Człowiekiem, który zawsze stawia na swoim i osiąga to, co
chce. Nie zamierzał od tak odpuścić. Nie po tym jak ta była gryfonka bezczelnie
zaśmiała mu się w twarz. On jej jeszcze pokaże. Panna Granger będzie tańczyć
tak jak on jej zagra. Wiedział, że za chwile droga rozszerzy się i będzie miał
szanse ją wyprzedzić, ale musiał dobrze to rozegrać. Delikatnie zwolnił chcąc
spowodować tym to, żeby dziewczyna poczuła się pewniej. Przed nimi były jeszcze
dwa ostatnie zakręty i długa prosta prowadząca pod górę. Postąpiła tak jak
przewidywał. Widząc, że ma nad nim przewagę dla zachowania ostrożności
przyhamowała na pierwszym z ostrych zakrętów On natomiast dodał gazu. Szybko pokonując
najpierw zakręt w lewo, a potem dziewięćdziesięciostopniowy zakręt w prawo.
Ułożenie terenu powodowało, że nie mogła tego zobaczyć we wstecznym lusterku.
Dopiero, gdy wyłonił się za zakrętu zorientowała się, że siedzi jej na ogonie.
Przyśpieszyła, ale teraz nie miała szans wyrwać się do przodu. Zredukowała bieg
i docisnęła pedał gazu, ale Lamborghini zrównało się z nią. Obserwujący z góry do
samego końca nie wiedzieli, które z nich dotrze pierwsze do mety. Raz jedno
prowadziło o długość błotnika, raz drugie. Byli tak zacięci. Każdy z nich
chciało wygrać. Wyciskali z silników wszystko, co się da. Do mety zostało
jakieś 500 metrów, a dalej nie wiadomo było, które z nich wygra.
400,300,200,100
- Cholera! – pisk opon wściekłość w jednym samochodzie
- Tak! – radość w drugim. Otwierają drzwi i wysiadają. Jedna
twarz z wyrazem satysfakcji, druga w irytacji i wściekłości.
- No Granger niezła jazda, ale przegrałaś złotko.
- Pieprz się Malfoy.
- O tej propozycji możemy porozmawiać podczas kolacji i wprowadzić
w czyn po niej.
- Z tobą? Nawet kijem od miotły bym cie nie dotknęła, a co
dopiero w ten sposób – ich ciekawej wymianie zdań przysłuchiwała się spora grupka
ludzi.
- Zobaczymy skarbie, jeszcze będziesz mnie o to prosić.
Pracujesz jutro wieczorem? Tylko nie kłam. Gryfonom nie przystoi być
niehonorowym.
- Nie musisz mi mówić – tutaj jej ton głosu stał się groźniejszy
– co wypada, a co nie wypada gryfonom. Akurat w przeciwieństwie do ślizgonów
szanujemy niektóre wartości – jej przemowa nie zrobiła na nim żadnego wrażenia.
Stał i wpatrywał się w nią czekając na odpowiedź na zadane pytanie. – Nie mam
dyżuru – to już wypowiedziała szeptem.
- Co tam mamroczesz? Bo nie słyszę. – bawił się w najlepsze.
- Jak jesteś głuchy to idź do lekarza. – podeszła do niego. Zaciekawiony popatrzył na nią, kiedy stanęła tak, że stykali się ciałami. – NIE MAM DYŻURU WIECZOREM! – nie spodziewał się, że wywrzeszczy mu to do ucha, które zabolało. Z sadystycznym uśmiechem odsunęła się od niego.
- Jak jesteś głuchy to idź do lekarza. – podeszła do niego. Zaciekawiony popatrzył na nią, kiedy stanęła tak, że stykali się ciałami. – NIE MAM DYŻURU WIECZOREM! – nie spodziewał się, że wywrzeszczy mu to do ucha, które zabolało. Z sadystycznym uśmiechem odsunęła się od niego.
- Zapłacisz mi za to ogłuszenie w swoim czasie. Jutro o 20
będę u ciebie. Tylko załóż jakąś porządną kieckę. – wskoczył do auta i odpalił
silnik.
- Zawsze się porządnie ubieram – nie skomentował tego
zamknął drzwi i wzbijając tuman kurzu odjechał z piskiem opon.
- Hermiona ten wyścig był ekstra! – Ginny z uśmiechem na
ustach podbiegła do niej.
- Gin, jeżeli nie chcesz bym cie zamordowała tutaj na
miejscu gołymi rękami nie mów nic na temat tego wyścigu. – poszła za przykładem
mężczyzny. Wsiadła do auta i odjechała.
- Dogadają się – tymi słowami rudowłosa skwitowała zachowanie
tej dwójki.
***
Była wściekła. Dała się podejść jak małe dziecko. Włączyła
radio, które wypełniło wnętrze samochodu. Próbowała tym sposobem zagłuszyć
swoje myśli, w których zbyt często pojawiał się blondwłosy mężczyzna z
cynicznym uśmiechem i sugestywnie podniesioną do góry prawą brwią. Jego oczy
były niczym zachmurzone niebo. Nie dało się w nich nic odczytać, nie było
możliwości by przebić się przez ich zimną tarczę. Niczym słońce, które nie może
za nic przebić się przez grubą warstwę chmur. Mężczyzna, u którego miała ochotę
być zamknięta w silnych ramionach mogąc wdychać zapach jego perfum, który ją
oszałamiał i powodował trudności w myśleniu. Gnała przed siebie. Czekała na ten
wyścig od trzech dni. Miała się wyluzować, oderwać od wszystkiego, wyładować i
poczuć adrenalinę. Tak było w pierwszym momencie, ale potem ten kretyn Malfoy
musiał to wszystko spieprzyć. Miała ochotę go zamordować. W tym samym czasie
kilkadziesiąt kilometrów przed nią w stronę Londynu pędziło czarne Lamborghini
Murcielago. Za jego kierownicą siedział przystojny mężczyzna. Patrzył przed
siebie stalowoszarymi oczami. Prowadził pewnie i bez problemu wymijał kolejne
samochody, ale myślami był gdzie indziej. Na parkingu, gdzie zostawił pewną
dziewczynę o hipnotyzujących oczach koloru czekolady. Kiedy podeszła do niego
zapach jej perfum otumanił jego zmysły. Kiedy ich ciała się zetknęły miał
ochotę objąć ją i przytulić do siebie. Powstrzymał się w ostatniej chwili. Nie rozumiał,
co się z nim dzieje. Przecież dalej jest Draco Malfoyem. Ślizgonem, który
traktuje kobiety, jako towarzyszki spędzania miłego czasu w sypialni. Ale przy niej
było inaczej. Miał po prostu ochotę na to by była obok, by mógł ją przytulać i patrzeć
na nią. I to właśnie go denerwowało. To nie było normalne i tak nie powinno
być. Sądził, że musi po prostu postąpić tak jak zawsze. Zaliczyć, a potem
żegnaj i do niezobaczeni. Ale czy potrafił z nią tak postąpić? Do cholery tak,
przecież jest Malfoyem. Chociaż te zapewnienia samego siebie w głowie, nie były
zbyt przekonujące. Zdawał sobie z tego sprawę i to go jeszcze bardziej
rozwścieczyło.
***
- Hermiona poczekaj!
- Czego?! – warczała niczym wściekły bulterier.
- Jak to, czego? Tego właśnie, że cały personel boi się
dzisiaj do ciebie podejść. Zachowujesz się jak wredny gnom.
- I wysłali pana dyrektora by uspokoił magomedyczkę. –
cynizm płynął z jej ust
- Pani doktor proszę do mojego gabinetu – odwrócił się i nie
patrząc na nią ruszył w stronę windy. Chcąc nie chcą musiała wykonać jego
polecenie. Kiedy weszli do jego gabinetu gestem ręki wskazał jej fotel przed
swoim biurkiem. On zajął swój po drugiej stronie. Rzadko, kiedy Bill Liner był
tak oficjalny względem swoich pracowników. Wskazywało to na jego
niezadowolenie. Szykowała się na wielką burę, ale nic takiego nie nastąpiło. –
Hermiona na początku weź kilka głębokich oddechów i się uspokój. Rozumiem
możesz mieć zły dzień, ale nigdy się tak nie zachowywałaś.
- Ja nie mam złego dnia. Ja mam złe kilka miesięcy.
- Ale to nie znaczy, że masz się wyżywać na
współpracownikach.
- Wiem o tym. Powinnam się w pracy opanować, ale nie mogę
roznosi mnie od środka. Mam ochotę na kimś się wyładować. I tym kimś powinieneś
być ty.
- Ja? – zaskoczony popatrzył na swoją zastępczynie.
- Tak ty. To przez ciebie musiałam pracować u Malfoyów,
gdzie spotkałam tego małpiszona.
- Z tego, co wiem i tak byś go spotkała. W końcu mówiłaś, że
jest menadżerem i wydawcą płyty zespołu twojego przyjaciela.
- Nie musisz mi to tym przypominać. On musiał się wszędzie
wepchać z tym swoim tlenionym łbem. Nienawidzę go. Jak go widzę zbiera mi się
na mdłości. Po prostu…
- Co po prostu Granger? – odwróciła się i popatrzyła na
mężczyznę stojącego w drzwiach.
- Kultury cię nie nauczyli!? Nie podsłuchuje się czyjejś
rozmów i puka się jak chce się gdzieś wejść.
- Nie podsłuchiwałem, słychać cię na cały sekretariat. Nie
ma asystentki Billa, dlatego zapukałem, ale żadne z was nie zareagowało, więc
wszedłem do środka.
- To wyjdź stąd! – miała ochotę go udusić.
- Z tego, co wiem, to nie twój gabinet. Cześć Bill –
podszedł do biurka i wyciągnął rękę w stronę dyrektora szpitala. Ten uścisnął
ją uśmiechając się do mężczyzny. Następnie blondyn rozsiadł się w pustym fotelu.
– Tylko Bill może mnie stąd wyprosić.
- W takim razie ja wyjdę, bo chyba skończyliśmy już rozmowę.
- Ale nie dokończyłaś, co najchętniej byś mi zrobiła.
- Uwierz nie chciałbyś wiedzieć – odwróciła się i wściekła
jak osa wyszła z gabinetu. Zanim zamknęła za sobą drzwi usłyszała jeszcze jak
do niej mówi – Nie zapomnij Granger o dzisiejszej kolacji.
- O tym horrorze? Nigdy bym nie zapomniała. Niestety – trzaśnięcie drzwiami. Kiedy na parterze wysiadła z windy zauważyła, że współpracownicy przyglądają jej się z lękiem w oczach. Musiała coś z tym zrobić. – Zebranie za dwie minuty w sali nr 4. – Weszła do pomieszczenia i czekała na resztę. Patrzyła jak zaniepokojeni wchodzą do środka. Kiedy dołączyła do nich ostatnia osoba kobieta wstała i zaczęła mówić – Kochani chciałam was przeprosić. Mam zły dzień, ale nie powinnam się na was wyżywać. Obiecuje, że więcej się to nie powtórzy. Jeszcze raz przyjmijcie moje przeprosiny i wracajmy do pracy – z każdym wypowiedzianym słowem widziała jak z twarzy jej kolegów i koleżanek znika strach i pojawia się uśmiech. Kiedy została sama policzyła od dziesięciu wstecz i ruszyła do pracy.
- O tym horrorze? Nigdy bym nie zapomniała. Niestety – trzaśnięcie drzwiami. Kiedy na parterze wysiadła z windy zauważyła, że współpracownicy przyglądają jej się z lękiem w oczach. Musiała coś z tym zrobić. – Zebranie za dwie minuty w sali nr 4. – Weszła do pomieszczenia i czekała na resztę. Patrzyła jak zaniepokojeni wchodzą do środka. Kiedy dołączyła do nich ostatnia osoba kobieta wstała i zaczęła mówić – Kochani chciałam was przeprosić. Mam zły dzień, ale nie powinnam się na was wyżywać. Obiecuje, że więcej się to nie powtórzy. Jeszcze raz przyjmijcie moje przeprosiny i wracajmy do pracy – z każdym wypowiedzianym słowem widziała jak z twarzy jej kolegów i koleżanek znika strach i pojawia się uśmiech. Kiedy została sama policzyła od dziesięciu wstecz i ruszyła do pracy.
***
Stała nieruchomo przed otwartą szafą i wpatrywała się w
ubrania wiszące na wieszakach. Trwało to już od jakiś 20 minut. Musiała wybrać
jakąś sukienkę na kolację, na którą nie miała ochoty iść. Był to dla niej duży
problem. Normalnie skompletowałaby ubiór w 10 minut, ale tym razem było
inaczej. Na tą kolację nie chciała iść, ale musiała. Była gryfonką i nie
zamierzała stchórzyć niczym jakaś ślizgonka. Musiała wybrać strój, który nie
będzie byle, jaki, ale za razem nie będzie wskazywał na to, że specjalnie się
starała i stroiła jakby jej zależało na dzisiejszym spotkaniu. Zaczęła
przerzucać wieszaki z jednej strony na drugą przyglądając się każdej sukience,
jaka wisiała w jej szafie. Nie chciała eleganckiej kiecki pasującej do pracy
czy na jakieś spotkanie urzędowe. Chciała mu pokazać, że jest stuprocentową
kobietą, której on nie może mieć. Z drugiej strony większość jej kreacji
wyjściowej były bardzo seksowne. Albo miały duży dekolt, rozcięcie lub były
krótkie. Ostatnia część sukienek, jakie miała były to eleganckie suknie balowe.
Takie jak ta, którą miała ubraną na balu charytatywnym organizowany przez
szpital. W końcu zdecydowała się na długą łososiową sukienkę z dużym dekoltem w
serek. Dzięki temu, że wykonana była z wiskozy nie wydawała się tak elegancka.
Taka ładna sukienka, którą można ubrać, na co dzień, a z odpowiednimi dodatkami
nadaje się na wyjście do restauracji. Dobrała do tego czarne dłuższe bolerko,
szpilki i biżuterię z czarnymi kamieniami. Ułożyła to wszystko na łóżku i udała
się do łazienki. Szybki prysznic, ułożenie włosów by loki nie wyglądały jak
wielka szopa i delikatny makijaż. Wróciła do sypialni i ubrała sukienkę,
założyła biżuterię i buty. Na sam koniec jeszcze perfumy i gotowe. Krytycznym
wzrokiem popatrzyła w lustro. Ładna młoda kobieta ubrana w łososiową sukienkę
patrzyła na nią mrużąc oczy. Efekt był zadawalający, ale perspektywa wieczoru
nie napawała ją optymizmem. Szykowała się mentalnie na cynizm i uszczypliwe
uwagi z jego strony. To jeszcze byłoby do przeżycia, gdyby nie fakt, że
ostatnio bardzo denerwowało ją to, że ten mężczyzna zbyt często pojawia się w
jej myślach. Nie powinno tak być. Jej rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi.
Słyszał stukot obcasów na drewnianych schodach. Opierając
się nonszalancko czekał, aż otworzy drzwi. Nie spodziewał się tego, co zobaczył,
chociaż podejrzewał, że będzie ładnie wyglądać. Stała przed nim taka zwykła, a
zarazem taka piękna. Ubrana w sukienkę, ale nie jakąś wystawną z błyszczących
materiałów, jakie miały w zwyczaju wybierać kobiety, które zapraszał na
kolację. Ona miała na sobie długą łososiową suknie ze śmiesznego materiału.
Przypominał mu cienką bawełnę, ale to chyba nie był taki materiał. Jej długie
loki spływały delikatnie na ramiona i plecy. Malinowe usta ułożone były w
delikatny kpiący uśmiech. Pomimo wysokich obcasów była niższa od niego o jakieś
10 centymetrów.
- Wejdź – odsunęła się by wpuścić go do środka. Podeszła do
sofy w salonie i wzięła do ręki niewielką torebkę, która tam leżała.
- Łady dom.
- Dzięki. Przecież widziałeś go wcześniej – nie
odpowiedział. Widząc jak mężczyzna patrzy na wiszący na wieszaku płaszcz
kiwnęła głową. Ściągnął go i przytrzymał, aby dziewczyna mogła go ubrać. Teraz
przyjrzała się jemu. Ubrany był cały na czarno. Czarne spodnie, koszula i na to
skórzana kurtka. – To dokąd jedziemy? – zapytała kiedy wyszli na ganek
- Zobaczysz w swoim czasie. – stojąc na ganku zamknęła
drzwi. Kiedy podeszli do Lamborghini otworzył przed nią drzwi i pomógł jej
wsiąść. Zajął miejsce za kierownicą i odpalił silnik. Wnętrze samochodu
wypełnione było zapachem perfum mężczyzny, który otumaniały jej zmysły. Ciemność
i ciszę przełamywała muzyka wydobywającą się z radia. Żadne z nich nie odzywało
się. Kontem oka patrzył na siedzącą na fotelu obok kobietę. Twarz miała
zwróconą w stronę bocznej szyby patrząc na mijane budynki. Była taka inna niż
jego dotychczasowe kochanki. Mądra, piękna i niedostępna. Powodowała swoją
postawą to, że jej pożądał. Chciał ją mieć tylko dla siebie. Spowodować żeby w
końcu mu uległa. Nagle odwróciła głowę i popatrzyła na niego swoimi
czekoladowymi oczami, które tak go intrygowały.
Starała przyglądać mu się dyskretnie. Prowadził trzymając
jedną rękę na kierownicy. Taki pewny siebie, nonszalancki. Stalowoszare oczy
utkwił w drodze, a na ustach błąkał się cyniczny uśmieszek. Byłby idealnym
facetem, gdyby nie jego przedmiotowe traktowanie ludzi i wysokie mniemanie o
sobie.
- Co mi się tak przyglądasz? – nagle się odezwał
- Ja? – pomimo półmroku zauważył delikatne rumieńce
pojawiające się na policzkach
- Nie Granger, mówiłem do krasnoludków.
- Wcale ci się nie przyglądałam – odwróciła się z powrotem patrząc w
boczną szybę. Zaśmiał się pod nosem widząc jej zmieszanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz