Kolejny dzień przywitał ją przygnębiającą deszczową pogodą.
Jedynym dzisiejszym jej obowiązkiem była wizyta domowa u pani Malfoy. Wchodziła
już po dwóch ostatnich schodach, gdy drzwi na końcu korytarza otworzyły się i
na progu stanął blondyn w samych czarnych bokserkach, całujący się z niziutką
szatynką. Kiedy Hermiona podeszła i zapukała do drzwi sypialni swojej pacjentki
dziewczyna przeszła obok niej i zbiegła po schodach. Otwierając drzwi po
zaproszeniu pani Malfoy, chłopak obdarzył ją szerokim uśmiechem, po czym
zniknął za drzwiami swojego pokoju. 20 minut później szczęśliwa wyszła na
korytarz. Perspektywa wolnego dnia bardzo ją cieszyła pomimo tego, że pogoda na
polu nie była zachęcająca. Zeszła po schodach i na dole wpadła na blondyna.
Wpatrywał się w nią, bez skrępowania stojąc przed nią tak samo ubrany, a raczej
rozebrany jak przedtem.
- Czyżby ci mowę odebrało Granger?
- Chyba tak. – zaskoczyła go. Nie spodziewał się takiej
odpowiedzi. Po kim jak, po kim ale nie po tej wyszczekanej kobiecie.
- Aż tak zszokowało cię moje ciało?
- Nie, twoja głupota.
-Że, co?
- Normalnie, nie zdziw się jak okaże się, że masz jakiegoś
syfilisa czy coś w tym rodzaju moje kochanie.
- Słonko oświeć mnie, bo nie wiem, o co ci chodzi.
- O twoją rozwiązłość seksualną skarbie, masz przerób
większy niż nie jedna tirówka.
- Co do tego mają tiry?
- Nie tiry tylko tirówki arystokratyczny matołku. Panie za
pieniądze.
- Nie mów do mnie matołku. I nie porównuj mnie do dziwki –
na chwile jego głos stał się lodowaty. - A przerobu wcale nie mam takiego
dużego.
- Nie wcale. Wczoraj o mało nie wyssałeś jakiejś rudej cizi,
a rano żegnasz się z szatynka.
- Zazdrosna?
- Jakby, chociaż było, o co.
- Chciałbym ci przypomnieć, że wczoraj na imprezie nie całowałem
się tylko z jak to ujęłaś rudą cizią. – podszedł do niej przyciskając do
barierki. Jego usta ułożyła się w cyniczny uśmiech. Jej nozdrza przyjemnie
drażnił zapach męskich perfum. Nawet przez ubranie czuła ciepło jego ciała.
Malfoy junior należał do osób opanowanych, za co w duchu dziękował Merlinowi.
Obawiał się, że inaczej mógłby się na nią rzucić tu i teraz.
- Chwilowe zaćmienie umysłu – Hermiona starała się jak mogła
by jej głos był spokojny
- Widać jednak muszę cię przekonać do zmiany zdania. – W
jego oczach pojawiła się jakaś drapieżność
- Nawet nie próbuj mnie całować, nie zamierzam dostać
jakiejś choroby. Nie wiadomo, czym mogłeś się zarazić. Mam taka zasadę, którą
często stosuje w życiu, najczęściej do samochodów, ale w tej sytuacji jest w
sam raz. „Nie kupuję niczego, co ma duży przebieg”. A jak zdążyłam się
zorientować twój przebieg jest ogromny. Dlatego zabieraj swoje ręce ode mnie,
chyba, że chcesz zapomnieć o spłodzeniu potomka. A zapewniam cię znam bardzo
dobre zaklęcia medyczne – zmroziło go, gdy poczuł jej różdżkę na swoich
klejnotach. Powoli i ostrożnie wycofał się do tyłu. Hermiona z tryumfem na
ustach i godnością, której nie powstydziłaby się sama królowa angielska,
opuściła rezydencję.
***
3 tygodnie później Hermiona wychodziła właśnie z pracy, ten
dzień był dla niej bardzo męczący. Będąc w szpitalu dopiero godzinę, już cztery
razy proszono ją o konsultacje na izbie przyjęć. Między czasie była jeszcze na
jednej ważnej dla niej konsultacji u Billa. Teraz jedyne, co jej zostało to
wizyta u Malfoyów i będzie mogła wrócić do domu i usiąść w ogrodzie czytając
książkę. Niestety lato się kończyło, dni stawały się coraz krótsze i
chłodniejsze. Od ostatniego zdarzenia z Malfoyem na szczęście dla niej nie
spotkali się. Teraz weszła do domu swojego największego wroga z czasów
szkolnych. W środku było przyjemnie cicho.
- Hermiono to ty? – usłyszała głos dochodzący z tarasu,
dlatego tam się skierowała.
- Dzień dobry Pani Narcyzo. Widzę, że korzysta pani z
ostatnich dni słońca. Mam dzisiaj dla pani dobra wiadomość. – Hermiona zajęła
wolny fotel
- Tak, jaką? – starsza kobieta z zaciekawieniem popatrzyła
na siedzącą w fotelu obok magomedyczkę
- Zaraz pani powiem, ale najpierw prosiłabym, że jeżeli pani
mąż jest w domu to dobrze by było gdyby mógł tu przyjść.
- Robercie! – zaraz obok nich pojawił się kamerdyner.
- Słucham Panią?
- Z tego, co wiem Lucjusz pracuję u siebie w gabinecie. Poproś
go by zszedł na chwile do nas.
- Oczywiście proszę pani – Kamerdyner oddalił się. Po pięciu
minutach na tarasie pojawił się Malfoy senior.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry Panie Malfoy. Przepraszam, że przeszkadzam w
pracy, ale mam wiadomość dla pana żony, która zapewne pana również zaciekawi.
Otóż dzisiaj po konsultacji z Billem i przedstawieniu mu obecnych wyników stanu
zdrowia pani Narcyzy postanowiliśmy, że nie potrzebuje pani opieki medycznej. Może
pani już samodzielnie chodzić, ale proszę jeszcze oszczędzać organizm. Zmówiłam
dla państwa dużą dawkę eliksiru wzmacniającego, przywiozą go do państwa jeszcze
dzisiaj. Będzie pani zażywać jedną dawkę dziennie. I prosiłabym, żeby za
miesiąc pojawiła się pani u mnie w gabinecie, jeżeli nie będzie to dla państwa
problem.
- Ależ oczywiście, że nie. Dopilnuję, by żona za równy
miesiąc pojawiła się u pani.
- Bardzo mnie to cieszy, tutaj mam dla pani dzisiejsza dawkę
eliksiru wzmacniającego. I z mojej strony to już wszystko.
- Bardzo ci dziękujemy.
- Nie ma, za co – w tej chwili po raz drugi uświadomiło
sobie, że rodzice Malfoya wcale nie są takimi potworami, za jakich ich brała.
- Jest. Pomimo zła, którego doznałaś z naszej strony
przyjeżdżałaś do mojej żony i pomogłaś jej wrócić do zdrowia.
- To moja praca. Pani Malfoy życzę zdrowia i widzimy się za
miesiąc. – wstała. Robert chciał ja odprowadził, ale Lucjusz go odprawił i
osobiście odprowadził ją do drzwi.
- Do widzenia Panie Malfoy.
- Do widzenia Panno Granger i jeszcze raz bardzo dziękuję w
imieniu swoim i żony – patrzył jak wsiada do auta i odjeżdża. Opuściła dach i
pozwoliła, aby wiatr rozwiewał jej włosy. Prędkość i świadomość, że to był
ostatni dzień u Malfoyów powodował, że miała bardzo dobry humor.
***
Kolejnego dnia wróciła do swoich normalnych obowiązków.
Zaczęła dzień od dyżuru na izbie przyjęć. Następnie po przerwie obiadowej
zaniosła wszystkie kartoteki nowoprzyjętych pacjentów do swojego gabinetu gdzie
przy kubku czarnej mocnej kawy zasiadła w swoim fotelu i zaczęła je wypełniać.
Nie wypełniła jeszcze do końca pierwszych papierów, gdy drzwi jej gabinetu
otworzyły się i do środka bez pukania wpadł Malfoy junior.
- Puka się i nie mam czasu na pogaduszki z tobą, więc wyjdź.
– nie słuchał jej podszedł do biurka i opierając na nim ręce ze złością
popatrzył w te wielkie czekoladowe oczy
- Ja się pytam, co to ma znaczyć? – jego głos był cichy, ale
jego barwa powodowała, że nie musiał go podnosić by pokazać to, że jest
naprawdę zły.
- Możesz jaśniej? Bo nie rozumie, o co ci chodzi? Wpadasz tu
z jakimiś pretensjami i przerywasz mi pracę. – odchyliła się opierając wygodnie
w fotelu, biorąc do ręki kubek z kawą.
- Ty jeszcze się pytasz, o co mi chodzi? Raczej ty mi
powiedź jak śmiałaś przestać przychodzić do mojej matki. Zostawić ją bez opieki
medycznej.
- A o to ci chodzi. Z tą sprawa proszę piętro wyżej do
szefa. To z nim przeprowadziłam konsultacje w sprawie zdrowia twojej matki i
postanowiliśmy, że jej stan zdrowia wskazuje, że nie potrzebuje już opieki
magomedyka.
- Słuchaj ty mała mądralińska – obszedł biurko i odwrócił
jej fotel tak by stał przodem do niej i mógł się nachylić – jeżeli mojej matce
coś się stanie to ty za to odpowiesz – i ku jej zdziwieniu pocałował ją, po
czym wyszedł z jej gabinetu, a ona ogłupiała patrzyła w zamknięte drzwi. Prawda
była taka, że Draco dobrze rozumiał, iż matka nie potrzebuje już opieki.
Cieszyło go to, ale za razem denerwowało, że Hermiona Granger nie będzie już
przyjeżdżać do Malfoy’s Manor. Oj naprawdę bardzo go to denerwowało.
***
Miesiąc później życie panny Granger wróciło całkowicie do
normalności. Przez ten czas ani razu nie widziała i nie spotkała dziwnego
zjawiska przyrody nazwanego Draco Malfoy. Pracowała, spotykała się z
przyjaciółmi. Odkryła to jak pozytywne aspekty ma to, że mieszka tak blisko z
Ginny. Nie raz siedząc u niej śmiała się z przyjaciółki, bo cóż Ginnevra nie
miała już takiego szczęścia jak Hermiona, niejaki Blaise Zabini vel Diabeł nie
chciał dać spokoju tej małej rudej osóbce. Jak nie nachodził jej w domu, to
bardzo często można było go spotkać w małym antykwariacie na ulicy Pokątnej.
Hermiona jak zawsze
dziewięćdziesiąt procent swojego czasu spędzała w pracy i tak samo było
dzisiaj. Gdy wyszła ze szpitala na zewnątrz zapadał już zmierzch. Dla odmiany
zamiast wracać do domu teleportowała się przed duży oliwkowy dom leżący na
wschodniej części obrzeży Londynu. Nie siląc się nawet na pukania, pchnęła drzwi
i weszła do środka. Z holu skierowała się do salonu skąd sączyła się muzyka.
Stanęła w progu opierając się o framugę przyglądała się jak piątka chłopaków
pijąc piwo gra w pokera. Uśmiechnęła się pod nosem patrząc na zacięte miny Toma
i Dixona, na uśmiechającego się od ucha do ucha Fabiana, spokojnie pijącego
piwo Natta i zbierającego właśnie z stołu wygraną pulę Liama.
- No proszę cały
zespół w komplecie gra w pokera i nawet żadnemu z was nie przeszło przez myśl
by mnie również zaprosić. Chyba, że to jest zamknięta męska impreza to ja się
zmywam.
- Miona! No, co ty siadaj. Czego się napijesz?
- Tak jak wy piwa
- Już podaję. – Natt wstał po to by przynieś jej butelkę i
szklankę.
- Daj sobie spokój z tą szklanką, daj to piwo i powiedźcie,
jaka jest stawka.
Była 23, a oni skończyli grać i siedząc w salonie Natta,
Hermiona nagle zaczęła ziewać.
- No siostra coraz gorzej z tobą, dawniej siedzieliśmy do
5-6 nad ranem, a ty nie ziewałaś – stwierdził z rozbawieniem.
- Po prostu ostatnio jestem jakaś taka zmęczona.
- Za dużo pracujesz – Fabian podsumował ją jednym zdaniem
- Wy nie jesteście lepsi, tak was ostatnio wcięło w tym
studiu, że myślałam, że coś was tam zjadło.
- Nie odwracaj kota ogonem Mała – Dixon włączył się do
rozmowy – Kiedy ostatni raz byłaś na urlopie?
- Jakieś półtorej roku temu przed tym jak zaczęłam pracować
w św. Mungu.
- Czy pani magomedyk nie zna zasad zdrowego funkcjonowania?
- Chłopki musimy chyba zadbać o naszą Małą, co powiecie by zabrać
ją z nami na Bahama? – Natt popatrzył po kolegach, a ci jednoznacznie wydali
pomruk aprobaty.
- No to załatwione jedziesz z nami.
- Co?! Gdzie?! Jak?! Ja nigdzie nie jadę, ja mam pracę. – dziewczyna
od razu zaprotestowała
- Słonko moje, masz też prawo do urlopu.
- Liam, ale ja też mam pacjentów.
- Hermiona pomyśl, szpital poradzi sobie bez ciebie przez
dwa tygodnie, my jedziemy na koncert i nagrać kilka teledysków na wyspy Bahama
chętnie zabierzemy cię ze sobą. Będziemy mieli do dyspozycji własny dom z
basenem położony na samej plaży i dostęp do wszystkich atrakcji w kurorcie
- Wszystko fajnie, ale jest jedna przeszkoda.
- Jaka znowu przeszkoda? Kobieto, dlaczego ty musisz szukać
ciągle jakiś wykrętów – Liam jęknął i pociągnął łyk piwa.
- Ja wcale nie szukam wykrętów. Chodzi o to, że wy jedziecie
tam do pracy. Dlatego zapewne pojedzie z wami Malfoy, a na jego towarzystwo nie
mam ochoty.
- To jest ten problem? – Tom zaśmiał się – nie wiem, co masz
do Smoka, to spoko gość. Ale jeżeli przeszkadza ci jego towarzystwo to problem
zlikwidowany. Draco ostatnio ma pełno pracy w wytwórni. Jeżeli się pojawi na
Bahamach to tylko na planie naszego klipu, zapewne na jakieś pół godziny do
godziny, a potem teleportuje się do firmy. Taki już jego styl pracy. Więc Mała
pakuj się, bierz urlop i pojutrze teleportujemy się na słoneczną plaże.
- Niech wam będzie.
- Alleluja, pracoholiczka jedzie na wakacje! – w tym Momocie
Dixi dostał ozdobną poduszką w twarz.
***
- Bill mam ważną sprawę – weszła do gabinetu szefa
rozsiadając się w fotelu.
- A ja papierkową robotę, ale mogę ją na chwile przerwać.
Czym mogę służyć mojej ulubionej pani magomedyk?
- Chciałabym dostać od jutra dwa tygodnie wolnego.
- Co? – popatrzył na nią zdziwiony
- To, co słyszałeś, chcę dwa tygodnie wolnego. Nie możesz mi
odmówić, bo jeszcze ani razu nie brałam dłuższego wolnego – mówiła szybko by
jej nie przerwał
- Ale ja nie zamierzam niczego ci zabraniać. Jestem tylko
zdziwiony, że z własnej woli chcesz dwa tygodnie wolnego. Pracujesz tu półtorej
roku, a ilekroć chciałem cię wysłać na urlop to protestowałeś. Jeżeli chcesz
dwa tygodnie wolnego to mówisz i masz. – słysząc to uśmiechnęła się od ucha do
ucha.
- Jesteś najlepszym szefem na świecie.
- Wiem – wyszczerzył się do niej
- I skromność to twoje drugie imię wariacie.
- Odpocznij przez te dwa tygodnie i wracaj do nas.
- Tak jest szefie – zasalutowała i wyszła z jego gabinetu.
Po pracy wybrała się na pokątna by zrobić zakupy. W końcu
potrzebowała jakieś dwa stroje kąpielowe, olejek do opalania i inne przydatne.
rzeczy. Przy okazji kupiła sobie nową sukienkę i o zgrozo kolejna parę szpilek.
Wieczorem spakowała walizkę oraz odwiedziła Ginny by poinformować ją, że
wyjeżdża. Następnego dnia wstała o 12 w końcu trochę się zasiedziała u Ginny.
Całe szczęście, że między Londynem, a Wyspami Bahama jest kilka stref czasowych.
Dlatego umówili się, że spotykają się o 14. Wtedy na wyspach jest 9 rano.
Zeszła do kuchni, gdzie przyszykowała sobie śniadanie, oraz wypić kubek czarnej
aromatycznej kawy. Potem wzięła prysznic i pomimo deszczowej pogody za oknem
narzuciła na siebie letnią sukienkę. Chwilę później wzięła walizkę i
teleportowała się do Natta.
- No to jak gotowa? – jeszcze nie weszła dobrze do środka, a
usłyszała pytanie Fabiana. Dixi zabrał od niej walizkę i wysłał gdzieś, nie
wiedziała gdzie.
- Jak widać na załączonym obrazku – odwróciła się dookoła
siebie – lepiej powiedźcie gdzie my w ogóle się przenosimy?
- Na jedna z Wysp Bahama. Oficjalnie jest niezamieszkała.
Informacja jest tak podana by mugole tam nie przypływali. Cała wyspa należy do
świata magicznego. My gadu-gadu, a tam czekają na nas. Herm złap się mojej ręki
– Natt podał jej dłoń, którą ujęła aby po chwili poczuć znajome uczucie w
żołądku towarzyszące teleportacji. Gdy w końcu wirowanie ustało, zanim
otworzyła oczy poczuła typowy zapach morskiej słonej wody i usłyszała szum fal.
Kiedy otworzyła je z zachwytu zachłysnęła się powietrzem. Przed sobą widziała
morze z krystalicznie czystą woda o kolorze jasnego błękitu nieba. Morze
wcinało się w ląd tworząc małe zatoczki. Na złotym piasku plaży gdzieniegdzie
rosły palmy. Natt odwrócił ją w tym momencie zobaczyła dużą nadmorska
rezydencję z białego kamienia. Wielki taras prowadził prosto na plaże. Kiedy
podeszli bliżej zwróciła uwagę, że w tarasie wbudowany jest basen na środku,
którego zrobiono bar. Weszli przez wielkie tarasowe drzwi do obszernego salonu,
zrobionego z egzotycznego drewna i wyposażony w jasne meble. Przechodziła z
pokoju do pokoju zachwycając się wygładem posiadłości. Kiedy wyszła przed dom
zobaczyła aleje obsadzoną palmami prowadząca do głównej ulicy. Pod domem
właśnie parkował jeep i wysiadł z niego mężczyzna w rozpiętej kolorowej koszuli
i szortach koloru khaki.
- Witam nazywam się Bino i mam państwa przywitać.
- Witam, nazywam się Nataniell Pederson, a to jest Hermiona
Granger – weszli do środka, chłopak pokazał im wszystko dokładnie i wręczył
plan dotyczący koncertu i nagrywania klipu. Poinformował ich, że plaża jest prywatna
i należy do rezydencji w związku, z czym nikt im nie będzie im przeszkadzał.
Załatwiwszy wszystko pożegnał się. Chłopaki nie zdążyły dokładnie oglądnąć
domu, gdy Hermiona przebrana w strój kąpielowy z rozbiegu wskoczyła na główkę
do basenu.
- No i co się tak lipicie? Lepiej się rozpakujcie i idziemy sprawdzić,
jaka jest woda w morzu. Albo mam jeszcze lepszy pomysł. Wy się rozpakujcie, a
ja już idę to sprawdzić. – Wyszła z wody i biegiem ruszyła po piasku w stronę
morza by po chwili na swojej skórze czuć przyjemną morską wodę.
***
Pierwszy tydzień
upłyną jej w błogim lenistwie. Jej towarzysze jeździli na próby do dzisiejszego
koncertu. Hermiona w tym czasie zwiedzała okolicę, próbowała tutejszej kuchni i
spędzała godziny na leżaku z książką w ręce. Wieczorami przesiadywała z
chłopakami na tarasie. Innym razem chodzili na imprezę lub na kolację do
różnych knajpek. Raz zdarzyło się jej wylądować w sypialni Liama. Wszystko
przez to, że tak spędzając całe dnie sama poczuła, jaka jest samotna.
Potrzebowała męskiego ciała i bliskości, a Liam uważał ją za cudowną i piękną
kobietę. Obydwoje dobrze wiedzieli, że tak naprawdę nic to nie znaczy i że po
powrocie do Londynu nigdy się to nie powtórzy. Wiedzieli, że są dla siebie
tylko przyjaciółmi, ale nie przeszkodziło im to w spędzeniu wspólnej nocy.
Teleportował się prosto na plaże. Wszedł po schodkach na
taras i to, co zobaczył zachwyciło go. Na leżaku leżał cud, a nie kobieta. Podejrzewał,
że pod okularami słonecznymi ma zamknięte oczy, bo inaczej już dawno by go
zauważyła. W uszach miała włożone słuchawki. Biały skąpy strój bikini
podkreślał opaleniznę jej ciała. Mógłby tak stać i przyglądać się jej długim,
zgrabnym nogą, płaskiemu brzuchowi oraz ładnie zaokrąglonym piersią. Całej jej,
ale dobrze wiedział, że musi jeszcze zdążyć na próbę generalną. Dlatego
podszedł do niej i pociągnął za kabelek od słuchawek. Dziewczyna leniwie
otworzyła oczy.
- No proszę, kogo my tu mamy? Co tu robisz Granger? –
Hermiona podniosła okulary i popatrzyła na chłopaka /Cholera, co on tu robi?/.
- Jak byś nie zauważył to leżę i się opalam.
- To akurat widzę, ale zastanawiam się, co robisz w mojej rezydencji?
– Dlondyn popatrzył na nią swoimi stalowoszarymi oczami
- Twojej rezydencji? – w jej głosie można było wyczuć
delikatna nutkę strachu
- Najlepsza inwestycją jest lokowanie pieniędzy w
nieruchomościach.
- Zgadzam się z tobą Smoku. Chyba nie masz nic przeciwko, że
zabraliśmy ze sobą Hermionę? – w drzwiach tarasu stanął Liam.
- Nie. Po prostu zaskoczyło mnie to. A ty nie powinieneś być
na próbie? – oderwał od niej wzrok i popatrzył na muzyka.
- Zapomniałem zabrać wzmacniacz. Za chwile wracam tam z powrotem.
– wpadł do domu by po chwili wrócić – znalazłem i wysłałem już do sali. Idziesz
ze mną?
- Jasne, chodźmy – Liam zamiast wrócić do domu i stamtąd się
teleportować podszedł do leżaka Hermiony by namiętnie ją pocałować.
- Do zobaczenia na koncercie kochanie.
- Pa – Draco ruszył za Liamem, ale tak naprawdę w ty momencie
najchętniej ukręciłby mu głowę. W końcu Granger miała być jego zabawką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz