poniedziałek, 4 czerwca 2012

Zagadki przyszłości - odc. 16


Kolejny dzień przywitał ją przygnębiającą deszczową pogodą. Jedynym dzisiejszym jej obowiązkiem była wizyta domowa u pani Malfoy. Wchodziła już po dwóch ostatnich schodach, gdy drzwi na końcu korytarza otworzyły się i na progu stanął blondyn w samych czarnych bokserkach, całujący się z niziutką szatynką. Kiedy Hermiona podeszła i zapukała do drzwi sypialni swojej pacjentki dziewczyna przeszła obok niej i zbiegła po schodach. Otwierając drzwi po zaproszeniu pani Malfoy, chłopak obdarzył ją szerokim uśmiechem, po czym zniknął za drzwiami swojego pokoju. 20 minut później szczęśliwa wyszła na korytarz. Perspektywa wolnego dnia bardzo ją cieszyła pomimo tego, że pogoda na polu nie była zachęcająca. Zeszła po schodach i na dole wpadła na blondyna. Wpatrywał się w nią, bez skrępowania stojąc przed nią tak samo ubrany, a raczej rozebrany jak przedtem.
- Czyżby ci mowę odebrało Granger?
- Chyba tak. – zaskoczyła go. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Po kim jak, po kim ale nie po tej wyszczekanej kobiecie.
- Aż tak zszokowało cię moje ciało?
- Nie, twoja głupota.
-Że, co?
- Normalnie, nie zdziw się jak okaże się, że masz jakiegoś syfilisa czy coś w tym rodzaju moje kochanie.
- Słonko oświeć mnie, bo nie wiem, o co ci chodzi.
- O twoją rozwiązłość seksualną skarbie, masz przerób większy niż nie jedna tirówka.
- Co do tego mają tiry?
- Nie tiry tylko tirówki arystokratyczny matołku. Panie za pieniądze.
- Nie mów do mnie matołku. I nie porównuj mnie do dziwki – na chwile jego głos stał się lodowaty. - A przerobu wcale nie mam takiego dużego.
- Nie wcale. Wczoraj o mało nie wyssałeś jakiejś rudej cizi, a rano żegnasz się z szatynka.
- Zazdrosna?
- Jakby, chociaż było, o co.
- Chciałbym ci przypomnieć, że wczoraj na imprezie nie całowałem się tylko z jak to ujęłaś rudą cizią. – podszedł do niej przyciskając do barierki. Jego usta ułożyła się w cyniczny uśmiech. Jej nozdrza przyjemnie drażnił zapach męskich perfum. Nawet przez ubranie czuła ciepło jego ciała. Malfoy junior należał do osób opanowanych, za co w duchu dziękował Merlinowi. Obawiał się, że inaczej mógłby się na nią rzucić tu i teraz.
- Chwilowe zaćmienie umysłu – Hermiona starała się jak mogła by jej głos był spokojny
- Widać jednak muszę cię przekonać do zmiany zdania. – W jego oczach pojawiła się jakaś drapieżność
- Nawet nie próbuj mnie całować, nie zamierzam dostać jakiejś choroby. Nie wiadomo, czym mogłeś się zarazić. Mam taka zasadę, którą często stosuje w życiu, najczęściej do samochodów, ale w tej sytuacji jest w sam raz. „Nie kupuję niczego, co ma duży przebieg”. A jak zdążyłam się zorientować twój przebieg jest ogromny. Dlatego zabieraj swoje ręce ode mnie, chyba, że chcesz zapomnieć o spłodzeniu potomka. A zapewniam cię znam bardzo dobre zaklęcia medyczne – zmroziło go, gdy poczuł jej różdżkę na swoich klejnotach. Powoli i ostrożnie wycofał się do tyłu. Hermiona z tryumfem na ustach i godnością, której nie powstydziłaby się sama królowa angielska, opuściła rezydencję.   
***
3 tygodnie później Hermiona wychodziła właśnie z pracy, ten dzień był dla niej bardzo męczący. Będąc w szpitalu dopiero godzinę, już cztery razy proszono ją o konsultacje na izbie przyjęć. Między czasie była jeszcze na jednej ważnej dla niej konsultacji u Billa. Teraz jedyne, co jej zostało to wizyta u Malfoyów i będzie mogła wrócić do domu i usiąść w ogrodzie czytając książkę. Niestety lato się kończyło, dni stawały się coraz krótsze i chłodniejsze. Od ostatniego zdarzenia z Malfoyem na szczęście dla niej nie spotkali się. Teraz weszła do domu swojego największego wroga z czasów szkolnych. W środku było przyjemnie cicho.
- Hermiono to ty? – usłyszała głos dochodzący z tarasu, dlatego tam się skierowała.
- Dzień dobry Pani Narcyzo. Widzę, że korzysta pani z ostatnich dni słońca. Mam dzisiaj dla pani dobra wiadomość. – Hermiona zajęła wolny fotel
- Tak, jaką? – starsza kobieta z zaciekawieniem popatrzyła na siedzącą w fotelu obok magomedyczkę
- Zaraz pani powiem, ale najpierw prosiłabym, że jeżeli pani mąż jest w domu to dobrze by było gdyby mógł tu przyjść.
- Robercie! – zaraz obok nich pojawił się kamerdyner.
- Słucham Panią?
- Z tego, co wiem Lucjusz pracuję u siebie w gabinecie. Poproś go by zszedł na chwile do nas.
- Oczywiście proszę pani – Kamerdyner oddalił się. Po pięciu minutach na tarasie pojawił się Malfoy senior.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry Panie Malfoy. Przepraszam, że przeszkadzam w pracy, ale mam wiadomość dla pana żony, która zapewne pana również zaciekawi. Otóż dzisiaj po konsultacji z Billem i przedstawieniu mu obecnych wyników stanu zdrowia pani Narcyzy postanowiliśmy, że nie potrzebuje pani opieki medycznej. Może pani już samodzielnie chodzić, ale proszę jeszcze oszczędzać organizm. Zmówiłam dla państwa dużą dawkę eliksiru wzmacniającego, przywiozą go do państwa jeszcze dzisiaj. Będzie pani zażywać jedną dawkę dziennie. I prosiłabym, żeby za miesiąc pojawiła się pani u mnie w gabinecie, jeżeli nie będzie to dla państwa problem.
- Ależ oczywiście, że nie. Dopilnuję, by żona za równy miesiąc pojawiła się u pani.
- Bardzo mnie to cieszy, tutaj mam dla pani dzisiejsza dawkę eliksiru wzmacniającego. I z mojej strony to już wszystko.
- Bardzo ci dziękujemy.
- Nie ma, za co – w tej chwili po raz drugi uświadomiło sobie, że rodzice Malfoya wcale nie są takimi potworami, za jakich ich brała.
- Jest. Pomimo zła, którego doznałaś z naszej strony przyjeżdżałaś do mojej żony i pomogłaś jej wrócić do zdrowia. 
- To moja praca. Pani Malfoy życzę zdrowia i widzimy się za miesiąc. – wstała. Robert chciał ja odprowadził, ale Lucjusz go odprawił i osobiście odprowadził ją do drzwi.
- Do widzenia Panie Malfoy.
- Do widzenia Panno Granger i jeszcze raz bardzo dziękuję w imieniu swoim i żony – patrzył jak wsiada do auta i odjeżdża. Opuściła dach i pozwoliła, aby wiatr rozwiewał jej włosy. Prędkość i świadomość, że to był ostatni dzień u Malfoyów powodował, że miała bardzo dobry humor.
***
Kolejnego dnia wróciła do swoich normalnych obowiązków. Zaczęła dzień od dyżuru na izbie przyjęć. Następnie po przerwie obiadowej zaniosła wszystkie kartoteki nowoprzyjętych pacjentów do swojego gabinetu gdzie przy kubku czarnej mocnej kawy zasiadła w swoim fotelu i zaczęła je wypełniać. Nie wypełniła jeszcze do końca pierwszych papierów, gdy drzwi jej gabinetu otworzyły się i do środka bez pukania wpadł Malfoy junior.
- Puka się i nie mam czasu na pogaduszki z tobą, więc wyjdź. – nie słuchał jej podszedł do biurka i opierając na nim ręce ze złością popatrzył w te wielkie czekoladowe oczy
- Ja się pytam, co to ma znaczyć? – jego głos był cichy, ale jego barwa powodowała, że nie musiał go podnosić by pokazać to, że jest naprawdę zły.
- Możesz jaśniej? Bo nie rozumie, o co ci chodzi? Wpadasz tu z jakimiś pretensjami i przerywasz mi pracę. – odchyliła się opierając wygodnie w fotelu, biorąc do ręki kubek z kawą.
- Ty jeszcze się pytasz, o co mi chodzi? Raczej ty mi powiedź jak śmiałaś przestać przychodzić do mojej matki. Zostawić ją bez opieki medycznej.
- A o to ci chodzi. Z tą sprawa proszę piętro wyżej do szefa. To z nim przeprowadziłam konsultacje w sprawie zdrowia twojej matki i postanowiliśmy, że jej stan zdrowia wskazuje, że nie potrzebuje już opieki magomedyka.
- Słuchaj ty mała mądralińska – obszedł biurko i odwrócił jej fotel tak by stał przodem do niej i mógł się nachylić – jeżeli mojej matce coś się stanie to ty za to odpowiesz – i ku jej zdziwieniu pocałował ją, po czym wyszedł z jej gabinetu, a ona ogłupiała patrzyła w zamknięte drzwi. Prawda była taka, że Draco dobrze rozumiał, iż matka nie potrzebuje już opieki. Cieszyło go to, ale za razem denerwowało, że Hermiona Granger nie będzie już przyjeżdżać do Malfoy’s Manor. Oj naprawdę bardzo go to denerwowało.
***
Miesiąc później życie panny Granger wróciło całkowicie do normalności. Przez ten czas ani razu nie widziała i nie spotkała dziwnego zjawiska przyrody nazwanego Draco Malfoy. Pracowała, spotykała się z przyjaciółmi. Odkryła to jak pozytywne aspekty ma to, że mieszka tak blisko z Ginny. Nie raz siedząc u niej śmiała się z przyjaciółki, bo cóż Ginnevra nie miała już takiego szczęścia jak Hermiona, niejaki Blaise Zabini vel Diabeł nie chciał dać spokoju tej małej rudej osóbce. Jak nie nachodził jej w domu, to bardzo często można było go spotkać w małym antykwariacie na ulicy Pokątnej.

 Hermiona jak zawsze dziewięćdziesiąt procent swojego czasu spędzała w pracy i tak samo było dzisiaj. Gdy wyszła ze szpitala na zewnątrz zapadał już zmierzch. Dla odmiany zamiast wracać do domu teleportowała się przed duży oliwkowy dom leżący na wschodniej części obrzeży Londynu. Nie siląc się nawet na pukania, pchnęła drzwi i weszła do środka. Z holu skierowała się do salonu skąd sączyła się muzyka. Stanęła w progu opierając się o framugę przyglądała się jak piątka chłopaków pijąc piwo gra w pokera. Uśmiechnęła się pod nosem patrząc na zacięte miny Toma i Dixona, na uśmiechającego się od ucha do ucha Fabiana, spokojnie pijącego piwo Natta i zbierającego właśnie z stołu wygraną pulę Liama.
 - No proszę cały zespół w komplecie gra w pokera i nawet żadnemu z was nie przeszło przez myśl by mnie również zaprosić. Chyba, że to jest zamknięta męska impreza to ja się zmywam.
- Miona! No, co ty siadaj. Czego się napijesz?
- Tak jak wy piwa
- Już podaję. – Natt wstał po to by przynieś jej butelkę i szklankę.
- Daj sobie spokój z tą szklanką, daj to piwo i powiedźcie, jaka jest stawka.
Była 23, a oni skończyli grać i siedząc w salonie Natta, Hermiona nagle zaczęła ziewać.
- No siostra coraz gorzej z tobą, dawniej siedzieliśmy do 5-6 nad ranem, a ty nie ziewałaś – stwierdził z rozbawieniem.
- Po prostu ostatnio jestem jakaś taka zmęczona.
- Za dużo pracujesz – Fabian podsumował ją jednym zdaniem
- Wy nie jesteście lepsi, tak was ostatnio wcięło w tym studiu, że myślałam, że coś was tam zjadło.
- Nie odwracaj kota ogonem Mała – Dixon włączył się do rozmowy – Kiedy ostatni raz byłaś na urlopie?
- Jakieś półtorej roku temu przed tym jak zaczęłam pracować w św. Mungu.
- Czy pani magomedyk nie zna zasad zdrowego funkcjonowania?
- Chłopki musimy chyba zadbać o naszą Małą, co powiecie by zabrać ją z nami na Bahama? – Natt popatrzył po kolegach, a ci jednoznacznie wydali pomruk aprobaty.
- No to załatwione jedziesz z nami.
- Co?! Gdzie?! Jak?! Ja nigdzie nie jadę, ja mam pracę. – dziewczyna od razu zaprotestowała
- Słonko moje, masz też prawo do urlopu.
- Liam, ale ja też mam pacjentów.
- Hermiona pomyśl, szpital poradzi sobie bez ciebie przez dwa tygodnie, my jedziemy na koncert i nagrać kilka teledysków na wyspy Bahama chętnie zabierzemy cię ze sobą. Będziemy mieli do dyspozycji własny dom z basenem położony na samej plaży i dostęp do wszystkich atrakcji w kurorcie
- Wszystko fajnie, ale jest jedna przeszkoda.   
- Jaka znowu przeszkoda? Kobieto, dlaczego ty musisz szukać ciągle jakiś wykrętów – Liam jęknął i pociągnął łyk piwa.
- Ja wcale nie szukam wykrętów. Chodzi o to, że wy jedziecie tam do pracy. Dlatego zapewne pojedzie z wami Malfoy, a na jego towarzystwo nie mam ochoty.
- To jest ten problem? – Tom zaśmiał się – nie wiem, co masz do Smoka, to spoko gość. Ale jeżeli przeszkadza ci jego towarzystwo to problem zlikwidowany. Draco ostatnio ma pełno pracy w wytwórni. Jeżeli się pojawi na Bahamach to tylko na planie naszego klipu, zapewne na jakieś pół godziny do godziny, a potem teleportuje się do firmy. Taki już jego styl pracy. Więc Mała pakuj się, bierz urlop i pojutrze teleportujemy się na słoneczną plaże.
- Niech wam będzie.
- Alleluja, pracoholiczka jedzie na wakacje! – w tym Momocie Dixi dostał ozdobną poduszką w twarz.
***
- Bill mam ważną sprawę – weszła do gabinetu szefa rozsiadając się w fotelu.
- A ja papierkową robotę, ale mogę ją na chwile przerwać. Czym mogę służyć mojej ulubionej pani magomedyk?
- Chciałabym dostać od jutra dwa tygodnie wolnego.
- Co? – popatrzył na nią zdziwiony
- To, co słyszałeś, chcę dwa tygodnie wolnego. Nie możesz mi odmówić, bo jeszcze ani razu nie brałam dłuższego wolnego – mówiła szybko by jej nie przerwał
- Ale ja nie zamierzam niczego ci zabraniać. Jestem tylko zdziwiony, że z własnej woli chcesz dwa tygodnie wolnego. Pracujesz tu półtorej roku, a ilekroć chciałem cię wysłać na urlop to protestowałeś. Jeżeli chcesz dwa tygodnie wolnego to mówisz i masz. – słysząc to uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Jesteś najlepszym szefem na świecie.
- Wiem – wyszczerzył się do niej
- I skromność to twoje drugie imię wariacie.
- Odpocznij przez te dwa tygodnie i wracaj do nas.
- Tak jest szefie – zasalutowała i wyszła z jego gabinetu.

Po pracy wybrała się na pokątna by zrobić zakupy. W końcu potrzebowała jakieś dwa stroje kąpielowe, olejek do opalania i inne przydatne. rzeczy. Przy okazji kupiła sobie nową sukienkę i o zgrozo kolejna parę szpilek. Wieczorem spakowała walizkę oraz odwiedziła Ginny by poinformować ją, że wyjeżdża. Następnego dnia wstała o 12 w końcu trochę się zasiedziała u Ginny. Całe szczęście, że między Londynem, a Wyspami Bahama jest kilka stref czasowych. Dlatego umówili się, że spotykają się o 14. Wtedy na wyspach jest 9 rano. Zeszła do kuchni, gdzie przyszykowała sobie śniadanie, oraz wypić kubek czarnej aromatycznej kawy. Potem wzięła prysznic i pomimo deszczowej pogody za oknem narzuciła na siebie letnią sukienkę. Chwilę później wzięła walizkę i teleportowała się do Natta.
- No to jak gotowa? – jeszcze nie weszła dobrze do środka, a usłyszała pytanie Fabiana. Dixi zabrał od niej walizkę i wysłał gdzieś, nie wiedziała gdzie.
- Jak widać na załączonym obrazku – odwróciła się dookoła siebie – lepiej powiedźcie gdzie my w ogóle się przenosimy?
- Na jedna z Wysp Bahama. Oficjalnie jest niezamieszkała. Informacja jest tak podana by mugole tam nie przypływali. Cała wyspa należy do świata magicznego. My gadu-gadu, a tam czekają na nas. Herm złap się mojej ręki – Natt podał jej dłoń, którą ujęła aby po chwili poczuć znajome uczucie w żołądku towarzyszące teleportacji. Gdy w końcu wirowanie ustało, zanim otworzyła oczy poczuła typowy zapach morskiej słonej wody i usłyszała szum fal. Kiedy otworzyła je z zachwytu zachłysnęła się powietrzem. Przed sobą widziała morze z krystalicznie czystą woda o kolorze jasnego błękitu nieba. Morze wcinało się w ląd tworząc małe zatoczki. Na złotym piasku plaży gdzieniegdzie rosły palmy. Natt odwrócił ją w tym momencie zobaczyła dużą nadmorska rezydencję z białego kamienia. Wielki taras prowadził prosto na plaże. Kiedy podeszli bliżej zwróciła uwagę, że w tarasie wbudowany jest basen na środku, którego zrobiono bar. Weszli przez wielkie tarasowe drzwi do obszernego salonu, zrobionego z egzotycznego drewna i wyposażony w jasne meble. Przechodziła z pokoju do pokoju zachwycając się wygładem posiadłości. Kiedy wyszła przed dom zobaczyła aleje obsadzoną palmami prowadząca do głównej ulicy. Pod domem właśnie parkował jeep i wysiadł z niego mężczyzna w rozpiętej kolorowej koszuli i szortach koloru khaki.
- Witam nazywam się Bino i mam państwa przywitać.
- Witam, nazywam się Nataniell Pederson, a to jest Hermiona Granger – weszli do środka, chłopak pokazał im wszystko dokładnie i wręczył plan dotyczący koncertu i nagrywania klipu. Poinformował ich, że plaża jest prywatna i należy do rezydencji w związku, z czym nikt im nie będzie im przeszkadzał. Załatwiwszy wszystko pożegnał się. Chłopaki nie zdążyły dokładnie oglądnąć domu, gdy Hermiona przebrana w strój kąpielowy z rozbiegu wskoczyła na główkę do basenu.
- No i co się tak lipicie? Lepiej się rozpakujcie i idziemy sprawdzić, jaka jest woda w morzu. Albo mam jeszcze lepszy pomysł. Wy się rozpakujcie, a ja już idę to sprawdzić. – Wyszła z wody i biegiem ruszyła po piasku w stronę morza by po chwili na swojej skórze czuć przyjemną morską wodę.  
***
 Pierwszy tydzień upłyną jej w błogim lenistwie. Jej towarzysze jeździli na próby do dzisiejszego koncertu. Hermiona w tym czasie zwiedzała okolicę, próbowała tutejszej kuchni i spędzała godziny na leżaku z książką w ręce. Wieczorami przesiadywała z chłopakami na tarasie. Innym razem chodzili na imprezę lub na kolację do różnych knajpek. Raz zdarzyło się jej wylądować w sypialni Liama. Wszystko przez to, że tak spędzając całe dnie sama poczuła, jaka jest samotna. Potrzebowała męskiego ciała i bliskości, a Liam uważał ją za cudowną i piękną kobietę. Obydwoje dobrze wiedzieli, że tak naprawdę nic to nie znaczy i że po powrocie do Londynu nigdy się to nie powtórzy. Wiedzieli, że są dla siebie tylko przyjaciółmi, ale nie przeszkodziło im to w spędzeniu wspólnej nocy.

Teleportował się prosto na plaże. Wszedł po schodkach na taras i to, co zobaczył zachwyciło go. Na leżaku leżał cud, a nie kobieta. Podejrzewał, że pod okularami słonecznymi ma zamknięte oczy, bo inaczej już dawno by go zauważyła. W uszach miała włożone słuchawki. Biały skąpy strój bikini podkreślał opaleniznę jej ciała. Mógłby tak stać i przyglądać się jej długim, zgrabnym nogą, płaskiemu brzuchowi oraz ładnie zaokrąglonym piersią. Całej jej, ale dobrze wiedział, że musi jeszcze zdążyć na próbę generalną. Dlatego podszedł do niej i pociągnął za kabelek od słuchawek. Dziewczyna leniwie otworzyła oczy.
- No proszę, kogo my tu mamy? Co tu robisz Granger? – Hermiona podniosła okulary i popatrzyła na chłopaka /Cholera, co on tu robi?/.
- Jak byś nie zauważył to leżę i się opalam.
- To akurat widzę, ale zastanawiam się, co robisz w mojej rezydencji? – Dlondyn popatrzył na nią swoimi stalowoszarymi oczami
- Twojej rezydencji? – w jej głosie można było wyczuć delikatna nutkę strachu
- Najlepsza inwestycją jest lokowanie pieniędzy w nieruchomościach.
- Zgadzam się z tobą Smoku. Chyba nie masz nic przeciwko, że zabraliśmy ze sobą Hermionę? – w drzwiach tarasu stanął Liam.
- Nie. Po prostu zaskoczyło mnie to. A ty nie powinieneś być na próbie? – oderwał od niej wzrok i popatrzył na muzyka.
- Zapomniałem zabrać wzmacniacz. Za chwile wracam tam z powrotem. – wpadł do domu by po chwili wrócić – znalazłem i wysłałem już do sali. Idziesz ze mną?
- Jasne, chodźmy – Liam zamiast wrócić do domu i stamtąd się teleportować podszedł do leżaka Hermiony by namiętnie ją pocałować.
- Do zobaczenia na koncercie kochanie.
- Pa – Draco ruszył za Liamem, ale tak naprawdę w ty momencie najchętniej ukręciłby mu głowę. W końcu Granger miała być jego zabawką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz