W tym samym czasie Hermiona siedziała w swoim saloniku z
kubkiem kawy w ręce. Przez otwarte okno do środka wpadał lekki ciepły wietrzyk.
Dziewczyna była nieobecna duchem. Myślała nad dzisiejszymi wydarzeniami. Była
pewna tego, że Malfoy zawsze zostanie Malfoyem, czyli zwykłym chamem. Może była
lekko uprzedzona, ale nie da się wymazać siedmiu lat upokorzeń i wyzwisk. Z
drugiej strony nie mogła zaprzeczyć, że zmienił się fizycznie. Zawsze był
przystojny, ale teraz… Typowa męska sylwetka. Pomimo koszuli widziała, że ma
dobrze wysportowane ciało. Włosy, które zawsze były ulizane, teraz niedbale
rozwichrzone z grzywką opadającą na czoło. I ten nieodzowny cyniczny uśmieszek
oraz stalowo-błękitne oczy. Jak otchłań morza. Wypiła kawę i postanowiła
oderwać się od tych niedorzecznych myśli. Spakowała rzeczy i teleportowała się
przed wejście na basen. Była to jedna z niewielu rzeczy, która ją odprężała.
Kiedy tylko wskoczyła do chłodnej wody, wszystkie problemy znikły. W takich sytuacjach
uwielbiała pomysłowość zwykłych ludzi. Dziękowała w duchu, że wynaleźli
wodoodporne odtwarzacze, dzięki czemu mogła słuchać ulubionej muzyki. Myślała o
tym, co było kiedyś przed Hogwartem. O planach zostania, zawodową pływaczką. Tak.
Panna Granger, jako dziecko chciała zrobić karierę pływaczki. Miała 4 lata, gdy
rodzice zapisali ją na lekcje pływania. Pokochała ten sport. Z roku na rok była
coraz lepsza. Dlatego zakwalifikowała się do dziecięcej grupy pływackiej, która
brała udział w różnych zawodach. Przeważnie
zajmowała w nich wysokich miejscach. Jej plany zmieniły się kiedy mając 11 lat
trafiła do Hogwartu. Musiała porzucić treningi z powodu wyjazdu. Chociaż
uwielbiała to miejsce, jego tajemnicę, książki i historie. Nie raz tęskniła za
porzuconym marzeniem. Zdawała sobie sprawę, że taka przerwa w treningach
skreśla ją, jako zawodniczkę. Nikt z przyjaciół, nie znał tej części jej życia.
Nie lubiła o tym opowiadać. Po godzinie przepłynęła 140 długości. Wyszła z
basenu i ruszyła do szatni. Pół godziny później była już w domu. Z nowa energią
do życia.
***
O godzinie 11 weszła do biura szefa bez pukania. Nie mogła postąpić
inaczej, sekretarki szefa nigdzie nie było.
- Cześć szefie.
- Cześć. Nie nauczyli cię pukać?
- Wybacz trudno się puka z zajętymi obiema rękami. Masz
ochotę na kawę? A może na drożdżówkę? - za
pleców wyciągnęła dwa kubki kawy i torebkę z drożdżówkami.
- Zawsze wiesz jak mnie przekupić, by nie dostać po głowie. Dawaj.
- Ja? No, co ty? - Roześmiał się widząc, jej próbę przyjęcia
niewinnej miny.– Trzymaj - podała mu kubek i torebkę
- Siadaj.
- Dzięki, ale jestem padnięta. Do tego jeszcze musze jechać
do Malfoyów.
- No właśnie słyszałem, że spotkałaś w końcu Młodego.
- Młodego?
- No Dracona.
- Nawet mi o tym nie przypominaj. Ale z tego, co widzę to
dobrze ich znasz.
- Chyba tak. Poznałem ich trzy lata temu na balu
dobroczynnym na rzecz naszego szpitala, który organizujemy, co rok.
- Balu dobroczynnym? Jestem tu od półtorej roku i jakoś,
żadnego balu nie kojarzę.
- Bal był miesiąc wcześniej, zanim przyszłaś. A co do
tegorocznego, nie mówiłem ci, że jest za 2 tygodnie.
- Nie – zdziwiona popatrzyła na niego.
- Jakoś musiało mi to wylecieć z głowy. A wracając do tematu.
Poznałem ich trzy lata temu na balu. Potem zacząłem z Lucjuszem grywać w golfa.
Chciałem przez to zdobyć nowego sponsora, co jak wiesz udało mi się. Wtedy też
zostałem ich lekarzem. Zdarzyło mi się być kilka razy u nich na kolacji. I tak
jakoś się potoczyło, że nasze relacje stały się nie oficjalne. Potem się zaprzyjaźniliśmy.
Międzyczasie poznałem dobrze ich syna. I tak to wygląda.
- Jesteś nie możliwy. Znajdziesz język z każdym. Nawet z
takimi ludźmi – jej twarz wykrzywił grymas.
- Przesadzasz. Za bardzo ich demonizujesz.
- Uwierz mi, zdążyłam poznać ich z innej strony niż ty. Może
jedynie Pani Malfoy, nigdy nie była dla mnie niemiła i opryskliwa. Raczej po
prostu mnie olewała. Ale jakoś nad tym nie ubolewałam. No dobra moja przerwa
się skończyła. Idę na oddział, bo jeszcze dostane naganę od dyrektora za
obijanie się – uśmiechnęła się i wstała.
- Tak idź, bo ten potwór na pewno się o tym dowie.
- Na razie potworze – pokazała mu język i śmiejąc się wyszła
z pokoju.
***
- Proszę bardzo, niech pani to wypiję.
- Dziękuję. – Narcyza przyglądnęła się dziewczynie – Pani
doktor…
- Proszę mi mówić po imieniu. – do pokoju wszedł Lucjusz.
- Dobrze, będę pamiętać. No w końcu przyszedłeś. – kobieta
zwróciła się do męża.
- W takim razie ja już zostawię państwa samych.
- Hermiono poczekaj. Prosiłam męża, by przyszedł żeby coś ci
powiedzieć.
Dziewczyna zaciekawiona popatrzyła na arystokratyczne
małżeństwo.
- Proszę usiądź na chwilę – wykonała prośbę swojej pacjentki
i zajęła wskazane krzesło. Lucjusz stanął z drugiej strony łóżka trzymający żonę
za rękę – Hermiono. Najpierw chcieliśmy podziękować za twoją opiekę nade mną.
- Nie ma, za co.
- Jest – do rozmowy wtrącił się Lucjusz – ze względu na
przeszłość mogłabyś odmówić.
- Mój mąż ma rację. My… my chcielibyśmy przeprosić cię za wszystko,
co złego mówiliśmy i zrobiliśmy. Tak naprawdę myliliśmy się, co do ciebie.
Osoby, takie jak ty wcale nie są gorsze od czysto krwistych czarodziejów. I ty
jesteś na to najlepszym dowodem. Mam nadzieje, że jesteś w stanie nam to
wybaczyć.
Dziewczyna zszokowana wpatrywała się w twarze Malfoyów. Nie spodziewała
się czegoś takiego. Nie po nich. Nie po tych wszystkich latach.
- Powiem szczerze. Zaskoczyli mnie państwo. Bardzo mnie
cieszy, że zrozumieli państwo, że ja i czarodzieje z rodzin, w których są
normalni ludzie nie różnią się od czarodziejów czystej krwi. Mogę tylko powiedzieć,
że postaram się państwu wybaczyć. Chociaż nie ukrywam, że będzie to dla mnie
trudne. Od razu chciałabym zaznaczając, że nie tyczy się to państwa syna.
Przepraszam, ale muszę już iść. – wyszła dalej zszokowana. Wsiadła do auta, nie
wiedziała jak dojechała do domu. Sama była w szoku. To wszystko nie mieściło
się jej w głowie. To wszystko do nich nie pasowało.
***
Dzień był upalny. Dlatego, gdy słońce zaczęło zachodzić, a
powietrze trochę się schłodziło wyszła z książką do ogrodu. Po dusznym dniu w
szpitalu i wizycie u Malfoyów chciała odpocząć. Cieszyła się, że kolejny dzień
z rzędu nie spotkała młodego arystokraty.
- Hermiona! – usłyszała, że ktoś woła ją z jej holu.
- Jestem w ogrodzie.
Po chwili na leżaku obok niej siadła Ginny.
- Zbieraj swój tyłek, przebierz się i idziemy na jakąś imprezę.
- Nie chce mi się. Ty pójdziesz z Harrym a ja, co? Wole
zostać i poczytać książkę.
- Nie zachowuj się jak Hermiona za czasów nauki w Hogwartcie.
A Harry nie idzie, bo jest na jakiejś misji i zapewne wróci gdzieś nad ranem.
- I twój mąż zgodził się byś szła ze mną na imprezę? – z
powątpieniem popatrzyła na przyjaciółkę.
- On nie musi się zgadzać. Mam ochotę to idę. Przecież nie
będę podrywać innych facetów. Zbieraj się masz 20 minut.
***
Nowoczesny klub w centrum Londynu. Jedno z najbardziej
obleganych miejsc. Gdy wchodzi się do środka od razu czuć klimat tego miejsca.
Półmrok rozświetlają kolorowe światła.
Naprzeciw wejścia znajduje się bar. Za którym przystojny i miły barman
poda ci drinka. Pod ścianami ustawiono stoliki i małe sofy, na których można
przysiąść, by odpocząć. Zostawiono kawałek miejsca, żeby pod jedną ścianą na
podwyższeniu zrobić miejsce dla DJ’a. Pokaźnych rozmiarów środek klubu zajmował
parkiet, na którym bawili się ludzie. W tym tłumie zauważyć można było dwie
dziewczyny. Tańczyły nie zwracając uwagi na to, że co chwile jakiś chłopak
próbował się do nich dołączyć. Przyszły tutaj nie na podryw tylko potańczyć.
Hermiona była wdzięczna Ginny, że ta wyciągnęła ją z domu. W końcu mogła się
rozerwać. Ostatnio dużo czasu spędzała na basenie, żeby się od stresować.
Pomagało jej to. Potrzebowała jakiejś rozrywki. Czasu spędzonego z
przyjaciółką. Przymknęła oczy i dała ponieś się w świat muzyki. Zirytowała się,
gdy poczuła, że ktoś stojący za nią kładzie ręce na jej biodrach. Do tej pory,
żaden z chłopaków, którzy próbowali do niej uderzyć nie był tak bezczelny. Gdy
chciała się obrócić i powiedzieć dosadnie temu osobnikowi by spadał, on mocniej
przytrzymał ją by nie mogła wykonać tego ruchu.
- Za każdym razem coraz bardziej mnie zadziwiasz. W tej
sukience wyglądasz bardzo apetycznie. – zmroziło ją. Pomimo tego oraz mocnego
chwytu odwróciła się i popatrzyła na chłopaka stojącego przed nią.
- Łapy przy sobie Malfoy. Ginny wychodzimy pojawiło się tu
za dużo orangutanów.
- No to chodźmy – ruda bez sprzeciwu ruszyła do wyjścia.
- Pójdziesz, jak ze mną zatańczysz Granger. – złapał ją za
rękę.
- Nie mam najmniejszego zamiaru. Wybacz, ale jak już mówiłam
nie tańczę z orangutanami. W tej chwili mnie puść, albo pożałujesz.
- Nie widzę tu Wesleya, więc nie ma orangutanów. A co ty
niby możesz mi zrobić? – popatrzył na nią z kpiną. Nawet w wysokich szpilkach
była prawie pięć centymetrów niższa od niego.
- Zrobiłeś wielki błąd Malfoy… – zanim ruda dokończyła
mówić, chłopak się o tym przekonał. Hermiona walnęła go z kolana w czułe
miejsce, po czym złapała i wykręciła do tyłu rękę. Stała teraz za nim.
Nachyliła się i cicho szepnęła.
- Jak mówię puść to znaczy, że masz puścić. Zapamiętaj to sobie. –
Odepchnęła go od siebie. Nie spodziewał się tego i dlatego upadł na ziemie. Zanim
się podniósł zauważył, jak odchodzi w stronę drzwi. Był wściekły. Chciał się
odegrać, chociaż nie wiedział jeszcze jak. Ta pewna siebie gryfonka zarówno go
denerwowała jak i pociąga. /o zgrozo
odbija mi. Muszę się napić/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz