Jak można było się spodziewać wystrój rezydencji Malfoyów
zachwycił gości. Cały salon oświetlony był przez świeczki unoszącymi się pod sufitem.
Po pomieszczeniu rozchodziła się delikatna muzyka. Między gośćmi kręcili się
kelnerzy ubrani w uniformy, nosząc na tacach przekąski oraz szampana. Kiedy
tylko weszli do środka zaraz obok nich pojawili się gospodarze. Narcyza ubrana
była w elegancką sukienkę koloru błękitnego nieba. Pasującą idealnie do koszuli
męża, który dzisiejszego wieczoru miał na sobie grafitowy garnitur.
- Hermiono, Bill miło was widzieć.
- Dziękujemy bardzo za zaproszenie
- Życzę wam miłego spędzenia czasu – Narcyza uśmiechnęła się
do nich i ujmując rękę męża odeszli przywitać innych gości.
- Proszę – Bill podał jej kieliszek szampana, który zabrał z
tacy przechodzącego obok nich kelnera. Przeszli na drugą stronę salonu, gdzie
stanęli i pogrążyli się w rozmowie.
- Dracon – stojąc na schodach i opierając się o barierkę
popatrzył na ojca – Chciałbym byś dotrzymał przez chwilę towarzystwo
Gertrudzie.
- Wipes? – Lucjusz kiwnął głową – Ojcze chyba rozmawialiśmy
już na jej temat.
- Synu ja nie każe ci się z nią żenić. Proszę byś chwile
dotrzymał jej towarzystwa. Stoi koło drzwi tarasowych – zadziwiło go, gdy
zobaczył wyraz twarzy swojego syna. Popatrzył na stojącą krótkowłosą brunetkę
ubraną w różową sukienkę. Nie wiedział, że Draco patrz w tym samym kierunku,
ale na inną dziewczynę. Stała tam w towarzystwie mężczyzny. Taka niepozorna, a
z drugiej strony tak inna od wszystkich kobiet przebywających w obecnie w ich
salonie. Elegancja, szyk i niezrozumiała dla niego tajemniczość. Kobieta o
wielu twarzach. Ubrana w prostą, bordową sukienkę koktajlową. Pukle brązowych
włosów okalały jej drobną twarz. A malinowe usta uśmiechały się do mężczyzny, z
którym rozmawiała. Co trochę go denerwowało. Uczucie to zniknęło, kiedy
towarzysz szatynki odwrócił się i zorientował się, że to Bill.
- No Draco idź do niej. – zaskoczony popatrzył na ojca.
- Co? – on proponował by poszedł do Granger?
- Idź do Gertrudy. – dotarło do niego, o co chodziło ojcu. Z
niechęcią zszedł na dół i skierował się w stronę dziewczyny w różu. Tak
naprawdę chciał podejść do kogoś innego.
- Draco – piskliwy głos drażnił jego uszy. Starał się nie
skrzywić patrząc na pannę Wipes. Nie mieściło mu się w głowi, że Lucjusz mówił
poważnie o możliwości jego ślubu z tą dziewczyną. Jego zdaniem ona była gorsza
niż Parkinson w czasach szkolnych. Teraz po latach nie wiedział, co się z nią
dzieję. Wyłączył się, kiedy dziewczyna zaczęła nawijać niczym katarynka. Muzyka
się zmieniła i niektórzy goście zaczęli tańczyć. Wiedział, że jeżeli nie zwieje
teraz to za chwile będzie musiał zatańczyć z tym pustym, różowym
„pączuszkiem”. Przeprosił ją i wyszedł
na taras. Siedziała na ławce sama, sącząc szampana patrzona na wodę spływającą
małym wodospadem do dość okazałego oczka wodnego.
- Robi wrażenie – popatrzyła na siadającego obok niej
mężczyznę ubranego w szary garnitur oraz czarną koszulę. – Nie spodziewałem się
ciebie na tym przyjęciu Granger.
- Ja spodziewałam się za to ciebie. Ku mojemu rozczarowaniu
miałam rację. – upiła łyk szampana i popatrzyła przed siebie. Bill rozmawiał z
pracownikiem ministerstwa, dlatego przeprosiła i wymknęła się na zewnątrz. Ale
ten blondwłosy goguś musiał jej przerwać.
- Wybacz, że cię rozczarowałem. Jakbym wiedział, że tak
będzie nie pojawiłbym się tu. Zresztą byłoby mi to na rękę, ta impreza jest
strasznie nudna. Blaise też doszedł do takiego wniosku.
- Widziałeś Ginny i Zabiniego?
- Tak, ale z tego, co wiem już wyszli. Jakoś po zawarciu
chwilowego rozejmu stwierdzili, że mają dość nudnej imprezy i wybyli w
poszukiwaniu innego miejsca.
- Ciekawe nie pomyślałabym, że oni się dogadają. Ginny tak
się wściekała na Zabiniego, że zaprosił ją na tą imprezę. Chociaż nie dziwię się,
że wyszli jakoś tutaj tak sztywno.
- To norma. Przyjęcie po to by się pokazać. To już tradycja
sprzed lat. Raz w roku rodzice organizują imprezę, gdzie zjawiają się wpływowi
goście. Takie same przyjęcie wystawia matka Diabła. Dlatego muszę przechodzić
to dwa razy w roku.
- Nie możesz z nich zrezygnować?
- Nie..- dziwnie było dla niej tak siedzieć z Malfoyem na
ławce i spokojnie rozmawiać. Mężczyzna nie dokończył, bo jego wypowiedź
przerwał piskliwy głos.
- Draconku! – jak zauważyła pisk ten wydobywał się z ust,
zmierzającego w ich stronę różowego „czegoś”. – Tutaj jesteś. Wszędzie cię
szukam. Grają moją ulubioną piosenkę chodź – złapała go za rękę i zaczęła
ciągnąć w stronę domu. Chciał zaprotestować, ale wolał nie wiedzieć, co by się
stało. Wyswobodził swoją rękę i ruszył w stronę domu.
- Malfoy – odwrócił się i popatrzył na byłą gryfonkę – Już
Mops był sto razy lepszy.
- Dzięki Granger, dobijaj mnie jeszcze bardziej.
- Zawsze do usług – zaśmiała się, a różowa panna obrzuciła
ją zdegustowanym spojrzeniem. Kiedy znikli jej z oczu wstała i w wyśmienitym
humorze ruszyła w stronę rezydencji z zamiarem odnalezienia swojego towarzysza.
Pomimo wszystko wieczór był wart wiele, choćby dla zobaczenia tego komicznego przedstawienia,
jakim był Malfoy w obecności niskiej, grubiutkiej, różowej panny.
- Hermiona tutaj jesteś. – Bill uśmiechnął się do niej.
- Tak mi się wydaje, że tutaj jestem – odwzajemniła uśmiech.
- Pani pozwoli? – ujęła podaną jej dłoń i ruszyli na
parkiet. Wirowali w takt delikatnej muzyki. – Co ci tak wesoło? – jej towarzysz
popatrzył na nią podejrzliwym wzrokiem.
- Po prostu dobrze się bawię w towarzystwie miłego faceta –
była to cześć prawdy, ale bardziej ją bawił widok przystojnego blondyna
próbującego tańczyć z różową imitacją kobiety. Jakoś im to nie wychodziło.
Pomimo tego, że Draco był dobrym tancerzem.
- Żebyś widziała jego
minę kochanie. – Lucjusz tańcząc z żoną relacjonował jej zachowanie Dracona,
kiedy pokazał jej Gertrudę.
- Głuptas z ciebie Lucjuszu. Jesteś jak każdy mężczyzna i
nie zauważasz najbardziej widocznych rzeczy.
- Co masz na myśli?
- Przyjrzyj się dokładnie naszemu synowi. Teraz tańcząc z
młodą Wipesówną wygląda jakby miał ochotę uciec jak najdalej stąd. – dopiero,
gdy Cyzia zwróciła mu na to uwagę dostrzegł grymas, który Draco starał się
schować pod maską obojętności. – Za to cały czas wodzi wzrokiem za inną
kobietą. I mu się nie dziwie, bo ona wygląda dzisiaj prześlicznie.
- Kogo masz na myśli?
- Hermionę Granger. Nasz syn nie odrywa od niej wzroku. –
Lucjusz nie mógł w to uwierzyć. Fakt dziewczyna wyglądała szykownie, ale nie
sądził, że Dracon mógłby się nią zainteresować. Nie przejmował się tym. Jego
syn często miewał różne dziewczyny, a z żadną jak na razie nie zamierzał się
żenić.
- Odbijany?
- Proszę cię bardzo – Bil puścił ją i zamienił się miejscem
z blondynem. Hermiona była zszokowana. Nie sądziła, że kiedykolwiek zatańczy z
Lucjuszem Malfoyem.
- Ładnie pani dzisiaj wygląda panno Granger.
- Dziękuję bardzo – nie mniej od niej był zaskoczony Malfoy
junior, który z niedowierzeniem patrzył na ojca.
- Panno Granger czy mogę zadać ci bardziej osobiste pytanie?
– nie podobało jej się to, ale stwierdziła, że zawsze może odmówić odpowiedzi. Kiwnęła
nieznacznie głową – Z moich obserwacji wywnioskowałem, że jesteś sama.
Dlaczego? – nie widziała żadnej przeszkody by nie odpowiedzieć na to pytanie.
- Ponieważ nie znalazłam jak na razie odpowiedniego
partnera. Do tego jak na razie postanowiłam poświęcić swój czas swojej pracy –
mężczyzna tego nie skomentował. Kiedy skończyli tańczyć podziękował i oddalił
się.
- Można panią prosić? – odwróciła się i popatrzyła na
młodego Malfoya, który stał za nią z wyciągniętą dłonią w jej stronę.
- Draconku! – gdzieś za nimi słychać było piskliwy głos.
Widząc jego wzrok zlitowała się i ujęła chłodną dłoń mężczyzny. W tym momencie
różowa Gertruda chciała rzucić się jej do gardła.
- Parkinson naprawdę była od niej lepsza o sto razy.
- Z Gertrudą nic mnie nie łączy. Ojciec prosił mnie bym
dotrzymał jej przez chwilę towarzystwa.
- Musze cię zmartwić, ona chyba uważa inaczej.
- Niech sobie uważa, co chce. Mam to gdzieś. – w końcu mógł
spokojnie zatańczyć. Ich taniec był płynny i perfekcyjny. W tym momencie zgrali
się idealnie. On dominował nad dziewczyną pewnie ją prowadząc. Ona mu na to
pozwalała. Jedynie w tańcu mogła ulec jakiemuś mężczyźnie. A Malfoy
perfekcyjnie potrafił to wykorzystać. Podobało mu się to, że nad nią góruje.
Ich taniec przerwało jakieś zamieszanie. Hermiona zobaczyła, że na ziemi leży
jakaś kobieta. Przepchnęła się między ludźmi i zauważyła, że tą kobietą była
znana jej blondynka, za którą nie przepadała. Uklękła obok niej i sprawdziła
puls. Kiedy zauważyła Lucjusza, spytała czy jest możliwość by przenieś
dziewczynę w bardziej spokojne miejsce. Już po chwili razem z Billem stali obok
łóżka w jednym z pokoi gościnnych. Delikatnie badali kobietę, która odzyskała
przytomność. Hermiona z dostępnych w domu składników przyszykowała eliksir
wzmacniający.
- Co z nią? – do pokoju wszedł Draco.
- Nic poważnego.
Gratuluję zostaniesz tatą.
- CO! – wykrzyknęli w tym samym czasie Angela i jej menager.
- Czyś ty zgłupiała do reszty Granger? – Malfoy popatrzył na
nią jak na kretynkę
- Nie. Po prostu twoja „podopieczna” – podkreśliła ostanie
słowo – jest w drugim miesiącu ciąży. – podszedł do pani magomedyk nie
zwracając uwagi na inne osoby w pokoju.
- Jesteś niemożliwa szlamciu. Mówiłem ci, że mnie i Ang nic
nie łączy. – szepnął jej na ucho – Ang zawołam twojego męża. Widziałem go
przedtem na tarasie. – Rzucając rozbawione spojrzenie zdziwionej i oburzonej
szatynce wyszedł z pokoju. Panna Granger opanowała się i kiedy tylko do pokoju
wrócił Malfoy i nieznanym jej mężczyzną opuściła pomieszczenie. Wyszła do
ogrodu. Gdzieniegdzie alejkami spacerowali inni goście. Nie wiedząc, dlaczego
weszła w mały labirynt między krzakami, by po chwili znaleźć się na polance,
która pokazał jej Malfoy. Dzięki iglakom i innym rośliną nikt jej nie widział.
Usiadł na drewnianej huśtawce i patrzyła na księżyc odbijający się w wodzie.
- Czyżby ktoś chciał się ukryć? – podniosła głowę i
zobaczyła mężczyznę stojącego po drugiej stronie. Opierał się o pień drzewa, a
jego włosy w promieniach księżyca przybrały kolor świecącej się platyny.
Podszedł i usiadł obok niej na huśtawce.
- Nie. Po prostu spacerowałam i doszłam tutaj.
- Uważaj Granger, bo jeszcze ci uwierzę – uśmiechnął się
cynicznie, a w jego oczach pojawiły się dziwne błyski. Przysunął się do niej i
zanim się zorientowała on już ją całował. Delikatnie, nienachlanie. Tak jakby
bał się ją spłoszyć. Odwzajemniła pocałunek. Nie śpieszył się. Każde muśnięcie
jej warg było niczym delikatna pieszczota. Nie opierała się, kiedy rozchylił
jej wargi. Ich języki zaczęły znany tylko sobie, powolny taniec. Gdy odsunęli
się od siebie jej oczy błyszczały niczym gwiazdy na niebie.
- Musze już iść – zerwała się z miejsca i ruszyła w stronę
wyjścia z alejki. Złapał ja i opierając o chropowaty konar drzewa pocałował
jeszcze raz.
- Do zobaczenia Granger – puścił ją i patrzył jak odchodzi.
W rezydencji znalazła Billa, który znowu zaczął z nią tańczyć. Po dłuższej
chwili, ktoś położył dłoń na ramieniu bruneta. Liner popatrzył na stojącego za
nim mężczyznę. Kiwnął głowę i puścił Hermionę.
- Znowu ty? – popatrzyła w te zagadkowe stalowoszare oczy.
- Stęskniłaś się? – cwany uśmiech przyozdobił jego
przystojną twarz.
- Jakoś nie bardzo.
- Myślałem, że po tym miłym wydarzeniu będziesz szybko
tęsknić. – Draco bawił się w najlepsze
- To nie było wydarzenie, a raczej incydent, który nie
powinien mieć miejsca. – odwrócił ją, po czym przyciągnął jak najbliżej siebie.
Czuła jego intensywne perfumy. Jej serce przyśpieszyło. Bała się tego, że
chłopak to wyczuje. Trzymał ją jak najbliżej mógł. Była kobietą o silnym
charakterze, ale na zewnątrz była drobna, delikatna i niewysoka. Ostatnią cechę
nadrabiała wysokimi obcasami. Tańcząc tak z nim czuła się dziwnie. Mogłaby się
teraz wtulić w tego dobrze zbudowanego mężczyznę. Utonąć w jego silnych
ramionach. Te myśli były dla niej absurdalne. Draco przez te kilka lat
wydoroślał. Urósł i zmężniał. Teraz jego wątłe i chude ciało zmieniło się i tam
gdzie trzeba pojawiły się dobrze, lecz nie nadmiernie wyrzeźbione mięśnie. Nie
było tego dobrze widać przez ubranie. Wiedziała to, czując mięśnie, trzymając
rękę na jego przedramieniu. Przez koszulę wyczuła, że jego płaski brzuch jest
twardy. Próbowała się opanować i uspokoić, ale nie było to łatwe. Denerwowało
ją, że ten mężczyzna tak na nią działa.
- Nie nazwałbym tego incydentem. Mogę ci to udowodnić.
Zapraszam na górę do mojego pokoju.
- Nie skorzystam. – muzyka się skończyła. Ucałował jej dłoń,
a ona delikatnie kiwnęła głową. Bill stał z właścicielami, dlatego do nich
podeszła.
- Hermiono dobrze, że jesteś. Jak sądzisz dobrze by było,
żeby Narcyza zmieniła otoczenie? – dziewczyna przez chwilę się zastanowiła.
- Zmiana klimatu na pewno byłaby korzystna dla pani zdrowia,
ale tylko i wyłącznie gdzieś, gdzie nie ma wielkich miast.
- Zastanowimy się nad wyjazdem Bill.
- Masz rację Narcyzo, zastanowimy się, kiedy wyjechać. – Lucjusz
delikatnie objął żonę w pasie.
- Moi drodzy my się już pożegnamy. Dziękujemy jeszcze raz za
zaproszenie. I do zobaczenia – pożegnali się i opuścili rezydencję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz