poniedziałek, 4 czerwca 2012

Zagadki przyszłości - odc. 5


25 minut później.
- No w końcu jesteś Smoku. Ile można na ciebie czekać?
- Nie histeryzuj Diable. Wiesz, że po pracy musiałem wziąć prysznic i się przebrać. Po drugie nie zaczną imprezy promującej nową piosenkarkę bez jej producenta.
- Ty to zawsze masz farta. Zaraz pójdziemy tylko powiedz mi, kim jest ta magomedyczka. Pociągająca kobieta, a z tego, co zauważyłem jest bardzo pewna siebie.
Draco się zaśmiał, słysząc słowa przyjaciela.
- Ty, też jej nie rozpoznałeś? Ja miałem ten sam problem.
- To ja ją znam? – zaskoczony brunet popatrzył na przyjaciela
- Oczywiście, że tak. – w czasie tej rozmowy dziewczyna wyszła z pokoju swojej pacjentki i schodziła na dół. Malfoy junior od razu ją zauważył.
- No popatrz na nią Diable. Jak nasza słodka Granger zmieniła się przez te trzy lata.
- Jaja sobie robisz? Granger?
Dziewczyna popatrzyła na przedstawicieli płci męskiej.
- A ty za to Zabini niewiele się zmieniłeś. Od razu cię poznałam – Zabiniego w przeciwieństwie do Malfoya tolerowała. Był ślizgonem i jak to oni niekiedy był paskudny, ale dało się z nim czasem porozmawiać. Przekonała się o tym, kiedyś w bibliotece. Przysiadł się do jej stolika, gdyż nigdzie indziej nie było miejsca. Na początku się ignorowali, ale w końcu zagadną ją na temat książki, którą czytała. Okazało się, że jest obeznany w tym temacie. Od tamtego czasu zdarzało im się niekiedy spotkać w bibliotece i rozmawiać o książkach. Ku niezadowoleniu Ginny, która nie znosiła bruneta.
- Tak to bywa. W życiu bym cię nie poznał. Smoku, może zabierzemy koleżankę z nami na imprezę?
- Wybacz Zabini, ale z nim w życiu bym nie poszła na żadną imprezę – popatrzyła kpiąco na blondyna. Przeraziła się, gdy w jej głowie zrodziła się myśl, że wygląda apetycznie w tych czarnych jeansach, czarnej marynarce i niebieskiej koszuli podkreślającej kolor jego oczu. Bądź, co bądź musiała sama przed sobą przyznać, że chłopak ma dobry gust.
- A żałuj szlamiątko, bo zapowiada się bardzo dobra impreza. Dzisiaj już nie mam czasu, ale pamiętam, że mamy wrócić do naszej wczorajszej rozmowy.
- Jakoś mi na tym nie zależy. Cześć Zabini. Do niezobaczenia tleniony.
Wyszła zostawiając ich samych.
- W szkole z charakteru niezłe było z niej ziółko. Ale teraz to pobiła sama siebie i ten wygląd. Po prostu jestem zszokowany.
- I mnie to mówisz Diable? Chodź lepiej, bo robi się późno.
***
Jak na pracoholiczkę przystało nie przepadała za wolnymi sobotami, gdy nie mogła odwiedzić swoich pacjentów. O dziwo tym razem było inaczej. Cieszyła się, że jest sobota. Rano zaglądnęła do pani Malfoy. Czuła wielką radość, gdy wyszła z rezydencji i uświadomiła sobie, że nie spotkała Malfoya. Dodało jej to energii na cały dzień. Przyjechała do domu zostawić torbę lekarską, ale postanowiła jeszcze się przebrać. 10 minut później zmierzała do centrum Londynu. Zostawiła samochód na jednym z parkingów i ruszyła do obskurnego lokalu o nazwie „Dziurawy kocioł”. Przywitała się z barmanem i skierowała się na zaplecze. Po chwili stała na zatłoczonej kolorowej ulicy. Od razu ruszyła w dół, to tam znajdował się mały antykwariat. Gdy weszła poczuła przyjemny dla niej zapach przeszłości. Uwielbiała takie miejsca, te wszystkie rzeczy mające swoje tajemnice. Gdyby tylko mogły mówić, opowiadałyby historie sprzed lat. Była naprawdę zdziwiona, gdy Ginny zakomunikowała jej, że chce otworzyć antykwariat.
- Hermiona! Co cię do mnie sprowadza?
- Wolne popołudnie. I chęć spędzenia czasu z kimś normalnym.
- Bardzo mnie to cieszy. Siadaj. Chcesz kawę lub herbatę?
- Herbatę, ale najpierw rozglądnę się po regałach z książkami.
- Nowa dostawa jest na pierwszym regale po lewej.  
***
Wyszedł ze swojego biura o 16. Na głównej ulicy jak zawsze był spory ruch. Dookoła pełno ludzi i rozwrzeszczanych bachorów. Był zmęczony. Po wczorajszej imprezie promującej bolała go głowa. Nie od alkoholu, bo wczoraj pił mało. Nie wyspał się, a do tego w pracy miał problemy. Jak tylko przekroczył próg firmy asystentka poinformowała go, że w jednym ze studiów nagraniowych nawala sprzęt. Do tego jak codziennie, próbowało dodzwonić się do niego lub dostać masa menadżerów „niby” wschodzących gwiazd. Dzień był gorący. Marzył o tym by zaszyć się w swoim pokoju i mieć wieczorem święty spokój. Przechodził koło sklepu z magicznymi składnikami, gdy z pobliskiego antykwariatu wyszły dwie kobiety. Niższa z nich zamknęła drzwi na klucz i ruszyły przed siebie. Ze zdziwienia, aż się zatrzymał. To była ona, ale wyglądała całkiem inaczej. Ostatnio widywał ją w sukienkach lub garsonkach i wysokich szpilkach. Teraz miała na sobie krótkie szorty, top i adidasy.
- No proszę, kogo ja tu spotykam. Granger i Weasley.
- Ginny słyszałaś, by ktoś do nas coś mówił? – szatynka olała go całkowicie.  
- Chyba ci się tylko wydawało Hermiono.
- Ignorowanie mnie nic wam nie da. Gdzie zgubiłaś swoje szpilki Granger?
- Zobaczyły cię wczoraj i uciekły z wrzaskiem.
- Nic nie szkodzi, z tych ciuchów też cię fajnie będzie rozebrać.
Zatrzymała się. Pamiętała, jak kiedyś ktoś powiedział jej, że nie dając się sprowokować, pokażesz tej osobie swoją siłę. Dlatego wzięła głęboki wdech i popatrzyła na niego.
-Słuchaj dokładnie, bo więcej tego nie powtórzę. Nie mam zielonego pojęcia, w co ty pogrywasz i czego chcesz. Co ważniejsze nie chce tego wiedzieć. Po prostu daj mi święty spokój i zajmij się swoim cudownym arystokratycznym życiem. A do mojego nie próbuj wchodzić.
- A ja Malfoy, nie nazywam się już Weasley.
Hermiona chwyciła przyjaciółkę pod ramie i weszła do pierwszego sklepu z ciuchami. Stał jeszcze chwilę, po czym ruszył przed siebie uśmiechając się. /Coraz ciekawsza stajesz się Granger. A ja tak łatwo nie dam ci spokoju. Nie wystarczy powiedzieć spadaj, by mnie spławić. Gra dopiero się zaczyna./
***
Wszystko, co dobre szybko się kończy. Zaczął się nowy tydzień. Na wejściu dostała pilne wezwanie do pacjentki, której stan zdrowia się pogorszył. Dlatego nawet nie zdążyła przebrać butów i narzucić na siebie fartucha. Idąc do swojego biura zabrała z oddziału wszystkie karty pacjentów. Nie widziała nic przed sobą. Znała szpital jak własną kieszeń, więc nie przeszkadzało jej to, że nie może patrzeć gdzie idzie. Zostało jej dokładnie parę kroków do drzwi, gdy zahaczyła obcasem o dywan. Zawsze irytowało ją to, że położono dywany w części szpitala, gdzie znajdowały się biura. Próbując utrzymać teczki z dokumentacją, prawie upadłaby na ziemie, gdyby nie pomoc kogoś, kto szedł za nią. Złapała równowagę i odetchnęła.
- Dziękuję bardzo.
Zdziwiła się, gdy nikt nie odpowiedział. Postawiła teczki na ziemi i wyprostowała się. Ale na korytarzu nikogo innego nie było oprócz niej. Zabrała swoje rzeczy i weszła do środka. Kładąc teczki na biurku nie widziała, że przykrywa nimi małą białą kartkę. Prawie godzinę zajęło jej uporządkowanie i wpisanie nowych zaleceń do kart swoich pacjentów. Odłożyła kolejną teczkę na bok. Chciała chwile odpocząć, gdy zauważyła mały świstek papieru.
Wtorek. 13-17. Wykłady lekarskie. Proszę przyszykować jakiś ciekawy przypadek medyczny.
Pod spodem widniała pieczątka dyrektora. Pismo było oficjalne, więc musiała napisać to Ann sekretarka Billa, ale na pewno na jego oficjalne polecenie. Wypadła ze swojego gabinetu jak burza. Po chwili stała już przy biurku Ann.
- Cześć, szef u siebie?
- Tak, ale… - nie dokończyła, bo dziewczyna już otwarła drzwi i weszła do środka.
- Czyś ty zgłupiał? Ja cię chyba zabiję! Potem cię zakopie, odkopie i znowu zabije.
- Widzę, że nie tylko mnie z wielką ochotą byś zabiła Granger?
Przestała patrzeć na Billa i popatrzyła w stronę foteli. Na jednym z nich siedział Draco Malfoy, uśmiechając się swoim tak charakterystycznym uśmieszkiem.
- Zatkaj się mam ważniejsze sprawy, niż konwersacja z tobą na poziomie pięciolatka.
Znowu skupiła swój wzrok na szefie. Siadła na fotelu przed jego biurkiem.
- Chyba sobie żarty stroisz myśląc, że jutro wygłoszę wykład. Mam za dużo na głowie.
- Nie żartuje. Dobrze wiesz, że te wykłady są ważne. Dzięki nim lekarze i praktykanci uczą się na porażkach i osiągnięciach innych. A twoje są bardzo ciekawe.
- To ona…
- Zamknij się blondasie. – z jej ust wydobyło się warknięcie – Bill, ja mam swoich pacjentów i jeszcze potem wizytę u matki tego, co tam siedzi.
- Nie przejmuj się. Dasz radę. Jutro u Narcyzy zastąpi cię Tom.
- Świetnie. Może w takim razie na stałe się nią zajmie. – Hermiona z nadzieją popatrzyła na szefa
- Niestety kotku, moja matka cię polubiła i nie chce innego lekarza. – Draco znowu zabrał głos.
- Mówiłam byś się nie wtrącał. Czy on musi tu siedzieć?
- Tak. Akurat już tu byłem, kiedy przyszłaś. I uważaj jak chodzisz w tych szpilkach, szkoda by było tych wszystkich papierów – znowu na jej pytanie odpowiedział blondyn.
- Będę chodzić w czym mi się podoba i nie wtrącaj się do mojej rozmowy z szefem!
- Zamiast być taka niemiła skarbie, to lepiej byś podziękowała za uratowanie twojego tyłka przed spotkaniem z twardą podłogą.
- Nikt, cię o pomoc nie prosił. Przyszykuję na jutro ten wykład szefie, chociaż kiedyś sobie to odbiję. Wracam do pracy, bo poziom idiotyzmu w tym pomieszczeniu przekracza 100% dziennej dawki. I to nie z twojej winy Bill.
Zamknęła drzwi.                  
- Nie wiem, o co chodzi. Ale jeszcze nie widziałem, by ktoś aż tak wyprowadzał ją z równowagi. Ona nigdy nie warczy.
- Ma się ten talent. – blondyn wydawał się zadowolony z siebie
- Oj młody, obawiam się, że jeszcze tego pożałujesz.
***
Sala wykładowa była wypełniona po brzegi. Kiedy przyszła jej pora weszła na podium i popatrzyła po twarzach obecnych.
- Długo zastanawiałam się, który z przypadków wybrać. Jak wiecie pomimo tego, że nie pracuję w naszym szpitalu długo przyjęłam masę pacjentów z dziwnymi przypadłościami. Jednym z nich jest sześcioletni Marcus. 11 czerwca bieżącego roku podczas mojego dyżuru do szpitala trafił sześcioletni pacjent. Z informacji roztrzęsionej matki wynikało, że wypił nieznany eliksir. Chłopiec był nieprzytomny, jego oddech był spłycony…
Dlaczego tu przyszedł? Sam nie wiedział. Siedział w jednym z tylnych rzędów. Obok niego siedzieli pracownicy szpitala. Patrzył jak stoi na scenie i opowiada o jakimś przypadku medycznym. Na początku, coś jeszcze rozumiał z jej wypowiedzi. Kiedy przeszła do etapu, w którym używała medycznych określeń, czuł jakby mówiła po chińsku przeplatając angielskim. Nawet to go nie zraziło, siedział dalej. Ta kobieta bardzo go intrygowała. Mało, która przedstawicielka płci pięknej była w stanie mu się oprzeć. Ona była inna. Kilka razy już sam to przyznał, odkąd spotkał ją pierwszy raz po trzech latach. Była ładna, chociaż widywał ładniejsze kobiety. Ale ona miała w sobie coś szczególnego, coś co go tak pociągało. Była inteligentna. Miała silny charakter. Kiedy mówiła i zadawała pytania widać było, że praca jest dla niej prawdziwą pasją. Gdy skończyła i usiadła na swoim miejscu, wstał i wyszedł. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz