili do szklanej kapsuły.
Wielkie młyńskie koło odwracało się bardzo powoli wznosząc się coraz wyżej. Nie
wiedziała czy to wielkie szczęście, czy sprawka Malfoya, że w kopule byli sami.
Stanęła przy jednej z szyb i zaczęła podziwiać widoki.
- Piękne prawda?
- Tak – odpowiadając nawet nie oderwała wzroku widoku za
szybą kopuły. Stanął obok niej, ale zamiast patrzeć na Tamizę i oświetlony
parlament przyglądał się jej. Wyciągnął dłoń w stronę jej twarzy i założył
niesforny kosmyk za ucho.
- Powiedź mi Granger, dlaczego jesteś taka niedostępna?
- Chyba niełatwa albo oziębła.
- Ty to powiedziałaś nie ja.
- Powiedź szczerze Malfoy, to cię właśnie we mnie irytuje,
że nie jestem taka jak inne. Nie pcham się z ochotą do twojego łóżka.
- A może to nie irytacja, tylko zainteresowanie? – zaśmiała
się słysząc to, stała dalej patrząc przed siebie nie odwracając się w jego
stronę.
- Gierki i nic więcej. – podsumowała
- Właśnie one są najciekawsze. Nie o to chodzi, by złapać
króliczka, ale by go gonić.
- I tutaj ma pan problem panie Malfoy, bo ja nie jestem
króliczkiem.
- Niczego nigdy nie możesz być pewna Granger. Wysiadamy - podał
jej rękę by łatwiej jej było wysiąść z kapsuły, która nigdy się nie
zatrzymywała. Zeszli z rampy, ale ona jakoś nie wyrwała ręki. Szła z nim wzdłuż
rzeki. Przystanęli przy mężczyźnie, który grał na gitarze. Hermiona wyciągnęła
i wrzuciła kilka funtów do futerału na gitarę. Stwierdziła, że Malfoy zwariował,
kiedy złapał ją i zaczął tańczyć. Ludzie przystawali i patrzyli na grającego
mężczyznę i tańczącą parę. Obrócił ja ostatni raz i pociągnął dalej.
Przechodząc obok kwiaciarki złapał jedną różę i rzucił się do ucieczki dalej
trzymając dziewczynę za rękę, a kobieta na nich pomstowała. Przestała, kiedy
zobaczyła między resztą róż banknot dziesięciofuntowy. Zwolnili. Wręczył jej czerwoną
róże z szelmowskim uśmiechem na twarzy. Przyjęła ją groźnie na niego patrząc.
- Malfoy! Ukradłeś różę.
- Nie.
- Jak to nie!
- Normalnie. Zostawiłem na jej miejsce dziesięć funtów. –
słysząc to uśmiechnęła się i powąchała kwiat.
Pół godziny później byli już pod jej domem. Otworzył drzwi i
pomógł wysiąść kobiecie z auta. Jak na gentelmana przystało odprowadził ja do
drzwi. Wsadziła klucz do zamka i przekręciła go. Zanim otworzyła je odwróciła
się do mężczyzny. Chwilę patrzyła w jego oczy, które teraz w nocy wyglądały jak
ciemnogranatowe niebo.
- Chyba powinnam powiedzieć dziękuję.
- Za co?
- No za… - głupio jej było się do tego przyznać. – Za miły
wieczór
- Tylko miły? Możemy to zmienić.
- Malfoy nie przeciągaj struny. Dobranoc
- Granger – zatrzymał ja i kładąc rękę na jej policzku
delikatnie musnął jej usta. Nic więcej lekkie muśnięcie. – Dobranoc – odwrócił
się i odszedł w stronę auta. Hermiona weszła do domu. Zamykając drzwi oparła
się o nie i licząc od 10 wstecz próbowała się uspokoić. Czarne lamborghini,
które przed chwilą odjechało spod domu panny Granger zatrzymało się uliczkę
dalej. Młody przystojny mężczyzna wyłączył silnik i opierając głowę na kierownicy
zamknął oczy próbując się uspokoić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz