Wstała dzisiaj później niż zawsze. Mogła sobie na to
pozwolić, ponieważ w dzisiejszym grafiku była rozpisana na nocny dyżur. Po
zjedzeniu śniadania i wypiciu kubka czarnej mocnej kawy, złapała torbę, która
zawsze była spakowana i teleportowała się pod pływalnie. Tak jakoś po
przebudzeniu leżąc w łóżku naszła ją ochota na wizytę na basenie. Z tak dobrze
znanym sobie uczuciem relaksu skacząc na główkę zanurzyła się w chłodnej
wodzie. Uwielbiała ten stan. Woda, która opływa ciało, powodująca zapomnieć o
wszystkim. Nikt oprócz niej i kolejnych długości basenu. Męczących, a zarazem
odprężających mięśnie. Mogła spędzać w tym miejscu dużo czasu. Długość za
długością, fikołek, odepchnięcie od ścianki basenu i powrót. Rytmiczna praca
rąk i nóg. Szum, kiedy wynurzając głowę nabierała powietrza i cisza, kiedy z
powrotem wracała pod wodę. Przyjemne uczucie w momencie, gdy kolejna porcja
powietrza dostawała się do płuc, by następnie w czasie kolejnego kopnięcia
nogami wypuścić go do wody. Zatrzymała się przy murku i wspierając się na
rękach wyszła z basenu. Okrywając się ręcznikiem ruszyła do szatni pod ciepły
prysznic. W dobrym humorze wróciła do domu. Rozpakowawszy torbę przebrała się i
łapiąc kluczyki weszła do garażu. Z uśmiechem na ustach popatrzyła na miłość
swojego życia. Nawet w ciemnym garażu audi r8 zachwycało swoim wyglądem.
Wsiadła do środka i odpalając obudziła maszynę do życia. Cichy pomruk silnika
rozniósł się po pomieszczeniu. Tak dawno nie miała kierownicy w rękach. Pilotem
otworzyła drzwi garażowe i wyjechała na ulicę. Za osiedlem zjechała na
autostradę i docisnęła pedał gazu. Maszyna zamruczała i przyśpieszyła. Płynnie
pokonywała kolejne zakręty. Jakieś sto pięćdziesiąt kilometrów dalej zjechała z
autostrady do małego miasteczka. Zawróciła i wracając na autostradę ruszyła w
stronę Londynu. Kiedy znalazła się na obrzeżach miasta, skręciła na zachód by
znaleźć się na jednym z podmiejskich osiedli. Zatrzymując się pod dużą bramą
zatrąbiła. Po chwili podjechała podjazdem pod dom, gdzie zaparkowała. Bez
skrępowania otworzyła drzwi i weszła do środka. Od ścian holu echem odbijał się
stukot jej wysokich obcasów. Zaraz po
wejściu do domu usłyszała jak, ktoś gra na tarasie. Była pewna, że to Natt. Pewność
tą straciła, kiedy usłyszała głos, który nie należał do niego (Creed – Don’t stop dancing)
Czasami życie jest paskudne i prawie nie mogę zobaczyć
światła
Srebrna podszewka czasami nie jest wystarczająca
Żeby coś złego wydawało się dobre
Cokolwiek życie przynosi
Przeszedłem przez wszystko
I znowu padłem na kolana
Ale wiem musze iść na przód
Chociaż jestem ranny musze być silny
Ponieważ wewnątrz wiem, że wielu też tak czuje
Przeszła przez salon, biorą po drodze puszkę coli stojącą
przy barku i wyszła na taras. Zatkało ją, kiedy zobaczyła swojego przyjaciela
siedzącego w tarasowym fotelu, a w drugim fotelu naprzeciwko niego Malfoya
trzymającego gitarę. Przestał śpiewać.
- Cześć Granger, dawno się nie widzieliśmy – patrzył na nią.
Stała w drzwiach ubrana cała na czarno. Golf podkreślał jej wąską talie i
uwydatniał piersi. Czarne wąskie spodnie eksponowały długie nogi wydłużone optycznie
jeszcze bardziej przez tego samego koloru czółenka na wysokiej szpilce.
- Tak Malfoy, już się za toba stęskniłam. Ja przyjdę później
braciszku, jak twój gość już wyjdzie.
- Miona, daj spokój.
- Nie Natt. Chciałam z tobą porozmawiać na temat tego, nad
czym miałam się zastanowić, ale to jest rozmowa w cztery oczy. Dlatego daj znać
jak będziesz sam.
- Granger poczekaj! Ja pójdę poszukać sobie czegoś do picia,
a wy sobie pogadajcie – domyślał się, o czym szatynka chce rozmawiać z
Nathanielem. Minął ją w drzwiach znikając wewnątrz domu
- Siadaj – wskazał jej ręką fotel, na którym przed chwilą
siedział Malfoy. Usiadła i otworzyła sobie puszkę by napić się chłodnego
napoju.
- Myślałam nad naszą rozmową. Przeanalizowałam każde za i
przeciw. I doszłam do wniosku, że nie ma szans bym została piosenkarką…
- Ale…
- Nie przerywaj, daj mi dokończyć. – ujęła jego dłoń i
delikatnie ścisnęła - Ty odnalazłeś swoje miejsce w świecie muzyki, a ja swoje
w świecie magomedycznym. Kocham to, co robię i nie chce robić niczego innego.
Nie wiesz, jaką mi to daję satysfakcję.
Nie mogę tego porzucić dla nagrania płyty, trasy koncertowej czy czegoś innego.
Czułabym się z tym źle. Praca w szpitalu daje mi zastrzyk codzienny energii.
Nie wiesz, jakim cudownym uczuciem jest widzieć na przykład jak kilkuletni
brzdąc, który był już prawie po tamtej stronie wraca do życia, codziennie
nabierając więcej sił. Jaka radość wtedy biję od ich rodziców. Wiadomo, że nie
zawsze uda mi się oszukać śmierć i nie uratuję kogoś. Takie są realia mojego
zawodu. Podejmując go liczyłam się z tym i liczę do dzisiaj starając się
wykonywać swoją prace najlepiej jak mogę. Dlatego nie chce zamieniać jej na nic
innego, bo nic nie da mi takiej satysfakcji. Wiem, powiesz zaraz, że mogę sobie
zrobić dłuższą przerwę, ale nie mogłabym nagle tak zrezygnować na dłuższy czas
zostawiając to wszystko. Czułabym się jak wyrwana ze swojego świata. Dlatego
zrozum mnie i nie denerwuj się, że nie przyjmę propozycji Malfoya.
- Ech siostra, tak naprawdę rozumiem cię. Ja mam świat
muzyki, a ty świat białych fartuchów i sterylności – słysząc ten opis
roześmiała się. – Ale mam do ciebie jedną małą prośbę.
- Słucham? Jak będzie możliwa do spełnienia to nie ma
problemu spełnię ją braciszku.
- Nagraj ze mną utwór na mój najnowszy krążek. – widział jak
się zastanawia.
- Jeden? – znał ten niepewny głos
- Jeden, jedyny – uśmiechnął się do niej
- Dobra jeden utwór i tylko ten jedne raz. Ale robie to tylko
dlatego, że cię kocham braciszku.
- Super. Smoku! Przyjdź tutaj! – po jakiejś chwili na taras
wrócił Draco.
- Co jest? – oparł się o framugę drzwi.
- Hermiona nie podpisze z tobą umowy na płytę i nie zwiąże
się z tym biznesem.
- Jesteś tego pewna Granger? – czuła się jakby tymi
stalowoszarymi oczami próbował zajrzeć do jej wnętrza. W tej chwili dobrze
pamiętała jak mama zawsze jej mówiła, że jej oczy są jak brama do jej duszy,
otwarta księga, z której tak łatwo czytać. Teraz właśnie wydawało jej się, że
mężczyzna próbuję odczytać zdania zapisane w jej księdze.
- W stu procentach.
- Szkoda.
- Ale jest jeden mały plus – brunet zwrócił się do swojego
przyjaciela i menagera. – Zgodziła się nagrać z nami jedną piosenkę na nowy
krążek.
- Jeżeli tylko chcesz z nią nagrać to nie widzę
przeciwwskazań. Za tydzień zaczynamy prace nad nowym materiałem. Jak będzie coś
wiadomo, to skontaktuję się z tobą Granger.
- Wolałabym żeby Natt się ze mną kontaktował. Ja się zbieram
braciszku.
- Może jednak zostaniesz?
- Nie, mam nocny dyżur. Do tego, a nieważne… Cześć. – po
chwili trzęsły drzwi, a następnie usłyszeli ciche mruczenie silnika.
- Jak to jest, że kiedy ona cię widzi to praktycznie warczy?
– Natt popatrzył na blondyna
- Widzisz, ma się ten swój dar…
Wróciła do domu, przyszykowała obiad i po zjedzeniu
postanowiła położyć się i zdrzemnąć godzinkę czy dwie przed wyjściem na nocny
dyżur. O dziewiętnastej wstała żeby doprowadzić się do porządku, przegryź coś i
teleportować się do szpitala. O 20 zaczynała nocny dyżur. Miała tylko nadzieję,
że ta noc będzie spokojna.
***
Ze snu wyrwał ją dzwonek do drzwi. Zmęczona popatrzyła na
zegarek, 12:23. Z jękiem zwlekła się z łóżka i narzucając na siebie szlafrok
wyszła z sypialni. Schodząc na dół po schodach w myślach obiecywała sobie, że
osobie stojącej na ganku powyrywa nogi z tyłka. Nie zdążyła nic powiedzieć po
otwarciu drzwi, gdyż rudę dziewczę nie czekając na zaproszenie wpakowało się do
środka. Zrezygnowana zamknęła drzwi i weszła do kuchni. Włączyła ekspres.
Chwilę potem w pomieszczeniu czuć było aromat życiodajnego napoju. Napełniła
nim dwa kubki i postawiła je na stolę. Jeden dla siebie, drugi dla siedzącej po
przeciwnej stronie kobiety.
- Spałaś?
- Jak widać. – upiła łyk kawy takiej, jaką najbardziej
lubiła. Gorzką, czarną i mocną.
- Rany nie pomyślałam, że mogłaś mieć nocny dyżur.
Przepraszam cię.
- Nie ma już, o czym mówisz, wstałam i już się nie położę.
Co cię gnębi Gin? – już na początku zobaczyła, że przyjaciółka nie wygląda
najlepiej – Albo nie mów, sama zgadnę. Twój problem nazywa się Blaise Zabini –
ruda jęknęła i położyła głowę na stoliku – Co się tym razem stało?
- Wyobraź sobie, że siedzę sobie spokojnie w domu, gdy…
Słysząc pukanie do drzwi wstała z fotela. Nie spodziewała
się gości, dlatego zdziwiła się, że ktoś przyszedł.
- Co ty tu robisz? – jej ton wcale nie przypominał miłego
głosu właścicielki domu witającej gościa.
- Antykwariat był zamknięty, więc przyszedłem tutaj.
Chciałem z toba porozmawiać.
- My nie mamy, o czym rozmawiać Zabini – zamykała drzwi, gdy
usłyszała jego głos.
- Jeżeli nie wpuścisz mnie do środka Weasley i nie
porozmawiamy, będę stał tutaj pod twoim domem i krzyczał tak głośno, że wszyscy
na tej ulicy mnie usłyszą.
- Miłego zdzierania gardła – zatrzasnęła drzwi.
- WEASLEY POROZMAWIAJ ZE MNĄ, BO MUSZĘ… - drzwi się uchyliły
- Właź tylko zamknij tą swoją jadaczkę. – usłyszał
zdenerwowany głos rudej.
- Wiedziałem, że zmądrzejesz – z uśmiechem na ustach wszedł
do środka – Może zaproponujesz mi herbatę lub…
- I wyobraź sobie, że jakby nigdy nic zaprosił mnie na
jakieś przyjęcie do swoich znajomych. Chyba na łeb upadł, albo fortepian na
niego spadł. – westchnęła i upiła łyk kawy. – I wychodząc z radosną miną
powiedział, że wróci po odpowiedź jutro wieczorem, to znaczy dzisiaj wieczorem.
On jest szczęśliwy, kiedy uda mu się wyprowadzić mnie z równowagi, a szczyt
szczęścia dla niego to chwile, kiedy dostaje furii. – słysząc to brunetka
roześmiała się. – I co cię tak bawi? – burknęła w stronę swojej przyjaciółki.
- Zachowujecie się jak dzieci. Nie słyszałaś o powiedzeniu
„Kto się czubi, ten się lubi”?
- Hermiona nie dobijaj mnie. – znowu ze zrezygnowaniem
położyła głowę na stolę. Lepiej powiedź, co ja mam zrobić by on się
odczepił
- Ginny, Blaise jest inteligentnym, przystojnym facetem.
- Tak jasne, a ja jestem królową angielską.
- Witaj wasza wysokość – wstała i dygnęła przed
przyjaciółką.
- Hermiona!
- No już dobrze, już będę poważna. Zgódź się i idź z nim na
to przyjęcie.
- To ja poproszę orangutana by załatwił ci byś mogła iść z
Malfoyem. – popatrzyła na nią ze złośliwymi ognikami w oczach.
- O nie moja droga, tak to my się bawić nie będziemy.
Przyszłaś do mnie, więc ci doradzam. Mnie do tego nie mieszaj, tym bardziej w
jednym zdaniu z Malfoyem. Pomyśl sama, jeżeli Blaise lubi cię irytować, ale
moim zdaniem ma to inne podłoże... No dobra ujmę to inaczej tylko tak na mnie
nie patrz jakbyś była kanibalem widzącym człowieka po długiej głodówce. Jeżeli
on lubi cię denerwować bądź ponad to, pokaż mu, że jesteś silniejsza. Idź z nim
na to przyjęcie, nie daj się sprowokować niech zrozumie, że jesteś silna, a
może nawet silniejsza od niego. – Opierając łokcie na stole oparła brodę o
dłonie. Zastanawiając się nad słowami przyjaciółki.
- Może i masz rację…
- Mam na pewno Gin
- Może i masz rację – powtórzyła niezrażona – ale jeżeli
zabiję go na tym przyjęciu będziesz to tylko i wyłącznie twoja wina.
- Będę ci przesyłać paczki do Azkabanu, albo nie, jako
magomedyk wydam ci papiery o niepoczytalności, dzięki czemu zamieszkasz w
szpitalu nie w więzieniu.
- Zamknij się już jędzo. Ubieraj się idziemy na zakupy,
jeżeli mam iść na tą imprezę z tym gorylem to muszę coś kupić, bo nie mam
żadnej sukienki.
Kilka godzin włóczyły się po sklepach. Ich zadanie było trudne.
W końcu nie wiedziały, jakiego typu sukienki szukają. W końcu doszły do
wniosku, że nie kupią żadnej. Ruda miała dowiedzieć się wieczorem od Zabiniego,
jaki strój obowiązuje i dopiero wtedy wyruszą na poszukiwanie odpowiedniej
sukienki. W tym momencie Ginevra umierała ze śmiechu.
- Hermiona, po co ci kolejna para szpilek?
- No jak to, po co? Do chodzenia. Robi się coraz zimniej,
więc się przydadzą. Popatrz, jakie one są ładne – z radością w oczach patrzyła
na botki na wysokiej szpilce wykonane z czerwono-czarnej delikatnej skórki.
Wychodziła z założenia, że pracuje, nie ma rodziny, więc pieniądze może wydawać
na swoje małe przyjemności. Najwięcej pieniędzy właśnie wydawała na buty,
książki i swoje ukochane auto. W sklepie obok dokupiła do butów rękawiczki i
szal. Z szerokim uśmiechem na ustach wracała do domu.
- Czyli widzimy się jutro i idziemy na zakupy.
- Tak Gin, ale po południu, bo rano jestem w pracy.
- W takim razie życz mi szczęścia na dzisiejszy wieczór i do
zobaczenia jutro.
- Pa.
Otwierała drzwi, kiedy na jej podjeździe zaparkował czarny
Land Rover. Uśmiechnęła się widząc wysiadającego kierowcę, który podszedł do
niej.
- Witam szefa. Jeden dzień nie ma mnie w szpitalu i już się
stęskniłeś – uśmiechnęła się do niego szeroko.
- Żebyś wiedziała usychałem z tęsknoty. Kobieto ja bez
ciebie nie umiem żyć, ani oddychać – roześmiał się wchodząc za nią do domu.
- Napijesz się czegoś?
- Coś zimnego poproszę.
- Już się robi. Rozgość się, a ja zaraz wracam. – usiadł na
sofie, a ona znikła w kuchni, by po chwili wrócić z tacą, na której stał
dzbanek z sokiem, dwie szklani i talerz z ciastkami. Usiadła na kanapie,
opierając się o podłokietnik i patrząc na przyjaciela siedzącego na jej drugiej
części.
- No nie patrz tak na mnie. W szpitalu wszystko w porządku.
Masz wolne, nie przyjeżdżałbym do ciebie w sprawie szpitala.
- Dobrze wiedzieć.
- Musisz mi pomóc.
- Oczywiście wiedziałam, że bez żadnej sprawy byś mnie nie
odwiedził.
- No nie przesadzaj. Myślałem, że po całych dniach w
szpitalach masz dość widoku szefa.
- Szefa tak, ale przyjaciela nie. – słysząc te słowa Bill
zaśmiał się.
- Dzisiaj przychodzę do ciebie jak przyjaciel do
przyjaciółki.
- No to mów, o co chodzi? – ugryzła ciasto patrząc
wyczekująco w jego oczy.
- Dostałem zaproszenie na przyjęcie organizowane w przyszłą sobotę,
czyli za dwa tygodnie. Napisane w nim jest Bill Liner z osobą towarzyszącą.
Dlatego chciałbym cię prosić byś poszła ze mną, jako moja osoba towarzysząca.
- A co ja z tego będę miała? – lekko go zszokowała tym
pytaniem.
- Miłe towarzystwo i dobrą zabawę? – roześmiała się, czym
jeszcze bardziej go zdziwiła.
- Bill przecież ja żartowałam. Oczywiście chętnie z tobą
pójdę na to przyjęcie, bo z tego, co dobrze pamiętam nie mam nic zaplanowanego
na następną sobotę. Chyba, że mój szef ustawi mi dyżur, a jak dobrze wiesz on
nie zgodzi się na żadne zmiany w grafiku.
- Tym dyktatorem się nie przejmuj. Biorę to na siebie. Załatwię
by dał ci wolne. – uśmiechnął się do niej. Poczucie humoru było jedną z rzeczy,
którą w niej lubił.
- Rozumie, że jeżeli dostałeś zaproszenie to przyjęcie ma
charakter bardziej oficjalny?
- Tak, ale nie bardzo sztywny. Nie musze mieć fraku, a ty
jakiejś sukni balowej. Wystarczy elegancja, a wiem, że to dla ciebie żaden
problem widząc jak dobry masz gust
- Dziękuję za komplement. A kto organizuję to przyjęcie? –
padło pytanie, którego najbardziej się obawiał. Miał nadzieję, że jednak nie
zapyta i dowie się dopiero w dniu przyjęcia. Westchnął w myślach.
- Organizatorem przyjęcia są Narcyza i Lucjusz Malfoy. Przyjęcie
odbywa się w ich rezydencji. – słysząc jego słowa spiorunowała go wzrokiem.
- Chyba żartujesz? Wiesz dobrze, że do pani Narcyzy i jej
męża nic już nie mam, ale ich syn doprowadza mnie do białej gorączki. Może
lepiej będzie jak poszukasz, kogoś innego by z tobą poszedł?
- Hermiona proszę cię. Nie zachowuj się jak mała
dziewczynka. Nie chce iść z kimś innym, bo się zanudzę. Idąc z tobą mam
pewność, że spędzę miło czas. Bez żadnych podtekstów erotycznych czy miłosnych.
Ty po tym przyjęciu nie będziesz sądzić, że jest między nami jakaś chemia i
zostaniemy parą.
- Skąd możesz być tego taki pewien? – przesunęła się i
usiadła na jego kolanach, głaskając go po głowie. – Może ja się potajemnie w
tobie kocham? Mam ochotę się na ciebie rzucić i wykorzystać seksualnie? –
szepnęła mu konspiracyjnie do ucha.
- No to dawaj, czekam na to prawie dwa lata odkąd
przekroczyłaś próg mojego biura. -
Złapał ją i przewrócił tak, że leżała na sofie, a on na niej. Założył
jej niesforny kosmyk włosów za ucho. Popatrzyli sobie głęboko w oczy, po czym
wybuchli głośnym śmiechem. Podniósł się i podał jej rękę by mogła usiąść.
- Niech ci będzie pójdę z tobą na to przyjęcie. Jesteś
niemożliwy.
- I nawzajem panno Granger. Cieszę się, że ze mną pójdziesz.
Zmieniając temat, masz jakieś zdjęcia z wakacji?
- Kilka zrobiłam - ze względu, że różdżka leżała w torebce wstała i
podeszła do komody, z której wyciągnęła kopertę i podała ją mężczyźnie.
Siedzieli i oglądali zdjęcia, co chwile się śmiejąc. Niektórzy sądzą, że
przyjaźń damsko-męska nie ma prawa istnieć. Zawsze musi mieć podtekst
erotyczny. Ona sądziła inaczej. Wiedziała, że Bill jest jej dobrym
przyjacielem, na którego zawsze może liczyć. I jest to uczucie tylko czysto
przyjacielskie zarówno z jej, jak i jego strony. Dobrze wiedziała, że na
początku ich znajomości mężczyzna miał nadzieję na coś więcej, ale po
wytłumaczeniu sobie kilku spraw zrozumiał, że to nie ma najmniejszych szans.
Dlatego teraz nie chciał nic więcej niż jej przyjaźni, z która czół się
komfortowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz