- Hermiona ty chyba jesteś zmęczona.
- Żebyś wiedział braciszku. Jak już wszystko zrobione to
chodźmy. Chciałabym wrócić do domu.
- Nie tak szybko. Chłopaki zostajecie i nagrywamy kolejny
utwór. – Draco wtrącił się do ich rozmowy.
- Ja tylko ją odprowadzę i jak najszybciej wrócę – Natt
stanął koło Hermiony i delikatnie objął ją ramieniem. Widać było, że kobieta jest
zmęczona dlatego nie mógł pozwolić by się teleportowała. Każdy wiedział, że
przy zmęczeniu lepiej się nie teleportować. Człowiek był zbyt zdekoncentrowany,
co mogło doprowadzić do jakiegoś wypadku.
- Nie. Wiesz dobrze, że czas nam ucieka.
- Smoku ona nie może się teleportować. – brunet zaczynał
denerwować się na swojego menadżera.
- Natt spokojnie dobrze o tym wiem. Dlatego odstawie ją do
domu. – Hermiona słysząc te słowa otrzęsła się ze zmęczenia.
- Nic mi nie jest. Dam sobie radę sama. Jestem dużą
dziewczynką.
- Siostra nie wymyślaj. Jesteś zmęczona, przez co nie możesz
się teleportować. Jest późno i nie chce byś wracała do domu sama.
- Natt…
- Hermiona Jane Granger zachowujesz się jak małe dziecko.
Draco cię nie zje. – dziewczyna obrzuciła bruneta wściekłym wzrokiem. Odwróciła
się na pięcie i wyszła ze studia nagrań. Miała dość tego, że traktuje ją jak
małą dziewczynkę. Zawsze to lubiła, ale teraz jej się to nie podobało. Była
dorosła, potrafiła zadbać o siebie i nie potrzebowała opiekunki. Do tego w
postaci blondwłosej zakochanej w sobie fretki. Przez kręte korytarze wróciła do
holu wytwórni. Potem prosto do drzwi. Kiedy znalazła się na ulicy swoje kroki
skierowała do miejsca, gdzie mogła przejść do Dziurawego Kotła. Idąc przez salę
kiwnęła głową barmanowi i wyszła na zimne nocne powietrze. Przestraszyła się
słysząc nagle warkot silnika. Koło niej zatrzymał się czarny motocykl. Motocyklista
podniósł osłonę w kasku i popatrzył na nią zimnym stalowoszarym spojrzeniem.
- Wsiadaj Granger.
- Dzięki Malfoy. Poradzę sobie. Wiem jak dotrzeć do domu. – ściągnął
kask, złapał ja za rękę i przyciągnął do siebie. Musiała sama przed sobą
przyznać, że jego jasna cera i platynowe włosy w kontraście z czarnym ubraniem
i maszyną tego samego koloru robiły wielkie wrażenie.
- Słońce nie sprzeczaj się tylko wsiadaj. Nie obchodzi mnie
czy trafiłabyś do domu czy nie. Jeżeli coś ci się stanie pewni członkowie zespołu
będą mieli mi to za złe. - jednym pociągnięciem posadził ją z tyłu za sobą.
Ubrał kask i podał jej drugi. Niechętnie popatrzyła na niego, ale wzięła go z
jego rąk i ubrała. Odpalił silnik. Kiedy ruszył lekko złapała go w pasie. Nie
obawiała się jazdy. Kochała prędkość i szybkie maszyny. Przypomniała sobie jak
bardzo podobał jej się ten motor, kiedy widziała go jak odjeżdża spod domu
Malfoyów. Jakoś nie przyszło jej wtedy do głowy, że może należeć do Dracona.
Prędkość i pęd powietrza rozbudziły ją. Pędzili przez opustoszałe już o tej
godzinie ulice Londynu. Większość świateł w oknach była pogaszona, a ludzie
byli pogrążeni we śnie. Miała wrażenie jakby teraz nie było niczego innego
tylko oni i ten pęd. Nawet nie zauważyła,
kiedy dojechali pod jej dom. Kiedy dziewczyna puściła go i zeszła z motoru
poczuł jakąś pustkę. Uświadomił sobie, że było mu dobrze móc z nią tak jechać
prosto przed siebie. Czuć jej ciepłe ciało przytulone do jego pleców. Tą bliskość,
na którą normalnie by nie pozwoliła.
- Dobranoc Malfoy – oddała mu kask i odwróciła się na
pięcie. Patrzył jak idzie w stronę domu, otwiera drzwi i znika za nimi. Odpalił
silnik i odjechał. Gdy tylko zamknęła drzwi oparła się o nie próbując uspokoić
swój oddech. Nie pojmowała swojego zachowania i siebie. Słyszała jak odpala
silnik i odjeżdża. Kiedy odgłos motoru ucichł policzyła od dziesięciu w dół i
ruszyła do swojej sypialni. Zrzuciła z siebie rzeczy i zabierając ze sobą
koszulkę nocną udała się do łazienki. Wzięła szybki prysznic by po chwili
wrócić do sypialni i zasnąć kamiennym snem.
***
Kolejny tydzień był spokojny pomijając nawał pracy w
szpitalu. Hermiona w międzyczasie dostała od Natta płytę z nagranymi dwoma
kawałkami. Jeden, który śpiewała z nim i drugi, który śpiewała z Malfoyem. Przesłuchała
to raz i schowała ją w szufladzie zaniepokojona dziwnymi uczuciami, jakie
targały nią słysząc głos blondyna. Był piątek, a ona miała wolne. Ostatnio nie
rozumiała siebie i swoich dziwnych uczuć. Musiała z kimś porozmawiać.
Popatrzyła na zegar, który wskazywał godzinę 18. Narzuciła na siebie ciepłą
kurtkę i zabrała kluczyki do auta. Po chwili jechała do centrum. Zaparkowała na
parkingu obok wielkiego apartamentowca. Weszła do obszernego holu i swoje kroki
skierowała do windy by wjechać na ostatnie piętro. Była już tu raz, zaraz po
przeprowadzce Gin. Ruda chciała jej pokazać wtedy mieszkanie Zabiniego. Kiedy
winda zatrzymała się na odpowiednim piętrze podeszła i zapukała w drzwi
apartamentu numer 105. Chwilę czekała, aż jej otworzono. W progu stał brunet z
szerokim uśmiechem na ustach.
- Cześć Blaise. Jest Ginny?
- Tak. Wchodź do środka – przepuścił ją w drzwiach –
Rudzielcze to do ciebie! – słyszała jak kobieta zbiega po drewnianych schodach.
Zapewne była w łazience lub sypialni, które znajdowały się na piętrze.
- Hermiona – twarz młodszej z kobiet rozpromienił uśmiech.
- To ja wam nie będę przeszkadzał. Idę pracować, jak coś to
jestem w gabinecie.
- Dobra idź już i nie zajmuj przestrzeni – Ginnevra
wypchnęła swojego chłopaka z salonu, a przyjaciółkę posadziła na dużej sofie. -
Co cię do mnie sprowadza kochana?
- Mętlik Gin. Najnormalniejszy w świecie mentlik. – siedziały
już od trzech godzin i dyskutowały. Z dwa razy widziały Diabła, który przemykał
z gabinetu do kuchni i wracał z powrotem zaopatrzony w picie i jedzenie.
- Dobra Gin ja będę się zbierać. Dzięki za rozmowę.
- Nie ma, za co skarbie. Jak coś to wiesz gdzie mnie szukać
– pożegnały się i opuściła ich mieszkanie.
- Granger? – odwróciła się i popatrzyła na mężczyznę, który
zamykał drzwi apartamentu usytuowanego naprzeciwko mieszkania Blaisa. – Co ty
robiłaś u Diabła?
- Nie byłam u Zabiniego.
- Jak to nie? W 105 mieszka Blaise Zabini.
- Oj czyżby szanowny arystokrata Malfoy nic nie wiedział? -
zakpiła
- Czego? – denerwowała go tym, że ona coś wiedziała, a on
nie. Denerwowała go tym, że tak seksownie wygląda. Denerwowała go tym, że stoi
na wyciągnięcie ręki i tak bezczelnie patrzy na niego tymi czekoladowymi
oczami. Cała go denerwowała, a najbardziej tym, co działo się z nim, kiedy ją
widział. Jaki mętlik powodowała w jego głowie.
- No proszę Zabini nie powiedział swojemu najlepszemu
przyjacielowi, że już nie mieszka sam.
- Jak to? Chyba nie mieszkasz z nim?– nie wierzył własnym
uszom. Zabini nigdy nie mieszkał z nikim. Cenił sobie niezależność. I jak to
tak ona i on?
- Zdurniałeś jeszcze bardziej? – roześmiała się głośno - Ja
i mieszkanie z Diabłem? Sam sobie zobacz, z kim mieszka. – odwróciła się i
weszła do windy. Kiedy drzwi windy zasunęły się usłyszała dźwięk nadchodzącej
wiadomości. Oddychała powoli by uspokoić się po spotkaniu z arystokratycznym
dupkiem. Wyciągnęła komórkę i przeczytała wiadomość. Uśmiechnęła się pod nosem.
Jeszcze trzy dni i znowu poczuje się wolna W tym samym czasie dziesięć pięter
wyżej blondyn wszedł do apartamentu 105. W salonie nikogo nie było, dlatego ruszył
do kuchni. To, co zobaczył odjęło mu mowę. Ginny Weasley siedziała na stole i
całowała przytulonego do niej Blaisa. Chrząknął dając im znać o swojej
obecności. Para odsunęła się od siebie, a kobieta pospiesznie zapięła rozpięte
guziki koszulki.
- Smoku nie nauczyli cie pukać? Moje mieszkanie to nie
obora. – Blaise popatrzył na przyjaciela
- Nigdy ci to nie przeszkadzało jak wchodziłem bez pukania.
Zawsze tak było. – usiadł na stołku.
- Ale od teraz, kiedy mieszka tu Gin, to mi przeszkadza.
- Jak to mieszka? – stalowoszare oczy przybrały rozmiar
galonów.
- Normalnie. Rudzielec mieszka tutaj od tygodnia. Spotykam
się z nią od ponad miesiąca. – to był już dla niego zbyt duży szok. Diabeł to
dostrzegł, dlatego stwierdził, że czas zainterweniować – Skarbie ja pójdę z
Draco do gabinetu.
- Dobrze, rozumiem. Idźcie – złapał blondyna i pociągnął za
sobą zostawiając rozbawioną Weasleyówne w kuchni. W gabinecie Blaise wyciągnął
z barku Ognistą Whisky i nalał do dwóch kryształowych szklanek. Jedną z nich
podał przyjacielowi, który opróżnił ja jednym łykiem. Opanował się trochę i
popatrzył na kumpla.
- Jak to tak? Ty i Weasley?
- Tak jakoś wyszło. – wzruszył ramionami.
- Tak jakoś? Stary przecież ty nigdy nie chciałeś słyszeć o
zamieszkaniu z jakąkolwiek panną, z resztą tak samo jak ja. Wiedziałem, że się
nią interesujesz. Ale myślałem, że jak coś to będzie to jedna noc i do
widzenia.
- Gin jest inna niż wszystkie poprzednie moje dziewczyny. Do
tego czas zmienia ludzi i ich poglądy. Może najwyższa pora się ustatkować?
- Co! – słysząc słowa przyjaciela blondyn zakrztusił się
bursztynowym płynem. – Diabeł, co ona z tobą zrobiła? Gdzie mój kumpel, z
którym imprezowałem i wyrywałem laski?
- Zakochał się. No nie patrz tak na mnie Malfoy. Mówię
szczerze. Kocham tego rudzielca i jeżeli tak dalej pójdzie w przyszłości oświadczę
się jej– w tym momencie Draco spadłby z fotela gdyby nie przytrzymał się
podłokietnika. Złapał za butelkę i pociągnął z gwinta duży łyk.
- Chyba się przesłyszałem mój kumpel Blaise Zabini mówi, że
zakochał się w Ginnevrze Weasley i możliwe, że za jakiś czas oświadczy się jej.
– nie wiedział, że podnosząc głos spowoduje, że siedząca w salonie kobieta
wszystko usłyszy. Wiedziała, że Zabini ją kocha, ale usłyszeć to z ust osoby
trzeciej i to takiej, z którą jej facet na pewno jest w stu procentach szczery
to najlepsze potwierdzenie. Do tego wszystkiego okazuje się, że Diabeł naprawdę
chce być z nią na stałe. Nie mogła w to uwierzyć. W tym momencie zrozumiała, że
dobrze zrobiła ryzykując. W końcu przekonała się, że zagadki przyszłości
okazały się naprawdę cudowną rzeczą, jaką zgotował jej los. Zastanawiała się,
co ma dla nich jeszcze w zanadrzu
***
Wielka sypialnia urządzona w kolorach srebra i zieleni była
oświetlona niezliczoną ilością świec. Nie zauważała tego, on zresztą też. Czuła
jedynie jego dłonie na swoim ciele. Te delikatne palce wędrujące po każdym
kawałku jej skóry. Usta złączone z jej ustami, języki tańczące tylko sobie
znany taniec. Zapach jego perfum doprowadzający jej zmysły do szaleństwa.
Pośpiesznie ściągane ubrania. Szaroniebieskie oczy przypominające zburzony
ocean. Zatapiała się w nich niczym w otchłani. Dłonie wplątane w jego jasne
kosmyki. Zerwała się i usiadła. Rozglądając się dookoła uświadomiła sobie, że
jest w swojej sypialni. Jej oddech był przyśpieszony, a myśli galopowały w jej
głowie. To był tylko sen. Wstała i narzucając na siebie szlafrok. Zeszłą po
schodach na dół do kuchni. Złapała za szklankę i nalała do niej zimnej wody.
Upiła łyk, usiadła i opierając głowę o blat stołu rozmyślała nad tym, że to nie
jest normalne. Popatrzyła na zegar wiszący na ścianie. Była 5:14. Była pewna,
ze już nie zaśnie. Do pracy miała, na 9 więc do tej godziny zostało jej trochę
czasu. Przeszłą do salonu i usiadła w fotelu biorąc do ręki książkę. Jeszcze
tylko jakieś siedemnaście godzin i znowu poczuje się wolna. Nic nie będzie jej
ograniczać, a żadne durne myśli nie będą jej nawiedzać. Jeszcze tylko siedemnaście godzin.
Dookoła zapadał zmierzch, a ona dociskając pedał gazu
zmierzała na północny zachód od Londynu. Do przejechania miała 374 kilometry i
musiała być na miejscu najpóźniej o 21:50. Nie zwracała uwagi na leżące przy
autostradzie wioski, miasta i pola. Gnała przed siebie. Nie było możliwości by
się tam dzisiaj nie pojawiła. Sms, który dostała trzy dni temu był dla niej
niczym zbawienie. Dawał możliwość zapomnienia i obietnicy stania się na chwile
wolną. Bez ograniczeń, zobowiązań i bez zmartwień. Tego właśnie potrzebowała w
tej chwili. Ostatnio coś dziwnego zaczynało się dziać w jej poukładanym życiu i
to jej się nie podobało. Potrzebowała odskoczni. Czegoś, co pozwoli oderwać się
od tego wszystkiego. Rozładować wszystkie emocje. Zbyt dużo się ich skumulowało.
Nawet pływanie już nie pomagało, a to oznaczało, że jest źle. Musi dać im
upust. Rozluźnić się, zabawić, poczuć adrenalinę. Praca dostarczała jej
adrenaliny, ale to był tak jakby inny rodzaj tego hormonu. Często pojawiający
się w stresie, co dobrze na nią nie działało. Nawet Bill zauważył, że zwykle
skupiona na pracy Hermiona ostatnio jest rozkojarzona. Trzeba to było zmienić.
Zamierzała wrócić do swojej równowagi i nic nie zmieni tego postanowienia.
Nazywa się Hermiona Jane Granger i jest panią samej siebie, która zawsze panuje
nad swoim życiem. Minuty leciały, a ona pokonywała kolejne kilometry. Dokładnie
o dwudziestej pierwszej czterdzieści pięć wjechała na żwirowy parking ostro
hamując. Zadowolona popatrzyła na zegarek i uśmiechnęła się do siebie
obliczając ile zeszło jej na pokonanie tych 374 kilometrów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz