poniedziałek, 4 czerwca 2012

Zagadki przyszłości - odc. 6


- Dzień dobry pani Malfoy. Jak się pani dzisiaj czuje?
- Dzień dobry Hermiono. Coraz lepiej. Już nie odczuwam tego dotkliwego bólu. Niestety dalej ciężko mi się oddycha i jestem osłabiona.
- Zaraz panią zbadamy. – wyjęła różdżkę i zaczęła badanie. Kiedy skończyła zabrała się za przygotowywanie eliksirów. – Jest lepiej, ale do powrotu pełni sił jeszcze minie sporo czasu. Odstawimy eliksir uśmierzający ból. Nie powinna pani go już potrzebować, ale na wszelki wypadek zostawię jedną fiolkę. Proszę niech pani to wypiję.
Patrzyła jak kobieta wypija zawartości podawanych jej fiolek. Gdy ostatnia była pusta, Hermiona oczyściła je zaklęciem i schowała do torby.
- Co by pani powiedziała, żebyśmy spróbowały wstać i kawałek się przejść.
- Chętnie, mam już dość tego łóżka, ale nie wiem czy dam radę.
- Zobaczymy, jeżeli będzie pani zmęczona to po prostu zrezygnujemy. Proszę złapać moją rękę i powoli usiąść opuszczając nogi na podłogę. Wszystko w porządku?
- Tak
- To dobrze. Nigdzie nam się nie śpieszy. Teraz pomogę pani wstać.
Przy pomocy dziewczyny kobieta podniosła się. Czuć było, że jest osłabiona i opiera większość ciężaru na Hermionie.
- Spróbujemy zrobić kilka kroków?
- Oczywiście.
- W takim razie, dzisiaj przejdziemy się do okna, po drugiej stronie łóżka. Dobrze?
Kobieta nic nie odpowiedziała, tylko stawiała ostrożnie małe kroki. Panna Granger słyszała jak jej płytki oddech, jeszcze bardziej się spłyca. Cały czas kontrolowała swoją pacjentkę. Gdy do okna zostało trzy małe kroki, rozległo się pukanie do drzwi. Hermiona widząc, że pani Malfoy wszystkie siły włożyła w chodzenie i nie da rady mówić zawołała.
- Proszę.
Drzwi jeszcze dobrze się nie otworzyły, jak usłyszała zimny głos.
- Od kiedy to wolno zapraszać ci kogoś do sypialni moich… Mamo, ty chodzisz! – Draco był w szoku
- Rozumiesz już, dlaczego to ja zawołałam? Pani Narcyzo kończymy na dzisiaj.
Pomogła pani Malfoy, wrócić do łóżka od strony okna, by pacjentka się nie przemęczała. Gdy tylko się położyła. Hermiona ze swojej torby wyciągnęła małą fiolkę.
- Proszę wypić eliksir wzmacniający. Za dwa dni znowu spróbujemy się kawałek przejść. Tylko bardzo proszę by przypadkiem pani sama nie wstawała, albo przy pomocy kogoś innego. Malfoy – zwróciła się do blondyna, który otrząsnął się z szoku – masz tego dopilnować. Twoja mama, nie może wstawać bez mojej obecności.
- Dlaczego? Przecież ja też mogę ją podtrzymywać.
- Dlatego, że jest osłabiona, a ja cały czas magicznie kontrolowałam jej oddech, siły i inne parametry życiowe, panie mądraliński.
Nie odpowiedział jej nic. Sam stwierdził, że tym razem ma racje. Zdrowie matki było ważniejsze niż potyczki słowne z byłą gryfonką.
- Pani Narcyzo z mojej strony, to już wszystko. Do zobaczenia jutro.
***
Dwa dni później wyszły na korytarz. Potem zaczęły chodzić przy każdej wizycie brunetki. Spacery kosztowały Narcyzę wiele wysiłku, ale zarazem pomagały jej wracać do zdrowia.
Hermiona właśnie szła korytarzem szpitala po zakończonym obchodzie, kiedy usłyszała, że ktoś ją woła.
- Hermiona!
- Cześć Bill. Co słychać?
- To, co zwykle. Papierkowa robota i masa spraw na głowie. Masz chwilę?
- Mam przerwę i chciałam iść do tego baru naprzeciwko szpitala coś zjeść.
- To jak będziesz miała czas to przyjdź później do mnie.
- Ok. Chyba, że masz ochotę na lunch?
- Wiesz, to chyba dobry pomysł.
- Fajnie. - Podeszła do rejestracji i zostawiła tam swój fartuch magomedyczny. Musiała to zrobić, gdyż dziwnie by to wyglądało: kobieta w lekarskim fartuchu w barze i to w miejscu gdzie nie ma nigdzie w pobliżu szpitala. Przeszli przez ulicę i weszli do małego baru. Zajęli stolik przy oknie i złożyli zamówienie. Czekając na dania pogrążyli się w rozmowę.
- No to, o co chodzi? – popatrzyła na mężczyznę
- Mówiłem ci, że mam dużo papierkowej roboty i mój tydzień pracy jest za krótki. Dlatego mam do ciebie prośbę.
- O nie, nie będę jeździć na kolejną wizytę domową.
- Spokojnie to nie o to chodzi. Zapewne pamiętasz o sobotnim balu charytatywnym.
- To w tą sobotę? Przecież to za dwa dni. Całkowicie wypadło mi to z głowy.
- Cieszę się, że już pamiętasz. To teraz popatrz na te dwie kartki, która kolorystyka będzie lepsza? Zieleń i biel czy stare złoto i biel? – wyciągnął do niej teczkę z próbkami.
- Raczej to złoto. Ale dlaczego nie inne kolory?
- Co roku właścicielka firmy dekoratorskiej daje mi dwa kolory, tak jakoś się to utarło. Dlatego w tym roku jest zieleń i złoto. Te różne odcienie na kartach, to kolorystyka danych elementów sali. Dzięki temu nie mam problemu, bo nie ma za dużo opcji do wyboru. I pewność, że kolorystyka się nie powtórzy, na co niektórzy bardzo zwracają uwagę.
- Idiotyzm zwracać uwagę na takie rzeczy.
- Zgadzam się z tobą, ale i tak nic na to nie poradzimy.
- Weź złoto, ta zieleń jest jakaś zimna i przytłaczająca.
Kiedy kelner przyniósł ich zamówienia, rozmowa zeszła na luźne tematy. Zjedli, zapłacili i wyszli na ulicę, gdy Bill zdziwił ją swoim pytaniem.
- Zaprosiłaś kogoś na bal?
- Nie. I nie zamierzam. Przyjdę sama.
- Zosia samosia. A może przyszła byś na imprezę ze mną?
Dziewczyna się zmieszała. Przystanęła na chodniku przed zakamuflowanym wejściem do szpitala. Wzięła oddech i zwróciła się do niego
- Bill wydawało mi się, że już na początku mojej pracy wytłumaczyłam…
- Źle mnie zrozumiałaś. Pamiętam, co wtedy mi powiedziałaś. Od tamtej chwili, traktuję cię tylko jak przyjaciółkę. Więc chodźmy razem jak przyjaciele. Ty nie idziesz z nikim. Ja nie zamierzam zapraszać jakiejś nudnej panny, która będzie mi truła do ucha całą noc. Tak przynajmniej będę miał przy sobie przyjaciółkę, z którą każda rozmowa jest na wysokim poziomie intelektualnym.
- A czy to tak wypada? Ludzie będą na pewno to komentować.
- Niech komentują. Przejmujesz się?
- Nie.
- A pamiętaj, że jeszcze bardziej będą plotkować, jeżeli zarówno dyrektor św. Munga i pani vice przyjdą sami.
- W takim razie idziemy razem. – uśmiechnęła się wychodząc do szpitala
- W takim razie będę po ciebie o 19. Bo impreza jest o dwudziestej, a my musimy być najpóźniej o 19.20 by zdążyć przed wszystkimi gośćmi.
- Zrozumiałe panie dyrektorze. – zasalutował, co on skwitował śmiechem
- W takim razie jesteśmy umówieni. Życzę miłej pracy w dalszej części tego pięknego dnia pani vice - dyrektor.
- Dziękuję panie dyrektorze. Do zobaczenia
- Na razie mała.
Z uśmiechem ubrała swój fartuch i ruszyła w głąb szpitalnych korytarzy.   
***
Złapała za telefon jeszcze zanim wsiadła do auta na podjeździe Malfoyów.
- Słucham.
- Cześć Ginny, potrzebuje pomocy.
- Ty pomocy?
- Uwierz, że tak ty wstrętna ruda małpo – mówiąc to zaczęła się śmiać.
- Mów jędzo, czego chcesz?
- Potrzebuję jutro pomocy przy zakupach.
- Zależy, o której godzinie.
- Rano. Wpadnę tylko na obchód do szpitala, potem do pani Malfoy i około 11.30 będę wolna.
- Dobra, a czego szukasz?
- Opowiem ci jutro teraz muszę kończyć, bo brakuje mi ręki. Nie mogę otworzyć drzwi samochodu.
- Wariatka.
- Też cię kocham pa.
Rozłączyła się. Wrzuciła torbę na tylne siedzenie. Gdy się odwróciła drzwi były otwarte.
- Nie boisz się zostawiać opuszczonego dachu w takim aucie?
- A co myślisz, że tu kradną? – konspiracyjnie szepnęła udając, że rozgląda się za kimś, kto podsłuchuje.
- Nie wiem. Ale ja tam bym się połakomił na to cudo. – chłopak odpowiedział jej również przyciszonym głosem.
- Tylko byś spróbował, a ukatrupiłabym cię. A tak poza tym, co u ciebie słychać Blaise, po tych trzech latach?
- Wszystko w porządku. Na początku miałem zacząć pracę w ministerstwie, ale jakoś mnie to nie przekonało i zrezygnowałem z oferowanej mi propozycji. Aktualnie jestem szefem Zabini Corporation. Jeżeli czytasz proroka to musiałaś kiedyś się na to natknąć.
- Wybacz, ale z proroka czytam tylko istotne informacje. Plotki celebrytów mnie nie obchodzą. – uśmiechnęła się - A na poważnie to wiem dobrze, o czym mówisz. Największa korporacja deweloperska i obrotu nieruchomościami w magicznym świecie. Naprawdę imponujące.
- I to mówi zastępca dyrektora najsławniejszego szpitala w Anglii lub nawet na świecie magicznym. A poczucie humoru nic ci się nie zmieniło prymusie.
- Chcesz dostać po łbie? – zawsze, gdy z nim rozmawiała zastanawiała się jak Zabini może zadawać się z Malfoyem. Fakt był niekiedy chamski, upierdliwy i pewny siebie, ale na pewno nie taki odrażający jak Malfoy.
- Ja? No, co ty. Chyba, że masz jakąś dobrą książkę, to po dostaniu nią po łbie chętnie poczytam. – cwany uśmiech przyozdobił jego twarz.
- Diabeł! O czym ty tak gadasz z naszym szlamiątkiem?
Z domu wyłonił się blondyn. Gdy dziewczyna zauważyła, że się zbliża w ich stronę wsiadła do samochodu odpalając go.
- Wybacz Zabini, ale nie mam ochoty na spotkanie z bezmózgim yeti. Do zobaczenia.
Nacisnęła pedał gazu i tyle ją widzieli.
- Jaka szkoda, że zwiała. Nie miałem okazji jej dzisiaj podręczyć.
- Oj stary, nie masz lepszego zajęcia? Z nią naprawdę da się normalnie porozmawiać.
- Chyba ci dogrzało. A nawet, jeśli miał byś rację to nie zmienia faktu, że nasza mała Grangerówna fajnie się złości. Chociaż niekiedy próbuje udawać opanowaną. To jak drzemiący wulkan, trzeba poczekać na eksplozje. A to będzie bardzo ekscytujące widowisko.
- Jesteś nienormalny Smoku. Mam dość stania tutaj. Jak chcesz tutaj zostać, to proszę bardzo. Ja idę do środka.
- Czekaj na mnie, przecież to mój dom! – Diabeł usłyszał za sobą krzyk biegnącego za nim Dracona

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz