Był piątek wieczorem. Hermiona siedziała z chłopakami na
tarasie. Dookoła paliły się pochodnie, a widok i szum morza nocą koił zmysły.
Nagle ku zdziwieniu pozostałym Tom krzyknął
- Mam!
- Co złapałeś komara?
- Bardzo zabawne Fab, ale wybacz nie złapałem ci kolacji. A
teraz słuchajcie. Tam w rogu tarasu są wtyczki. Można podpiąć sprzęt.
- I co w związku z tym? – Natt nie miał najmniejszej ochoty
dzisiaj śpiewać. W końcu ostatnio robił to kilka razy dziennie. – Przecież nie
potrzebujemy próby.
- Ale wy jesteście niedomyślni. Zagrajmy tak jak dawniej w
szóstkę.
- To jest myśl – Fabian podłapał pomysł kumpla.- Mała, co ty
o tym sądzisz?
- Sama nie wiem.
- Pomyśl tylko, będzie jak za dawnych dobrych czasów.
- Za bardzo was lubię by odmówić. – nie zdążyła skończyć, a
Liam i Tom wbiegli do domu by po chwili na tarasie pojawił się sprzęt.
- Ale Natt śpiewa ze mną.
- Nie ma sprawy siostro. Tylko co?
- Zobaczysz –(Evanescence - Anywhere). podeszła do Liama i Toma by szepnąć im coś na
ucho. Po chwili z instrumentami w rękach grali to, o co prosiła. A ona
wyczarowała dwa wysokie stołki barowe. Na których usiedli z Nattem twarzami do
sienie z mikrofonami w rękach. Mężczyzna po pierwszych taktach wiedział, co to
za utwór. Hermiona zaczęła śpiewać z delikatnym uśmiechem na ustach. Już nie pamiętała,
kiedy ostatni raz śpiewała, a przecież tak bardzo to lubiła. Dawniej, gdy była
młodsza często zdarzało jej się robić to w czasie wakacji z Nattem na ich
próbach garażowych. Tak dla przyjemności, jako rozrywka i oderwanie od świata
książek. Wtedy nie byli jeszcze znanym zespołem, a ona szanowaną panią
magomedyk. Jeszcze wtedy, kiedy świat nie wydawał się taki skomplikowany.
Droga moja miłości, czy nie chciałeś być ze mną
I droga moja miłości, czy nie tęskniłeś za wolnością
Nie mogę ciągle udawać, że nawet cię nie znałam
A w rozkoszną noc, będziesz moją własnością.
Chwyć mnie za rękę
Dzisiaj odejdziemy stąd
Nie ma potrzeby mówić komukolwiek
Oni by tylko nas zatrzymywali
A w świetle poranka
Będziemy w połowie drogi dokądkolwiek
Gdzie miłość jest czymś więcej
niż po prostu twoim imieniem
I droga moja miłości, czy nie tęskniłeś za wolnością
Nie mogę ciągle udawać, że nawet cię nie znałam
A w rozkoszną noc, będziesz moją własnością.
Chwyć mnie za rękę
Dzisiaj odejdziemy stąd
Nie ma potrzeby mówić komukolwiek
Oni by tylko nas zatrzymywali
A w świetle poranka
Będziemy w połowie drogi dokądkolwiek
Gdzie miłość jest czymś więcej
niż po prostu twoim imieniem
Weszli do środka. Pomieszczenie wypełniała muzyka. Jak się
zorientował dochodziła z tarasu. Podeszli do szklanych drzwi. Zamiar w bezruchu
łapiąc kumpla za koszulę by ten staną w miejscu. W jednej części wielkiego
tarasu na instrumentach grali Dixon, Fabian, Tom i Liam. Natt siedział z
mikrofonem w ręku. Nie byłoby w tym nic dziwnego w końcu słyszał jak grali
prawie codziennie, jakby nie to, że naprzeciw niego siedziała Hermiona Granger,
która również trzymała mikrofon. Siedziała na stołku z zamkniętymi oczami.
Widział to dobrze, bo była zwrócona profilem do drzwi. Białe, prawie
przeźroczyste pareo ciekawie zawiązane tworzyło długą sukienkę, pod która miała
ubrane bikini. Ale teraz nie zachwycał się jej wyglądem. Nie mógł uwierzyć, że
ta dziewczyna ma tak cudowny głos. Kiedy śpiewała, czół jakby muzyka przenikała
całe jego ciało, trafiając do każdej jego części. Zorientował się, że dostał
gęsiej skórki. Śpiew Natta był dokładnym uzupełnieniem jej głosu. Po głowie
tłukło mu się jedynie /Ona zrobiłaby
wielką karierę./. Trzymając rękę na ramieniu przyjaciela nie poruszył się,
by nie zdradzić swojej obecności. Zdawał sobie sprawę, że wtedy na pewno
kobieta przestałaby śpiewać, a tego nie chciał. Słuchanie jej było za dużą
przyjemnością. To jak śpiewała na próbce, którą dał mu Natt nie równało się z tym
jak śpiewała na żywo. Tam dziewczyna śpiewała tylko, jako druga osoba. Tutaj to
ona skupiała na sobie całą uwagę. Ciemna noc, szum fal i oświetlający ją
księżyc dodawał jej uroku i tym bardziej wpływał na wyobraźnie. Próbował
wyrzucić z głowy obraz, że słowa, które śpiewa są skierowane do niego, ale nie
było to tak łatwe jak mogłoby się wydawać. Dodatkowy atutem było to, że
śpiewała na otwartej przestrzeni, przez co głos niósł się w czystym powietrzu
spokojnej ciemnej nocy nie zakłócając harmonii, a stając się jej częścią.
Dlatego mógł dobrze ocenić skalę i czystość głosu kobiety. Zastanowił się przez
ile lat musiała brać lekcję śpiewu, żeby tak go wyćwiczyć. I dlaczego w takim
razie zrezygnowała z tego zajęcia. Rozumiał jej ambicję i spełnianie się w
zawodzie lekarza, ale żeby zmarnować taki talent? Uważał to za niedorzeczność. Dziesiątki
piosenkarek dałoby się pokroić za posiadanie takiego głosu, jaki miała ta
drobna gryfonka. Odkrywanie nowych tajemnic związanych z jej osobą sprawiało mu
coraz większa przyjemność. Ale jak widział nie tylko on był zachwycony jej
głosem. Również stojący koło niego przyjaciel, jak i Liam, Tom, Fabian oraz Dixon
patrzyli na nią jak urzeczeni. Natt siedział i trzymał ją za rękę. Młody Malfoy
nie wiedział, że ci muzycy wielokrotnie słyszeli jak Hermiona Granger śpiewa z
Nathanielem tą piosenkę. Był to najlepszy utwór, jaki razem wykonywali. Pomimo
upływu lat do dnia dzisiejszego byli zachwyceni głosem Hermiony. Przestała
śpiewać pozwalając by na pierwszy plan wyszedł Liam z solówka gitarową. Pomimo
tego blondyn nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi. Cały czas jego wzrok
utkwiony był w Hermionie. Powoli otworzyła czekoladowe oczy i promiennie
uśmiechnęła się do Nathaniela. Rozglądnęła się po tarasie i nagle ich
zauważyła. Patrzyła na niego tymi swoimi dużymi czekoladowymi oczami. W tym
momencie mógłby w nich zatonąć. Czół jak coś ciągnie go do niej, a zarazem stał
jakby miał nogi z betonu. Nie ruszył się nawet o milimetr. Natt spostrzegł, że
na cos patrzy i odwrócił głowę w tym samym kierunku dostrzegając swojego
menadżera. Uśmiechnął się. Kiedy Hermiona z powrotem popatrzyła na swojego
brata, Draco dobrze widział jak wyłącza mikrofon. Nathaniel złapał ją mocniej
za rękę i szepnął coś do ucha. Dziewczyna patrząc mu w oczy włączyła z powrotem
mikrofon. Już ani razu nie zwracając uwagi na byłych ślizgonów zaczęła dalej
śpiewać razem z Nattem. Kiedy skończyła odłożyła wyłączony mikrofon na bok. Gdy
ostatnie dźwięki dobiegły końca głos zabrał Dixon.
- Nieźle mała. Przez te kilka lat nie zapomniałaś jak się
śpiewa. – uśmiechał się do niej szeroko pokazując swoje równe białe zęby.
- Nieźle? Granger to było genialne.
- Dzięki Zabini, ale nie przesadzaj.
- Widzisz, nie tylko my tak twierdzimy – Nathaniel popatrzył
rozbawiony w jej zaciętą twarz. Nie podobało jej się to, że Malfoy i Zabini
słyszeli jak śpiewa.
- Ile lat brałaś lekcję śpiewu? – zaskoczona zwróciła swoją
twarz w stronę, gdzie Malfoy rozsiadł się na fotelu wykonanym z egzotycznego
drewna i zapalił papierosa.
- Nigdy. A ty nie musisz wytykać mi mojego braku
profesjonalizmu. Nikt miał nie słyszeć jak śpiewam.
- Nie chce wytykać, żadnych twoich braków. – czekała, aż ją
wyśmieje. Ale jego głos dalej był spokojny i poważny. – Powiedź mi lepiej,
dlaczego nie śpiewasz zawodowo?
- Bo moim zawodem i powołaniem jest leczenie ludzi. I
skończmy tą absurdalną rozmowę.
- Jeżeli masz taki głos bez, żadnych lekcji śpiewu – tutaj Fabian pokiwał na znak, że jest to prawda – to powinnaś śpiewać, bo twój talent się marnuje. Proponuję ci nagranie płyty w mojej wytwórni. – słysząc to roześmiała się głośno.
- Jeżeli masz taki głos bez, żadnych lekcji śpiewu – tutaj Fabian pokiwał na znak, że jest to prawda – to powinnaś śpiewać, bo twój talent się marnuje. Proponuję ci nagranie płyty w mojej wytwórni. – słysząc to roześmiała się głośno.
- Nie żartuj sobie. Słyszałam o śpiewających kelnerach, ale
ja nie zamierzam być pierwszą śpiewającą magomedyczką. Idę popływać. Zeszła po
schodach na plażę. Rozwiązała pareo, które upadło na piasek. Draco znów nie
mógł oderwać od niej oczu. Zaczęła biec by po chwili zanurzyć się i zniknąć im
z oczu w ciepłym morzu.
- Ech, ona tak zawsze. – Fabian z rezygnacją pokręcił głową
- Co masz na myśli Fab?
- To Diable, że ona nigdy nie wierzy w swój głos. Moim
zdaniem ma jedne z najlepszych głosów, jakie znam, a ona i tak będzie się
upierać, że nie.
- Masz rację Fab. Nawet Angela nie może się z nią równać –
Liam poparł kumpla.- Ale zawsze mówiła, że nigdy nie związałaby swojej
przyszłości ze śpiewaniem.
Taka już jej decyzja – Natt odesłał sprzęt do domu - A tak w
ogóle, co wy tu robicie? Czy ty nie pracujesz Draco? – Malfoy przestał patrzyć
na morze gdzie zniknęła Hermiona.
- Stwierdziłem, że przyda mi się dwa dni urlopu. W weekend i
tak dużo nie załatwię. A, że Diabeł się napatoczył, kiedy się zbierałem to
zabrał się ze mną.
- I dobrze. Czym nas więcej tym lepiej – Tom postawił na
stole siedem szklanek i butelkę Ognistej Whisky. W tym samym czasie Hermiona
płynęła przed siebie. Trudno jest pływać w morzu. Co innego dryfować lub się
pluskać. Płynąc trzeba włożyć więcej siły w pokonanie fal i prądów morskich.
Nie przeszkadzało jej to. Dla niej był to tym lepsze. Chciała wylądować
wszystkie swoje emocję. Malfoy zdenerwował ją swoim bezczelnym żartem o
nagraniu płyty. I to jeszcze tak spokojnie mówił udając poważnego. Pluła sobie
w brodę z powodu, że Malfoy z Blaisem słyszeli jak śpiewa. Co innego śpiewać
przy przyjaciołach, a co innego przy obcych. Miała nadzieję, że przez te dwa ostatnie
dni będzie miała spokój, ale już się jej pozbyła. Zaczęła nawet rozmyślać czy
nie wrócić wcześniej do domu, ale nie chciała wyjść przed tą fretką na tchórza.
Kiedy wyszła na brzeg, od razu zauważyła, że całe jej męskie towarzystwo
zarówno to chciane, jak i niechciane siedzi przy stoliku na tarasie. Wracając
nie przeszkadzało jej, że jest mokra, a piasek przykleja się do jej ciała. Przy
schodach podniosła swoje pareo, przerzuciła go przez ramię i weszła na taras.
Kierując się do środka przechodziła obok stolika nie zaszczycając nawet jednym
spojrzeniem siedzących przy nim mężczyzn. Za to perfidnie zabrała prosto z ręki
Toma szklankę napełnioną bursztynowym płynem.
- Hej to moje!
- Już nie - weszła do środka rezydencji. Po
piętnastominutowym prysznicu siedząc na łóżku powoli wypiła Whisky. Położyła
się do łóżka, a kiedy usłyszała pukanie do drzwi przymknęła oczy. Słyszała jak
powoli się otwierają. Ktokolwiek to był widząc śpiącą kobietę wycofał się.
Kiedy drzwi cicho się zamknęły otworzyła oczy. Leżąc patrzyła przez otwarte
okno na ciemne niebo przystrojone milionem gwiazd.
***
- Hermiona, ale on mówił poważnie…
- Nathanielu Pederson wiem, że jesteś ode mnie starszy, ale
jeżeli ci życie miłe to SIĘ ZAMKNIJ. – wyszła na plażę i ruszyła przed siebie
brzegiem morza. Po pół godzinnej wędrówce trafiła do małej zatoczki obrośniętej
palmami, paprociami i innymi egzotycznymi roślinami. Usiadła na piasku
opierając się o skałę i prostując nogi. Morska woda pomału skradając się
podmywała jej stopy z czasem podpływając coraz wyżej pod jej nogi. Nie
przeszkadzało jej nawet to, że moczy przez to zielone pareo, które dzisiaj
zawiązała wokół bioder. Rozkoszowała się ciszą i spokojem do czasu, aż ktoś
koło niej usiadł.
- Niezła miejscówka.
- Wiem – otworzyła oczy i popatrzyła na rozbawione oblicze
Diabła.
- Nieźle zrugałaś Natta.
- Należało mu się. Powinien oberwać jeszcze bardziej.
- Nie złość się i nie denerwuj. I proszę nie krzycz dopóki
nie skończę mówić. – podejrzliwie na niego popatrzyła. – Uważam, że oberwało mu
się za niewinność. Prawda jest taka, że oni wszyscy mają racje. Masz wspaniały
głos kobieto. Inne piosenkarki zapewne by cię za niego zabiły. A Smoku wcale z
ciebie nie żartował. Znam go od wielu lat i to bardzo dobrze. I jeżeli chodzi o
pracę to w tym temacie nigdy nie żartuję.
- Ale ja leczę, a nie śpiewam.
- Przecież możesz spróbować połączyć to i to. Przemyśl to
dobrze. A zmieniając temat. Twoja ruda przyjaciółka jest niezrównoważona
psychicznie.
- Co takiego znowu zrobiła?
- Kiedy chciałem w czwartek wejść do jej antykwariatu
dostałem łajnobombom. Wyobrażasz to sobie? Otwieram drzwi, dzwonek jeszcze
dobrze nie ucichł, jeszcze drzwi nie zamknąłem, a ta mała, rudna, wredna zołza
wychodzi za regału z anielskim uśmiechem na ustach. Patrzy na mnie i nagle dostaję
w klatkę piersiową łajnobombom. – Hermiona roześmiała się i o to właśnie mu
chodziło. Bo może Diabeł to osobnik złośliwy, denerwujący, nachalny i uparty, ale
zarazem dla niektórych przyjazny zwierz. A akurat tą kobietę lubił. Siedzieli w
ciszy przez dwadzieścia minut, ale żadnemu z nich to nie przeszkadzało.
- Wracamy? – zapytał nagle przerywając ciszę
- Dobrze. – Podała mu rękę by pomógł jej wstać. Ruszyli w
powrotna drogę.
- Blaise?
- yhm – mruknął dając znak, że słucha.
- Skąd wiedziałeś, gdzie jestem?
- Nie wiedziałem. Ale ma się wtyki w takim pewnym miejscu
nazwanym piekłem i oni mi powiedzieli. – roześmiała się. Ku jego zdziwieniu
podbiegła do morza. Nie wiedział, co chce zrobić.
- Jeżeli jesteś Diabłem, to trzeba cię trochę ostudzić bo w
piekle jest gorąco. – mówiąc to zamachnęła noga i ochlapała go.
- Ty, podstępna, przebiegła kobieto. Ja do ciebie z pomocną
ręka a ty, co? Ja ci się odpłacę pięknym za nadobne. – resztę drogi do
rezydencji pokonali goniąc się po plaży i wzajemnie ochlapując.
Hermiona obawiała się jak te dwa dni będą wyglądały, kiedy w
rezydencji obecny jest Malfoy. Ku jej zaskoczeniu dzisiaj było spokojnie, bo
kiedy wrócili z Blaisem, Malfoya nie było. Podobno wrócił dopiero nad ranem.
***
Pół niedzieli przesiedziała nad brzegiem basenu dyskutując z
Nattem. Nieświadoma tego, że Draco, który w salonie czytał książkę wszystko
dokładnie słyszał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz