25 minut później.
- No w końcu jesteś Smoku. Ile można na ciebie czekać?
- Nie histeryzuj Diable. Wiesz, że po pracy musiałem wziąć
prysznic i się przebrać. Po drugie nie zaczną imprezy promującej nową
piosenkarkę bez jej producenta.
- Ty to zawsze masz farta. Zaraz pójdziemy tylko powiedz mi,
kim jest ta magomedyczka. Pociągająca kobieta, a z tego, co zauważyłem jest
bardzo pewna siebie.
Draco się zaśmiał, słysząc słowa przyjaciela.
- Ty, też jej nie rozpoznałeś? Ja miałem ten sam problem.
- To ja ją znam? – zaskoczony brunet popatrzył na
przyjaciela
- Oczywiście, że tak. – w czasie tej rozmowy dziewczyna
wyszła z pokoju swojej pacjentki i schodziła na dół. Malfoy junior od razu ją
zauważył.
- No popatrz na nią Diable. Jak nasza słodka Granger
zmieniła się przez te trzy lata.
- Jaja sobie robisz? Granger?
Dziewczyna popatrzyła na przedstawicieli płci męskiej.
- A ty za to Zabini niewiele się zmieniłeś. Od razu cię
poznałam – Zabiniego w przeciwieństwie do Malfoya tolerowała. Był ślizgonem i
jak to oni niekiedy był paskudny, ale dało się z nim czasem porozmawiać.
Przekonała się o tym, kiedyś w bibliotece. Przysiadł się do jej stolika, gdyż
nigdzie indziej nie było miejsca. Na początku się ignorowali, ale w końcu zagadną
ją na temat książki, którą czytała. Okazało się, że jest obeznany w tym
temacie. Od tamtego czasu zdarzało im się niekiedy spotkać w bibliotece i
rozmawiać o książkach. Ku niezadowoleniu Ginny, która nie znosiła bruneta.
- Tak to bywa. W życiu bym cię nie poznał. Smoku, może
zabierzemy koleżankę z nami na imprezę?
- Wybacz Zabini, ale z nim w życiu bym nie poszła na żadną
imprezę – popatrzyła kpiąco na blondyna. Przeraziła się, gdy w jej głowie
zrodziła się myśl, że wygląda apetycznie w tych czarnych jeansach, czarnej
marynarce i niebieskiej koszuli podkreślającej kolor jego oczu. Bądź, co bądź
musiała sama przed sobą przyznać, że chłopak ma dobry gust.
- A żałuj szlamiątko, bo zapowiada się bardzo dobra impreza.
Dzisiaj już nie mam czasu, ale pamiętam, że mamy wrócić do naszej wczorajszej
rozmowy.
- Jakoś mi na tym nie zależy. Cześć Zabini. Do niezobaczenia
tleniony.
Wyszła zostawiając ich samych.
- W szkole z charakteru niezłe było z niej ziółko. Ale teraz
to pobiła sama siebie i ten wygląd. Po prostu jestem zszokowany.
- I mnie to mówisz Diable? Chodź lepiej, bo robi się późno.
***
Jak na pracoholiczkę przystało nie przepadała za wolnymi
sobotami, gdy nie mogła odwiedzić swoich pacjentów. O dziwo tym razem było
inaczej. Cieszyła się, że jest sobota. Rano zaglądnęła do pani Malfoy. Czuła
wielką radość, gdy wyszła z rezydencji i uświadomiła sobie, że nie spotkała
Malfoya. Dodało jej to energii na cały dzień. Przyjechała do domu zostawić
torbę lekarską, ale postanowiła jeszcze się przebrać. 10 minut później
zmierzała do centrum Londynu. Zostawiła samochód na jednym z parkingów i
ruszyła do obskurnego lokalu o nazwie „Dziurawy kocioł”. Przywitała się z
barmanem i skierowała się na zaplecze. Po chwili stała na zatłoczonej kolorowej
ulicy. Od razu ruszyła w dół, to tam znajdował się mały antykwariat. Gdy weszła
poczuła przyjemny dla niej zapach przeszłości. Uwielbiała takie miejsca, te
wszystkie rzeczy mające swoje tajemnice. Gdyby tylko mogły mówić, opowiadałyby
historie sprzed lat. Była naprawdę zdziwiona, gdy Ginny zakomunikowała jej, że
chce otworzyć antykwariat.
- Hermiona! Co cię do mnie sprowadza?
- Wolne popołudnie. I chęć spędzenia czasu z kimś normalnym.
- Bardzo mnie to cieszy. Siadaj. Chcesz kawę lub herbatę?
- Herbatę, ale najpierw rozglądnę się po regałach z
książkami.
- Nowa dostawa jest na pierwszym regale po lewej.
***
Wyszedł ze swojego biura o 16. Na głównej ulicy jak zawsze
był spory ruch. Dookoła pełno ludzi i rozwrzeszczanych bachorów. Był zmęczony.
Po wczorajszej imprezie promującej bolała go głowa. Nie od alkoholu, bo wczoraj
pił mało. Nie wyspał się, a do tego w pracy miał problemy. Jak tylko
przekroczył próg firmy asystentka poinformowała go, że w jednym ze studiów
nagraniowych nawala sprzęt. Do tego jak codziennie, próbowało dodzwonić się do niego
lub dostać masa menadżerów „niby” wschodzących gwiazd. Dzień był gorący. Marzył
o tym by zaszyć się w swoim pokoju i mieć wieczorem święty spokój. Przechodził
koło sklepu z magicznymi składnikami, gdy z pobliskiego antykwariatu wyszły
dwie kobiety. Niższa z nich zamknęła drzwi na klucz i ruszyły przed siebie. Ze
zdziwienia, aż się zatrzymał. To była ona, ale wyglądała całkiem inaczej.
Ostatnio widywał ją w sukienkach lub garsonkach i wysokich szpilkach. Teraz
miała na sobie krótkie szorty, top i adidasy.
- No proszę, kogo ja tu spotykam. Granger i Weasley.
- Ginny słyszałaś, by ktoś do nas coś mówił? – szatynka
olała go całkowicie.
- Chyba ci się tylko wydawało Hermiono.
- Ignorowanie mnie nic wam nie da. Gdzie zgubiłaś swoje
szpilki Granger?
- Zobaczyły cię wczoraj i uciekły z wrzaskiem.
- Nic nie szkodzi, z tych ciuchów też cię fajnie będzie
rozebrać.
Zatrzymała się. Pamiętała, jak kiedyś ktoś powiedział jej,
że nie dając się sprowokować, pokażesz tej osobie swoją siłę. Dlatego wzięła
głęboki wdech i popatrzyła na niego.
-Słuchaj dokładnie, bo więcej tego nie powtórzę. Nie mam
zielonego pojęcia, w co ty pogrywasz i czego chcesz. Co ważniejsze nie chce
tego wiedzieć. Po prostu daj mi święty spokój i zajmij się swoim cudownym
arystokratycznym życiem. A do mojego nie próbuj wchodzić.
- A ja Malfoy, nie nazywam się już Weasley.
Hermiona chwyciła przyjaciółkę pod ramie i weszła do
pierwszego sklepu z ciuchami. Stał jeszcze chwilę, po czym ruszył przed siebie
uśmiechając się. /Coraz ciekawsza stajesz
się Granger. A ja tak łatwo nie dam ci spokoju. Nie wystarczy powiedzieć spadaj,
by mnie spławić. Gra dopiero się zaczyna./
***
Wszystko, co dobre szybko się kończy. Zaczął się nowy
tydzień. Na wejściu dostała pilne wezwanie do pacjentki, której stan zdrowia się
pogorszył. Dlatego nawet nie zdążyła przebrać butów i narzucić na siebie
fartucha. Idąc do swojego biura zabrała z oddziału wszystkie karty pacjentów.
Nie widziała nic przed sobą. Znała szpital jak własną kieszeń, więc nie
przeszkadzało jej to, że nie może patrzeć gdzie idzie. Zostało jej dokładnie
parę kroków do drzwi, gdy zahaczyła obcasem o dywan. Zawsze irytowało ją to, że
położono dywany w części szpitala, gdzie znajdowały się biura. Próbując
utrzymać teczki z dokumentacją, prawie upadłaby na ziemie, gdyby nie pomoc kogoś,
kto szedł za nią. Złapała równowagę i odetchnęła.
- Dziękuję bardzo.
Zdziwiła się, gdy nikt nie odpowiedział. Postawiła teczki na
ziemi i wyprostowała się. Ale na korytarzu nikogo innego nie było oprócz niej.
Zabrała swoje rzeczy i weszła do środka. Kładąc teczki na biurku nie widziała,
że przykrywa nimi małą białą kartkę. Prawie godzinę zajęło jej uporządkowanie i
wpisanie nowych zaleceń do kart swoich pacjentów. Odłożyła kolejną teczkę na
bok. Chciała chwile odpocząć, gdy zauważyła mały świstek papieru.
Wtorek. 13-17.
Wykłady lekarskie. Proszę przyszykować jakiś ciekawy przypadek medyczny.
Pod spodem widniała pieczątka dyrektora. Pismo było
oficjalne, więc musiała napisać to Ann sekretarka Billa, ale na pewno na jego
oficjalne polecenie. Wypadła ze swojego gabinetu jak burza. Po chwili stała już
przy biurku Ann.
- Cześć, szef u siebie?
- Tak, ale… - nie dokończyła, bo dziewczyna już otwarła
drzwi i weszła do środka.
- Czyś ty zgłupiał? Ja cię chyba zabiję! Potem cię zakopie,
odkopie i znowu zabije.
- Widzę, że nie tylko mnie z wielką ochotą byś zabiła
Granger?
Przestała patrzeć na Billa i popatrzyła w stronę foteli. Na
jednym z nich siedział Draco Malfoy, uśmiechając się swoim tak
charakterystycznym uśmieszkiem.
- Zatkaj się mam ważniejsze sprawy, niż konwersacja z tobą
na poziomie pięciolatka.
Znowu skupiła swój wzrok na szefie. Siadła na fotelu przed
jego biurkiem.
- Chyba sobie żarty stroisz myśląc, że jutro wygłoszę
wykład. Mam za dużo na głowie.
- Nie żartuje. Dobrze wiesz, że te wykłady są ważne. Dzięki
nim lekarze i praktykanci uczą się na porażkach i osiągnięciach innych. A twoje
są bardzo ciekawe.
- To ona…
- Zamknij się blondasie. – z jej ust wydobyło się warknięcie
– Bill, ja mam swoich pacjentów i jeszcze potem wizytę u matki tego, co tam
siedzi.
- Nie przejmuj się. Dasz radę. Jutro u Narcyzy zastąpi cię
Tom.
- Świetnie. Może w takim razie na stałe się nią zajmie. –
Hermiona z nadzieją popatrzyła na szefa
- Niestety kotku, moja matka cię polubiła i nie chce innego
lekarza. – Draco znowu zabrał głos.
- Mówiłam byś się nie wtrącał. Czy on musi tu siedzieć?
- Tak. Akurat już tu byłem, kiedy przyszłaś. I uważaj jak
chodzisz w tych szpilkach, szkoda by było tych wszystkich papierów – znowu na
jej pytanie odpowiedział blondyn.
- Będę chodzić w czym mi się podoba i nie wtrącaj się do
mojej rozmowy z szefem!
- Zamiast być taka niemiła skarbie, to lepiej byś
podziękowała za uratowanie twojego tyłka przed spotkaniem z twardą podłogą.
- Nikt, cię o pomoc nie prosił. Przyszykuję na jutro ten
wykład szefie, chociaż kiedyś sobie to odbiję. Wracam do pracy, bo poziom
idiotyzmu w tym pomieszczeniu przekracza 100% dziennej dawki. I to nie z twojej
winy Bill.
Zamknęła drzwi.
- Nie wiem, o co chodzi. Ale jeszcze nie widziałem, by ktoś
aż tak wyprowadzał ją z równowagi. Ona nigdy nie warczy.
- Ma się ten talent. – blondyn wydawał się zadowolony z
siebie
- Oj młody, obawiam się, że jeszcze tego pożałujesz.
***
Sala wykładowa była wypełniona po brzegi. Kiedy przyszła jej
pora weszła na podium i popatrzyła po twarzach obecnych.
- Długo zastanawiałam się, który z przypadków wybrać. Jak
wiecie pomimo tego, że nie pracuję w naszym szpitalu długo przyjęłam masę
pacjentów z dziwnymi przypadłościami. Jednym z nich jest sześcioletni Marcus.
11 czerwca bieżącego roku podczas mojego dyżuru do szpitala trafił sześcioletni
pacjent. Z informacji roztrzęsionej matki wynikało, że wypił nieznany eliksir.
Chłopiec był nieprzytomny, jego oddech był spłycony…
Dlaczego tu przyszedł? Sam nie wiedział. Siedział w jednym z
tylnych rzędów. Obok niego siedzieli pracownicy szpitala. Patrzył jak stoi na
scenie i opowiada o jakimś przypadku medycznym. Na początku, coś jeszcze
rozumiał z jej wypowiedzi. Kiedy przeszła do etapu, w którym używała medycznych
określeń, czuł jakby mówiła po chińsku przeplatając angielskim. Nawet to go nie
zraziło, siedział dalej. Ta kobieta bardzo go intrygowała. Mało, która
przedstawicielka płci pięknej była w stanie mu się oprzeć. Ona była inna. Kilka
razy już sam to przyznał, odkąd spotkał ją pierwszy raz po trzech latach. Była
ładna, chociaż widywał ładniejsze kobiety. Ale ona miała w sobie coś szczególnego,
coś co go tak pociągało. Była inteligentna. Miała silny charakter. Kiedy mówiła
i zadawała pytania widać było, że praca jest dla niej prawdziwą pasją. Gdy
skończyła i usiadła na swoim miejscu, wstał i wyszedł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz