Tej nocy nie mogła zasnąć. Kręciła się z boku na bok, ale
sen nie chciał przyjść. Kiedy tylko zamykała oczy pod powiekami widziała
blondwłosego mężczyznę. Zasnęła dopiero około piątej rano. Niestety godzinę później
zadzwonił jej budzik. Musiała zwlec się z łóżka by zdążyć na dyżur, który
zaczynała o siódmej. Nie miała innego wyjścia jak wyszukać w swoich domowych
zapasach eliksiru na zmęczenie. Dodatkowo uzbroiła się w duży przenośny kubek
wypełniony mocną czarną kawą.
Dwie godziny później, kiedy zegar wybił ósmą rano, podobna
sytuacja panowała w rezydencji mieszczącej się po przeciwnej stronie miasta.
- Paniczu, pańska kawa.
- Dziękuję Robercie – blondyn odebrał duży kubek od
kamerdynera.
- Coś nie najlepiej panicz dzisiaj wygląda. Ciężka noc?
- Tak. Nie mogłem zasnąć. Potrzebuję teraz mocnej dawki
kofeiny i ruszam do pracy. – z lubością upił duży łyk czarnego płynu.
***
Nie rozumiała siebie i swoich myśli. Od ich kolacji minął
tydzień, a ona w każdej wolnej chwili myślała o tej blond fretce. Dlatego
starała się jak najwięcej czasu wypełnić sobie pracą. Jej pracoholizm w tym
momencie osiągnął maksimum. Kiedy nie pracowała pływała albo jeździła. Wyszła
ze szpitala po skończonym dyżurze. Nie miała ochoty wracać prosto do domu.
Wsiadła za kierownicę i odpaliła silnik. Naciśnięcie jednego guzika i wnętrze
kabiny wypełniło się głośną muzyką zagłuszającą myśli. Ruszyła w kierunku
autostrady. Jeździła bez celu. Sama nie wiedziała gdzie chce dojechać. Kiedy
postanowiła wracać zaczął zapadać zmierzch. Zwolniła zjeżdżając z autostrady.
Ruch w mieście był niewielki, ale miała zasadę, że po mieście jeździ
przepisowo. Zbyt wiele tragicznych przypadków widziała na izbie przyjęć. Nie
spodziewała się tego. Poczuła silne uderzenie, zgrzyt i odłamki szyby lecące na
jej twarz. Czuła jak auto obraca się niczym dziecięca zabawka „bączek” wydając
przeraźliwe odgłosy przy zderzeniach z metalową barierką. Znalazła się w
horrorze nazwanym wypadkiem samochodowym.
- Halo? Tak. Skarbie uspokój się. Oddychaj głęboko. Poczekaj
chwilkę. – odłożył słuchawkę i popatrzył na kumpli. – Dixon daj mi swoją
komórkę. – złapał ją i wykręcił numer.
Siedział w swoim gabinecie nad papierami, kiedy zadzwonił
jego telefon. Popatrzył na wyświetlający się numer.
- Dixon?
- Nie. Tutaj Natt.
- Natt? Co się dzieje przecież jesteście na Alasce?
- Mam problem. Hermiona miała wypadek. Nie może się teleportować,
bo na miejscu jest mugolskie pogotowie, policja i straż pożarna. A ja nie mogę
po nią jechać. Sam dobrze o tym wiesz. Szczególnie, że sam wysłałeś nas tutaj na
nagranie.
- Dobrze, rozumiem. Zajmę się tym – próbował nie myśleć o
tym, co mogło jej się stać.
- Na pewno? Nawet nie wiem, w jakim jest stanie.
- Spokojnie jak tylko będę na miejscu to dam ci znać.
- Dzięki stary.
- Nie ma, za co – kiedy tylko Natt się rozłączył, złapał
kurtkę i wychodząc ze swojego gabinetu wyciągnął z kieszeni kluczyki.
- Hermiona, skarbie posłuchaj mnie. Uspokój się. Wszystko
będzie dobrze. Tak za chwilkę nie będziesz sama.- próbował ją uspokoić pomimo
tysięcy kilometrów, jakie ich dzieliły -Rozmawiaj ze mną. Tak oczywiście, że
zawsze jestem z tobą siostrzyczko. Dobrze słoneczko daj mu się zbadać. –
rozłączyła się.
- Panno Granger zobaczmy teraz, co z pani policzkiem –
syknęła z bólu, kiedy mężczyzna delikatnie go dotknął. – To nic takiego.
Zszyjemy i będzie w porządku.- zabrał się do zakładania szwów. Kiedy zakleił je
plastrem przyglądnął się brunetce. – Powinniśmy zabrać panią do szpitala na
obserwację.
- Nie. Mówiłam panu, że się nie zgadzam. Jestem lekarzem i
czuję, że nic mi nie jest. Jeżeli poczuję się gorzej sama się zgłoszę.
- Przepraszam – do ambulansu podszedł policjant – Czy możemy
już z panią porozmawiać?
- Tak, ja już skończyłem– pracownik karetki odszedł
zostawiając ją samą z przedstawicielem władzy, który zaczął zadawać jej różne pytania.
Zahamował z piskiem opon. Od razu przyczepił się do niego
policjant z gatką, że wypadek to nie przedstawienie. Wytłumaczył mu w paru
sztywnych zdaniach, że nie jest gapiem i nie obchodzi, go czy może tu przebywać
czy nie. Nie zwracając uwagi na protesty stróża prawa i groźbę aresztu
przeszedł pod taśmą i podbiegł do karetki. Gdzieś z boku inni funkcjonariusze
zamykali czarny worek. Tylne drzwi były otwarte. Siedziała tam owinięta kocem.
Na policzku miała założony opatrunek. Drugi policzek, czoło i szyja były
poobcierane. Rozmawiała z policjantem odpowiadając na jego pytania.
- Granger – szybko do niej podszedł – Nic ci nie jest?
- Malfoy? Co ty tu robisz?
- Natt jest na Alasce i dlatego nie mógł po ciebie
przyjechać. – skrzywiła się – Dlatego ustaliliśmy, że przyjadę po ciebie. – nic
nie powiedziała. Tak naprawdę czuła ulgę, że jest tutaj ktoś, kogo zna. Nawet,
jeżeli to był tylko Malfoy. – Wszystko w porządku? – podszedł do niej i
popatrzył w jej czekoladowe oczy.
- Chyba tak. – odparła niepewnie
- Przepraszam pana, ale muszę zadać pannie Granger jeszcze
kilka pytań.
- Dobrze, poczekam – patrzyła jak odchodzi kilka kroków i
wyciąga komórkę – Halo Natt. Tak dojechałem. Nic jej nie jest. Jest trochę
poobijana. Pewnie, nie ma sprawy. Tak będzie najlepiej. – prawie, kiedy się
rozłączył policjant skończył przesłuchanie.
- To już wszystko. Może pani wracać do domu.
- Chodź zabiorę cię stąd.- wyciągnął do niej ostrożnie rękę.
Chwyciła ją i wstała. Zostawiła koc w karetce, dlatego ściągnął swoja kurtkę i
pomógł jej ją ubrać. – Nie możesz się teleportować. – przeszli przez taśmy. –
Dasz radę jechać motocyklem?
- Tak. – usiadła za nim i przyjęła kask, który jej podał.
- Najpierw podjedziemy do Munga.
- Nie! – stanowczo zaprotestowała.
- Al…
- Nie. Zawieź mnie do domu.
- Jak tam chcesz – odpalił silnik. Kiedy tylko przytuliła
się do jego pleców ruszył. Jechał bardzo ostrożnie. Wiedział, że Hermiona nie
ma na tyle siły by stabilnie siedzieć przy dużej prędkości. Przymknęła oczy
starając się wyrzucić z myśli obraz wypadku. Chciała chwile odpocząć. Brama
otworzyła się zanim jeszcze pod nią podjechali. Kiedy zatrzymali się otworzyła
oczy i zdezorientowana popatrzyła na otoczenie. Ściągnęła kask i zeszła z
motoru
- Malfoy, czy ty możesz mi wytłumaczyć, dlaczego jesteśmy
pod twoim domem?
- Tak, ale najpierw wejdźmy do środka. – otworzył drzwi i
gestem ręki zaprosił ją do środka. Nie chciała się sprzeczać. Nie miała na to
siły. Weszła do holu i popatrzyła na mężczyznę.
- No to słucham? – nie odpowiedział. Złapał ją delikatnie za
rękę i zaprowadził do salonu, gdzie posadził ją na sofie.
- Natt ma wyrzuty, że nie może być przy tobie. Dlatego
obiecałem mu, że zaopiekuję się tobą. I dzisiaj nie będziesz sama.
- Czy ja wyglądam na dziecko, którym trzeba się opiekować?
- Nie. Jesteś kobietą, która przeżyła dzisiaj wypadek
samochodowy i zapewniam cie skarbie, że nie chcesz być dzisiaj sama. – musiała
przyznać przed sama sobą, że on ma rację. Nie chciała dzisiaj być sama. Za
każdym razem, kiedy przymykała oczy pod powiekami widziała jak zgniata się
karoseria jej samochodu. Dokładny obraz tego jak siedząc w samochodzie nie
mogła z niego wysiąść dopóki straż nie przecięła karoserii.
- A co z twoimi rodzicami? Nie chce im przeszkadzać.
- Sama im jakiś czas temu zaleciłaś wyjazd, bo to podobno
dobre dla zdrowia mojej matki. Wyjechali wczoraj. Robert dostał wolne. Dlatego
w domu nie ma nikogo innego. – wyszedł zostawiając ją samą. Podwinęła nogi pod
brodę i objęła je rękami. Słyszała jak zbiega po schodach – Ściągnij kurtkę i buty
- niechętnie to zrobiła czując jak znowu zaczyna ją trzęś z zimna. – Przejdź
sobie do łazienki i pozbądź się tej brudnej bluzki i jeansów. – oburzona tymi
słowami popatrzyła zła na niego. – Nie patrz na mnie jakbym chciał cię
zamordować. Masz tutaj bluzę – w ręce wyciągniętej w jej stronę trzymał czarna
męską bluzę. Po chwili wróciła do salonu ubrana w nią. Była trochę za duża,
sięgająca do połowy uda. Usiadła, a Draco przykrył ją ciepłym kocem. Z barku
wyciągnął dwie szklanki, które napełnił bursztynowym płynem. Rozsiadając się
obok dziewczyny podał jej jedną ze szklanek.
- Co tam się stało?
- W.. w…wracałam…– głos jej się trząsł. Upiła duży łyk
Whisky chcąc się trochę uspokoić. – do domu. Szarżowałam, ale tylko na
autostradzie, kiedy z niej zjechałam wyhamowałam. Zawsze staram się w centrum
jeździć ostrożnie. Wydawało się, że ulicę są puste. Wyjechał tak nagle. Nie
zdążyłam wyhamować. Poczułam uderzenie, szarpało mną. Zgrzyt blachy, szkło
kaleczące twarz. – po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. – Auto zaczęło się
obracać obijając się o metalową barierkę.
- Spokojnie, już po wszystkim. – sam nie wiedział, kiedy ją
przytulił, ale ona nie przestała mówić.
- Uderzyłam twarzą w kierownice rozcinając policzek. Kiedy
wszystko ustało nie mogłam wysiąść. Nie mogłam się poruszyć. Wyciągnęli mnie
dopiero jak rozcięli karoserię. Ten drugi kierowca zginął na miejscu. Wypadł
przez szybę. Powiedzieli, że był piany – w tym momencie trzęsła się płacząc.
- Cii, już wszystko w porządku. – głaskał ją uspokajająco po
głowie.
- Policja powiedziała, że miałam dużo szczęścia. A cudem
jest to, że praktycznie nic mi się nie stało. Ja…ja mogłam zginąć jak ten
chłopak.
- Ale nie zginęłaś. Nie tak łatwo jest się ciebie pozbyć –
próbował ją pocieszyć. Powoli się uspokoiła. Nie wiedział, kiedy zasnęła.
Biorąc ja na ręce wyszedł po schodach na górę, gdzie w sypialni położył ją na
łóżku i delikatnie przykrył. Opuścił pokój zostawiając ją samą. Wziął szybki
prysznic i sam położył się by po chwili odpłynąć do krainy Morfeusza.
Obudził go jakiś dźwięk. Usiadł nasłuchując. Ktoś krzyczał.
Dopiero po chwili jego mózg załapał, że to Hermiona. Wpadł do sypialni, w
której spała i zaświecił małą lampkę. Leżała na łóżku, kręcąc się niespokojnie
krzyczała przez sen, a po jej policzkach płynęły łzy.
- Hermiona – ruszył ją – Hermiona! – nie zdawał sobie
sprawy, że zwraca się do niej po imieniu. Obudziła się i zapłakana popatrzyła
na niego. Usiadł i przytulił ją do siebie. – Spokojnie malutka. Już wszystko w
porządku. To był tylko zły sen. Nic ci nie grozi. – starał się mówić cichym i
opanowanym głosem. Uspakajała się. Dalej ja tuląc położył się. Czół jak jego koszulka
przemaka od jej łez. Nie mógł uwierzyć, że ktoś mógł spowodować, że ta silna kobieta,
z którą spotkał się kilka dni temu, teraz jest tak krucha, słaba i delikatna.
Chciał ją w tym momencie schować przed całym światem.
- Zep…m..au – nie zrozumiał jej
- Co? – odsunął się delikatnie i popatrzył w te zapłakane
spuchnięte oczy.
- Ze..zepsuł mi a..a.auto – słysząc to roześmiał się.
- Kobieto ciesz się, że żyjesz, a nie martw się o to, że
auto poszło do kasacji. Kupisz sobie nowe.
– uśmiechnął się do niej perfidnie.
- Ale ja je lubiłam.
- Kupisz sobie nowe.
- Żebyś wiedział. Będzie lepsze niż to twoje pożal się
Lamborghini. – słysząc jak pociąga nosem podał jej chusteczkę
- Nie ma na to szans kociaku by było lepsze. Co sobie
kupisz?
- Aston Martina V8 – nie zasnęli już. Leżeli, a on cały czas
ją przytulał. Rozmawiali o różnych błahych rzeczach. Była to taktyka Draco na
to, żeby odciągnąć ją od myśli o wypadku. Nagle zapanowała między nimi cisza, ale
to był rodzaj ciszy, który ich nie krepował. Przyciągnął ją do siebie jeszcze
bliżej i delikatnie pocałował. Oddała pocałunek mocno wpijając się w jego
wargi. Nie spodziewał się tego, ale nie przeszkadzało mu to. W czasie pocałunku
Hermiona pozbyła się bluzy, w którą była ubrana. Kiedy pocałunki przerodziły
się w coś więcej blondyn nagle się odsunął. Nic nie rozumiejąc popatrzyła na
niego zdezorientowana.
- Co jest?
- Nie mogę. Znaczy nie chodzi o to, że nie chcę, bo chcę,
ale nie mogę.
- Dlaczego? – to pytanie wymówiła szeptem.
- Jesteś poobijana po wypadku, posiniaczona. Każdy
mocniejszy dotyk, zbliżenie ciał będzie cię bolało.
- Nie obchodzi mnie to. – tym razem to ona pocałowała jego.
Potrzebowała bliskości. W tym momencie chciała by ktoś był z nią jak najbliżej.
Poprawka nie ktoś, a dokładniej Draco Malfoy. Mężczyzna, o którym ostatnio dużo
myślała. Miała świadomość, że być może popełnia wielki błąd. Że jutro rano może czuć wyrzuty sumienia i
żałować tego, co zrobiła. Że na pewno ten blondwłosy mężczyzna jutro wyśmieje
ją. Ale w tym momencie to nie miało znaczenia. Chciała tego i to bardzo. Chyba
pierwszy raz w życiu Draco Malfoy podczas seksu był, aż tak delikatny. Po
wszystkim, kiedy znowu się w niego wtuliła szybko odpłynęła w krainę snów. Tym
razem nie nawiedził jej żaden koszmar. Patrzył chwilę jak drobna brunetka
zasypia przytulona do niego. Kiedy jej oddech stał się miarowy sam zamknął oczy
i zasnął.
Obudziła się czując przyjemne ciepło innego ciała. Na
zewnątrz już świtało. Delikatnie odwróciła się i popatrzyła na śpiącego
blondyna. Jak najostrożniej się dało przesunęła się na brzeg łóżka z zamiarem
wstania zanim on się obudzi.
- Wracaj do łóżka i śpi. Jest jeszcze wcześnie – zamarła w
pół ruchu nie wiedząc, co zrobić. – Daje ci możliwość zrobienia tego po
dobroci. – gdy był zaspany jego głos był seksownie zachrypnięty. – Jeżeli nie,
to zrobię to siłą, a nie lubię jak ktoś zmusza mnie do czegoś z samego rana -
Niczym grzeczna dziewczynka z powrotem położyła się do łóżka. Chwile później chwycił
ja ręką w pasie i przesunął do siebie przytulając się do pleców kobiety.
Przymknęła oczy. Sądziła, że już nie zaśnie, ale bardzo się pomyliła. Kiedy ona
znowu spała Draco Malfoy leżał z przymkniętymi oczami. Zastanawiał się, co się
z nim dzieję, a dokładniej, co z nim zrobiła ta kobieta. Normalnie pozwoliłby
jej zniknąć, upraszczając tym całą sprawę, ale on nie chciał by wyszła. W tym
momencie uświadomił sobie, że nie jest w stanie potraktować jej jak każdej
swojej kochani. Nie chciał jej tak potraktować. Kiedy znowu się obudziła
mężczyzna stał w swojej garderobie. Przez otwarte drzwi widziała jak ubiera na
siebie spodnie. Jego włosy były jeszcze wilgotne po prysznicu, który wziął
przed chwilą
- Dzień dobry. – wrócił do sypialni i popatrzył na rozespaną
kobietę – Tam jest łazienka. Na półce masz czysty ręcznik, więc jak chcesz
możesz się wykąpać. Niestety nie potrafię naprawiać ubrań.
-Dam sobie radę.
- Jak skończysz zejdź
na dół do jadalni. Ja idę sprawdzić czy w tym domu jest coś do jedzenia. –
zszokowana patrzyła jak wychodzi z pokoju. Nie rozumiała jego zachowania, tak
samo jak on go nie rozumiał. Pół godziny później zeszła na dół, gdzie w jadalni
na stolę czekał dzbanek czarnej kawy i talerz z kanapkami. Blondyn siedział i
konsumował właśnie śniadanie.
- Smacznego - odezwała się cicho.
- Dzięki, siadaj i jedź. – kiedy skończyli podziękowała mu
za wczorajszą pomoc i poinformowała, że wraca do siebie. Musiała wyrobić
się do pracy na trzynastą.
- O której kończysz?
- O dziewiętnastej – odprowadził ją do drzwi. Wyszła na
ganek i teleportowała się. Wbrew sobie Hermiona cały dzień myślała o Draconie.
Z ulga przyjęła, że godziny jej pracy się skończyły. Zamierzała wziąć długą
kąpiel, otworzyć butelkę wina i poczytać dobrą książkę. Wyszła na plac przed
szpitalem i zaskoczona popatrzyła na przystojnego blondwłosego mężczyznę
ubranego na czarno, trzymającego w ręce kask. Nonszalancko opierał się o motor.
Kiedy zauważył kobietę, na którą czekał ruszył w jej kierunku. Podchodząc do
niej zagadkowo się uśmiechnął. Widać było, że musiała pozażywać różne eliksiry,
bo większość ran, zadrapań i siniaków znikła. Jedynie na policzku miała nieduży
opatrunek mniejszy od tego wczorajszego
- Malfoy, co ty tutaj robisz? – zdziwiona patrzyła się na
mężczyznę
- Czekam na ciebie.
- Na mnie?
- Chyba mówię wyraźnie. Chodź – złapał ja za rękę i
pociągnął w stronę motocykla. Czuła obawy, ale i tak po chwili siedziała na
maszynie i ubierała podany przez niego kask. Jadąc przytulała się do niego.
Zaskoczona popatrzyła jak zatrzymuje się pod salonem Aston Martina.
- Co my tu robimy?
- Chyba widać? Idziemy kupić nowy samochód. Musisz jak
najszybciej wsiąść za kółko. Inaczej nigdy już nie wsiądziesz za kierownicę. –
dobrze wiedziała, o czym mówi. O szoku pourazowym i niechęci. Miał
stuprocentową rację. Już czuła lekką obawę przed złapaniem kierownicy w ręce i
naciśnięciem gazu. Po prawie dwóch godzinach negocjacji prowadzonych z pomocą
Malfoya udało jej się kupić V8, na który nie musiała czekać ponad miesiąc.
Stali na parkingu przy pięknym, ciemnobordowym aucie. Widział w jej oczach
niepokój, ale postanowił jej pomóc. Zostawił motocykl wsadził ja za kierownice,
a sam zajął miejsce pasażera. Za jego namową odpaliła silnik i powoli ruszyła
przed siebie. Od tamtego dnia często się zdarzało, że przyjeżdżał po nią do
pracy. Chcąc czy nie chcąc Draco Malfoy musiał po miesiącu przyznać się przed
samym sobą, że zależy mu na pani magomedyk. Sami nie wiedzieli, kiedy zaczęli
się ze sobą spotykać. On kiedyś przeciwnik mugoli, gardzący mugolakami,
mężczyzna niemyślący nigdy o poważniejszym związku. I ona, która nienawidziła
go przez tyle lat, chcąca się związać z kimś, kto będzie ją kochał, szanował i
wspierał. Nie było, żadnej rozmowy o zostaniu parą. Tak jakoś wyszło samo z
siebie, że związali się ze sobą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz