poniedziałek, 4 czerwca 2012

Zagadki przyszłości - odc. 21


- Ginny! – wpadła do mieszkania rudej od razu, gdy zobaczyła jak auto Zabiniego odjeżdża spod jej domu.  Z salonu wychyliła się ruda głowa.
- Zgodziłaś się– Hermiona rozsiadła się w fotelu
- Tak, ale jakbyś widziała jego pewną i zadowoloną minę. Miałam ochotę walnąć go w ten pusty łeb. Dlaczego akurat mnie musi spotykać takie coś?
- Normalnie, jesteś ładna i Blaise cie lubi
- A Ron jest papieżem – przewróciła oczami. – Dalej jesteśmy umówione na jutrzejsze zakupy?
- Pewnie, ale po czternastej, bo wtedy kończę pracę. Wpadnę po ciebie do antykwariatu.
- Świetnie, musze kupić sukienkę. Zabini powiedział, że ma być to strój…
- Elegancki, ale nie sztywny – dokończyła za przyjaciółkę
- Skąd wiesz?
- Założyłam, że idziesz z Zabinim tam, gdzie ja, czyli do Malfyów.
- Chyba nie powiesz mi, że Draco cię zaprosił.
- Zgłupiałaś do reszty? Myślisz, że poszłabym z nim na jakakolwiek imprezę? Idę z Billem
- Znając ciebie nie, ale zawsze mogłaś zrobić wyjątek.
- Nie zrobię wyjątku. Malfoy to zakochany w sobie dupek, z którym nie chce mieć żadnego odczynienia.
- Ale przyznaj, że jest przystojny. – popatrzyła na Hermionę wyczekująco 
- Dobra Gin wygrałaś. Jest przystojny, ale nie zmienia to faktu, że jest zakochanym w sobie dupkiem, który nie widzi nic poza czubkiem swojego nosa i damskich majtek. Za to ty sama musisz przyznać, że Zabini też jest niczego sobie.
- Wiesz, co? Ja może przyniosę jakieś wino.
- Popieram. – takim sposobem przegadały prawie cały wieczór i noc. Dopiero o czwartej nad ranem Hermiona uświadomiła sobie, że powinna wstać o siódmej by na ósmą być w szpitalu, a ona jeszcze nie śpi. Jak najszybciej teleportowała się do własnej sypialni. Kiedy bezlitosny budzik dał o sobie znać miała ochotę zakopać się głębiej w ciepłej pościeli, a głowę schować pod poduszkę. Próbowała zignorować natarczywy dźwięk, ale nie potrafiła. Zwlekła się i bezlitośnie uderzając w przycisk wyłączyła budzik. Powłócząc nogami poszła pod prysznic. Godzinę później w lepszym stanie i z dużym kubkiem kawy weszła do szpitala.
- Hermiona! – Sara zatrzymała ją przy widzie
- Co jest?
- Bill prosił żebyś do niego się zgłosiła zaraz po przyjściu do szpitala.
- Dzięki. Mam nadzieję, że niczego nie przeskrobałam
- Na pewno chce cię zwolnić.
- A ty tylko na to czekasz, by zająć moje miejsce.
- Liczę na to z każdym twoim wezwaniem do dyrektora – uśmiechnęła się do szatynki.
- To licz dalej, bo tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. – roześmiały się i każda poszła w swoją stronę. Wyjechała winda na odpowiednie piętro i przeszła do końca korytarza.  Zapukała w drzwi i po zaproszeniu weszła do środka.
- Cześć szefuniu, podobno mnie wzywałeś.
- Tak, siadaj.
- Co przeskrobałam tym razem, że trafiłam na dywanik?
- Pierwsze to, że siedzisz tutaj z kubkiem kawy, a nie masz go dla mnie.
- O przepraszam, nie wybierałam się do szefunia, więc nie przyniosłam kawy.
- No trudno. Chciałem twojej konsultacji odnośnie Franka Marcolla. Eliksiry przestały działać, a jego serce jest w coraz gorszym stanie.
- Pokaż jego kartotekę. – wzięła teczkę i zaczęła czytać. Przyglądał się jej jak wstała i krążąc po jego gabinecie zapoznaje się z ich treści i mamrocze coś pod nosem sama do siebie. W tym czasie on zastanawiał się jak to możliwe by tak piękna i mądra kobieta była sama. Przecież faceci zapewne pozabijaliby się o to by z nią być, ale ona dalej była sama.
- Dobra już wszystko wiem. – usiadła znowu naprzeciwko niego.
- I co o tym sądzisz?
- Eliksiry raczej już tutaj nie pomogą. Skutki choroby są za duże by mogły zadziałaś w stu procentach.  Niwelują ból, ale nie przyczynę i skutki choroby.
- Tak jak sądziłem. Miałem jednak nadzieję, że coś przeoczyłem i będzie dało się coś zrobić. Wychodzi, że niestety nie będziemy w stanie mu pomóc. Jedynie tylko uśmierzać ból.
- Jest jedno wyjście, ale radykalne i do tego mugolskie.
- Co masz na myśli?
- Można przeprowadzić operację chirurgiczną i zoperować serce. Musiałby się na to zgodzić. Jest to ryzykowny zabieg, ale może być skuteczny.
- Przeprowadzisz go?
- Ja!? – tego nie brała pod uwagę. Przecież nie była chirurgiem
- A kto inny? Jako jedyna masz skończone mugolskie studia i wiesz, o co chodzi. Przecież nie pozwolę tego przeprowadzić jakiemuś magomedykowi, który nie ma pojęcia o mugolskim leczeniu.
- Ale ja nie wiem czy dam radę. Zajęć z chirurgii miałam niewiele.
- Dasz radę, wierze w ciebie. Musimy porozmawiać z Frankiem i ustalić wszystkie szczegóły. – takim to sposobem panna Granger, vice - dyrektorka szpitala św. Munga została wplątana w operację na otwartym sercu. Nie to wcale dla niej nie była radosna nowina. Kończąc studia mugolskie, nie brała czegoś takiego pod uwagę. Z pracy wyszła godzinę później niż powinna. I jak najszybciej skierowała się na Pokątną do antykwariatu Ginny.
- Przepraszam za spóźnienie, ale nie dałam rady wyjść wcześniej.
- Nic się nie stało. Gotowa?
- Pewnie. – wyszły na ulicę i teleportowały się w zaułek koło dużej galerii w Londynie, gdzie postanowiły udać się na zakupy. Kilkugodzinny maraton po butikach zakończyły w kawiarni. Gdzie odprężyły się przy kawie i ciastku.
***
Kolejny dzień był dla niej jednym z cięższych dni. Wraz z Billem odbyła rozmowę z Frankiem Marcollem. Z jednej strony ta operacja była jedyną nadzieją dla pacjenta, z drugiej dla niej lepsza opcją było to by zabieg się nie odbył. Bała się tego, że nie da rady. Po długiej rozmowie Billa z Frankiem mężczyzna zgodził się na zabieg. Weekend minął jej spokojnie. Dla relaksu w piątek wieczorem rano wsiadła w samochód i dociskając pedał gazu do podłogi. Pojechała do małej miejscowości położonej na samym końcu północnej części Anglii. Zatrzymała się w małym motelu. Całe dwa dni spędziła chodząc po plaży. Nie była to plaża tak ciepła jak w miasteczku nad Lazurowym wybrzeżem, gdzie miała swój dom. Niestety pomimo wolnego weekendu łatwiej jej było pojechać na północ Anglii niż, na południe do Francji. Zajęłoby to za dużo czasu choćby dla tego, że z dwie, trzy godziny schodzi na samo pokonanie kanału La Manche i do tego związane z tym opłaty. Spacerowała po plaży patrząc na zachmurzone niebo i fruwające mewy, które co chwile nurkowały próbując coś wyłowić ze wzburzonych fal. Pogoda nie była zachęcająca, dlatego była na plaży sama. Cieszyło ją to, dzięki temu mogła spokojnie oddać się swoim myślą. Zdarzało jej się właśnie od czasu do czasu uciec z daleka od codziennego zgiełku Londynu. Myślała wtedy nad sobą i swoim życiem. Ładowała baterię na kolejne miesiące. Nadchodzący tydzień zapowiadał się ciężko i stresująco. Nadchodząca środa paraliżowała ją. Pierwszy raz w życiu magomedyk Hermiona Granger czuła strach przed pracą.  
***
Przekroczyła z obawą próg swojego gabinetu. Zaraz za nią pojawiła się magopielęgniarka z informacja, że szykują sale do operacji.
- Hermiona? – w progu pojawił się Bill.
- Cześć szefie.
- Jak się czujesz?
- A jak mam się czuć, za chwilę będę grzebać komuś w sercu, napawa mnie to radością jak śnieg w lecie. Kogo przydzieliłeś mi do asysty?
- Siebie.
- Przynajmniej to jest duży plus. – wzięła trzy głębokie wdechy – Dobra, raz kozie śmierć idziemy. Postępowała zgodnie z wszystkimi wskazówkami, jakich nauczyła się w czasie studiów. Krok po kroku recytowała z pamięci. Poprosiła pielęgniarkę, że kiedy poleje dłonie eliksirem dezynfekującym ta za pomocą zaklęcia ubierze jej rękawiczki lateksowe. Fartuch, maseczka ochronna na twarz i czepek na włosy. Zszokowała się, gdy zobaczyła, że jedna ze ścian została zmieniona w szkło tworząc przy tym oddzielną salę z widokiem na blok operacyjny. W pomieszczeniu siedziała spora część jej współpracowników i kolegów z pracy. Wszyscy przyszli zaciekawieni tym, co będzie robić Hermiona Granger. Podeszła do stołu, na którym leżał pacjent. Został uśpiony i znieczulony za pomocą eliksirów, a wyznaczona do tego uzdrowicielka miała pilnować by w takim stanie został do końca zabiegu. Z duszą na ramieniu wzięła skalpel do ręki i przyłożyła go do klatki piersiowej pacjenta. Wskazała Billowi, by stanął naprzeciwko niej i wziął odpowiednie przyrządy. Jednym pewnym ruchem rozcięła skórę, tkankę tłuszczową i mięśnie. Przejeżdżając w miejscach chrzęstnych łączących żebra z mostkiem dostała się do serca. Tutaj zaczynała się trudniejsza część zadania. Popatrzyła na szefa, który kiwnięciem głowy dawał jej do zrozumienia, aby robiła swoje. 
- Bill mam pomysł! – to rozwiązanie wpadło jej do głowy w tym momencie.
- Jaki?
- Niech przyszykują eliksir gojący, regenerujący, uzupełniający i wzmacniający z dodatkiem wyciągu z żuka wschodnioeuropejskiego. To, co będę musiała zrobię sposobem mugolskim, ale delikatniejsze ubytki potraktuję bezpośrednio eliksirami. Tak samo do szycia klatki piersiowej spróbuje dodać eliksir gojący, dzięki czemu rana powinna szybciej się zregenerować.
- Grace słyszałaś – Bill zwrócił się do pielęgniarki stojącej przy drzwiach. – Jak najszybciej przynieś eliksiry. W tym czasie ona wycięła obumarłą tkankę. Kiedy dostała eliksiry, ostrożnie w niewielkich ilościach zaczęła polewać nimi serce. Patrzyła na to, co się będzie dziać. Z ulgą wypuściła powietrze widząc lekką regenerację. Zabrała się za szycie. Założyła kilka szwów i zastosowała eliksir. Po czym założyła opatrunek. Pacjenta przetransportowano na oddział, a ona po przebraniu się opadła na fotel w swoim gabinecie. Była zmęczona, ale nie mogła wrócić do domu. Musiała zostać by w razie konieczności być na miejscu i móc zając się pacjentem. Wcześniej przekazała lekarzowi dyżurnemu wszystkie wskazówki i w razie czego kazała się wezwać. Położyła się na sofie i zasnęła. Kiedy obudziła się była ósma rano. Przespała czternascie godzin, ale nie to ją zdziwiło. Zszokowana była tym, że obudziła się w swoim łóżku. W końcu z tego, co pamiętała położyła się na sofie w swoim gabinecie. Usłyszała odgłos wody gotującej się w czajniku. Wstała i narzucając szlafrok zeszła na dół. Przekroczyła próg kuchni i poczuła się jakby nogi wrosły jej w podłogę.
- Co ty tu robisz?! – było to jedyne zdanie, jakie była zdolna wypowiedzieć. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz