- Bo tak naprawdę to życie jest do dupy Hermiono. –
stwierdziło filozoficznie najmłodsze dziecko Weasleyów
- Nie przesadzaj Ginny.
Dwie dziewczyny siedziały na podłodze przy kominku w domu
rudej. Zarówno jedna, jak i druga była lekko wstawiona po dwóch butelkach wina.
Aktualnie delektowały się trzecią. Zamierzały się dzisiaj upić
- A nie tak? Wiążesz się z kimś, a po roku wszystko się
pieprzy. Po cholerę to wszystko. Dolej mi lepiej wina.
- Proszę cię bardzo. A jeżeli chodzi o życie to, co się
przejmujesz? Masz swój antykwariat, dom, przyjaciół i Diabła, który się tobą
interesuje.
- On niech się lepiej zajmie własną włochatą dupą, a nie mi
moją zawraca.
- Nie wiem, czego ty od niego chcesz. I skąd wiesz, że ma
włochaty tyłek?
- Nie mam pojęcia czy ma czy nie. Ale na pewno jest seksowny,
chociaż z niego wielki orangutan – podsumowało rudowłose dziewczę
- I tutaj się z tobą zgadzam, co do tego, że jest seksowny –
brunetka położyła się na dywanie, obserwując sufit.- Jest tak samo seksowny jak
Malfoy. Jestem ciekawa czy tak samo dobrze całuje, jak ta blond fretka.
- A skąd wiesz jak on całuje?
- Jak to skąd? Masz sklerozę? Przecież ten pacan mnie
dzisiaj pocałował i nie tylko dzisiaj. I powiem ci Ginnevro, że on naprawdę
cholernie dobrze całuje. - W tym
momencie ruda wybuchła śmiechem. Rozlewając trochę wina na biały dywan. Dalej
się śmiejąc popatrzyła na plamę.
- Ups, chyba coś mi się wylało.
- Ups, chyba coś mi się wylało.
Brunetka przyglądnęła się młodszej przyjaciółce i również
zwinęła się ze śmiechu. Kiedy się uspokoiły, Hermiona podniosła pustą butelkę
po winie.
- Wiesz, co kochana Ginny? To wino ewidentnie za szybko się
kończy.
- W takim razie idę do szafki po kolejne. – Ginny potknęło
się o róg sofy, przez co wylądowała na podłodze, co zostało skwitowane przez
pannę Granger ze śmiechem.
- Co za idiota wymyślił, żeby postawić tutaj tą sofę?
- Ty!
***
Otworzyła oczy. Wszystko ją bolało. Z trudem mogła patrzyć
na świat. Światło słoneczne wzmacniało tylko ból głowy. Po chwili dotarło do
niej, że leży na podłodze w salonie Ginny między sofą, a kominkiem.
Właścicielka domu, leżała obok niej. Bardzo powoli podniosła się z ziemi.
Dotkliwie czuła każdą część swojego ciała. Już dawno nie była w takim stanie.
Dopiero po chwili zauważyła cztery puste butelki po czerwonym winie i do połowy
opróżnioną butelkę Martini. Nie pamiętała, że wczoraj aż tyle wypiły. Przeszła
obok rudej, kierując się do kuchni. Po przeszukaniu wszystkich szafek znalazła
eliksir na kaca. Dla wzmocnienia efektu wypiła dwie fiolki. Kolejne dwie wzięła
i podeszła do przyjaciółki.
- Gin – zero odzewu – Gin
- O raju, ale mnie łeb boli.
- Witaj w klubie. Trzymaj wypij to. Powinny pomóc, ale i tak
trochę nam zejdzie zanim wszystkie uboczne efekty kaca miną.
Ruda powoli usiadła i z wdzięcznością wzięła dwie fiolki.
- Aż dwie?
- Tak, nic ci się nie stanie. A lepiej się poczujesz.
Zapasami się nie martw. Zaopatrzę cię.
- Dzięki.
- Ja się zbieram. Załatwiłam niby z Billem, że dziś mam
wolne, ale muszę jechać do Malfoyów. Pamiętaj, że na 20 idziemy na imprezę
zespołu Nata.
- Chyba nie pójdę, wszystko mnie boli.
- Wiem, co czujesz, ale przejdzie nam. Do zobaczenia.
Po chwili już jej nie było. Teleportowała się do domu.
Wolała to zrobić, chociaż od Ginny do jej domu była niecała minuta drogi. Bała
się, że swoim wyglądem wystraszy sąsiadów. Pierwsze, co zrobiła będąc u siebie,
to udała się do łazienki pod zimny prysznic. Dzięki eliksirowi na kaca i chłodnej
kąpieli poczuła się lepiej, ale do codziennej perfekcji dużo jej brakowało. Jak
na razie nie miała siły na chodzenie w szpilkach. Naciągnęła na siebie jeansy i
do tego pierwszą bluzkę, jaką znalazła w szafie. Wypadło na lekko przyduży
biały podkoszulek z krótkim rękawem i jakimś śmiesznym rysunkiem. Włosy
związała w kucyk i ruszyła do kuchni z zamiarem przyszykowania życiodajnego płynu,
jakim była dla niej kawa. Kolejne 20 minut zajęło jej przetrząśnięcie całego
domu w poszukiwaniu okularów przeciwsłonecznych. Jej oczy jeszcze źle reagowały
na słońce. Kiedy uporała się ze wszystkim ubrała jeszcze tylko białe trampki i
zabierając kluczyki oraz torbę medyczną ruszyła do samochodu. Przez cała drogę
błagała w myślach najwyższego, żeby dzisiaj nie było jej dane spotkać Malfoya
juniora. /Nie mam siły do użerania się
dzisiaj z tym blond włosym patafianem, więc nie pozwól bym go dziś spotkała. Tak
bardzo proszę / Po 30 sekundach po przekroczeniu progu rezydencji klęła w myślach,
na czym świat stoi. A powodem tego był nie, kto inny jak Draco Malfoy.
- O dzień dobry kochana pani magomedyk. Co się dzieje, że
pani dzisiaj tak ubrana?
- Nie twoja sprawa Malfoy. Daj mi dzisiaj święty spokój. –
jej głos był cichy. Podniosła okulary, zakładając je na głowę. Chciała przejść
koło niego. /Czy ja naprawdę o tak wiele
prosiłam? Chciałam mieć tylko spokojny dzień. / Blondyn zatrzymał ją i
popatrzył w jej czekoladowe oczy.
- Ktoś chyba tutaj zabalował tej nocy.
- Nawet, jeśli tak ,to co zazdrościsz?
- Oj kwiatuszku gryfoński, ja naprawdę znam lepsze sposoby
na spędzenie nocy. Po których głowa nie boli.
- Masz świętą racje Malfoy. Bo takie dzieciuchy jak ty
ślizgońskia małpko w nocy grzecznie śpią.
- Jak ty byś wiedziała jak to jest spędzisz noc ze mną, to
nie byłabyś taka zuchwała maleńka.
- Ja już w szkole wiedziałam, że ślizgoni nie grzeszą
inteligencją, ani rozmiarem mózgu. Ale proszę cię bardzo Malfoy. Zacznij myśleć
tą resztką, co została ci w głowie, a nie tym, co masz w spodniach.
- Ja mogę myśleć jednym i drugim… - chciał dokończyć, gdy
zadzwoniła jego komórka. – Tak? Poczekajcie na mnie, za chwile będę. – skończył
rozmowę i chciał popatrzyć z powrotem na byłą gryfonkę, ale jej już nie było.
***
Popołudnie spędziła w zacienionym salonie odpoczywając i
słuchając muzyki. O 18 zaczęła przeglądać szafę by znaleźć coś odpowiedniego na
wieczór. W końcu z rezygnacją zdecydowała się na seledynowy gorset, czarne
dopasowane spodnie i czarne buty na wysokiej szpilce. O 19.45 do jej drzwi
zapukała Ruda.
- Gotowa?
- Tak. Musimy się tylko teleportować pod adres podany w
zaproszeniu.
- A dokładnie gdzie?
- Gdzieś obok Pokątnej.
- W takim razie chodźmy.
Po chwili stanęły przed wejściem do klubu. Przy drzwiach
ochroniarze sprawdzali zaproszenia. Dziewczyny zszokowane stanęły na schodach
zaraz za wejściem patrząc na klub z góry. Cała sala pogrążona była w półmroku.
W środku ybła wypełniona masą ludzi, ale i tak nie było ciasno. Kolorowe
światła oświetlały wnętrze, co chwile w innym miejscu. A na dużym telebimie
wyświetlano różne zdjęcia chłopaków z zespołu. Osoba szykująca tą imprezę naprawdę
się postarała. Zeszły na dół po schodach i weszły w tłum. Hermiona nagle zauważyła
tak dobrze znaną jej postać. Zaczęła się przedzierać w jej kierunku.
- Cześć Natt.
- O dziewczyny jesteście. – pocałował każdą z nich w
policzek - Bardzo się cieszę. Jak wam się podoba impreza?
- Robi duże wrażenie.
- Też tak sądzę Gin.
- Natt, wszędzie cię szukam – Hermiona nie wierzyła własnym
uszom.
- Przecież, nie chowałem się po kątach. Musiałem się przywitać.
A tak poza tym, to chciałem ci przedstawić Hermiona…
- Granger i Ginny Weasley.
- Malfoy. – brązowowłosa dziewczyna skrzywiła się, co nie
uszło uwadze Natta
- To wy się znacie?
- Niestety tak. Na moje nieszczęście.
- Smoku, pamiętasz piosenkę, którą ci kiedyś przesłałem?
Śpiewała na niej dziewczyna
- Kojarzę. Niezła była.
- To właśnie ta oto..
- Natt zamknij się, albo ci przywalę. – Hermiona podejrzewając,
co chce powiedzieć, dlatego mu przerwała
- Herm, ja się idę rozglądnąć po sali. Orangutan na
horyzoncie – Ginny wskazała jej kierunek, gdzie zobaczyła zbliżającego się do
nich Blaisa.
- Cześć Granger. Co tu robisz? A słodki rudzielec gdzie
zwiał? – rozglądnął się za Gin
- Jak najdalej od ciebie. A jestem tu z zaproszenia Natta. A
teraz drogi braciszku, Zabini wybaczcie idę do chłopaków się przywitać. Natt jak
pozbędziesz się tlenionego, to mnie znajdź. – znikła zanim, któryś z nich się
odezwał. Idąc przez tłum rozglądała się. Nie trwało długo, kiedy zauważyła
zbiegowisko wokół grupki chłopaków. Podeszła bliżej, ale nie dało się do nich
dostać. Wypatrzyła Ginny stojącą kawałek dalej na jakimś lekkim podwyższeniu. Podeszła
do niej.
- Nie ma szans się do nich dostać – Ginny patrzyła z
zrezygnowaniem na kłębowisko ludzi.
- Zaradzimy coś na to.
- Co znowu wymyśliłaś?
- Świry kochane! – Hermiona krzyknęła, a czterech chłopaków
oblepionych wianuszkiem fanek odwróciło się jak na zawołanie. Wiedzieli, że
tylko jedna osoba może się do nich tak zwrócić.
- Mała!? Ruda!?
- Cześć chłopaki – obydwie im pomachały.
- Wybaczcie nam dziewczyny, autografy będziemy rozdawać
później. A teraz na chwile się pożegnamy.
Fanki odeszły obrzucając byłe gryfonki wściekłymi
spojrzeniami. Czterech chłopaków podeszło i ściskając je ponieśli lekko do
góry. Całą tą sytuację obserwowało trzech innych chłopaków stających w pewnej
odległości. Każdy z nich z innymi uczuciami. Natt cieszył się, że jego
przyjaciółki są zadowolone. Draco z mieszanymi uczuciami patrzył jak każdy z chłopaków
po kolei przytula i całuje Granger w policzek. Blaise intensywnie wpatrywał się
w małą rudą dziewczynę. Ta osóbka naprawdę go intrygowała.
- Co wy tu robicie?
- Sama nie wiem. Ginny nie wiesz, co my tu robimy?
- Chyba ktoś tu będzie udawał, że umie grać. – szelmowski
uśmiech Ginny rozbawił ich.
- Powinniśmy wam sprać tyłki. Ale za bardzo was lubimy.
- Niby, za co?
- Za świry i za podważanie tego, że umiemy grać.
- Inaczej ni jak nie dopchałybyśmy się do was, a po drugie
kiedyś nie przeszkadzało wam jak tak do was mówiłam..
- I dalej nie przeszkadza. Ale tak przy fankach?
- Patrzcie się jacy delikatni… - Hermiona bawiła się w
najlepsze
- Chłopaki!
- O co chodzi Natt?
- Czas na prezentacje. Drogie panie wybaczą, zabiorę od pań
tych niewychowanych matołów.
- Dziękujemy bardzo – dziewczyny zaczęły się śmiać.
- Ale my jeszcze wrócimy.
- Będziemy czekać
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz