poniedziałek, 4 czerwca 2012

Zagadki przyszłości - odc. 20


Wstała dzisiaj później niż zawsze. Mogła sobie na to pozwolić, ponieważ w dzisiejszym grafiku była rozpisana na nocny dyżur. Po zjedzeniu śniadania i wypiciu kubka czarnej mocnej kawy, złapała torbę, która zawsze była spakowana i teleportowała się pod pływalnie. Tak jakoś po przebudzeniu leżąc w łóżku naszła ją ochota na wizytę na basenie. Z tak dobrze znanym sobie uczuciem relaksu skacząc na główkę zanurzyła się w chłodnej wodzie. Uwielbiała ten stan. Woda, która opływa ciało, powodująca zapomnieć o wszystkim. Nikt oprócz niej i kolejnych długości basenu. Męczących, a zarazem odprężających mięśnie. Mogła spędzać w tym miejscu dużo czasu. Długość za długością, fikołek, odepchnięcie od ścianki basenu i powrót. Rytmiczna praca rąk i nóg. Szum, kiedy wynurzając głowę nabierała powietrza i cisza, kiedy z powrotem wracała pod wodę. Przyjemne uczucie w momencie, gdy kolejna porcja powietrza dostawała się do płuc, by następnie w czasie kolejnego kopnięcia nogami wypuścić go do wody. Zatrzymała się przy murku i wspierając się na rękach wyszła z basenu. Okrywając się ręcznikiem ruszyła do szatni pod ciepły prysznic. W dobrym humorze wróciła do domu. Rozpakowawszy torbę przebrała się i łapiąc kluczyki weszła do garażu. Z uśmiechem na ustach popatrzyła na miłość swojego życia. Nawet w ciemnym garażu audi r8 zachwycało swoim wyglądem. Wsiadła do środka i odpalając obudziła maszynę do życia. Cichy pomruk silnika rozniósł się po pomieszczeniu. Tak dawno nie miała kierownicy w rękach. Pilotem otworzyła drzwi garażowe i wyjechała na ulicę. Za osiedlem zjechała na autostradę i docisnęła pedał gazu. Maszyna zamruczała i przyśpieszyła. Płynnie pokonywała kolejne zakręty. Jakieś sto pięćdziesiąt kilometrów dalej zjechała z autostrady do małego miasteczka. Zawróciła i wracając na autostradę ruszyła w stronę Londynu. Kiedy znalazła się na obrzeżach miasta, skręciła na zachód by znaleźć się na jednym z podmiejskich osiedli. Zatrzymując się pod dużą bramą zatrąbiła. Po chwili podjechała podjazdem pod dom, gdzie zaparkowała. Bez skrępowania otworzyła drzwi i weszła do środka. Od ścian holu echem odbijał się stukot jej wysokich obcasów.  Zaraz po wejściu do domu usłyszała jak, ktoś gra na tarasie. Była pewna, że to Natt. Pewność tą straciła, kiedy usłyszała głos, który nie należał do niego  (Creed – Don’t stop dancing)

Czasami życie jest paskudne i prawie nie mogę zobaczyć światła
Srebrna podszewka czasami nie jest wystarczająca
Żeby coś złego wydawało się dobre
Cokolwiek życie przynosi
Przeszedłem przez wszystko
I znowu padłem na kolana

Ale wiem musze iść na przód
Chociaż jestem ranny musze być silny
Ponieważ wewnątrz wiem, że wielu też tak czuje 

Przeszła przez salon, biorą po drodze puszkę coli stojącą przy barku i wyszła na taras. Zatkało ją, kiedy zobaczyła swojego przyjaciela siedzącego w tarasowym fotelu, a w drugim fotelu naprzeciwko niego Malfoya trzymającego gitarę. Przestał śpiewać.
- Cześć Granger, dawno się nie widzieliśmy – patrzył na nią. Stała w drzwiach ubrana cała na czarno. Golf podkreślał jej wąską talie i uwydatniał piersi. Czarne wąskie spodnie eksponowały długie nogi wydłużone optycznie jeszcze bardziej przez tego samego koloru czółenka na wysokiej szpilce.
- Tak Malfoy, już się za toba stęskniłam. Ja przyjdę później braciszku, jak twój gość już wyjdzie.
- Miona, daj spokój.
- Nie Natt. Chciałam z tobą porozmawiać na temat tego, nad czym miałam się zastanowić, ale to jest rozmowa w cztery oczy. Dlatego daj znać jak będziesz sam.
- Granger poczekaj! Ja pójdę poszukać sobie czegoś do picia, a wy sobie pogadajcie – domyślał się, o czym szatynka chce rozmawiać z Nathanielem. Minął ją w drzwiach znikając wewnątrz domu
- Siadaj – wskazał jej ręką fotel, na którym przed chwilą siedział Malfoy. Usiadła i otworzyła sobie puszkę by napić się chłodnego napoju.
- Myślałam nad naszą rozmową. Przeanalizowałam każde za i przeciw. I doszłam do wniosku, że nie ma szans bym została piosenkarką…
- Ale…
- Nie przerywaj, daj mi dokończyć. – ujęła jego dłoń i delikatnie ścisnęła - Ty odnalazłeś swoje miejsce w świecie muzyki, a ja swoje w świecie magomedycznym. Kocham to, co robię i nie chce robić niczego innego. Nie wiesz, jaką  mi to daję satysfakcję. Nie mogę tego porzucić dla nagrania płyty, trasy koncertowej czy czegoś innego. Czułabym się z tym źle. Praca w szpitalu daje mi zastrzyk codzienny energii. Nie wiesz, jakim cudownym uczuciem jest widzieć na przykład jak kilkuletni brzdąc, który był już prawie po tamtej stronie wraca do życia, codziennie nabierając więcej sił. Jaka radość wtedy biję od ich rodziców. Wiadomo, że nie zawsze uda mi się oszukać śmierć i nie uratuję kogoś. Takie są realia mojego zawodu. Podejmując go liczyłam się z tym i liczę do dzisiaj starając się wykonywać swoją prace najlepiej jak mogę. Dlatego nie chce zamieniać jej na nic innego, bo nic nie da mi takiej satysfakcji. Wiem, powiesz zaraz, że mogę sobie zrobić dłuższą przerwę, ale nie mogłabym nagle tak zrezygnować na dłuższy czas zostawiając to wszystko. Czułabym się jak wyrwana ze swojego świata. Dlatego zrozum mnie i nie denerwuj się, że nie przyjmę propozycji Malfoya.
- Ech siostra, tak naprawdę rozumiem cię. Ja mam świat muzyki, a ty świat białych fartuchów i sterylności – słysząc ten opis roześmiała się. – Ale mam do ciebie jedną małą prośbę.
- Słucham? Jak będzie możliwa do spełnienia to nie ma problemu spełnię ją braciszku.
- Nagraj ze mną utwór na mój najnowszy krążek. – widział jak się zastanawia.
- Jeden? – znał ten niepewny głos
- Jeden, jedyny – uśmiechnął się do niej
- Dobra jeden utwór i tylko ten jedne raz. Ale robie to tylko dlatego, że cię kocham braciszku.
- Super. Smoku! Przyjdź tutaj! – po jakiejś chwili na taras wrócił Draco.
- Co jest? – oparł się o framugę drzwi.
- Hermiona nie podpisze z tobą umowy na płytę i nie zwiąże się z tym biznesem.
- Jesteś tego pewna Granger? – czuła się jakby tymi stalowoszarymi oczami próbował zajrzeć do jej wnętrza. W tej chwili dobrze pamiętała jak mama zawsze jej mówiła, że jej oczy są jak brama do jej duszy, otwarta księga, z której tak łatwo czytać. Teraz właśnie wydawało jej się, że mężczyzna próbuję odczytać zdania zapisane w jej księdze.
- W stu procentach.
- Szkoda.
- Ale jest jeden mały plus – brunet zwrócił się do swojego przyjaciela i menagera. – Zgodziła się nagrać z nami jedną piosenkę na nowy krążek.
- Jeżeli tylko chcesz z nią nagrać to nie widzę przeciwwskazań. Za tydzień zaczynamy prace nad nowym materiałem. Jak będzie coś wiadomo, to skontaktuję się z tobą Granger.
- Wolałabym żeby Natt się ze mną kontaktował. Ja się zbieram braciszku.
- Może jednak zostaniesz?
- Nie, mam nocny dyżur. Do tego, a nieważne… Cześć. – po chwili trzęsły drzwi, a następnie usłyszeli ciche mruczenie silnika.
- Jak to jest, że kiedy ona cię widzi to praktycznie warczy? – Natt popatrzył na blondyna
- Widzisz, ma się ten swój dar…

Wróciła do domu, przyszykowała obiad i po zjedzeniu postanowiła położyć się i zdrzemnąć godzinkę czy dwie przed wyjściem na nocny dyżur. O dziewiętnastej wstała żeby doprowadzić się do porządku, przegryź coś i teleportować się do szpitala. O 20 zaczynała nocny dyżur. Miała tylko nadzieję, że ta noc będzie spokojna.
***
Ze snu wyrwał ją dzwonek do drzwi. Zmęczona popatrzyła na zegarek, 12:23. Z jękiem zwlekła się z łóżka i narzucając na siebie szlafrok wyszła z sypialni. Schodząc na dół po schodach w myślach obiecywała sobie, że osobie stojącej na ganku powyrywa nogi z tyłka. Nie zdążyła nic powiedzieć po otwarciu drzwi, gdyż rudę dziewczę nie czekając na zaproszenie wpakowało się do środka. Zrezygnowana zamknęła drzwi i weszła do kuchni. Włączyła ekspres. Chwilę potem w pomieszczeniu czuć było aromat życiodajnego napoju. Napełniła nim dwa kubki i postawiła je na stolę. Jeden dla siebie, drugi dla siedzącej po przeciwnej stronie kobiety.
- Spałaś?
- Jak widać. – upiła łyk kawy takiej, jaką najbardziej lubiła. Gorzką, czarną i mocną.
- Rany nie pomyślałam, że mogłaś mieć nocny dyżur. Przepraszam cię.
- Nie ma już, o czym mówisz, wstałam i już się nie położę. Co cię gnębi Gin? – już na początku zobaczyła, że przyjaciółka nie wygląda najlepiej – Albo nie mów, sama zgadnę. Twój problem nazywa się Blaise Zabini – ruda jęknęła i położyła głowę na stoliku – Co się tym razem stało?
- Wyobraź sobie, że siedzę sobie spokojnie w domu, gdy…

Słysząc pukanie do drzwi wstała z fotela. Nie spodziewała się gości, dlatego zdziwiła się, że ktoś przyszedł.
- Co ty tu robisz? – jej ton wcale nie przypominał miłego głosu właścicielki domu witającej gościa.
- Antykwariat był zamknięty, więc przyszedłem tutaj. Chciałem z toba porozmawiać.
- My nie mamy, o czym rozmawiać Zabini – zamykała drzwi, gdy usłyszała jego głos.
- Jeżeli nie wpuścisz mnie do środka Weasley i nie porozmawiamy, będę stał tutaj pod twoim domem i krzyczał tak głośno, że wszyscy na tej ulicy mnie usłyszą.
- Miłego zdzierania gardła – zatrzasnęła drzwi.
- WEASLEY POROZMAWIAJ ZE MNĄ, BO MUSZĘ… - drzwi się uchyliły
- Właź tylko zamknij tą swoją jadaczkę. – usłyszał zdenerwowany głos rudej.
- Wiedziałem, że zmądrzejesz – z uśmiechem na ustach wszedł do środka – Może zaproponujesz mi herbatę lub…

- I wyobraź sobie, że jakby nigdy nic zaprosił mnie na jakieś przyjęcie do swoich znajomych. Chyba na łeb upadł, albo fortepian na niego spadł. – westchnęła i upiła łyk kawy. – I wychodząc z radosną miną powiedział, że wróci po odpowiedź jutro wieczorem, to znaczy dzisiaj wieczorem. On jest szczęśliwy, kiedy uda mu się wyprowadzić mnie z równowagi, a szczyt szczęścia dla niego to chwile, kiedy dostaje furii. – słysząc to brunetka roześmiała się. – I co cię tak bawi? – burknęła w stronę swojej przyjaciółki.
- Zachowujecie się jak dzieci. Nie słyszałaś o powiedzeniu „Kto się czubi, ten się lubi”?
- Hermiona nie dobijaj mnie. – znowu ze zrezygnowaniem położyła głowę na stolę. Lepiej powiedź, co ja mam zrobić by on się odczepił 
- Ginny, Blaise jest inteligentnym, przystojnym facetem.
- Tak jasne, a ja jestem królową angielską.
- Witaj wasza wysokość – wstała i dygnęła przed przyjaciółką.
- Hermiona!
- No już dobrze, już będę poważna. Zgódź się i idź z nim na to przyjęcie.
- To ja poproszę orangutana by załatwił ci byś mogła iść z Malfoyem. – popatrzyła na nią ze złośliwymi ognikami w oczach.
- O nie moja droga, tak to my się bawić nie będziemy. Przyszłaś do mnie, więc ci doradzam. Mnie do tego nie mieszaj, tym bardziej w jednym zdaniu z Malfoyem. Pomyśl sama, jeżeli Blaise lubi cię irytować, ale moim zdaniem ma to inne podłoże... No dobra ujmę to inaczej tylko tak na mnie nie patrz jakbyś była kanibalem widzącym człowieka po długiej głodówce. Jeżeli on lubi cię denerwować bądź ponad to, pokaż mu, że jesteś silniejsza. Idź z nim na to przyjęcie, nie daj się sprowokować niech zrozumie, że jesteś silna, a może nawet silniejsza od niego. – Opierając łokcie na stole oparła brodę o dłonie. Zastanawiając się nad słowami przyjaciółki.
- Może i masz rację…
- Mam na pewno Gin
- Może i masz rację – powtórzyła niezrażona – ale jeżeli zabiję go na tym przyjęciu będziesz to tylko i wyłącznie twoja wina.
- Będę ci przesyłać paczki do Azkabanu, albo nie, jako magomedyk wydam ci papiery o niepoczytalności, dzięki czemu zamieszkasz w szpitalu nie w więzieniu.
- Zamknij się już jędzo. Ubieraj się idziemy na zakupy, jeżeli mam iść na tą imprezę z tym gorylem to muszę coś kupić, bo nie mam żadnej sukienki.
Kilka godzin włóczyły się po sklepach. Ich zadanie było trudne. W końcu nie wiedziały, jakiego typu sukienki szukają. W końcu doszły do wniosku, że nie kupią żadnej. Ruda miała dowiedzieć się wieczorem od Zabiniego, jaki strój obowiązuje i dopiero wtedy wyruszą na poszukiwanie odpowiedniej sukienki. W tym momencie Ginevra umierała ze śmiechu.
- Hermiona, po co ci kolejna para szpilek?
- No jak to, po co? Do chodzenia. Robi się coraz zimniej, więc się przydadzą. Popatrz, jakie one są ładne – z radością w oczach patrzyła na botki na wysokiej szpilce wykonane z czerwono-czarnej delikatnej skórki. Wychodziła z założenia, że pracuje, nie ma rodziny, więc pieniądze może wydawać na swoje małe przyjemności. Najwięcej pieniędzy właśnie wydawała na buty, książki i swoje ukochane auto. W sklepie obok dokupiła do butów rękawiczki i szal. Z szerokim uśmiechem na ustach wracała do domu.
- Czyli widzimy się jutro i idziemy na zakupy.
- Tak Gin, ale po południu, bo rano jestem w pracy.
- W takim razie życz mi szczęścia na dzisiejszy wieczór i do zobaczenia jutro.
- Pa.

Otwierała drzwi, kiedy na jej podjeździe zaparkował czarny Land Rover. Uśmiechnęła się widząc wysiadającego kierowcę, który podszedł do niej.
- Witam szefa. Jeden dzień nie ma mnie w szpitalu i już się stęskniłeś – uśmiechnęła się do niego szeroko.
- Żebyś wiedziała usychałem z tęsknoty. Kobieto ja bez ciebie nie umiem żyć, ani oddychać – roześmiał się wchodząc za nią do domu.
- Napijesz się czegoś?
- Coś zimnego poproszę.
- Już się robi. Rozgość się, a ja zaraz wracam. – usiadł na sofie, a ona znikła w kuchni, by po chwili wrócić z tacą, na której stał dzbanek z sokiem, dwie szklani i talerz z ciastkami. Usiadła na kanapie, opierając się o podłokietnik i patrząc na przyjaciela siedzącego na jej drugiej części.
- No nie patrz tak na mnie. W szpitalu wszystko w porządku. Masz wolne, nie przyjeżdżałbym do ciebie w sprawie szpitala.
- Dobrze wiedzieć.
- Musisz mi pomóc.
- Oczywiście wiedziałam, że bez żadnej sprawy byś mnie nie odwiedził.
- No nie przesadzaj. Myślałem, że po całych dniach w szpitalach masz dość widoku szefa.
- Szefa tak, ale przyjaciela nie. – słysząc te słowa Bill zaśmiał się.
- Dzisiaj przychodzę do ciebie jak przyjaciel do przyjaciółki.
- No to mów, o co chodzi? – ugryzła ciasto patrząc wyczekująco w jego oczy.
- Dostałem zaproszenie na przyjęcie organizowane w przyszłą sobotę, czyli za dwa tygodnie. Napisane w nim jest Bill Liner z osobą towarzyszącą. Dlatego chciałbym cię prosić byś poszła ze mną, jako moja osoba towarzysząca.
- A co ja z tego będę miała? – lekko go zszokowała tym pytaniem.
- Miłe towarzystwo i dobrą zabawę? – roześmiała się, czym jeszcze bardziej go zdziwiła.
- Bill przecież ja żartowałam. Oczywiście chętnie z tobą pójdę na to przyjęcie, bo z tego, co dobrze pamiętam nie mam nic zaplanowanego na następną sobotę. Chyba, że mój szef ustawi mi dyżur, a jak dobrze wiesz on nie zgodzi się na żadne zmiany w grafiku.
- Tym dyktatorem się nie przejmuj. Biorę to na siebie. Załatwię by dał ci wolne. – uśmiechnął się do niej. Poczucie humoru było jedną z rzeczy, którą w niej lubił.
- Rozumie, że jeżeli dostałeś zaproszenie to przyjęcie ma charakter bardziej oficjalny?
- Tak, ale nie bardzo sztywny. Nie musze mieć fraku, a ty jakiejś sukni balowej. Wystarczy elegancja, a wiem, że to dla ciebie żaden problem widząc jak dobry masz gust
- Dziękuję za komplement. A kto organizuję to przyjęcie? – padło pytanie, którego najbardziej się obawiał. Miał nadzieję, że jednak nie zapyta i dowie się dopiero w dniu przyjęcia. Westchnął w myślach.
- Organizatorem przyjęcia są Narcyza i Lucjusz Malfoy. Przyjęcie odbywa się w ich rezydencji. – słysząc jego słowa spiorunowała go wzrokiem.
- Chyba żartujesz? Wiesz dobrze, że do pani Narcyzy i jej męża nic już nie mam, ale ich syn doprowadza mnie do białej gorączki. Może lepiej będzie jak poszukasz, kogoś innego by z tobą poszedł?
- Hermiona proszę cię. Nie zachowuj się jak mała dziewczynka. Nie chce iść z kimś innym, bo się zanudzę. Idąc z tobą mam pewność, że spędzę miło czas. Bez żadnych podtekstów erotycznych czy miłosnych. Ty po tym przyjęciu nie będziesz sądzić, że jest między nami jakaś chemia i zostaniemy parą.
- Skąd możesz być tego taki pewien? – przesunęła się i usiadła na jego kolanach, głaskając go po głowie. – Może ja się potajemnie w tobie kocham? Mam ochotę się na ciebie rzucić i wykorzystać seksualnie? – szepnęła mu konspiracyjnie do ucha.
- No to dawaj, czekam na to prawie dwa lata odkąd przekroczyłaś próg mojego biura. -  Złapał ją i przewrócił tak, że leżała na sofie, a on na niej. Założył jej niesforny kosmyk włosów za ucho. Popatrzyli sobie głęboko w oczy, po czym wybuchli głośnym śmiechem. Podniósł się i podał jej rękę by mogła usiąść.
- Niech ci będzie pójdę z tobą na to przyjęcie. Jesteś niemożliwy.
- I nawzajem panno Granger. Cieszę się, że ze mną pójdziesz. Zmieniając temat, masz jakieś zdjęcia z wakacji?
- Kilka zrobiłam - ze względu, że różdżka leżała w torebce wstała i podeszła do komody, z której wyciągnęła kopertę i podała ją mężczyźnie. Siedzieli i oglądali zdjęcia, co chwile się śmiejąc. Niektórzy sądzą, że przyjaźń damsko-męska nie ma prawa istnieć. Zawsze musi mieć podtekst erotyczny. Ona sądziła inaczej. Wiedziała, że Bill jest jej dobrym przyjacielem, na którego zawsze może liczyć. I jest to uczucie tylko czysto przyjacielskie zarówno z jej, jak i jego strony. Dobrze wiedziała, że na początku ich znajomości mężczyzna miał nadzieję na coś więcej, ale po wytłumaczeniu sobie kilku spraw zrozumiał, że to nie ma najmniejszych szans. Dlatego teraz nie chciał nic więcej niż jej przyjaźni, z która czół się komfortowo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz