Następnego dnia miała do pracy na
późniejszą godzinę. Wyszła z domu o 10. Po drodze kupiła gazetę. Kiedy ją
otworzyła zamarła. Na pierwszej stronie, zamieszczone było przedarte na pół
zdjęcie Harrego i Ginny. A nad nim widniał duży czerwony nagłówek: Koniec szczęśliwego związku wybrańca! Zwinęła gazetę i
dojechała do szpitala. Dopiero, gdy usiadła w swoim gabinecie zabrała się za
czytanie tego artykułu.
Nasze zaufane źródło doniosło nam,
że: dzisiaj o godzinie ósmej rano Harry Potter i jego żona Ginnevra złożyli w
ministerstwie w dziale spraw rodzinnych sprawę o rozwiązanie ich małżeństwa. Para
pojawiła się w budynku razem, byli dla siebie uprzejmi. Nasz człowiek,
stwierdził, że nie wyczuwało się między nimi napięcia. Każdy z nich złożył podpis
na podaniu, po czym ruszyło w swoją stronę. Nie wiadomo, co jest przyczyną
kryzysu tej pary. Żadna ze stron nie chce tego komentować. Przypomnijmy, że
Harry Potter i Ginny Weasley wzięli ślub ponad rok temu. Wydawali się parą idealną,
ale widać były to tylko pozory. Postaramy się jak
najszybciej dowiedzieć, co tak naprawdę się wydarzyło i podzielić z państwem
tymi informacjami.
A.
Nelly
Hermiona wyrzuciła gazetę do kosza, nie miała już ochoty
czytać nic więcej. Nie potrafiła zrozumieć jak ludzie mogą być takimi hienami.
Nic ich nie powstrzymuje od wydarcia na publiczny pokaz prywatnych spraw ludzi.
Żerować na życiu innych. Żeby przestać o tym myśleć, zabrała się za
przeglądanie wyników badań swoich pacjentów. O 14 wyszła z pracy i pojechała do
Malfoyów.
- Dzień dobry Robercie
- Dzień dobry panno Granger. Pani Narcyza jest na tarasie w
ogrodzie.
- Gdzie! – nie słuchając już kamerdynera szybko przebiegła
przez salon i wyszła przez otwarte drzwi w szklanej ścianie. Zagotowała się,
kiedy zobaczyła swoją pacjentkę siedzącą z synem na wiklinowych fotelach.
- O, Hermiona już jesteś.
- Dzień dobry pani. Przecież ostatnio tłumaczyłam pani, że
bez mojej opieki nie wolno pani wstawać z łóżka, a co dopiero chodzić po
schodach.
- Mama była pod moją opieką. – do rozmowy wtrącił się
blondyn
- Nawet mnie nie denerwuj. Zostaw nas same. Musze
przyrządzić i podać twojej matce eliksiry.
Wstał i odszedł w głąb ogrodu. W wąską dróżkę między różami,
a jakimiś drzewami iglastymi. Bez słowa zabrała się za przygotowywanie
eliksirów. Narcyza przyglądała się jej poczynaniom.
- Jesteś na mnie zła Hermiono.
- Nie. Po prostu martwię się tym, że wstała pani bez mojej
opieki. Przez co mogło się pani coś stać. Proszę to wypić.
- Ale Draco był przy mnie.
- To nic nie zmienia.
- A moim zdaniem tak. – Nie spodziewała się tego i podskoczyła
lekko wystraszona. Stał za nią. Czuła na swoim karku jego ciepły oddech. Nie
wiedziała jak i kiedy znalazł się z tyłu. Była pewna, że nie wracał tą samą
ścieżką.
- I o tym musimy porozmawiać. – odparła zimno.
- Pewnie. Mamo, za chwile wrócimy. Chodź za mną Granger
Ruszył przed siebie. Przeszła kilka kroków i się zatrzymała
- Gdzie?
- Gdzieś, gdzie w spokoju będziemy mogli porozmawiać. Bez
obawy, że moja mama to usłyszy.
- O już zakładasz, że dostaniesz ochrzan. Jak miło
- Nie. Po prostu nie chce by usłyszała twoje jęki rozkoszy.
- Baran.
- Złotko, tak mnie nie zachęcisz. Chodź.
Poprowadził ją tą samą drogą, która poszedł przedtem. Gdy
wyszli z labiryntu stworzonego, przez iglaki, rododendrony, azalie, róże i inne
rośliny, dziewczyna zobaczyła coś na kształt małej polany. Na której znajdowało
się oczko wodne, drewniana altanka i trzy osobowa huśtawka. Zauroczył ją ten widok.
- Moja matka nieźle się postarała.
- Nieźle to mało powiedziane. – opanowała się – ale nie
przyszliśmy dyskutować o zdolnościach ogrodniczych twojej mamy. Zachowujesz się
jak nieodpowiedzialny gówniarz, którym zresztą jesteś! Jak mogłeś pozwolić by
wstała z łóżka i chodziła po schodach!?
- Przestań się drzeć ptaszynko. Uważasz, że nie potrafię
zadbać o własną matkę? – był nadzwyczaj opanowany.
- Tak uważam.
- Jak byś nie zauważyła panno-ja-wiem-wszystko, to mam
więcej siły od ciebie i potrafię pomóc jej w chodzeniu.
- Tu nie o siłę chodzi pusta pało. Tylko o kontrole jej
oddechu i pulsu. Po każdym spacerze ze mną dostaje eliksir wzmacniający. A nie
dość, że przy twoim spacerze nie dostała go, to jeszcze najgorsze, że chodziła
po schodach!
- I tutaj się mylisz Granger. Moja mama nie schodziła po
schodach. Zniosłem ją. Nie rozumiesz tego? Leży w tym łóżku prawie miesiąc.
Tęskniła za swoim ogrodem, więc postanowiłem ja uszczęśliwić. Nie naraziłbym
swojej matki.
- Patrzcie się, jeszcze chwila, a pomyśle, że wielki pan
Malfoy ma uczucia. I potrafi się o kogoś troszczyć.
- Słuchaj ty…- przewrócił ja na ziemie i siadając na niej
okrakiem zablokował możliwość ruchów. – możesz sobie sądzić o mnie cokolwiek
chcesz, ale nie pozwolę byś obrażała mnie pod względem mojej matki. Rozumiemy
się? - syknął
- Puść mnie w tej chwili!
- Rozumiemy się Granger?
- Złaź ze mnie!
- Zrozumiane?
- Tak, do cholery jasnej. A teraz mnie puść!
- No nie wiem. Ciekawie wyglądasz w takiej pozycji.
- Malfoy!!! Dostaniesz w ten swój blady dziób!
- Ech kobieto ty zawsze chcesz popsuć każdą zabawę. Umówmy
się tak. Ja cię puszczę, a ty nie rzucisz się na mnie z tymi swoimi pazurami. -
Dziewczyna miała już tego wszystkiego dość.
- Niech ci będzie
Wstał powoli i odsunął się tak, by dziewczyna mogła się
podnieść.
- Skończony kretyn z ciebie! Idiota, baran i debil.
- Coś ty powiedziała – po jego tonie głosu wiedział, że
przesadził, ale nic ją to nie obchodziło.
- To, co słyszałeś.- odparła buńczucznie. W dwóch szybkich
ruchach podszedł do niej, łapiąc ją za nadgarstki.
- Granger, nie denerwuj mnie. Nie pozwolę by ktoś mnie tak
traktował. - Złapał ja i zaczął nachalnie całować. Wyrwała się i odepchnęła go od
siebie z całej siły.
- Trzymaj łapy przy sobie Malfoy. Idę stąd. Nic tu po mnie. Muszę
pomóc twojej mamie wrócić do sypialni.
- Nie. Zostaw tylko eliksir, jak będzie chciała wrócić to
jej pomogę.
- Nie ma mowy. Jesteś nieodpowiedzialny, narażasz ją na
pogorszenie stanu zdrowia.
- Nawet mnie nie denerwuj. To moja matka i potrafię o nią
zadbać. Więc dawaj ten eliksir i żegnam.
- Ja tu jestem lekarzem i będę decydować, co jest
odpowiednie dla mojej pacjentki.
- Posłuchaj, chyba zdajesz sobie sprawę, że nie pozwolę by
matce coś się stało. A sama widziałaś, jak dobrze wpływa na nią to wyjście na
zewnątrz. – za każdym razem, kiedy mówił o swojej matce zadziwiała ją zmiana,
jaka zachodziła w jego postawie. Dalej był pewnym siebie przystojnym facetem,
ale z jego twarzy znikał cynizm.
- Niech ci będzie. Ale jeżeli choć trochę jej stan się pogorszy,
to ty za to odpowiesz. Rozumiesz?
- Ale ględzisz babo.
- Tylko ostrzegam.
Zanim się zorientował, ona już wracała w stronę domu.
Poszukała w torbie fiolki z eliksirem, położyła go na stole. Pożegnała się z
panią Malfoy, wychodząc nawet na niego nie spojrzała. Gdy dojechała do domu
dalej czuła złość na arystokratę. Weszła do środka, nie zastanawiając się
długo, przebrała w sportowe ciuchy, złapała torbę i teleportowała się na
pływalnie. Po stu długościach złość minęła. Zrelaksowana wróciła do domu.
Jeszcze dobrze, nie odłożyła torby, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
- Otwarte!
- A jeżeli to byłby jakiś zboczeniec?
- Na brodę Merlina, chyba świat się kończy, że w końcu
pojawiłeś się w moich skromnych progach.
W przedpokoju stał Nathaniel Pederson, jej przyjaciel z
dzieciństwa. Mężczyzna był dla niej jak brat. Przez wiele lat, każdy z nich
miał swoją tajemnice o czarodziejskim świecie. Dopiero cztery lata temu poznali
siebie nawzajem tak naprawdę. Okazało się, że starszy od niej o dwa lata
Nataniel uczył się w szkole magii w Hiszpanii. Po skończeniu edukacji został
wokalistą magicznego zespołu.
- Wiem, że dawno mnie u ciebie nie było, ale miałem dużo
pracy.
- I dlatego nie mogłeś wpaść na chwile. Poczekaj w salonie. Muszę rozpakować mokre rzeczy z
torby.
- Wole w kuchni.
Głodny jestem, zobaczę, co masz w lodówce.
- Nie krępuj się. Zaraz wracam. – wybiegła po schodach na
górę
- Dalej pływasz?!
- Relaksacyjnie, to już nie to, co dawniej! - odkrzyknęła
- Dobra w tym byłaś, ale nie lepsza ode mnie!
- Chyba żartujesz!
- Na treningach, zawsze byłem przed tobą o jedną długość
ciała!
- Bo ci na to pozwalałam!
- Tak sobie wmawiaj.– weszła do kuchni i podkradła mu
kanapkę, którą właśnie sobie zrobił.
- Oddawaj, to moje!
- Już nie.
- Oj siostrzyczko, jak by nie to, że jesteś kobietą to bym
ci spuścił lanie.
- Kiedyś ci to nie przeszkadzało.
- Uwierz, że niekiedy z chęcią bym to zrobił. I co ja mam
teraz zjeść? Jak zżarłaś mi moją kanapkę głodomorze?
- No już nie lamentuj, mam jakieś pomidory, to zrobię
spaghetti.
- Tak już lepiej.
- A co tam u ciebie?
Nie chciało jej się samej gotować, dlatego wyciągnęła
różdżkę i zaczęła bezgłośnie wymawiać zaklęcia. Po chwili czuć było zapach
gotowanego sosu.
- Ostatnie dwa miesiące spędziłem w studiu. Dzięki temu, że
w końcu znaleźliśmy nowego producenta i wytwórnie. Frank, to była porażka, a
nie producent. W przyszłym tygodniu jest impreza promocyjna. Dzień przed
wypuszczeniem płyty na rynek. Mam nadzieję zobaczyć cię na niej.
- Oczywiście, że tak.
- W takim razie trzymaj. W tej kopercie jest zaproszenie.
- Dzięki, a czy mogę kogoś ze sobą przyprowadzić?
- Jakiegoś mężczyznę?
- Nie. Pewną ruda wredotę, której dobrze zrobi takie
wyjście.
- Pewnie, że możesz przyprowadzić Ginny. Czytałem dzisiaj o
jej rozstaniu z Harrym, to prawda?
- Niestety tak. Byłyśmy już kupić dla niej dom.
- To Harry, jej nie zostawi domu?
- Chciał, ale ona się nie zgodziła. W końcu to jest jego
dom.
- Życie jest chore. Jeżeli ktoś w dniu ich ślubu
powiedziałby mi, że tak się stanie to bym go wyśmiał.
- Ja też. O kolacja gotowa!
- Świetnie .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz