poniedziałek, 4 czerwca 2012

Zagadki przyszłości - odc. 24


Coś zakłóciło jej sen. Otworzyła oczy i popatrzyła na zegarek, który wskazywał 12.47. Leniwie się przeciągnęła niczym kotka na słońcu. Wygrzebała się z pościeli i zabierając z komody bieliznę udała się pod prysznic. Pół godziny później narzuciła na siebie ciepłą kurtkę i wyszła na zewnątrz. Skierowała się w dół ulicy w stronę małego domku. Zdziwiła się widząc, że pod domem jej przyjaciółki stoi porsche. Zapukała. Czekała dłuższą chwilę zanim Ginny otworzyła drzwi.
- Hermiona, co cię do mnie sprowadza? – Ruda wyślizgnęła się na ganek ubrana w ciepły gruby szlafrok. Nie przejmowała się zimnem, szybko zamknęła za sobą drzwi.
- Myślałam, że może wypiłybyśmy razem kawę. Co ty na to?
- Świetny pomysł. Przyjdę do ciebie za chwilę. Chciałam wziąć pryszn…- nie dokończyła, bo otworzyły się drzwi.
- Cześć Hermiono – brunet zapinając kurtkę uśmiechnął się do niej. – Dlaczego tak stoicie na ganku?
- Bo… - Ginny była czerwona niczym dojrzały buraczek.
- Nie przejmujcie się mną. Ja muszę lecieć, bo dzwonili z biura. A muszę jeszcze wpaść do siebie. Do zobaczenia Rudzielcze – cmoknął dziewczynę w usta przez co ona jeszcze bardziej się zaczerwieniła. Machnął ręką na pożegnanie i zbiegł po schodach. Po chwili słychać było pisk opon ruszającego samochodu.
- Co to było? – zszokowana szatynka wlepiła wzrok w swoją przyjaciółkę.
- To…- Ginewra weszła do środka. Hermiona podążyła za nią. Młodsza z kobiet stała przy aneksie kuchennym. Szykując kawę.
- Ginny? – zero odzewu. – Skarbie wszystko porządku? – znowu cisza. Panna Granger usiadła w fotelu czekając, aż jej przyjaciółka w końcu skończy przyszykowywać czarny napój. Wtedy dopiero podała jej kubek i usiadła ze swoim na sofie podwijając nogi pod siebie. Przez chwile żadna z nich się nie odzywała. Ruda głęboko odetchnęła, upiła łyk kawy i zaczęła mówić.
- Po dwóch godzinach u Malfoyów postanowiliśmy się stamtąd wyrwać. Zabini zabrał mnie do jednego z bardziej ekskluzywnych klubów. Tańczyliśmy, albo siedzieliśmy pijąc. O dziwo rozmawiało mi się z nim bardzo dobrze. Zaskoczyło mnie to, że mamy wiele wspólnych tematów, ale oczywiście w wielu sprawach się ze sobą nie zgadzamy. Minęło kilka godzin impreza się rozkręcała. Blaise poszedł do baru zamówić kolejną butelkę alkoholu, a ja postanowiłam poczekać na niego na parkiecie. Wtedy to jakiś gościu zaczął się do mnie przystawiać. Próbował mnie obłapywać. Na ile tylko mogłam powstrzymywałam tego natręta. Chociaż niewiele to dawało, bo byłam słabsza. Wtedy pojawił się Zabini. Nie myśląc najnormalniej w świecie walną gościa z pięści w twarz. Tamten puścił mnie upadając na ziemię. Wtedy zaczęło się piekło. Wziął odwet i takim sposobem wszczęli bójkę. Byłoby jeszcze gorzej gdyby nie ochroniarze. Rozdzielili ich. Blaise miał podbite oko, rozciętą wargę i łuk brwiowy. Ale i tak był w o wiele lepszym stanie niż tamten. Wyszliśmy z klubu, a raczej zostaliśmy wyrzuceni. Nie słuchałam jego protestów złapałam go za rękę i teleportowałam nas do siebie. Za pomocą maści, eliksirów i zaklęć opatrzyłam jego rany. Zrobiłam kawę i siedzieliśmy tutaj tak jak ja teraz z tobą. Znowu rozmawialiśmy i tak od słowa do słowa doszło do tego, że mnie pocałował. Sama nie wiem, kiedy wylądowaliśmy na górze w mojej sypialni po drodze gubiąc ubrania. Rano przebudziłam się wtulona w silne, ciepłe męskie ciało. Było mi dobrze, dlatego z powrotem zasnęłam. Sama rozumiesz, że od pewnego czasu brakuje mi męskiego towarzystwa. Potem obudziłam się w pustym łóżku. Wiedziałam, że tak będzie. Byłam w stu procentach pewna, że nad ranem wyjdzie nawet nie zostawiając wiadomości. Wstałam, ubrałam szlafrok i zeszłam na dół. Wtedy mnie wmurowało w ziemię. Stał przy kuchence i robił jajecznice. Rozumiesz to? Blaise Zabini robił mi śniadanie. Myślałam, że śnie. Nawet się uszczypałam. Zjedliśmy i wtedy ty zapukałaś. A resztę sama widziałaś. – Skończyła i wlepiła swoje brązowe oczy w koleżankę. Hermiona zaczęła się śmiać.
- I co cię tak bawi? – zachowanie przyjaciółki oburzyło najmłodszą z Weasleyów.
- Twojego zachowanie. Odkąd Blaise wyszedł na ganek jesteś czerwona jak burak. A opowiadałaś to w tempie karabinu maszynowego.
- Bardzo zabawne. Zaraz popłacze się z śmiechu.
- Daj spokój Gin, przecież ja nie mam nic złego na myśli – ruda wyglądała na urażoną, dlatego Hermiona zastosowała inną taktykę. – Całowałam się wczoraj z Malfoyem.
- Co?! I dopiero teraz mi to mówisz? – cała złość Ginnevry natychmiastowo przeszła jak ręką odjął.
- Nie ma, o czym mówić. Pocałował mnie, ja nie oponowałam. Potem każdy poszedł w swoją stronę.
- Żarty sobie ze mnie stroisz? – Ginny zażądała szczegółowej relacji z wczorajszego wydarzenia. I takowe otrzymała. Hermiona nie miała przed nią tajemnic. Wiedziała, że ruda nie będzie jej oceniać. Zrobiły razem obiad i razem go zjadły. Była 18, kiedy ktoś zapukał.
- Otwarte – Ginny było zbyt dobrze, by ruszyć się z swojego miejsca. Słyszały otwierane i zamykane drzwi. Po chwili w salonie stanął przystojny mężczyzna.
- Nie przeszkadzam?
- Nie. Ja już się zbieram. Zasiedziałam się – Hermiona odpowiedziała na jego pytanie, bo właścicielka nie była w stanie wydobyć z siebie głosu.
- Ale nie musisz wychodzić z mojego powodu.
- Spokojnie Blaise najwyższy czas bym wróciła do siebie. Wieczorem od 20 mam dyżur w szpitalu na izbie przyjęć. Dzięki Gin za miłe popołudnie. Do zobaczenia – wyszła zostawiając ich samych. Kobieta siedząc na sofie cały czas gapiła się na tego postawnego mężczyznę. Sama przed sobą musiała przyznać, że jest się, na co pogapić. Podszedł i jednym ruchem bez żadnych problemów podniósł ją do pozycji pionowej i pocałował. Po chwili usiedli.
- Chyba musimy porozmawiać Rudzielcze. – dalej się nie odzywała. Zaczął się obawiać, że doznała jakiegoś szoku, ale w końcu doczekał się jakiejś reakcji.
- Nie nazywaj mnie tak.
- A to, dlaczego? W nocy nie miałaś nic przeciwko temu.
- Wczoraj to wczoraj, dzisiaj to dzisiaj.
- Dobra rozumiem. Przejdźmy do rzeczy. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy, że ciągnie cię do mnie, a mnie do ciebie. – mówił nie spuszczając z niej oczu. 
- Chyba sobie żartujesz…- nie dokończyła, bo postanowił jej to udowodnić. Pocałował ją. Poddała mu się całkowicie. Już po chwili ich ubrania zaczęły spadać na ziemię.

W tym samym czasie Hermiona wróciła do siebie. Postanowiła, że zjawi się w szpitalu wcześniej. Miała przeczucie, że dyżur nie będzie spokojny, dlatego chciała wcześniej dokończyć uzupełnianie papierów. Przebrała się w garsonkę i już po chwili jechała ulicami Londynu. Noc zaczynała rozpościerać nad miastem swoje czarne macki. Uliczne latarnie oświetlały chodniki, a neony powodowały, że gdzieniegdzie było kolorowo. Miała ochotę skręcić w boczną uliczkę i dostać się na autostradę. Wcisnąć gaz do dechy i pognać w ciemną noc. Przed siebie w nieznanym sobie kierunku. Niestety nie mogła. Wyprzedziła żółtego mini morrisa i skręciła na kilkupiętrowy parking. Zostawiając tam swoje ukochane auto, zabrała torbę i zjechała windą na dół. Przeszła dwie przecznice i weszła do szpitala. Od razu udała się do swojego gabinetu. Zaparzyła kubek mocnej, gorzkiej, czarnej kawy i siadając za biurkiem sięgnęła po grubą teczkę. Otworzyła ja i maczając pióro w atramencie zabrała się za wypełnianie rubryczek. Nie mogła się skupić na tych wszystkich formalnościach. W myślach prześladował ją przystojny blondyn i jego pocałunki. Ktoś zapukał, a ona niechcąco wylała atrament na papiery. Zaklęła i wyciągnęła różdżkę.
- Proszę! – jednym zaklęciem wyczyściła plamę atramentu z biurka, ale musiała wyrzucić arkusze do kosza i wyciągnąć nowe.
- Cześć pracoholiczko.
- Cześć Su, co cię sprowadza? Dyżur zaczynam za pół godziny.
- Wiem, ale zgłosił się do nas grupa mężczyzn. Troje z nich jest poszkodowanych.  Twierdzą, że są twoimi przyjaciółmi i proszą byś się z nimi zobaczyła.
- Dobrze. Zaraz zejdę. Gdzie są?
- Nie chcieli jak na razie żadnej pomocy, dlatego Dilia kazała im czekać w 18. – kiwnęła głową. Su wyszła z jej gabinetu. Hermiona zamknęła teczkę i opuszczając swój gabinet ruszyła do sali znajdującej się na końcu korytarza. Kiedy otworzyła drzwi w środku zobaczyła czekających na nią pięciu mężczyzn. Trzech z nich było w naprawdę złym stanie.
- Co wam się stało? – zaskoczona popatrzyła na towarzystwo.
- Cześć siostrzyczko – Natt uśmiechnął się do niej siedząc na stołku obok kozetki, na której usadzili trzech pacjentów. Dixon, Fabian i Liam wyglądali jak po przeżyciu wybuchu bomby biologicznej. Ledwo, co mogła ich rozpoznać. Dixon miał spuchniętą prawą część twarzy tak, że nie mógł patrzeć na oko. Ręce i szyja Liama wyglądały jakby ktoś zrobił mu przeszczep pobierając części od słonia. A Fabian w ogóle wyglądał jak napuchnięta bania. Tom stał pod ścianą i wybuchał śmiechem za każdym razem, kiedy popatrzył na kumpli.
- Dlaczego nie pozwoliliście zrobić coś z tym na izbie przyjęć? – oburzona podeszła do poszkodowanych i zaczęła z bliska oglądać obrażenia.
- Nie pozwolili nikomu się dotknąć. -  krótko wytłumaczył ich Natt
-Hee..all..dee..               
- Nie odzywajcie się, bo i tak nic nie zrozumiem, a tylko możecie pogorszyć sytuację.
- Od wejścia do szpitala mówią tylko „Hee” dopiero jak zapytałem się czy chodzi im o ciebie to się zamknęli – Tom zdołał to powiedzieć między jedną, a drugą salwą śmiechu. Podeszła do szafki i zaczęła wyciągać różne specyfiki.
- Co się stało? – zadając to pytanie nie oderwała się nawet na chwilę od swojego zajęcia.
- Jutro mieliśmy nagrywać nową płytę, dlatego siedzieliśmy u mnie i każdy z nas kombinował, co może zrobić by była jeszcze lepsza. Wtedy Fab stwierdził, że czytał gdzieś o eliksirze wzmacniającym brzmienie instrumentów. Napalili się na to we troje i polecieli go warzyć. Nie wiem, co zrobili, ale po chwili usłyszeliśmy wielkie bum. Jak wpadłem do pokoju oni już tak wyglądali. Zabrałem ze stołu kartkę z listą składników, których używali. – Hermiona popatrzyła na kartkę, która podał jej Natt. Po przeczytaniu zaczęła mieszać specyfiki. Z jej dużą pomocą trzy gamonie, jak to ich określiła wypiły eliksir. Następnie wtarła w nich zieloną, cuchnącą paćkę. Wtedy to zaczęli, choć trochę przypominać siebie. Ale do normalności wiele brakowało.
- Nie bierzcie się za robienie czegoś, czego nie umiecie. Bo sami widzicie jak to się skończyło. Tutaj macie maść. Stosujcie ją dwa razy dziennie, rano i wieczorem przez trzy tygodnie. Z każdym razem powinno być coraz lepiej. Ale mam złą wiadomość. Raczej jutro nie zaczniecie nagrywać płyty. – widząc ich zszokowane miny zaczęła im tłumaczyć, co i jak.
***
Zegar wybił dwudziestą, dlatego wypchała siłą męską zgraje z sali, a sama ruszyła do izby przyjęć by zmienić Dilię i zacząć swój dyżur. No i szlak trafił jej postanowienie odnośnie nadrobienia zaległości w pracy papierkowej. Pierwsze dwie godziny przyniosły jej sześć przypadków w tym poważne zatrucie eliksirami i brak kontaktu ze światem zewnętrznym po nieznanym zaklęciu. Siedziała z Su w dyżurce, gdy w jej progu stanął przystojny blondyn. Młodsza z magomedyczek wpatrywała się w niego jak w obrazek. Hermiona śmiała się pod nosem z maślanych oczu koleżanki.
- Dobry wieczór. Granger czy moglibyśmy porozmawiać?- zwrócił się uprzejmie do kobiety.
- Jak musimy to jest taka możliwość. Su…
- Oczywiście idź – nie zdążyła nawet zacząć pytania, kiedy współpracownica szybko na nie odpowiedziała. Wydawało jej się, że jeżeli byłoby to możliwe popchnęłaby ją w stronę blondyna. Nie rozumiała, jak Malfoy to robi. Od niego ewidentnie biła zagadkowość, pewność siebie, arogancja i zimno, a niekiedy nawet mroczność. I właśnie to najbardziej pociągało w nim kobiety. Nie pojmowała tego. Wystarczyło, że pojawił się w pomieszczeniu, obrzucił kobietę tym swoim zimnym wzrokiem, na twarzy przywołał cyniczny uśmieszek, a ona praktycznie już była jego. Widziała to nawet teraz po zachowaniu Su. Ale ona nie da się nabrać na te jego sztuczki. Zbyt długo go zna. W tym momencie w jej głowie złośliwy głosik zapytał, czy aby na pewno już się nie nabrała?
- Chodź – wyminęła go. Zanim ruszył za nią posłał jeszcze jeden ze swoich firmowych uśmiechów w stronę młodszej z kobiet i zniknął. Weszła do najbliższej sali i usiadając ręką wskazując mu drugie krzesło.
- Powiedź, że dzisiaj żartowałaś.
- Z czym?  - zdziwiona popatrzyła na niego
- Z tym, że musimy przekładać nagranie płyty na przyszły miesiąc
- A o to ci chodzi. Wybacz, ale ja nie żartuje ze swojej pracy. Mówiłam chłopakom, że przy ich obrażeniach to minimum przez miesiąc mają zakaz grania. Dixon i Fabian nie mają prawa nawet zerkać na nuty. Nie mogą wysilać wzroku, bo może to doprowadzić nawet do ślepoty. A Liam ma zakaz brania gitary do rąk. Chyba, że nie macie nic przeciwko temu by miał niedowład, którejś ręki.
- Granger zrób coś z tym. My musimy jutro zacząć prace nad tą płytą. Nie mogę ich zastąpić innymi muzykami.
- Sorry Malfoy, ale zrobiłam wszystko, co w mojej mocy. Teraz chłopaki musza odpoczywać i stosować się do moich zaleceń. Jeżeli to wszystko, co miałeś do mnie to nie mamy, o czym rozmawiać. Muszę wracać do pracy. – Kiedy wyszła na korytarz w tym samym czasie w izbie zjawiła się kobieta podtrzymująca staruszkę. Su wyszła z dyżurki, ale ruchem ręki dała jej znać, że się tym zajmie. Po przebadaniu i podaniu odpowiednich specyfików postanowiła zostawić kobietę na noc na obserwacji. Odesłała ja na oddział pod opieką pielęgniarki. Wruciła do dyżurki. W środku za biurkiem siedziała Su, a po drugiej stronie opierając się rękami o blat nachylał się Malfoy.
- Ty jeszcze tutaj? – podeszła do regału i do odpowiedniej przegródki odłożyła papiery przyjętej pacjentki.
- Już wychodzę. Do zobaczenia. Su, zadzwonię – Brunetka przewróciła oczami widząc jak mężczyzna posyła w stronę jej koleżanki jeden z Malfoyowskich uśmiechów. Gdy opuścił pomieszczenie Susan westchnęła.
- Co za mężczyzna.
- Tak na pewno – kpiąco skomentowała jej wypowiedź Hermiona
- Co mówiłaś?
- Nic. Przeglądam papiery i czytałam na głos, co napisałam w zaleceniach.
- Rozumiem. – zapanowała cisza. Każda z nich pogrążyła się w własnych myślach, nie wiedząc, że ta druga myśli o tym samym. Tematem ich rozmyślań był niejaki Draco Malfoy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz